Felicji i Tymoteusza - wszystkiego dobrego
Basia Krafftówna. Żelazny kotek. Wspaniała, fenomenalna aktorka, z nieograniczoną wyobraźnią, sercem, nieskończenie doskonałym poczuciem formy, o dokonaniach artystycznych rządzących do dziś naszą masową wyobraźnią. Śliczna. Drobniutka. Kobieca. Filigranowa. O bardzo charakterystycznym głosie i sposobie interpretacji piosenek oraz podawania point na scenie. Delikatna i ulotna z siłą i wytrwałością mocarza, gladiatora. Wiecznie uśmiechnięta i skora do żartów, często „świńskich”, opuszczająca spotkania towarzyskie jako ostatnia w szampańskim humorze. Wielbicielka piwa, golonki i czekolady w płynie, entuzjastka życia, drobnych codziennych przyjemności, no i miłości, przyjaźni wiecznie spragniona ludzkich kontaktów. Puszczająca oczka do wszystkich, kumpel i trzpiotka z lwim sercem.
Bardzo chora przez całe życie na astmę, dusząca się papierosami, złym powietrzem, kurzem, dymem i złą atmosferą.
Przeżyła tytaniczne życie przerywane wieloma osobistymi tragediami, żałobami, nieszczęściami, rozstaniami z najukochańszymi, ale życie niesione miłością do tego życia, do pracy, teatru, do ludzi.
Żelazny kotek, tak ją nazywałam.
Żegnaj. Do zobaczenia Kochana. Pewnie już coś tam opowiadasz i puszczasz oczka do aniołów, nie sprowadź ich na złą drogę, bo Tobie z Twoim wdziękiem i talentem, może się to udać. Kochaliśmy Cię tu wszyscy, w Fundacji, teatrach, na ziemi, wszyscy. ❤️🖤 Baw się tam dobrze, podobno do końca tutaj byłaś przytomna i powiedziałaś na koniec – no dosyć tego! 🖤❤️
Agnieszkii - wszystkiego dobrego
Dawno nie pisałam, bo co tu pisać, a z drugiej strony, to co się dzieje jest nie do opisania.
Dziś Dzień Babci, trochę ponad dwa lata temu, w listopadzie 2019 byłam na koncercie Cher, wyszła w tym słynnym kostiumie, czyli prawie nago, przywitała publiczność i życzyła przyjemności – zaczynam- krzyknęła- a swoją drogą, ciekawa jestem co dziś wieczorem robią wasze babcie! – i zaczęła. 30 piosenek, 30 morderczych przebiórek i cały czas tańcząc. Śpiewała genialnie. Praca nie do opisania. Babcia.
Wszystkim Babciom, wszystkiego dobrego. Zdrowia, sił i optymizmu.🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺
Izydora i Makarego - wszystkiego dobrego
Taki prezent noworoczny Dziękuję bardzo
https://www.facebook.com/100052209715289/posts/409766924106961/?d=n
Cudowny „Wiśniowy sad” w Teatrze Polskim. Obejrałem w wieczór sylwestrowy, świadomie powierzając się w oszalałej Polsce temu, co niedoraźne, sprawdzone.
Krystyna Janda, która wyreżyserowała ten koncert gry aktorskiej, wątków, zasadnej i budującej świat scenografii i świateł, namalowała obraz. Właśnie tak: patrzyłem na spektakl jak na wspaniały obraz, jak zdarza mi się przed arcydziełami. Wyobrażając sobie i czując wibracje postaci, pulsowanie ich związków i samotności. Co scena, to inna malarska odsłona. A kiedy niezwykła Grażyna Barszczewska – Raniewska – w czerwonej sukni staje na środku sceny, przysięgam (przysięgam!), że przez zmrużone oczy widzę „Panny dworskie” Velazqueza, choć centralna figura to nie doświadczona Raniewska, lecz dziewczynka, i nie w czerwieni, lecz w dekorowanej bieli.
Dramat Czechowa wydał mi się – znowu, ale wybitnie tym razem – rzeczą o wielu samotnościach we wspólnym, rodzinnym lub pararodzinnym przebywaniu. W jednakiej, lecz rozproszonej szamotaninie. Każdy jest niby z innymi, ale każdy jest sam ze swoimi obsesjami, marzeniami, troskami, udrękami. Raniewska jest samotna nawet wobec samej siebie, sama dla siebie niepojęta w swojej rzutkości, nieświadomości. Ledwie dotknięta przez nieuchronność utraty sadu, już jest myślami gdzie indziej, we Francji, ale ciągle w sobie samej, w rozmarzonym oderwaniu od rzeczywistości. Jest w miejscu, gdzie osierocilo ją rozmarzone dorastanie, które to wieczne rozmarzenie sprawia, że myślimy miarą ideałów, nie – miarą życiowej prawdy. Gdzie postępujemy jak we śnie, nie zważając na życie, rozdając złote pięciorublówki nawet jeśli domownicy nie mają co jeść. Jak gdyby trzeba było być bardziej wierny sobie samej, wyobrażonej, niż najbliższym, z kości i krwi…
Jak boleśnie uwikłana w swoją zabieganą troskliwość i poczucie odpowiedzialności za dom rodzinny jest Waria (wielka Dorota Landowska).
Jak silny w działaniu i bezradny w wyrażaniu uczuć jest Łopachin (prawdziwy i wiarygodny Szymon Kuśmider)…
Jak monumentalnie wzruszający jest stary sługa Firs (wspaniały Krzysztof Kumor)…
Wszyscy, powiadam: wszyscy artyści znakomici, poruszani wewnętrzną prawdą i wizją Krystyny Jandy. Świadomi własnego potencjału tragizmu i śmieszności.
Uwielbiam taki teatr. Idący wymierzonym krokiem, mądrością autora, świadomie wyrzekający się ambicji by podążać nienaturalnie wyciągniętą nogą.
Tak, było kilku geniuszy w historii. Czechow, Szekspir… Potrafić im zaufać to wielki dar mądrości i wewnętrznego porządku. Nie trzeba im niczego dorzeźbiać. Wystarczy długo do nich dojrzewać, w splocie z włąsnym artystycznym i życiowym doświadczeniem, i – jak w tradycji ikony – skomponować na nowo w duchu rozmowy z widzem i autorem. Dodając swoje, nienaruszające oryginału, lecz pozostawiające na nim własny znak wodny. Pięknie, Krystyno Kochana. Pięknie, wszyscy Państwo Aktorzy i Twórcy!
