18
Listopad
2002
02:27

Anieli i Romana - wszystkiego dobrego

18 listopada 2002, poniedziałek, 02:27

Agnieszki, Anieli, Karoliny, Odona, Romana – wszystkiego dobrego.

JEŻELI JESTEM WEWNĘTRZNIE TCHÓRZEM LUB LENIUCHEM, KTÓREMU SIĘ NIE CHCE WYKONAĆ ŻADNEGO WYSIŁKU, KTÓRY WOLI W OCIĘŻAŁOŚCI LEŻEĆ, W GNUŚNOŚCI TRWAĆ, MIAST Z TRUDEM IŚĆ PRZED SIEBIE I NARAŻAĆ SIĘ NA NIEBEZPIECZEŃSTWA, ZNÓJ, PRZETRWANIE LĘKU I CIERPIENIA, JEŻELI WRESZCIE ZDRADZAM SIEBIE, WÓWCZAS POWOLI ROZPADAM SIĘ W CZASIE, CORAZ BARDZIEJ STAJĘ SIĘ „NICZYM”. (Roman Ingarden)

Pochwała działania, zmagania się z losem. Godność ludzka tego wymaga. Ingarden sugeruje doskonalenie siebie. Życie potęgowane jest przez wartości. Do nas należy ich wybór.

Mogłabym podpisać swoim imieniem i nazwiskiem tę myśl filozofa, uważam ją za swoje motto od dawna.

Jeśli dziś poniedziałek, a pewnie tak jest, to Virginia w Tychach przed nami. Nie mogę spać. Nie będę Wam pisać dlaczego, bo to byłaby zbytnia szczerość jak na ten dziennik i internet, i tę stronę przede wszystkim. Chodzę sobie, piszę sobie, czytam sobie i niestety zjadam liczne czekoladki pt. wiśnie w czekoladzie, także sobie.

Zamieszczam kilka zdjęć o tym, jak to malowaliśmy z Markiem Kondratem bombki na aukcję dla Fundacji Synapsis, i idę sobie obejrzeć jeden film.

Dziś wnuczka powiedziała do mnie: „Nie można zranić kogoś, dla kogo to nie ma znaczenia”. Zamarłam. To jest za inteligentne jak na wiek 5 lat. Może to wyszło jej tak przypadkiem? Mam nadzieję.

Dobrego poniedziałku. Co to za imię Odon? Bałabym się go. Tego Odona oczywiście.

Pani rano pyta pana w łóżku:

– Ty jesteś lekarzem?

– Tak.

– Anestezjologiem?

– Tak. A czemu pytasz?

– Bo nic nie czułam.

Dobrego dnia.

17
Listopad
2002
00:00

Grzegorza i Salomei - wszystkiego dobrego

17 listopada 2002, niedziela 2002

Elżbiety, Salomei, Grzegorza, Hugona – wszystkiego dobrego.

Z PEWNOŚCIĄ ROZUM DOMINUJE W WIĘKSZOŚCI LUDZKICH CZYNÓW INDYWIDUALNYCH, SPOŁECZNYCH CZY NARODOWYCH, JEST JEDNAK CZYMŚ SPECYFICZNIE LUDZKIM DZIAŁAĆ WYŁĄCZNIE DLA CUDZEGO DOBRA CZY SZCZĘŚCIA I W WYPADKACH WYJĄTKOWYCH ODDAĆ SWE ŻYCIE DLA URATOWANIA CUDZEGO ŻYCIA, CZASEM NAWET KOGOŚ ZUPEŁNIE OBCEGO. (Roman Ingarden)

Rozum nie zawsze pozwala na poświęcenie. To sumienie nakazuje mi pomagać innym. Nie liczę wówczas na racjonalne uzasadnienie swych czynów.

Wróciłam w nocy. Przywiozłam zadowolenie, zmęczenie i kilka zdjęć.

Obserwowałam sobotniego ranka w Krakowie pijanego mężczyznę z chyba ośmioletnim synem, zarabiających jako samozwańczy parkingowi na jednej z ulic przy rynku. Chłopiec pracował z niebywałą energią, entuzjazmem i oddaniem. Pokazywał już z daleka, kierowcom nadjeżdżającym, że specjalnie dla nich trzyma miejsce, najlepsze na tym parkingu, pomagał parkować, przysięgał, że otoczy samochód specjalną opieką. Jego ojciec natomiast stał chwiejąc się i swą postawą i spojrzeniem sugerował, że jeśli kierowca nie zgodzi się na pilnowanie samochodu przez syna, nie da pieniędzy, to on właśnie będzie tym przypadkowym złodziejem, czy tym, który stłucze szybę w tym właśnie aucie. Obserwowałam ich dość długo, czekałam na kogoś. Zastanawiałam się nad dzieckiem wciągniętym w taki proceder, nad jego światem pojęć, myślami i życiem. Imponowała mi „pracowitość” i oddanie tego malca, zapobiegliwość i determinacja.

Myślałam też o tym, jakie jest prawo w Polsce, czy można zmuszać dzieci do pracy i w jakim zakresie. Na koniec do obu podeszła kobieta w widocznej ciąży, matka, z innym małym dzieckiem na ręku. Była także pijana. Mały parkingowy, na jej widok skoczył, podbiegł, „pogliglał” po twarzy z czułością braciszka czy siostrzyczkę, uszczęśliwiony, pocałował małe dziecko, pocałował matkę i wysupłując z kieszeni wszystkie pieniądze oddawał je. Potem podszedł do ojca i, podczas kiedy ten kłócił się w ordynarny sposób z tą kobietą, używając najgorszych słów, wysupłał i jemu z kieszeni pieniądze i też oddał matce. Ta odeszła, ojciec gdzieś odwrócił się i gdzieś zły polazł, a chłopiec wrócił do pracy. Mnie zachciało się wymiotować i zaczęłam mieć dziwne duszności. Nagle znów, jak często ostatnio, pomyślałam, że mam zawał, choć wiedziałam, że to tylko nerwy. Histeryczne serce. Pomyślałam też, nie bój się – twojego samochodu i ciebie jednocześnie, bo siedzisz w tym samochodzie, pilnuje ten chłopiec. Da sobie radę w razie czego. Odzyskałam poczucie bezpieczeństwa.

Dobrej niedzieli, moi Drodzy.

Łopotania nieprzyzwyczajonego serca to codzienność. Tego się nie da leczyć farmakologicznie, do tego trzeba się albo przyzwyczaić, albo nie należy konfrontować się z życiem.

Znam takiego chłopca, taką rodzinę i w Warszawie, koło pomnika Kopernika. Czekałam tam kiedyś na kogoś, kto miał wyjść po spektaklu z Teatru Polskiego. Chłopiec z ojcem i kolegą ojca pracowali, matka siedziała nieopodal w MacDonaldsie. Przychodziły, z młodszą siostrą chłopca, co jakiś czas. Wszyscy byli uśmiechnięci i w szampańskich humorach.

Jeszcze raz dobrego dnia.

A zdjęcia to już zwyczajowo, moje lustra w teatrach podczas tego wyjazdu, kilka zdjęć z drogi, i tyle.


Lustra. Groteska, Kraków


Alpinista


Moje ulubione zimowe jabłonie

15
Listopad
2002
07:01

Alberta i Leopolda - wszystkiego dobrego

15 listopada 2002, piątek, 07:01

Idalii, Marii, Alberta, Leopolda – Wszystkiego dobrego.

PRAWDĄ JEST, ŻE W WIĘKSZOŚCI PRZYPADKÓW POŻYTEK JEST DLA CZŁOWIEKA MOTYWEM ROZSTRZYGAJĄCYM O JEGO DZIAŁANIU, LECZ TEŻ JEST PRAWDĄ, ŻE CZŁOWIEK JEST JEDYNYM STWORZENIEM, KTÓRE MOŻE TWORZYĆ DZIEŁA I SYTUACJE POD ŻADNYM WZGLĘDEM NIEPOŻYTECZNE. TWORZY SIĘ JE DLA ICH PIĘKNA I DLA WZBOGACENIA NIMI ŚWIATA SPECYFICZNIE LUDZKIEGO. (Roman Ingarden)

Jedynie człowiek jest wrażliwy na piękno. I w tym sensie jest bezinteresowny. Zgodność umysłu ze zmysłami i sumieniem (dusza) – oto ideał filozofa – mędrca.

Ach, jak pocieszająca o poranku jest ta myśl filozofa. Wczoraj grałam Callas.

Za każdym razem, kiedy kończę tę rolę i mówię ostatni monolog, wzruszam się:

Jeżeli wydałam się niektórym z was zbyt surowa, to tylko dlatego, że dla samej siebie jestem surowa. Nie mam daru słowa, ale starałam się do was dotrzeć. Starałam się przekazać wam coś, co czuję, co czujemy, na temat tego, co robimy, jako artyści i jako ludzie. Ja wiem, że świat się nie zawali, jeśli od jutra nie będzie przedstawień „Traviaty”. Ja to wiem. Świat będzie kręcił się i bez nas. Ale chcę wierzyć, że wybierając sztukę, przyczyniamy się do tego, aby ten świat stawał się bogatszy i lepszy, że zostawiamy go piękniejszym i mądrzejszym, dzięki sztuce. Im jestem starsza tym mniej wiem, ale wierzę, że to, co robimy, ma sens. Gdybym w to nie wierzyła…. To nie ma znaczenia, czy ja kiedykolwiek jeszcze będę śpiewać. I tak jest wszystko w nagraniach. Ważne jest to, abyście wszystko, czego się tu nauczyliście, dobrze spożytkowali. Pamiętajcie o dobrej dykcji, prawidłowej emisji i o uczuciach, zwykłych, ludzkich uczuciach. Podziękujecie mi śpiewając prawidłowo i uczciwie. Jeżeli to zrobicie, będę uważała, że moja praca została wynagrodzona. To byłoby wszystko.

Wczoraj mój mały syn wyznał mi, że w pewne dni, i noce, boi się, że go porwą kosmici. Przerażona dowiedziałam się, że to rezultat programu telewizyjnego „Rzeczy niesłychane”, w którym usłyszał relację jakiegoś mężczyzny opowiadającego o porwaniu, jego właśnie. Nie wiem, co mam robić. Wyrzucić telewizor przez okno?

Ach, czytam, czytam, czytam. Sztuki. Stare, nowe, znane, nieznane. Przygotowuję się do przyszłego sezonu. Należy podjąć decyzje.

Dyrektor przychodzi rano do biura i z pliku podań o pracę bierze trzy czwarte tych dokumentów i wyrzuca przez okno. Wbiega przerażona sekretarka: – Panie dyrektorze! Co pan robi? Może między tymi ludźmi był ktoś nadzwyczajnie zdolny!? Pani Haniu – odpowiada dyrektor – ale po co nam taki zdolny, jak on w ogóle nie ma szczęścia.

Musicie mi wybaczyć, znów pożegnam Was do niedzieli. Jadę do Krakowa i Krosna, gdzie będę grała Małą Steinberg. Dobrego końca tygodnia. (Koniec tygodnia, bo nie używamy obcych słów).

