24
Październik
2002
09:28

Rafała i Marcina - wszystkiego dobrego

24 października 2002, czwartek, 09:28

Arety, Antoniego, Marcina, Rafała – wszystkiego dobrego.

POROZUMIEWAJĄC SIĘ ZE SOBĄ, LUDZIE WYSTAWIAJĄ NA PRÓBĘ ŻYWIONE PRZEZ SIEBIE PRZESĄDY. (Hans Georg Gadamer)

Porozumiewanie się jest jednocześnie konfrontacją. To, co nam wiadome, nagle postrzegane jest z odmiennej perspektywy. To „ryzyko” wynikające z obcowania z ludźmi.

Zdumiewają mnie często mi zadawane pytania, czy wolę reżyserować czy grać. Zdumiewają. Przecież te dwie sprawy są nieporównywalne. Reżyseria jest przeprowadzeniem własnej wizji całości, stworzeniem wszystkiego według własnej myśli, gustu, temperamentu. Podpisanie się pod całością. Rola jest tylko uczestniczeniem w wizji reżysera. Dołączeniem się do wspólnej pracy, którą kieruje reżyser. Zdumiewające pytania.

Muszę na nowo przypomnieć sobie, na sobotni koncert z okazji 50-lecia Telewizji, „Ogrzej mnie” Wojtka Młynarskiego i Włodzimierza Korcza, ponieważ poproszono mnie o zaśpiewanie tego właśnie podczas tego koncertu. Przypominam sobie tekst razem z Wami, zapisując go z głowy. Mam nadzieję, że Wam to sprawi przyjemność. Piosenka powstała lata temu. Pewnego dnia zadzwonił do mnie Wojtek Młynarski:

– Kryśka, co słychać?

– Aaa, nic, wróciłam po dużym filmie w Niemczech i tak się rozglądam. Ale wiesz, nic mnie jakoś nie „bierze”, nic mi się nie podoba, wszystko jest szare, nudne, płaskie, takie samo jak było przed moim wyjazdem. Chyba się starzeję albo zestarzałam podczas tego wyjazdu i nie zauważyłam. No wiesz, coś mi nie tak, nie poznaję siebie. I w ogóle… no wiesz… coś jest nie tak. A co u ciebie?

– Dobrze. A co to był za film?

– A taki, właściwie fajny, ale nie ma o czym opowiadać, śpiewałam tam wiesz co? „Fever”, fajnie. Kucałam przy każdym „fever”, bo miałam taką choreografię, kręciłam to ze 38 razy, jak to u Niemców, mam zakwasy.

– Dobra. Bo ja z Włodkiem Korczem mamy ci napisać piosenkę na Wrocław, to już wiem. No to cześć.

– Cześć.

OGRZEJ MNIE

Dzień czy noc, czy to skwar, czy też mróz
Jednaka treść, nieodmiennie,
Pobrzmiewa w mej piosence
Memu ciału wystarczy 36 i 6,
Mojej duszy, potrzeba znacznie więcej
Memu ciału, wystarczy coś wypić i coś zjeść
Trochę pospać, na boku czy na wznak
I nasz cud gospodarczy zapewnia mi to, lecz
Lecz moja dusza, niezmiennie, prosi tak:
Ogrzej mnie, wierszyku pełen cudowności,
Wspólniku mojej bezsenności, ogrzej,
Ogrzej mnie!
Rozżarz mnie, niedokończona zdań wymiano,
Cudowna kłótnio wpół urwana, rozżarz,
Rozżarz mnie!
Ach życie! Rozżarz, ogrzej duszę mą, bo skona,
Do stu, do dwustu, do tysiąca, do miliona,
Wsłuchaj się w duszy mojej prośby natarczywe,
Chcę mieć gorączkę!
Give me fever!
Rozpal mnie!
Blada kuzynko Melpomeno,
Jedną zagraną dobrze sceną
Rozpal!
Rozpal mnie!
Ogrzej mnie, świecie utkany z głupich marzeń,
Akordeonie w nocnym barze
Ogrzej,
Ogrzej mnie!

A świat na to powiada: normalny duszy stan,
To nie musi być stan podgorączkowy,
Panią trzeba przebadać, przedsięwziąć jakiś plan
By te bzdurne problemy raz mieć z głowy
Kombinują, badają czy bies to czy to pies
A mej duszy radości ciągle brak
Po staremu nadaje uparte S.O.S
Po staremu, codziennie, błaga tak:

Ogrzej mnie,
Zażarta na ten świat niezgodo,
Z którą rozstałam się tak młodo, powróć,
Ogrzej mnie!
Rozżarz mnie, chwilo szaleństwa i radości
Mej tożsamości, niezmienności dowiedz,
Ogrzej mnie
Mój świecie rozpal duszę moją aż do końca,
Mój świecie zamień duszę mą w cząsteczkę słońca
Niech świeci w mroku, niech rozjaśnia dni parszywe
Chcę mieć gorączkę!
Give me fever!
Rozpal mnie słonecznikowa kresko krzywa
Złota van Gogha perspektywo
Rozpal, rozpal mnie!
Ogrzej mnie
Miłości, której nie znam jeszcze
z wiosennych bzów liliowym deszczem przyjdź i …
Ogrzej mnie.

23
Październik
2002
08:14

Teodora i Seweryna - wszystkiego dobrego

23 października 2002, środa, 08:14

Igi, Marleny, Seweryna, Żegoty – wszystkiego dobrego.

KTO MÓWI JĘZYKIEM NIEZROZUMIAŁYM DLA NIKOGO POZA NIM, NIE MÓWI W OGÓLE. (Hans Georg Gadamer)

Och, ilu artystom się to zdarzyło!

Dziś różności:

Po Pierwsze – przyszedł do mnie taki list.

Nieoficjalne wyniki Narodowego Spisu Powszechnego:

  • Ludność Polski to 38,793,513.
  • 12,654,329 jest na emeryturze a 2,596,325 na rencie.
  • To zostawia 23,542,859 do pracy.
  • 10,632,205 jest w szkole, co daje 12,910,654 milionów pracujących.
  • Z nich 9,938,732 milionów jest zatrudnionych w budżetówce, czyli 1,971,922 pracuje.
  • 279,568 jest w wojsku, co zostawia 1,692,354 do pracy.
  • Niestety 1,000,251 jest bezrobotnych, co zostawia 692,103 pracujących.
  • W każdym momencie 600,000 ludzi jest w szpitalach, zostawia to 92,103 pracujące osoby.
  • W więzieniach siedzi 92,101 osób…
  • To zostają dwie osoby, aby pracować.
  • Ty i Ja.
  • A Ty siedzisz przed komputerem i się opieprzasz.
  • Więc jak do jasnej cholery mogę na Was wszystkich zarabiać !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Odpowiadam: – Kochanie! Ja biorę za siebie odpowiedzialność i jeśli chcesz wytłumaczę się z każdej minuty. A Ciebie pozdrawiam.

Po Drugie – w korespondencji na stronie domagają się przepisu na buraczki.

BURACZKI GARDEROBIANEJ JOLI Z PIASTOWA

4 kg buraków ugotować w całości w skórkach. (Podobno lepiej je upiec w piekarniku a skórka wtedy schodzi sama, jednym pociągnięciem ręki; jeśli włoży się taki upieczony burak np. do torebki plastikowej, to on wychodzi z niej bez skórki – nic z tego nie rozumiem, ale tak mi to opowiedziano). Potem obrać i zetrzeć na grubej tarce.

  • 6 sztuk papryki czerwonej,
  • 5 sztuk cebuli

pokroić w kostkę i wrzucić do roztworu:

  • 3 szklanki wody
  • 1 szklanka octu 10%
  • łyżeczka cukru
  • łyżeczka soli.

Gotować do miękkości paprykę i cebulę w tym wywarze. Jak będzie ugotowane wrzucić tam buraki starte, zagotować krótko, sprawdzić smakowo i doprawić według gustu.

Wkładać do słoików i pasteryzować. Wychodzi 7 słoików litrowych. Pyszne.

Po trzecie – byłam wczoraj w Teatrze Rozmaitości na „Magnezytyzmie serc” – spektaklu według, a raczej inspirowanym „Ślubami panieńskimi” Fredry, bo z Aleksandrem Fredro nie ma to nic, ale to absolutnie nic wspólnego, oprócz punktu wyjściowego i ogólnych zarysów prostej historyjki. O języku Fredry, wierszu, rytmie zapomnijcie. Ale nie o to chodzi w tym spektaklu. Jest to jeden z najlepszych spektakli, jakie widziałam w życiu. Zjawiskowy. Pomysł, wyobraźnia, role, szczególnie Aniela, Klara, Gustaw, Wacław, czyli młodzi, po prostu nadzwyczajne, ilość pomysłów plastycznych, stylistycznych, skojarzeń, odniesień do wszystkiego, obezwładniająca. Jest to co prawda intelektualna zabawa formą i treścią, nie przywiązujemy się do bohaterów, ani nic z nimi nie przeżywamy, to impresje na temat słów, zdań, zdarzeń, stereotypów istniejących w kulturze i życiu, pomysły slapstikowo kabaretowe, teatr zimny i jakby bez serca, ale imponujący. Wielkie gratulacje. Właściwie poza pretensjonalnym imieniem i nazwiskiem reżysera podoba mi się absolutnie wszystko, wszystko, a praca scenograficzna i kostiumowa jest po prostu porywająca. Wyszłam oszołomiona.

Po czwarte – boli mnie dziś głowa. Dobrego dnia.

22
Październik
2002
06:43

Filipa i Kordulii - wszystkiego dobrego

22 października 2002, wtorek, 06:43

Józefiny, Klaudii, Filipa, Marka – Wszystkiego dobrego.

