25
Styczeń
2003
18:32

Pawła i Miłosza - wszystkiego dobrego

25 stycznia 2003, sobota, 18:32

Tacjany, Tatiany, Miłosza, Pawła – wszystkiego dobrego.

PRZYJEMNOŚĆ MOŻE BYĆ UZNANA ZA MIARĘ WSZELKIEGO DOBRA, PONIEWAŻ ORGANIZM DOZNAJE JEJ WÓWCZAS, GDY JEST PRZYSTOSOWANY DO WARUNKÓW ŻYCIA (Herbert Spencer)

Słowa te odzwierciedlają Spencerowski hedonizm. Nie jest to jednak rozkosz duchowa. Dysonans człowiek- przyroda pozostaje zarzewiem napięć w człowieku. Przyjemność nie może być pojmowana w kategoriach zła. Organizm dąży do rozkoszy, w naturalny sposób przeciwstawia się cierpieniu, ponieważ chce własnego dobra. Cierpienie jest syndromem choroby, każdy zasługuje na przyjemność. (Marek Niechwiej)

Tak, pod warunkiem, że poruszamy się w granicach normy człowieczej i społecznej. Poza tym hedonizm i przyjemności są mi bliskie jak nic innego – piszę to zjadając pół kilograma moich ulubionych cukierków musujących, tych z oranżadą w proszku w środku, takich, które mi przypominają dzieciństwo. Ci, co mają tyle lat, co ja, albo coś koło tego, znają przyjemność wylizywania oranżady w proszku z zagłębienia dłoni. Teraz, od jakiegoś czasu można kupić takie cukierki z oranżadą. Cukierki maja twardą skorupkę jak landrynki i dziurki na bokach. Jak się je trzyma w ustach dłużej i ssie, przez te dziurki powolutku wydobywa się proszek o cudnym kwaśno- słodkim smaku który zaczyna musować po spotkaniu ze śliną! Rozkoszne ciumkanie. A po jakimś czasie, największa przyjemność, moment zmięknięcia skorupki, przegryzienia cukierka i intensywne musowanie na języku. Potem już tylko przełkniecie pełne żalu, że koniec. I….następny niestety cukierek. Od jakiegoś czasu, ponieważ od kilku miesięcy jestem namiętnym pożeraczem tych cukierków, powoli, ważę w sobie decyzję czy ich nie wypluwać przed połknięciem, kiedy właściwie przyjemność się kończy. Ale jakoś mnie na to nie stać. Poza tym to obrzydliwe. No, ale wtedy mogłabym ich jeść więcej bezkarnie. No cóż mój organizm dąży do rozkoszy, jak twierdzą wyżej cytowani filozofowie, ale to na pewno nie jest NORMA! Jestem kopnięta. Tyle ze niegroźnie. Trudno, taką mnie Panie Boże zrobiłes to taka mnie masz.

Jeśli chodzi o podróż, to dojechaliśmy szczęśliwie. Jesteśmy na miejscu. A jeśli chcecie pigułkę na uspokojenie o dużej skuteczności – połóżcie na języku cukierka muuusssssjacccccego i włączcie płytę Roda Stewarda – The Great Songbook. Przyjemność długotrwała, bo półtoragodzinna, jeśli chodzi o muzykę. Gwarantuje za efekt i chyba zgłoszę to w urzędzie patentowym.

Dobrego dnia. Dołączam widoczki. Uspakajające. W sam raz na miłą tapetę do komputera, tak na kilka dni.

Wasza Kopnięta na urlopie.

24
Styczeń
2003
22:45

Felicji i Tymoteusza - wszystkiego dobrego

24 stycznia 2003, piątek, 22:45

Mileny, Feliksa, Franciszka, Rafała – wszystkiego dobrego.

INTUICJE PODSTAWOWE, NIEZBĘDNE DO CZYNNOŚCI MYŚLI, MUSZĄ BYĆ PRZYJĘTE BEZ DYSKUSJI, WNUKOM POZOSTAWIAMY TROSKĘ O ICH UZASADNIENIE. (Herbert Spencer)

Nie wszystko trzeba uzasadniać. Nie zastanawiamy się nad tym, czy musimy się dobrze odżywiać, ponieważ intuicja podpowiada, ze to jest niezbędne do zachowania zdrowia. Myśl opiera się na fakcie, że żyjemy w konkretnych warunkach. Dyskusja z faktami nie ma najmniejszego sensu. (Marek Niechwiej)

Jesteśmy w podróży do Włoch, jak co roku w tym czasie. Czytam. Cały czas czytam i słucham muzyki. Szczęśliwy czas.Jesteśmy razem. Mamy dużo czasu. Rozmowy. Refleksje. Przypomnienia. Drobiazgi. Głupoty, wygłupianie się i małe dowody miłości i przyjaźni. Małe kłótnie pretensje, żale. Uśmiechy, milczenia i wybuchy śmiechu. Tylko się nie śpieszyć i niczym nie denerwować.

Zadzwoniła moja znajoma, telefon podłączony do zestawu głośno mówiacego: Jakiej wielkości jest mózg mężczyzny? Wielkości orzecha włoskiego. Dlaczego? Bo mu spuchł. Mąż siedzący obok się śmieje, synowie – chłopcy się obrażają. Mówią że mam okropną koleżankę.

Dobrego dnia. Dołączam kilka zdjęć z jakże pięknej w tej mgle Polski.

23
Styczeń
2003
07:57

Ildefonsa i Rajmunda - wszystkiego dobrego

23 stycznia 2003, czwartek, 07:57

Marii, Ildefonsa, Rajmunda – wszystkiego dobrego.

KOCHAĆ JEDNEGO JEST BARBARZYŃSTWEM, GDYŻ DZIEJE SIĘ TO ZE SZKODĄ DLA WSZYSTKICH INNYCH. NAWET, GDY SIĘ KOCHA BOGA. (Friedrich Wilhelm Nietzsche).

Miłość symbolizuje oddanie, poświęcenie. Zależy nam na osobie, którą kochamy, i dlatego jesteśmy w stanie ją traktować szczególnie. Kochając Boga, Jemu się poświęcając- oddajemy najlepszą cząstkę swoich uczuć bóstwu nie bliźnim. (Marek Niechwiej)

Myślę, że jest to sprawa indywidualnej potrzeby i wyboru i nie ma powodu tego komentować.

Jak wczoraj wspomniałam czytam wciąż materiały, wydawnictwa, Centrum Praw Kobiet i Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania rodziny. Mam uczucie, że czytam o zwierzętach nie ludziach. Ilość okrucieństwa, patologii, bezmyślności i zła nie mieści się w głowie. A samotność, bezradność tych ludzi, bezduszność przepisów i prawa, rozmiar bezsilności wobec złośliwości i obojętności ludzkiej a raczej urzędniczej, zdumiewa. Wstrząsające i przerażające, ale najbardziej porusza obojętność ludzi dookoła, obojętnych świadków tych tragedii, sąsiadów, nauczycieli w szkołach dzieci z tych rodzin, ich kolegów, przechodniów, wszystkich, którzy się o te tragedie otarli, przeszli koło nich, obserwowali je…Nieprawdopodobne. Cały czas czytając zastanawiam się, co bym sama zrobiła, na co mogłabym liczyć, gdybym pewnej nocy musiała uciekać z domu z dziećmi, ratując je i siebie, przed rozjuszonym pijanym potworem, nauczona poprzednimi doświadczeniami, że pomoc policji w takich sytuacjach, kończy się pouczeniem i kolejnym potem pobiciem z zemsty. Co bym zrobiła sama, często dwojgiem, trojgiem, maleńkich dzieci, w ciąży być może, gdybym znalazła się pewnej nocy czy dnia w sytuacji bez wyjścia, stanęłabym na ulicy i co?…

Ale zastanawia mnie też inny aspekt tych spraw, czy ci mężczyźni, wcześniej w okresie przed ślubem, dziećmi, wspólnym życiem, byli inni? Byli aniołami? Nie zdradzali oznak późniejszych zachowań? Czy te wszystkie kobiety tego nie widziały, nie przeczuwały, nie spodziewały się, że tak może być? Przecież to można wyczytać ze wszystkiego, spojrzenia na dziecko, kota, w rozmowach, po tym jak traktuje swoją matkę, ojca, psa, po dotyku, zachowaniu…

Niepotrzebnie się mądrzę, są środowiska, w których mężczyna nie pomaga ci nieść ciężkich bagaży czy nie otwiera przed tobą ciężkich drzwi, nie podaje płaszcza przy ubieraniu… Dziwię się zakochanej kobiecie, że nie myśli o przyszłości swojej i swoich dzieci z nim, słysząc alarmujące tony w głosie czy oznaki chamstwa i okrucieństwa w stosunku do innych?….Jestem głupia.

I co więcej jestem tu stereotypowo i konwencjonalnie po stronie kobiet, w oczywisty i naturalny sposób, ale jednak. A przynajmniej powoła tych tragedii jest także ich winą, a w każdym razie „na ich życzenie”, jeśli można by tu przy tym temacie użyć tak kolokwialnego wyrażenia…Choćby jedna rzecz, wiele z nich piło z tym mężczyznami, co wieczór, spokojnie, nie myśląc o przyszłości, mówiąc na przykład jak jedna ze zwierzających się pań: „Lepiej żeby pił ze mną w domu, przy mnie, niż na mieście,” – a dzieci? Ich uczucia, rozwój, wychowanie, spojrzenie? Nie mają znaczenia?

Przepraszam, że Was meczę takim tematem. I to poruszając go w sposób tak powierzchowny, za co głównie powinnam przeprosić. Ale może warto, choć przez moment, choćby tylko tak i tylko na sekundę się nad tym zatrzymać…

Dobrego dnia.

18
Styczeń
2003
08:22

Piotra i Małgorzaty - wszystkiego dobrego

18 stycznia 2003, sobota, 08:22

KTO GARDZI SAMYM SOBĄ, TEN PODWAŻA JESZCZE SIEBIE JAKO WZGARDZICIELA. (Friedrich Wilhelm Nitzsche).

Kto gardzi sobą, podwójnie siebie deprecjonuje. Gardzi wzgardzicielem, wiec odbiera wartość nawet jego pogardzie. Brak szacunku do siebie samego podważa autorytet samego wątpiącego. Jest to swoisty paradoks. (Marek Niechwiej).

Rzecz idzie o to żeby w ogóle mieć umeijetność samooceny. Jeśli ktoś sobą gardzi to istnieje możliwość że będzie starał się siebie”podnieść wyżej „choćby w swoich oczach, a to już jest nieźle. Niestety najczęściej spotykamy się ze „świniami”, u których w ogóle nie następuje żadna refleksja, a już na pewno nie samoocena negatywna. Ten paradoks filozoficzny, o którym pisze pan Niechwiej, mniej więc nas boli, niż to.