Wysyłam Wam zdjęcia z pewnego włoskiego hotelu, hotelu moich marzeń, na który przypadkowo trafiłam tego roku, a w którym nigdy nie mieszkałam, to miedzy Gaetą a Formią, zrobiłam te zdjęcia z myślą, że kiedyś spędzę tam chwilkę. Wysyłam Wam i wyobraźmy sobie, że tam spędzamy ten ciepły weekend.

14
Listopad
2002
07:47

Serafina i Rogera - wszystkiego dobrego

14 listopada 2002, czwartek, 07:47

Judyty, Emila, Wawrzyńca – Wszystkiego dobrego.

CZŁOWIEKA USZCZĘŚLIWIA URZECZYWISTNIENIE WARTOŚCI. ULEGA ICH SZCZEGÓLNEMU UROKOWI. (Roman Ingarden)

Szczęście ma swe źródło w postępowaniu wedle wartości. Sami wyznaczamy sobie priorytety. Ich realizowanie daje poczucie szczęścia.

Zamieszczam zdjęcia z promocji mojej książki, dostałam je w prezencie, prosto do komputera, za co bardzo dziękuję.

Co do pierwszych chwil życia mojej książki, spotykają mnie za nią nieprawdopodobne pochwały, nieprawdopodobne. Wielu poważnych ludzi mówi, żebym natychmiast rzuciła aktorstwo w cholerę i zajęła się naprawdę pisaniem. Że ilość tematów, refleksji, perspektyw otwierających się po lekturze jest tak duża, przyjemność z czytania tak wielka, że mam pisać ciągle i wciąż, nie mówiąc już podobno o działaniu terapeutycznym tych zapisków. Poza tym, jak mówią, takiego przykładu, podobnego, tego rodzaju pisania, nie ma i nie było.

Piszę to wszystko, bo mi to mówią a nikt tego nie napisze, więc sobie piszę. Ostatecznie to ja mam sobie tę stronę i czasem mogę się na niej też pochwalić.

Wczoraj powiedziano mi takie zdanie: „Wiesz, jaki jest twój problem? Gdybyś nie nazywała się Janda i nie była tak znaną aktorką, książka wywołałaby sensację, a tak, zastanawiają się tylko nad tym, po co ci jeszcze pisanie, tak na doczepkę, i nie traktują poważnie. Jeśli w telewizji pojawiłby się reżyser, który by wykonał 9 Teatrów Telewizji, tak różnorodnych i tak jak ty to zrobiłaś, z takim ładunkiem kreatywnym w sferze formy telewizyjnej, a nazywał się Jakiśtam, i nie byłabyś to ty, okrzyknięto by go jedną z największych nadziei tego gatunku. Po „Pestce” dostało ci się za wszystkich aktorów, którzy ośmielają się myśleć o reżyserii, a dodatkowo za wszystkie kobiety, dostałaś nagrodę za debiut filmowy, powinni cię jeszcze uznać za nadzieję reżyserii w pewnym gatunku, który to gatunek jest dziś w zaniku, ale nie potraktowano cię bynajmniej poważnie i do dziś nie możesz zrealizować nic więcej.” No, to może zacznę wszystko, oprócz grania, robić pod pseudonimami, męskimi oczywiście? „O nie. Nie uda ci się, bo masz zbyt charakterystyczny styl. Swój charakter pisma. Jesteś rozpoznawalna w każdym gatunku. To ty.”

A teraz, na koniec, marzenia zawodowe, o które mnie zresztą wszyscy pytają, a ja nieodmiennie odpowiadam: – Ja nie mam marzeń, nierealizowalnych, chciałabym, aby moje dzieci były zdrowe. No bo tak, chciałabym, bo to jest najważniejsze ale ….oto marzenia zawodowe nierealizowalne, oto one:

  1. Chciałabym mieć własną salę w Warszawie. Do grania małych form i do tego, aby tam zapraszać moich kolegów z podobnymi formami teatralnymi. Chciałabym mieć swoje miejsce i tam móc grać.
  2. Chciałabym realizować swoje pomysły, tytułów, tekstów, a nie być wiecznie bita po łapach i odganiana od tematów zarezerwowanych dla poważnych reżyserów a przede wszystkim dla mężczyzn.
  3. Chciałabym zrealizować film, który wymyśliłam i bardzo bym chciała, żeby na mój widok nie uśmiechano się pobłażliwie, jednocześnie nie traktując mnie poważnie. Chciałabym konkretnych rozmów i argumentów.
  4. Chciałabym realizować swoje pomysły artystyczne bez błagania tych wszystkich facetów dookoła mnie, bez udawania wariatki, koteczka, kapryśnej gwiazdy, która ma kaprys zrealizowania czegoś, podlizywania się im i udawania, że oni są lepsi, bardziej utalentowani, mądrzejsi, ważniejsi, piękniejsi, i w ogóle bardziej wartościowi niż to się wszystkim wydaje, bo moje osiągniecia w wielu dziedzinach są wystarczające, aby mi zaufać, i obraża mnie wciąż atmosfera, w której wciąż jakiś facet mi na coś łaskawie pozwala.

Oto są moje nierealizowalne marzenia, których wypowiedzenie mnie upokarza, obraża, i wyznanie ich jest nieeleganckie i dlatego nie zwierzam się z tego w realnym życiu, a pozwalam sobie na to w internecie. Powiedziałam! Raz! Więcej nie powtórzę! I w ogóle wszystkich za to przepraszam!

A poza wszystkim wiem, że chcę za dużo w ogóle.

Dziś czuję się zmęczona i smutna, i zgorzkniała, i zniechęcona, i w ogóle nic mi się nie chce. Co ja bym zrobiła dziś z tą moją salą? Z tym filmem, z tymi wszystkimi pomysłami, co mi się plączą po głowie. Nawet gdyby faceci wszyscy uwierzyli, że ze mną warto ryzykować w każdej sprawie, bo i tak coś z tego wyjdzie.

Tak naprawdę to dziś nie chciałabym nic, tylko zostać w domu i pić herbatę z cytryną, leżąc na futonie w miękkim szlafroku, czytając kryminał, zagryzając szarlotką, i żeby mąż pochylał się nade mną raz po raz, współczuł i mówił „biedna”, i całował w czoło, a wszystkie teatry, zobowiązania, podania, rachunki za gaz i za światło a przede wszystkim za telefony, fundacje, akcje charytatywne, zgubione buty i czapki moich synów, nagrania, Czechow, Arkadina, zmartwienia i tęsknoty, czekały przywarowane u moich stóp i z cierpliwością i oddaniem lizały mi stopy.

13
Listopad
2002
06:48

Stanisława i Mikołaja - wszystkiego dobrego

13 listopada 2002, środa, 06:48

Arkadego, Mikołaja, Stanisława – wszystkiego dobrego.

CZYMŻE JESTEM JA, KTÓRY GDZIEŚ KRYJE SIĘ „POZA” PRZEŻYCIAMI, A JEDNAK W NICH „ŻYJE”, W NICH SIĘ WYŁADOWUJE, W NICH OSIĄGAM WYRAZISTOŚĆ MEGO BYTU, W NICH DOCHODZĘ DO ZBUDOWANIA SAMEGO SIEBIE? Czymże JESTEM JA, NIE ÓW KAWAŁ MIĘSA I KOŚCI, LECZ JA Z KRWI I KOŚCI MYCH WYRASTAJĄCY, CZŁOWIEK DZIAŁAJĄCY? (Roman Ingarden)

„Ja” – symbolizuje nie moje ciało, lecz przede wszystkim mnie jako twórcę. To, iż żyję, oznacza działanie, poprzez które oddziałuję na otoczenie i zarazem kształtuję siebie, w nim się wyładowuję, nim osiągam wyrazistość mojego bytu. Zawieram się więc w psychice, która chce działać, emanować, tworzyć. Wyrastam ponad siebie.

Wróciłam. Było w porządku. Olsztyn, Bydgoszcz. Opowiadania zebrane, Virginia, po dwa razy dziennie. Orka. Pokazuję kilka nieszczęsnych zdjęć, które przywiozłam z tego wyjazdu. Stałam całe trzy dni na scenie, po kilka godzin, razem z próbami. Zapamiętałam więc z tego wyjazdu tylko to, co na zdjęciach. Pomnik „Bohaterskim Żołnierzom Armii, Modlin, 1 września 1939” – zrobił na mnie wrażenie, z bliska szczególnie; i lustra w garderobach.

A teraz opowiem Wam, jak kobiety opowiadają żarty:

Pierwszy żart jest taki:

„Spotyka się kura z kurą i jedna pyta drugą: – Gdzie twój mąż? Ta odpowiada: – Aaaa, grzebie przy samochodzie”.

A teraz ten sam żart opowiadany przez moją koleżankę, aktorkę zresztą: „Spotyka się kura z kurą i jedna pyta drugą: – Gdzie twój mąż? Ta odpowiada: – Aaaa, naprawia samochód”.

Drugi żart: „Dwie blondynki siedzą w szambie. Podjeżdżają szambiarze: – A za co tu siedzicie? Odpowiadają: – Za kupy”.

Ja opowiadam: „Podjeżdżają szambiarze. – Co tu robicie? – Skupiamy się”. Itd., itd. Czy to jakaś dolegliwość umysłu? O co to chodzi? Blondynki?

I dwa nowe, dziś usłyszane, o pączkach:

„Skąd się bierze marmolada? – pyta Blondynka Blondynkę. – No wiesz! Trzeba obrać pączka!”

„Pan pyta dziewczynkę, która samotnie i smutno stoi pod szkołą: – Chcesz na pączka? – A jak to jest na pączka? – pyta dziewczynka.”

No i tyle, nie jestem w najlepszym nastroju, więc przynajmniej napisałam sobie żarty. Niewybredne zresztą, za co przepraszam.

Callas„! „Callas„! Gram znów Callas po siedmiu miesiącach przerwy. Wczorajszy wieczorny spektakl to wyczyn. Jeszcze dwa dni.

09
Listopad
2002
00:00

Ursyna i Teodora - wszystkiego dobrego

9 listopada 2002, sobota

WYJECHAŁAM STOP SPÓ¬NIONA STOP NIE WZIĘŁAM KOMPUTERA STOP ODEZWĘ SIĘ WE ŚRODĘ STOP DOBREGO WEEKENDU STOP

08
Listopad
2002
04:59

Sewera i Gotfryda - wszystkiego dobrego

8 listopada 2002, piątek, 04:59

Klaudiusza, Sewera, Seweryna – Wszystkiego dobrego.

NIEKIEDY CZŁOWIEK ZAGUBIONY W CZASIE STARA SIĘ SIEBIE PRZEZ TO UTRWALIĆ, ŻE USIŁUJE ZAMKNĄĆ SIEBIE W SWYM DZIELE. (Roman Ingarden)

Nie dając sobie rady z rzeczywistością, życiem codziennym, usiłujemy stworzyć jakieś oryginalne dzieło, które zapewni nam „nieśmiertelność” w pamięci innych. Każdy dzień stwarza sytuację, by coś niepowtarzalnego stworzyć. Coś osobistego, co zawiera naszą osobowość i ducha.

