21
Marzec
2002
07:50

Benedykta i Lubomira - wszystkiego dobrego

21 marca 2002, czwartek, 07:50

Benedykta, Lubomira, Mikołaja – wszystkiego dobrego.

Dziś chciałabym napisać o tym, co się stało, z Marianne Faithfull, kiedy przyjechała teraz na Festiwal Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, żeby zaśpiewać jeden koncert.

Marianne jest na nowo, w tej chwili, absolutną gwiazdą w Europie, co więcej, teraz, kiedy wróciła na scenę po latach picia, narkotyków i totalnej degradacji fizycznej, wróciła w sposób triumfalny, zmieniona, doświadczona, złamana, z charakterystycznie zachrypniętym, zmęczonym głosem, odzyskała serca publiczności, nie tylko dlatego że śpiewa i interpretuje swoje piosenki wspaniale, ale także dlatego że stała się symbolem i nadzieją dla wszystkich, którzy pogrążyli się w otchłań, jest jakby znakiem zwycięstwa. Jak mówi o sobie sama: – Do niedawna, do cholery, zdrapywali mnie z trotuarów w Londynie! Przeżyłam śmierć kliniczną! Ten zawód tak cholernie dużo wymaga….

Śpiewa absolutnie niepowtarzalnie, jej płyta z nagraniem „Siedmiu grzechów głównych” Brechta-Weilla jest  zjawiskiem na rynku płytowym, leży na honorowym miejscu we wszystkich sklepach muzycznych świata, to dzięki tej płycie, dzięki niekonwencjonalnej interpretacji Faithfull, pomyślano, że aktorka może pokusić się, spróbować… to dzięki niej mnie dano szansę zaśpiewania tego w naszej Operze. Grałam niedawno Marianne, ją, a raczej rolę inspirowaną jej życiem, w telewizyjnej wersji „Okruchów czułości” w reż. Ryszarda Bugajskiego, całkiem niedawno. W tamtym sezonie teatru telewizji. Starałam się, grałam samotność, rozpacz, nieumiejętność życia, ale przede wszystkim zbytnią rozrzutność, jeśli chodzi o rozdawanie, podarowywanie uczuć. 

Marianne fascynuje, zachwyca, jest obsesją wielu, postacią kultową, jedną z ikon naszych czasów. Zawsze była niekonwencjonalna, zadziorna, ostra, przekorna, nieuczesana, niegrzeczna, miała do tego prawo, dzięki swej muzykalności, talentowi ofiarowała ludziom na całym świecie naprawdę wiele, razem zresztą w tym podarunku dostali jej życie…

A teraz Wrocław.

Po co zapraszać kogoś takiego jak Marianne na konwencjonalny, prowincjonalny w guście festiwal? Nie robiąc przedtem dużej kampanii, i nie uświadamiając ludziom, kto przyjeżdża, z kim będą mieli do czynienia. Po co dla tej ugrzecznionej, banalnej publiczności (bo ta, która chciałaby ja pewnie zobaczyć, nie ma na to pieniędzy), na jeden raz sprowadzać panterę, pumę, zwierzę, cud? A potem mieć pretensje, że pali na scenie i pije kawę? A pocałujcie ją w… wiecie w co? Po co zwoływać konferencję prasową z dziennikarzami, którzy o niej nic nie wiedzą i zadają jej obraźliwe, głupie pytania? No to i odpowiadała na te pytania odpowiednio.

Powiedziała, że „zbastowała” trochę z alkoholem, żeby zaśpiewać ten koncert… ale Marianne, okazało się, że nie warto było, dla Wrocławia nie warto było, Marianne. I to nie chodzi o publiczność, tylko o to, że organizatorzy i ignoranccy dziennikarze, zapatrzeni w koniec swego pióra, nieciekawi nikogo i niczego, zadający pytanie tylko i wyłącznie na poziomie brukowej prasy, nie przygotowali należycie Twojego przyjazdu.

Widziałam ją, jak śpiewała niedawno w Niemczech, na wielkiej sali, podczas rozdawania najważniejszych nagród filmowych, na sali byli wszyscy, i władze, i kanclerz, i artyści, lekko pijana, zapłakana, pięknie, pięknie, pięknie i przejmująco zaśpiewała kilka piosenek, między innymi Glummy Samdey, sala wstała…. 

O jednym marzyłam 17-ego, żeby być we Wrocławiu na sali, gdzie będzie występować, niestety miałam drugi popremierowy spektakl w Warszawie. Cały czas o niej myślałam.

Relacje z Wrocławia, reakcje ludzi i prasy, krytyki mnie „powaliły”…. a wiadomość, że Telewizja Polska nie zarejestrowała jej koncertu, po prostu rozśmieszyła.

Oj, kraju, gdzie do rangi ikon wynosi się konwencjonalne, miłe, podobne do wszystkich innych piosenkareczki…..

No, na pewno Marianne nie aspiruje do masowej popularności, choć w pewnym momencie swojego życia taką miała, ale na litość Boską, festiwal we Wrocławiu nie jest festiwalem w Kołobrzegu, a może jest? Może od jakiegoś czasu, dokładnie od śmierci Prof. Bardiniego, wszyscy robią tam wszystko, żeby zginęła myśl i treść, żeby sens i powód i myśl, dawna racja istnienia tego festiwalu, festiwalu piosenki aktorskiej, czyli piosenki literackiej z akcentem na interpretację słów i myśli w niej zawartych, zabić? Zabić myśl i refleksję – to hasło przewodnie, po to, żeby kupiła to telewizja i dała kasę. A sponsorzy byli zadowoleni.

Dobrego dnia.

20
Marzec
2002
06:36

Eufemii i Klaudii - wszystkiego dobrego

20 marca 2002, środa, 06:36

Aleksandry, Kiry, Klaudii, Wincentego

Aleksandrazaborcza, stanowcza, zdecydowana, czasem aż uparta. To urodzona liderka. Lubi rządzić i bardzo wcześnie uczy się manipulować najbliższymi. Idzie przez życie przebojem, kierując się zasadą „wszystko albo nic”, i może wiele osiągnąć – tyle moja książeczka o imionach. Ja tylko Wam napiszę, że Aleksandra to dla mnie Aleksandra Śląska i nikt inny. Jeśli chodzi o porównanie z charakterystyką wziętą z książeczki, zgadza się doskonale. Kiedyś, jak upłynie od śmierci pani Oli jeszcze trochę czasu, może odważę się napisać coś więcej. Była moją „dyrektorową”, to znaczy żoną dyrektora teatru Ateneum, a jednocześnie główną aktorką zespołu przez ponad 11 lat. Przeszkadzało Jej we mnie właściwie wszystko, także moje perfumy. A jednocześnie mogłabym opowiadać godzinami, jak wiele się od niej nauczyłam i cóż to było za zdumiewające istnienie. Niestety, kiedy ja mogłam Ją obserwować, już nie była wielką aktorką, to minęło, niemniej cóż to była za nieprawdopodobna lekcja! Praca z nią, pobyt z nią na scenie, siedzenie w jednej garderobie! Nieprawdopodobna. Los mi to dał. I skorzystałam z tej lekcji do końca. Naprawdę. Potem w Teatrze Powszechnym miałam jako „dyrektorową” Mirę Dubrawską. I to już całkiem inna, ludzka i bardzo przyjemna opowieść.

Kira – to dziwne imię, tragiczne i piękne. Nie znam nikogo, kto by je nosił.

Klaudia – to imię dla mnie, bardzo wszystkie Klaudie przepraszam, pretensjonalne do bólu.

Wincenty – już prawie się nie zdarza, a jeśli to jest to Witek, Wicków prawie już nie ma.

Jeszcze tylko Agnieszka O. o Aleksandrze.

ORCHIDEA

Pani, Oleńko, jest kaprysem.
W Pani teatrze gram ogony.
Bywa, łasicą, kuną, lisem….
Ja – pogardzany. Ja – szalony!