Dostałam w prezencie tak ładną książeczkę „Najpiękniejsze modlitwy”.

Oto jedna z nich:

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak jako miedz brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelka wiedzę, i wszelka wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał całą jałmużnę cała majętność moja, a miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zna zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieje, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. Tak wiec trwają wiara, nadzieja, miłość- te trzy, z nich zaś największa jest miłość.

Św. Paweł Apostoł (I w.n.e.) I List do Koryntian.

Dobrego dnia. Ja jestem pogrążona w lekturach dostarczonych mi przez Centrum Praw Kobiet i Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Przerażające lektury. Niewiarygodne. Przy tej lekturze myśli filozofów, modlitwy, zaklęcia, wiara, nadzieja i miłość wydają się okrutnym żartem.

Dobrego dnia.

17
Styczeń
2003
09:25

Antoniego i Rocisława - wszystkiego dobrego

17 stycznia 2003, piątek, 09:25

Antoniego, Mariana, Rościsława – wszystkiego dobrego.

W POKOJOWYCH OKOLICZNOŚCIACH NAPADA WOJOWNICZY CZŁOWIEK NA SIEBIE SAMEGO. (Friedrich Wilhelm Nietzsche)

Człowiek musi wciąż z kimś walczyć, ponieważ taka jest jego natura. Człowiek, którego energia musi być zużyta w walce, zmaga się z własnym losem. W chwili ciszy bije się on z własnymi myślami, namiętnościami, zagłusza rozterki – nie jest w stanie zaznać spokoju. (Marek Niechwiej)

Ach jak uwielbiam być w stanie spokoju i walczyć, zmagać się sama ze sobą, ze swoimi myślami i rozterkami! Zawsze prawie powstaje z tego coś, co widać potem na scenie lub ekranie. Ach, stan spokoju i zużywanie energii na walkę ze sobą a nie tracenie jej na niepotrzebne konflikty codzienne i walkę z innymi. Ach!

Okazuje się, że kluseczki francuskie wymienione przeze mnie kilka dni temu, przy okazji opisu jakiegoś dnia, tak na marginesie, zrobiły trochę zamieszania. Potem w korespondencji jakiś pan poprosił mnie o przepis. Podałam go od niechcenia, notując to co dyktowała mi mama, potem kilka osób nie mogło przepisu znaleźć w archiwum poczty, następnie okazało się że bezpodstawnie nazwałam je francuskimi, a dodatkowo że źle gramatycznie użyłam odmiany słowa kluseczki, kilka razy odpowiadałam przypadkowo spotkanym czytelniczkom mojej strony, jak je kłaść łyżką, jak się to robi, kilka osób objaśniało mnie o odmianie niemieckiej tych klusek, i jak się to robi oraz jak nazywa i jak wygląda garnek do robienia takich klusek, czy klusków, tak żeby były równiutkie itd. itd.

I pomyśleć ile emocji i problemów mogą przynieść głupie kluseczki.

Żeby była zgoda znalazłam przepis na KLUSECZKI FRANCUSKIE w książce kucharskiej pani Neli Rubinsteinowej:

  • 1 szklanka (1/4 litra) gor?cej wody
  • 4 łyżki sto?owe (60 g) masła
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/2 szklanki (70 g) maki
  • 3 jajka
  • 2 l płynu do gotowania: wody lub rosołu

W małym rondelku roztopić masło. Dodać mąkę, dokładnie wymieszać za pomocą sztywnej trzepaczki. Zdjąć z ognia, dodać szklankę gorącej wody i bardzo energicznie wymieszać. Dodać sól. Gdy masa jest całkiem gładka, wbijać kolejno jajka, następne dodawać dopiero wtedy, gdy mamy pewność, że poprzednie zostało dokładnie wymieszane z masą. Garnek zostawić bez przykrycia na ok. 15 minut. Dobrze jest przechylić go nieco i podeprzeć, tak, aby całe ciasto skupiło się w jednym miejscu, co później ułatwi nam formowanie klusek. Owo odstawienie ciasta by”odpoczęło”oraz umiejętność formowania klusek – to dwa najważniejsze sekrety, gwarantujące, że kluski się udadzą. Jest tez trzeci sekret: płyn, w którym będziemy gotować kluski, powinien być na granicy wrzenia, a garnek- duży i szeroki (im szerszy, tym lepiej), by pęczniejące kluski miały dużo miejsca i zachowały swój kształt. Do formowania klusek najbardziej przydatna jest dość wąska i możliwie ostro zakończona łyżka deserowa. Łyżkę zanurzyć w Gorącym płynie, w którym gotować będziemy kluski, następnie czubkiem i jednym bokiem zagarnąć grudkę ciasta, zwracając jednak uwagę, by była ona pulchna i wypukła. Łyżkę z ciastem zanurzyć w gorącym płynie. Kluska powinna sama się odkleić od łyżki. Z pozostałymi kluskami postępować jak z pierwszą.. Gdy wszystkie kluski będą się gotować, garnek przykryć,. Gotować 2 do 4 minut. Potem należy błyskawicznie ostudzić płyn, w którym się ugotowały, najlepiej wrzucić kostki lodu lub dolać zimnej wody. Kluski podawać natychmiast.

No mam nadzieje, że wszyscy teraz będą usatysfakcjonowani i problem kluseczek będziemy mieli z głowy.

A teraz, ponieważ zajmujemy się dzisiaj sprawami małymi, bieg świata zostawiając z boku i samemu sobie, wypracowanie mojego syna na temat „Mój sposób na handrę” u niego chandra przez samo h i pewnie słusznie, bo co ta za chandra- poprawnie napisana, żadna chandra! Dopiero Handra robi wrażenie!

….Kiedy jestem smutny i mam handrę jest mi bardzo źle- nie lubię być smutny. Na szczęście jest szczęście i radość. Są również inne rzeczy takie jak: przyjaźń, dobroć i bezinteresowność. Gdy ktoś jest smutny i źle się czuje, dobry kolega lub rodzeństwo mogą poprawić temu komuś nastrój. Mi zły nastrój przechodzi z biegiem czasu, ale gdy przytulę się do babci albo porozmawiam z kolegą, jest mi raźniej.

Myślę, że większość przypadków handry nastaje w zły dzień i ludzi są po prostu dla siebie niegrzeczni. A ten przysłowiowy zły dzień to taki, w którym ktoś wstaje”lewą nogą od samego początku wszystko mu się psuje. Żal mi tych ludzi, bo sam wiem, co to jest „Mieć handrę” Sam ją nieraz miałem….

A na koniec, dla zabawy dołączam interesujący – bo pesymistyczny, zapis graficzny tego wypracowania. Ważne jest, aby forma była adekwatna do treści. To wypracowanie bardzo mnie rozczuliło, ponieważ jego autor, jeśli miał kiedyś chandrę, to ja, jego matka, nigdy tego nie zauważyłam, a jeśli nawet, to i tak, jak sam zresztą pisze, przechodzi mu to z czasem i przytuleniem. Czas potrzebny mu do pokonania chandry jest u niego bardzo krótki jak mgnienie oka. I to jest wielkie szczęście. Natomiast gentelmen ów, dziś rano, widząc pewnie jak przechodząc, od niechcenia, całuję jego brata w pochyloną szyję, – wygłosił do nas, całej rodziny siedzącej przy śniadaniowym stole takie oto zdanie: „- Bardzo lubię jak mnie całujecie, kiedy wcześniej was o to nie proszę!”. Zapytałam: -„Czy chodzi o to, że mamy cię całować sami z siebie?”-„Tak”- odparł krótko.

O! I to też jest ważne! Trzeba zawiadamiać otoczenie o oczekiwaniach, żeby potem nie było pretensji i niedomówień, no i powodów do chandry w związku z tym.

Wypracowanie- szata graficzna- oraz najlepsze życzenia- dobrego dnia.

16
Styczeń
2003
07:34

Marcelego i Włodzimierza - wszystkiego dobrego

16 stycznia 2003, czwartek, 07:34

Bernarda, Marcelego, Włodzimierza – wszystkiego dobrego.

KTÓŻ GWOLI SWEJ DOBREJ OPINII NIE POŚWIECIŁ JUŻ KIEDYŚ SIEBIE SAMEGO.(Friedrich Wilhelm Nietzsche)

Przed opinia ogółu niejeden człowiek zaprzecza samemu sobie. Woli wyrzec się siebie niż utracić akceptację społeczną… Jest „swój”. Nie naraża się na ostracyzm kosztem prawdy. Obawa przez innością kształtuje życie wielu z nas. (Marek Niechwiej)

Tak i ja postąpiłam tak, kilka razy w życiu, na szczęście w sprawach drobnych, ale nic nigdy potem tak nie uwierało jak świadomość, że to zrobiłam.

Dziś nocą, właściwie wczoraj, bo skończyło się to o 24.00, byłam w radio z powodu audycji o mnie, na mój temat. Było mi bardzo miło, przyszedł i był ze mną w studiu cały czas Andrzej Wajda, co jest dla mnie wielkim honorem i wyróżnieniem, słuchałam wielu wypowiedzi na mój temat, nagranych wcześniej. Słuchałam mówiących o mnie przyjaciół, męża, dzieci, znajomych, i śmieszyło mnie jak wszyscy unikają słowa „gwiazda” bo wiedza co o nim myślę,  że traktuję je jako obraźliwe. Marek Kondrat wręcz przeprosił mnie, że mu się w stosunku do mnie to słowo wymknęło i wygłosił drobne wyjaśnienie, dlaczego słowo gwiazda stało się ostatnio u nas określeniem pejoratywnym, i jak łatwo i z byle powodu zostaje się u nas „gwiazdą”.

Gwiazda. Kiedyś przed laty, robiłam we Francji film z gwiazdami. Wielkimi gwiazdami – Lino Venturą i Michelem Piccoli. Słuchałam jak rozmawiali o innych gwiazdach, o Belmondo, Delonie, Bardot, Deneuve, Adjani…. Komentowali ich wywiady, postępowanie, wypowiedzi, decyzje zawodowe. Komentowali ze śmiertelną powagą, najdrobniejsze ich posunięcia. Francja jest jedynym krajem w Europie gdzie system gwiazd wciąż instnieje i ma siłę. A bycie gwiazdą prawdziwie zobowiązuje.

Zastanawiałam się wtedy, co to znaczy tak naprawdę, być gwiazdą, co wyróżnia gwiazdę, co ją charakteryzuje. Otóż gwiazda to przede wszystkim wyraźna akceptowana, lubiana, wykreowana indywidualność. To ktoś, kto grając różne role jest dalej sobą, nigdy nie opuszcza, nie rezygnuje z siebie. To zdumiewajace, ale to pierwsza zasada gwiazd. Nie wolno się paradoksalnie dla tego zawodu, zmienić, zdradzić siebie, zabrać widzom swój ukształtowany i zaakceptowany przez nich wizerunek. Odrzucić atrybuty związane z tym wizerunkiem. Trzeba wciąż grać tak samo! Zmiany publiczność nie nawiedzi i nie akceptuje. (Okulary Cybulskiego, zmiana koloru skóry u Marleny Dietrich, – kiedy zagrała cygankę, Rita Hayworth, gdy po rolach tajemniczych kobiet zagrała nagle „złą”).