Wzruszony byłem przez caly wieczór. Przedstawieniem, obrazami, okrzykami, które tak znacząco wyrywają się postaciom Czechowa. Skrzyżowaniem samotności ze wspólnotą losu tych biednych ludzi.
Aha, jeszcze odkrycie: Dorota Bzdyla w roli Ani. Dojrzała w swojej zakochanej młodości i kruchym rodzinnym losie.
Dziękuję wszystkim i każdym, Jarosław Mikołajewski
A wszystkim i każdym nam – wszystkiego dobrego. Po prostu.
Mieczysława i Mieszka - wszystkiego dobrego
Nadszedł 2022. Boimy się go jak nieszczęścia. Straszą czwartymi, piątymi falami pandemii, cenami gazu i prądu a co za tym idzie wszystkiego. Boimy się o nasze dzieci i wnuki, młodzi psychicznie najsłabsi prawdziwie nie radzą sobie w tych czasach a to o ich serca i dusze walczy „ władza” i kościół. Śmierć stała się codziennym towarzyszem, niestety także głupota i nienawiść. Kłamstwo przestało być wstydem a chamstwo i cwaniactwo jest podziwiane. Zyskaliśmy poczucie zagrożenia w każdej sprawie a sprawa własności materialnej i intelektualnej właściwie nie istnieje. Tylu ludzi ma złą wolę, tylu okazało się złych i głupich, że nie wiadomo jak żyć. Polak – zaczęło brzmieć wstydliwie i podejrzanie. Polskość – groźnie.
Narodowcy rosną w siłę i dyszą chęcią porządkowania spraw według nich. Chorzy – bezradni, dzieci -samotne, starzy – bez przyszłości, ptaki – uciekają, zwierzęta się kryją, lasy – znikają. Prawo znaczy pięść.
Wołanie o człowieczeństwo, miłość, czułość, empatię, rozsądek trafia gdzieś…nie wiadomo gdzie, podczas kiedy ludzie, dzieci umierają bez pomocy na granicy w akompaniamencie okrutnych komentarzy i złych życzeń.
Przestaję wierzyć że ludzi dobrej woli jest więcej. Choć garstka tych wspaniałych, dzielnych, niosących pomoc i ratunek trzyma przy nadziei i życiu.
Życzę nam przełomu i powrotu człowieczeństwa w 2022.
Służbo zdrowia, dziękujemy i życzymy sił i wytrwałości.
Adama i Ewy - wszystkiego dobrego
Od kilku dni liczba zgonów covidowych waha się między 560 – 650, dochodzi do 770. Nikt już, mam wrażenie, nie panuje ani nad pandemią ani nad tym krajem.Lecimy na „ wolne koło” jak mawia Jerzy Stuhr. Podobno czeka nas za chwilę prawdziwe tsunami zakażeń, po świętach, fala nieuchronnych śmierci, przepełnionych szpitali a od stycznia Nowy Ład, czyli, jak mówią, absurdalny, niesprawiedliwy i całkowicie wadliwy system, mający nas okraść ze wszystkich pieniędzy. W każdym razie okraść tych którzy pracują, tym leniwym, nic się nie stanie. A poza tym? Idziemy na czołowe zderzenie, ze wszystkim i wszystkimi. Każdego dnia zdarza się tyle absurdów, kłamstw i podłości, że nic już nie robi wrażenia, raczej jest jedno ogólne wrażenie śmiertelnej opresji i bezradnego tkwienia w gigantycznej pułapce.
Ratują nas ludzie, przyjaciele, praca, ratuje nas sztuka, teatr, filmy, książki.
Dziś w nocy słuchałam książki Krzysztofa Vargi TROCINY , cytuję fragment o teatrze…
gdy mnie erotycznie nie pociągała, w tym była sprzeczność naszego małżeństwa.
Ponieważ chciała, czasami chodziliśmy do teatru, którego szczerze nienawidzę, bo czuję się w nim zniewolony, w przeciwieństwie do kina – bez względu na to, co akurat wystawiane jest na deskach i pokazywane na ekranie. Teatr terroryzuje widza, każe mu się sobą zachwycać, żąda pełnej akceptacji, każe wpadać w ekstazę, udając intelektualne głębie, zbyt często pokazuje jałowość i pustkę, a jednocześnie nie pozwala wyjść w trakcie przedstawienia, gdyż byłoby to nie tylko źle widziane, ale świadczyłoby o prostactwie tego, kto wychodzi, wychodzenie z filmu jest zaś bezkarne, a człowiek wolny powinien się czuć bezkarny. Nie umiałem nigdy wyjść z przedstawienia, nawet jeśli było nieudolne, niedorzeczne bądź śmiertelnie nudne, za to potrafię bez żadnych wyrzutów sumienia i rozpaczy nad bezsensownie wydanymi pieniędzmi wyjść z kina, odczuwając przy tym ulgę. No i ten cały rytuał dzwonków wzywających na widownię, i ten pusty czas oczekiwania, aż coś się zacznie dziać, i te niewygodne krzesła, i szmer kokoszącej się publiczności, i wreszcie te długie godziny, ponieważ współczesne spektakle trwają po cztery, pięć godzin, choć przecież materii bywa tam na godzinę, ale nadęci reżyserzy uważają się za demiurgów i muszą rozciągnąć swoje nudne, nieskładne opowieści do kilkuset minut, wydaje im się, że wtedy są donioślejsze, bardziej zasadnicze, wręcz fundamentalne, że prawda o życiu i świecie jest wówczas bardziej prawdziwa, bardziej dojmująca. Chodziliśmy więc z moją byłą żoną do teatru i spędzaliśmy długie godziny wśród tłumu chrząkających snobów, egzaltowanych licealistek, zniewieściałych studentów, wśród tej całej obmierzłej warszawskiej inteligencji, moja żona, co mnie w sumie dość zaskakiwało, lubiła teatr nowoczesny i zbuntowany, a nie tradycyjny, mieszczański, nie chodziła na farsy i komedie, choć ja akurat uważałem, że to, co oglądamy w trakcie owych podobno wybitnych przedstawień, to jest właśnie farsa i komedia, a nade wszystko bezczelne kłamstwo, gdyż więcej prawdy było w głupawych komediach mieszczańskich niż w tych nadętych przedstawieniach znawców duszy ludzkiej, ale był to teatr modny, więc zapewne dlatego go lubiła, moja żona była bowiem żoną modną. Siedziałem więc godzinami, oglądając nagich, wiotkich młodych mężczyzn i nagie, grube stare kobiety, co miało zapewne nieść jakieś głębsze treści, słuchałem histerycznych wrzasków, których jednak za dobrze nie rozumiałem ze względu na fatalną dykcję aktorów, widziałem, jak aroganccy idioci masakrują Szekspira, dopisując mu swoje bełkotliwe akapity w przekonaniu, że w dzisiejszych czasach nie można już wystawiać tekstów klasycznych zgodnie z oryginałem, to oni mieli być prawdziwymi autorami owych dramatów, to ich nazwiska na afiszach miały być wydrukowane większymi literami niż nazwisko Szekspira, Calderona czy Wyspiańskiego, o ile oczywiście w ogóle wystawiano Wyspiańskiego, gdy teraz wytężam pamięć, wydaje mi się, że jednak nie, wystawiano za to, owszem, Ajschylosa, Eurypidesa i Sofoklesa, ale do każdego dopisywano coś z Marksa, Engelsa i Lenina, tak było bardziej nowocześnie i aktualnie. Każdy z owych reżyserów był w gruncie rzeczy zakompleksionym grafomanem, który dostawał szansę dopisania czegoś do dzieł niechronionych już prawem autorskim i z tej możliwości skwapliwie korzystał, niniejszym dowartościowując jednak nie siebie, ale klasyka, zatem Szekspir powinien być zachwycony, że Kartofliński dopisał mu swoje strofy, Witkacy powinien być zaszczycony, że Burakowski łaskawie go uwspółcześnił, Wyspiański musiałby oszaleć ze szczęścia, gdyby wiedział, że sam Kiełbasiński wyrzucił mu pół tekstu, a w zamian dopisał swoje trzy czwarte. Mojej żonie się to jednak bardzo podobało, ponieważ podobało się publiczności, ponieważ podobało się zidiociałym recenzentom teatralnym, ponieważ zdecydowanie nie podobało się mnie, mogę śmiało powiedzieć, że moja żona, wychodząc z teatru, była uwznioślona i ukontentowana.