Pani, Oleńko, jest chimera.
Skalna do Pani wiedzie dróżka.
Przy Pani jestem nicpoń, zero,
Bezsenny więzień Pani łóżka.

Błądzę po Pani dłoniach wonnych,
Na wzgórza trafiam i polany…
Ta ja – wędrowca. Paź dozgonny.
Pół odtrącony, pół kochany.

Płonę przy pani jak Medea,
Jak melancholii nocnej ćma,
A w dali wschodzi orchidea,
Którą kto inny Pani da….

A na koniec dziś, aforyzmy dla Ryb, jako że dziś jest początek astronomicznej wiosny, i kończymy znak Ryb a wchodzimy w znak Barana. Żegnając się więc z Rybami: 
  • Na obrzeżach świata dzieją się rzeczy największe.
  • Każdy powróci kiedyś tam, gdzie go najmocniej kochano.
  • Rzeczy małe i najmniejsze decydują o wielkości.
  • Wiedza użyteczna w niebie, na ziemi wywołuje zdziwienie.
  • Ten zasługuje na pokłon, kto chyli się przed samym sobą.
  • Bojąc się tajemnic, żyjesz w skurczonym świecie.
  • Nim zaśniesz – obudź anioła snu.
To naprawdę więc dziś pierwszy dzień wiosny. Nie mogłam się doczekać w tym roku. I nareszcie. Teraz już będzie normalnie.

Dobrego dnia.

19
Marzec
2002
10:17

Józefa i Bogdana - wszystkiego dobrego

19 marca 2002, wtorek, 10:17

Bogdana, Józefa –  wszystkiego dobrego.

Oj, panowie, wszystkiego najlepszego, to bardzo popularne imiona, więc jest Was wielu.

A przy okazji, jednym z prezentów, które dostałam na moje imieniny, jest książeczka o dobrych manierach. Jest w niej wiele interesujących rzeczy i warto je sobie przypomnieć, przejrzałam ją z dużą przyjemnością. Myślę, że i wielu z Was by się przydała i sprawiła Wam przyjemność. A propos imienin, przypominają w niej, że minęły te czasy, kiedy do domu solenizanta przychodziło się bez zaproszenia, że minęły czasy i zwyczaj, aby gości na imieniny nie zapraszać w trosce o to, aby ich nie obligować do kupowania prezentów, i w związku z tym solenizant czekał w domu na gości, nigdy nie wiedząc, ilu ich w rezultacie przybędzie i jak to się potoczy. Teraz jednak należy czekać na wyraźne zaproszenie, nawet, jeśli z solenizantem łączy nas serdeczna przyjaźń. Zawsze natomiast wypada złożyć życzenia telefonicznie bądź telegraficznie na ozdobnym blankiecie. Są one zawsze wyrazem sympatii i serdeczności wobec solenizanta, a także dowodem pamięci.

Przypominają w tej książce również o tym, że zbyt kosztowne prezenty powodują często niezręczne sytuacje i zobowiązanie niechciane wobec obdarowujących. Szczególnie, gdy ludzi łączy zależność zawodowa, czy służbowa. Prawie zawsze może to być odebrane wieloznacznie.

W pracy, szefowi szczególnie, najlepiej wręczyć kwiaty i jakiś zbiorowy prezent, niezbyt zobowiązujący. Prywatnie, jeśli kogoś bardzo lubimy, lub przyjaźnimy się z kimś, można wręczyć drobny, najlepiej zabawny drobiazg.

Bardzo pożyteczna książeczka, nawet w celu przypomnienia sobie wielu form grzecznościowych.

Ja skończyłam na razie intensywną całodzienną pracę, kilka dni będę miała wolniejsze i z radością widzę, że jest naprawdę dużo filmów do obejrzenia w kinach. Pracuję tylko wieczorami, mam spektakle, więc czeka mnie przyjemny tydzień. No i oczywiście porządki przedświąteczne. Ach, jakie to miłe. Porządkowanie codziennej, najprostszej, zewnętrznej warstwy życia, codzienności. To proste i przyjemne. W Kobiecie zawiedzionej  mówiłam taki tekst: – Porządek w szafie, równo poukładane stosy bielizny, jakie to daje poczucie bezpieczeństwa! Tak, a ja, we wszystkich szufladach, torebkach, półkach mam taki  bałagan….

Jestem typem węchowca, zapach ma dla mnie podstawowe znaczenie, wanilia i cynamon zawsze wzmagały moje poczucie bezpieczeństwa, wczoraj kupiłam woreczki płócienne z wanilią i cynamonem, aby je powrzucać w różne zakamarki szaf i domu. Będzie miło.

Dobrego dnia.

18
Marzec
2002
06:39

Cyryla i Edwarda - wszystkiego dobrego

18 marca 2002, poniedziałek, 06:39

Anzelma, Cyryla, Edwarda – wszystkiego dobrego.

A przede wszystkim najlepsze życzenia po znajomości dla mojego męża – Edwarda, który jest dziś w Wiedniu i w ogóle nie wie, że ja tu to piszę, bo jakby wiedział to by mnie chyba udusił. Kochany! Wszystkiego, wszystkiego dobrego. I nie wstydź się!!!

A teraz pa, pa, bo dziś nic nie zdążę, muszę pisać co innego i zaraz wychodzić.

Wczorajsze drugie przedstawienie Virginii trochę inne, ale też dobrze. Publiczność w każdym razie zadowolona.

Dziś Wiktory w Telewizji. Będę miała na sobie żakiet Hanny Ordonówny. Naprawdę!

Dobrego dnia.

17
Marzec
2002
09:39

Zbigniewa i Partyka - wszystkiego dobrego

17 marca 2002, niedziela, 09:39

Jana, Patryka, Zbigniewa – wszystkiego dobrego.

Jan to imię żelazne, zawsze miłe dla ucha, Patryk – trochę nieszczęśliwe, niefortunne, a Zbigniew – szlachetne.

Premiera – no podobno dobrze. Publiczność sprawiała wrażenie zadowolonej i wzruszonej na końcu.

Przyjęcie popremierowe w „Prohibicji” miłe, powiem tylko tyle, że zasnęłam niespodziewanie o 3-ciej, w ubraniu, z gumą do żucia w ustach, i odklejam się od niej wszelkimi mydłami, proszkami, pastami, zdrapuję, ścieram, rozpuszczam, wyczesuję z włosów i wydrapuję z ubrania, na próżno. Chyba będę musiała się ostrzyc z tego powodu.

Już Marta we mnie, moja, ciekawe na jak długo.

Moja wdzięczność do Marka Kondrata nie ma granic, to dzięki niemu, jego inteligencji, poczuciu humoru i ciepłu jakie ma, przyjaźni do ludzi i świata, praca nad tym tekstem była tak miła i będzie miłe granie tych spektakli, jestem pewna, a wszystkie aktorki świata zrozumieją o co mi chodzi, jeśli napiszę, że na początku roli, co wieczór, kiedy stoję na ciemnej jeszcze scenie i szukam czegoś w torebce, Marek – mój już za sekundę sceniczny mąż, mówi do mnie z kulisy, szeptem: – „Uwielbiam cię”. Czy można sobie wyobrazić inny, lepszy początek tych dwugodzinnych, wspólnych zmagań? Tak dobrze mam po raz pierwszy w życiu.

Dobrego dnia. Od dziś co wieczór do soboty – Virginia.., a w poniedziałek – uroczystość wręczenia Wiktorów, którą prowadzimy razem z Markiem. Próby już od dziś w nocy.

Dobrego dnia. Czy i Was tak bolą nogi i głowa?

16
Marzec
2002
06:41

Izabeli i Hilarego - wszystkiego dobrego

16 marca 2002, sobota, 06:41

Izabeli, Oktawii, Hilarego, Juliana – wszystkiego dobrego.