Pamiętam jak wtedy, we Francji, wciąż słyszałam: Lino (Ventura) nie całuje kobiet na ekranie, nie pocałował nawet Brigitte Bardot ani Romy Shneider, Piccoli nie biega, Belmondo nie uderza kobiety w twarz itd., itd. ..Pamiętam jak na moje pytanie dlaczego Lino nie całuje na ekranie, przecież gra kogoś innego , role , jest w roli, jest kimś innym – usłyszałam zdziwioną pytaniem odpowiedz: -Lino ma chore dziecko, wie o tym cała Francja, jest czułym ojcem i mężem, Francuzi są z nim w nieszczęściu, nikt nie widział tego dziecka , Lino nie pozwolił go nigdy pokazać w mediach , nie udzielił na ten temat wywiadu, ale też nie zdradza rodziny nawet w roli , na ekranie. Żona i dziecko. Pocałowanie innej kobiety nawet w roli, byłoby skazą na jego wizerunku. Zdumiałam się. W filmie który kręciliśmy byłam jego żoną, w chwile później graliśmy scenę w której witamy się pod długiej rozłące – Lino przed kamerą uśmiechnął się na mój widok, przytulił mnie i…. pocałował w policzek. Opowiadano mi, że po pierwszym dniu zdjęciowym w filmie, który kręcił rok wcześniej, zmieniono reżysera, ponieważ w scenie rozgrywającej się w przedziale pociągu, reżyser posadził naprzeciwko Lino, dziewczynkę liżąca dwuznacznie według Lino loda. Lino zagrał, bez słowa, po zdjęciach tego dnia pojechał spokojnie do domu i …następnego dnia zmieniono reżysera…Tak mi to opowiadano. Opowiadano mi też historię o Belmondo, który nawet nie rozmawiał z reżyserem po zaproponowaniu mu scenariusza z rolą dla niego, tylko po przeczytaniu, spotkał się z nim w kawiarni, podszedł do stolika, rzucił scenariusz na stół, i powiedział głośno: „Belmondo nie bije kobiet!” Odwrócił się i wyszedł…

Kiedy kończyłam Szkołę Teatralną , pisałam pracę magisterską na temat sukcesu. Miało to tytuł „Recepta na sukces”. Starłam się zanalizować aktorów, postaci, które zdobyły sukces u publiczności, ich cechy charakteru, ich fizyczności, nastroje i potrzeby publiczności na które oni odpowiedzieli, wizerunki które trafiły na swój „czas”. Analizowałam i postanowiłam potem wyciągnąć z tego wnioski. Przyglądałam się cechom osobowości, sztandarowych gwiazd europejskich i polskich, bo amerykańskie zasady „star systemu”, wydały mi się odmienne i zbyt odległe. I…. wyszło mi wtedy z tej pracy, że żeby zdobyć prawdziwy sukces , być autentyczną gwiazdą w Polsce, trzeba być psem Szarikiem, Czterema Pancernymi albo Matysiakami. Ale wynikała z tej analizy także jedna prawda – nie ma mowy o zmianie, o tym żeby nagle Szarik zdradził Janka, Janek zmienił kolor włosów, albo Pani Matysiakowa ukradła coś w sklepie czy choćby zmieniła sposób bycia czy zareagowała na coś w sposób dla odbiorców niespodziewany, inny…

Tak, bycie gwiazdą to więzienie, dla prawdziwego aktora, „aktorusa”, człowieka, który marzy o transformacji, poszukuje w różnych kierunkach, zmienia się i stara się odejść jak najdalej od siebie, zadziwić widzów umeijetnoscią zmiany. Więzienie. Pęta. Ograniczenie. A z drugiej strony, jeśli się to udaje, taka całkowita odmiana- zyskuje tylko chwilowy podziw, a traci….. coś bardzo , bardzo cennego, miłość i zaufanie widzów …bo jest to prawie zawsze traktowane przez widzów jak zdrada.

Dobrym aktorem teoretycznie może być każdy, gwiazdą nieliczni. Co więcej Gwiazda wcale nie musi być dobrym aktorem w zamian , ale za to, jak się to razem zdarzy …!

Dobrego dnia.

15
Styczeń
2003
07:50

Pawła i Izydora - wszystkiego dobrego

15 stycznia 2003, środa, 07:50

Dąbrówki, Domasława, Makarego, Pawła – wszystkiego dobrego.

GDY SIĘ TRESUJE SWE SUMIENIE, TO GRYZĄC- CAŁUJE NAS ONO ZARAZEM. (Friedrich Wilhelm Nietzsche).

Wola mocy (energia, siła życiowa) kształtuje ducha i jego „czystość”, „szlachetność”. Kształtowanie sumienia i charakteru odbywa się na drodze wielu wyrzeczeń. Zdajemy sobie sprawę, kształtując naszą własną osobowość, iż jest to tym pożyteczniejsze, im więcej nas kosztuje energii, poświecenia. (Marek Niechwiej)

Kształtowanie sumienia. Oto, co opowiedział mi o tym mój syn. Mieli w szkole lekcję wychowawczą o moralności i prawości, a potem klasówkę z historii. W pewnym momencie dostał ściągę z nazwiskami filozofów i dramaturgów w starożytnej Grecji. Filozofów tylko sprawdził i okazało się, że odpowiedział dobrze a nazwisk dramaturgów nie pamiętał. Na ściądze były cztery nazwiska. W ramach kształtowania sumienia napisał tylko jedno – Sofokles, i to tylko, dlatego że zamierzał je napisać i bez ściągi. Ale potem budzące się wyrzuty sumienia i moralność świeżo przypomniana na lekcji wychowawczej, kazała mu zrezygnować z podpowiedzi i postanowił Sofoklesa wymazać, trudno. Jednak, kiedy już się do tego zabierał zrobiło mu się żal, bo jednak trochę o Sofoklesie pamiętał, więc żeby było sprawiedliwie specjalnie zrobił błąd w nazwisku i zmienił literkę e na literkę a, i wyszedł mu Sofoklas. Tak zostawił i uznał, że tak będzie sprawiedliwie i moralnie. Bardzo mi się ta historyjka o kształtowaniu sumienia spodobała.

Jeśli już mówimy o moralności, sumieniu i prawości, to ilość afer ujawnianych w mediach, dotyczących ludzi z pierwszych stron gazet, jest przerażająca. Wielu z nich znam i szanuję. Będę szanować dopóki zarzuty nie zostaną potwierdzone. W głowie mi się nie mieści to, co zostaje podane do wiadomości publicznej a plotki krążące dookoła tego są dla mnie przerażające i równie niepojęte. Każdego dnia mam wrażenie, że śnię….Czy to świadczy o mojej naiwności? Nie. Nie chcę żeby tak było. Sprzeciwiam się.

Przypomniało mi się właśnie jak kiedyś moja koleżanka, aktorka niemiecka, podczas konferencji prasowej dotyczącej filmu, który właśnie kręciłyśmy, zaczepiła nagle publicznie dziennikarza, który przyszedł na te konferencję, ale jednocześnie, kiedyś, napisał krytyczny tekst o niej i zamieścił w brukowej prasie: -Koleś! Jesteś Tu?! Eee ty! Ekspert! Chcesz poznać życie erotyczne gwiazd? To, choć najpierw ze mną do łóżka. A jak nie to się zamknij i nie mów o czymś, o czym nie masz zielonego pojęcia i czego nie zrozumiesz. Poznaj temat! Nie chcesz!? Pamiętam, byłam w szoku. Inni nie. Nawet reżyser naszego filmu się uśmiechał. Wszyscy uznali to za normalne, i przeszli nad tym do porządku dziennego.

Czytam różne teksty teatralne. Na razie największe wrażenie zrobiła na mnie opowieść o kobiecie siedzącej w więzieniu za zabicie męża. Zabiła go, ponieważ molestował ją psychicznie i systematycznie obniżał poczucie jej wartości i upokarzał ją. Zrobiło to na mnie wrażenie. Nie ma takich tekstów. O kobiecie, poważnie i szczegółowo…

Niby nie a propos, ale makijaż byłej wiceminister kultury i sztuki a teraz szefowej kancelarii premiera pani Jakubowskiej robi na mnie za każdym razem, kiedy rzeczona dama pojawia się w telewzji, piorunujące wrażenie. Wygląda tak jakby ją ktoś poważnie pobił, w okolicach oczu, a przecież możnaby zmienić makijaż na optymistyczny i poprawić wizerunek kancelarii…

Dobrego dnia. Dziś znów „Mewa” w Teatrze Studio. A brytyjska królowa wyszła ze szpitala po operacji kolana uśmiechnięta i w dobrej formie. 74 lata!

14
Styczeń
2003
09:04

Feliksa i Hilarego - wszystkiego dobrego

14 stycznia 2003, wtorek, 09:04

Feliksa, Hilarego, Odona, Radosta – wszystkiego dobrego.

CZŁOWIEK SZLACHETNEGO POKROJU UWAŻA SIEBIE JAKO MIARĘ WARTOŚCI, NIE POTRZEBUJE APROBATY. (Friedrich Wilhelm Nietzsche).

Szlachetny człowiek to jednostka pewna swoich przekonań, czysta duchowo, czyli żyjąca bez obawy przed własnym losem i opinią ludzi. Siła nie pochodzi z zewnątrz, lecz ze mnie samego. (Marek Niechwiej)

Wspaniałe zdanie. Kto potrafi się pod tym podpisać? Powiedzieć, myśleć tak o sobie? Mam nadzieję że ja mam prawo. Ale potrzebuję aprobaty. Aż takiej siły nie mam. Każdy potrzebuje. Właściwie nie znam nikogo, kto nie potrzebuje.

Mam dziś dużo innego pisania niż do Was, więc mi wybaczcie. Żegnam się.

Usłyszane wczoraj: Przychodzi królik do sowy siedzącej wysoko na gałęzi i prosi o radę, bo nie wie jak żyć, a sowa mu imponuje swoja niezależnością, mądrością i wolnością. Sowa odpowiada na to: – Ja po prostu mam wszystko w d… Zachwyciło to królika, prostota i mądrość tej rady. Położył się w pobliżu i po prostu zasnął. Rano sowa widzi nędzne resztki futerka, które po króliku zostały: – Ach, zapomniałam ci mały, powiedzieć, że żeby mieć wszystko w d… trzeba być na pewnym poziomie.