Od kiedy rozstałem się z żoną, nie chadzam więc do teatrU….
Dziś Wigilia, jadę na cmentarz, odwiedzić tatę, mamę, męża i teściową. W domu już goście, ale wszyscy smutni. Nie ma się z czego cieszyć, ciepły dom, choinka i jedzenie stają w gardle.
Niech nas Bog ma w swojej opiece. Ukłony dla Was i najlepsze życzenia kochani.
Bogumiła i Dominika - wszystkiego dobrego
To co nawypisywały portale plotkarskie o moim życiu, o moich związkach, życiu, decyzjach i bieżących sprawach to same bzdury, przeinaczenia i zmyślenia. To z okazji moich urodzin niby. Ale jak mawiał Andrzej Łapicki – dla aktora źle, dobrze, byle z nazwiskiem ! Cyniczne to ale co robić. Tylko to co mówię w autoryzowanych wywiadach i koniecznie z kontekstami jest prawdą. Pozdrawiam w tym tygodniu smutnym i świątevznym🦋
Urbana i Dariusza - wszystkiego dobrego
Wczorajszy dzień urodzinowy – oszałamiający z BOSKĄ na końcu, z kwiatami, prezentami, dowodami pamięci, życzeniami, wpisami na mój temat w Internecie….
Bardzo dziękuję za pamięć i życzliwość! Za tyle pochwalnych słów! Byłam zszokowana i ilością wzmianek w mediach i ilością internetowych wpisów. Bardzo dziękuję.
Dziś rodzinne uroczystości wszystkie dzieci, wnuki i zwierzęta.
Tak lubię tę końcówkę roku, tak lubię te zimowe święta ale w tym roku wszelka radość to jak na urągowisko. Na granicy umierają ludzie, dzieci z zimna, głodu i chorób, w kraju 20 tysięcy zachorowań na covid dziennie i 600 zgonów, podwyżki cen żywności, szczególnie teraz, przed świętami…podwyżki cen gazu i prądu a od stycznia Nowy Ład i dopiero się zacznie…
Na razie dbajmy o zdrowie, uśmiechajmy się i cieszmy świętami póki czas.
Dziękuję za moje urodziny i wszystkie dowody akceptacji i szacunku, przyjaźni i wspólnoty.
Dobrej niedzieli.
Gracjana i Bogusława - wszystkiego dobrego
Dziś moje urodziny. Kończę 69 lat. Oto wywiad sprzed 2 dni. P
Newsweek: Pani Krystyno, co dobrego?
Krystyna Janda: – Nic.
Podczas ostatniego wywiadu, a było to 10 lat temu, rozmawiałem z panią pełną wigoru, pasji i optymizmu. Teraz czytam na Facebooku pani wpisy, nad którymi unosi się pesymizm, smutek, rezygnacja.
– Czarna chmura. Na to wszystko, co dzieje się dookoła, właściwie nie ma słów. Jak reagować? Skończyły się środki wyrazu.
W szkole aktorskiej tego nie uczyli. Nie przygotowali na ten czas?
– Nie. Niby zachowujemy tkankę, walczymy, żeby przetrwać. Moja fundacja prowadzi dwa teatry, gra tam około 400 aktorów. Odpowiedzialność. To nie są żarty.
Co pani czuje?
– Powiedziałam już to raz i zostałam wyśmiana, ale powtórzę: – Budzę się. Źle. Boże, co mi jest? Dlaczego się budzę nieszczęśliwa? Jest mi Polska! To boli Polska. To jak choroba nieuleczalna. Do tego, budzę się z niejasnym przeczuciem winy, że dookoła jest niedobrze. Ale potem myślę- nie ja to zrobiłam, to się tak zrobiło, z woli ludzi? W Polsce i na świecie. I mam poczucie winy. Moim zdaniem wielu ludzi ma. To problem wielu i zła kondycja życia na co dzień.
Tych wszystkich, którzy tak się z tego śmiali, pytam: – co wy teraz myślicie, patrząc na ludzi błądzących i umierających w lesie, stojących w korku karetek przed szpitalem, duszących się od covidu, umierającym samotnie. Otwieram spis numerów w telefonie i co chwila znajduję kogoś, kogo już nie ma, ale nie mam odwagi usunąć ich numerów. Nawet maili czy smsów nie usuwam. Ale nie tylko to boli. Każde wyjście do sklepu, na ulicę. Ludzie są smutni…przestraszeni, przerażeni też, w każdym razie ci co choć trochę myślą.
I ceny rosną.