To i o mnie. Ale nie wiedziałam, że to dlatego, że nie daję sobie rady z rzeczywistością, myślałam, że to dlatego raczej, że nie daję sobie rady sama ze sobą. Kiedyś widziałam film dokumentalny o facecie, który budował samolot w stodole, wiedząc, że nigdy go nie uwolni i nie będzie na nim latał, nigdy też nie sprawdzi, czy ten samolot w ogóle jest zdolny do latania, poświęcił temu dziełu pół życia, wszystkie chwile po powrocie z pracy. Zapytano go, czy nie zechce, jak już skończy, rozebrać stodoły, która stoi dookoła samolotu, i odlecieć. Powiedział, że nie, że to go nie interesuje, że to chodzi o coś więcej. Określenie „więcej”, w wypadku tej historii i absurdu jego „dzieła”, wtedy mnie absolutnie zaskoczyło, a potem po chwili – zachwyciło. Pamiętam, jak mój ojciec skomentował to – „Wariat”. No tak, ale dziełem życia mojego ojca była Trasa Łazienkowska i Dworzec Centralny w Warszawie, bo jego Oddział Napraw Maszyn przy tym pracował, i temu on, w tamtych absurdalnych czasach i warunkach, oddał wiele godzin swego życia i niewyobrażalną ilość emocji. Napisałam kiedyś felieton o „Dziele życia”, w którym zastanawiam się, czy urodzenie dziecka i wychowanie go wystarczy kobiecie jako „dzieło życia”.

„Zamknąć siebie w swym dziele” i zapewnić sobie nieśmiertelność, no cóż, panie Romanie Ingarden, zawsze można coś próbować robić w tej sprawie, ale… A w ogóle, panie Ingarden, jak ja tęsknię za człowiekiem, o którym pan myśli i opisuje.

Wczoraj słyszałam rozmowę hodowczyni orchidei szklarniowych z klientką, która kupowała sobie sadzonkę z nadzieją, że będzie ją hodować w domu. Hodowczyni dawała takie rady: „Najpierw dbać, nawozić, pieścić, pielęgnować, ile wlezie, a potem nie dbać, nie dbać i jeszcze raz nie dbać, i zaniedbać, a wtedy ona się ocknie i zdumiona tak się sama będzie starała, wysilała, walczyła, że nie wiem, a cały ten wysiłek pójdzie w kwiat. To tak jak z chłopem. Postępować tak samo.” No proszę! Jaka filozofia płynąca z doświadczeń hodowlanych(?!) hodowczyni orchidei, czyli storczyków. Mężczyzna jako trudna w hodowli Orchidea. Porównanie warte większego zastanowienia.

Dobrego dnia.

Wczoraj Virginia, dziś Virginia – w Warszawie. Jutro już Opowiadania zebrane – najpierw w Olsztynie a potem w Bydgoszczy, a na koniec, w poniedziałek i Virginia w Bydgoszczy. A we wtorek Callas w Warszawie po półrocznej prawie przerwie. Urodziło się dziecko w międzyczasie, nowy człowiek.

Nie będę mogła w niedzielę odebrać w Warszawie „Złotej Maski”, którą otrzymam dzięki Wam także, w konkursie zorganizowanym przez „Teletydzień”. Przykro mi, ale niestety, nasze wyjazdy teatralne były planowane dużo wcześniej. Tak się złożyło. Jestem z tej nagrody bardzo dumna a fakt, że to drugi raz pod rząd, wszystkich zdumiał, wszystkich w samej Telewizji. Podobno, jeśli chodzi o liczbę głosów nie miałam konkurencji. BARDZO. BARDZO WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ. To wielka radość dla mnie i bezcenny dla każdego artysty znak, że to co robi ma sens.

I teraz już ostatecznie dobrego dnia.

07
Listopad
2002
06:49

Antoniego i Ernesta - wszystkiego dobrego

7 listopada 2002, czwartek, 06:49

Kariny, Antoniego, Ernesta, Florentyna – wszystkiego dobrego.

CZŁOWIEK WYKRACZA POZA WSZELKIE RAMY NADAWANYCH MU OKREŚLEŃ PRZEZ WŁASNE CZYNY, CZASEM BOHATERSKIE, A CZASEM STRASZLIWE, POPRZEZ NIEZMIERNĄ RÓŻNORODNOŚĆ SWEGO CHARAKTERU I ZAMIERZEŃ, JAKIE USIŁUJE REALIZOWAĆ, PRZEZ NIE DAJĄCĄ SIĘ WYCZERPAĆ NOWOŚĆ SWYCH DZIEŁ I PRZEZ PODZIWU GODNĄ ZDOLNOŚĆ DO REGENERACJI PO KAŻDYM PRAWIE SWYM UPADKU. WSZELKIE WYSIŁKI, BY OBJĄĆ PEŁNIĘ JEGO ISTOTY OKREŚLENIEM ADEKWATNYM I ZADOWALAJĄCYM, OKAZUJĄ SIĘ DAREMNE. (Roman Ingarden)

Natura ludzka jest twórcza i niezgłębiona. Proces tworzenia historii nie da ująć się w pojęcia. Bieg wydarzeń powstaje przy udziale wielkich emocji i nieprzeliczonych poświęceń. Twórca chwalebnego dzieła kładzie na szali własne życie dla stworzenia pomnika, który zapewni jego indywidualnemu duchowi nieśmiertelność na przyszłość.

Człowiek jest nie do nazwania, określenia, przewidzenia, opisania…. Piękne. I jaka w tym wciąż nadzieja i jakie przerażenie.

No i już, książka już jest. I można iść dalej. Cieszę się z niej. Lubię ją. Jestem z niej dumna. Wczoraj podczas promocji zapytano mnie, dlaczego różowe są te tabletki na uspokojenie, w tytule, i nagle uświadomiłam sobie, że dla mnie tabletki na uspokojenie mają w ogóle kolor różowy z tego prozaicznego powodu, że mama, kiedy byłam mała, miała w torebce tajemnicze pudełeczko, a w tym pudełeczku były maleńkie tabletki o zachwycającym kolorze różowym, czasem mama sięgała po taką pastylkę, a kiedy byłam tego świadkiem, za każdym razem powtarzała mi, że to są tabletki bardzo niebezpieczne, żeby mi nigdy nie przyszło do głowy spróbować połknąć po kryjomu choćby jedną. Twierdziła, że dzieci już od takich dwóch umierają. Mama się po nich w cudowny sposób uspokajała. A dla mnie zostawały tajemnicze i niezrozumiałe, ale za to piękne. „Różowe” – dziś tylko ci, którzy wychowywali się w Polsce w szarych czasach lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, (urodziłam się w 1952 roku), wiedzą, co znaczy kolor w życiu i jaka jest jego moc, i jak silna może być tęsknota za kolorem, szczególnie kiedy się jest dzieckiem. Różowy kolor tych tabletek był dla mnie tęsknotą. One były ładne. Wczoraj na sali ludzie przypomnieli mi, że nazywały się te tabletki ELENIUM. No? I do tego taka miła nazwa.

Dobrego dnia. Dziś idę na wywiad do telewizji, prosili mnie, żebym nie ubierała się na czarno, biało, niebiesko, za kolorowo, tylko nie w paski i nie wolno pepitek, bo kamery wariują. No cóż, zostaje mi szary.

Mimo to dobrego dnia.

06
Listopad
2002
06:49

Feliksa i Leonarda - wszystkiego dobrego

6 listopada 2002, środa, 06:49

Feliksa, Jacka, Leonarda, Ziemowita – wszystkiego dobrego.

MÓWIENIE O „TERA¬NIEJSZOŚCI” MA SENS JEDYNIE WTEDY, JEŻELI ZGODZIMY SIĘ, ŻE PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ NIE JEST PROSTYM, ZUPEŁNYM NIEBYTEM, LECZ ŻE RACZEJ SĄ ONE SZCZEGÓLNYMI POSTACIAMI CZY SPOSOBAMI ISTNIENIA, SPECYFICZNIE RÓŻNYMI OD BYCIA W AKTUALNEJ TERA¬NIEJSZOŚCI. (Roman Ingarden)

Uchwycenie teraźniejszości jest istotą fenomenologii. Nie da się ująć fenomenu teraźniejszości w oderwaniu od minionego bytu, który już w tym momencie stanowi niebyt. Ów proces składa się na sekwencję zdarzeń. Jedynie umysł jest w stanie to sobie uświadomić. Fenomenologia bada istotę „bytu tu i teraz” (obecnego), zawieszonego niejako pomiędzy przeszłością i przyszłością. Nasz bagaż doświadczeń i przeżytych emocji determinuje teraźniejszość i opinie dotyczące przyszłości.

Fenomenologia – nauka o zjawiskach, czyli sferze możliwego doświadczenia, przeciwstawnych rzeczom samym w sobie jako niedostępnym w poznaniu – Kant. Nauka o fazach rozwoju świadomości (ducha) od prostego poznania zmysłowych danych do wiedzy absolutnej – Hegel. „Powrót do rzeczy”, „Wgląd w istotę”, współczesny kierunek filozoficzny według – Husserla i Ingardena.

Zachęcam Was, uczcie się ze mną. Te myśli filozofów są na początek dnia w sam raz. Tak sobie jest o czym myśleć w wolnej chwili. Ale zabawne jest to, że kiedy to piszę, to o przeszłości i przyszłości, zadzwoniła do mnie przyjaciółka, i płacząc opowiedziała, że jej matka, chora na chorobę Altzheimera, wróciła wczoraj do domu po pobycie u jej siostry i nie poznała ani jej, ani domu, ani wnuczków. „Uchwycenie teraźniejszości”, zbanalizowane tym przykładem, odsuwa myśli filozofów na bok.

Wczoraj nadzwyczajne przyjęcie Małej Steinberg w Łodzi. Nadzwyczajne. Jestem naprawdę zadowolona. Festiwal Kultury Katolickiej, który mnie z tym właśnie spektaklem zaprosił, ma pewnie także specjalną widownię, no i pewnie to, że zaproszenia rozdawane są za darmo.

Wczoraj też podpisywałam w EMPiKu w Łodzi moją nową książkę. Od wczoraj podobno jest w księgarniach. No ciekawe. Dziś promocja warszawska. Oby przeżyć ten dzień. Wolę dni szare, codzienne. Nie lubię tego całego promocyjnego „cyrku”. Ale takie czasy. Trzeba, i nie ma się co buntować, bo wszyscy chcą to sprzedać łącznie ze mną. A jak ktoś lubi pisać tak jak ja, to niech nie narzeka i cieszy się, że ktoś chce to wydawać, mimo że taka myśl się czasem, a nawet często zakrada, że chcą, bo jestem znaną aktorką, i co ja tam wypisuję nie ma już większego znaczenia, ale innym znów razem, jak ktoś powie, że to ma wartość to….. Ach, marudzę. Sama czytałam. Absolutnie zdumiona, bo po latach zapomniałam już, co „nawypisywałam”. I podobało mi się. I tyle.