Izabelaopanowana, logicznie myśląca, nigdy nie traci zimnej krwi. Urodzona dyplomatka, która potrafi zręcznie realizować swoje plany i nakłaniać innych, żeby jej w tym sprzyjali. Kochająca, oddana i odczuwająca potrzebę oddawania innym przysług. Tyle książka. Izabela jest obowiązkowo brunetką z brązowymi oczami. Znałam kiedyś Izabelę blondynkę i to było nieporozumienie. To była nieszczęśliwa kobieta, wciąż leciały jej oczka w pończochach i miała łzy w oczach na okrągło. Wszyscy mówili: – Iza! Co się stało? A ona niezmiennie odpowiadała: – Nic. Wszystko dobrze – i trzęsła jej się broda.

Oktawia – to rzadkie imię i raczej imię dla matki. Oktawa to osiem. Osiem to cyfra zgodna i spolegliwa. Osiem to nie tak prędko, to potrwa, także jest trochę spokoju z Oktawią.

Hilary tylko kojarzy się z okularami i rymami w wierszach. 

Julian natomiast to imię bardzo interesujące. Imię duszne i gorące. Imię ciche i nocne. Julian to słodki dusiciel. Choć, w literaturze szukając, bywa z nim różnie. Dulski też miał na imię Julian.

Na imieniny dostałam tyle książek. Cudownie. Czytam i czytam nocami.

Dziś premiera. Wczoraj, podczas ostatniej generalnej, tej najważniejszej z publicznością, złamałam obcas na scenie. Wierzę, że to dobry znak. Jestem już naprawdę zmęczona i chciałabym sobie to grać po prostu, co wieczór i dla zwykłych ludzi, a nie dla około-premierowej publiczności. Bo to zupełnie co innego. Cały czas wzdycham: – Niech już oni sobie pójdą i przyjdą ci z ulicy, zwykli.

Ale jestem jednak zdenerwowana, co by nie mówić. Dziś rano obudziłam śpiącego obok mnie męża i zapytałam: – Co robisz? – zanim zastanowiłam się, o co pytam. On spokojnie odparł: – Śpię. Wiesz? – Oczywiście, że wiem, tylko tak pytam.

Do zobaczenia więc w szary dzień teatru, który tak lubię. Dziś trzeba przeczekać. Dobrze, że mam przy sobie Marusia i Władka, to ulga. (Myślę o Marku Kondracie, który gra mojego męża, i Władysławie Pasikowskim, który to reżyseruje, bo reszta obsady, dzieci – Agnieszka Krukówna i Szymon Bobrowski – trzęsą się jak galarety.)

Dobrego dnia.

15
Marzec
2002
06:04

Ludwiki i Klemensa - wszystkiego dobrego

15 marca 2002, piątek, 06:04

Ludwiki, Klemensa, Longina – wszystkiego dobrego.

Ludwika to drugie imię mojej córki Marysi, imię dziedziczone w rodzinie, tak jak i Maria zresztą, ale Ludwika to wyjątkowe wspomnienie, znam ją tylko z tysiąca opowieści rodzinnych, ale słodka to była kobieta. Ach, te wszystkie Wiki! Bo tak każą na siebie mówić te kobietki. To prawdziwy „z cicha pęk”.

Klemens sam sobie prasuje żelazkiem koszule, ceruje skarpetki i pije nalewki własnej również produkcji.

Longin zaś jest nam znany z literatury, a – spotykany w życiu – jest moim zdaniem niespodziewanym mężczyzną, takim, co to nigdy nie wiadomo, a takie pozory….

Dziś pierwszy raz publiczność. Ja mam problem z początkiem roli, ale od dziś już nikogo nie słucham w tej sprawie, zobaczymy, co będzie.

Moje dzieci narysowały mi na imieniny rysunki. Pod tymi rysunkami Adaś napisał PS. Mamo bardzo cię proszę, nie umieszczaj tego rysunku w żadnej gazecie. Wzruszył mnie tym i rozbawił. Moje dzieci mają zdrowy odruch, zobaczyli konkurs w Gazecie Wyborczej „Kocham cię mamo” i zamieszczane tam rysunki, i boją się, że ich rysunki spotka to samo. Lenka narysowała obrazek pt. „Babcia na huśtawce”, no coś w tym jest, tyle tylko, że mam jeden but ortopedyczny, dużo kręconych, czarnych, rozczochranych włosów, jak czarownica, i mimo że drzewo jest brązowe, ja huśtam się na fioletowej gałęzi. Taka babcia, taki los.

Zwierzęta w domu mnie nie zauważają, oprócz mojego Oskara, który jest wierny i czeka zawsze, ale jak już skończy się to i premiera się odbędzie, zaprzyjaźnię się z całym domem na nowo. I z Wami też.

Dobrego dnia.

14
Marzec
2002
05:57

Leona i Matyldy - wszystkiego dobrego

14 marca 2002, czwartek, 05:57

Matyldy, Jakuba, Leona – wszystkiego dobrego.

Matylda zawsze wydawała mi się imieniem osoby wymyślonej, z kompleksami i nieprzespanymi nocami z powodu kroju sukienki. Matylda to ta, co ma wydęte lekko usta, i włosy w dziwnych kolorach. Ale może się mylę.

Jakub to Kuba i zawsze jest dobrze.

No Leon jest łysy i na to nie ma żadnej rady.

W nocy przeczytałam książkę Tamary Zwierzyńskiej-Matzke i Swena Matzke „Czasami wołam w niebo”, to ta, o której ostatnio trochę w mediach, wyszła przed chwilą, jest kompilacją dziennika trzydziestoletniej kobiety, dziennikarki chorej na raka, i zapisków jej męża, a także listów obojga do przyjaciół. Bardzo potrzebna książka, zrobiła na mnie wrażenie poprzez zapis szczegółów, często pozornie nieistotnych w sytuacji obojga. Kobieta pisze o swoim pamiętniku jako o książce nadziei, wierzyła, że wyzdrowieje. Ludzie młodzi, zakochani, kochający świat, nie dopuszczają myśli o śmierci, umarła prawie dokładnie rok po dowiedzeniu się, że ma raka jajników.

Zrobiły na mnie wrażenie szczególnie dwa fragmenty. Pierwszy, to zapis dziennika po wiadomości, że są przerzuty i że ten rodzaj raka jest wyjątkowo złośliwy, kobieta błaga Boga o znak czy będzie żyła, bo nie ma już siły walczyć, i rano tego dnia idąc ulicą Berlina kichnęła, z daleka, stojący, odwrócony do wszystkich plecami, przed wystawą jakiegoś sklepu, mężczyzna nagle odwrócił się, ruszył w jej stronę, podszedł do niej i życzył zdrowia, wzięła to za znak i zaczęła walczyć z chorobą na nowo. Drugi, to szczegół opisu jej śmierci zrobiony przez męża, pocałunek w ciepłe usta tuż po i pocałunek w jej usta już zimne, chwilę później po rozmowie z lekarzem.

Piszę o tym i przypomina mi się inna książka, niebywała, wstrząsająca, jedna z moich książek życia, „Ostatnia podróż” Eli i Andrzeja Banachów, książka o podróży po świecie ludzi, małżeństwa, dojrzałych ludzi, kobiety i mężczyzny, którzy postanawiają ostatnie chwile wspólnego życia, ponieważ kobieta umiera na raka, spędzić razem w podróży życia. Nieprawdopodobna książka. Jedna z najpiękniejszych książek o miłości, jakie czytałam.

Miłość. Dojrzała miłość. Miłość ponad wszystko. Miłość mimo wszystko. Spokojna miłość. Miłość jak opoka, jak kamień, nienaruszalna. Trudna a bez cienia wątpliwości.

O tym też staramy się grać Virginię….. Zrobiłam błąd w pierwszej scenie, w początku, dziś rano to muszę przebudować.

Wieczorem druga generalna. Dziś Marta będzie trochę inna. Zobaczymy.

