Sylwestra i Sebastiana - wszystkiego dobrego
31 grudnia 2002, wtorek, 18:38
Katarzyny, Melanii, Mariusza, Sylwestra – wszystkiego dobrego.
TYLKO NAUKA JEST W STANIE PRZEZWYCIĘŻYĆ NĘDZĘ, POCHODZĄCĄ WŁAŚNIE Z NAUKI. (Edmund Husserl)
W imię czasu nie wolno nam rezygnować z wieczności. Błędów naukowych nie wolno powtarzać po poprzednich pokoleniach. Proces szukania pozytywnych rozwiązań trwać będzie nieprzerwanie. (Marek Niechwiej)
No, miejmy nadzieję. Nasz dzisiejszy filozof, Husserl, umarł w 1938 roku. Wciąż powtarzane są błędy naukowe takie, jakie robiono w poprzednich pokoleniach. Rozwoju nauki i ciekawości człowieka nie powstrzyma nic. Dynamit, bomba atomowa, antybiotyk….
Wszystko to miało i pozytywne, i negatywne strony. Nauka to nie tylko poszukiwanie pozytywnych rozwiązań. Wczoraj urodził się podobno pierwszy na ziemi KLON. Dziewczynka. Naukowcy powiedzieli nam jednocześnie, że dalszego klonowania nie powstrzyma nikt. Czy jest także pozytywna strona w tym epokowym niewątpliwie wydarzeniu? Może jest. Nie wiem.
Proszę Państwa! Moi Drodzy Przyjaciele! Przyjaciele i Goście tej strony, czyli moi! Składam Wam wszystkim najserdeczniejsze, najgorętsze, najlepsze z możliwych i niemożliwych do spełnienia życzeń.
Rok, który będzie miał numer 2003, na pewno będzie lepszy. Wierzę w to. Nie cierpię powtarzających się liczb i to 2 i 2 zawsze było podejrzane, no a ten klozet w środku? Ale trudno, z tym musimy się pogodzić, bo to jeszcze siedem lat będziemy z tym 00, symbolem gówna, albo ulgi, albo intymności, albo izolacji, albo jeszcze gorzej, dwoma zerami następującymi po sobie.
A teraz napiszę Wam prognozę dla Was na ten rok….
Dobrej zabawy. Ja idę się bawić lekko przyprawiona smutkiem Arkadiny.
Eugeniusza i Sabiny - wszystkiego dobrego
30 grudnia 2002, poniedziałek, 15:35
Irminy, Eugeniusza, Marcelego, Seweryna, Egwina – wszystkiego dobrego.
POGLĄDY JEDNOSTEK LUDZKICH, ICH ZAŁOŻENIA, MOGĄ BYĆ WZGLĘDNE I ZMIENNE, JEDNAŻE WARTOŚCI POZOSTAJĄ WIECZNE. (Edmund Husserl)
Aksjologia, czyli teoria wartości (preferencje, kategorie wartości, ich wybór) składa się z mnóstwa subiektywnych systemów. Np. nie możemy uznać kategorycznie (jak w naukach ścisłych) samobójstwa za grzech, ponieważ w pewnych systemach wartości (pozachrześcijańskich) bywa ono niepotępione. Zawsze natomiast będziemy kochali i współczuli. Nigdy nie przestaniemy pragnąć zaspokojenia podstawowych potrzeb i emocji, wpisanych w naszą naturę. (Marek Niechwiej)
Dziś zadzwonił do mnie mój przyjaciel mieszkający na stałe w Niemczech, wierny czytelnik tej strony, i powiedzał: Nie mendź! Strasznie mendzisz ostatnio na strone! Co się z tobą dzieje?
Rzeczywiście mendzę! Przyznaję. Przepraszam. Więcej nie będę. A dodatkowo od wczoraj postanowiłam sobie powiesić nad łóżkiem taki napis, cytat z próbowanej Mewy Czechowa, zresztą, jak ostatnio wszystkie cytaty; Otóż będzie to – CZUJĘ, ŻE POPADAM W RUTYNĘ! Jako przestroga, ostrzeżenie i memento popadania w rutynę jako człowiek, żona, matka, aktorka, kobieta,… itd. itd. Rutyna! Okropne! Strzeżcie się i Wy.
Dobego dnia, całkowicie pozbawionego rutyny we wszystkich sprawach.
Dawida i Tomasza - wszystkiego dobrego
29 grudnia 2002, niedziela, 07:13
Dawida, Dominika, Gerarda, Tomasza – Wszystkiego dobrego.
PRAWA LOGICZNE NIE NALEŻĄ DO SFERY PRAW PSYCHOLOGICZNYCH. (Edmund Husserl)
Prawa logiki nie są subiektywne, dotyczą wszystkiego jednakowo. Z prawdziwych przesłanek wynikną poprawne wnioski, niezależnie od tego, kto i kiedy, w jakich warunkach je przeprowadzi, jeśli tylko zachowa poprawność logiczną. Nie można uzależniać prawdziwości wnioskowania od faktu, czy ktoś potrafi je przeprowadzić. Logika istniała zanim człowiek zdołał ją pojąć swoim własnym umysłem. (Marek Niechwiej)
Poprawność logiczna! Boże! A kto taką posiada?! Logika i kobieta poza tym to jest jakby sprzeczne, to się nawet w większości przypadków wyklucza. No może nie logika, może raczej bezwzględna logika. Bo moim zdaniem istnieje względna i tą ja się posługuję, i jakie to przyjemne. A logika ulegająca uczuciom?! Jakie cudowne! A intuicji?! Jeszcze bardziej fascynujące! Czasem tęsknię do kogoś, najlepiej mężczyzny, który zastosowałby w jakimś momencie poprawną logikę, ale na krótko. A logika w sztuce z kolei? Tak wbrew pozorom sugerującym sprzeczność, bardzo, bardzo tam pożądana a jest rzadkością. Talent, wyobraźnia, intuicja, wiedza, znajomość natury ludzkiej dodana do umiejętności logicznego myślenia, to dopiero siła. Z takich komponentów powstają dzieła. Logika! Och, jak tęsknię do obecności logiki, właśnie w sztuce.
Nie pisałam wczoraj, bo całe dni spędzam w teatrze, a raczej wielkim kłopocie. Dziś też upłynie mi tam cała niedziela. Głównie w garderobie. Dawno nie grałam tak „małej roli” jak ta Arkadina, jeśli chodzi o ilość czasu przebywania na scenie! Może w tym leży mój problem? E, bzdura! Doskonale wiem, gdzie leżą wszelkie problemy. Gdzie jest błąd. O co chodzi. Doskonale. Ale nie mogę pisać. Bo, po co?… Człowiekowi pozbawionemu talentu nie pozostaje nic innego jak oczerniać innych… to zdanie, jedno z moich ulubionych zdań w tej roli i w tym utworze, mówię na scenie jako Arkadina. No, więc zamknij się Krystyno-Arkadino!… Może to ty jesteś głupia i się mylisz. Może zachodzić takie zjawisko i taka możliwość! I oby tak było!
Ach, słuchanie tego Czechowa to prawdziwa rozkosz. Cóż to za autor! Genialny! Genialny! I jaki znawca ludzi! No nic.
Po przyjeździe do domu miły gość. Starszy aktor z jednego z prowincjonalnych teatrów w Polsce. Taka rozmowa, taki żal, taka gorycz. Jakie absurdy. Upokorzenie. Starszy pan głównie ostatnio zmuszany przez młodych reżyserów w swoim teatrze do grania krzesła, szafki, motyla, albo postaci, która porusza się i mówi fazowo… Człowieka i psychologicznej roli nie grałem od lat. Teraz taka moda, taki teatr, tacy reżyserzy… No cóż, upokorzenie, a ja muszę żyć…
Dobrego dnia. A raczej dobrej niedzieli. Szykujcie się powoli do Sylwestra. Zmiany numeru roku. Ten następny będzie rewelacyjny! Tego Wam życzę!