Dobrego dnia. Bardzo dobrego. Przepis na kluseczki francuskie w korespondencji.

13
Styczeń
2003
07:40

Weroniki i Bogumiły - wszystkiego dobrego

13 stycznia 2003, poniedziałek, 07:40

Weroniki, Bogumiła, Leoncjusza – wszystkiego dobrego.

KOBIETA MOŻE BYĆ PRZYJACIÓŁKĄ MĘŻCZYZNY, LECZ BY UCZUCIE TRWAŁO, NIEZBĘDNE JEST WESPRZEĆ JE ODROBINĄ FIZYCZNEJ ANTYPATII. (Friedrich Wilhelm Nietzsche).

Dla docenienia sympatii potrzebna jest (dla kontrastu) antypatia. Nietzsche pojmuje miłość przez pryzmat jej zaprzeczenia (kocham kogoś, lecz nie mówię mu tego wprost, wypróbowuje jego uczucia poprzez stwarzanie niesprzyjających miłości.) Poleca dawkowanie uczucia i nieuleganie emocji. (Marek Niechwiej)

Ta myśl jest tak zdumiewająca, zabawna i trafna myśl, z gatunku psychologii codziennej, że postanowiłam wam dziś troszkę napisać o Nietzschem. Umarł w 1900 roku, był niemieckim filozofem, którego twórczość była inspiracją dla epoki modernizmu i końca wieku. Patronowała tendencjom nihilizmu, dekadencji i pesymizmu w literaturze i sztuce. A potem jego filozofia, celowo zniekształcona, została przywłaszczona przez ideologów nazizmu. Przewartościowanie wszelkich wartości, usytuowanie się poza dobrem i złem, „mądrość tragiczna”, ideał „nadczłowieka” powodowanego „wolą mocy” realizująca się dążeniem do władzy i panowaniem, obwieszczenie „Śmierci Boga” i krytyka chrześcijaństwa, były dla niego symbolami buntu przeciwko mieszczaństwu, jego kulturze i obłudnej religijności. Choroba, wieczne napięcie, skrajny bunt, krytyka współczesności, doprowadziły go w rezultacie do obłędu.

Podobno mamy teraz epokę postmodernizmu a idee nihilistyczne i dekadentyzm znów zapanowują w sztuce. Na to w każdym razie powołuje się wielu twórców. Młodzież. Młodzież. Młodzież filmowa i teatralna.

Boże, ja mi to obce i z jaką niechęcią tego słucham i to oglądam. I jak mnie meczy to napięcie, te zacięte usta i serca, to nabzdyczenie i pod hasłem „robimy sztukę!”. Ten brak szczerości, autentyczności, radości, prostoty a najczęściej rzetelności i kompetencji. Jak męczy…. A brak tolerancji z obu stron dla inaczej myślących jest przerażający…Dla wszystkich jest miejsce. A określenie „postmodernistyczne gówno”, w ustach drugiej strony też jest przesadą. A co najsmutniejsze, nie ma w tym konflikcie nic prawdziwego. Walki pokoleń, ścierania się punktów widzenia, światopoglądów, form, jest walka o „kasę”, której coraz mniej…

O słodkie mieszczaństwo, słodka warstwo średnia, największy konsumencie kultury, to o zdobycie ciebie chodzi…Jesteś? Czy cię nie ma? W jakiej jesteś kondycji. Siedzisz przed telewizorem. Wiem. I to telewizja kształtuje twój gust i aspiracje, pochyla się nad tobą, pieści cię i łaskocze, kołysze do snu i usypia znieczulając na wszystko inne….Ustawa dotycząca radiofonii i telewizji, która ma wejść – jest dla ciebie. Aby cię ratować, podnieść, wykształcić, nauczyć dobrych snobizmów, podnieść wyżej….Misja, misja, misja słyszymy. No….Zobaczymy.

Dobrego dnia. Jadę do Włocławka. „Mała Steinberg” dziś do mnie wraca. Czym jest Nietzsche i cała jego filozofia nihilizmu, naprzeciwko chorego dziecka i jego radości życia? Funtem kłaków nic nie wartych.

12
Styczeń
2003
09:23

Benedykta i Arkadiusza - wszystkiego dobrego

12 stycznia 2003, niedziela, 09:23

Czesławy, Arkadiusza, Benedykta, Bernarda – wszystkiego dobrego.

ZDARZA SIĘ NIEWINNOŚĆ KŁAMSTWA, BĘDĄCA OZNAKĄ DOBREJ WIARY I SWĄ SPRAWĘ. (Friedrich Wilhelm Nietzsche)

Dobra wiara ma miejsce wówczas, kiedy jesteśmy przekonani o słuszności sprawy. Sumienie mówi nam ze działamy sprawiedliwie. Wielkie wojny ludzkości także prowadzone w dobrej wierze. Nawet obłuda bywa usprawiedliwiona, ponieważ służąc słusznej idei, sama przybiera znamiona słuszności, wybielona w potoku wielkich wydarzeń historii. (Marek Niechwiej)

Dziś niedziela – odpoczywamy.

Dobrego dnia Moi Drodzy!

Wieczorem”Wirginia”. Jutro Włocławek i „Mała Steinberg”dwa razy. Odpoczywamy.

Dołączam dla Was Tadeusza Brudzyńskiego dwa obrazy „Wernisaże”

Tak dla niedzielnej przyjemności, bo mi się podobają.

11
Styczeń
2003
08:24

Matyldy i Honoraty - wszystkiego dobrego

11 stycznia 2003, sobota, 08:24

Honoraty, Matyldy, Aleksandra, Feliksa – wszystkiego dobrego.

JAK PRAWOŚĆ CZĘSTO BYWA PŁASZCZEM, POD KTÓRYM KRYJE SIĘ SŁABOŚĆ, TAK NIERAZ LUDZIE PRAWNIE MYŚLĄCY LECZ SŁABI UCIEKAJĄ SIĘ DO UDAWANIA I JAWNIE POSTĘPUJĄ NIESPRAWIEDLIWIE I OKRUTNIE – ŻEBY POZOSTAWIĆ WRAŻENIE SIŁY. (Friedrich Wilhelm Nietzsche)

Filozofia może być jedynie ucieczką od uświadomienia sobie własnej słabości. Podobnie niektórzy ludzie bronią prawa, ponieważ nie mają odwagi, aby mu się przeciwstawić. Nietzsche wspomina równocześnie tych, którzy z natury słabi, działają dla pozoru w ten sposób, by uchodzić za silnych. Łamią nawet prawo, chociaż w głębi duszy uznają za słuszne i zgadzają się z nim. Wyrzekają się swoich prawdziwych przekonań w imię opinii, że są silnymi jednostkami. (Marek Niechwiej)

Wczoraj dzień codzienny, zwykły i błahy. Przy śniadaniu z Jędrkiem przebranym w białą koszulę i kamizelkę, bo miał w południe grać Anioła w szkolnych Jasełkach, w zastępstwie chorej koleżanki, zastanawialiśmy się, w jakiej temperaturze minusowej zamarza w powietrzu wypluta ślina. Podobno dopiero przy – 40. Zapytałam go jak ma zamiar zagrać Anioła, powiedział że bez interpretacji bo to zastępstwo, i wiersza „O pasterze!” nauczył się wieczorem, a ręce będzie i tak trzymał w kieszeniach bo nie wie co z nimi zrobić. Anioł z rękami w kieszeniach? Zaprotestowałam. – Czasy się zmieniły – usłyszałam w odpowiedzi. Czasy się zmieniły rzeczywiście, Adaś – straszy, nie może w żaden sposób przebrnąć przez „Krzyżaków” Sienkiewicza. Zdumiałam się. – Przecież to wspaniała książka! Przerażająca. Ksenofobiczna – wtrącił mąż nie a propos.

– Pamiętam w waszym wieku, w kinie na tym filmie, z przerażenia siedziałam pod krzesłem… a Danuśka… a oślepiony Jurand. Straszne. Spojrzeli na nie obaj z politowaniem. – Mamo czasy się zmieniły! W jakim sensie? -W każdym. W ogóle. -Że co że „Szklana pułapka II” na przykład, którą oglądaliście wczoraj? Mnie to też nie przeraża, tylko denerwuje, bo tam nie ma uczuć.

Dookoła stołu pies i dwa koty, pies cały czas w pozycji proszącej, koty kombinują jak się dostać na stół. – Przestań karmić tego psa, ma już tyłek jak szafę! – to do mnie, mama, z pretensjami. -Krysia rozpuści i wypaczy charakter każdego!- to o mnie, mąż. – Mamo jak rozpoznać płeć ryby?. Nie wiem. Są sekserzy? Jak do kurcząt? Nie mam zielonego pojęcia. Czy może być na obiad cielęcina w sosie i francuskie kluseczki? Pycha! Och jak dawno nie jadłem kiślu? Babciu zrobisz kisiel, tylko nie instant, tylko taki normalny jak dawniej! – A widzisz?! Kisiel dany dobry, a „Krzyżacy” go nudzą! Podobno dyrektorem Teatru w Łodzi po Dejmku został Królikiewicz! Podobno. Zdumiewająca decyzja, czy on cos zrobił w teatrze? A pamiętasz to u niego w „Fauście” telewizyjnym te tłumy, nago, w kiślu….Podobno jacyś aktorzy go potem skarżyli do sadu… za…Idziemy umyć zęby, bo się spóźnimy. Tato odwieź nas do szkoły, bo mróz! Ja wczoraj chodziłam z przyjemnością po Milanówku! Wcale nie jest zimo! Bo tobie babciu to jest zawsze dobrze….Tobie to byle, co wystarczy! Jako to byle, co? O co wam chodzi?! Jagódka wczoraj zjadła moje buty i też dobrze. Ja mam po prostu dobry charakter. No, jak to młody pies….musi cos popsuć, pogryźć. Tylko po szkole od razu do domu! Bo czekamy z obiadem i się denerwujemy!. Babciu zapamiętaj – jak odzywa się sekretarka w naszych telefonach, to nic złego się nie stało. Złodzieje i porywacze od razu wyrzucają karty. Jak nie ma sekretarki to się dopiero możesz zacząć martwić. O Matko! Dziękuję za pocieszenie! Rita prawie wcale już nie widzi….ma całkiem mleczne oczy. Staruszka. Jak jest teraz tak zimno ,a ona od siebie nie wychodzi to boję się że umarła. Ona już tez prawie nie słyszy , ile ona ma 19 lat? Jak na psa to za dużo. Ona ma tam kaloryfer? Oczywiście…Kto jeszcze herbaty?…

Życie, codziennie, jaka przyjemność!!!!

Dobrego dnia. Na obiad pomidorowa z makaronem. Cielęcina w sosie, francuskie kluseczki i ogórek konserwowy. Na deser kisiel. Idę do dentysty. Wieczorem „Wirginia” i tak upłynie zwykły dzień…

Dobrego dnia.