Mąż powiedział wczoraj do mnie po próbie: – Ty grasz wszystko z taką łatwością, to jest tak prawdziwe i oczywiste, że już się tego nie ceni, nie docenia się tego, co grasz. O matko! To jasne, że od kilku lat czuję się na scenie lepiej niż w życiu, to scena jest dla mnie naturalnym środowiskiem a świat miejscem trudnym do przeżycia, ale bez przesady! Załamałam się.

A dla Was, dobrego dnia.

Dziękuję za wszystkie życzenia imieninowe.

13
Marzec
2002
05:46

Bożeny i Krystyny - wszystkiego dobrego

13 marca 2002, środa, 05:46

Bożeny, Krystyny – wszystkiego dobrego.

Bożenauczciwa, wrażliwa, empatyczna. Szczęśliwa, gdy w domu panuje spokój i miłość, cierpi, kiedy zaczynają się nieporozumienia i konflikty między najbliższymi jej osobami. Uczynna, wyrozumiała, ze skłonnością do poświęcania się innym. Wytrwała i odpowiedzialna, solidna i systematyczna. Lubię to imię, mam do niego zaufanie. „Moja droga B” to Bożena. Bożena, Bożena, a swoje wie.

Krystynaod dzieciństwa niezależna, kierująca się w życiu przede wszystkim własnym zdaniem. Samodzielna, rezolutna, metodycznie dążąca do zamierzonych celów. Ceni sobie porządek, jasne zasady postępowania, jednoznaczny system wartości. Ambitna, dokładna, pracowita – zajdzie wysoko w życiu. Św. Krystyna jest patronką młynarzy i żeglarzy. To nieprzyjemne imię do słuchania. To rrr już na wstępie i sss w środku nieprzyjemne, nawet -yna tego nie złagodzi, bo jest jakieś kalekie. Ale jest w nim jakaś duma i ostateczność.

Agnieszka Osiecka – TULIPANY

Ja jestem czarna, a ty – biała,
Noszę się długo, a ty krótko:
W zielone noce ja płakałam,
Tyś uśmiechała się leciutko.

Za twoje zdrowie piję wino…
Ach, jak to dobrze być Krystyną.

Gdy do drzwi dzwonią, to ja biegnę,
Ty zaś – powoli się podnosisz.
Tajemnic swoich smutnie strzegę….
Ty – wszystko mówisz swej Małgosi.

Za twoje zdrowie piję wino….
Ach, jak to dobrze być Krystyną.

To tobie dają tulipany
Świeżo zerwane, młode, mokre,
A okoliczne stare panny
Jak osty sterczą pod twym oknem.

Za twoje zdrowie piję wino….
Ach, jakbym chciała być Krystyną.

Tak, Agnieszka mówiła do mnie: – Ty to nawet sobie tak pomieszkać w domu umiesz! Ale na dłuższą metę nie byłam dla Niej towarzystwem. Było za nudno. Nic się nie działo!

Serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia imieninowe, za telegramy, listy, znaki. Wczoraj nie pisałam, bo mi się coś zrobiło z komputerem i był u lekarza. Ale wrócił do formy, więc jestem.

Dobrego dnia. Dziś pierwsza próba generalna. Tylko spokojnie.

Ps. Przychodzi klient do restauracji i zamawia:

Klient: – Poproszę pomidorową, ale koniecznie ze zgniłych starych pomidorów, do środka proszę wrzucić kluseczki, ale surowe i ohydne, na drugie befsztyk, ale z jednej strony spalony a z drugiej surowy, ziemniaczki do tego takie źle obrane z czarnymi dziobami, i koniecznie kompocik z truskawek, trzy razy gotowany z dużą ilością dolanej wody.

Kelner: – Ale nie wiem czy to się tak da….

Klient: – A wczoraj się dało?!

11
Marzec
2002
05:36

Konstantego i Benedykta - wszystkiego dobrego

11 marca 2002, poniedziałek, 05:36

Benedykta, Edwina, Konstantego, Ludosława – wszystkiego dobrego.

A na Konstantego na dzisiaj Agnieszka umieściła taki wiersz:

Z FIOŁKIEM W KLAPIE

Smutni, zmęczeni,
z bilonem w kieszeni,
z fiołkiem w klapie
błądzimy po mapie –
i nic.
Wszędzie są miejsca niedobre,
jakże hodować tam kobrę,
jakże o czwartej z rana
na księżyc patrzeć w piżamach?…
– To nam nie odpowiada.
Wszędzie są miasta nieduże,
pranie się suszy na sznurze,
żona wygania demona,
a zupa jest przesolona –
– to nam nie odpowiada.
Więc smutni, zmęczeni,
z bilonem w kieszeni,
z fiołkiem w klapie
błądzimy po mapie –
– i nic.
Znużeni długą podróżą
Śpimy w „Hotelu Pod Różą”.
W najlepszym hotelu pod różą:
Cienie Balzaka i Konstantego
Po ścianach suną gęsiego,
Milczy kanapa zielona
Nikt nie wypędza demona….
Znużeni długą podróżą
Śpimy w „Hotelu Pod Różą”,
Sny się zlatują i wróżą:
– Wróćcie do domu pod różą
i będzie kanapa i kobra,
i będzie pogoda dobra,
i przyjdą do was wspomnienia,
lecz nie będzie, nie będzie już więcej
balzakowego cienia….
– To nam nie odpowiada.
Więc smutni, zmęczeni,
z bilonem w kieszeni,
z fiołkiem w klapie
znów się błąkamy po mapie –
i nic.

Oj, cała Agnieszka. Czysta Agnieszka. Agnieszka klasyczna. Co tam robi ten Konstanty – nie wiadomo, to znaczy wiadomo, ale….

Ostatni tydzień. W sobotę premiera. Od jutra generalne. Uczyłam się wczoraj znów na pamięć – to zdanie jest dla tych, co za to głównie podziwiają aktorów, że tyle się mogą nauczyć na pamięć. Więc „czyściłam” monologi. Przymiotniki w tym tekście są nie do zapamiętania, dlaczego on popełnił niewybaczalny, bolesny, okropny błąd, że mnie pokochał i będzie za to musiał ponieść karę? A dlaczego nie popełnił błędu okrutnego, dotkliwego, koszmarnego, patrzę w tekst, błąd okazuje się naprawdęokropny, bolesny, oburzający. Dlaczego? Że bolesny rozumiem i to zapamiętuję, okropny jeszcze ujdzie, ale oburzający? A kogo on oburza? Mnie? Tatę? Otoczenie? Jego samego? Nie wiem i dlatego nie zapamiętuję. Decyduję ze niego i to jest może jakieś wyjście. Najbardziej lubię zdanie… w całym moim życiu tylko jeden mężczyzna potrafił mnie naprawdę uszczęśliwić. Co ty na to? Jeden. Tylko…. mój mąż. No nieważne. Powoli, powoli zaczynam nią być.

Dobrego dnia.

W nocy czytałam „Kobiety” Charlesa Bukowskiego, od tego wymiotowania w książce i jego „mrocznego talentu” miałam erotyczne sny.

10
Marzec
2002
07:34

Cypriana i Marcelego - wszystkiego dobrego

10 marca 2002, niedziela, 07:34

Cypriana, Marcelego, Symplicjusza – wszystkiego dobrego.

Cyprian kojarzy nam się tylko z Norwidem i w związku z tym przywołuje wspomnienie samotności, niezrozumienia i bólu, to imię dla mnie na zawsze połączone jest z tą poezją i goryczą, może powinien powstać przymiotnik cyprianowski smutek?

Marceli czy Marcel to tylko Proust i nikt inny z kolei, to także samotność i choroba, ale z wydętymi do niej pogardliwie wargami i niezależnością w sercu, z wiatrem w głowie i nonszalancją w sercu, z geniuszem w koronkach i bólem w butonierce jedwabnej pidżamy.