Cezarego i Teofila - wszystkiego dobrego
28 grudnia 2002, sobota, 20:25
Emmy, Teofili, Antoniego, Cezarego, Kaspra – wszystkiego dobrego.
Kochani, nie mogę dzisiaj pisać, bo jestem cały dzień w teatrze i nie wiem kiedy wrócę do domu. A jutro mam tu być znowu od rana.
Miłego wieczoru.
Kosmy i Damiana - wszystkiego dobrego
27 grudnia 2002, piątek, 06:50
Fabioli, Żanety, Jana, Maksyma, Teodora – Wszystkiego dobrego.
NIE MA TAKIEGO STANU DUSZY, NAWET NAJPROSTSZEGO, KTÓRY BY SIĘ WCIĄŻ NIE ZMIENIAŁ. (Henri Bergson)
Zmienność wszystkiego, co istnieje, nawet substancji metafizycznych, duchowych. Ulotność chwili ogarnia jedynie poznanie intuicyjne, subiektywne. (Marek Niechwiej)
I to jest wielkie pocieszenie a także uroda tego życia. Ulotność chwili. Jakie to piękne.
Weźcie sobie to do serca, szczególnie ci porzuceni, niekochani, opuszczeni przed świętami, którzy napisali ostatnio tyle listów i których nagle tak dużo tu na stronie. Ale przyjrzyjcie się temu także ci kochani, szczęśliwi, spokojni.
Dziś nie piszę więcej. ¬le się czuję. Idę na cały dzień na próby do teatru. Wczoraj po południu odwiedziny przyjaciół, jak co roku w drugi dzień świąt. Bardzo miło. Rozmowy, żarty, śmiechy, narzekania, radości, smutki, żale. Trzeba rozmawiać, trzeba sobie opowiadać, dzielić się, to przynosi ulgę. Dużo było o Polsce. Już dawno tyle nie było. Ale to taki czas i taki rok przed nami.
Magda Umer robi w Teatrze Ateneum spektakl, na który czekała i do którego przygotowywała się kilka lat. Spektakl o Wojtku Młynarskim. Spektakl złożony z jego twórczości. W obsadzie same gwiazdy – gwiazd, i sami przyjaciele. Zapowiada się to rewelacyjnie. Premiera w końcu stycznia. Trzymamy kciuki a Wam podaję stronę internetową, która podobno „hula”, pełna informacji i zdjęć z prób, i w ogóle, a będzie coraz bardziej „hulać”, www.eas.art.pl . Powodzenia!!!!!
Dobrego dnia.
Dionizego i Szczepana - wszystkiego dobrego
26 grudnia 2002, czwartek, 10:29
Dionizego, Szczepana – Wszystkiego dobrego.
WSPÓŁODCZUWAMY SAMI ZE SOBĄ. (Henri Bergson)
Uczucie kieruje postępowaniem, ale nie pozbawia go zasadności. Intuicja uświadamia nam samo istnienie. Korelujemy uczucia z procesem poznania. Rzeczywistość jest więc złożona. (Marek Niechwiej)
Dzisiejsze konkluzje filozofów przypomniały mi historię pewnego mojego znajomego, a raczej angielskiego męża mojej przyjaciółki, bardzo miłego, wydawałoby się pozbawionego uczuć gentelmena, który z dnia na dzień, pewnego dnia został zwolniony ze stanowiska bardzo poważnego dyrektora wielkiej firmy. Dla całej rodziny był to wielki cios, moja przyjaciólka wtedy zaczęła kończyc jakieś kursy i przygotowywała się do pójścia do pracy, znaleźli się w trudnej sytuacji finasowej, bo nie spłacone, dom, samochody, pożyczki, szkoły dzieci itd. itd…
Długo wtedy rozmawiałam z moją przyjaciółką przez telefon, i jakież było moje zdziwienie, kiedy ta na końcu wypełnionej łzami rozmowy, pełnej pretensji do męża, życia i losu, inkrustowanej takimi wykrzyknikami jak: brak odpowiedzialności, lekkomyślność i lekceważenie, wyjaśniła mi powód zwolnienia męża, uzasadniony zresztą na piśmie przysłanym przez radę nadzorczą formy. Otóż jej mąż został zwolniony… ponieważ nie kierował się przy podejmowaniu decyzji dobrem firmy a uczuciami. No i to jest nieodpowiedzialność rzeczywiście, przyznaję.
Rozmawiałam potem kiedyś z biednym zwolnionym Georgem, ze dwa lata później, opowiadał łamanym polskim o egzotyce życia z polską kobietą i jak w zwiazku z tym jego życie jest inne od życia wielu jego znajomych. O ile więcej w jego życiu uczuć i emocji. Oszałamiających emocji, jak wynikało z jego oceny. I jak te emocje wpływają na niego samego, jak on sam zmienił się pod wływem tej dominującej „polskości” jego małżonki i krążącej polskiej krwi w żyłach ich dzieci. Jak on inaczej patrzy na świat swoimi angielskimi oczami. Wyznał mi, że marzeniem jego jest napisać o tym książkę i że kiedyś może się do tego zabierze, ale najpierw musi ochłonąć. Musi nabrać dystansu.
Dobrego dnia.
Eugenii i Anastazji - wszystkiego dobrego
25 grudnia 2002, środa, 11:53
Anastazji, Eugenii, Piotra – wszystkiego dobrego.
ISTNIEJE CO NAJMNIEJ JEDNA RZECZYWISTOŚĆ, KTÓRĄ UJMUJEMY OD WEWNĄTRZ INTUICJĄ, NIE ZAŚ POPRZEZ ANALIZĘ. JEST NIĄ NASZA WŁASNA OSOBOWOŚĆ, W PRZEPŁYWANIU PRZEZ CZAS. JEST NIĄ NASZE JA, KTÓRE TRWA. (Henri Bergson)
Odwołanie do intuicji, racji pozarozumowych, irracjonalnych. Trwanie jaźni łączy się z odczuwaniem. Połączenie świadomości z poznaniem zmysłowym. Osobowość jako indywidualna istota psychofizyczna. (Marek Niechwiej)
Ach, jaka ta moja rzeczywistość odczuwana intuicyjnie jest skomplikowana. Jak za nic nie chce się poddać żadnej analizie. Moje ja sprawia mi tyle kłopotów i tyle radości i niespodzianek, szczególnie kiedy gram. Lubię się na szczęście. Zaskakuję siebie sama, szczególnie kiedy staram się grać i rozumieć kogoś innego. Sama się często dziwię, że tak a nie inaczej, moja, nie poddająca się analizie, intuicyjnie znana tylko osobowość, nagle coś rozumie.
Dobrego dnia. Dziś spacery. Dwudziesta nasza rocznica ślubu, i święta, i urodziny męża. Ludzie! Psom, kotom, ptakom jest zimno! Nakarmijcie je czymś ciepłym, włóżcie ocieplacze do ich pomieszczeń, weźcie do domu, zajmijcie się nimi przez moment! Błagam!
Adama i Ewy - wszystkiego dobrego
24 grudnia 2002, wtorek, 08:13
WIGILIA
Adama, Ewy, Eweliny, Irminy – wszystkiego dobrego.