– Mało jem ostatnio. Ktoś mi wytłumaczył, że głodówka jest bardzo zdrowa i miał rację. Nawet na poprawę nastroju. Jak kupię bochenek chleba, to go dzielę i zamrażam. Na tydzień mi wystarcza. Ale ceny rosną. Widzę starszego pana w sklepie, który ogląda drożdżówki i pyta ile kosztuje ta, a ile tamta. Mówię, to ja panu kupię. Zgadza się. Patrzę na koszty stałe teatrów, na prognozy rachunków za prąd, na koszty zatrudnienia ludzi. Ja to nic, samotna kobieta nie potrzebuje dużo. Dam sobie radę. Ale ludzie w ogóle są smutni, przygnębieni, nie uśmiechają się do siebie. To niby banały, ale katastrofa wisi w powietrzu, nastrój leży nisko.
Od kiedy tak jest?
– Zaczęło się już dawno, a z pandemią się pognębiło. Perspektywy się zaciemniają każdego dnia. Agresja, nienawiść rośnie. Stają jacyś bezczelni bez maseczek przed teatrem i drą się, że Janda to kurwa i dzieli ludzi. A tacy jak oni zarazili moich przyjaciół, którzy umarli.
Dzieli na szczepów i antyszczepów? Rodakom bez maseczki w sklepie zwraca pani uwagę?
– Tak. Proszę, żeby założyli maseczkę albo wyszli. Słyszę: jestem ozdrowieńcem, niech się pani ode mnie odczepi. Tłumaczę, że mnie to w ogóle nie obchodzi. -Po prostu się boję, bo pan mi cały czas chucha. Boję się zachorować i umrzeć. – Ja nie umarłem. I mój znajomy lekarz mówi ze to wszystko bzdury…- Pana znajomy lekarz powinien mieć zakaz wykonywania zawodu. I wychodzę, bo on się nie rusza.
Ale najbardziej to ostatnio granica leży pani na sercu.
– Koszmar na polskiej granicy. To jest dla mnie nie do pojęcia, nie do pojęcia sercem, rozumem, na naszych oczach ludzie potrzebujący chorzy, sa krzywdzeni, zostawiani bez pomocy zamarzają, głodują, umierają. Dzieci. Za pomoc grozi kara.
A my „murem za mundurem”?
– Czytam komentarze w Internecie. Polacy piszą, że trzeba ich polewać wodą, żeby szybciej zamarzli. Oczywiście jest grupa pomagających, indywidualnie, samorządowo, pozapaństwowo, społecznie…nasze wizytówki człowieczeństwa.
Pokazuje pani zdjęcia artystów, którzy wspierają uchodźców i pomagających.
– Ale to są jednostki. Większość zajmują ceny, dzieci „na zdalnym”, a że ktoś umiera na granicy? No trudno. – Po co tu przychodzili, niech wracają do siebie- piszą. A czasem zadają pytanie – czy kat ma wyrzuty sumienia? Odwieczne pytanie.
Za chwilę będzie „lulajże Jezuniu” i wolne miejsce przy stole wigilijnym dla wędrowca pod warunkiem, że nie będzie to uchodźca. Opowiem jedną wigilię. Zakładam krawat, wszyscy prawie gotowi do kolacji i nagle mama mówi: przyszedł do ciebie pan Władimir. Nie miałem pojęcia kto to. Okazał się studentem z Białorusi. Rozmawiam z panem Władimirem i kątem oka widzę, że dzieci się przysłuchują. Pomyślałem, że jak nie powiem „chodź do nas, zapraszamy, siadaj”, to zrujnuję wszystkie wyobrażenia swoich dzieci o Świętach. I w każdą następną Wigilię będą pamiętać o tym Władimirze.
– Kiedy moje dzieci były młodsze, zawsze miały do mnie pretensje, że ten pusty talerz jest w najgorszym miejscu stołu, na rogu. Tłumaczyłam, że stół mamy nieduży, a siadamy w 16 osób. – Nie, nie, nie – mówiły – to jest niesprawiedliwe.
Problemem, jaki pani w nas widzi, jest to, że jesteśmy bardziej zgaszeni i pełni pesymizmu, czy raczej obojętni na to, na co absolutnie nie powinniśmy być obojętni.
– Jesteśmy smutni także dlatego, że jesteśmy obojętni. Wydaje nam się – bezradni. Bo jednak mamy wyrzuty sumienia. Większość ludzi jest przerażona całą tą propagandą na temat granicy, niby zagrożeniami a jednocześnie niedobrze się czują we własnej skórze. Jak dalej żyć z tym co widzimy, słyszymy, śnimy w koszmarne noce.
Powinniśmy pomagać, powinniśmy protestować, powinniśmy krzyczeć, że nie może tak być, żeby na polskiej granicy działy się takie rzeczy, umierały dzieci. Dlaczego milczymy? Ktoś przed chwilą powiedział- za to będą w przyszłości nowe procesy norymberdzkie.
Z pasją zareagowała też pani na sprawę Barbary Kurdej-Szatan, która wypowiedziała się krytycznie o naszych wojakach.
– Zareagowałam, bo przeczytałam komentarze. Nieludzkie, ohydne. Obrzydliwe. Nie znam pani Kurdej-Szatan, ale rozumiem emocjonalny wpis matki, która ma dwójkę dzieci i słusznie protestuje przeciw losowi dzieci na granicy, który zgotowały im polskie władze także.
Ona de facto została zlinczowana.
– Po prostu nie mogłam uwierzyć, że ludzie coś takiego mogą pisać, tak jej źle życzyć i tak łatwo i bezwzględnie oceniać. 80 procent wpisów było przeciwko niej. Myślałam, że będzie 100% poparcia i nagle się okazało, jak jesteśmy obrzydliwi. Trudno uwierzyć, że tak długo mieszkało się w jednym domu z takimi ludźmi.
W ostatniej scenie „Człowieka z żelaza” Maciek Tomczyk mówi, że „Solidarność” wygrała, bo udało się zjednoczyć i już nigdy nie damy się podzielić. Ale mądrzy ludzie, na przykład Stefan Chwin, który Sierpień widział w Gdańsku z bliska, mówił, że już wtedy ten romantyczny obrazek był dla niego nie do końca prawdziwy.
– Może i widział. Ale to się stało! Udało się porozumieć. Solidarność się stała! Solidarność- jakie to piękne słowo! Dlaczego się wtedy stała? Niektórzy uważają, że tylko dlatego, że zabrakło kiełbasy. A my jeszcze mamy kiełbasy za dużo.
Czyli do serca przez żołądek?
– Radom? Ursus? Robotnicy – to oni musieli się ruszyć. A rzeczywiście iskrą był brak kiełbasy w bufecie fabrycznym.