Symplicjusz – to prostota w zawiłości.

Moi drodzy, leżałam dziś i myślałam nocą o czymś długo, wpadłam na kilka absolutnie genialnych pomysłów, wymyśliłam parowóz, ale rano o niczym nie pamiętałam. Kiedy byłam dzieckiem, często nie spałam w nocy i wymyślałam obrazy, komponowałam utwory muzyczne, projektowałam suknie, rano zawsze żałowałam, że tego nocą nie zapisałam.

O! Utracone nocne genialne pomysły! Trudno, już was nigdy nie odzyskam i może dzięki Bogu, że tak jest.

Wiecie, co dziś zrobiłam? Wstałam rano do komputera i kiedy zobaczyłam, która godzina, najpierw odpowiedziałam na listy i dopiero potem zaczęłam pisać dziennik, bo nie chciałam, żeby godzina wprowadzona do dziennika automatycznie przez komputer była za wczesna! Zawstydziłam się swojej niedzielnej pracowitości! Zastanawiam się, dlaczego tak zrobiłam? Czego się zawstydziłam? Wiem, żeby inni, jak spojrzą na godzinę, nie mieli wyrzutów sumienia, że spali dłużej, a może trochę dlatego, żeby mnie nikt nie wziął za wariatkę. Nie wiem.

Tu mi się przypomniało wyznanie pana Jerzego Grotowskiego w jednym z ostatnich jego pism, wyznał, że jeśli poczuł, że coś wymyślił na scenie, co było podszyte myślą o publiczności, to natychmiast to zmieniał. Koszmar. Zaprzeczenie teatru, skazanie się na śmierć za życia – moim zdaniem, artystyczna śmierć, jak artysta może robić coś nie myśląc o publiczności? To absurd. A może już myślenie, że to coś będzie ktoś oglądał i w tym celu jest to robione, jest już komercją? Już to? Koszmar. Więc gdzie jest czysta, nieskażona, wielka sztuka?

Oj, nie chce mi się już dalej…. Tak można by teraz rozważać godzinami. W każdym razie dziś pomyślałam o Was i sfałszowałam naturalny odruch i przyzwyczajenie, żeby wypaść moim zdaniem lepiej. Tak więc piszę do Was o 07:51, w tej chwili, a nie o 6.00 rano.

Dobrego dnia.

09
Marzec
2002
06:56

Katarzyny i Franciszki - wszystkiego dobrego

9 marca 2002, sobota, 06:56

Franciszki, Katarzyny, Dominika – wszystkiego dobrego.

Jutro Cypriana, i dlatego wiersz Agnieszki Osieckiej znów.

SASANKA

Dumała sasanka nad Sanem
Jakie jej życie pisane?
Czy z garstką swych sióstr (albo braci)
Czyjś wianek ślubny wzbogaci?
Czy w klapie dandysa zadynda?
Czy zerwie ją lafirynda?
Czy ktoś ją, choć jest pod ochroną,
Powiedzie w podróż szaloną?
Czy gniazdo wymości nią ptak?
Fujarkę ozdobi? Czy frak?
Czy będzie najczulej kochana
Przez Franka? Czy przez Cypriana?
Niedługo trwał myśli tych bieg.
Pod wieczór spadł tęgi śnieg
I znikła pod nim sasanka –
Niedoszła żona i branka.
Tak nieraz bywa szkaradnie,
Że człowiek na nos padnie
Albo ześwini się zgoła
Nim życie poznać zdoła.

Wczoraj do drugiej w nocy na scenie płakałam nad życiem Marty i Georga, i tym, że nie mogą mieć dzieci. Dziś nie mam siły, ale znów idę płakać od 10-tej rano. Taki mój los.

Mój syn opowiedział mi tak bajkę o złotej rybce: Złapał biedny rybak złotą rybkę. Rybka go prosi: – Dobry człowieku, nie zabijaj mnie proszę. A rybak na to: – No a co ja z tego będę miał?….

Oj, nie mam siły się nawet śmiać.

Dobrej soboty.

08
Marzec
2002
06:22

Beatyi - wszystkiego dobrego

8 marca 2002, piątek, 06:22

Beaty, Jana, Wincentego – Wszystkiego dobrego.

Beata – Jest skryta i niechętnie pokazuje uczucia. Lubi manipulować innymi i mieć władzę. Dobra przyjaciółka – lojalna i wierna. Lubiąca sprawiać innym przyjemność. Na pewno jest świetną koleżanką, ale co to za cholera tak w ogóle! Po cichu wybuchająca bomba!
Znam jedną Beatę, co sama wychowuje pięcioro dzieci, z czego dwójka jest z domu dziecka, a jak już były, to jej mąż sobie poszedł. Stracił ideały – jak jej tłumaczył – i się zakochał. Jest naprawdę świetną kobietą. I – wbrew książce z opisem imienia Beata – pokazuje uczucia w każdym momencie, naprawdę, i nie kłamie z tymi uczuciami, nie zawsze jest przyjemnie. No, ale ona mieszka we Włoszech i może dlatego jest bardziej otwarta.

Janie, Janie, mój ukochany Janie. Twoje imieniny są ciągle, no ale te dla mnie najważniejsze – w czerwcu, w Wianki.

Wincenty, nie ma łatwo. Ale sobie poradzi. Wicek? Wołają Wicek? No trudno.

Moje Drogie Kobiety. Ja wiem, nienawidzicie tego święta, ale nie ma innego lepszego, więc w tym dniu, mimo wszystkich uprzedzeń do niego, składam Wam najserdeczniejsze życzenia wszystkiego lżejszego, mniej męczącego, przyjemniejszego, tańszego, wymarzonego, niespodziewanie milszego niż myślałyście itd. itd. Wielu zaś z Was, zwycięskiego slalomu między mężczyznami. A innym, aby Wasi mężczyźni byli godni szacunku i Waszego uwielbienia. Wszystkiego dobrego. Pocałunków i uśmiechów Waszych dzieci, i puchu, angory, bitej piany, szampana, koronek, czułości, słodyczy ptasiego mleka. Oraz jakiegoś silnego do dźwigania ciężarów. A także nieustającej pamięci, że kobieta może być okropna, i trzeba się starać, żeby nie była.

Egoiści są wszędzie, jednym słowem nie są rzadkością. Ale egoista bez władzy, bez większych możliwości, to drobiazg dla ogółu, dręczy ewentualnie jakąś kobietę, a może jeszcze ze dwoje swoich dzieci. Ale samotny egoista z władzą to koszmar. A jeszcze gorszy jest samotny egoista z kompleksami i władzą! Nie życzę takiego szefa! O nie! Kompleksy powodują zaćmienia mózgu, zacięcia się, brak kontaktu, brak normalnej możliwości porozumienia się czy rozmowy, zniknięcie całkowite rozsądku. Boże! Daj nam jako szefów, czy partnerów życiowych, ludzi zadowolonych z siebie, bez uprzedzeń, kompleksów i prowincjonalizmów. Człowiek uważający się za wartościowego jest dobrym partnerem, umie ustąpić, porozmawiać i nawet na moment zrozumieć czyjeś racje. Z egoistą kompleksiarzem w ogóle nie ma szans.

Nie powiem Wam, dlaczego to wszystko napisałam. O, nie!

Dobrego dnia.

07
Marzec
2002
06:55

Pawła i Tomasza - wszystkiego dobrego

7 marca 2002, czwartek, 06:55

Felicity, Pawła, Tomasza – wszystkiego dobrego.

Wczoraj pewien młody człowiek przedstawił mi narzeczoną, a potem, kiedy zostaliśmy sami, zapytał czy warto się żenić. Myślałam, że spadnę z krzesła.

– W ogóle – zapytałam – czy z nią, w szególności?

– Z nią – odpowiedział.

– Człowieku! Nie wiem. Ja jej nie znam. Kochasz ją?