NIE MA ŚWIADOMOŚCI BEZ PAMIĘCI. (Henri Bergson)
Pamięć pozwala nam odtwarzać aktualna rzeczywistość. Dzięki niej wiemy, w jakiej sytuacji i świecie znajdujemy się obecnie. Tworzy to sekwencje zdarzeń. Świadomość określa pewną całość, nie zaś jedynie fragment rzeczywistości. (Marek Niechwiej)
Pamięć lub wiedza, należy dodać. Dobrze byłoby, aby wzięła sobie to do serca młodzież, często na wysokich stanowiskach, często decydująca o naszym życiu. Grając Callas mówię takie zdanie do uczniów, do następców: Wy nie zwracacie uwagi na nic, na żadne szczegóły! Od Was się świat zaczyna! Nowe może się urodzić z protestu przeciwko staremu, ale nie z niewiedzy!
Wiktorii i Sławomiry - wszystkiego dobrego
23 grudnia 2002, poniedziałek, 10:04
Sławomiry, Wiktorii, Iwony, Jana – Wszystkiego najlepszego.
O CZYM NIE MOŻNA MÓWIĆ, O TYM TRZEBA MILCZEĆ. (Ludwig Wittgenstein)
„Brzytwa Oskhama” symbolizuje metodę tzw. ekonomii myślenia (każda myśl niesie korzyść). Potok słów sprawia, iż przestajemy rozumieć ich głębię. Można tu przytoczyć fragment wypowiedzi Kurnbergera, wybitnego humanisty, zajmującego się filozofią języka, a także logiką, którego cytuje również Wittgenstein: ….a wszystko, co się wie, da się powiedzieć w trzech słowach… (Marek Niechwiej)
Zastanawiałam się dziś rano, z wielu powodów poruszając w myślach ten temat, jaki mógłby być dalszy ciąg „Człowieka z marmuru” i „… z żelaza”, gdyby miał być. Mateusz Birkut miałby dziś tyle lat, co Jurek Radziwiłowicz. Miałby pewnie także syna. I ja, jego żona, i synowa pracowałybyśmy w stoczni, albo przynajmniej jedna z nas. Zwolniono by nas wszystkich z pracy, w ramach zwolnień zbiorowych…
Czy Andrzej Wajda dziś miałby zrobić film znów w obronie prostego, szarego, człowieka, robotnika? Przeciw tej władzy? Film w obronie bezrobotnych, przestraszonych, czyli doświadczonych naturalnym biegiem zmian historycznych i ekonomicznych? Ludzi wolnych w wolnym kraju tyle tylko, że przechodzącego niewiarygodną transformację, której tego rodzaju konsekwencje są nieuniknione? Warstwy ludzi, którzy z konieczności, czy raczej w konsekwencji, stali się najbardziej konserwatywną warstwą narodu, robotnicy poPRLowscy i chłopi, zagrożeni w egzystencji.
Stanąć z nimi? W ich obronie? Przeciwko władzy i krajowi, który chce się rozwijać, dążyć naprzód, być nowoczesny, dostatni, demokratyczny, silny? Stanąć po ich stronie z punktu widzenia naszej przyszłości i przyszłości naszych dzieci, to szaleństwo. Można stanąć po stronie ich godności ludzkiej, ale tylko tyle. Udaje, że staje po ich stronie, głupek i awanturnik bez moralności wyższej, Lepper. Ale to żart. Ci ludzie nie mogą pociągnąć całego kraju, jego przyszłości, przyszłości wszystkich następnych pokoleń w dół, tylko dlatego, że teraz jest im niedobrze, niewygodnie, biednie, bezrobotnie, trudno, rzeczywiście trudno…. głos bezrobotnych i głodnych, brzmiący w sejmie słyszę wciąż, listy, które tu do mnie przychodzą na stronę, listy bezradne, pełne żalu, strachu, buntu, pamiętam wciąż, ale to znaczy, że ma wszystko stanąć, zatrzymać się, nie zmieniać, albo wrócić do poprzedniego?
Jaki dziś musiałby być dalszy ciąg „Człowieka”, trzecia część? Warto robić film, jeśli się staje w obronie większości, ludzi, dotkniętych zmianami, nie umiejących się znaleźć w nowej sytuacji, ale nie wolno ich stawiać naprzeciwko i całego filmu tych, którzy chcą zmian, niezależnie od konsekwencji, bo chcą szansy w życiu! Tyle! Może trzeba poczekać na sukces przyszłego pokolenia? Żyjącego już w Europie. Wnuczka mojego i Jurka Radziwiłowicza. I wtedy kamienistą drogę dojścia do tego w filmie można pokazać bardzo pięknie, ale ma się happy end w ręku. Teraz go nie ma jeszcze….. jeszcze wciąż na taki film za wcześnie.
Dziesięć lat temu musiałby być o rozłamie, upadku Solidarności i jej idei. A ten o rozstaniu inteligencji z robotnikami i chłopami? Nigdy! Przenigdy! Oj, jakie trudne!… Oj, jakie trudne! I w jak trudnej sytuacji reżyser. To sprawy nieproste, zagmatwane, stanowisk i racji taka mnogość, temat tak wielki, aktualny i ważny, że na kolorową jednoznaczną interpretację się nie nadaje.
Dobrego dnia.
Zenona i Honoraty - wszystkiego dobrego
22 grudnia 2002, niedziela, 07:40
Franciszki, Honoraty, Zenona – Wszystkiego dobrego.
CZUJEMY, ŻE GDYBY NAWET ROZWIĄZANO WSZELKIE MOŻLIWE ZAGADNIENIA NAUKOWE, TO NASZE PROBLEMY ŻYCIOWE NIE ZOSTAŁYBY NAWET DOTKNIĘTE. (Ludwig Wittgenstein)
Nauka i życie potrafią się rozmijać. Nie ma doskonałej teorii zadowalającego życia, takiej, jaka istnieje w obiektywnych prawach nauki. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć prawideł ludzkiego losu. Nie ma recepty na szczęście. (Marek Niechwiej)
Nie ma recepty na szczęście, mówi do nas filozof na koniec roku! Bo nie ma, to prawda, ale szczęściu można pomagać, można być autorem własnego szczęścia, zawdzięczać komuś, sobie, można w ogóle być szczęśliwym. Tyle tylko, że nie ma wzoru jak to osiągnąć, bo dla każdego też szczęście znaczy co innego i ma inny obraz.
Szczęście. Ludzie marzą o szczęściu, błagają o szczęście, dążą do szczęścia, mają nadzieję na szczęście. Szczęście. Co to jest? Harmonia?
Wszyscy sobie teraz, przed świętami, na zakończenie roku u progu nadchodzącego nowego, składamy bez przerwy życzenia. Wszyscy mówią: „Życzę szczęścia”, rozumiejąc – życzę ci tego, czego pragniesz abyś był szczęśliwy… Inni wymieniają atrybuty szczęścia, traktując je jednak raczej umownie. Zdrowie, miłość, powodzenie, pieniądze, spokój, kariera, uznanie, rodzina itd., itd…
Przepiszę dla Was teraz jedną z moich ulubionych modlitw wg. V. Buttafavy. Może Wam pomoże, mimo że krzyk rozpaczy, który ostatnio rozległ się w sejmie, krzyk bezrobotnych, którzy wtargnęli na salę sejmową z protestem i żalem, ten krzyk, jego ton i wyraz, determinacja, pozostaną mi na długo w pamięci i każą się wciąż zastanawiać i rewidować moje problemy, i być może to, co przepiszę, ten krzyk jakby obraża, niemniej ja bardzo tę modlitwę lubię…. Proszę Cię, mój Boże, daj mi dziś dużo pracy, dużo zmartwień, a może nawet niepowodzenie – choć nie za wielkie, proszę! Uwolnij mnie jednak od nudy, która paraliżuje chęć i smak życia. Lepsze są już niepokoje, niebezpieczeństwo, niepewność; wszystko jest lepsze, może nawet śmierć.