KLAUDIA – imię łacińskie, żeńska forma imienia Klaudiusz (kulejący, wahający się). Klaudia posiada wdzięk i urok, jest delikatna i wrażliwa. Niecierpliwa i nerwowa w wielu sprawach, z powodu wątpliwości w swoje decyzje, słuszności spraw, lęku, co do ich biegu. Zazwyczaj los jej sprzyja, więc często spełniają się jej zamierzenia i marzenia. Jest niezwykle skora do pomocy innym, wiecznie zajęta charytatywnym działaniem, zbiórkami darów dla potrzebujących. Lubi się poświęcać a sprawiedliwość jest dla niej ważna ponad wszystko. Nie wyobraża sobie życia bez uczuć. Jest wspaniałą żoną i kochanką. Dzień – piątek, kolor – błękitny, kamień – lapis-lazuli, roślina – kamelia, owoc – mandarynka.

Wczoraj byłam w Teatrze Nowym na przedstawieniu „Testosteron”, sztuce napisanej przez Andrzeja Saramonowicza. Świetnie grana, zrobiona, świetnie. Ale przede wszystkim zdumiał mnie tekst. Sam utwór. Takiej literatury teatralnej nie ma w Polsce w ogóle, nikt, absolutnie nikt nie potrafi pisać tak dla teatru. Zabawnie, inteligentnie, lekko. Jest to skonstruowane, ma świetne dialogi, napisane są role, charaktery, i wynika z tego tekstu ogólniejsza refleksja a raczej śmiech z nas samych, z czasów, w jakich przyszło nam żyć, z naszych zachowań, przyzwyczajeń, stereotypów. Utwór dziś absolutnie na wagę złota. Ten gatunek literatury znamy tylko importowany z innych krajów, brzmi w nim i Hrabal, i angielscy autorzy – specjaliści gatunku. Szkoda tylko, że nie ma jeszcze piętra, które miały np. „Rozmowy przy wycinaniu lasu” Tyma, a jedyna scena unosząca się ponad całość to scena walczenia z „pawiem”, z organizmem targanym nudnościami. Ale nie ma co narzekać. Ten tekst to pierwsza jaskółka gatunku scenicznego będącego w całkowitym zaniku, a którego publiczność pragnie jak wody na pustyni, czemu wczoraj niespodziewanie napojona, dała wyraz. A jej wdzięczność za to, że może śmiać się i usłyszeć polskie skojarzenia, odniesienia, żarty, po prostu nie ma granic. Świetny wieczór. Spektakl podobno jest spektaklem „latającym”, granym tam gdzie go „wpuszczą”. No, ale to temat na osobne omówienie. Drugim tematem jest słyszalność. Szkoda, że aktorów świetnie, naprawdę świetnie grających, nie zawsze słychać, no ale to też inne zagadnienie, dykcyjno-emisyjne problemy a dodatkowo zdaje się, że wybuchy śmiechu i radość widowni wprowadzają zaburzenia w wartkości dialogu, dużo rzeczy ucieka, aktorzy jakby nie umieli się z tym zsynchronizować, jakby bali się, że stracą prawdę. A szkoda.

Ja dziś mam pierwszą próbę Mewy Czechowa w Teatrze Studio.

Wysyłam Wam zdjęcia z pierwszej inscenizacji z roku 1898. To właśnie dzięki temu spektaklowi, reżyserowanemu przez Stanisławskiego i Niemirowicza-Danczenko, nastąpiło odkrycie i zaakceptowanie przez publiczność dramaturgii Czechowa i niesionej przez niego, nowej wtedy idei teatru. Wcześniej miał tylko niepowodzenia. Dwa zdjęcia – z I aktu i z aktu IV. Trzecie zdjęcie to pierwsza próba czytana, z Czechowem obecnym (na zdjęciu), taka próba, na którą ja dzisiaj idę. Nie sądzę jednak, żebyśmy zrobili sobie zdjęcie, a nawet gdybyśmy je zrobili, czy miałoby ono później inną funkcję niż prywatnej pamiątki. Ale kto wie! Z drugiej strony, skąd oni wtedy wiedzieli, że trzeba robić zdjęcie? Czechow był nieznany, teatr i zespół zaczynał dopiero?

Dobrego dnia. I róbcie zdjęcia. Przy każdej okazji. Potem…. nigdy nie wiadomo.

21
Październik
2002
07:06

Urszuli i Hilarego - wszystkiego dobrego

21 października 2002, poniedziałek, 07:06

Celiny, Urszuli, Hilarego, Jakuba – Wszystkiego dobrego.

Urszulaimię łacińskie, znaczy – młoda niedźwiedzica. Stawia czoło pojawiającym się wyznaniom. Odgrywa często rolę pioniera i inicjatora wielu nowatorskich przedsięwzięć. Jest ambitna i odpowiedzialna, dąży do miejsc i sytuacji, gdzie nikt nikogo nie rozpieszcza i jest się zdanym na własne siły i umiejętności. Reaguje żywo na podłość i niesprawiedliwość. Potrafi się wycofywać z wcześniejszych decyzji i postanowień, jeśli tylko wymaga tego sytuacja, ceni własne zdanie, ale nie jest uparta. Zdarza się, że swoim zachowaniem robi wrażenie osoby szorstkiej i apodyktycznej, jest to jednak błędne. Chętnie flirtuje, ale długo zastanawia się, waha, zanim podejmie decyzję o stałym związku z czymś lub kimś. Ulubione – niedziela, rubin, narcyz, kolor beżowy, czarna jagoda.

ASTRY

Biegnie Urszula dojrzałym sadem,
astry kłaniają się w pas,
wyszła już jesień na paradę,
a panna mówi: „ja mam czas”.

Imiona dziewczyn tak je zdobią,
jak ruda jesień zdobi klon,
ale dziewczyny wszystko robią,
by się pokazać z gorszych stron.

Z pięknym imieniem czarnoleskim
powinna panna zacnie żyć,
by u chłopaków nie mieć kreski,
gdy wiosna zacznie wianki wić.

Agnieszka Osiecka

Poniedziałek, ta mantra dni mnie coraz częściej przeraża a z drugiej strony…

Wczoraj miałam zdjęcia w areszcie, w jednym z komisariatów warszawskich, w jednej z cel. Kiedy nocą kładłam się wykąpana w czystej białej koszuli do wygodnego, świeżego łóżka, z filiżanką herbaty i książką, z kotami stąpającymi cicho, cichuteńko po domu, z dziećmi śpiącymi słodko w swoich pokojach, z psem, który patrzył na mnie z niewypowiedzianą miłością ze swojego posłania u stóp mojego łóżka, z ładem i spokojem wewnętrznym, poczuciem harmonii i miłym poczuciem obowiązku i gotowości wypełniania swoich zadań w ciągu nadchodzących dni, myślałam wciąż o tych, co zostali tam w celach, co byli w celach obok mnie. O tych, którzy zostali nagle wyrwani z codzienności…. O tych, którzy wpadli w konflikt z prawem, lub z ciepłych domów i łóżek trafili do więzień, szpitali, zostali wysłani na wojnę, oddaleni od bliskich z jakichś powodów. Przerwane codzienne życie… W każdym momencie może się to stać, może to spotkać i mnie, z jakiegoś powodu, choćby z powodu choroby.

Dobrego dnia.

20
Październik
2002
19:42

Ireny i Kleopatry - wszystkiego dobrego

20 października 2002, niedziela, 19:42

Ireny, Kleopatry, Jana, Witalista – Wszystkiego dobrego.

POJĘCIE SMAKU TRACI ZNACZENIE, KIEDY NA PIERWSZY PLAN WYSUWA SIĘ FENOMEN SZTUKI. (Hans Georg Gadamer)

Gadamer pisze następująco: Perspektywa smaku jest dla dzieła sztuki wtórna. Wrażliwość wyboru dlań charakterystyczna często niweluje oryginalność genialnego dzieła sztuki. Sam unika tego, co niezwykłe i potworne. Jest zmysłem powierzchownym, nie zapuszcza się w rejony oryginalności artystycznej twórczości. Najpierw istnieje dzieło sztuki, a dopiero później możliwość delektowania się nią. Twórca pozostaje samotny, dzieło-hermetyczne.


Zbigniew Zapasiewicz


Krzysztof Stroiński

19
Październik
2002
15:24

Piotra i Ziemowita - wszystkiego dobrego

19 października 2002, sobota, 15:24

Pawła, Piotra, Skarbimira, Ziemowita – Wszystkiego dobrego.

ŚWIĘTO ISTNIEJE TYLKO O TYLE, O ILE JEST OBCHODZONE. (Hans Georg Gadamer)

Każde święto służy człowiekowi. Jest wytworem kultury. Święto samo w sobie nie istnieje. Gadamer przekazuje nam, iż to właśnie człowiek stanowi o świecie kultury. Zaspokajając swoje potrzeby estetyczne oraz duchowe.

Zbliża się Święto Zmarłych, 1 listopada – Wszystkich Świętych i 2 listopada – Dzień Zaduszny, jedno z najpiękniejszych świąt i jedna z najwspanialszych pielęgnowanych w naszym kraju tradycji. Wspomnienie zmarłych i modlitwa za nich. Okazanie im szacunku i danie dowodu pamięci. Ja od kilku lat ustanowiłam rodzinny zwyczaj obiadowania wspólnego w dzień Wszystkich Świętych. Obiad rodzinny, który następuje po odwiedzinach na cmentarzach i po odwiedzinach na grobach rodzinnych. Spotykamy się wszyscy, aby przypomnieć naszych zmarłych, zobaczyć się i powspominać w rodzinnym gronie. Bardzo ten zwyczaj wszyscy polubiliśmy.