10
Styczeń
2003
05:05

Jana i Wilhelma - wszystkiego dobrego

10 stycznia 2003, piątek, 05:05

Dobrosława, Grzegorza, Jana, Wilhelma – wszystkiego dobrego.

ZNAJDZIE SIĘ WIĘCEJ SZCZĘŚCIA, NIŻ GO MĘTNE OCZY WIDZĄ, JEŻELI TYLKO RACHUJE SIĘ SUMIENIE I NIE ZAPOMINA O ŻADNEJ Z OWYCH POGODNYCH CHWIL, W KTÓRE OBFITUJE KAŻDY DZIEŃ, NAWET W NAJSMUTNIEJSZYM ŻYCIU LUDZKIM (Friedrich Wilhelm Nietzsche 1844-1900).

„Filozof przemocy” wszędzie dopatruje się „przewartościowania wszelkich wartości”, który to stan jest zgodny, wedle niego, z naturalnym porządkiem rzeczy. A oto niespodziewanie pogodna nuta i zaczęta do czerpania z życia tego, co pozornie zwyczajne. (Marek Niechwiej)

Daleko, gdzieś w Nowym Jorku wyskoczył z okna i popełnił samobójstwo mój daleki, daleki kuzyn. Nie znałam go. Nic o nim nie wiem. Właściwie dowiedziałam się o nim dopiero, kiedy się zabił. Słyszę rozmowy telefoniczne, komentarze całej rodziny: – „Och on był depresjonistą! Cała ta gałąź rodziny od Zbyszka to byli niezrównoważeni! Samobójstwo? Dlaczego? Z jakiego powodu? Jakikolwiek by nie był, samobójstwo to choroba! Żaden normalny człowiek nie popełnia samobójstwa. Depresja. To już drugi przypadek, przecież brat Małgosi też się zabił! Miał jakieś powody, podobno żona go opuściła czy coś, ale umówmy się, normalny człowiek nie połyka fiolki leków z powodu odejścia kobiety! Miał przecież obowiązki! Tam były dzieci! Oni wszyscy są walnięci. Nadwrażliwi. Delikatni. Na to są proszki. To się leczy. No, ale podobno ten teraz w tej Ameryce miał jakieś straszne problemy, majątkowe, długi, emigrant, stres, tęsknota za krajem a nie mógł wrócić… No może. Nie udzwignął życia. Ale to teraz się leczy. Kłopoty to teraz normalne, tak, ale kłopoty dołączone dopiero do depresji dają takie pomysły. Na to teraz są lekarstwa. No wiesz on na szczęście był podobno samotny. Jak samotny popełnia samobójstwo no to trudno. Mężczyzna. No trudno! Ale kobieta!? A jeszcze jak ma dzieci?! To już niemożliwe! To nie uwierzę, że jest zdrowa!!! Normalna!!! No, ale żadna kobieta w naszej nawet najdalszej rodzinie nie popełniła samobójstwa?! No wiesz?! Nie. A on miał dzieci? Podobno dorosłe. A to, chociaż tyle. Podobno rzucił się z okna w rozpaczy. Nie mów mi takich rzeczy! To się leczy, to choroba!”

Tak, dziś to choroba. Kiedy byłam dzieckiem, wciąż słyszałam o dziewczynach popełniających samobójstwa z powodu zawiedzionej miłości, ciąży, zdrady ukochanego, pewien pan, sąsiad, powiesił się z bólu, bo podobno miał raka i tak cierpiał, że wolał to skończyć, chłopak z sąsiedztwa otworzył gaz, bo nie zadał matury i bał się rodziców. Tak było w mojej młodości. Ludzie popełniali samobójstwa, bo byli samotni, zawiedzeni, niekochani, niedocenieni, ktoś ich porzucił, z powodu śmierci dziecka, męża, żony, z nieszczęśliwej miłości. Teraz, jeśli już coś takiego się zdarzy nikt, nie szuka racjonalnych przyczyn, nie rozpatruje okoliczności, nie szuka winnego, powodu… Jest to tylko depresja, choroba, niezrównoważenie, chwila słabości miedzy dwiema pastylkami na uspokojenie.

Dlaczego w „Mewie” Trieplew strzela do siebie? Bo nie widzi dalej sensu życia? Bo Nina go ostatecznie odrzuciła? Bo okrucieństwo i nieczułość matki, brak akceptacji przez matkę, złamało go jako człowieka, zaniżyło jego poczucie wartości i sensu? Żeby zwrócić na siebie wreszcie uwagę? A może, dlatego że doszedł do wniosku, że nigdy nie będzie dobrym pisarzem? Bo doszedł do wniosku, że takie życie, jakie wiedzie jest dalej bez sensu? Bo rozczarował się także sobą? Bo nie chciał dalej żyć w świecie, jaki znał? Bo uznał, że tak marny człowiek jak on nie ma dalej prawa żyć. Zastrzelił się, bo doszedł do wniosku, że nie ma talentu a musi pisać…. Z samotności, niekochana, braku nadziei… Z żalu? Z goryczy? Protestu?… Oczywiście że ze wszystkich tych powodów naraz. To nie mogła być tylko depresja?

Wczoraj zadzwoniła do mnie znajoma. Widziała próbę generalną. Nie odzywała się potem kilka dni. Trochę mnie to dziwiło. Sama wychowała syna. Syn jest już dorosły. Wciąż mieszka z nią. Próbował wszystkiego, pisał poezje, opowiadania, scenariusze, był dziennikarzem, korespondentem w Jugosławii podczas wojny, zawsze był potencjalnym geniuszem. Ona wciąż była z niego dumna. Interesowała się tym, co robił, nigdy nie ułożyła sobie życia, bo mogłoby go to urazić, wypaczyć, boleć, odkąd się zjawił na świcie był zawsze jedynym mężczyzną w jej życiu. Uwielbianym. Miał kilka dziewczyn, jakoś żadna nie poruszyła jego serca na, tyle aby się z nią związać na zawsze, został przy mamie. Teraz nie robi nic. Ona wyrzuca sobie, że to być może jej wina. Że to z jej powodu. Utrzymuje go. Namawia do życia. Wczoraj do mnie wreszcie zadzwoniła. Nie mówiła o spektaklu. Zapytała tylko: -Krysiu? A dlaczego ten chłopiec się zastrzelił w tej sztuce? Wyczułam jej niepokój, kiedy czekała na odpowiedź. Wiedziałam, że mogę na nią wydać wyrok, jeśli powiem, że to przeze mnie, przez matkę, przez Arkadinę. Powiedziałam: „- Wiesz Basiu, z wielu powodów, to wielki autor i wielki utwór. Nie ma jednego powodu. Już sama Rosja jest powodem i Prowincja. Ale niewątpliwie był depresjonistą.”

Dobrego dnia.

Dostałam, kilka zdjęć z mojego jubileuszu. Dołączam, bo mi miło.

09
Styczeń
2003
09:02

Weroniki i Juliana - wszystkiego dobrego

9 stycznia 2003, czwartek, 09:02

Marcjanny, Borzyma, Juliana, Marcelego – wszystkiego dobrego.

RÓWNOŚĆ JEST ZNAMIENIEM UPADKU (Friedrich Wilhelm Nietzsche).

Przewartościowanie wszelkich wartości, kult siły. Naturalnym stanem w przyrodzie jest nierówność, słabsi są stworzeni po to, aby służyć (Marek Niechwiej).

Tak, równość być może jest znamieniem upadku, ale każdy porządny człowiek był kiedyś w życiu, choć przez moment, choć w młodości za równością.

Wczoraj przyszła do mnie dziennikarka i powiedziała: Pani aktorstwo było zawsze takie nowoczesne, wszyscy przez tyle lat mówili, „jak ta Janda ona gra, nikt tak nie gra, jakie to nowoczesne”, a teraz? Pani aktorstwo jakby się zrównało z czasem. Tylko wciąż żar w Pani zadziwia. Słuchałam jak wryta. Moje aktorstwo zawsze było realistyczne. Byłam młoda, więc wszystko, co czułam, wyrażałam było buntem, to przywilej młodości, teraz jestem inna osobą, jestem rozsądną, myślącą, pogodzoną ze światem panią, a jeśli nie pogodzoną, to analizującą świat w sposób dużo bardziej racjonalny. Moje aktorstwo już nie jest buntem tylko „ustosunkowaniem” do wszystkiego. Reakcją, rozmową dojrzałego człowieka z rzeczywistością i tematami które muszę „referować”, z uczuciami także. Ciekawe zagadnienie. Na szczęście wciąż czuję, że jest we mnie gotowość na wszystko co nieznane i ryzykowne, dużo większa niż mojego „otoczenia”. Ale za dużo też widziałam, zrozumiałam, grałam, żeby „narywać” się na „głupoty” często zwane eksperymentami, Czy „Mała Steinberg” to aktorstwo nowoczesne czy już nie? Ciekawe zagadnienie. Myślałam, że jest aktorstwo dobre i złe. Że to jedynie kryterium. Okazało się, że istnieją jeszcze inne.

A propos powyższego wczoraj jeszcze ze zdumieniem przeczytałam u pani Julii Hartwig w „Błyskach”: Najpierw artysta uczy się tego, co w sztuce można. Dopiero potem, – czego nie można. Stanęłam nad tym zdaniem zachwycona.

Dobrego dnia. Dziś „Wirginia” w Powszechnym, do niedzieli. Tęsknię za Markiem Kondratem – aktorem.

Zobaczcie jakie ładne zdjęcie.

08
Styczeń
2003
09:14

Seweryna i Teofila - wszystkiego dobrego

8 stycznia 2003, środa, 09:14

Baldwina, Mścisława, Seweryna, Teofila – wszystkiego dobrego.

¬LE TEN PRZYPATRYWAŁ SIĘ ŻYCIU, KTÓREMU NIE ZDARZYŁO SIĘ WIDZIEĆ RĘKI, KTÓRA W DOBROTLIWY SPOSÓB- ZABIJA. (Friedrich Wilhelm Nietzsche).

Świat jako zbiorowisko przemocy i gwałtu, nawet pod płaszczykiem niewinności. Taka jest rzeczywistość, nie sposób tego nie zauważyć. Swoiste rozumienie świata skażonego pierwiastkiem zła. (Marek Niechwiej)

Ręka, która w dobrotliwy sposób zabija, to bardzo ciekawy aspekt ogólnej refleksji, że świat jest skażony złem. To zupełnie inna myśl. Myśl oryginalna. Ręka, która w dobrotliwy sposób zabija! Ile ja razy o tym grałam!