Panie, nie dawaj mi ani bogactwa, ani sławy; nie chcę ich. Obdarz mnie łaską, która nie dopuści, bym się nudził! Dobrego dnia. Ja dziś nie będę się nudziła, jadę na próbę. Próbę na pewno z problemami. A dla Was dobrego dnia.
Tomasza i Tomisława - wszystkiego dobrego
21 grudnia 2002, sobota, 07:23
Jana, Piotra, Tomasza, Tomisława – Wszystkiego dobrego.
JEST JASNE, ŻE ETYKI NIE DA SIĘ WYPOWIEDZIEĆ. (Ludwig Wittgenstein)
Tak więc tez etycznych nie powinniśmy wypowiadać. Są poza słowami, które nie są w stanie wyrazić istoty zagadnienia. Jest więc etyka przede wszystkim domeną działania. Żadna definicja nie wyrazi powinności etycznych, które należy realizować. (Marek Niechwiej)
Tak, tak, dlatego dekalog to jest to, do czego się wciąż odwołujemy, i wierzący, i niewierzący, między innymi dlatego, że nazwane.
Wczoraj miałam taką rozmowę z mężem:
Ja: – Zdejmij mi buty, bo już nie mam siły.
Mąż: – One są jakieś z plastiku.
Ja: – Ty wiesz, ile by one kosztowały, gdyby były ze skóry?!
Mąż: – A gdyby ich w ogóle nie było…
Ponaglana w korespondencji, i słusznie, bo święta już tuż, podaję przepis na pasztet.
PASZTET BABCI JADZI (czyli mojej teściowej) 1/4 kg wątroby
Mięso pokroić w grubą kostkę, podlać wodą i dusić z zielem angielskim (20), liściem bobkowym (3), tak długo aż będzie miękkie. Następnie pokroić wątrobę, cebulę, grzyby i bułkę, dodać i dusić dalej, aż będzie zupełnie miękkie. Dodać sól, pieprz i startą całą gałkę muszkatułową. Wymieszać. Wszystko następnie przepuścić przez maszynkę 2-3 razy, dodać 2-3 jajka i doprawić do smaku. Formę do pieczenia wyłożyć plasterkami boczku we wzorki według gustu, wypełnić zmieloną masą i piec w piekarniku, sprawdzając drewnianym patyczkiem.
To jest jeden żelazny świąteczny obowiązek, ten pasztet, drugi to ryba po grecku, grzybowa, pierogi, bigos, no a przede wszystkim karp w galarecie, ale mama go robi z głowy, a mój mąż zjada przez całe święta, z chrzanem, na okrągło.
Dobrego dnia. Udanych zakupów, przygotowań i wiele radości. Nie szalejcie. Ja idę na próbę. Załączam pierwsze zdjęcie.
Bogumiła i Dominika - wszystkiego dobrego
20 grudnia 2002, piątek, 6:40
Bogumiły, Dominika, Juliusza, Teofila – Wszystkiego dobrego.
DO ODPOWIEDZI, KTÓREJ NIE MOŻNA WYRAZIĆ, NIE MOŻNA TEŻ WYRAZIĆ PYTANIA. JEŻELI JAKIEŚ PYTANIE DA SIĘ W OGÓLE POSTAWIĆ, TO DA SIĘ RÓWNIEŻ NA NIE ODPOWIEDZIEĆ. (Ludwig Wittgenstein)
Aby zadać pytanie, trzeba wiedzieć, o co zapytać. Postawienie problemu ma na celu jego rozwiązanie. Niepodobna dojść do wiedzy nie kwestionując świata. Odpowiedź zawarta jest implicite (domyślnie) w samym pytaniu. (Marek Niechwiej)
Dziś chciałam po prostu najserdeczniej wszystkim Państwu podziękować za życzenia urodzinowe i te wszystkie słowa dla mnie napisane, które czytałam wczoraj około 6 godzin! I około 6 godzin płakałam sama przy komputerze. Traktujecie mnie Państwo jak kogoś naprawdę bliskiego. To zdumiewające. Aż tego się nie spodziewałam. To mnie także trochę przeraziło. Nie wiem zresztą dlaczego. Ale to coraz bardziej zobowiązuje, też nie wiem w zasadzie do czego. Ale jednak….. Bardzo, bardzo serdecznie dziękuję.
Dołączam popisy fotograficzne mojej garderobianej, te zdjęcia miały być dowodem na szczęście i podziękowaniem. Ale nie mogłam ze zmęczenia już w tym momencie wywołać nawet cienia uśmiechu na twarzy. Niemniej dziękuję.
Dobrego dnia. Mąż wrócił z Casablanki. Mówi, że to ohydne miasto. Ja idę próbować III akt!
Urbana i Dariusza - wszystkiego dobrego
19 grudnia 2002, czwartek, 07:56
Beniamina, Dariusza, Grzegorza, Urbana – wszystkiego dobrego.
ŚMIERĆ JEST ZDARZENIEM W ŻYCIU. ŚMIERCI SIĘ NIE DOZNAJE. (Ludwig Wittgensetein)
Śmierć jest ostatnim zdarzeniem życia. Dopełnia je. Nie jest świadomym doznaniem. (Marek Niechwiej)
Moje szczęście, że wczorajszy dzień się skończył, nie ma granic. Chciałabym wszystkim najserdeczniej podziękować za to, co się zdarzyło tego dnia, ale wracając do domu, gdzie czekali na mnie goście, rodzina, nieprzytomna wymiotowałam i płakałam, jak w złym filmie, z powodu bólu głowy, z napięcia. Domownicy i „domowi goście” już musieli się obejść beze mnie właściwie. Ja, nieprzytomna, zapłakana, cierpiałam zaszyta w kąt w ciemnym pokoju. Jak dobrze, że taki dzień jest w życiu tylko raz.
Pod koniec dnia dowiedziałam się dodatkowo, że umarł Janek Łomnicki. Było mi z tą wiadomością, tak źle… Janek, z którym spędziłam kawał czasu, który dał mi „do ręki” Modrzejewską, a potem tak o tę rolę dbał. Który dzięki tej wielkiej próbie, szansie, zmaganiu ponad półtorarocznym, dmuchnął prawdziwym wiatrem w moje aktorskie żagle, który wciąż mi powtarzał: – „Pamiętaj, zdarzyła nam się niepowtarzalna szansa zrobienia jedenastu godzin ekranowych o aktorstwie, sztuce, teatrze, tym naszym świecie, kulturze, starajmy się to zrobić jak najpiękniej. Opowiadasz o Niej, ale i o swoim zawodzie, spraw, żeby ludzie mieli szacunek do Niej i do aktorów w ogóle. To piękne i ważne zadanie. To prawdziwie arystokratyczny temat, to się po nas może już nie zdarzyć nikomu.” I miał rację. Janek bywał histeryczny, nerwowy, pesymistyczny, obrażalski, bało się go wielu ludzi, kiedy pracował, a naprawdę był najmilszym, najczulszym gołębiem świata. Tamto wszystko było z nerwów i niepewności. „Histeryk do rany przyłóż”. Janek miał jedną, myślę, poza dziećmi, największą miłość życia… swego brata Tadeusza. Jeszcze niedawno rozmawiałam z nim przez telefon. Chodził do mnie do teatru. Oglądał kolejne role. Ostatnio mówił: – „Nie ośmielam się ciebie krytykować, ale…”. Do aktorów przez miłość i podziw dla swojego brata miał stosunek nabożny. Traktował ich jak sprawców cudów. Nie znałam takiego drugiego reżysera. Był wierny. Uwielbiał Janka Englerta, głównego aktora jego filmowych debiutów. Do kobiet miał generalnie o coś pretensje, ale mnie traktował tylko jak aktorkę. Szkoda, że Go już nie ma.