Dobrego dnia.

05
Listopad
2002
00:00

Sławomira i Elżbiety - wszystkiego dobrego

5 listopada 2002, wtorek, 06:50

Blandyny, Elżbiety, Modesty, Floriana, Sławomira – wszystkiego dobrego.

POJĘCIE ODPOWIEDZIALNOŚCI CZYNI CZŁOWIEKA CHĘTNYM DO WZIĘCIA NA SIEBIE CAŁEGO CIERPIENIA, KTÓRE STAJE SIĘ JEGO UDZIAŁEM W WALCE O BRONIONĄ WARTOŚĆ. (Roman Ingarden)

Zdajemy sobie sprawę z odpowiedzialności. Trudy świadome chętniej znosimy. Życie składa się z fragmentów. Każdy kolejny – stanowi bagaż przemijania.

To piękna myśl. Podoba mi się określenie TRUDY ŚWIADOME.

Widziałam film „8 kobiet”, zdenerwował mnie. Zniecierpliwił. Nie mam czasu, żal mi życia. Ani mnie to nie bawi, taka rozrywka, ani nie podoba mi się jak one grają, ani historyjka mnie wciąga… Jestem maruda? Może. Nic na to nie poradzę. Podłe, głupie kobiety, bez wdzięku. Okropne piosenki, bez pomysłu śpiewane. „Miniaste, wdzięczące się, damulki”. Każda myśli jak wygląda, a udaje, że to jej poczucie humoru. Aaach!

Wczoraj zadzwoniła do mnie dziennikarka, kiedy właśnie stałam i czekałam na wynik prześwietlenia płuc, i myślałam sobie tak: „A gdyby tak przyszli i powiedzieli – wszystko jest w porządku, tylko nie ma pani serca, gdzieś znikło, aparat go nie fotografuje”, i jeszcze inne podobne głupoty przychodziły mi do głowy – wtedy właśnie ona – dziennikarka z pisma kobiecego, w telefonie, zapytała: – Robimy w naszej gazecie sondę – „Spać razem czy osobno? Dwa łóżka czy jedno?”. Co pani by radziła?

– Och, wie pani, to zależy. Balzak w „Fizjologii małżeństwa” napisał o tym cały rozdział, czytałam tę książkę w telewizji….

– No nie, ale co pani myśli teraz, tak bez namysłu.

– Nie wiem. Tu nie można nic radzić, nie ma żadnych prawidłowości… Jedna z moich znajomych co prawda twierdziła, że dwa łóżka i dwa samochody to śmierć małżeństwa, i się rozwiodła po czterech latach, a druga twierdziła, że nie wystarczy dwa łóżka, trzeba dwa osobne pokoje, a najlepiej dwa osobne mieszkania na tym samym piętrze, i jej małżeństwo trwa do dzisiaj, ale nie ma reguł, bo to nie zależy od…

– No, ale gdyby pani miała powiedzieć swoje zdanie.

– Ale, wie pani, jeden z mężów mi znanych tak chrapie, że mimo wielkiej miłości ja też jak i jego żona nie mogłabym z nim spać w jednym łóżku całą noc…. ona śpi trochę a potem sobie idzie…

– No, ale co by pani zalecała….

– O do cholery! Nie ma na to uniwersalnej odpowiedzi, i po co zresztą ustalać w tej sprawie bezwzględną odpowiedź, na tak głupio postawione pytanie. A pani śpi razem czy osobno?

– To ja zadaję pytanie.

– Ale ja nie muszę na nie odpowiadać.

– Ale ja pytam nie o to, czy pani śpi a o to, co by pani radziła.

– Nie wiadomo czy mężowie chcą razem spać, może ich o to zapytać? Poza tym większość nie ma wyboru, ma tak małe mieszkania, że…

– Do takich nie jest skierowane nasze pismo.

– A do jakich? Do takich, co na przykład też nie piją, bo ja z pijanym nie chciałabym być zmuszona spać w jednym łóżku, nawet gdybym walczyła o to małżeństwo jak lew….

– Nasi czytelnicy to inny target.

– Przepraszam, nie chcę być niegrzeczna, ale się wyłączam.

– Dlaczego?

– Ba ja też chyba jestem inny target.

No i co Wy na to? Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki.

– Renata skąd oni mają mój numer komórkowy?

– Przekazują sobie nawzajem. Jesteś już wszędzie, w każdej gazecie i radiu, w książce z numerami. Mówiłam ci, co jakiś czas musisz zmieniać numer telefonu. I teraz już czas. A ty śpisz osobno czy razem?

– Razem.

– No i ja też. To po co się denerwujesz. Niech się denerwują te, co śpią osobno.

– Nie, ja się denerwuję, że mi zadają takie pytania.

– Jaki czytelnik takie pytania. Nie denerwuj się.

No i co Wy na to?

Jedno mnie tylko interesuje. Kim Wy jesteście? Wy, czytelnicy mojej strony. Jaki Wy jesteście target? Ten, co ja czy… i w ogóle od czego to zależy? Wykształcenia, stanu posiadania, miejscowości, wieku? A ja w ogóle należę do jakiego targetu? Muszę porozmawiać o tym z kimś mądrym, specjalistą od targetów.

Wczoraj poza tym cały dzień, reklamowałam w radiach, telewizjach moją nową książkę – „Różowe pastylki na uspokojenie”.

Można ją zamówić tu na stronie i podobno już jest w księgarniach. Widziałam ją dziś pierwszy raz. Miałam ją w ręku. To wzrusza. Życzę ci dobrego, łatwego życia, moja droga. (Piszę do książki, gdyby ktoś miał wątpliwości). Ciekawe, jaki target ją kupi?

Dobrego dnia. Jadę do Łodzi grać Małą w Teatrze Jaracza.

04
Listopad
2002
07:45

Karola i Olgierda - wszystkiego dobrego

4 listopada 2002, poniedziałek, 07:45

Henryka, Karola, Olgierda, Witalista – Wszystkiego dobrego.

NIEZBĘDNE JEST OSOBOWE „JA” JAKO ¬RÓDŁO DECYZJI WOLI I DOKONANIA ODPOWIEDNIEGO DZIAŁANIA, A RÓWNIEŻ JEGO IDENTYCZNOŚĆ PODCZAS CAŁEGO TRWANIA PONOSZENIA ODPOWIEDZIALNOŚCI. (Roman Ingarden)

Odwaga w podejmowaniu decyzji podlega próbie, kiedy weźmiemy pod uwagę konsekwencje. Jeśli zadecyduję wbrew sobie, wówczas nie będę czuł się szczęśliwy na myśl o moim postępku. Muszę wyrobić w sobie owo „ja”, które utożsamię z przekonaniem o słuszności moich wyborów. Do odpowiedzialności można mnie pociągnąć tylko wówczas, kiedy decyzja była wynikiem mojej woli.

Oczywista myśl filozofa, ale z tłumaczeniem nie zgadzam się absolutnie. Jeśli podejmę decyzję, nawet wbrew sobie, to odpowiadam za nią, jeśli jestem dorosła, a moje niewyrobione „ja” mnie nie usprawiedliwia. Znam wielu ludzi z niewyrobionym „ja”, lub z fałszywie wyrobionym „ja”, często zajmują odpowiedzialne stanowiska.

Przejechałam wczoraj całą Polskę, aby odwiedzić, uczestniczyć w „obłuczynach kanonicznych”, to znaczy w uroczystości, podczas której został księdzem kanonikiem przyjaciel rodziny. Przejechałam w dość trudnych warunkach, wiele miast, wsi, objazdów, przejechałam koło cmentarzy, kościołów…. Oto refleksja „samochodowa”.

  • Piłem – nie jadę, zasada bez żadnych wyjątków.
  • Wzięcie autostopowicza i zatrzymanie się, aby pomóc przy zepsutym aucie, zawsze grozi pewnym ryzykiem. Szczególnie nocą na odludziu.
  • Jeśli już podwieźliśmy kogoś, np. matkę z dzieckiem, w chłodny wieczór, nie wypada brać pieniędzy.
  • Na stacjach benzynowych nie blokujemy dystrybutorów, długo robiąc, przy okazji płacenia za benzynę, zakupy, rozmawiając ze sprzedawcą, oglądając akcesoria samochodowe czy korzystając z toalety. Po zapłaceniu zjeżdżamy na bok, parkujemy i dopiero wtedy zajmujemy się tymi sprawami.
  • Nie blokujemy wyjazdów, bram, przejazdów czy przejść, parkując. Nawet na chwilę, nawet, jeśli włączymy światła awaryjne.
  • Nie parkujemy też tak, żeby uniemożliwić otwarcie drzwi w sąsiednim samochodzie.
  • Jeśli wyjeżdżając z parkingu lub wjeżdżając, wyrządziliśmy komuś szkodę, powinniśmy albo poczekać na właściciela samochodu, który uszkodziliśmy, czy otarliśmy, albo zostawić wizytówkę za wycieraczką.
  • Siedzenie obok kierowcy, które wydaje się najbardziej prestiżowym miejscem w samochodzie, jest jednocześnie miejscem najbardziej niebezpiecznym, nie namawiamy więc, nie zmuszamy gości w samochodzie do zajmowania tego właśnie miejsca. Elegancko jest to zaproponować, ale nie upieramy się i zapraszamy gościa do zajęcia prawego tylnego miejsca, które jest drugim w hierarchii.
  • W momencie, kiedy wsiadamy do czyjegoś samochodu, a nawet kierowca, właściciel tego samochodu, od momentu, kiedy ma gości, podporządkowuje się im. Dotyczy to palenia papierosów, otwierania okien, włączania chłodzenia i ogrzewania, słuchania muzyki. Goście natomiast nie powinni ani komentować sposobu prowadzenia samochodu, ani ponaglać, ostrzegać, czy pouczać kierowcy.
  • Kierowca, niezależnie od tego czy wybiera się w drogę z żoną, dziećmi, kolegą, znajomymi, kimkolwiek, nigdy nie powinien pierwszy wchodzić do samochodu. Powinien otworzyć drzwi rodzinie, gościom, wpuścić ich do środka, a potem dopiero zająć swoje miejsce. Niegrzeczne jest też otwieranie np. żonie drzwi od wewnątrz, już po usadowieniu się na miejscu za kierownicą.
  • Mężczyzna powinien podprowadzić kobietę do samochodu od tej strony, po której będzie siedziała, otworzyć jej drzwi, pomóc wsiąść, następnie obejść samochód i dopiero wtedy otworzyć drzwi od swojej strony. Po dojechaniu na miejsce, mężczyzna pierwszy wychodzi z samochodu i od zewnątrz otwiera drzwi. W codziennych sytuacjach, kobieta często odruchowo robi to pierwsza, sama, ale kiedy się wiezie kogoś starszego lub kogoś, komu chce się okazać szacunek, warto tak się zachować, aby podkreślić swój stosunek do pasażera. Choćby przed teściową.
  • Przy wsiadaniu do taksówki, mężczyzna otwiera drzwi kobiecie z prawej strony, pomaga jej wsiąść, sam przechodzi z tyłu taksówki na lewą stronę i używając lewych tylnych drzwi zajmuje miejsce obok swej partnerki! Jeśli drzwi lewe tylnie ma taksówkarz zamknięte, należy go poprosić, aby je otworzył. To żaden wymóg bezpieczeństwa, tylko wygoda taksówkarza. (Miejsce obok kierowcy, i w taksówkach, i w samochodach służbowych, jest miejscem najmniej honorowym). Przy wysiadaniu z taksówki, już po zapłaceniu rachunku, pan wychodzi z lewej strony, przechodzi na prawą i pomaga wysiąść partnerce. Tego wymaga i elegancja, i bezpieczeństwo. W taksówce ani nie wypada palić papierosów, ani nawet pytać o pozwolenie. Nie należy zachowywać się hałaśliwie. Dawanie napiwku to przesadna uprzejmość wobec taksówkarza.
  • Podczas dłuższej podróży, należy przewidzieć dla pasażerów chwile na postój i mały relaks. Należy zawsze wtedy zatrzymywać się w miejscach do tego przeznaczonych a nie po prostu na poboczach dróg. Las to nie śmietnik i publiczna toaleta.