A teraz w odpowiedzi na zamówienie z naszej poczty e-mailowej. Przepis na bigos. Jak obiecałam.

Najpierw BIGOS MOJEJ MAMY

  • 3 kg kapusty kiszonej
  • Pół kilograma cielęciny
  • Pół kilograma wołowiny
  • Pół kilograma boczku
  • Pół kilograma kiełbasy.

Kapustę zagotowuje się z wodą i tę wodę się odlewa. Zalewa się następnie kapustę drugą wodą, tak żeby pokryła kapustę, wrzuca się 2 liście laurowe, kilka ziarenek ziela angielskiego i wkłada się gar z kapustą do piekarnika, i się to piecze. Pieczenie zamiast gotowania szalenie ułatwia i upraszcza sprawę z bigosem, ponieważ po pierwsze eliminuje się w ten sposób przykry zapach, jaki jest w domu podczas gotowania kapusty, po drugie nie trzeba mieszać. Kroi się w kostkę mięso, boczek, kiełbasę, 1 cebulę (nie więcej, bo bigos się z cebulą szybko psuje, a najlepszy bigos to bigos odgrzewany) i przysmaża się wszystko krótko na patelni, dodaje się śliwki suszone i grzybki. Potem wrzuca się to wszystko do piekącej się kiełbasy, miesza, i bigos piecze się dalej znów sam w piekarniku. Koniec. Następnie najlepiej jest go wystudzić, schłodzić, a potem podawać po podgrzaniu, za każdym razem podlewając czerwonym wytrawnym winem.

BIGOS MAŁGOSI KOSTIUMOLOGA,

który mi bardzo smakuje, dyktowany przez telefon.

  • 3 kg kapusty kiszonej
  • Pół kilograma marchwi
  • Pół kilograma cebuli
  • Mięso według uznania, jeśli chodzi o ilość, ale musi być to wołowina w dwóch rodzajach i żeberka – najlepiej wieprzowe.
  • Mięso ugotować w wodzie z listkiem bobkowym, zielem angielskim i kilkoma ziarnkmi pieprzu.
  • Marchew obrać i zetrzeć na grubej tarce.
  • Cebulę pokroić.

Kapustę partiami obsmażać na patelni na oleju na kolor złoty. To samo należy zrobić z marchwią, cebulą i mięsem pokrojonym w kostkę.
Potem wszystkie składniki obsmażone wrzucić do gara dodając czosnek, śliwki, grzybki, oraz całą torebkę przyprawy do bigosu firmy Duclos (!). Nigdy w życiu nie widziałam takiej przyprawy na oczy i nie wiem jak się pisze jej nazwę. Dusić niedługo, sprawdzając smak. Przyprawić na końcu jeszcze do smaku.

Przy okazji dostałam też rewelacyjne dwa przepisy na buraczki, ale to może innym razem. Pozdrawiam, dobrego dnia. Dobrego bigosu. Już mnie boli wątroba i brzuch na samą myśl, takie to jest ciężkostrawne. Przed skosztowaniem radzę zaopatrzyć się w leki, takie jak espulmisan, rapfacholin czy coś tym rodzaju, a już na pewno pić do tego bigosu czerwone wino, bo inaczej czeka was trudny dzień i bezsenna noc ze śniącymi się koszmarami z powodu kamienia w żołądku. Koszmar!

Dobrego dnia.

Przesyłam zdjęcia z dzisiejszego planu zdjęciowego. Kawałek naszej dekoracji, ściana w Ministerstwie Oświaty, w którym pracowała moja bohaterka, Irma Seidenman, do roku 1968; od samego patrzenia na tę ścianę mam ból żołądka, kamień w sercu i koszmary nocne, wcale nie muszę jeść bigosu. Oraz Irma Seidenman w roku 1968, tuż przed wyjazdem do Izraela.


18
Październik
2002
08:40

Łukasza i Juliana - wszystkiego dobrego

18 października 2002, piątek, 08:40

Bratumiła, Juliana, Łukasza – Wszystkiego dobrego.

NIE MA JUŻ ŚWIATA, W KTÓRYM ŻYJEMY JAKO WE WŁASNYM. PRZEMIANA W WYTWÓR NIE JEST PO PROSTU PRZENIESIENIEM W JAKIŚ INNY ŚWIAT . (Hans Georg Gadamer)

Człowiek próbuje odnaleźć się w otaczającym go zewsząd świecie rzeczy, które sam wytworzył. Przerósł go jego własny świat (stąd pojęcie alienacji – wyobcowania). Gadamer – filozof, kontempluje ów „własny świat”, porównuje go do gry. Jednym z graczy jest sam człowiek, drugim – jego życie…

Wczoraj miałam dziwny dzień, wszystko się w mojej głowie plisowało. Najpierw pół dnia na ulicy Foksal krzyczałam do ludzi: – „Ludzie! Ja nie jestem Żydówką! Jestem wdową po oficerze! Mój mąż umarł na wojnie! Ja nie jestem Żydówką! Czy ktoś mi uwierzy? Niech mi ktoś pomoże! Zostałam zatrzymana pomyłkowo! Ten człowiek bierze mnie za kogoś innego”. Andrzej Chyra – Bronek, szarpał mnie i prowadził tak krzyczącą, a ja płakałam. Wszystko to w scenie zatrzymania pani Seidenman i odprowadzenia jej na Gestapo. Ludzie przechodzili, stawali, przyglądali mi się, nie zauważali kamer i nie rozumieli, o co mi chodzi. Stało kilku obcokrajowców. Krzyczałam, płakałam, grałam to, ale miałam niejasne uczucie, że gdyby to nie był film, gdybym nie grała a zdarzenie to było prawdziwie, nikt by nie zareagował, i nikt by mi nie pomógł. Urosło we mnie coś w rodzaju przerażenia. Pół dnia płakałam i przysięgałam, że nie jestem Żydówką, a następne pół dnia pisałam w domu coś, co miałam do napisania, i patrzyłam jednocześnie w ekran telewizora i obserwowałam z coraz większym przerażeniem to, co się stało w Sejmie, i znowu zaczęło mi się wszystko plisować w mózgu i zakładać w fałdki. Jestem przerażona. Od wczoraj ścichłam, zamilkłam i czuję się okropnie. Zastanawiam się nad wniesieniem skargi do sądu na wszystkich posłów Rzeczpospolitej o spowodowanie nieodwracalnych zmian w mózgu i szkód psychicznych, które będą miały dla mnie niewątpliwie wielkie konsekwencje zdrowotne…. JA, OBYWATELKA POLSKI, OSKARŻAM SEJM RZECZPOSPOLITEJ, WSZYSTKICH POSŁÓW, O ZNĘCANIE SIĘ NADE MNĄ I MOLESTOWANIE MOJEJ PSYCHIKI, O OBRAŻANIE MOICH UCZUĆ PATRIOTYCZNYCH I GODNOŚCI LUDZKIEJ, O BRAK SZACUNKU DLA MNIE JAKO OBYWATELA I BRAK SZACUNKU DO MOJEGO KRAJU, JEDNYM SŁOWEM O ODBIERANIE MI WIARY, NADZIEI, MIŁOŚCI, SPOKOJU, SZCZĘŚCIA, ZDROWIA I GODNOŚCI!

Co za dzień!

Wam Wszystkim życzę spokoju i mniejszych wrażeń niż te, które mną wstrząsnęły wczoraj. Dziś nie mam zdjęć, a jutro – przesłuchania na Gestapo, w niedzielę – wyrzucają mnie jako Żydówkę z Ministerstwa, w którym pracuję, i każą wyjechać do Izraela.

Na koniec dwa zdjęcia zrobione przez mojego zięcia: babcia i wnuczka w biało-czarnym obiektywie.

Dobrego dnia.

17
Październik
2002
06:15

Wiktora i Małgorzaty - wszystkiego dobrego

17 października 2002, czwartek, 06:15

Małgorzaty, Ignacego, Wiktora – wszystkiego dobrego.

MAŁGORZATA – imię greckie, znaczy oczywiście perła. Otwarta natura, urocza w obejściu. Żyje szybko i wesoło, ale wie, czego chce, choć czasem miewa zwariowane pomysły. Łatwo się przywiązuje, koleżeńska. Często życie płata jej złośliwe figle. Dużo czasu musi poświęcić na pracę. Potrafi przewodzić w środowisku. Bywa łakoma i kapryśna. Kochliwa nad wyraz. Szczęśliwy dzień – poniedziałek, kolor – biały, kamień – perła, roślina – lotos, owoc – melon.

IGNACY – Bardzo ambitny i uczuciowy, o charakterze urodzonego dyplomaty. Chętnie przychodzi innym z pomocą, jest szczodry i opiekuńczy w stosunku do wszystkich potrzebujących jego pomocy. Lubi czuć się potrzebny, odpoczywać w samotności, w ustronnym miejscu.

WIKTOR – Wszechstronnie uzdolniony, o dobrze rozwiniętej intuicji i znakomitej znajomości ludzkiej natury. Jest stały w wierzeniach i przekonaniach. Zwykle głęboko religijny, a przynajmniej bardzo zainteresowany sprawami metafizycznymi. Lubi dbać o dom i rodzinę, wyjeżdżać na romantyczne wycieczki i przebywać w miłym towarzystwie.