Dobrego dnia.
Załączam zdjęcia z czasu kręcenia Modrzejewskiej.
Pierwsze, biało-czarne, z planu. Janek w tle, „bez włosów”, bo nie wiem jak to napisać, żeby się nie obraził nawet po śmierci. Był bardzo drażliwy na tym tle także.
W dorożce w Łazienkach, scena z mężem Chłapowskim – Krzysiem Kolbergerem, Janek trzyma blendę (to sreberko) i oświetla nas, jednocześnie kontrolując, co gramy. Mój mąż prawdziwy, przy kamerze wisi z boku.
Cała ekipa w Krakowie w Teatrze Słowackiego, pod kurtyną Siemiradzkiego. Janek w środku w granatowej koszuli.
Zdjęcia z cmentarza Orląt we Lwowie, który odwiedziliśmy wtedy całą ekipą. Cmentarz wyglądał wtedy tak. Janek płakał na ten widok. Zdjęcia w „tamtej stronie” to była też Jego – Janka podróż sentymentalna w jego rodzinne strony. Bardzo to przeżywał.
Ostatnie zdjęcie to Ja – Modrzejewska nad grobem jej zmarłego dziecka. Tak mnie wtedy wyreżyserował. Sam zapalał tę jedną skromną świeczkę. Jankowi to zdjęcie dziś dedykuję.
Gracjana i Bogusława - wszystkiego dobrego
18 grudnia 2002, środa, 06:03
Bogusława, Gracjana, Wiktora – Wszystkiego dobrego.
BÓG NIE OBJAWIA SIĘ W ŚWIECIE. (Ludwig Wittgenstein)
Prawa, jakimi rządzi się kosmos (rozwój gatunków, zmienność klimatu, narodziny nowych stworzeń czy też urodzajność ziemi) nie są prawami boskimi, lecz naturalnymi. Świat żyje swoim własnym rytmem. Nie ma nic wspólnego z metafizyką, czyli elementami nadprzyrodzonymi, duchowymi. Rządzą nim reguły logiki, które według Wittgensteina nie są zależne od Boga. Możemy je odkrywać poprzez naukę, natomiast Bóg należy do sfery wiary. (Marek Niechwiej)
Dziś kończę 50 lat. Dziś a właściwie jutro – bo to o 2 w nocy, czyli już 19 grudnia 1952 roku, ale pielęgniarki się pomyliły i zapisały 18 grudnia – jest pięćdziesiąta rocznica moich urodzin. Składam sobie samej z tej okazji życzenia wszystkiego dobrego, na następne lata.
Wyciągam kartę tarota… i jest to As mieczy. Nie wiem, co wróży ta karta, ale nieważne, muszę sobie jakoś dać radę.
Teraz idę na mszę w tutejszym kościele pod wezwaniem św. Jadwigi, odprawianą w mojej intencji przez mojego serdecznego przyjaciela, księdza.
Dołączam sobie samej także piosenkę śpiewaną przez śpiewaków ulicznych, zarejestrowaną kiedyś przeze mnie w Londynie.
A dla Was dobrego dnia.
Olimpii i Łazarza - wszystkiego dobrego
17 grudnia 2002, wtorek, 06:32
Olimpii, Łazarza, Łukasza – wszystkiego dobrego.
„ISTOTA” BYTU LUDZKIEGO ZAWIERA SIĘ W JEGO EGZYSTENCJI. (Martin Heidegger)
Egzystencjalizm rozważa „istotę” bytu człowieka (humanizm). Tą istotą jest problem wolności ludzkiej, czyli wyboru i dylematów z nim związanych (człowiek sam siebie kształtuje, jest tym, czym siebie „zrobi” i za kogo siebie uzna. (Sartr)
Dopóki człowiek egzystuje, dopóty zmaga się losem. (Marek Niechwiej)
Czy wyczytujecie tę siłę, która leży w takim sformułowaniu? To wy odpowiadacie za wszystko, za to, kim jesteście i za wasz los! Nie ma już żadnego usprawiedliwienia, żebyście byli nikim, żaden przypadek, wyrok nieba, fatum, Was nie usprawiedliwia, bo walczycie z tym i cały czas tworzycie swoje życie i siebie, jako ten ktoś, kim być postanowiliście! Uwielbiam egzystencjalizm!
Przepraszam Was bardzo za moją lekką nieobecność, ale zmagam się z Arkadiną z Mewy, i mam z tym zakręt głowy i problemy, które powstają zawsze kiedy wchodzę w duże obsady, w inne „optyki”, zderzam się z grupą ludzi, którzy mnie nie znają, rozpoznają, a nie ja mam głos decydujący. A poza tym ja jestem potworem od dawna. I każdy jest potworem, kto ma zbyt wyraźny gust, dużo widział, i bardzo chce, i mu za bardzo zależy, i nie ma zwyczaju owijać w bawełnę, bo uważa, że szkoda na to już życia. Wiem, wielu z was ma podobny problem. Wiem. Dlatego najlepiej być szefem.
Z robieniem wieloobsadowej sztuki jest tak jak z mającym się narodzić dzieckiem. Wszyscy chodzą w ciąży. Każdy nosi to dziecko w brzuchu, tyle, że to to samo dziecko, jego kawałek. Każdy je kocha od razu ponad życie, od każdego zależy, czy ono będzie zdrowe, szczęśliwe, udane. Każdy o to walczy. Oddaje, ofiarowuje wszystko co ma. Wszystko. Jest tylko jeden warunek, muszą się wszyscy porozumieć czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. Jeśli się nie porozumieją z jakichś powodów, dziecko jest nikim a potem szybko umiera.
Dobrego dnia. Idę się porozumiewać.
Jedna moja znajoma już wczoraj ubrała choinkę, bo mówi, że tak lubi, że się nie mogła doczekać. Jestem za tym.
Euzebiusza i Zdzisławy - wszystkiego dobrego
16 grudnia 2002, poniedziałek, 05:59
Adelajdy, Alicji, Albiny, Zdzisławy – Wszystkiego dobrego.
FILOZOFIA JEST PEŁNYM OBAWY, LECZ RZADKIM ZAPYTYWANIEM O PRAWDĘ BYCIA. (Martin Heidegger)
Zasadą wszelkiej wiedzy jest jej prawdziwość. Bez tego nie można mówić o doświadczeniu ani teorii. To jest pierwszy aksjomat, zakładamy jego istnienie przed przystąpieniem do obrania właściwiej metody badawczej. Zanim rozpoczniemy analizę, obawiamy się, czy wybór dochodzenia do poznania będzie właściwy, czy przyniesie upragnione rezultaty. Dochodzenie do konkretnych wniosków musi zakładać błąd, możliwy do popełnienia przez naukowca. Uwieńczeniem pracy jest właśnie „prawda bycia”, jako najwyższa nagroda dla poszukującego jej filozofa. (Marek Niechwiej)
Zapisuję dziś kolejną myśl filozofa z prawdziwą ulgą i przyjemnością. Wczoraj, z konieczności i ciekawości spędziłam, przy okazji robienia czegoś innego, cały dzień z włączonym telewizorem. Oglądałam po kolei wszystkie kanały telewizji polskiej – i państwowej, i prywatnej – i jestem zrozpaczona, oburzona, upokorzona, przerażona, głupotą, lekceważeniem, sposobem traktowania, poziomem, na którym proponuje mi się temat, zabawę, rozrywkę. Nie mówię o publicystyce i aktualnościach, a o wszystkim innym. Wszystkim! O serialach, i programach seryjnych, które następują jeden po drugim we wszystkich kanałach, czyli o tym, czym karmi się ten Naród bezustannie, codziennie i niezmiennie. Mój Boże! Do czego to dojdzie! Chce mi się płakać. Czy ludzie, którzy robią tę telewizję, decydują o tym, jaka ona ma być, zdają sobie sprawę z odpowiedzialności? Jestem przerażona!!!