O samej jeździe, dobrych obyczajach na drodze itd., pisać nie będę, bo to całkiem inny temat i „bardzo, bardzo bolesny”. Przede wszystkim plaga wyrzucania przez okna samochodu palących się papierosów, zawartości popielniczek, papierów i ogryzków, a także złego zabiezpieczania bagaży wiezionych w otwartych samochodach. Ale także sprawa zaglądania w lusterka wsteczne i wniosków stąd płynących…

Przy pisaniu dziś korzystałam z Encyklopedii Dobrych Manier.

No nic, dobrego dnia. Dołączam trochę zdjęć zrobionych w drodze. Bo bardzo one są „w Polsce” zrobione.

03
Listopad
2002
06:37

Sylwii i Huberta - wszystkiego dobrego

3 listopada 2002, niedziela, 06:37

Sylwii, Bogumiła, Huberta, Marcina – Wszystkiego dobrego.

TYLKO CZŁOWIEKOWI MOŻNA WYRZĄDZIĆ KRZYWDĘ MORALNĄ, GDY ZAKAZUJE MU SIĘ LUB POZBAWIA WOLNOŚCI MYŚLENIA I WYRAŻANIA SWOICH PRZEKONAŃ. (Roman Ingarden)

Jedynie człowiek zdolny jest do myślenia i może wybierać w każdej sytuacji. Kiedy pozbawia się go możliwości kierowania się rozumem, wówczas się go zniewala. Jest to krzywda moralna, ponieważ nikt nie powinien narzucać przemocą drugiemu swej woli. Jest cechą człowieka, iż tworzy priorytety, które stara się przekazać w formie jedynych słusznych racji.

Tośmy przerabiali dość długo. Tyle tylko, że nam narzucano jedynie słuszne racje i priorytety z cynizmem i świadomością zniewalania nas. Ci sami ludzie są teraz u władzy. Wielu z nich. Teraz są demokratami. Przerażające jest to, że wielu rodziców stosuje to wobec swoich dzieci, uznając tę metodę jako jedyną wychowawczą, skuteczną.

Cały prawie dzień wczoraj czytałam wiersze. Kupiłam „Panoramę Literatury Polskiej XX wieku – Poezję”, w wyborze i opracowaniu Karla Dedeciusa, i czytałam. Ile piękności, ile skarbów.

… Jak uczył święty Augustyn
nasza jest tylko teraźniejsza chwila:
trwa tyle co westchnienie,
zakochane w świecie…

… Zbliża się czas,
w którym okrutnieją dzieci…
(Marek Wojdyło)

Lampa w nocy jest słońcem, a bezruch jest gestem.
Przytomność dzieje się w zgiełku zawsze
Nieprzytomnie
Baudelaire jest bardzo stary. Ja też chyba jestem,
Bo wszystko na tym świecie płynie gdzieś koło mnie…

(Krzysztof Ćwikliński)

… ostatnia stacja
jeszcze daleko
w ciemnym przedziale
z głową na
moim ramieniu
zasnął świat…

wszystko się ułoży
w jasny wzór
wystarczy
trochę odejść
(Jakub Ekier)

Cały karnawał przespałem i przemajaczyłem.
Nie mogłem znieść tych bębnów, piszczałek i palenia kukieł.
Dziś skończył się karnawał, zaczął się
postmodernizm.

Bawię się radiem. To archetypowe
przebieganie po skali można by prowadzić
w nieskończoność. Ja mam
w sobie niedużo Boga, pielęgnuję

ten strzep,
skrzep.

(Marcin Świetlicki)

To się dzieje wśród wody zasuszonej w śnieg i czereśnie.
Pomiędzy mną a uczynionymi nie z prochu a z kości.
Pomiędzy mną a tymi, które stwarzam oczami.
One wciąż nowe, zawsze takie same.
Z ich ciał układam miłość, lęk i słowa.
Zostawiam życie, biorę nic.
(Piękne są twoje usta – dobre i zmysłowe.
Kiedy nie mogę przełknąć okruszyny powietrza – pierwszą
tracę ciebie.
Lecz w sierpniowy dzień myślę o wczesnych wieczorach
listopada.)
(Marcin Baran)

Tamto wyzywające uczucie nazajutrz:
że przespał się ze mną los i że
do czegoś jeszcze przydam mu się w
planach;
Tamto gorące popołudnie, gdy pocące
się dłonie wpychałem między twoje kolana,
wierząc święcie, że wytrwam w tym związku
długie lata;
Tamte chwile, kiedy wydawało się, że o krok
od tajemnicy, że wreszcie wypłyniemy na
duże wody i dalej potoczy się, i będzie
nas niosło;
Tamten moment, kiedy przysięgałem sobie,
zawsze doń powracać, bo będę
w nim widział obraz tej siły, która mnie
wypędziła;
I ta chwila, kiedy – czytając Mickiewicza –
zrozumiałem, że zawsze będę zdradzał, kogo
tylko da się zdradzić, bo nie ma takiego
punktu, od którego mógłbym zacząć
odliczać.

(Krzysztof Koehler)

… gałązko słońca chybotliwa,
jak podróżne pejzaże rozpostarte w jasnej przestrzeni
uczysz mnie kochać: nie posiadając…

(Marzanna Bogumiła Kielar)

Oczywiście, nie do ustalenia, w sobotniej
sukience idzie ulicą, szminka tonie w strugach
wilgotnego wiatru. Asfalt jest miękki, dotyka
warg, piersi i płonie pościel, oczy wędrują
wzdłuż nóg. Szorstki dym przecina skórę i śluz,
paznokcie dławią się szeptem, błyszczą policzki i
palce, ogłuszone, poprawiają niedopięty guzik (zapięcie
torebki?). Pieką spojówki, głowa, odchylona, notuje rytm,
kolor i krój bluzki. Teraz i za tydzień, oczywiście, nie do
ustalenia

(Marcin Sendecki)

Mogłabym tak długo. Im jestem starsza, tym mniej mi się podoba rzeczy w życiu a tym więcej w poezji. To pewnie jakaś prawidłowość. Nic w tym oryginalnego.

Załączam Wam rysunki dzieci z Teatru dziecięcego „W co się bawić”. Narysowały mnie jako Klarę Zachanasian w telewizyjnej Wizycie Starszej pani Dürenmatta. Napisały też… TAK BARDZO CHCIELIBYŚMY BYĆ SŁAWNI JAK PANI… Wzruszyłam się.

Dobrego dnia i dziękuję.

02
Listopad
2002
09:11

Bohdana i Bożydara - wszystkiego dobrego

2 listopada 2002, sobota, 09:11

Bohdana, Bożydara, Tobiasza – Wszystkiego dobrego.

Dzień Zaduszny.

Ten dzień poświęcony jest duszom cierpiącym po śmierci, wspomnieniom i modlitwom za nie. Zwyczaj ten jest tak stary jak ludzkość. We wstępie do „Dziadów” Adam Mickiewicz tak pisze o tym zwyczaju: „Jest to nazwisko uroczystości, obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków. Uroczystość ta początkiem swoim sięga czasów pogańskich i zwała się niegdyś uczta kozła, na której przewodniczył Koźlarz, Huslar, Guślarz, razem kapłan i poeta (gęślarz). W teraźniejszych czasach, ponieważ światłe duchowieństwo i właściciele usiłowali wykorzenić ów zwyczaj połączony z zabobonami, praktykami i zbytkiem częstokroć nagannym, pospólstwo święci Dziady tajemnie w kaplicach lub pustych domach niedaleko cmentarza. Zastawia się tam niepospolicie uczta z rozmaitego jadła, trunków, owoców i wywołują dusze nieboszczyków„.

Dawniej z dniem tym związany był zwyczaj uczty wieczornej, urządzanej w domu po powrocie z cmentarza. Gospodarz obchodził chatę trzykrotnie niosąc przed sobą bochenek chleba a gospodyni usadowiona w oknie wypowiadała rytualne – Kto idzie? – Sam Bóg – odpowiadał gospodarz. – Co niesie? – Boski dar.

Po tych formułkach gospodarz wchodził do domu wraz z domownikami i rodziną, odmawiali modlitwę i siadali do stołu. Jeśli podczas takiej wieczerzy łyżka spadła pod stół, wszyscy patrzyli na siebie z lękiem wiedząc, że to duchy, że nie należy jej podnosić, a na upadłą łyżkę kładziono kawałek chleba.

Przed udaniem się na spoczynek jeszcze raz odmawiano modlitwę, gospodynie słały białe obrusy na stołach, kładły chleb, sól, nóż, aby zmarli odwiedzający w tę noc domy nie odeszli głodni. Drugim sposobem „karmienia dusz” był ogień. Początkowo zapalano go na rozstajach dróg, potem przy cmentarzach i na cmentarzach, stąd zostały dzisiejsze świeczki i znicze na mogiłach. Ale wiecznym symbolem tych świąt było karmienie i obdarowywanie ubogich i żebraków.

Wczoraj z Jędrkiem kwestowaliśmy na cmentarzu ewangelicko-augsburgskim przy Młynarskiej. Wprawdzie Jędrek mówi, że KWESTIONOWAŁ, i tłumaczymy mu ciągle różnicę między tymi dwoma słowami, ale było naprawdę świetnie. Ludzie nadzwyczajni – mimo że nie mają pieniędzy, chętnie ofiarowują choćby złotówkę, z uśmiechem i wdzięcznością. Była to bardzo miła chwila. Jędrek szczęśliwy, już nie może się doczekać następnego roku i podobnego „kwestionowania”.