– Chyba tak.

– Jak to chyba?

– No, nie wiem. Teraz to już nic nie wiadomo.

– Jak to teraz to już nic nie wiadomo?

– No, bo tyle o tych stresach, problemach małżeńskich i w łóżku, w gazetach wypisują. Że nie wiadomo czy warto. I w ogóle czy ze mną ona wytrzyma?

– No to musisz się starać.

– Ale czy ona się pani podoba?

– Tak. Jest miła i śliczna.

– No właśnie. Ale ma też nie najlepszy charakter.

– A widziałeś jej mamę?

– Tak.

– No i jaka jest?

– Okropna. Gruba i wrzeszczy.

– No to prawdopodobnie twoja narzeczona po latach też będzie taka.

– O to koniec. To się muszę zastanowić.

– A jak wygląda twój tata?

– Jest beznadziejny.

– No to chyba jesteście kwita.

– O matko! No i co robić?

– Kochasz ją?

– Chyba tak.

– To się nie żeń, jak tylko chyba.

Dobrego dnia. Mój młody znajomy ma zacząć od dziś chodzić na nauki małżeńskie do kościoła. Ciekawe. Zobaczymy.

06
Marzec
2002
06:38

Róży i Wiktora - wszystkiego dobrego

6 marca 2002, środa, 06:38

Róży, Jordana, Marcjana, Wiktora – wszystkiego dobrego.

Różarozchwiana, niespokojna i impulsywna. Pełna fantazji, pomysłowa, o swobodnym sposobie bycia. Lubi w życiu stawiać wszystko na jedną kartę. Czasem zachłanna i zaborcza. W jej towarzystwie nie sposób się nudzić. Św. Róża jest patronką ogrodników i kwiaciarek, wzywana w przypadku waśni rodzinnych, przy trudnych porodach. Co za zdumiewający opis, charakterystyka Róży! Róża kojarzy mi się z opowiadaniem Jarosława Iwaszkiewicza pod tym tytułem, czyli z kobietą potworem, prymitywnym i bezlitosnym. A poza tym jest to imię dziś rzadko używane, piękne acz bardzo zobowiązujące. Imię, do którego, aby mu sprostać, trzeba wypięknieć.

Jordan i Marcjan, dwaj panowie niespotykani tutaj raczej.

A Wiktor? Oto Agnieszka Osiecka o Wiktorze. Tata Agnieszki miał na imię Wiktor.

Wszystkiego dobrego.

KROKUSY

Zabierz mnie Witku, na łąkę,
Gdzie w śniegu krokusy siedzą.
Owieczki dzwonią nam dzwonkiem,
Co wiedzą – nie powiedzą.

Krokus (bądź żółty, bądź lilia)
Do rąk nam przytula się grzecznie,
To głaszcze, to się przymila
I pachnie, tak jak powietrze.

Owca na krokus patrzy
I łzawi smutne oczyska…
Chce skromny ten teatrzyk
Oglądać z tobą z bliska.

Tak, już wiosna, na pewno, nareszcie! Wszystko teraz będzie lepiej! Ja Wam to mówię.

Jesteśmy w znaku Ryb. Uwaga Ryby! Rozejrzyjcie się, szczęście znajduje się tuż obok. Uczcie się decydować, bo inaczej życie zejdzie Wam, Ryby, na wahaniach i ciągłym niezadowoleniu, co przynosi rozczarowania. Rybo, pociąga cię nieznany świat, ale także sztuczne ucieczki od rzeczywistości: alkohol i narkotyki. Uważaj! Uzależniasz się także łatwo od ludzi chorych, złych, dziwnych, niezrozumianych. Staraj się spędzić chwilę w lesie, na rybach, nad wodą albo w filharmonii. Zwierzaj się ludziom z trosk i samotności, to ci przyniesie ulgę. Nie rezygnuj z prawa do szczęścia, zbyt łatwo ustępujesz.

Warszawa pusta. Nie ma korków. Tak jest od miesiąca. Zapytałam wczoraj taksówkarza, jak sądzi, dlaczego tak jest? Odpowiedział, że ludzie przerażeni sytuacją na rynku, i przestraszeni telewizyjnymi wiadomościami, prognozami na najbliższy czas, propagandą kryzysu, siedzą w domach, oszczędzają benzynę i pieniądze, nawet emeryci się nie ruszają, nie jeżdżą komunikacją miejską, oni, taksówkarze w ogóle nie mają pracy, klientów.

A mimo to wiosna. Młodzi całują się znów na ulicach, przejeżdżałam wczoraj koło Łazienek – przytulonych, miłośnie zamyślonych, milczących, spacerujących par – niemało.

Jednego z moich synów koleżanka pyta ciągle, czy ją lubi. Co na to odpowiadasz? – zaciekawiłam się. – Milczę mamo, nie chcę jej robić przykrości. – A jak ona ma na imię – pytam? – Wanda. – Boże, jak pięknie! – To tobie mamo się to imię podoba, mnie nie. Wiosna.

Dobrego dnia dla wszystkich.

05
Marzec
2002
06:37

Fryderyka i Wacława - wszystkiego dobrego

5 marca 2002, wtorek, 06:37

Moi Drodzy, nie mam siły. Wróciłam nad ranem. Dobrego dnia dla Was, a ja znów na cały dzień na scenę, próbować Virginię. Wieczorem gram  Steinberg. Dobrego dnia, a ja muszę się zebrać do kupy. Pozdrawiam.

04
Marzec
2002
07:43

Kazimierza i Łucji - wszystkiego dobrego

4 marca 2002, poniedziałek, 07:43

Adriany, Oliwii, Fryderyka, Wacława – wszystkiego dobrego.

Adrianaufa przede wszystkim sobie i jest bardzo subiektywna. Gdy coś postanowi, niełatwo nakłonić ją do zmiany decyzji. Wytrzymała i energiczna. Życzliwa, bezinteresowna i szczera wobec tych, których kocha, ale pamiętliwa wobec tych, którzy postąpili wobec niej niesprawiedliwie. Pełna wdzięku, czarująca, potrafi rozbroić uśmiechem. Znam jedną Adrianę, co prawda pisze się ją przez dwa ‚n’, czyli Adrianna. Charakterystyka się zgadza, jest to wyjątkowy „zajzajer”, nie życzę nikomu wejścia z nią w konflikt, przejeżdża po przeciwniku jak walec drogowy, głucha na tłumaczenia i przeprosiny.

Dziś zamieszczam dwa listy, które wczoraj przyszły do mojego komputera, oba podpisałam, i swoim nazwiskiem chętnie podpisałabym też jakiś protestujący przeciwko sposobowi, w jaki potraktowano w sejmie pana Balcerowicza, no ale taki list nie powstał. Oskarżanie go o holokaust polskiego narodu i obciążanie samobójstwami jest…. Nie znam się na polityce pieniężnej państwa, ale jedno rozumiem, że nie może ona być podporządkowana politycznym względom, bo to już przerabialiśmy wiele lat. 

Dobrego dnia mimo wszystko. Ja jadę do Lublina na koncert. Pozdrawiam.

Droga Pani Krystyno!

Zbieramy podpisy pod załączonym listem. Do tej chwili (sobota wieczór) do naszej akcji przyłączyli się: Maria Janion, Hanna Krall, Wisława Szymborska, Jacek Kuroń, Jan Błoński, Marek Edelman, Stanisław Lem, Michał Glowiński i wielu innych. Jeśli chcą Państwo podpisać list, prosimy o potwierdzenie zgody. Bardzo prosimy zastanowić się, czy chcą Państwo i mogą komuś jeszcze zaproponować podpisanie tego listu. Akcję tę zamierzamy przeprowadzić szybko i zakończyć ją najpóźniej we wtorek.