W 1976 była jeszcze pani w szkole aktorskiej. Gdzie panią znalazł Andrzej Wajda?
– Bardzo długo szukał aktorki do „Człowieka z marmuru”. Był sfrustrowany, że nie może znaleźć takiej, „ niespodziewanej”, i prosił na zdjęcia próbne plastyczki, tancerki, nie tylko aktorki. Byłam wtedy ekstremalna, to prawda.
Papierosy Agnieszki to pani pomysł?.
– Na zdjęciach zobaczyli mnie taką, jaką byłam.
Niedawno rozmawiałem z Krystyną Zachwatowicz i zeszło na ulubionych aktorów Wajdy, bo to i Cybulski, i Olbrychski, Seweryn, Pszoniak, Radziwiłłowicz. A Zachwatowicz na to: „nie, no Krysia. Krysia, bo Andrzej ją odkrył”.
– Bardzo mi miło. Lubiliśmy pracować razem. Jak długo nie pracowaliśmy, dzwonił i mówił: tęsknię za tobą. A ja na to: – dla ciebie jestem gotowa na wszystko.
Był u Wajdy „Człowiek z marmuru”, „Człowiek z żelaza”, „Człowiek z nadziei”, a dzisiaj byłby z czego?
– Przepraszam. Z gówna.
Tak źle? Myślałem, że pani wielkodusznie powie, że może z plastiku…
– Rozmawialiśmy z Andrzejem, o czym miałaby być ewentualne kolejna część. Ale nie mieliśmy do końca pomysłu, a życie nas daleko prześcignęło. Myślę, że gdyby Andrzej robił teraz film, to nie byłby o człowieku z „naszej” strony tylko tej drugiej.
Tam jest ciekawiej?
– Wyraziściej na pewno. Jednoznacznie. Bez wątpliwości. Straszne.
Podzwoniłem trochę po pani znajomych, żeby popytać, co tam pani Krystynie leży na sercu, o co pytać. I ktoś mi powiedział: zapytaj o tę historię sprzed roku.
– Okazało się, że pani, która wtedy nas zaprosiła na szczepionkę, dostała kwiaty i medal od ministra. Nas nikt nie przeprosił.
Uważa pani, że powinien?
– Byliśmy kompletnie niewinni. Mieliśmy próbę „Alei zasłużonych” obok szpitala, który znaliśmy i dostaliśmy telefon, że możemy przyjść. W ogóle się nie zastanawialiśmy, czy jesteśmy pierwsi czy drudzy, czy można, czy nie można. Powiedzieli: są wolne szczepionki, nie ma nikogo, zmarnują się. To po prostu poszliśmy. Wszyscy byliśmy seniorami.
Banda seniorów?
– Nagle się okazało, że jesteśmy jakimiś potworami, które ukradły szczepionki potrzebującym ludziom.
Pani kolega powiedział mi, że powinni wam raczej podziękować, bo to była jedna jedyna skuteczna akcja proszczepionkowa w Polsce.
– Maciek Stuhr napisał, że Janda uważa, że dopiero po siódmej dawce można się poczuć bezpiecznie(śmiech).
Ale jest już pani po trzeciej?
– Tak. Przed tą trzecią zbadałam sobie przeciwciała. I nie miałam prawie nic!
To kiedy czwarta?
– Jak tylko powiedzą, że można i się powinno.
Była pani zdziwiona skalą burzy, która się rozpętała? W paręnaście godzin zostaliście wrogami ludu. Jak potem pani szła ulicą, to z obawą?
– Był taki moment.
Były jakieś reakcje? Komentarze?
– Wiele. Ale ja nie bardzo chodzę ulicami. Za to wychodzę co wieczór na scenę i rzeczywiście zdarzało się, że ktoś z widowni wstał i wyszedł. Ale po to kupił bilet, żeby zrobić demonstrację i trzasnąć drzwiami. Jedna para wychodziła w pierwszej części a po przerwie wracała, żeby drugi raz wyjść. Nas to już bardzo śmieszyło, przerywaliśmy i czekaliśmy aż wyjdą…
Stali się częścią przedstawienia?
– Ktoś powiedział, że powinniśmy im dawać bilety, żeby to wyjście było zawsze, dobrze się wpisywało w spektakle.
Kiedy pan pyta, jak się czuję, to myślę, że nieustanna praca, kolejne próby i premiery, to nas jeszcze trzyma w zdrowiu psychicznym i w pionie. Nie przerywamy pracy ani nie zwalniamy tempa w naszych teatrach. .
Wielu ludziom teatr jest potrzebny. To azyl.
– Przychodzą, żeby zobaczyć przedstawienie, ale też, żeby być wśród swoich, bo prawdopodobnie spotkają się z ludźmi, którzy myślą podobnie. I to też ulga, bo teraz nigdy nie wiadomo na kogo się trafi.
Ludzie lubią kiedy teatr staje się niemal publicystyką i reaguje na to co się dzieje, czy wolą „Wiśniowy sad”?
– Są tacy którzy przychodzą na „Wiśniowy sad” i cieszą się, że mogą ten klasyk dramaturgii teatralnej usłyszeć. Inni szukają aktualności. Ale np. na „Stowarzyszeniu umarłych poetów”, które zostało wyrzucone z lektur, są takie tłumy, że wciąż błagamy aktorów o terminy, żeby można było grać więcej. Ludzie przychodzą zwyczajnie na dobre przedstawienia, ale w tym wypadku też na bardzo specjalną historię o wolności, o młodych ludziach, którym dyrektor szkoły i nauczyciel tę wolność ograniczają i odbierają.
Zaprosiła pani ministra Czarnka?
– Co to w ogóle ma za znaczenie, czy jakiś minister jest na widowni czy go nie ma. Gramy dalej, młodzież płacze, wstaje, są wzruszeni. Ale Wiśniowy Sad, który zrobiłam tak jak mnie proszono – tradycyjnie, okazuje się też bardzo oblegany i potrzebny. Ład (skundlone słowo ostatnio) i harmonia są ludziom niezbędne w świecie pozbawionym harmonii i pełnym zagrożeń. Dziękuję losowi, że mi przyszło tę trudna dla nas wszystkich jesień spędzić z Czechowem.
A z jakiego teatru jest sztuka, którą oglądamy w naszym życiu publicznym? Co to jest?
– To jest coś z piekła, koszmaru.
„Jeden tam tylko jest porządny człowiek – prokurator, ale i ten, prawdę mówiąc, świnia” – Gogol pasuje do tej ekipy?