Czy wiecie, co to znaczy czytać dorastającym synom, z pryszczami na nosie, wyższym już od matki, z pierwszymi oznakami męskości, scenę balkonową z „Romea i Julii”? Czytać albo słuchać z nimi tych monologów Szekspira, mówiących o pierwszej miłości, o uczuciach? Oglądać scenę łóżkową w noc przed wygnaniem Romea?
Mój starszy syn właśnie przerabia „Romea i Julię” jako lekturę szkolną. Wczoraj, zdenerwowana tym, że w szkole pokazano im nową wersję filmową, tę koszmarną i głupią, uwspółcześnioną z Leonardem di Caprio, w którym scena balkonowa jest sceną na lodowisku zdaje się, obejrzałam z moimi synami jeden z najpiękniejszych filmów świata – „Romeo i Julię” Zefirellego. Absolutnie, skończenie doskonałą ekranizację tego dramatu Szekspira. Wierną i autorowi, i epoce, wspaniale sfotografowaną, graną, zachwycającą w interpretacji. Zachwycającą. To film, który mam zawsze „przy sobie”, przed oczami, w rozumie, w pamięci, w duszy. I to z wielu powodów. Także ku przestrodze przed tak zwanymi pomysłami inscenizacyjnymi klasyki.
Film jak prawdziwe dzieło sztuki zrealizowane ponadczasowo, uniwersalnie, bez ulegania modom sezonowym, jest nadal wspaniały. Nie zestarzał się w niczym, w żadnym elemencie.
Moja radość wczorajsza z przeżycia tego zachwytu na nowo, po latach, w towarzystwie własnych dzieci (kolejnych pokoleń, bo Marysia była zarażona tym uwielbieniem przeze mnie wcześniej), polegała także na tym, że najwspanialsza scena w tym filmie, pojedynek Tybalda i Mercucia i śmierć a właściwie monolog przedśmiertny Mercucia, zrobił na moich synach tak samo piorunujące wrażenie jak kiedyś na mnie. Czy można nauczyć wrażliwości? Film jest tak samo wspaniały jak przed laty. Jest szalony. Ma zawrotne tempo, rozmach, jest tak precyzyjnie i pięknie odczytany i zrealizowany w warstwie psychologicznej, że „zatyka”. Nie istnieje doskonalsza wersja opowiedzenia tej historii. Wszyscy inni są żałośni.
Nie mogąc się oprzeć zrobiłam kilka zdjęć z ekranu, zdjęć ze sceny balkonowej właśnie, i dołączam do tego zdjęcia zrobione przeze mnie w Weronie, podczas tych wakacji, zdjęcia bramy i podwórka domu Julii, który zwiedzaliśmy w tym roku. Zakochani z całego świata starają się tam napisami na murach, na futrynach, na wszystkim, łącznie z domniemanym balkonem Julii, wybłagać los o miłość, o jej siłę i trwanie. Służby porządkowe cierpliwe, co jakiś czas te napisy zmywają, aby zostawić następnym miejsce do pisania w nadziei.
Dobrego dnia.
PS: Czy mogę Was poprosić o nie przysyłanie mi tych kartek wirtualnych z życzeniami, które trzeba czytać wchodząc do innych portali? Mam straszny kłopot z otwieraniem ich i czytaniem. Wymaga to czasu, którego naprawdę nie mam. Dziękuję za życzenia. I dziękuję za te kartki, które dotąd przyszły. Nie wszystkie otworzyłam.
A teraz jeszcze raz dobrego dnia, i zdjęcia.
A tu dołączam zdjęcia z Werony.
Celiny i Waleriana - wszystkiego dobrego
15 grudnia 2002, niedziela, 07:06
Celiny, Niny, Ireneusza, Waleriana – wszystkiego dobrego.
FILOZOFIA, ZAWSZE JEST POCZĄTKIEM I WYMAGA PRZEZWYCIĘŻENIA SAMEJ SIEBIE. (Martin Hedegger)
Filozofia, chcąc dokładnie poznać istotę zagadnienia, musi odwołać się do jego podstaw, bada pierwotne zasady egzystencji (istotę szczęścia, sens życia). Wychodzi z samej siebie, jako początku wiedzy (umiłowanie mądrości, philos sofos). Przezwyciężenie samej siebie symbolizuje przygotowanie umysłu na wszelką prawdę, jakakolwiek by ona była, wbrew wszystkim wcześniejszym uprzedzeniom i przesądom. (Marek Niechwiej)
Ach, jaka piękna myśl i ładna eksplikacja samej myśli….. Być przygotowanym na prawdę jakakolwiek by ona nie była….. Wbrew wszystkim wcześniejszym uprzedzeniom i przesądom…. To jest dokładnie to, czego sama siebie uczę latami całymi, o co sama siebie ganię, wyrzucam sobie, że nie potrafię. Ale jest dużo lepiej. W każdym razie ostatnio.
Zapytajcie mnie, co dziś czuję! Dziś jestem i będę szczęśliwa, uśmiechnięta, spokojna, rozluźniona, uspokojona, zadowolona. Bo…. moja córka, Maria Seweryn, młoda aktorka pozostająca od siedmiu lat bez stałego angażu, borykająca się z tym zawodem, z losem, ze strukturami teatralnymi, ze sobą i z wyborami artystycznymi i pozaartystycznymi w tym labiryncie, jest naprawdę w porządku, „na miejscu”. Jej rola, wczoraj przeze mnie obejrzana w Starej Prochowni, podobała mi się nadzwyczajnie, nadzwyczajnie jak dawno nic.
Gdybym wczoraj zobaczyła ją pierwszy raz – i oczywiście nie byłaby moją córką – gdybym zobaczyła młodą aktorkę, nieznaną mi kobietę, zachwyciłabym się nią! I to i jako aktorką, i jako człowiekiem, bo jej wybór jak grać tę rolę świadczy o tym, jakim jest człowiekiem.
Marysia gra prawdziwie, inteligentnie, zawodowo nieskazitelnie. Ma talent, wyobraźnię, umie konstruować, wybrać to co najważniejsze, co więcej – wybiera najtrudniej, i balansuje na granicach uczuć, na krawędzi znaczeń, będąc w każdym momencie celna, prawdziwa i utrzymując się w znaczeniach, a jednocześnie będąc niejednoznaczną a raczej wieloznaczną, pięknie skomplikowaną, co buduje z prostoty!
Ma wdzięk, co jest niebagatelne i jest MĄDRA, na scenie i jako aktorka, dokonując wyborów. I mówimy tu już o tym wyższym piętrze zawodowym – aktor wybiera, co chce zagrać i jak, i to umie zrealizować bez kłopotów. Zresztą wszystko to, co dotąd napisałam, powinnam napisać i o Rafale Mohrze, jej scenicznym koledze, ale piszę najpierw o niej, bo to moje dziecko i moje bezsenne noce. Jestem szczęśliwa!!!!
Pozostało kilka drobiazgów, trudności technicznych, z którymi się wciąż Marysia zmaga, ale i to niedługo pokona! Mogę spać spokojnie. To tak jak dzieci, które nauczyły się chodzić a teraz nagle zaczynają fruwać. Niech lecą w przestworza, bo mają po co, mają z czym, i nawet jeśli wiatr będzie wiał w przeciwną stronę do ich lotów, oni umieją sterować! A do tego ile mają radości! Serca! Entuzjazmu! Wiary i Siły! Są pod ochroną, bo chroni ich talent.