My, niżej podpisani, jesteśmy wzburzeni postawą posłów podczas obrad Sejmu (w dniu 28 lutego 2002) podsumowujących działalność Instytutu Pamięci Narodowej. Wobec prezesa IPN, profesora Leona Kieresa, wysuwano zarzuty o charakterze rasistowskim. Ani prowadzący posiedzenie Wicemarszałek Sejmu, ani nikt z posłów – nie replikował. Odwoływanie się w Parlamencie do kryteriów rasowo-narodowościowych ma tradycję – i przyszłość – wyłącznie faszystowską. Zwracamy się do Pana, Panie Marszałku, by w imieniu Wysokiej Izby przeprosił Pan prof. Leona Kieresa i nas wszystkich za te wybryki niegodne parlamentarzystów.

Judith Arlt, Michaelkirchplatz 23, D-10179 Berlin

www.juditharlt.de

I drugi list:

Do Parlamentu Europejskiego

Oraz

Do Anny Dianantopulou

Komisarz ds. Pracy i Polityki Społecznej Unii Europejskiej

Do wiadomości: media polskie i zagraniczne

Episkopat PolskiWarszawa, 5 luty 2002Pragniemy wyrazić zaniepokojenie charakterem debaty o sytuacji kobiet w Polsce. Na podstawie rozmaitych wypowiedzi publicznych można powziąć domniemanie, że doszło do swoistego porozumienia między Kościołem katolickim a rządem w kwestii przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Kościół mianowicie będzie popierał integrację z Europą w zamian za rezygnację rządu z dyskusji nad nowelizacją ustawy antyaborcyjnej. Polskie prawo dotyczące możliwości przerwania ciąży jest – obok Irlandii i Malty – najbardziej restrykcyjne w Europie. Przy czym w dziedzinie aborcji praktyka jest jeszcze surowsza niż ustawa, gdyż lekarze w szpitalach – powołując się na klauzulę sumienia – odmawiają nawet wykonywania zabiegów przewidzianych w obowiązującej ustawie. 

W kuluarach integracji Polski z Unią Europejską odbywa się zatem swoisty handel prawami kobiet, pokrywany charakterystycznym, stronniczym sposobem mówienia. Obrona życia poczętego traktowana jest jako obiektywny dogmat, zaś o aborcji z przyczyn społecznych mówi się w cudzysłowie jako o ideologicznym roszczeniu feministek, usiłujących zalegalizować morderstwo. Doszło do tego, że Izabelę Jarugę-Nowacką, pełnomocniczkę nowego rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, która zastanawia się nad koniecznością wprowadzenia do szkół rzetelnej edukacji seksualnej oraz złagodzeniem ustawy antyaborcyjnej, hierarcha Kościoła, biskup Tadeusz Pieronek nazwał „feministycznym betonem, który nie zmieni się nawet pod wpływem kwasu solnego”.

Trudno określić to inaczej niż zastraszaniem właśnie ideologicznym. Mimo protestów ze strony środowisk kobiecych biskup podtrzymał swoje wyrażenie, motywując je tym, że ktoś, kto będzie za zabijaniem nienarodzonych, musi się spodziewać ostrych słów. Nie tylko zatem nie będzie jakichkolwiek zmian prawnych, ale nawet mówienie o nich wywołuje agresywną retorykę. Rozumiemy, że Kościół ma prawo bronić swego stanowiska, ale niechże uzna prawo innych do wyrażania odmiennych postaw. Demokracja stosowana nie może obyć się bez nieskrępowanej wymiany zdań. Trzeba powiedzieć jasno, że zamykanie ust jednej ze stron nie może uchodzić za rozumny kompromis. 

Integracja europejska to również integracja w dziedzinie równego statusu kobiet i mężczyzn, przywrócenia kobietom prawa do samostanowienia o swoim życiu. Demokratyczna debata na ten tak ważny temat powinna się toczyć w sposób swobodny, bez karcenia i zastraszania. 

Prof. Maria Janion, Wisława Szymborska, Magdalena Abakanowicz, Prof. Irena Grudzińska-Gross, Henryka Bochniarz, Anda Rotenberg, Olga Tokarczuk, Dr Joanna Tokarska-Bakir, Prof. Joanna Regulska, Magdalena Łazarkiewicz, Prof. Elżbieta Matynia, Elżbieta Czyżewska, Anka Grupińska, Prof. Krystyna Kłosińska, Prof. Eleonora Zielińska, Prof. Renata Siemieńska, Manuela Gretkowska, Dr prawa Monika Płatek, Prof. Bożena Chołuj, Prof. Mirosława Marody, Prof. Katarzyna Rosner, Prof. Jolanta Brach-Czaina, Prof. Danuta Sobczyńska, Izabela Filipiak, Kinga Dunin, Zofia Kulik, Bożena Umińska (Bożena Keff), Dr filozofii Magdalena Środa, Krystyna Kofta, Prof. Ann Snitow, Weronika Kostyrko, Aneta Górnicka-Boratyńska, Elżbieta Szawarska, Ewa Mikina, Dorota Nieznalska, Dorota Podlaska, Monika Zielińska, Magdalena Mierzewska, Dr filozofii Monika Bakke, Jowita Wycisk, UAM Poznań, Dr Joanna Mizielińska, Dr hab. Elżbieta Pakszys, Beata Stasińska, Małgorzata Halaba, Maja Lavergne, Katarzyna Leszczyńska, Magdalena Leszczyńska, Anna Potapowicz, Ewa Kondratowicz, Dr Joanna Bator, Urszula Śniegowska, Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych – OŚKa Agnieszka Grzybek, Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Wanda Nowicka, Aleksandra Solik, Porozumienie Kobiet 8 Marca Kazimiera Szczuka, Agnieszka Graff, Katarzyna Bratkowska, Agata Araszkiewicz, Ewa Toniak, Katarzyna Władyka, Anna Zawadzka, Claudia Snochowska-Gonzales, Anna Czerwińska, Fundacja Kobieca eFKa, Dr Sławomira Walczewska, Beata Kozak, Stowarzyszenie Wschodnio-Zachodnia Sieć , Współpracy Kobiet NEWW – Polska, Małgorzata Tarasiewicz, Fundacja Centrum Promocji Kobiet, Marianna Knothe, Towarzystwo Interwencji Kryzysowej, Anna Lipowska-Teutsch, Stowarzyszenie Kobiet KONSOLA, Dr Izabela Kowalczyk, Międzynarodowe Forum Kobiet, Dr Ewa Lisowska,

03
Marzec
2002
08:02

Tycjana i Kunegundy - wszystkiego dobrego

3 marca 2002, niedziela, 08:02

Kunegundy, Maryny, Gerwina, Pakosława – wszystkiego dobrego.

Wszystkiego dobrego dla solenizantów i wyrazy współczucia z powodu imion, no oprócz Maryny, bo to piękne, piękne imię. Ale Pakosław nie ma lekko z tym imieniem.

Siadłam do komputera dzisiaj – mimo że czuję się po tym tygodniu pracy jak „ziemia do kwiatów” – tylko dlatego, żeby napisać kilka zdań oburzenia wobec tego, co dzieje się w polskim sejmie. Jestem oburzona, mam dosyć, nie chcę tu być, protestuję i pytam, gdzie jest granica chamstwa, głupoty i bezczelności, złej woli i braku odpowiedzialności, a także, jak głęboko jeszcze można dotknąć czyjąś godność, honor i wolność. Gdzie są te wszystkie granice? Bo mam wrażenie, że tam, wśród tych ludzi decydujących o naszym życiu i wypowiadających się w naszym imieniu, one nie istnieją. Wypisuję się z narodu. Jestem tylko sobą. Sama.

Dobrego dnia i tylko dla tych, którzy są oburzeni tak jak ja. Niestety mam wrażenie, że nie jest nas dużo.

Wczoraj w kinie przespałam bosko, ze zmęczenia a nie znudzenia, całą „Klątwę skorpiona” Woody Allena, i mąż mi to potem opowiedział. Podobno słodki film, z zabawnymi dialogami, które zarzynane są przez napisy. No, w każdym razie muzyka do snu znakomita.