A teraz Wam powiem, że dziś imieniny ni mniej ni więcej tylko MAGDY UMER, bo ona ma na imię naprawdę Małgorzata, i ja byłam nie raz świadkiem jak jej mąż mówił do niej Małgosiu i bardzo się temu dziwiłam. MAŁGOSIU! Życzymy Ci wszystkiego, wszystkiego dobrego. Ty wiesz czego i ja wiem, ale nie będziemy się o tym rozpisywać w internecie, bośmy jeszcze nie zwariowały. MAŁGOSIU, SPEŁNIENIA MARZEŃ, BO WCIĄŻ, JAK MAŁA DZIEWCZYNKA, MASZ ICH WIELE. A DZIŚ NIECH WSZYSTKO, CO KOCHASZ, SIĘ DO CIEBIE ODEZWIE I POWIE CI, ŻE CIĘ KOCHA I DODA CI OTUCHY.

A na Twoje imieniny przesyłam Ci ulubione widoki.

Wszystkim dobrego dnia.


Pinia na skale. Giglio


Kolacja na tarasie. Bomarzo

16
Październik
2002
07:47

Gawła i Ambrożego - wszystkiego dobrego

16 października 2002, środa, 07:47

Florentyny, Gawła, Gerarda – Wszystkiego dobrego.

Nie znam żadnej Florentyny, Gaweł przegrał totalnie z Pawłem, jeśli chodzi o popularność a Gerardowie do niedawna się zdarzali, ostatnio też i to imię zaginęło. Musi się pewnie znaleźć jakiś popularny Gerard w mediach, żeby powróciło. Znudziły mnie trochę te imiona i zastanawianie się nad nimi. Wolałabym się co rano zastanowić teraz nad czymś innym, zamyślić. Kiedyś przypominanie co rano żywotów świętych wprowadzało taki moment refleksji. Spojrzałam na półkę nade mną. Tę półkę najbliższą, na którą trafiają rzeczy kupione ostatnio lub odłożone do „absolutnego” przeczytania w najbliższym czasie. „Historia Filozofii w Sentencjach”, Marek Niechwiej – może to to? Może to przeczytamy razem? Zaczniemy przekornie od końca.

DZIEŁA SZTUKI NIE MOŻNA TAK PO PROSTU ODIZOLOWAĆ OD „PRZYGODNOŚCI” WARUNKÓW DOSTĘPU DO NIEGO, W JAKICH SIĘ ONO UKAZUJE (…) ONO SAMO NALEŻY DO ŚWIATA, KTÓREMU SIĘ PREZENTUJE, WIDOWISKO JEST WŁAŚCIWIE DOPIERO TAM, GDZIE SIĘ POKAZUJE, A MUZYKA MUSI GDZIEŚ ZABRZMIEĆ (Hans Georg Gadamer).

Gadamer badał wytrwale wpływ kultury i sztuki na człowieka (etologia). Uznał, iż każde dzieło musi posiadać określoną wartość, czemuś powinno służyć. Twór bez widza nie ma sensu; po to tworzymy kulturę, jako istoty rozumne, aby nas ona zachwycała. Dzieła nie można odizolować od „przygodności”, czyli od warunków, w których jest ono postrzegane.

Jeśli przyjąć myśl filozofa za pewność, to ostatnie dziesięć lat życia Grotowski spędził na bzdurach. Tworzył, z jednym aktorem zamknięty w sali, coś – spektakl – dzieło, którego w założeniu nikt miał nie obejrzeć. Kiedy się o tym dowiedziałam, przeczytałam, zdumiała mnie ta idea a także przeraziła. Ta idea antyteatru, antywidowiska. Teatru bez widza. Absurdalna. Ale czasem, kiedy sobie o tym przypomnę, zachwyca.

Życzę Wam dobrego dnia, i abyście zrobili dziś coś, podjęli jakiś trud, jakieś dzieło, tylko dla siebie. To miłe. Ja posyłam Wam kolejne zdjęcia z fabryki – to znaczy z planu zdjęciowego. Wczoraj płakałam jako pani Seidenman siedem godzin nagrania. Cały czas. Takie sceny, takie zadania aktorskie. Oj, męczące. Pozdrawiam.



Kot na zdjęciach, to kot „Grający”, ma na imię Ben i jest przybłędą. Należy do jednej z pań z telewizji, która jest członkiem ekipy. Jest po prostu słodki. Flegmatyczny, spokojny kot o charakterze stoika. Filozof. Gra z nami, ze mną i Krzysiem Stroińskim grającym doktora Kordę, sąsiada Irmy, z absolutną obojętnością, bez emocji i wrażenia.

15
Październik
2002
06:15

Teresy i Jadwigi - wszystkiego dobrego

15 października 2002, wtorek, 06:15

Aurelii, Jadwigi, Teresy – Wszystkiego dobrego moje panie.

Aurelia – to po prostu śliczne imię.

Jadwiga – imię germańskie. Oznacza – kobieta wojownicza. Umie walczyć o swoje, ale też czerpie własne szczęście z niesienia szczęścia innym. Potrafi być szlachetna i wielkoduszna. Jest szczególnie wrażliwa na dobrą muzykę, może być dzięki temu dobrą tancerką lub osiągać sukcesy przy grze na instrumentach. Lubi piękno natury, rozważania filozoficzno-metafizyczne i czytanie dobrych książek. Patronka Śląska, żona Henryka Brodatego, oraz Jadwiga – królowa Polski, żona Władysława Jagiełły, to dwie godne posiadaczki tego pięknego, naprawdę wspaniałego imienia. Szczęśliwy dzień – środa, kolor – popielaty, kamień – jaspis, roślina – jałowiec, owoc – orzech.

O Teresie było dużo i wiele razy, dziś ją najserdeczniej pozdrawiamy.

Moi Drodzy, wróciłam w nocy, wychodzę za chwilę. Pani Seidenman wzięła mnie w posiadanie. Posyłam Wam zdjęcia z wczoraj. To Pani Seidenman w roku 1968, na Dworcu Gdańskim, wyjeżdża do Izraela. Odprowadza ją prokurator Romnicki, tu w naszym spektaklu Zbigniew Zapasiewicz. Podobno ten pociąg do Wiednia, którym wyjeżdżali Żydzi z Polski, odchodził 15:15.


Irma Seidenman. Scena wyjazdu do Izraela. Rok 1968


Prokurator Romnicki i pani Irma Seidenman


Irma Seidenman

14
Październik
2002
07:41

Bernarda i Fortunaty - wszystkiego dobrego

14 października 2002, poniedziałek, 07:41

Lidii, Bernarda, Gaudentego, Kaliksta – Wszystkiego dobrego.

Lidia – imię greckie. Pełna ciepła i życzliwości. Poważna i odpowiedzialna, zdecydowana i niezależna. Szczęśliwy dzień – sobota, kamień – diament, kolor – złoty, roślina – macierzanka, owoc – porzeczka. Przy Lidii w mojej książce jest taka myśl Ignacego Paderewskiego: przepis na artystę – jeden procent talentu, dziewięć procent szczęścia i dziewięćdziesiąt procent pracy. Tak, słuszne w odniesieniu do pianisty, wirtuoza fortepianu, który bez technicznej doskonałości, którą trzeba wyćwiczyć i wiecznie ćwiczyć, nie osiąga żadnym sposobem efektu, ale aktor? Szczególnie filmowy, który gra po kawałeczku, spojrzeniu, słowie?

Bernard – imię germańskie, oznacza – silny jak niedźwiedź. Mężczyzna o stałym i silnym charakterze, nigdy nie stara się nikomu narzucać, ale nie pozwala również innym wywierać na siebie nacisku ani do niczego zmuszać. Ceni sobie stałą, dobrą pracę bez zbędnego ryzyka i zbyt wielkiego wysiłku. Lubi spokojne życie rodzinne i „święty spokój”. Szczęśliwy dzień – niedziela, kolor – jasnozielony, kamień – oliwin, roślina – owies, owoc – pomarańcza. Przy Bernardzie takie powiedzenie: Człowiek, w którego wierzą inni, jest potęgą, a jeśli sam w siebie wierzy, jest jeszcze podwójnie mocny.

To był koncert miłości. Miłości i wdzięczności dla Niego. Dla Niego, czyli dla Marka Grechuty. Za wszystko, co nam dał. Za wszystkie wzruszenia, wszystkie chwile, wspomnienia, czułości, zastanowienia i zachwycenia, których doznaliśmy dzięki Niemu i przy jego piosenkach. Nie wiem czy to był dobry koncert, będzie można go zobaczyć i posłuchać dzięki telewizji, nagrywała go Telewizja Kraków, ale na pewno ilość łez i wzruszeń wykonawców podczas śpiewania przekroczyła wszystkie normy, a jak wiemy z doświadczenia, kiedy artysta płacze sam, to publiczność dużo mniej. Płakałam jak bóbr, płakała jak bóbr Maryla i jeszcze wiele osób, a widok Marka siedzącego na scenie i powtarzającego bezgłośnymi wargami sobie samemu „Było tyle chwil do utraty tchu…”, czy powtarzającego z nami wszystkimi „Świecie nasz…” – doprowadził mnie prawie do zgonu. Mój Boże Kochany!!!!

Marek jest bardzo chory, to widać, w sobotni wieczór jeszcze raz i widownia, i my uświadomiliśmy sobie ile mu zawdzięczamy, jaki skarb nam ofiarował, jaaaki!