Wspominam dziś wielu nieżyjących, tych, których albo bardzo, bardzo kochałam, albo podziwiałam, albo doświadczyłam dzięki nim wzruszeń, zrozumiałam coś, wspominam też takich, których nie znałam, ale dzięki nim moje życie stało się lepsze, bogatsze, bardziej interesujące. Wspominam także wszystkich tych, którzy umarli za ten kraj, w rozmaity sposób i w różnych okresach historii, dziękuję im. Zróbcie to i Wy. Chciałabym dziś zagrać Steinberg… Życie tutaj na ziemi to tylko mała chwila, i pomyśleć, że jest tak wielu, którzy nie chcą żyć, nie widzą w tym sensu, albo się nudzą.

Dobrego dnia.

01
Listopad
2002
07:36

Seweryna i Wiktoryny - wszystkiego dobrego

1 listopada 2002, piątek, 07:36

Wszystkich świętych

Świętych obcowanie oznacza jedność wszystkich, którzy należeli, należą i będą należeć do Królestwa Bożego zarówno w Kościele wojującym na ziemi, cierpiącym w czyśćcu, jak i triumfującym w niebie. Świętych obcowanie oznacza również, że my, żyjący ma ziemi (Kościół wojujący), możemy wstawić się u Boga za żywych, za tych zmarłych, którzy znaleźli się w Kościele cierpiącym, w czyśćcu. Ten Kościół sam sobie pomóc nie może; wraz ze śmiercią ustaje sposobność zasługi…. „bo kiedy czas stanie, skończy się działanie…”. Ale może prosić Boga za nas, którzy też potrzebujemy wsparcia. Wreszcie Kościół triumfujący, wszyscy święci w niebie, dostąpiwszy wiecznej szczęśliwości oglądania Stwórcy, oręduje za nami żyjącymi i za naszymi braćmi w czyśćcu.

Na rozpamiętywanie „świętych obcowania” Kościół przeznacza dwa dni: 1 listopada – Wszystkich Świętych, jako pamiątkę Kościoła triumfującego, i 2 listopada – Dzień Zaduszny, poświęcony Kościołowi cierpiącemu.

Tradycja tych świąt zaczyna się już w III wieku. Papież Grzegorz III ustanawia ją ostatecznie na 1 listopada i poświęca na dzień pamięci i uczczenie nie tylko męczenników, ale i wszystkich świętych Kościoła katolickiego a na prośbę cesarza Ludwika Pobożnego rozszerzył to święto na cały Kościół.

W dawnej Polsce wierzono, że świętość trzeba wymodlić. Szczególną w tej sprawie rolę przypisywano żebrakom. Uważano, że ich modlitwy są bardzo skuteczne. Starzy, którzy opuścili swoje domy, aby dokonać żywota na wędrówce w stałym kontakcie z zaświatami, wzbudzali szacunek. Przyjmowano ich na nocleg, dawano jałmużnę, słuchano rad, pouczeń, nowin ze świata. Kupowano za ich pośrednictwem dewocjonalia i powierzano ich pieczy święcenie ich. We dwa dni pierwsze listopada żebracy tłumnie zasiadali przed kościołami, chętnie widziano ich na pogrzebach, przy grobach, wierzono bowiem, że utrzymują stały kontakt ze zmarłymi. Za swój trud otrzymywali specjalny pieczony dla nich chleb. Gospodynie piekły na ten dzień małe chleby zmarłych, zwane „powałkami”, „peretyczkami”. Miały one podłużny kształt, były ozdobione krzyżem pośrodku z ornamentami na krawędziach. Musiały być pieczone dzień, dwa wcześniej, gdyż w Święto Zmarłych, podobnie jak w Wielki Czwartek i wszystkie inne dni, kiedy dusze przodków wracały do swych domów, nie wolno było rozpalać ognia w piecu – ulubionym miejscu przebywania duchów. Uważano, że kto tego dnia chleb piecze, może spalić dom. Chleb umarłych noszono także księdzu. Ksiądz odmawiał nad nim modlitwę za zmarłych, a później rozdawał ubogim. Zwyczaj kazał też, aby za każdego zmarłego w rodzinie upiec jeden chleb. Kobiety, które nosiły w sercu żal za zmarłym dzieckiem, czy dziećmi, piekły wiele chlebów i rozdawały żebrakom pod kościołami, wierząc, że za każdą bułkę zostanie odmówiona w podzięce modlitwa w intencji zmarłego. Pamiętano też o „duszach pustych”, o których nikt z krewnych już nie myślał. I za nich ofiarowywano chleby.

Wieczorem, rodzina gromadziła się w domu przy stole na modlitwę wspólną ze zmarłymi i wspominanie. Wierzono, że tego wieczora i nocy odwiedzają oni dom i rodzinę. Siedziano w zimnym domu, nie palono bowiem w piecach, rozmawiano, i bano się wychodzić na zewnątrz.

Dziś, po wizycie na cmentarzu zorganizowałam, jak co roku, duży obiad rodzinny, zgodnie z tradycją. Będziemy wspominać.

Podaję Wam przepis na ROGALE Z MARMOLADĄ pieczone w naszej rodzinie na Wszystkich Świętych.

  • 1 litr mleka
  • 2 kilogramy mąki
  • 3 jajka
  • 8 dkg drożdży
  • 2 cukry waniliowe
  • 1/2 kilograma cukru
  • 1/4 kilograma mleka w proszku
  • 1/2 kostki masła
  • 12 dkg smalcu

3/4 kg marmolady lub konfitur o stałej konsystencji. (Najlepiej różanej, z rajskich jabłuszek, ale może być każda według gustu. Mężczyźni – według doświadczeń rodzinnych – wolą z pomarańczy, cytryn lub gejfrutów, gorzkawe ze skórkami, a w każdym razie konfitury żółte a nie czerwone, nikt nie wie dlaczego. Ale najlepiej wychodzą z taką zwykłą marmoladą ze sklepu, taką, co to ją można kroić nożem.) Wszystko razem wygnieść jak na kluski lub pierożki, zostawić na godzinę do wyrośnięcia. Potem na stolnicy rozwałkować grubiej, kroić w 10 centymetrowe pasy, pasy w kwadraty, kwadraty w trójkąty, pośrodku każdego trójkąta położyć trochę konfitur i zwinąć, zagiąć w rogalik, pędzelkiem pomalować na wierzchu białkiem, posypać grubym cukrem i piec na blachach wysypanych mąką lub oblanych odrobiną oliwy. (Niektóre panie w rodzinie moczą trochę wodą i posypują cukrem, nie używają białka, niektóre pieką na blachach potartych masłem, ale wszystkie ścigają się, która zrobi mniejsze. A to zależy też od konsystencji marmolady.) Najsmaczniejsze są gorące, a potem dopiero drugiego, trzeciego dnia.

Dobrego dnia.

31
Październik
2002
07:57

Urbana i Augusta - wszystkiego dobrego

31 października 2002, czwartek, 07:57

Alfonsa, Augusta, Saturnina, Urbana – Wszystkiego dobrego.

PSYCHOLOGICZNA KONCEPCJA WARTOŚCI, WEDLE KTÓREJ MAJĄ BYĆ ONE CZYMŚ PSYCHICZNYM, A DOKŁADNIEJ, ŚWIADOMOŚCIOWYM, DZISIAJ NIE JEST JUŻ AKTUALNA, CHOCIAŻ PRZEZ DŁUGI CZAS PRZEWAŻAŁA. (Roman Ingarden)

Wartości mające być czymś psychicznym to takie, które „tkwią” w naszych przekonaniach. Postępujemy wedle nich, bo uznajemy je za słuszne. Wartości, które uważamy za obce, nigdy nie staną się dla nas cenne.

Teraz tylko trzeba się postarać, aby wartości tkwiące w naszych przekonaniach były wspaniałe. Bo obce, które teoretycznie mogą być lepsze, nie mają u nas żadnych szans.

Dziś SKORPION.

Bojowa natura. Lubi trudności życiowe. Jest odkrywcą tajemnic i likwiduje niepotrzebne bariery, dąży do ujawniania prawdy i rozwiązywania istniejących trudności. Nie uznaje połowy prawdy i połowy dobroci, wymaga jasnego stanowiska we wszystkich sprawach. Potrafi sprawom, którym się ofiarowuje, poświęcić wiele czasu i energii, nieograniczenie wiele. Ma opanowane nerwy, co pozwala mu działać celowo i rozsądnie w najtrudniejszych sytuacjach i warunkach. Jest zdolny w momentach zagrożeń do ratowania innym życia, zdrowia i wiele ryzykować nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach. Dzięki intuicji i zdolności wnioskowania odkrywa prawdę nawet wśród zatartych śladów. Jest predestynowany do usuwania błędów, kłamstwa, chorób, zła, ponieważ ceni możliwości rozwoju i zdecydowanie działa.

PRZESTROGI DLA SKORPIONA

  • Nie potrafisz a może nawet nie potrzebujesz odpoczywać.
  • Spokój oznacza dla ciebie śmierć, dlatego nie szukasz go w sobie i niszczysz go w otoczeniu ciętym słowem, manipulacją, a nierzadko agresywną postawą.
  • Na wszelki wypadek wolisz patrzeć czarno niż biało i powątpiewać w to, co ludzie otwarcie robią lub mówią, dlatego trudno ciebie zadowolić i jeszcze trudniej być twoim przyjacielem.
  • Linia podziału na świat twój i obcy przebiega zgodnie z kolorem twojej sympatii i antypatii – jesteś z jednej strony dozgonnym przyjacielem, z drugiej – nieugiętym przeciwnikiem.
  • Trudno ci uwierzyć, że dookoła ciebie żyją ludzie prostolinijni (uważasz ich za mięczaków), szczerzy (według ciebie są naiwni), dobrzy (to pozory).
  • Ktokolwiek potraktował ciebie źle lub próbował zaatakować, zostaje wykreślony z grona osób godnych kontaktu.
  • Nie znosisz w drugim człowieku słabości (także w sobie), dlatego cudze łzy raczej ciebie złoszczą niż wzruszają.
  • Słabszego poniżysz jeszcze bardziej, z respektem odniesiesz się do silniejszego lub przebiegłego.
  • Podchody, podstęp, podejrzliwość i manipulacja są dobre w służbach wywiadowczych, a między ludźmi niezbędne jest zaufanie, życzliwość i wyrozumiałość.
  • Jeśli lubisz mocne emocje, walkę i stres, wyżywaj się raczej w pracy, sporcie czy seksie, ale nie nadużywaj ludzkiej cierpliwości, tolerancji i wrażliwości.
  • W leczeniu i załatwianiu codziennych spraw preferujesz metodę chirurgicznego cięcia.

CHARAKTER SKORPIONA

Typ waleczny. Manipulant, terrorysta, gwałciciel, przestępca, mafioso, kat, sadysta, robotnik podziemny. Detektyw, kaskader, szaman, uzdrowiciel, magik, prestigitator, iluzjonista, hipnotyzer, różdżkarz, grabarz, eksperymentator, kontroler, inspektor. Chirurg, bojownik idei, bohater, odkrywca tajemnic.

AFORYZMY DLA SKORPIONA.