Przepraszam, że piszę tak dużo i z taką ulgą, egzaltacją i z tyloma wykrzyknikami, ale niepokój o pozycje i umiejętność życia, znalezienia się Marysi w tym zawodzie był zawsze moim podskórnym, rwącym, niepokojącym strumieniem. To był niepokój codzienny, nie skończy się pewnie nigdy, bo to zawsze będzie dziecko, ale teraz ma inny nurt, i bieg jest radosny.
A teraz o całym przedstawieniu, które jest wspaniałe. Tekst jest świetny, po prostu świetny w ich interpretacji. Reżyseria trafna, lekka, celna, polegająca na kierowaniu aktorami i użyciu bardzo ładnych zabiegów formalnych, zręcznych, taktownych, celowych i koniecznych. Spektakl, oprócz tego, że jest dobry, zwyczajnie dobry, ma wdzięk i świetny TON. A poza wszystkim uświadamia widzom, a przede wszystkim młodzieży, coś najważniejszego, że w każdej chwili, w najbardziej niespodziewanym miejscu, może cię spotkać szczęście. Coś, moment, słowo, spotkanie, spojrzenie, zdarzenie, dla którego warto było żyć i się tak tym życiem męczyć. Że to się może zdarzyć w najczarniejszej chwili, przy wejściu w największy zakręt, nawet w momencie śmierci. Wspaniałe. Jest w nim jeszcze coś, wartość niezwykła – ono bez wielkich pretensji do tego, ale jednak, charakteryzuje pokolenie.
I teraz jeszcze o Rafale Mohrze, koledze z roku i przyjacielu Marysi. To wspaniała rola. Wspaniała. Precyzyjnie i pięknie ustawiona charakterologicznie, postać bardzo trafnie odczytana i z wielkim wdziękiem i inteligencją zagrana, wiedzą o człowieku i umiejętnością posługiwania się formą. Oboje zresztą w zachwycający sposób umieją posługiwać się kpiną, autoironią, bawić się z siebie i sobą, swoim pokoleniem, charakteryzując je w sposób tak zabawny, trafny, nadzwyczajnie. Bardzo Państwa przepraszam, ale po prostu nie mam słów! Proszę mi wybaczyć, ale dawno nic do mnie tak nie przemówiło, zachowując oczywiście wszelkie proporcje spraw. Uniknęli wszelkich zasadzek grożących przy „referowaniu” takiego tematu, pretensjonalności, nadęcia, sztucznych, napędzanych, na siłę robionych emocji, tak obserwowanych teraz wśród młodzieży aktorskiej w teatrach, sztucznej „sztuki”, „wymuszonej nowoczesności”, „napięcia offowego”…itd. itd. Och, a jak o to było łatwo. …Zawdzięczają to reżyserowi także.
Koniec, więcej nie piszę i zostaję w moim zadowoleniu na cały dzień. Co do informacji o spektaklu to www.norwaytoday.prv.pl.
A ode mnie kilka zdjęć, które udało mi się zrobić wczoraj podczas spektaklu, moim szpiegowskim bezszmerowym aparacikiem. Mam nadzieję, że na sali nikt tego nie zauważył.
A dla Wszystkich Państwa, wszystkiego dobrego i palma. Udało mi się, jeszcze wczoraj, po spektaklu, wracając z teatru z moimi synami i mamą, sfotografować ją dla Was – Palmę, już słynną w międzyczasie. Ja uważam, że jest zachwycająco absurdalna i śliczna. W jakimś sensie jest poezją w tym miejscu. I jako warszawianka też, chciałam za nią podziękować. Dobrego dnia.
Alfreda i Izydora - wszystkiego dobrego
14 grudnia 2002, sobota, 09:05
Alfreda, Izydora, Jana – Wszystkiego dobrego.
ISTOTĄ PRAWDY ROZUMIANEJ JAKO STOSOWNOŚĆ WYPOWIEDZI JEST WOLNOŚĆ (Martin Heidegger).
Prawda jest tylko wówczas obiektywna, jeśli istnieje poza wszelkim wpływem zewnętrznym (ideologicznym, religijnym itd.). Trzeba pozwolić jej zaistnieć. Nieprawda – jest niejako zafałszowaniem samego bytu w jego właściwej istocie. Dochodzenie do prawdy leży poza wszelkimi kanonami (moralnymi, naukowymi), tzn. jest ona niezmienna i słuszna w każdym środowisku, niezależnie, kto i kiedy ją odkrywa. (Marek Niechwiej)
Ach, co za temat, panowie! Prawda obiektywna i prawda obiektywna. Jak często słyszę te określenia. Moja prawda, twoja prawda, jego prawda, ich prawda. Prawda najprawdziwsza. Prawda prawd! A tak łatwo o fałsz, takie milimetry, takie setne sekundy, takie miligramy od tego. Ja uwielbiam kłamstwo w swojej idei, to mój zawód, ale paradoksalnie kocham je, jeśli jest „najprawdziwsze z prawdziwych”. Uwielbiam jak mówię w Shirley zdanie ….On kłamie i sam w to wierzy! …..To wielkie zdanie. Oj, co za temat. Jaki temat! Ale dziś nie mam czasu na filozofowanie.
Wczorajszy wieczór każdy z nas, wszyscy członkowie naszej rodziny, spędzili odmiennie i wszyscy ze sztuką obcowali, jak się to ładnie mówi.
Po Pierwsze Marysia (Seweryn), moja córka, miała wczoraj premierę w Teatrze Stara Prochownia. Jutro więcej o tym, i zdjęcia a na razie adres strony internetowej www.norwaytoday.prv.pl. Podobno poszło dobrze, nie zapeszam, nie piszę na razie więcej.
Moja mama i moi synowie byli na wernisażu naszej przyjaciółki z Milanówka, malarki, Danusi Rożnowskiej-Borys. Wystawa jest w Pruszkowie w Domu Kultury, a my wszyscy Danusię kochamy i ona jest jakby mamą – zastępczą dla moich dzieci, jak mnie nie ma. Reportaż zdjęciowy na moje polecenie zrobił mój syn Jędrek i moim zdaniem dobrze się spisał.
Ja spędziłam wieczór i dużą część nocy na spotkaniu sentymentalnym kolegów z mojej klasy z Liceum Plastycznego w Łazienkach. Ach, co to był za wieczór i noc. Ach, ile wspomnień, rozmów, wyjaśnień. Zamieszczam zdjęcia robione przeze mnie. Byłam trochę pijana, ale kot przed kominkiem powinien być w tym reportażu motywem przewodnim. Jak wychodziłam kot siedział nieporuszony i patrzył w ogień. Koledzy z naszej klasy: Gdziekolwiek jesteście, odwezwijcie się! A dla Was dobrego dnia. Dobrego. Najlepszego. Ja liżę rany po wczoraj, napić się przy braniu antybiotyku to trzeba być rzadkim debilem a ja to zrobiłam. Żałuję, że nie było Jurka Janiszewskiego, który napisał kiedyś napis Solidarność, i Kuby Gontarczyka, bo jest sobie w Ameryce, i Iwony, i innych….. Zastanawiam się też dziś z bólem głowy nad swoim cholernym życiem, swoimi mieszczańskimi upodobaniami do wygody, dywanów, miękkości i w ogóle, i do tego trybu życia, jaki przyjęłam, a także ubolewam, że nie maluję od momentu rozstania z moimi kolegami, czyli od matury, choć niektórzy twierdzą, że może to i szczęście dla malarstwa, że nie biorę pędzla do ręki. Oj, Losy ludzkie! Oj! Oj, Ile zwierzeń! Oj!