– Na początku każdego dnia się dziwiłam i oburzałam, ale teraz to tak daleko zaszło, że właściwie już tylko opadły mi ręce i stoję… Kiedyś siedziałam w kinie, ktoś krzyknął „pożar” i wszyscy rzucili się do ucieczki, tylko ja siedziałam nieruchomo i czekałam aż spłonę. I trochę tak się czuję teraz – odbywa się szaleństwo, a ja oniemiała stoję w środku. Po prostu nie mam odpowiedzi na to, jak bardzo mnie to wszystko brzydzi i zdumiewa. Odebrało mi nadzieję we wszystko. W ludzi, w ich dobre intencje. Moja mama bardzo przeżywała te ostatnie lata. Mówiłam – mamo to się kiedyś skończy – Za późno, zmarnowali mi ostatnie lata życia. Zostawiam was z niepokojem. Nie żyje od dwóch lat.
Robicie w teatrze, co chcecie, mówicie co chcecie, publiczność reaguje jak chce…
– Ostatnio widzimy działania cenzury, nie instytucjonalnej ale nakazowej, robionej przez komisarzy, bo inaczej nie można nazwać nominatów na dyrektorskich stanowiskach w kulturze. Uznany kompozytor mówi oficjalnie, że z powodów politycznych usunięto jego kompozycje z koncertu, ktoś zostaje wyrzucony z teatru, nie angażowany do filmu, są czarne listy w telewizji. Jakiś teatr zostaje zamknięty niby z powodu przepisów przeciwpożarowych. Ja mam w teatrze sprawne wszystkie systemy przeciwpożarowe i bardzo na to zwracam uwagę.
Śmierdzi to PRLem.
– Oczywiście. Mnie kiedyś zresztą też wezwano i usłyszałam, że mam zdjąć Darkroom – sztukę o przyjaźni dziadka z Radia Maryja z gejem. Powiedziałam, że nie zdejmę, więc kazali mi oddać 30 tysięcy dotacji do tej premiery. Oddaliśmy.
Czyli 30 tysięcy za wolność?
– 30 tysięcy za to, żeby można było dalej grać, bo oficjalnej cenzury niby nie ma. Niedrogo. Stać nas wtedy było. Ale to było kilka lat temu. Pierwsze wprawki władzy… Tak na dobre zaczęło się od rzekomej reformy sądownictwa.
A ogląda pani czasem Wiadomości TVP?
– Nie oglądam od sześciu lat, a nawet dłużej. Po prostu staram się nie denerwować. Ale czasem migną mi jacyś tacy dziwni eksperci i wydaje mi się, że jak mówią, to się jąkają albo im mole wylatują z ust i z uszu. Ale groźni są ci, którzy cały czas mówią szybko i głośno podłości. Stosują socjotechnikę, która nie wiem w jakiej podłej szkole zdobyli. Wiedzą, że nie mają racji, więc nie dopuszczają ani sekundy ciszy i bez zastanowienia wykrzykują podłości i oszczerwstwa…
Woli pani ciszę?
– Lubię, , żeby przez moment się zastanowić, zanim się jakąś opinię sformułuje.
Najgorsze jest to, że nie wierzę, że to wszystko o czym mówię, szybko się zmieni. Nie wierzę też dlatego że tak strasznie dużo jest tej podłości, kłamstwa i przekrętów i tak dużo ludzi , którym to pasuje. Pasuje! To jest to właściwe niestety słowo. Myślę, że kurek jest już otwarty do oporu i już wszystko wolno, także sfałszować wybory. Oczywiście chciałabym, żebyśmy wszyscy poszli głosować. Żeby się zmobilizować, a nie machać ręką.
Bo przegrać można, ale nie można nie podjąć walki?
– Także dlatego jestem absolutną wielbicielką pana Tuska. Tylko zastanawiam się ilu myśli tak jak ja.
I to zdanie pójdzie na pasku TVP: „zgniłe, zdesperowane elity III RP popierają Tuska „Für Deutschland”. Wszystkie zabezpieczenia wyłączone, kontrola władzy nie istnieje. Wybitny profesor Harvardu, niespecjalnie się mitygując, mówi mi: w Polsce już nie ma demokracji.
– No bo nie ma. I na nikim nie robi wrażenia pytanie: „jak panu nie wstyd?” Bo nie ma też już i wstydu w świecie publicznym.
Jeśli władze dostają zielone światło co cztery lata w wyborach, to jaki to wstyd, jeśli ludzie nie reagują. To ani grama optymizmu przed Świętami?
– Miejmy nadzieję, że nie mam racji.
Marii i Wirgiliusza - wszystkiego dobrego
Leżałam dziś w nocy w moim ciepłym łóżku, w wielkim domu w którym umarli moi najbliżsi, z którego wyprowadzili się ci co dorośli i poszli do własnego życia, leżałam samotnie acz w towarzystwie 11 letniego psa i trzech kotów nic nie rozumiejących, dwóch psów radośnie biegających po ogrodzie nocą, choć obaj mają już chore stawy, leżałam pod kryształowym żyrandolem prezentem od wieloletniego nieżyjącego już dziś przyjaciela, dożył prawie 100 lat a ja starałam się nim opiekować, leżałam z opuszczonymi rękoma. Smutek, bezsilność i bezradność. Jak przeżyć tę resztkę życia, która mi została? Mam setki planów, huk pracy, zobowiązania, ale nic nie cieszy, jest tylko bezradność. Znieruchomiłam na podłość, zamilkłam na kłamstwo, opadłam z sił na chamstwo, pogubiłam myśli na brak empatii. To jest prawdziwy koniec mojego świata. Jak się pozbierać? Jak żyć w tym złym świecie. W nadchodzącym roku kończę 70 lat, pracuję nieustannie, po co? Pieniądze są jakby ubocznym skutkiem tej pracy, tak było całe moje dorosłe życie, ważniejszy był kontakt z ludźmi, przyjaźń z ludźmi poprzez moją pracę a teraz tych ludzi się boję. Leże w ciepłym łóżku, na granicy umierają z zimna, wczoraj umarło znów 500 osób na skutek pandemii, w moim kraju szaleje nienawiść i oślepła głupota. Jak żyć? Wczoraj miałam długi wywiad przedświąteczny, nie umiałam sformułować ani myśli, ani zdania, skończyły się we mnie słowa i sensy. Wszystko co ze mnie wychodziło było płaskie, powierzchowne, niegodne czasu i sytuacji. Za małe. Nie umiem. Nie potrafię.