  • Pasja jest przewodnikiem do największych tajemnic.
  • Otwarty człowiek nie zatrudnia stróża.
  • Śmierć nie pokonałaby maratończyka, gdyby nie krzyknął „zwyciężyliśmy”.
  • Inaczej umiera zgarbiony, inaczej ten, który pełną piersią oddycha.
  • Każdy chowa wiedźmę pod skórą, ale nie każdy oddaje w jej ręce miotłę.
  • Ciernie kłują zachłannych.
  • Na śmietnik wyrzucamy czasem nie tylko zbędne przedmioty, ale i zbędnych ludzi.

Pozdrawiam Skorpiony. To wasz miesiąc, dajcie innym trochę „żyć”. Moja wnuczka to skorpionek. Uwielbiam ją.

Wczoraj wieczorem widziałam przedpremierowy spektakl „Dowcipu” Margaret Edson. Tekstu teatralnego, który ma nagrodę Pulitzera. Zrobiono to w Teatrze Studio, w reżyserii Magdaleny Łazarkiewicz, z Teresą Budzisz-Krzyżanowską w roli głównej – tej roli, którą w filmie według tego tekstu, gra Emma Thompson – pisałam o filmie i o tej roli niedawno. Kobieta filolog literatury angielskiej, specjalistka od siedemnastowiecznej literatury i poezji, umiera na raka. Najwyższy przykład ludzkiej wrażliwości, mądrości, wyrafinowania i inteligencji, człowieczeństwa, zderzony z bezduszną machiną medycyny, nauki. Człowiek, a raczej byt HUMAIN i jego cierpienie, traktowany jak przedmiot i obiekt obserwacji, eksperyment naukowy. Wielki tekst, nieprawdopodobnie trudna rola. Wielkie poświęcenie i odwaga aktorki, która decyduje się to grać. W Polsce specjalnie to trudne. Polacy, polska publiczność nie jest ani chętna, ani przygotowana, ani docenia tego rodzaju przedsięwzięcia. Nie rozumie, nie chce zrozumieć i najczęściej siedzi, oglądając takie trudne tematy, zniecierpliwiona. Jest wiele tekstów teatralnych na świecie, których nigdy nie odważyłabym się zaproponować teraz tutaj, nie znalazłyby moim zdaniem odbiorców, a w każdym razie niewielu, nie doceniono by wagi problemu i jakości spraw, i tekstu, a jeśli, to niewielu. Taki czas, taki kraj, taka publiczność. Publiczność „głodna”, publiczność, która ma podstawowe problemy z przetrwaniem, kłopoty, zmęczona codziennością i prawdą. Szuka w teatrze zapomnienia, rozrywki i śmiechu, lub łatwych łez, a chętnie skandalu, zaczepki, ale nie tej intelektualnej, tylko prostszej, na poziomie emocji. Myślę, że na przykład „Kopenhaga” – tekst, który święci triumfy na świecie w społeczeństwach „sytych i znudzonych” – jest tutaj dziś jakby nie na miejscu. Zrobiono ten tekst na Wybrzeżu. O ile wiem, ma problemy z odbiorem. Oj, trudne to sprawy, gorzkie rozważania, być może zbyt daleko idące wnioski. A może po prostu chodzi o to, że i w „Dowcipie”, i „Kopenhadze” historia traktuje o dorosłych, starszych ludziach, chodzi o inny poziom rozmowy. A z drugiej strony, kogo interesuje, że umiera starszy człowiek? Na raka? Moja Mała Steinberg jest chytrze pomyślana i dużo bardziej sentymentalna, łatwiejsza, wzruszająca w zapisie. A przede wszystkim zabawna, jako charakter zapisany przez autora, no i dziecko. Ja mam prosto.

Tym bardziej jestem z Teresą i wszystkimi aktorami, którzy podjęli się trudu. Tym bardziej jestem sercem z nimi w dniu premiery i dalej. Wszystkiego dobrego. Mądrych, spokojnych widzów.

Mamy nowego członka rodziny. Przyszła, aby dotrzymać towarzystwa i pocieszyć Ritę zrozpaczoną po odejściu Grety. Rita schudła, posmutniała, przestała jeść i prawie wychodzić ze swojego „pokoju” przy garażu. Ofiarowaliśmy jej „dziecko”. Ma na imię Jagódka, urodziła się niedawno u naszych znajomych, jest kundlem, skrzyżowaniem kilku ras, a głównie dwóch: nowofundlandki i owczarka niemieckiego. Zobaczymy, co z niej wyrośnie, na razie jest rozkoszna i Ritę drażni i męczy, Oskara wkurza, koty zdumiewa, mamę zachwyca, ale głównie wypatruje zabawy z dziećmi, a dzieci wstają pobawić się z nią nawet w nocy. Męża nie ma, więc nie może zająć stanowiska wobec niej. Jest absolutnie rozkoszna.

Dobrego dnia. Dziś Dzień Duchów. Jędrek poszedł do szkoły przebrany za czarodzieja-kowboja, bo nie mógł się zdecydować.

30
Październik
2002
07:53

Zenobii i Przemysława - wszystkiego dobrego

30 października 2002, środa, 07:53

Zenobii, Edmunda, Przemysława – Wszystkiego dobrego.

Zenia i Mundek – to byłoby dobrane małżeństwo.

ABY W SWOJEJ DECYZJI, W SWOIM WYPŁYWAJĄCYM Z NIEJ DZIAŁANIU BYĆ „NIEZALEŻNĄ” OD OTOCZENIA, OSOBA MUSI PRZEDE WSZYSTKIM MIEĆ W SOBIE CENTRUM DZIAŁANIA. (Roman Ingarden)

Sensem paremii (przysłowia, sentencji, maksymy) jest nacisk na aksjologiczne centrum osobowe, czyli zdolność indywidualną człowieka do samodzielnego wyboru własnej hierarchii wartości. Owo „centrum aksjologiczne” (sumienie) – stanowi moc wewnętrzną. W przeciwnym razie – człowiek wyrzeka się swojej własnej tożsamości. Rozum działa za pomocą woli, która motywuje rozsądnego człowieka do czynu.

A jeśli nie mamy do czynienia z „rozsądnym”, jeśli mamy do czynienia z bandytą, absolutnie zdolnym do wyboru własnej hierarchii wartości? Do samodzielnego wyboru? Tyle, że w odwrotną do naszej stronę? Co wtedy? A jeśli mamy do czynienia z terrorystą? Z określonym do granic możliwości „centrum aksjologicznym”. Tyle że jego aksjologia jest zupełnie inna od ogólnie przez nas przyjętej?

(Ktoś nasikał na grób mojego ojca. Jest z piaskowca. Plama została. Co sobie myślał jak to robił? Że nie lubi tego pomnika, bo jest za okazały? Za duży? Za nowy? Za biały? Zwraca na siebie uwagę? Co jest z jego „centrum aksjologicznym”?)

Wróciłam z „Trasy” Lublin, Kielce, i kłębią mi się myśli. Plączą. Miło gmatwają się, powoli uspokajane codziennością.

Jechałam i myślałam nad samą sobą, moim życiem, a gnały mnie potworne wiatry.

Jechałam i czytałam Szekspira. (Nie znoszę tłumaczeń Urlicha)

Jechałam i grałam moją ulubioną Małą.

Grałam i myślałam.

Nic nie wymyśliłam nowego. Ale to myślenie i ten spokój, ta przerwa w warszawskim zamieszaniu bardzo mi była potrzebna.

Nie macie pojęcia, ile się może stać w głowie choćby podczas godzinnego spaceru w wietrze.

I nawet, jeśli ustanie wiatr, ofiarujcie sobie samotny spacer. Zobaczycie. Załóżcie coś na głowę, weźcie ciepłą kurtkę, parasol i sobie idźcie, i myślcie. Co to za luksus. I urlop od codzienności.

Wysyłam Wam nieba nad Polską, zdjęcia zrobione z samochodu w tę wietrzną pogodę. Oddają absolutnie stan duszy.

28
Październik
2002
07:54

Szymona i Tadeusza - wszystkiego dobrego

28 października 2002, poniedziałek, 07:54

Szymona Tadeusza, Wszeciecha – Wszystkiego dobrego.

ISTNIEJĄ TEGO RODZAJU IDEALNE WARTOŚCI, KTÓRE DOPIERO DOPUSZCZAJĄ KONKRETYZACJĘ W INDYWIDUALNYM PRZYPADKU. (Roman Ingarden)

Aksjologia, czyli nauka o wartościach (o tym, co jest cenne w postępowaniu, jakiego wyboru warto dokonać; dział etyki) kieruje się ku konkretom. Nie ma definicji wartości. Są jedynie one same. Nie ma sensu ich opisywać w formie generalnych ocen, jeśli umykają przy konkretnej sytuacji.

No i dlatego, że są nie zapisane, nie zdefiniowane, posługujemy się Dekalogiem. Bo co mamy robić?

Wichura szaleje tak, że depresja pewna. Moi synowie usłyszeli dziś w telewizji radę, aby dzieci, jeśli to możliwe, nie posyłać do szkół, zostawić je w domach, i natychmiast chcieli z tego skorzystać, z trudem ich przekonałam, że dotyczy to raczej dzieci, które muszą chodzić do szkoły daleko, a nie jak oni na sąsiednią ulicę, i na przykład brzegiem szosy, i że takich dzieci jest w Polsce bardzo dużo… Usłyszałam w odpowiedzi, że robię się nie do wytrzymania.

Wczoraj w drodze do Wrocławia przeczytałam kilka nowych tekstów teatralnych, po każdym byłam gotowa skakać z samochodu na szosę w desperacji, taka jest ta nowa dramaturgia, lepiej się zabić płaską deską nie czytając, wywołuje taki stan poczucia beznadziejności i bezsensu, że takiej dawki nie przyjąłby żaden wrażliwy bezkarnie. I pomyśleć, że ma sobie to zafundować za pieniądze! No, ale może warto zapłacić za to, żeby się dowiedzieć w teatrze, że inni mają gorzej, albo podobnie, i mieć poczucie, że się obcuje ze sztuką. Pierwszą sztukę przeczytałam do końca, drugą prawie do końca, trzeci tekst do połowy, dwa następne odłożyłam po dwóch pierwszych scenach i chciało mi się płakać albo zjeść coś słodkiego i to natychmiast. Moja córka ma próby sztuki, w której bohaterka (i to ma grać Marysia) chce popełnić samobójstwo i szuka w internecie partnera do tego. Nie muszę chyba pisać, że go znajduje. Koniec. Czytać to trudno, grać koszmarnie, a jeszcze do tego fundujesz sobie pasmo depresji na zamówienie, bo mimo przekonywań wielu aktorów, nie da się całkowicie oddzielić prywatnego życia od tego, co się gra. Oglądać to? No, są podobno amatorzy takiej twórczości, która teraz w absolutnym nadmiarze…. A miłość, a cisza, a myśl spokojna, inteligencja i harmonia? Bo można wszystko powiedzieć o tej literaturze, tylko nie to, że to jest z nurtu mądrej, inteligenckiej dysputy ze światem i sobą samym. Z myślą. Instynktowne, zaszczute, depresyjne zwierzątka. Na to są pastylki, inni jeszcze bardziej nieszczęśliwi, którym można pomóc, i dzięki temu czymś się zająć i nie mieć czasu na takie weltszmerce, można skopać kawał ziemi, to przynosi ulgę, a w ogóle od tego są lekarze.