Teraz po premierze, spotykamy się na nowo, przyjaciele, koledzy, aktorzy, reżyserzy, widzowie, rozmawiamy: Czechow, teatr, tradycja, nowoczesność, aktualność, stylistyka gry aktorskiej, ludzkie życie, prowincja, Arkadina, Raniewska i wciąż… Ewa Lassek, Ewa Lassek, Ewa Lassek…

Nie znałam jej. Widziałam Ją raz w życiu na scenie. Ale chcę Ją znać! Poznać! Jest Jej brak! Od dawna chciałam napisać, prosić, namawiać, aby o Niej, o tej wielkiej aktorce pisać, pzypomniać, poświęcić JEJ cały numer pisma, TEATR, SCENA, PAMIĘTNIKA TEATRALNEGO, wszystko jedno…. Zrobić poważną audycje telewizyjną, napisać książkę, zebrać wspomnienia o niej, zdjęcia, recenzje, analizy jej sposobu pracy, pokazać, przypomnieć wszystko, co można….Wielka, wielka aktorka, nie wiem czy nie największa powojenna, teatralna, jaką mieliśmy. Trzeba zrobić wszystko, absolutnie wszystko, aby ją „postawić” na JEJ miejscu, przywrócić JĄ nam, naszej pamięci czy świadomości, powiedzieć wreszcie, opowiedzieć o niej.

Za każdym razem, za każdym, nasze środowiskowe spotkania, wspomnienia, okrzyki, zachwyty, porównania kończą się na niej i na Jej wspominaniu. I czy to są aktorzy, czy reżyserzy czy widzowie, którzy mieli szczęście ją oglądać, kiedy zaczynają ją wspominać, pojawia się ton niezwykły, żar, słowa niekonwencjonalne, a rozmowa robi się gorąca…

Była to niewątpliwie aktorka niezwykła, najoryginalniejsza i najodważniejsza w interpretacjach i środkach wyrazu, tak mówią o niej i koledzy, którzy z nią grali i widzowie i reżyserzy, dlaczego ludzie tego nie wiedzą!? Nie powiedziano im tego?! Nie napisano?! Dlaczego pani Ewa istnieje tylko w westchnieniach środowiska?! W zachwytach fachowców i ludzi, którzy mieli szczęście z nią przebywać?!

Ja nie miałam takiego szczęścia. Widziałam ja raz w „Matce” Witkacego w reżyserii Jerzego Jarockiego. Byłam porażona. Ale to było tylko raz. Nie zdążyłam więcej. Ale to, co opowiadają o jej sposobach pracy, o niej samej, o jej uwagach do kolegów, studentów krakowskiej szkoły teatralnej, o sposobie myślenia jest elektryzujące. Chcę o Niej wiedzieć więcej! Wciąż jest tyle osób, które mogą po prostu opowiedzieć, napisać, podarować, zwrócić nam ją.

Ciekawe ile materiałów mają archiwa telewizji? Aktorka krakowska, aktorka specjalna, niepojawiająca się w telewizji prawie w ogóle….A wszyscy zgodnym chórem mówią, że NAJWIĘKSZA. Jeśli tak to opowiedzcie o NIEJ! Pokażcie! Napiszcie książkę!

Zaglądam do Albumu wspomnień pt. „Teatr Stary”. Hasło- Ewa Lassek. Kilka odnośników, dwa zdjęcia, nic…kilka słów , kilka osób…

Anna Seniuk: Pierwszy sezon. Pierwsza rola. Pierwsza próba. Przerwa. Wszyscy idą do bufetu. Stoję pod ścianą ma korytarzu. Podchodzi do mnie Ewa. Ogarnęła mnie ramieniem”Nowa, No, co? Denerwujesz się? Nie trzeba, chodź.” Ktoś, kto nie był debiutantem nie zrozumie znaczenia tego gestu… Teraz ja wprowadzam młodych do teatru. Obejmuje dodaje otuchy, opowiadam o Ewie Lassek. Proszę – żeby, gdy będą dorośli, przekazali ten gest młodszym i opowiadali o Ewie…

Andrzej Chudziak, jeden z moich ulubionych aktorów, napisał rozdział – swoje wspomnienie Teatru Starego, pod tytułem… „Wspominając Ewę Lassek” jestem mu za to bardzo, bardzo wdzięczna….Była nie tylko wielką aktorką, ale człowiekiem niezwykłej szlachetności, delikatności. Po raz pierwszy spotkaliśmy się na Scenie Kameralnej Starego Teatru, w „Garbusie” Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego. Ewa Lassek grała Baronową, aj zaś- jej uczeń- stawałem się nieśmiałym partnerem, wciąż ucząc się od niej. Nigdy nie zapomnę spektaklu Krystiana Lupy „Miasto snu” grała artystkę operowa dążącą do samounicestwienia. Miałem szczęście być z nia na scenie w memencie najdłuższego monologu. Jak grała? Czy była to gra? Jeśli tak, to w grze Ewy Lassek nigdy nie było pustych miejsc, porażała prawdą sceniczna i życiową. Do jej sztuki nie zakradła się nigdy aktorska szarża. To było aktorstwo potężne, nie chcę świadomie używać tu określenia – doskonałe technicznie. Już w chwili pojawienia się na scenie oddziaływała tak na widownie, jak i na partnerów, niemal hipnotycznie. Była nasza matka, powiernikiem, przyjacielem i zawsze nauczycielem. Wprowadzała do naszego życia teatralnego jakiś niebywały spokój. Przeszła trudna role życiową i teatralna. Uczciwa wobec siebie, wobec zawodu, potrafiła ustrzec się pozerstwa. Zwalczała kabotynizm. Czy miała wrogów w sztuce? Tak, jak prawdziwa indywidualność. Do końca swej pracy teatralnej będę się czuć jej uczniem…

Wczoraj po trzecim z kolei przedstawieniu „Mewy” w Teatrze Studio, rozmawialiśmy z Ewą i Jurkiem Radziwiłłowiczami znów o Lassek, do później nocy… A ja kładąc się spać kolejny raz czułam wielką niesprawiedliwość, że ta wielka aktorka nie stoi na należnym jej miejscu w pamięci ogółu. Że jej fenomen, wielkość, osobowość, znaczenie, jakie miała dla teatru i jej wpływ na aktorstwo polskie w ogóle, pozostają nieznane… Byle jakie „pindy” aktoreczki, pojawiajace się po prostu często, w jej czasach, w telewizji są dziś uznawane za wielkości a ..Ona… Jaka to niespraweidliwość?!! Nie dla niej, bo Ona już nie żyje. Dla nas wszystkich!

Dobrego dnia.

Zdjęcie – Ewa Lassek jako Konstancja w „Wariatce z Chaillot” Giraudoux rok 1964.

07
Styczeń
2003
10:55

Juliana i Lucjana - wszystkiego dobrego

7 stycznia 2003, wtorek, 10:55

Juliana, Lucjana, Rajmunda – wszystkiego dobrego.

POZOSTAŃMY NA TERAZ PRZY TYM, IŻ ŻYCZLIWOŚĆ I DOBRE UCZYNKI STANOWIĄ ISTOTNĄ CECHĘ DOBREGO CZŁOWIEKA; NIECHAJ WSZAKŻE BĘDZIE WOLNO NAM DODAĆ: Z TYM ZASTRZEŻENIEM, IŻ PRZEDE WSZYSTKIM WZGLĘDEM SIEBIE SAMEGO BĘDZIE ON USPOSOBIONY ŻYCZLIWIE I DOBROCZYNNIE. GDYŻ BEZ TEGO RACHUNKU- MIANOWICIE, KIEDY PRZED SOBĄ UCIEKA, SIEBIE NIENAWIDZI, SOBIE KRZYWDĘ CZYNI- NIE JEST ON NA PEWNO DOBRYM CZŁOWIEKIEM (Friedrich Wilhelm Nietzsche)

U postaw szacunku względem innych musi występować akceptacja siebie samego. Własne przekonanie o bezwartościowości udziela się tym, którzy z nami przebywają. Życzliwość względem siebie nie jest tożsama z egoizmem. (Marek Niechwiej)

Akceptacja samego siebie. Życzliwość i dobroczynność wobec siebie!

Słabuję. Leżę w łóżku. Odpoczywam. Odreagowuję. Leniuchuję. Uspakajam się po wszystkich pochwałach jubileuszowych i słowach uznania. Po łzach i uśmiechach. I liże rany wewnętrzne, bo przecież wiem jakie to jest naprawdę. Trudno.

Rozkoszuje się wolnością. Czytam z lubością „Błyski” Julii Hartwig. Cudowną książkę. Książkę jak westchnienie ulgi i błysk uśmiechu. Książkę – wytchnienie i zatrzymanie. Zaczyna się tak: BŁYSKI to ślady codziennej krzątaniny umysłu, z której poezja chce się wydobyć na strzelistą drogę wiersza lub poematu prozą. A pierwszy zapis jest taki:

***

Nie ma pierwszego i drugiego rzędu.

Zewsząd widać to samo niebo i lipa wysyła wokół swoje aromaty.

***

Wszystko, co robisz bez wyraźnej konieczności, staje się jak cenny diament.

***

Uwielbiamy najlepszych. Co za niesprawiedliwość.

***

Głębia w sztuce to pojęcie ambiwalentne. Ci, którzy jej poszukują- a jest ich wielu- oczywiście nigdy jej nie osiągną, wychodzą, bowiem z założenia, że kto szuka, tan znajdzie.

To, co zadziwia nas swoją odkrywczością, co przejmuje nas drżeniem, zachwytem lub zgrozą, rodzi się z niczego, z pioruna lub szaleństwa.

***

Moda na wiersze „ciemne” jest niczym innym, jak małpiarstwem wobec rzadkiej w dziejach ludzkości sztuki natchnionej.

***

Porządek jest rzeczą piękną, ale wiele mam sympatii do maniaka, który nie będąc w stanie przerwać pasjonującej go lektury, zalewa książki zupą, herbatą, sosem.

***

Jean Starobinski pisze, że Mozart na łożu śmierci prosił, by mu zaśpiewano tchnące życiem arie Papagena.

Czy to niezdumiewające? Kiedy maił do wyboru arie dobrego dzikusa i mędrca Sarastra wybrał te pierwsze.

Ciągle i wciąż dzwonią do mnie pisma zajmujące się urządzaneim wnętrz, budowaniem domów i stylami życia i proszą o wpuszczenie do naszego domu i możliwość pokazania go, sfotografowania. mojego powodu protestów mojego męża i mamy i wobec niechęci dzieci, wciąż odmawiam, i jestem szczęśliwa ze mam tak poważny i ważny powód odmowy i argument. Jeśli to kogokolwiek interesuje, a tłumaczą mi ze tak jest. Jeżeli ma się cokolwiek pokazać to niech to będzie tylko tu i dlatego że taki jest mój nastrój i sobie fotografuję to, co mi sprawia przyjemność, a nikomu z domowników to nie przeszkadza.