Mikołaja i Emiliana - wszystkiego dobrego
Wczoraj ALEJA ZASŁUŻONYCH we Włocławku. Świetne przyjęcie.
Podsłuchane wśród widzów:
ALEJA ZASŁUŻONYCH
– jak to można tak przeklinać w teatrze!
– a mnie się podobało, bo to nie o to chodzi.
– no wiesz, chyba się przestanę z tobą przyjaźnić!
– to przestań jak jesteś głupia.
SHIRLEY VALENTINE
– no i postawiła baba na swoim!
– ty nic nie zrozumiałeś!
– a co tu było do zrozumienia!
ZAPISKI Z WYGNANIA
– a dlaczego tego nie było mamo na historii?
– słyszałaś. 5667 osób wyjechało w 68. Bez znaczenia.
Dziś pierwsza próba generalna SŁONECZNYCH CHŁOPCÓW w Och- Teatrze.
Dobrego dnia.
Barbary i Piotra - wszystkiego dobrego
Wczorajsze ZAPISKI Z WYGNANIA bardzo „ specjalne” po śmierci naszego Bogdana Kulika. Kto był to słyszał. Panowie bardzo Wam dziękuję, jesteście wspaniałymi muzykami, gracie sercem🖤❤️Dołączyli wczoraj do nas Paweł Puszczało – kontrabas i
Patryk Dobosz – perkusja 🖤❤️
Klemensa i Amelii - wszystkiego dobrego
Rzeźba Jezusa w skurczu śmiertelnym, w kościele pod wezwaniem Św Aleksandra, w Warszawie, na Placu Trzech Krzyży
Wspaniała, wciśnięta w niszę, nieoświetlona, wstrząsa wyrazem cierpienia. Idźcie ją zobaczyć choć ludzie na miejscu nieprzychylni.
Anieli i Romana - wszystkiego dobrego
Nie piszę bo co tu pisać? Płakać się chce.
Na granicy białoruskiej dzieci, ludzie umierają bez pomocy.
W Polsce wczoraj 25 tysięcy zachorowań na covid i 470 zmarłych. Lekarze – eksperci mówią że jeśli nie wprowadzą władze sankcji umrze 10 % Polaków w tej fali pandemii.
Rząd i partie kitfaszą się w śmiertelnym tańcu, wszystko drożeje, inflacja doszła jak podają do 6,8 .
Nienawiść i zło rozkwita popierane i podsycane przez rządzących.
Każdego dnia wydarza się tyle podłości i rzeczy dawniej nie do pojęcia, że traci się oddech i wiarę w ludzi i jutro.
W piątek i sobotę dwie premiery mojego WIŚNIOWEGO SADU.
Zmęczonam jak pies, alem zadowolona choć smutnam z powodów jak wyżej .
Andrzeja i Ludomira - wszystkiego dobrego
21 listopada o 17:00 w niedzielę w Och-Teatrze gramy pożegnalny spektakl MARIA CALLAS. MASTER CLASS.
Dlaczego?
🍸Po pierwsze coś trzeba co jakiś czas zdjąć ze sceny
🍸Po drugie mam w tej chwili w głowie 7 wielkich objętościowo ról, około 600 stron maszynopisu w głowie, dla zdrowia psychicznego trzeba coś usunąć
🍸Po trzecie i najważniejsze, to jest powód, agencja po śmierci autora, który zmarł na covid, rok temu, zażądała bardzo wysokich sum za prawa do dalszego grania i nie zgadza się na nagranie spektaklu ani przekaz internetowy.
No trudno🍸🍸🍸🍸🍸Niech żyje teatr.
19 i 20 dwie premiery WIŚNIOWEGO SADU w Teatrze Polskim. Zaczyna się teraz gorący czas przed tą premierą.
Gramy przedostatni spektakl CALLAS w Tychach. Publiczność wspaniała.
Życzę Wam dobrego dnia, mimo że teraz, żaden dzień nie może być dobry.
Feliksa i Leonarda - wszystkiego dobrego
CHOCHLIK KULTURALNY:
Trzydzieści jeden lat temu Krystyna Janda po raz pierwszy oficjalnie stała się „Shirley Valentine”. Niesłabnąca popularność tego spektaklu każdego artystę wprawiłaby w osłupienie. Bo w końcu ile razy można stawać się tą kobietą, która na przekór światu pojedzie do Grecji i bedzie wcinała oliwki, chociaż szczerze ich nie znosi? Ile ziemniaków można obrać na scenie, ile jajek usmażyć? Niby obudzona w środku nocy Janda mogłaby być Shirley na zawołanie, ale przecież to się może znudzić. Faktem jest jednak, że kiedy pojawia się na scenie, nie ma żadnych wątpliwości: to nie Janda a Shirley Valentine, Po prostu. Prawdziwa do bólu, trochę śmieszna, trochę smutna. Identyfikują się z nią kolejne pokolenia kobiet i mężczyzn. Wszystkim im Janda daje nadzieję, że jeszcze będzie piękniej.
Słuchając Shirley, jej opowieści o znienawidzonej, a potem ukochanej Marjorie Major, o dzieciach, mężu, o pierwszym wyjeździe do Grecji, niezależnie od tego, kim jesteśmy, łapiemy się na tym, że to przecież samo życie. I choćbyśmy nie wiem jak się śmiali, to w konsekwencji smutek z powodu pewnych zjawisk i zdarzeń i tak nas dopadnie. Ale jeśli chociaż jedną osobę na sali Shirley namówi, żeby spakowała paszport, bilet i pieniądze, po czym ruszyła na podbój świata, to niezależnie od tego, czy ktoś pojedzie do Grecji czy tylko do cioci pod Warszawę, będzie to znak, że Krystyna Janda zmieniła kolejne życie. Tak sobie myślę, że takich zmian ma już na koncie bardzo wiele.
Widziałem „Shirley” niezliczoną ilość razy (chyba tylko „Wierę Gran” częściej). Niby znam tekst prawie na pamięć, a wciąż trzymam kciuki, żeby tej kobiecie się udało i za każdym razem, gdy w drugim akcie podnosi się kurtyna, a Shirley jest tam, gdzie zawsze marzyła, by być, głośno wypuszczam powietrze z płuc. Ze szczęścia oczywiście.