Zobaczcie, co w książeczce Agnieszki Osieckiej pod datą 28 października – Tadeusza!

No, można i tak. Ja też bym się dzisiaj napiła na ten wiatr i dramaturgię współczesną powstałą w sytych demokratycznych społeczeństwach.

Dobrego dnia. Jadę do Lublina w ten wiatr.

27
Październik
2002
05:33

Sabiny i Iwony - wszystkiego dobrego

27 października 2002, niedziela, 05:33

Iwony, Sabiny, Wincentego – Wszystkiego dobrego.

ROZUM JEST HISTORYCZNY, TO ZNACZY NIGDY NIE WYCHODZI W PEŁNI NA JAW W SWEJ SAMOWIEDZY. (Hans Georg Gadamer)

Rozum, umysł, kojarzą nam się z pojmowaniem czegoś. Błąd epistemologiczny (epistemologia – dział filozofii zajmujący się analizą procesów poznawczych prowadzących do zdobywania wiedzy, a zwłaszcza istotą i strukturą poznania; teoria poznania) tkwi w samym niedostosowaniu się do realności. Świadomość bytu nie jest „kompatybilna” z nim samym, tzn. nie jest do niego dostosowana, zgodna (np. wyobraźnia, marzenie a realność). Powstaje więc inna rzeczywistość, intencjonalna, mentalna, o której przeświadczeni jesteśmy, iż jest jedyną prawdziwą.

I Bogu dzięki! I to jest właśnie takie piękne. I to czyni życie człowieka tak nadzwyczajnym.

Jadę do Wrocławia zagrać dwa razy Kto się boi Virginii Woolf i nocą wrócić. To będzie ciężki dzień.

To odznaczenie, co wczoraj dostałam, co to nie dosłyszałam przez telefon, co to będzie, to Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, i jestem z tego bardzo dumna. Jest na nim napisane POLONIA RESTITUTA. Bardzo ładny z wyglądu.

Przeżyłam jakoś wczorajszy koncert, mimo że w pewnym momencie chciałam po prostu powiedzieć: „Uwaga mdleję!” i zemdleć. Jednak transmisja na żywo robi piorunujące wrażenie na transmitowanych, wszyscy w kulisach umierali, pan Michnikowski nawet potrzymał się na moment mojej ręki, która nie była żadnym oparciem ani pomocą, bo należała do prawdziwie przerażonego i drżącego ciała. O interpretacji ani śpiewaniu nie ma mowy, to walka o życie.

Jestem załamana tym gazem, który wpuścili do teatru w Moskwie. Naprawdę nie ma gazów usypiających, paraliżujących, mniej szkodliwych dla zdrowia? Tylko są one od razu śmiertelne? To straszne. I nie ma bezzapachowych? Powiedzieli, że ponieważ było czuć ten gaz, dlatego musiał on być silny. Koszmar. Ludzie umierają dlatego teraz w szpitalach. Co za bzdura! To straszne. I co z tego, że ich stamtąd wywieźli, kiedy oni teraz kolejno umierają, a lista ofiar zwiększa się z godziny na godzinę? Koszmar. (Na marginesie, jakie ładne i młode te terrorystki. Koszmar)

Dobrego dnia wyborów samorządowych. Głosujcie mądrze. Błagam.

Poniedziałek – Lublin, wtorek – Kielce i Mała Steinberg.

26
Październik
2002
07:54

Lucjana i Ewarysta - wszystkiego dobrego

26 października 2002, sobota, 07:54

Bonawentury, Damiana, Ewarysta, Lutosława, Łucjana – Wszystkiego dobrego.

ROZUMIEMY COŚ TYLKO WTEDY, GDY TO NASZE ROZUMIENIE DA SIĘ ZAKOMUNIKOWAĆ INNYM. (Hans Georg Gadamer)

Rozumienie rodzi się dzięki komunikacji między ludźmi. To, co da się nazwać, da się też objąć rozumem. Werbalizacja pomaga w tworzeniu wspólnoty.

Tak, tylko wielu jest takich, którzy rozumieją a nie mają zamiaru tego nikomu komunikować, a jeszcze więcej takich, którzy nie chcą dowiedzieć się tego, co inni, którzy rozumieją, mają im do zakomunikowania. Oj losie!

Wczoraj zapisałam tekst piosenki napisanej przez Wojtka Młynarskiego, i cały dzień miałam wyrzuty sumienia, że nie napisałam Wam, że to geniusz. Tak często nie doceniamy i lekceważymy żyjących wśród nas, nie umiemy spojrzeć na ich znaczenie i to, co robią, z szerszej perspektywy, z perspektywy czasu. Wojtek jest geniuszem, w swojej dziedzinie, i nawet jeśli jest się z nim na ty, to powinno się mieć tego świadomość. Wczoraj go spotkałam, opowiedział mi kilka żartów, żaden nie nadaje się do zacytowania na tej stronie, ponieważ narusza dobre imię grup zawodowych, społecznych czy mniejszości seksualnych, nieważne, zapytał potem: – Co robisz, grasz, co? Pracujesz, nad czym? Wyjeżdżasz? Spotkania z samą sobą….?

SPOTKANIA Z SAMĄ SOBĄ! Tak, wszystko właściwie co robię to – spotkania z samą sobą. Ta strona to też przede wszystkim jest spotkaniem z samą sobą. Z Wami, ale i ze sobą. Próba zrozumienia, analizy siebie, zapisu siebie, terapii dla siebie samej, sposób na zyskanie świadomości, wiedzy, o sobie i o Was, widzach, ludziach, dla których pracuję, podzielenia się wątpliwościami, troskami, spostrzeżeniami. Konsekwencja zaczarowanego zdania „Masz problem? Czy chcesz o tym porozmawiać?”, które na Zachodzie ma tyle skojarzeń i każdy wie co za nim idzie, a u nas jest tylko pustym zdaniem. Ta strona to dla mnie to właśnie, co idzie za tym zdaniem. Terapia w grupie.

Dziś dostaję jakiś order czy medal, odznaczenie czy coś, nie usłyszałam dobrze przez telefon, jutro Wam napiszę, z okazji 50-lecia Telewizji, a potem koncert w Operze. To ma być w telewizji. Transmisja. Pozdrawiam. Do jutra. A dla Was dobrego dnia. Nie oglądajcie, błagam, mnie wieczorem, bo tak dawno nie śpiewałam „Ogrzej mnie” i tak się boję, że już teraz mi słabo. A może mnie wytną, bo będzie tak niedobrze? Oj Boże, co to za zawód, co dzień nerwy jak przed maturą. Nie oglądajcie, ale trzymajcie kciuki.

Jutro wybory. Idźcie i głosujcie mądrze. Kobiety, a może by tak na kobiety? No w każdym razie przyjrzyjcie się im z większą czułością. Jak trzeba posprzątać to zawsze się woła babę.

Dobrego dnia.

Zdjęcia pod tytułem „Spotkanie z samą sobą”. Taki żarcik. A dlaczego pani taka nabzdyczona i smutna? (to do siebie samej).

25
Październik
2002
08:10

Kryspina i Ingi - wszystkiego dobrego

25 października 2002, piątek, 08:10

Darii, Ingi, Kryspina, Sambora – wszystkiego dobrego.

W TOKU MIĘDZYLUDZKIEJ KOMUNIKACJI WYCHODZI NA JAW SENS ŚWIATA. (Hans Georg Gadamer)

Jedynie człowiek zdolny jest do myślenia i może wybierać w każdej sytuacji. Kiedy pozbawia się go możliwości kierowania się rozumem, wówczas się go zniewala. Jest to krzywda moralna, ponieważ nikt nie powinien narzucać przemocą drugiemu swej woli. Jest cechą człowieka, iż tworzy priorytety, które stara się przekazać w formie jedynych słusznych racji.

Dedykuję tę myśl filozofa Polskiej Telewizji w przeddzień jej 50-lecia. Telewizja w jakimś sensie zniewala, należy więc zastanowić się nad priorytetami, jakie wybiera.

Uważam, że ludzie mądrzy, kulturalni, myślący, inteligencja, powinni się zjednoczyć lub wyraźnie reagować protestem, niezgodą, na chamstwo, wulgarność i dyktaturę prostactwa, a nie chować się w swoje skorupki, grupki, wycofywać, narzekać pod nosem. Odzywać się głośno i protestować, w sklepach, miejscach publicznych, na ulicach. Choćby Platforma Obywatelska, jako partia z założenia inteligencka, powinna wreszcie wziąć oddech i przemówić, jeśli nie umie w dużych sprawach, to przynajmniej w takiej.

Wczoraj robiłam zakupy w dużym supermarkecie w centrum Warszawy. Przechodziłam kilkakrotnie obok dwóch młodych sprzedawczyń, które wcale się nie krępując opowiadały sobie coś z własnego życia używając takich zwrotów i słów, sformułowań tak drastycznych, przy wszystkich klientach, że zdumiona, szczególnie że były w opowieści szczegóły i intymności, najpierw zwróciłam im uwagę, a kiedy się zaśmiały i kontynuowały, poszłam do kierownika sklepu. Sklep był duży, kierownik był daleko od miejsca zajścia, nie umiałam wytłumaczyć jak wyglądały, jak się nazywają (podobno miały na piersi plakietki z nazwiskami, nie zauważyłam). Rozłożył ręce i powiedział mi: – Co ja mogę? Teraz wszyscy tacy. A wie pani, co my to mamy z chamskimi klientami? A ta młodzież to już dzisiaj taka jest. A tu pracuje dużo młodzieży. Nic na to ani pani, ani ja nie możemy poradzić. Takie czasy. To samo jest i w telewizji, i wszędzie, to dlaczego mają się zachowywać inaczej. Przynajmniej krzeseł do siedzenia im nie pozwoliłem mieć, bo by nie wstali na widok klienta. No to stoją. A co ja się naupominam o uśmiech, o czystość, o mycie rąk w ubikacjach, o włosy. A….! Machnął ręką i załamany sobie poszedł. Nieprawda, on nie ma racji, nie cała młodzież. I co tu zrobić, żeby nie machać ręką?

Na pociechę wysyłam jesień w Milanówku i księżyc sfotografowany dziś o 8 rano nad moim tarasem. Całą noc, co chwila oglądałam wiadomości z Moskwy. Straszne. Ale ja nie rozumiem? Ci ludzi poszli do teatru? I ich tam zamknięto i wzięto do niewoli jako zakładników? Jak to było na początku?…. O Boże, co za świat!

Dobrego dnia.


Ta sama jesień, w tym samym miejscu, tylko słońce wyszło


To samo, tylko ze słońcem

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.