Maaaaaaaareeeeeeeeek!!! Twoja wrażliwość, serce, delikatność, czułość zrobiła z nas ludzi. A za Twoją barwą głosu poszłabym na koniec świata. Z Tobą, z Twoimi piosenkami, z Twoim głosem i zdaniami, myślami przez Ciebie śpiewanymi, było tyle chwil do utraty tchu…. Kochałam się w Tobie jako nastolatka, leżałam przed telewizorem i łykałam niezrozumiałe wtedy dla mnie łzy, kiedy Ty kazałeś wszystkim dziewczynom w Polsce wziąć serce i wyjść na drogę…. Wzięłam je i wyszłam, i w ogóle nie pytałam dlaczego, żadna z nas nie pytała, bo to było oczywiste. Potem spowodowałeś, że zaczęłam śpiewać, zabrałeś do Opola, zaśpiewałam „Gumę do żucia”. Dla Ciebie i przez Ciebie. Potem uczyłeś śpiewać i sam śpiewałeś, a ja, kiedy słuchałam, czas stawał a świat kręcił się w kółko. Potem skomponowałeś „Malinowy chruśniak” dla mnie i ze mną go zaśpiewałeś, a zaśpiewałeś tak, że stało się to śpiewanie ideą miłości i przywiązania, a Leśmian Ci tylko towarzyszył. Kocham Cię, zawsze Cię kochałam i będę Cię kochać zawsze, i wdzięczna Ci będę zawsze. Powinno się przy Twoim nazwisku pisać „Nauczyciel człowieczeństwa i miłości dla pokoleń”.

Podczas prób zrobiłam jedno zdjęcie i zepsuł mi się aparat. Oto to zdjęcie:


Na scenie Ryszard Rynkowski, za chwilę będzie śpiewał…

Życie
tysiącem ksiąg spisane ludzkie życie
przeżyło tyle różnych chwil
cudowny serca lot
tragiczny losu splot
lecz wiem, że
Pamięć
zaciera wiele w myślach lecz
nie kłamię
wierząc, że oprócz cudów co
zmieniają życia ból
w komfortu ciepła tiul
jest wiersz

Jesteś zielenią mą
jesteś błękitem mym
dobra Poezjo – sługo życia
ponad światem złym
Pamięć ma wzywa cię
przez zagmatwany los
wierszu wybranych słów najlepszych
wypełnij mój głos

Nie można żyć bez wody
nie można żyć bez chleba
ale płomienia i ochłody
w duszy też szukać trzeba
i kiedy z myśli odpływa
serca błądząca udręka
czyni to młoda i żywa
z Poezji tkana piosenka….

Dobrego dnia powszedniego. Dla nas wszystkich. Ja, idę wyjeżdżać w roku 1968 do Izraela, jako pani Seldenmann.

11
Październik
2002
07:56

Emila i Aldony - wszystkiego dobrego

11 października 2002, piątek, 07:56

Pauliny, Daniela, Franciszka, Tomila – Wszystkiego dobrego.

Paulina – imię pochodzące od Pawła, jego żeńska odmiana. Szczęśliwy dzień – środa, kolor – popielaty, kamień – amazonit, roślina – żyto, owoc – orzech. Choć zazwyczaj drobna, niepozorna, serce ma dobre. Zbyt łatwo się poddaje, choć jest dość krytyczna. Musi się przykładać w pracy. W miłości ostrożnie – bez szaleństw! Bardzo samowolna i niespokojna. Lubi pochwały i można ją tym „kupić” lub wpłynąć na zmianę poglądów. Czasem ma ostry język. Niespokojna, nadpobudliwa, zmienna. Krytyczny, analityczny umysł naukowca. Lubi zmiany, dalekie podróże i wygody osobiste.

Daniel – imię hebrajskie. Znaczy – Bóg jest moim obrońcą. Daniel nie ma innego wyjścia, musi być człowiekiem niepospolitym. Bardzo inteligentny, delikatny, subtelny i dystyngowany. Stara się otaczać ludźmi kulturalnymi, doceniającymi jego zalety i przymykającymi oko na jego wady. Potrafi być zbyt gadatliwy i brutalnie prostolinijny. Lubi wygodne i bogate życie rodzinne, dalekie podróże i wyszukane potrawy. Szczęśliwy dzień – niedziela, kolor – pomarańczowy, kamień – tygrysie oko, roślina – wanilia, owoc – morela.

Franciszek – otwarty i prosty, ale dla niektórych dziwny. Ambitny i pewny siebie, ale zawsze wie, co robi, gdyż stara się przewidywać skutki swoich działań. Z nauki wchłania tylko to, co uważa za niezbędne. Przeważnie wesoły i przyjacielski; w uczuciach stały. Obrońca środowiska. Na ogół oszczędny, ale bywa też utracjuszem!

Zbliża się Dzień Nauczyciela i kolejny raz problem, jak to potraktować, co z tym zrobić. Dziś rano rozmawiałam o tym przy śniadaniu z moimi dziećmi. Ich serca i wdzięczność, wyrazy przyjaźni i serdeczności wyrywają się tylko do niektórych ich nauczycieli. Mają ochotę im dać znak swojej wdzięczności, mają z tym problem, czy mają to zrobić po kryjomu? Przed innymi nauczycielami żeby im nie było przykro? Przed kolegami, żeby nie zostali posądzeni o podlizywanie się? O drogich prezentach w ogóle nie może być mowy, ale o znak. Moja mama, nie słysząc naszej rozmowy wcześniejszej, wkroczyła do pokoju z obcesowym: – A czy nie zbierają pieniędzy w szkole na prezenty dla nauczycieli? Nic nie mówicie, pewnie zapomnieliście? – Nie, nikt nie zbiera – odpowiedzieli. – Ktoś to powinien zorganizować, bo będzie błagan! – dokończyła mama, jakby waląc młotkiem.

Co roku jest z tym problem i rzeczywiście, jeśli ktoś tego nie zorganizuje, jest kłopot, a jak zorganizuje, dochodzi często do absurdu. Jakiś koszmarny prezent, który nic nie znaczy, nie świadczy o gorących uczuciach uczniów i nie daje szansy na wyróżnienie ulubionych nauczycieli.

Zajrzałam do książki o sztuce życia, czyli o zasadach savoir vivru i bon tonu, którą dostałam zupełnie nie wiem dlaczego – pewnie jako aluzja – od mojej siostry z okazji Dnia Aktora, czy czegoś takiego. Nic o Dniu Nauczyciela nie wspomniane. W rezultacie Jędrek, który ma gorącą głowę i serce, postanowił ofiarować po jednej róży (byle nie czerwonej, bo pomyślą, że się zakochał) każdemu, a niektórym i po białym anemonie, a Adaś skryty i nieśmiały poszedł do szkoły w udręczeniu, nie wiedząc, co zrobić z tym problemem.

„Byle nie czerwonej, bo pomyślą, że się zakochał” – przypomniało mi rozmowę ostatnio prowadzoną przy okazji prób do Pięknej pani Seidenman, czyli „Początku” Szczypiorskiego, a dotyczącą problemu miłości, czy raczej młodzieńczego uczucia, chłopca do starszej kobiety. Wtedy wszyscy panowie uczestniczący w dyskusji wyznali jednym tchem i jednym głosem: „Każdy się kiedyś kochał w nauczycielce!”. Zdumiewające, myślałam, że tylko Antek Libera i dlatego napisał „Madam” – oczywiście żartuję. Ale czy każda się kiedyś kochała w nauczycielu? Być może. To, że mnie to ominęło, nic nie znaczy. A może nie trafiłam na takiego nauczyciela? Ale za to miałam szczęście, ponieważ trafiłam wśród moich nauczycieli na wielu światłych, wspaniałych, mądrych ludzi. Zawdzięczam im naprawdę dużo. Piękny temat – uczucie do nauczyciela, wdzięczność dla nauczyciela, zależność z nauczycielem. Nauczyciele – uczniowie. Przekazanie doświadczeń, wiedzy, pasji.

Chociaż w czasach, kiedy możemy usłyszeć w wiadomościach codziennych, czy przeczytać w gazecie, że uczniowie strzelają do nauczycieli, szantażują ich, zastraszają i potrafią uderzyć, jest to jakąś anachroniczną być może dywagacją? Ale może, nie?

Dobrego dnia. Jutro i w niedzielę do Was nie napiszę, bo jadę do Krakowa a komputer oddaję do lekarza. W sobotę śpiewam w koncercie w Krakowie w Filharmonii, Koncercie Marka Grechuty, w niedzielę śpiewam swój Koncert w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Odpoczynku w ten weekend.

Wszystkiego Dobrego Nauczycielom. Ja dziękuję za siebie i moje dzieci.

Ps. Po raz pierwszy na tej stronie można przeczytać o niej samej, zobaczyć jej statystyki. Zdecydowaliśmy się na ich umieszczenie (okienko reklama i sponsoring), aby podzielić się z Wami radością i satysfakcją. Dziękuję Wszystkim, bo te liczby dowodzą, że to, co tu się dzieje, ma wielu odbiorców i że ta strona ma dla Was znaczenie. Jest mi bardzo miło. Pozdrawiam wszystkich moich przyjaciół, bo tak myślę o wchodzących tutaj. We wrześniu minęło 2 lata, od kiedy zaczęłam pisać dziennik. To długo, i dużo udało się też zapisać. I nie tylko spraw mnie bezpośrednio dotyczących. Jestem z tego dumna. Okazuje się, że dziś, po dwóch latach strona www.krystynajanda.com ma nakład porządnie sprzedającego się, czyli czytanego pisma.

10
Październik
2002
04:35

Pauliny i Franciszka - wszystkiego dobrego

10 października 2002, czwartek, 04:35

Jadę za chwilę na zdjęcia do Warszawy. Dziś zaczynam grać panią Seidenmann w Pięknej pani Seidenman Andrzeja Szczypiorskiego w reżyserii Janusza Kijowskiego. Będzie to Teatr Telewizji.

Zdjęcia dziś zaczynają się o 6 rano.

Załączam zdjęcia z momentu, kiedy dostawałam nagrodę Korczaka za Małą Steinberg.