To kawałki mojego domu, dziś rano. Widok z łóżka a potem kawałek dołu, kiedy szłam na śniadanie.

Dobrego dnia.

06
Styczeń
2003
10:23

Kacpra i Melchiora Baltazara - wszystkiego dobrego

6 stycznia 2003, poniedziałek, 10:23

Kacpra, Melchiora, Baltazara – wszystkiego dobrego.

NIE SIŁA, LECZ TRWAŁOŚĆ SZCZYTNYCH ODCZUWAŃ SZCZYTNEGO TWORZY CZŁOWIEKA (Friedrich Wihelm Nietzsche)

Niezmienne pragnienie zapanowania nad innymi. Trwałe dążenie do bezwzględności. Życie ludzkie jako dominacja. Słabość jest symbolem, znamieniem upadku. (Marek Niechwiej)

Piękna myśl Nietzschego i niezrozumiały dla mnie komentarz pana Niechwieja. A raczej zrozumiały, ale dla mnie nie to w tej myśli jest najpieknejsze i najważniejsze. Tak mi się wydaje. Wspaniałe jest to, że piękna człowieka, piękna człowieczeństwa, można szukać w jego słabości, jeśli słabością nazwiemy tęsknotę i potrzebę „szczytnych odczuwań”.

Wczorajszy wieczór premierowy mnie „załatwił”. Ilość wylanych przeze mnie na koniec łez, w związku z jubileuszowym charakterem tego wieczoru, przeszła nawet moją normę. Nagle te lata, te wszystkie lata w momencie stanęły mi przed oczami i tak mi się zrobiło, że płakałam nad losem, życiem, czasem, teatrem, sobą, Polską, historią, przeznaczeniem, sztuką, kulturą, krajem i wszechświatem….no trudno. A ilość i ton słów wypowiedzianych potem przez Prezydenta, Ministra Kultury, Andrzeja Wajdę, przyjaciół, a potem wielu ludzi już do ucha, mnie oszołomiło i trochę zawstydziło. Tak wielkich słów i uderzenia w taki ton się nie spodziewałam. Mam za swoje, po tym jak sama siebie wciąż nazywam: robotnikiem sceny, pracownikiem kultury, aktorką w służbie narodu i człowieka, artystka świadczącą usługi dla ludności czy wyrobnicą marzeń innych ludzi. Ale ja to o sobie zawsze mówiłam żartem!

Mąż wioząc mnie nocą do domu po śliskiej drodze mruknął: „Cholera muszę uważać, wiozę Skarb Kultury Narodowej.”

Wczoraj byłam tak „zakręcona”, że nie wiem nawet czy wszystkim dostatecznie podziękowałam. Jeśli nie to teraz dziękuję!

Dobrego dnia. Teraz zaczyna się znów szary dzień artystki, po jubileuszu. Bardzo przyjemny. Górnik zdejmuje galowy mundur z piórem i idzie znów na przodek wyrąbywać urobek dzienny. To lubię najbardziej.

Dołączam kawałeczek programu naszego przedstawienia i życzę Wam dobrego dnia.

A nizej ja jako Nina Zarzeczna 25 lat temu.

05
Styczeń
2003
09:48

Edwarda i Szymona - wszystkiego dobrego

5 stycznia 2003, niedziela, 09:48

Hanny, Edwarda, Emiliana, Telesfora – wszystkiego dobrego.

JEŻELI PRZYJMIEMY TWIERDZENIE, IŻ PRAWDA JEST UZALEŻNIONA OD ZDANIA CZŁOWIEKA, TO MUSIELIBYŚMY KONSEKWENTNIE ZAŁOŻYĆ. IŻ NIE ISTNIAŁABY ŻADNA PRAWDA, GDYBY NIE BYŁO CZŁOWIEKA.(Edmund Husserl)

Muszą istnieć prawa, które nie są zdeterminowane przez umysł. Podstawa etyki winna zawierać się w obiektywnych prawach, wspierać się na solidnych fundamentach, nie zaś na mniemaniach zmiennego i popędliwego umysłu, podobnie z nauką. (Marek Niechwiej)

Ach jakby było dobrze gdyby tak było!

Dziś premiera. Dziś też, symbolicznie upływa jubileusz mojej pracy artystycznej. Chciałam go uczcić nie benefisem w telewizji, nie koncertem z występami zaproszonych gości, nie show, na co mnie od dwóch lat namawia telewizja, a ukłonem w stosunku do teatru, ukłonem pokory do sztuki, zespołu, wspaniałej literatury, pięknej opowieści o ludziach, wielkiego autora, jakim jest Czechów i po prostu kolejną rolą teatralną. Cieszę się, że tak będzie, niezależnie od rezultatów. Cieszę się, że dzień mojego jubileuszu po latach zmagań, ubiega mi jak zwykły dzień teatru. Kolejna premiera. Tak chciałam żeby było. A artystą się bywa.

Nocą miałam koszmarny sen. Długo szłam z ciężką walizką do samotnie stojącego na brzegu morza wagonu kolejowego. Wniosłam tam, raczej wtargałam wreszcie bagaż, i umęczona siadłam w przedziale patrząc w morze. Nagle do morza rzuciła się kobieta w długiej atłasowej czarno białej sukni. Usiłowała rozpaczliwie płynąć. Tonęła. Nie krzyczała, ale próbowała się sama ratować. Nie udało się. W pewnym momencie przestała walczyć, pogodzona i spokojna poszła pod wodę. Wyciągnięto ją na piasek. Odwrócono. To byłam ja. Nagle do mojej twarzy zbliżyła się kamera, fotografowała moje zbliżenie. To był film. Kręciłam film. Tyle tylko, że już nie otworzyłam oczu. Umarłam w tym ujęciu filmowym. Bardzo długo mnie reanimowano. Patrzyłam na to z okna wagonu. W pewnym momencie zdecydowałam się wysiąść i sama siebie ratować. Biegłam. Nie udało się. Kiedy dobiegłam grzęznąc co chwila stopami w piasku, więznąc bezsilnie zatrzymywana przez jakąś dziwną siłę i niemoc, stanęłam już tylko naprzeciwko siebie samej, leżącej na piasku, mokrej i martwej. Kiedy odwróciłam się zrezygnowana okazało się że wagon z moją walizką zniknął. Nikt się mną nie interesował. Ludzie odchodzili. Byli już bardzo daleko. Zostałam sama ja martwa na plaży i ja żywa, która nie wiedziała gdzie ma iść i co zrobić z martwym ciałem.

Wczoraj ktoś znajomy przeczytał mi tuż przed wyjściem na scenę, lekceważącą i obraźliwą moim zdaniem dla mnie recenzję „Różowych pastylek na uspokojenie” zamieszczoną w Wysokich Obcasach. Już nie trzeba chodzić do fryziera żeby czytać szmatławce można wszystkie z nich wiadomości przeczytać w mojej książce, a książka jest nierówna, bo raz się śmiejesz, raz płaczesz… O mój Boże.

Dobrego dnia. O gorzki dniu mojego jubileuszu!

Aha, i mam do Was serdeczną prośbę. Nie myślcie o przemijaącym czasie. O tym, co było, będzie. Nie myślcie też ani o starości ani o śmierci. Co ma być to będzie – jak mówi moja Arkadina. A jubileusze? Okrągłe daty! Mącą tylko umysł i nerwy.

04
Styczeń
2003
08:56

Anieli i Eugeniusza - wszystkiego dobrego

4 stycznia 2003, sobota, 08:56

Anieli, Benity, Eugeniusza, Grzegorza – wszystkiego dobrego.

W POJĘCIU ŚWIATOPOGLĄDU ODGRYWAMY GŁÓWNA ROLĘ PRZEDE WSZYSTKIM MY SAMI (Edmund Husserl)

Owo my posiada ogromne znaczenie. To my zajmujemy jakieś stanowisko względem rzeczywistości, pojmujemy ją, opisujemy i kreujemy. Poprzez to przybiera ona kształt naszych myśli. (Inaczej jest z nauką, której definicja a priori nakłada na nią obowiązek obiektywizmu). Każdy postrzega świat poprzez pryzmat własnego rozsądku i, emocji, itp. Dlatego tyle jest oglądów świata, ilu ludzi. (Marek Niechwiej)

A tak często mówi się o kimś… On nie ma własnego światopoglądu…

Nie mogę spać. Myślę. Nic tym razem nie wymyślę, to już wiem. Ale dziś w audycji dla rolników jakiś pan powiedział…Problem w tym że zawiść uważana w świecie za słabość u nas jest normą społeczną…. Bardzo mi się to podobało. Ale z drugiej strony, zawiść wśród rolników?!!!….

Przepraszam Was, ale potrzebny mi kolejny dzień samotności. Nie piszę więcej. Dobrego dnia. Wieczorem wchodzi pierwsza publiczność.

Podchodzi blondynka do blondynki i ze łzami w oczach mówi.: – Czas nam ucieka. Ta druga płacząc odpowiada:- I cóż my na to możemy poradzić?! To kawałek z naszej sztuki. Dwie blondynki to Ewa Błaszczyk i ja. Paulina i Arkadina.

Dobrego dnia. Klęska śniegu przed nami.

02
Styczeń
2003
07:32

Izydora i Makarego - wszystkiego dobrego

2 stycznia 2003, czwartek, 07:32

Abla, Bazylego, Izydora, Makarego– wszystkiego dobrego.

W KAŻDYM DNIU TKWIĄ INTENCJE, KTÓRE PROWADZĄ OD „TERAZ” DO NOWEGO „TERAZ”: INTENCJA (SKIEROWANIA KU PRZYSZŁOŚCI, A Z DRUGIEJ STRONY INTENCJA (SKIEROWANA) KU PRZESZŁOŚCI. (Edmund Husserl)

Zawsze, kiedy czegoś doznaję, mam do tego jakiś stosunek, jakoś to pojmuję, oceniam. Umieszczam moje doznanie w czasie. W jaki sposób mogę mieć świadomość np. całości utworu muzycznego, jeżeli w określonej chwili słyszę jedynie fragment? Co wpływa na moje wrażenie całości? Moje doświadczenia (w tym wypadku słuchowe) prowadzi do jednego „teraz” do drugiego „teraz”, tworząc tym samym pewną całość (Marek Niechwiej)

W Zachęcie trwa wciąż wystawa Malczewskiego. Zbiorów przywiezionych ze Lwowa, kiedyś stanowiących cześć kolekcji Lubomirskich dziś będących własnością Ukraińskiego Muzeum Narodowego we Lwowie. Chcieliśmy pokazać te obrazy dzieciom. Nareszcie nam się udało. Wspaniałe. Co prawda dzieci powiedziały: „Co to był za facet? Ciągle malował tylko jedną babę i siebie samego! Ile można?”

Można moje dzieci. Można.

Dobrego dnia. Ja cały dzień prób. Podobno w sobotę wchodzi pierwszy raz publiczność.