Dobrego dnia.

02
Marzec
2002
05:52

Heleny i Pawła - wszystkiego dobrego

2 marca 2002, sobota, 05:52

Agnieszki, Halszki, Heleny, Pawła – wszystkiego dobrego.

Helenaobdarzona bujną wyobraźnią, żyje w świecie marzeń i niechętnie wraca do prozy życia. Obowiązki lubi odkładać na później, a odpowiedzialność chętnie zrzuca na innych. Nieco kapryśna, ale pełna uroku. Estetka o wybitnym poczuciu piękna i elegancji. Św. Helena jest patronką poszukiwaczy skarbów, wytwórców igieł, farbiarzy, wzywa się ją w modlitwach o odnalezienie zguby i o pomoc w ujawnieniu sprawcy kradzieży. Helena, uwielbiam to imię. Znam kilka Helen, mimo że to dziś w Polsce imię rzadkie, wszystkie moje znajome Heleny różnią się diametralnie od siebie, tyle że do jednych mówią wszyscy Heleno, a inne nazywane są Helenkami, Helkami, Lalkami, Nenkami, a jak wiadomo, jeśli ktoś ma przezwisko lub dziwne zdrobnienie, znaczy to, że jest niedopasowany do imienia, czy według innej teorii, źle mu dobrano imię – tak pisze John Steinbeck w „Na wschód od Edenu”.

Znalazłam dla Was listę sporządzoną przez E. Hurlocka, w roku 1985, prezentującą kategorie imion, które mogą mieć szkodliwe następstwa psychologiczne.

  • Imiona używane zbyt powszechnie i pozbawiające jednostkę poczucia indywidualności.
  • Imiona zbyt rzadkie, zwracające na siebie uwagę, mogące wywołać u osób noszących je skrępowanie i inne niedogodności (np. Aurelia, Serafin, Wenecjusz).
  • Imiona zbyt krótkie, nie przyciągające uwagi, w efekcie czego osoby noszące je mogą być niezauważane.
  • Imiona długie zestawione z długim nazwiskiem, kłopotliwe w użyciu.
  • Imiona obce, sprawiające wrażenie pretensjonalności.
  • Imiona, które są również nazwiskami.
  • Imiona wywołujące nieprzyjemne lub komiczne skojarzenia (np. Adolf, czy Balbinka).
  • Imiona nie pasujące do wyglądu lub charakteru nosiciela (np. gruby Apollo czy bardzo brzydka Laura).
  • Imiona staroświeckie, powodujące, że ich właściciele wydają się takimi (Adelajda, Eulalia, Ignacy).
  • Imiona, których połączenie z nazwiskami tworzy kłopotliwe inicjały (Walery Ciosek – WC).
  • Imiona nie pasujące do nazwisk, narażające na kpiny (Kasandra Młotek, Gerald Zwierz).
  • Imiona, które trudno wymówić i w związku z tym są przekręcane (Orestes, Hermenegilda).
  • Imiona, z których łatwo utworzyć ośmieszające, kłopotliwe zdrobnienie (Lolek, Loluś – od Karola, Zyzio – od Zygmunta, Klotka – od Klotyldy).
  • Imiona o nietypowej pisowni (Roxana, Violetta).
  • Imiona o nieprzyjemnym brzmieniu.
Dobre imię więc powinno być: przeciętnie popularne, harmonijnie dobrane do nazwiska, nie prowokujące przezwisk, ładnie brzmiące i mające polską pisownię.

Zapisałam to wszystko z prostego powodu, wydaje się, że rodzice rzadko myślą o dobru dziecka nadając mu imię, a raczej o swoich niespełnionych ambicjach, czy realizując swoje dziwne gusty. Wiem, co mówię, ponieważ po wielu przedstawieniach proszona jestem o autografy z dedykacją imienną i ilość dziwacznych imion wśród młodzieży prawdziwie zdumiewa, często ich właściciele muszą mi je literować, a prawie zawsze posiadacze tych imion się ich wstydzą.

Tak więc, wybierając dla dziecka imię, myślcie o dziecku a nie o sobie. A nadając imiona bliźniakom, postarajcie się, aby imieniny były jednego dnia, bo będziecie mieli w domu o wiele mniej problemów. Moi synowie obchodzą święto swoich imion po dwa razy w roku, bo są zazdrośni o imieniny tego drugiego, a my zawsze kupujemy podwójne prezenty.

Dobrego dnia. Mam nadzieję, że dziś ucieknę z teatru po południu na wagary i pójdę sobie przed Callas do kina.

01
Marzec
2002
05:13

Antoniny i Radosława - wszystkiego dobrego

1 marca 2002, piątek, 05:13

Albina, Antoniego, Feliksa, Rogera – wszystkiego dobrego.

Wszystkim panom wszystkiego dobrego.

Stoję na scenie po osiem godzin dziennie jako ta Marta z Virginii (próbujemy całymi dniami, żeby zdążyć na 16-ego) i mam uczucie, że robię, a raczej robimy, portret zbiorowy wszystkich małżeństw, które znam. Mimo oryginalności i drastyczności tekstu, mimo wpisanego w ten utwór dość dziwnego pomysłu dramaturgicznego, robimy rzecz „codzienną”.

Uświadamiam sobie każdego dnia, jak wiele związków znam, małżeństw, ludzi, którzy ranią siebie nawzajem za karę, w odwecie za własne niemożności, braki i rozczarowania życiowe. Jak wielu ludzi obciąża współtowarzysza życia o swoje niepowodzenia, czy wręcz przypisuje mu winę za te niepowodzenia. Jak wielu ludzi tłumaczy sobie swoje ułomności niedoskonałością partnera i oskarża go o swoje nieudane życie, czy brak sukcesu. Jak często złość, agresja, pogarda, nielojalność wobec żony czy męża jest poprawianiem sobie własnego samopoczucia.

Ile znacie tych małżeństw, które na przyjęciach opowiadają sobie nawzajem żale, każde w innym kącie, ze złapanym, często zupełnie przypadkowym słuchaczem?

Ile Waszych przyjaciółek, przyjaciół, zwierza Wam się z najintymniejszych sekretów swoich partnerów, popełniając wobec nich nielojalność najobrzydliwszą, tylko po to, żeby siebie w czymś usprawiedliwić?

Ilu ludzi najpierw szuka przyczyn w sobie? We własnych niedoskonałościach? Naprawdę niewielu. A w sytuacji jakichkolwiek stresów i niepowodzeń to mąż czy żona pełni funkcję chłopca czy dziewczynki do bicia.

Mam do powiedzenia w tej roli jeden z najpiękniejszych monologów o miłości, jakie istnieją, ale zdanie….. ponieważ popełnił ten niewybaczalny błąd, że mnie pokochał i teraz musi za to ponieść karę… zawsze robi na mnie wrażenie.

Przede mną znów dzień scenicznych pretensji, łez, wyśmiewania się i okrucieństwa wobec mojego scenicznego męża, a także znoszenia jego odwetów, obrzucania się wyzwiskami i nienawiścią, kpinami i pogardą… jednym słowem, dzień, w którym będę próbowała zagrać wielką, wielką MIŁOŚĆ.

Dobrego dnia.

Jest taki cudowny żydowski żart, o mężu, który rozmawia z żoną na łożu śmierci i pyta ją, czy była z nim podczas całego jego nieszczęsnego, tragicznego życia, prześladowań, wojny, obozu, pogromu, a kiedy ta potwierdza, że zawsze była przy nim, stała u jego boku i deklaruje raz jeszcze ostateczną wierność i przywiązanie niezależnie od sytuacji, ten zastanawia się, czy to właśnie nie ona, po prostu, zwyczajnie, nie była powodem tych nieszczęść, bo przynosiła mu może po prostu pecha przez całe życie.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.