Dobrego dnia.

Fot. Jan Juchniewicz
Z panią Machulską

Fot. Jan Juchniewicz
Z panią Bożeną Ulatowską, Grażyną Miśkiewicz& i Zbyszkiem Brzozą, dyrektorem Teatru Studio

Fot. Jan Juchniewicz
Z panią Bożeną Ulatowską

09
Październik
2002
06:09

Ludwika i Dionizego - wszystkiego dobrego

9 października 2002, środa, 06:09

Arnolda, Dionizego, Ludwika, Wincentego – wszystkiego dobrego.

Dziś rocznica urodzin Agnieszki Osieckiej i Magdy Umer!

Arnold – imię germańskie od arn – orzeł, waltan – panować. Bystrość umysłu i żądza władzy pozwalają mu dojrzeć każdą sytuację sprzyjającą przewadze nad innymi i zdobyciu wpływu na innych. Intuicja pomaga przewidzieć rzeczy i sytuacje dla innych niewidoczne a tym samym zapanować nad wszystkimi. Jego wiedza jest niestety powierzchowna, ale jest gawędziarzem, więc jest pożądany w towarzystwie, do tego jest wesoły i sympatyczny. Gdyby więcej energii poświęcił trwalszym osiągnięciom, głębszej wiedzy, rzetelniejszemu rozeznaniu, nauce, jego sukces byłby murowany. Szczęśliwy dzień – niedziela, kolor – jasnozielony, kamień – oliwin, roślina – dalia, owoc – brzoskwinia.

Wiersz Stanisława Balińskiego MÓJ SZEF I JA dla tej pani, co wypłakała się przede mną wczoraj, jak siedziałyśmy razem w poczekalni przed szczepieniem na grypę. Było tak, ta pani siedziała obok mnie i czułam, że mi się przygląda. Czytałam gazetę.

I nagle ona zaczęła płakać i powiedziała: – Ja czytam pani dziennik w biurze, gdyby nie on, bym się zabiła! Moje życie jest okropne i dzięki pani to sobie uświadomiłam, a co więcej, ja już tak będę żyła do końca życia. Nic się zmieni! To biuro mnie wykańcza! Upokarza, zabija! A ja czuję, że mogłabym być kimś.

Że zmarnowałam życie.

Zdumiona poradziłam: – No to niech pani zmieni pracę.

– Na jaką?

– Na taką, która pozwoli pani wykorzystać potencjał, który pani w sobie czuje.

– Nie mogę. Bo ja mam potencjał, ale nie mam odwagi. I dlatego będę pracować już zawsze w tym biurze, jako nikt.

– No to może inne biuro?

– Wszędzie jest tak samo. Beznadziejne życie. Pani to miała szczęście! – i zapłakała na nowo.

– No, ale przynajmniej się razem szczepimy – pocieszyłam ją.

Spojrzała na mnie ocierając łzy.

– I to mi właśnie uświadomiło wszystko. No, bo jeśli pani się szczepi tu gdzie ja, to znaczy, że ja mogłabym być tam gdzie pani, w tych innych miejscach.

– A gdyby pani szef powiedział do pani: Ujawnij swój potencjał! To co by było?

– To bym ujawniła. Polecenie służbowe. Na jego odpowiedzialność. Ale sama nie mam odwagi. O Boże! – załkała.

A mnie przypomniał się ten wiersz. Odnalazłam go. (Rozmowa z tą panią przebiegała mniej więcej tak, trochę ją tylko podkolorowałam.)

MÓJ SZEF I JA

Mój szef spędza w biurze pół życia. Pracuje długo, zawile.
Codziennie go odprowadzam. Chcę wykorzystać tę chwilę.

Niosę mu teczkę pod pachą. O nowych mówię książkach.
A jego żonie zawsze: ” Jak pani dobrze w tych wstążkach”.

W biurze jest ciemno i mroczno, dopiero gdy szef w drzwiach stanie,
Wydaje mi się, ze słońce zabłysło na bocznej ścianie.

Zgaduje to szef mój pewno i wielka to dla mnie pociecha,
Kiedy mi daje znak ręką lub gdy się do mnie uśmiecha.

Zaczynam wierzyć w tych chwilach, że także coś znaczę w biurze,
I biegnę nazajutrz kupić dla żony szefa dwie róże.

A kiedy schodzi nad miastem wieczór pożółkły i mglisty,
Mam w biurze dyżur samotny. I piszę, i piszę listy

Pełne sztucznego snobizmu i niewyżytej dystynkcji
O mojej wielkiej karierze do biednych krewnych z prowincji.

Kiedy skończyłam przepisywać ten wiersz, przewróciłam kartkę mojej książki ze zbiorem poezji i znalazłam ten, jeszcze bardziej wyrazisty.

SMUTEK BIUROKRATYCZNY

Z tysiąca sekretariatów, których się nikt nie doliczy.
Wypływa na miasto smutek, posępny i urzędniczy.

Osiada grzybem na bruku, na murach garbem wyrasta,
Mącąc swą ciemną aurą pionierską fantazje miasta.

Nieczuły na pasje ludzi lub na ich dolę powszednią,
Patrzy na wszystko ubocznie, rozumie wszystko pośrednio.

I jeśli życie teatrem, on żyje tylko w kulisie,
Odbity refleksem sceny jak kalką w maszynopisie.

Ubrany zawsze dyskretnie, nigdy się w życiu nie śpieszy,
Nigdy się o nic nie troszczy i niczym się nigdy nie cieszy.

Dba o swych dni jednakowość i pełną piersią oddycha
Rutyny, która przepływa jak rzeka wieczna i cicha.

Składają mu się na bagaż zwyczajów całe pokłady,
Niczym straszliwe archiwa w martwych czeluściach szuflady.

Gardzi słabszymi od siebie, a równym sobie przeszkadza,
Boi się tylko swej gwiazdy. A gwiazdą jest jego władza.

I tak, po szczeblach kariery, ciągnie za sobą mgłę czarną,
Co wróży nowy ład rzeczy – epokę totalitarną.

O smutku biurokratyczny! Pozdrawiam ciebie głęboko,
Ja – może pierwszy z poetów polskich, idąca epoko!

Powiewasz sztandarem cudów, a kryjesz łańcuch poddaństwa,
Żeby zakuwać nas z wolna w imię symbolu i państwa,

Żeby nas dusić swą wizją, a my spychani w ubóstwo,
Byśmy cię czcili, molochu wieloramienny, jak bóstwo,

Jak bóstwo, co kiedyś pęknie… Bo i to także się zdarzy.
I wtedy ujrzym twarz twoją, ach, tysiąc, tysiące twarzy…

Wszystkie podobne do siebie, nudą straszliwą spowite,
Jak życie klerka spisane w biurowym curriculum vitae.

Dobrego dnia. Za oknami szaro. Mnie też jakoś średnio dzisiaj. A może, w cholerę, stańmy dziś na głowie?

08
Październik
2002
07:52

Pelagii i Brygidy - wszystkiego dobrego

8 października 2002, wtorek, 07:52

Brygidy, Pelagii, Wojsława – Wszystkiego dobrego.

Brygida – imię celtyckie, oznacza tę, która jest potężna, wielka, dostojna. Imię bardzo popularne w wielu językach i krajach. To osoba o skomplikowanej naturze, cechuje ją z jednej strony powaga i majestatyczność, z drugiej – nerwowość i brak opanowania. Z jednej – zdecydowanie i krytycyzm do wszystkiego i wszystkich, z drugiej – delikatność, wrażliwość i nieśmiałość. Łatwo ją wyprowadzić z równowagi, a z kolei w momentach niejwiększej próby jest opanowana i logiczna. Ma szczęśliwą rękę do zwierząt i roślin. Zwykle jest osobą nietuzinkową. Szczęśliwy dzień – czwartek, kolor – biały, kamień – akwamaryn, roślina – irys, owoc – arbuz.

Pelagia – imię już dziś bardzo rzadkie,

Wojsław – w ogóle niespotykane.

Nie omawiam wczorajszej premiery w Teatrze Telewizji, bo mi nie wypada.

Wczoraj dziennikarka zadała mi pytanie: – Czy pani miewa wątpliwości i czy pani bywa smutna?

Zastanowiłam się. Tak, ja jestem złożona z wątpliwości, tyle że podejmuję w każdej sprawie szybką decyzję, smutna jestem w środku całymi dniami, tyle że na zewnątrz, w spotkaniach z ludźmi tego nie okazuję, bo to niegrzeczne. Żeby móc być smutną, co jest ulgą i uspokojeniem, izoluję się, a ponieważ nie mam na to czasu, smutna bywam na zewnątrz krótko i w samotności. Nie znoszę ludzi, którzy umawiają się z kimś, a potem narzucają swój nastrój, kłopoty i smutek całemu światu, ukrywanie tego rodzaju uczuć jest niczym innym jak wyrazem dojrzałości i dobrego wychowania.

Nieważne.

Za to Warszawa w ogóle się nie przejmuje dobrymi manierami i jest smutna jak pies. I w ogóle tego nie ukrywa, że ma depresję i mogą ją wszyscy pocałować gdzieś, bo ona cierpi i jej źle, i jej smutno, i nie ma zamiaru zrobić wysiłku, żeby było milej. Odwróciło się miasto do nas plecami, płacze, nie podmalowuje się, nawet usta ma blade i ziemiste, tak jej nie zależy, tak jest niewychowana, jest w niej coś z absolutnej beznadziei. Odkochała się w życiu, przestała wierzyć w miłość, garbacieje.