Dobrego dnia, bo… JESTEŚMY TEORETYCZNIE W UNII EUROPEJSKIEJ. MAMY UNIĘ. TO WIELKI DZIEŃ!!!! Wielki! MOŻE DLA NAS MA TO MNIEJSZE ZNACZENIE, ALE DLA NASZYCH DZIECI FUNNNNDDAMMMMENTTTTAAAALLLLLNEEEEEE!!!!! Hura! Ludzie, cieszcie się w imieniu waszych dzieci i przyszłych pokoleń. My to już trudno. Ale teraz, cokolwiek by się nie działo, nie denerwujmy się. Nasze dzieci będą miały lepiej! Dobrego dnia! NO JESZCZE TYKO TO CHOLERNE REFERENDUM. TEGO SIĘ BOI WIELE OSÓB. Mój Boże! Daj Boże!
A teraz zdjęcia z wczorajszego spotkania.
Słoń Fiołkowy. Słonia tego uszyła mi moja ciocia jeszcze w Starachowicach, kiedy byłam naprawdę małą dziewczynką, towarzyszył mi całe dziecińswo, szkołę muzyczna itd., a pewnego dnia, kiedy byliśmy wszyscy chyba w drugiej klasie liceum, mojej przyjciółce, Marcie Łukaszewicz, umarł ojciec. I tego dnia podarowałam jej mojego Słonia Fiołkowego. Na wczorajsze spotkanie Marta przyniosła tego słonia. Dalej pachnie fiołkami choć dużo słabiej.
Zdjęcie z albumu
A tu jeszcze trochę zdjęć ze spotkania i tych z albumu.
Łucji i Otylii - wszystkiego dobrego
13 grudnia 2002, piątek, 07:39
Łucji, Otylii, Wodzisławy – wszystkiego dobrego.
ŚWIAT IDZIE SWOIM TOREM, A CZŁOWIEK SWOIM. (Martin Heidegger)
Nie mamy wpływu na rzeczywistość. Nie jesteśmy winni tego, gdzieśmy się urodzili i kiedy. Istnienie może w każdym momencie zagasnąć jak tlący płomyk na wietrze. Otacza nas jedynie ów wicher, który czyha, by zgasić światełko, my zaś wiemy, iż jego ramiona w końcu muszą nas pochłonąć. (Marek Niechwiej).
Panowie Filozofowie, nie całkiem tak jest, mamy wpływ na rzeczywistość, a w każdym razie na tę, na którą skazał nas los, możemy próbować na nią wpłynąć, szczególnie przychodzi to na myśl dziś, 13 grudnia, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.
Ja nie mogę już wytrzymać z tym Heideggerem! To już nie pesymista, to fatalista, defetysta, katastrofista! „Istnienie jako wątły płomyk na wietrze”? A istnienie jak płomień, jak ogień, jak tajfun, jak tenże wiatr?! Są takie istnienia, nieważne że krótkie. Są ludzie, którzy zmienili świat. „A ten wicher, który nic tylko czyha na światełko”? Interpretacja pana Niechwieja!? Ja nie mogę!
13 grudnia – także rocznica dnia, w którym wielu przyjaciół i znajomych znalazło się w więzieniach i obozach internowanych. Potem, kiedy grałam „Białą bluzkę”, za każdym razem wzruszałam się i trzęsły mi się wargi i oczy, i głos, kiedy dochodziło do śpiewania piosenki Agnieszki Osieckiej „Pijmy wino”. Pamiętacie to? ….. Pijmy wino za kolegów do dna, bo oni to my, a my to już mgła…. Śpiewał to także Seweryn Krajewski – to jego muzyka, i Piotr Fronczewski, i wielu innych.
Jest u mnie w domu taki zakątek.
Jaki to piękny napis! Jak to piękne słowo! Jak piękny plakat! Jak dumnie wyglądają te kroczące litery. Jak radośnie i z jaką wiarą idą! I słusznie! Ach, jak szkoda!!! A stan wojenny kojarzy nam się ze słonecznymi okularami. Co za paradoks!
Dobrego dnia. Uważajcie, 13 piątek – to naprawdę przynosi pecha.
Adelajdy i Aleksandra - wszystkiego dobrego
12 grudnia 2002, czwartek, 07:06
Ady, Dagmary, Joanny, Aleksandra, Konrada – Wszystkiego dobrego.
WALKA Z CAŁYM ŚWIATEM NIE MA SENSU. TYLKO GŁUPCY WIERZĄ W TO, ŻE ZWYCIĘŻĄ WE WSZYSTKICH BITWACH, ŻE WYGRAJĄ WOJNĘ ŻYCIA, ISTNIENIA, I STANĄ SIĘ WOLNYMI, A TYMCZASEM TO ŚWIAT POKONA ICH NĘDZNE ZAMIARY I UNICESTWI PRAGNIENIE ZŁUDNEJ WOLNOŚCI. (Martin Heidegger)
Pragnienie wolności popycha ludzi ku heroicznym czynom. Jednak nikt nie przechytrzy losu, na nic zdadzą się ambitne, ale i złudne pragnienia. Nikt nie pokona całego świata. Nie istnieje pełna wolność. Ogranicza nas czas, przestrzeń, własna bezsilność. Przejawem braku rozsądku jest pragnienie zapanowania nad otoczeniem; człowiek nie potrafi nawet okiełznać swoich osobistych emocji i uszczęśliwić samego siebie.(Marek Niechwiej)
Cóż to za pesymistyczny filozof, ten Heidegger, w stosunku do naszego Ingardena.
Nie wiem czy pamiętacie, ale kiedyś ktoś nakręcił taki film, historię zdradzającej męża kobiety, opowiadaną z punktu widzenia jej psa – pudla, spacery z którym były jej murowanym alibi. Dziwne, musiała na te spacery jeździć daleko, bo pamiętam pudla w tramwaju. Pamiętam też spadające na pudla majtki i potem pocałunek powitalny z mężem, po powrocie do domu, też z psiego punktu widzenia. Boże, jak ten pies cierpiał! Przypominam to sobie, mimo że oglądałam ten film będąc bodajże dzieckiem.
Z drugiej strony, czy pies potrafi zagrać? Wzruszająco? Teoria twarzy Morzuchina z historii filmu. Nieruchoma i niezmieniona, nic nie wyrażająca twarz, zmontowana, zderzona z sytuacją, innym obrazem, pokazana w pewnym kontekście, wyraża to, co my czujemy? I za każdym razem wyraża coś innego, zależnie od tego jak zostanie użyta w montażu. Coś to tak było, coś koło tego. I to jest jednocześnie odpowiedź na pytanie, czy każdy może zagrać w filmie? Każdy, pod warunkiem, że będzie miał nieruchomą twarz i dostanie się w ręce genialnego reżysera i montażysty, niestety nasi amatorzy strasznie ruszają twarzą i najczęściej jeszcze do tego potwornie dużo i nieprawdziwie mówią.
Dlaczego mi się to przypomniało? Ten film i ten pies? Bo ktoś mi wczoraj opowiedział, jak wydała się zdrada pewnego pana. Otóż ten pan, mieszkający w wielkim bloku na Ursynowie, takim mrówkowcu, wynosząc kubeł ze śmieciami za każdym razem wstępował do sąsiadki, choćby na moment. Potem, pewnego dnia, powiedział żonie, że wyjeżdża w delegację, a tak naprawdę zamknął się z sąsiadką u niej w mieszkaniu na kilka dni. Ale drugiego dnia delegacji, sąsiadka wysłała go, pod osłoną ciemności, ze śmieciami do śmietnika, a on, opróżniony kubeł odniósł do…. swojego domu, przez roztargnienie. Nie, raczej jak koń, co wraca bezmyślnie do stajni, gdzie dostanie jeść i gdzie mu będzie ciepło i go wyszczotkują. Zabawne.
Dobrego dnia. Pokazuję Wam także okładkę „Awantury o Basię”, co to już niedługo w sklepach.