Są takie spektakle, na które zawsze sprzedają się wszystkie bilety. Są takie artystki, które w ich popisowych rolach chce się oglądać po raz piąty, dziesiąty, piętnasty i więcej. Cóż, na wieki wieków Shirley! Co, nie, ściana? 😉
Dziękuję bardzo za ten post na Fb, ja zapomniałam , że to kolejny sezon teatralny z SHIRLEY minął. Nie nudzi mnie granie Jej zupełnie, Shirlej jest „ żywa” zmienia się razem ze mną a przyjaźń za jej pomocą z Widzami jest mi bardzo cenna, bezcenna. Co ważne ten spektakl jest zastrzykiem finansowym dla drugiego już teatru, wcześniej grałam to w Teatrze Powszechnym przy 130% frekwencji, sprzedawano balkon, który miał być na ten spektakl wyłączany. Shirlej, moja największa przyjaciółka, karmicielka, radość i zawodowy skarb. Będę ją grała pewnie jeszcze jak długo się da, bo jest to potrzebne Teatrowi Polonia także. W tym miesiącu rozstaję się z inną moją serdecznością z Callas. W sumie z tamtymi spektaklami z Teatru Powszechnego zagrałam tę rolę w towarzyszeniu wspaniałych śpiewaków operowych ponad 500 razy. To też zawsze była rola ważna, rola ostoja, rola filar, rola duma, rola układająca relacje pomiędzy mną a publicznością jednoznacznie. Wiele Jej zawdzięczam.
We wtorek, środę gram ją w Tychach a potem pożegnanie w Warszawie.
Dobrego dnia.
Karola i Olgierda - wszystkiego dobrego
Dziś dzień „ kiler”
próba w Teatrze Polskim
spotkanie organizacyjne w Teatrze Polonia
Spotkanie na żywo w Internecie o 16:00
nagranie materiału o 16 rocznicy Teatru Polonia do TVN
TVN w garderobie
19:00 spektakl SHIRLEY VALENTINE
21:30 spotkanie organizacyjne po spektaklu
w niedzielę Gorzów Wielkopolski z ALEJĄ ZASŁUŻONYCH
wtorek, środa Tychy z CALLAS
no a potem ostry czas aż do premiery WIŚNIOWEGO SADU
wszystko to ratuje mnie przed koszmarną rzeczywistością
Sylwii i Huberta - wszystkiego dobrego
Mamy odwołane spektakle w Och- Teatrze i w Teatrze Polonia, jedna z aktorek ma covid. Zaszczepiona, przechodzi na szczęście łagodnie. Przepraszamy. Jutro gram SHIRLEY w Polonii i tyle. W niedzielę jesteśmy z ALEJĄ ZASŁUŻONYCH w Gorzowie Wielkopolskim.
w tym tygodniu staje dekoracja w Teatrze Polskim do WIŚNIOWEGO SADU i wchodzimy z próbami na scenę. Ostatnia prosta. Premiera 18 listopada. Jeszcze wiele do zrobienia. Zobaczymy.
Dobrego dnia.
Bohdana i Bożydara - wszystkiego dobrego
Wczoraj na cmentarzach mało ludzi, mało kwiatów, mniej światełek, kryzys, pandemia, lęk. Ludzie bez uśmiechów.
U nas obiad rodzinny jak co roku ale w ograniczonym składzie, mamy nie ma , Zuzi nie ma, Marysi Diatłowickiej nie ma. Wrocław nie przyjechał, nie podróżują, nie kuszą losu, bardzo rozsądnie. Ja z Magdą Umer dwie wdowy, samotne, około siedemdziesiątki, wiecznie wspominające odeszłych bliskich i przyjaciół.
Szpitale znów pełne , respiratory zajęte, 100 zgonów dziennie. Od dziś szczepienia trzecią dawką od 18 roku życia, ale od poprzedniego szczepienia musi upłynąć 6 miesięcy, nasza rodzinna młodzież jeszcze się nie kwalifikuje.
Antyszczepionkowcy szaleją, pod Teatrem Polonia stali z transparentami przeciwko mnie. Byłam dumna, widocznie mam siłę przekonywania do szczepień.
Pod Trybunałem Konstytucyjnym wczoraj wieczorne protesty. Tym razem ponownie przeciwko ostatniemu zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Po śmierci kobiety której nie udzielono pomocy , lekarze czekali na obumarcie płodu. Koszmary, absurdy, horrory, nieszczęścia.
Śmierci też na granicy, wśród uchodźców. tragedie, dzieci, brutalne rozdzielanie rodzin. Zakaz pomocy ludziom. „ Moja ojczyzna to człowieczeństwo” napisał ktoś bezradny na transparencie, kilka organizacji stara się pomagać, ludzie zbierają rzeczy, dają pieniądze, ale potem są szykanowani, przetrzymywani na przesłuchaniach, zaszczuwani. Faszyści i narodowcy dofinansowywani przez zwyrodniałe państwo rosną w siłę i uprawiają szmalcownictwo robią polowania na ludzi, na dzieci.
Zapisuję to wszystko, żeby zapamiętać, piszę i nie mogę uwierzyć że to co napisałam jest prawdą, a to tylko bezsilne słowa, za nimi, także w mojej głowie tysiące obrazów, faktów, nieszczęść. „Polak” – wyłania się coraz podlejszy. Władza coraz bardziej arogancka, bezduszna, okrutna, głupia i oszalała. Na zatracenie. Do ostatecznego upodlenia.
Seweryna i Wiktoryny - wszystkiego dobrego
Jeśli chcecie sobie przypomnieć że jesteście ludźmi posłuchajcie książek Wiesław Myśliwski „ Ucho igielne” wspaniale czytane przez Jerzego Radziwiłowicza, 13 godzin słuchania i „Czuły narrator” Olgi Tokarczuk w czułej interpretacji samej autorki, 9 godzin słuchania. Wspaniałe, także z tęsknoty za człowieczeństwem.
Mój Boże! Obudź się! Jak mówił Krzysztof Kieślowski. Nie radzimy sobie.
Teodora i Seweryna - wszystkiego dobrego
Wczoraj w Teatrze Polonia po czterech latach grania pożegnaliśmy się ze spektaklem ŻEBY NIE BYłO ŚLADÓW w reżyserii Piotra Ratajczaka według książki pana Łazarewicza. Była to bardzo ważna pozycja w repertuarze Polonii i świetny spektakl. Teraz w kinach jest film według tej wspaniałej książki o tragicznych losach Grzegorza Przemyka. No cóż, idziemy dalej, bolesność i piękno teatru na tym także polega, że spektakle odchodzą i nigdy już nikt ich nie zobaczy.
dziś w Och- Teatrze setny spektakl CASA VALENTINA. Świętujemy.
Do zobacizenia.