Wczoraj obowiązki zaprowadziły mnie do Łazienek. To tak smutne. Choroba kasztanów, która dotknęła drzewa chyba w całej Polsce daje o sobie znak brutalnie. Nie tylko mój ogród wygląda jak po ataku broni chemicznej (mam 6 starych kasztanów), ale także inne ogrody, parki, miejsca. Wyglądało to strasznie latem, ale teraz wygląda jeszcze gorzej. Podobno większości tych drzew się nie da uratować, trzeba będzie je wiosną wycinać. Czy to możliwe?


Moje chore kasztany


Łazienki


Łazienki. Podchorążówka. Widok na wejście do Muzeum Paderewskiego. To także budynek mojego Liceum. Tu kiedyś mieściła się moja szkoła


Łazienki. Chore drzewo


Łazienki. Ach, jaki to smutny widok te drzewa


Te liście kasztanów, co leżą na ziemi, podobno trzeba natychmiast zbierać i palić


Inne drzewa mają się dobrze


Aleja tylko trochę smutna


A tu ładnie, wszystko w porządku

07
Październik
2002
06:47

Marii i Marka - wszystkiego dobrego

7 października 2002, poniedziałek, 06:47

Justyny, Marii, Mireli, Marka – Wszystkiego dobrego.

Justynadoskonała organizatorka o analitycznym i bardzo praktycznym umyśle. Nad mężczyznami próbuje zwykle dominować, dopóki nie trafi na tego, który będzie w stanie zapanować nad jej tyrańskimi zapędami. Lubi muzykę, wycieczki i miłe niespodzianki.

Maria – bardzo odpowiedzialna, niezwykle troskliwa o dom i rodzinę. Zawsze można polegać na jej słowie i obietnicy. Jest bardzo rozsądna, o wielkiej intuicji i znajomości ludzkiej natury. Lubi spokojne życie rodzinne, przebywanie na łonie natury i ciekawe podróże z kimś bliskim.

Mirela – tego imienia nie ma w żadnej z moich książeczek o imionach, a dziś korzystam znów z zupełnie innej, nowej, którą dostałam w prezencie.

Marekmężczyzna ceniący sobie przede wszystkim swobodę i niezależność w działaniu i myśleniu. Posiada twórczy umysł, jest pewny siebie i niezwykle lojalny. Stara się zapewnić sobie i bliskim jak najwygodniejsze życie. Lubi ciągłe zmiany, dalekie podróże, dobrą kuchnię i miłe towarzystwo.

Od kiedy przeczytałam tę instrukcję dotyczącą obiadu, którą ktoś znalazł w internecie i mi przysłał pocztą e-mailową, dla zabawy, mam ochotę pisać instrukcje dla moich synów na każdy temat.

INSTRUKCJA PORANNA ZAKŁADANIA MAJTEK
1. Co rano należy założyć 2. świeże majtki, niezależnie od tego czy te z poprzedniego dnia wydają się zupełnie czyste czy nie. I zupełnie nie kierując się tym, że prościej jest założyć 3. to, co leży pod ręką a majtki są pod spodem i tak ich nie widać 4. .5. Twoje majtki są zawsze w drugiej szufladzie. Jest ona druga licząc tak od góry jak od dołu, bo twoja komoda ma trzy szuflady. W pierwszej są twoje skarby, także te, których nie możesz ostatnio znaleźć 6. , albo wydaje ci się ze zgubiłeś, bo ja i babcia, i pani Ela wszystko, co zostawiasz na wierzchu, tam wkładamy. W drugiej właśnie, środkowej, jest twoja bielizna, w trzeciej skarpety. (Instrukcja zakładania i wybierania skarpet osobno.) 7. Bierzesz majtki pierwsze z wierzchu, nie grzebiesz robiąc potworny tam bałagan. Jeśli jakichś matek nie lubisz, od razu je odłóż na bok i więcej do tej szuflady nie trafią, a ty weź następne leżące na wierzchu, chyba, że masz jakieś specjalne, ulubione, i tylko te chcesz nosić 8. , ale jeśli tak jest to powiedz o tym albo mnie, albo babci, a ja zrobię tak żebyś miał tylko takie w swojej szufladzie. W ogóle, jeśli masz jakąś ulubioną rzecz lub czegoś naprawdę nie lubisz, porozmawiaj ze mną o tym, a ja postaram ci się pomóc w tej prostej sprawie. (Rozmawiaj ze mną o prostych sprawach. Życie będzie prostsze.) 9. Zasuń szufladę. 10. Usiądź obok komody na krześle.11. Sprawdź, która strona majtek powinna iść 12. do przodu, a która do tyłu.
13. Załóż majtki wkładając kolejno nogi w dziury na nogi, wstań i podciągnij majtki. a) Podczas zakładania majtek nie należy jednocześnie czytać, czy bawić się znalezionym podczas szukania majtek w górnej szufladzie ze skarbami scyzorykiem czy czymkolwiek innym, b) Należy patrzeć na majtki zakładając je, a nie w okno czy przed siebie, bo można się pomylić i założyć majtki tył na przód, co ci się zdarza codziennie. c) Majtki należy zakładać, kiedy nie masz na sobie innych już majtek, nie masz spodni, nie masz kapci a tym bardziej butów. 14. Cała operacja wybierania i zakładania majtek powinna być 15. kontrolowana na zegarku, nie może trwać 16. zbyt długo.17. Majtki z poprzedniego dnia wrzuć 18. do kosza z brudną bielizną.

Teraz chętnie napisałabym instrukcję mycia zębów, ale boję się, że czas pisania i jej objętość byłaby zbyt duża jak na dzisiejszy poranek, samo tłumaczenie, dlaczego nie należy myć zębów przy jednocześnie odkręconym kranie z wodą, to tony pisania, a brak nawyku zakręcania tubki z pastą do zębów i przykłady historii nieudanych związków i rozstań z tego powodu, zajęłoby mi masę czasu. Wywód, dlaczego należy myć zęby dwie minuty, jak je szczotkować i w jakim kierunku, to temat do długiej rozprawy. Tylko, że kiedyś to trzeba powiedzieć.

A wiecie, co moi synowie mówią, kiedy przypominam, że do szkoły należy iść z teczką z książkami, bo regularnie wychodzą bez niczego? „Mamo, nie nudź, jesteś małostkowa!” Małostkowa! Też coś!

Dobrego dnia. Wieczorem siadam do telewizora, bo nie widziałam, co zagrałam ani jakie to powstało przedstawienie. Obym nie zasnęła.

Dobrego poniedziałku.

06
Październik
2002
09:39

Artura i Brunona - wszystkiego dobrego

6 października 2002, niedziela, 09:39

Artura, Bronisława, Bronisza, Brunona – Wszystkiego dobrego.

Arturimię celtyckie, znaczy – niedźwiedź. Mierzy wysoko, ale zna miarę. Jest raczej powściągliwy i rozsądny. Wrażliwy, inteligentny o analitycznym umyśle. Potrafi walczyć z przeciwnościami i być twardy jak skała. Niekiedy osobnik o sile niedźwiedzia, może to mu pomaga opiekować się słabszymi. Często przyszły aktor lub muzyk. W miłości – ostrożny, ale urokliwy. Gdy się na kimś sparzy – koniec! Szczęśliwy dzień – poniedziałek, kolor- zielony, kamień – szmaragd, roślina – świerk, owoc – orzech.

Bronisławmężczyzna energiczny, który zawsze chce liczyć na samego siebie. Posiada duże zdolności organizacyjne, co w połączeniu z umysłem analitycznym oznacza, że sprawdza się na stanowiskach kierowniczych. Nie zawsze jednak jest solidny i trudno jest całkowicie polegać na jego słowie. Lubi wygodę w życiu, ma skłonności do hazardu i niewierności.

Bronisz i Brunon – imiona w moich książeczkach nie zamieszczone. Brunon to imię, którym nazwała kota jedna z moich koleżanek. Kot Brunon często znika i pojawia się pobity i głodny. Moja znajoma powiedziała mi kiedyś, że gdyby spotkała mężczyznę o tym imieniu, to uciekałaby od niego gdzie pieprz rośnie, tak ją jej kot zraził do charakteru osobnika o imieniu Brunon.

Dziś dzień rozstań. Trudno. Smutno. Nie mam ochoty na nic poważnego. Daję Wam przepis na piernik pożegnalny cioci Heli i koniec. Pod takim zdumiewającym tytułem jest on umieszczony w naszym notesiku rodzinnym z przepisami kulinarnymi. Od lat zastanawiam się, dlaczego go, ten piernik, tak nazwano, z kim żegnała się ciocia Hela tym piernikiem. Żadne z pań w rodzinie nie potrafi mi odpowiedzieć na to pytanie. Mama mówi, że jadła ten piernik kiedyś na stypie po pogrzebie jednego z dziadków, może od tego ta nazwa? Ale ten dziadek z ciocią Helą nie miał nic wspólnego, więc coś się nie zgadza. Nieważne.

PIERNIK POŻEGNALNY CIOCI HELI

1 szklanka cukru.
1 jabłko (starte i pokropione cytryną lub nie – dopisek mamy)
1 żółtko
1/4 kostki masła.
Wszystko utrzeć i dodać
2 łyżki powideł (śliwkowych, ale niekoniecznie, Hela robiła i z porzeczkowymi, a i z malinowymi także, dzieci lubią z porzeczkowymi, z dzikiej róży najlepsze – dopisek mojej mamy)
Znów utrzeć.
1 szklanka mleka ciepłego z rozpuszczonymi w nim 2 łyżeczkami kawy zbożowej (dla dzieci) lub prawdziwej, lub kakao. (kawa instant miałka – najlepsza – dopisek mamy)
2 szklanki mąki z 2 łyżeczkami sody (łyżeczki płaskie – dopisek mamy)
Ciasto wyrobić i wylać do formy, wysmarowanej masłem lub margaryną i wysypanej tartą bułką.
Piec 50 minut.