01
Styczeń
2003
09:52

Mieczysława i Mieszka - wszystkiego dobrego

1 stycznia 2003, środa, 09:52

Masława, Mieczysława – wszystkiego dobrego.

NATURALNIE WSZYSCY WIEMY, CZYM JEST CZAS; JEST ON CZYMŚ, CO ZNAMY NAJLEPIEJ. LECZ SKORO TYLKO PODEJMUJEMY PRÓBĘ, BY ZDAĆ SOBIE SPRAWĘ ZE ŚWIADOMOŚCI CZASU, (…) WÓWCZAS POPADAMY W NAJBARDZIEJ OSOBLIWE TRUDNOŚCI, SPRZECZNOŚCI I POWIKŁANIA. (Edmund Husserl)

Każdy z nas ma świadomość, że istnieje czas. Składa się on z wielu chwil następujących po sobie. Pojmujemy to intuicyjnie, ale nie definiujemy. Nie można wyobrazić sobie czegokolwiek bez umieszczenia tego w czasie, a jednak nie potrafimy powiedzieć, co przez to rozumiemy. (Marek Niechwiej)

Czas. Czas w moim życiu powoli wysuwa się na znaczące miejsce wśród innych zagadnień, tematów, problemów, z którymi się zmagam. Dotąd tak nie było, a raczej było, ale traktowałam go rozrzutnie, nonszalandzko i bez zastanowienia. Teraz upływający czas dostrzegam, a stracony mnie boli. Przy czym zagadnienie, co uważam za czas stracony i moje poglądy na ten temat bardzo się zmieniły i wciąż się zmieniają.

Jak rozgospodarować czas, który mi pozostał? Od dawna postanowiłam, że będę robiła tylko to, na co mam ochotę, uczestniczyła tylko w tym, co ma dla mnie wartość, jest według mnie znaczące, co sprawia mi także przyjemność, a raczej nigdy już nie będę robiła tego, co sprawia mi przykrość, męczy mnie, upokarza, sprzeciwiam się temu. Ale to tylko fragment zagadnienia i tylko moje pobożne plany, chęci a nawet mogę je nazwać moimi marzeniami. Bo czy wszystko można zaplanować i przewidzieć? Nie. A może za chwilę sytuacja, los, życie, zmusi mnie do robienia i tracenia czasu na coś na co nie mam zupełnie ochoty?

Czas. Podobno istnieje Jungowskie ustawienie człowieka wobec czasu, ludzie dzielą się na takich, którzy myślą o czasie jako linii prostopadłej do siebie, inni widzą go do siebie równolegle. Jedni stoją na zewnątrz tych linii inni są w jej środku, ta linia przechodzi przez nich. Są i tacy, którzy myślą o czasie właściwie tylko w trybie teraźniejszym i przeszłym a w ogóle nie wybiegają w przyszłość i tych nazywamy najczęściej nieodpowiedzialnymi. Takich, którzy nie przewidują, nie planują, choćby kilku tyko ruchów do przodu…

Arkadina mówi w „Mewie”: Mam żelazną zasadę, nigdy nie myślę ani o starości ani o śmierci ! Co ma być to będzie… I to jest jej jedna z recept na młodość. Ja gram na końcu tego zdania „wątpliwość”. Moja Arkadina kłamie sobie samej. Wmawia sobie recepty. Ale ma świadomość i upływającego czasu i konsekwencji tego. Mam nadzieję, że, w mojej interpretacji, zdanie: Proszę wyglądam jak laleczka! Mogłabym jeszcze zagrać piętnastoletnią dziewczynkę! To zdanie, po którym Meryl Streep podobno w inscenizacji nowojorskiej robi gwiazdę na scenie, u mnie będzie kpiną z samej siebie, autoironią ze smakiem goryczy. Mam nadzieję. Jestem za „dużą dziewczynką” żebym mogła interpretować to inaczej. Choć wiara w to zdanie i przekonanie o jego prawdziwości to uwodząca interpretacja i pewnie bardziej atrakcyjna dla widza.

Ach upływający czas i „Mewa”- rzecz o artystach!

Wczoraj usłyszałam od reżysera: W twojej interpretacji Trigorin wychodzi na głupka bo z tobą zostaje za pochlebstwa i komplementy…

Tak. Bo tak chce Czechow i taka jest też prawidłowość psychologiczna. Każdy artysta czy dobry, czy zły, każdy człowiek, oddałby wszystko, za związek z kimś, kto go ceni, podziwia, uwielbia, kto mu wciąż uświadamia jego „wielkość”, mówi o osiągnięciach, potwierdza, że jest wspaniały. Każdy! Każdy z nas. Arkadina jest aktorką, artystką, dobrą czy zła to inne zagadnienie, ale jest dojrzałą inteligentną kobietą, używa pochlebstw, tego sposobu na zatrzymanie przy sobie młodszego mężczyzny – artysty, świadomie i z pełną premedytacją.

…Jesteś tak utalentowany, mądry, najlepszy ze współczesnych pisarzy, w tobie cała nadzieja Rosji…Masz tyle szczerości prostoty, świeżego zdrowego humoru….Umiesz zamknąć w jednym zdaniu to, co najważniejsze, co charakteryzuje postać, pejzaż, u ciebie ludzie są jak żywi. Ach, nie można cię czytać bez zachwytu! Myślisz ze ja ci schlebiam? No to popatrz mi w oczy….Popatrz….Czy tak wygląda kłamstwo? A widzisz, ja jedna potrafię cię ocenić, ja jedna mówię ci prawdę, mój najmilszy, kochany. Pojedziesz? Tak? Nie opuścisz mnie?…

To fragment tego monologu w tłumaczeniu Natalii Gałczyńskiej. Problem tu jest dla mnie gdzie indziej, czy ona choć trochę, rzeczywiście, choćby jako zakochana kobieta, uważa że on jest wielkim pisarzem, czy jest zupełnie cyniczna. „Na tym” monologu zagrać absolutną szczerość i oddanie, trudno. Po rosyjsku zresztą, brzmi on inaczej. Jakby bardziej wiarygodnie. W Rosji w ogóle istnieją wielkie, wielkie tradycje mówienia sobie komplementów i pochwał, bez ograniczeń, to jest w kulturze tego kraju. W Polsce jesteśmy w tych sprawach dużo bardziej oszczędni. Ale wracając do akadiny, chciałabym żeby tak było, chciałabym żeby moja Arkadina wierzyła wielkość Trigorina jako pisarza, bo dzięki temu inny też, dużo głębszy i poważniejszy, boleśniejszy staje się konflikt z synem, początkującym pisarzem nie cenionym przez nią, lekceważonym artystą, i zazdrosnym o nią paradoksalnie mężczyzną, a raczej nie o nią a o jej uznanie, uwagę, miłość. Sprawa znana z „Hamleta” także. W związku z tym chciałabym, aby moja Arkadina nie kłamała mówiąc ten monolog, co nie zmienia faktu, że użycie tej broni w momencie, kiedy ten chce odejść, jest co najmniej cyniczne i dwuznaczne. Ale Trigorin nie jest głupi, to pomyłka, on wcale nei wychodzi na głupka. On jej wierzy, bo chce wierzyć, bo jest mu to miłe, potrzebne, bo jest z nią w związku właśnie dlatego że tego potrzebuje. Potrzebuje ciągłego potwierdzania własnej wartości. Jak każdy człowiek, artysta tym bardziej. Jest w tym coś bolesnego, zależnego, upokarzającego. A ona to wie. Nina, dla której, czy do której chce odejść, porzucić Arkadinę, też go podziwia, też mu to schlebia, ale ten podziw w ustach młodości to na wodzie pisane szczęście. Poza tym Nina to temat na niewielkie opowiadanie jak sam mówi.

Moje pierwsze małżeństwo, małżeństwo artystów rozpadło się miedzy innymi z tego powodu że mój pierwszy mąż, autorytet dla mnie i mój nauczyciel ze Szkoły Teatralnej, uważał, że nie mam talentu. Wciąż mnie krytykował, strofował, wytykał słabości. Mój drugi mąż już przy kręceniu „Człowieka z marmuru” powiedział do mnie i wobec wszystkich: „Pani wchodzi i jest blask, pani znika zapada ciemność ” i to zdanie przez dwadzieścia lat naszego małżeństwa, które nastąpiło kilka lat później, karmi ten związek, również związek artystów. Jest elementem tylko oczywiście w naszych stosunkach, ale bardzo ważnym elementem i karmi ten związek skutecznie. Ale On także wie, że mnie się podobają jego zdjęcia, cokolwiek by nie nakręcił, jakikolwiek temat by nie opowiadał kamerą. I mam dla niego, nie tylko jako człowieka, mężczyzny, ale i artysty szacunek i podziw. Na szczęście nasze wzajemne uznanie i potwierdzanie tego uznania, mówienie o tym, to nie gra, to potrzeba i przyjemność.

Znam wiele związków, które opierają się na wzajemnym szacunku, i podziwie dla tego, co osiąga partner. Znam także takie, w których to jedno z małżonków rezygnuje z własnej kariery, aby służyć talentowi drugiego. Znam i takie, w których mężczyzna czy kobieta podtrzymują związki, latami, z trudnymi do wytrzymania jako partnerami życiowymi, artystami, tylko, dlatego że umieją w odpowiednim momencie wyznać uwielbienie, potwierdzić, wielkość, rozproszyć wątpliwości, przytulić, współczuć, stanąć murem za plecami kochanej osoby, czy choćby powiedzieć komplement. Ta umiejętność to klucz do wszystkiego. Przysięgam to fundamentalna sprawa, i bynajmniej nie tylko w związkach artystów.

Każdy z nas potrzebuje potwierdzenia własnej wartości, i liczy na to u partnera. Dobrze jest, jeśli ten podziw z tej drugiej strony może być szczery. No, ale to już inne zagadnienie.

Ach ile razy z rozczuleniem i wdzięcznością patrzyłam na żony, które pierwsze zaczynały bić brawo po występach mężów. Na mężów, którzy potrafili publicznie wyrazić uwielbienie dla żony artystki i bronić jej interesów i talentu „do krwi ostatniej”. I to jest piękne.

Arkadina jest starą kobietą. Nie ma już żadnych innych kart w ręku. Poświęca syna dla kochanka, no ale to inny temat, wielki, temat na inne dużo poważniejsze opowiadanie.

Dobrego dnia. Pierwszy dzień Nowego Roku. Składam spokojny, czuły i powolny pocałunek, zimnymi wargami, na waszych zamkniętych niespokojnych o przyszłość oczach. Najpierw całuję prawą powiekę, potem powoli i niespiesznie lewą. Uspokójcie się. Każdy z Was ma w sobie COŚ. Należy tylko znaleźć amatora tego czegoś.

Dobrego roku. Dobrego dnia.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.