Fot. Ola Laska
Dzieci co lubią piernik z powidłami z porzeczek

Dobrego dnia. Zaszczepcie się na grypę, bo już ostatni moment. Dziś znów Mała Steinberg w Studio.

05
Październik
2002
08:45

Apolinarego i Placyda - wszystkiego dobrego

5 października 2002, sobota, 08:45

Apolinarego, Marcelego, Placyda, Rajmunda – Wszystkiego dobrego.

Takie to są imiona, że mi ręka zawisa nad komputerem, kiedy chcę je skomentować. Leżę chora, mam temperaturę, a ponieważ dziś i jutro mam zagrać Małą Steinberg w Teatrze Studio, od wczoraj leżę w łóżku i leczę się w przyspieszonym tempie. Nie byłam wczoraj w związku z tym na premierze Wizyty starszej pani w Teatrze Małym, na corocznym balu charytatywnym organizowanym przez Fundację Synapsis opiekującą się dziećmi autystycznymi, z którą także wyprodukowałam mój spektakl Mała Steinberg i z którą jestem bardzo związana. Nie poszłam w różne miejsca i nie załatwiłam wielu spraw, za to przeczytałam prawie cały rocznik Tygodnika Kulturalnego z roku 1925. Bardzo pouczająca i wspaniała lektura.

Załączam kilka zdjęć i kilka informacji z numeru z 5 października 1925, czyli dokładnie 77 lat temu. Dla przyjemności i ku nauce.

W Teatrze Polskim w Warszawie odbyła się premiera „Żywej Maski” Pirandella z Junoszą Stempowskim jako Henrykiem IV. Podpisano protokół zlikwidowania zajść granicznych polsko-sowieckich w Jampolu, a sowiecki komisarz do spraw zagranicznych Cziczerin przyjechał do Warszawy. W więzieniu „Św. Krzyż” wybuchł bunt, podczas którego więźniowie opanowali wieżę obserwacyjną, 18 pułk piechoty w Skierniewicach obchodził święto pułkowe. W warszawskiej fabryce „Asfalt” wybuchł wielki pożar, podczas gaszenia którego popisało się odwagą i skutecznością wielu strażaków. Poseł perski, p. Assad Khan, złożył listy uwierzytelniające Prezydentowi Rzeczpospolitej, pułkownik Rayski powrócił z brawurowego lotu do Casablanki, Główna Szkoła Policji Państwowej przeprowadziła dla swoich adeptów lekcje boksu, w Teatrze Miejskim w Łodzi miała premierę sztuka Stefana Żeromskiego „Uciekła mi przepióreczka”, a pani Nelly Herten wystąpiła w przedstawieniu „Orłow” w Teatrze Nowości w roli „Dolly” w sukni firmy Bogusław Herse. Do salonu meblowego Bracka 4 przybyły wykwintne pokoje: sypialnie, stołowe, gabinety, salony, a na Hożej 41 można się było w niedzielę pozbyć piegów i plam oraz przebarwień na skórze.

A dla Was dobrego dnia. Wspomnijcie wszystkich, którzy wtedy żyli.


Pułkownik Rayski powrócił z brawurowego lotu do Casablanki


Przybył do Warszawy sowiecki komisarz
do spraw zagranicznych Cziczerin


„Uciekła mi przepióreczka” w teatrze miejskim w Łodzi


Junosza


Nelly Herten

REKLAMA – W PONIEDZIAŁKOWYM TEATRZE TELEWIZJI W PROGRAMIE I O GODZ. 21.00 BĘDZIE MIAŁ PREMIERĘ SPEKTAKL „WIZYTA STARSZEJ PANI” W REŻYSERII WALDEMARA KRZYSTKA Z UDZIAŁEM JERZEGO STUHRA W ROLI NILA I KRYSTYNY JANDY W ROLI KLARY ZACHANASSIAN. ZAPRASZAMY.

04
Październik
2002
07:45

Rozalii i Franciszka - wszystkiego dobrego

4 października 2002, piątek, 07:45

Rozalii, Franciszka, Marka, Manfreda – Wszystkiego dobrego.

Rozalia – to imię właściwie już pośród ludzi w Polsce nie istnieje. To zdumiewające jak wiele imion wyszło z mody, przeminęło. Jak wiele pięknych imion. Szkoda.

Franciszek – o tym Franciszku z 4 października mamy wiersz Agnieszki Osieckiej.

KAPUSTA

Franciszek sam się przechadza.
Kto zgadnie, gdzie jego Izolda?
Czy jej w tych oczach przeszkadza
Ta zieleń –
Z kapusty Archimbolda?
Czy niebo w tych czasach – przykrótkie,
Jak kołdra,
Kiedy obudzi strach?
Ach Franek-baranek, kapusta i dzbanek,
Ach Franek – baranek,
Ach!

Wiek osiemnasty się wdzięczył
Na świata śmiesznej arenie,
Kiedy pan Bottger otworzył
Królewską fabrykę w Meissenie.

Lepił tam dzbanki na koffę,
I dzbanki na theę, na łzy…
On świata przeróżną urodę
Do dzbanka chował – niech śpi!

Obudził ją Franek – baranek,
farfury kupuje on w Desie.
Co wiosną do dzbanka napłacze,
to będzie miał na jesień!

….To tyle na dzisiaj – o snach.
Ech, Franek-baranek, kapusta i dzbanek,
Ech, Franek – baranek, trach!

To moim zdaniem wiersz o Franku Starowieyskim, którego wszyscy bardzo lubimy. Kolorowa postać. Co by to było, gdyby Franka nie było? Tak by było bez niego, jakby było bycia dużo mniej. Bo tacy jak Franek robią bycie bardzo bytowym, kolorowym, pełnym i wspaniałym. Pożyczają nam swoją wyobraźnię i fantazję, oddają ją nam za grosik, a to towar rarytasowy, bo duży brak tego towaru na rynku. Agnieszka też żyła za nas. My żyjąc urzędniczymy, a te „złote ptacy” za nas żyją i potem nam trochę tego życia pokolorowanego pożyczają.

Wczoraj wieczorem w piwnicy w skrzynce ze starymi gwoździami i śrubkami znalazłam swoje zdjęcie w sukience z „Gumy do żucia”. Och, jaka ja byłam młoda i ile miałam w sobie nadziei na kolorowe życie. I ja też, jak pisze Agnieszka w wierszyku wyżej, jak Franek, co sobie napłakałam wtedy na wiosnę do dzbanka to teraz mam, na jesień.

Mam od wczoraj wieczór włosy do pasa. Jędrek powiedział mi, że w ogóle one nie pasują do mojej twarzy, Adaś zapytał czy takie włosy mijają, czy wrócą do dawnych, a mąż powiedział, że poznaje mnie tylko po moim podłym charakterze. Faceci są podli!

Mam temperaturę, chyba jestem chora. Może od tych włosów. A wszystko przez Piękną panią Seidenman.

Dobrego kolorowego dnia.

03
Październik
2002
18:07

Gerarda i Teresy - wszystkiego dobrego

3 października 2002, czwartek, 18:07

Teresy, Gerarda, Jana, Sierosława – Wszystkiego dobrego.

Teresę już mieliśmy przedwczoraj.

Gerarda nie ma w mojej książeczce, Gerard kojarzy mi się z tancerzem, gwiazdą tańca współczesnego z mojej młodości. Gerard Wilk. Wyjechał potem za granicę, święcił triumfy we Francji zdaje się. Trochę się w nim podkochiwałam jako dziewczynka.

Jan był omawiany wielokrotnie.

Sierosław – moim zdaniem w ogóle nie ma takiego imienia.

Piszę dziś do Was przerażona, oburzona i zasmucona tymi aferami pedofilskimi, szajkami, rozpracowanymi ostatnio w Polsce, opisywanymi szeroko i komentowanymi w prasie. Czuję się tak tym uderzona, jakby mnie ktoś skopał po brzuchu z wściekłości tylko dlatego, że jestem w zaawansowanej ciąży. Jest mi niedobrze, słabo, smutno, okropnie, bez nadziei, nie chce mi się żyć. Jest mi niewypowiedzianie. Krzywda dziecka, głód, bezradność, samotność, odebranie mu godności, dzieciństwa, naiwności, wiary w świat i ludzi, marzeń, poczucia bezpieczeństwa, spokoju, radości, wolności, wmieszanie go w brudy tego świata i w ohydę, jaką potrafi zafundować drugi człowiek, jest zbrodnią nie do wybaczenia. A dzieci, o jakie w tym „gównie” chodzi, to od kilkumiesięcznych poprzez dwulatki, czterolatki, do takich, które już to rozumiały. A do tego ci rodzice, którzy oddawali za pieniądze swoje dzieci do zabawiania się tym zwyrodnialcom? I pisze się, że zamieszani byli w to ludzie władzy, nauki, sztuki…

Czy Wy chcecie żyć na takim świecie? Bo ja nie.

Zamieszczam specjalnie moich synków w wieku 3 i 5 lat. To zdjęcie stoi przede mną zawsze, kiedy do Was piszę. Popatrzcie na te dzieci. Wyobraźcie sobie, że musiałyby coś takiego przeżyć?!

Gazety podają, że co 6 dziecko jest w Polsce molestowane seksualnie?!!! Nie! To nie może być prawda. Podaję także wyjaśnienie słowa pedofilia zamieszczone w Słowniku Wyrazów Obcych: Pedofilia – zaburzenie seksualne polegające na skierowaniu popędu płciowego ku dzieciom.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.