Kosmy i Damiana - wszystkiego dobrego
27 grudzień 2003, sobota, 10:39
Jana, Maksyma – wszystkiego dobrego.
NIE MA NIC GODZIWSZEGO NIŻ JASNA ŚCIEŻKA SWOJEGO ISTNIENIA. (Blaise Pascal)
Wszystko musi posiadać jasny cel, każde poczynanie. Trzeba mieć pewność tego, czego się chce, jasny i wyraźny model postępowania. Pośród wielu ścieżek zagmatwanego życia gdzieś musi się znajdować jedna – właściwa, której nie warto przemierzać na skróty. (Marek Niechwiej)
Dobry aktor nie schodzi nigdy poniżej pewnego poziomu wykonawstwa, dobry aktor to suma wyobraźni, umiejętności rzemieślniczych, doświadczenia, wiedzy, znajomości natury ludzkiej, świadomości, światopoglądu, uczciwości zawodowej, intuicji i dobrego gustu… Ale dobrym aktorom zdarzają się dwie, trzy role wspaniałe w karierze, nie więcej. Reszta jest przyzwoita.
Genialny aktor to wszystko co wyżej, plus charyzma i to coś nienazwanego. Genialnym aktorom zdarza się kilka wielkich ról i dwie, jedna, genialna rola w życiu, naprawdę genialna, przy czym wielkie znaczenie przy niej ma też przypadek, splot okoliczności.
Dobremu aktorowi może się nie zdarzyć w życiu rola genialna, genialnemu może się zdarzyć wiele złych.
Aktorzy, których widzimy, oglądamy na co dzień, to pracownicy sztuki, utalentowani rzemieślnicy.
Poprawnych, użytkowych aktorów jest najwięcej.
To odpowiedź na pytanie często mi zadawane.
Co do serialu MĘSKIE-ŻEŃSKIE. Bo o to również dostaję pytania. Nakręciłam trzy odcinki – „Wigilia”, „Ciąża” i „Narzeczony”, w lutym rozpocznę prawdopodobnie zdjęcia do trzech następnych – „Zazdrosnej”, „Aktorki” i „Dania świątecznego”. Emisja całości zacznie się prawdopodobnie koło marca. Napisanych mamy 10 odcinków, naszkicowanych dużo więcej. Co będzie dalej tak naprawdę nie wie nikt, a i to co już napisałam nie jest pewne. O Telewizji Publicznej mówi się w tej chwili żartobliwie, że teraz w budynku telewizji „wszyscy chodzą na rękach, żeby nic nie musieć podpisać”, no i podobno nie ma pieniędzy.
Dobrego dnia. (Kiedy pisałam „Dobrego dnia” napisało mi się „Dobrego dna”, i to mnie rozśmieszyło, ale zapomnijmy o tej literówce!). Usłyszałam wiele żartów ostatnio, ale są tak niecenzuralne albo niepoprawne, że nie mogę ich zacytować, a szkoda, a szkoda!
Trochę zdjęć jeszcze z „Męskie-Żeńskie„,
Dionizego i Szczepana - wszystkiego dobrego
26 grudzień 2003, piątek, 10:03
Dionizego, Szczepana – wszystkiego dobrego.
CZŁOWIEK JEST TYLKO TRCZINĄ NAJWĄTLEJSZĄ W PRZYRODZIE, ALE TRZCINĄ MYŚLĄCĄ. (Blaise Pascal)
Myślenie wyróżnia człowieka w świecie przyrody. Świadomość może być błogosławieństwem, ale i źródłem cierpienia. (Marek Niechwiej)
Najpierw dziękuję za wszystkie życzenia świąteczne, które odnalazłam tu w komputerze, i te, które odebrałam z portierni mojego teatru. Serdecznie dziękuję, i jeszcze raz dziękuję za pamięć, przychylność i serdeczność. Jeszcze raz ja wzajemnie wysyłam serdeczności dla wszystkich. Wśród prezentów, niezliczonej ilości książek, które dostałam, jest „Encyklopedia kina”, ta, która właśnie pojawiła się w księgarniach. Pod hasłem Edward Kłosiński jest dużo, dużo tytułów filmów, które zrobił, a cała notka jest podsumowana – Mąż Krystyny Jandy. Śmiejemy się z tego całe święta, a ja tłumaczę mamie i rodzinie, że jeśli encyklopedia, wydawnictwo, które ma na celu służyć pokoleniom, umieszcza taką informację, to znaczy tylko jedno, że jest to informacja pewna, znacząca i autorzy encyklopedii uważają, że się już nie zmieni. Jest to jednym słowem wiadomość „encyklopedyczna”. Dziś już gramy „Czego nie widać” wieczorem, a po wczorajszej emisji „Wigilii”, pierwszego pilotowego odcinka MĘSKIE-ŻEŃSKIE, ani jednego telefonu, ani jednego. No nic, trudno. Na moje wytłumaczenie może być tylko to, że to odcinek ekspozycyjny, przedstawiający bohaterów, sytuację i stylistykę, a historyjki w tym jeszcze żadnej. Niemniej…
No nic, dobrego dnia.
Adama i Ewy - wszystkiego dobrego
24 grudzień 2003, środa, 11:26
Adama, Ewy – wszystkiego dobrego.
CZŁOWIEK JEST JEDYNIE ISTOTĄ PEŁNĄ BŁĘDU WRODZONEGO I NIEMOŻLIWEGO DO ZMAZANIA BEZ ŁASKI. NIC NIE WSKAZUJE CZŁOWIEKOWI PRAWDY OPRÓCZ ŁASKI. (Blaise Pascal)
Jesteśmy niedoskonali, pełni słabości. Jedynie Bóg poprzez łaskę może nas podeprzeć i przeprowadzić przez życie. Filozof interpretuje etykę przez pryzmat religii. Człowiek bez Boga nie jest w stanie siebie odnaleźć. (Marek Niechwiej)
SKŁADAM DZIŚ WSZYSTKIM, KTÓRZY TU ZAGLADAJĄ, NAJLEPSZE ŻYCZENIA WIGILIJNE. WIELE SERDECZNOŚCI I CIEPŁYCH MYŚLI I UCZUĆ DLA WAS WSZYSTKICH I DLA WASZYCH NAJBLIŻSZYCH.
Krystyna Janda
Wiktorii i Sławomiry - wszystkiego dobrego
23 grudzień 2003, wtorek, 10:09
Wiktorii, Sławomiry – wszystkiego dobrego.
WYMOWA SŁUŻY DO ODMALOWANIA MYŚLI; CI ZATEM, KTÓRZY ODMALOWAWSZY, COŚ JESZCZE DODAJĄ, TWORZĄ OBRAZ ZAMIAST PORTRETU. (Blaise Pascal)
Słowa są dobre, może się jedynie zdarzyć ich nadużywanie, które oddala nas od istoty spraw. Rozum dyktuje najwłaściwsze słowa.. (Marek Niechwiej)
Zakupy, prezenty, karpie, śledzie, zamieszanie. Ale dziś już tylko całe przedpołudnie w księgarniach, sklepach z płytami i filmami, i zakupy „strawy duchowej” na dni wolne.
Jutro w TVN 24 wywiad ze mną, świąteczny, powtarzany od 9 rano kilkakrotnie, co mnie deprymuje. Mam nadzieję, że przemiłemu panu Grzegorzowi Miecugowowi nie nagadałam jakichś głupot. A pojutrze MĘSKIE-ŻEŃSKIE pt. „Wigilia”, pierwszy, ekspozycyjny, pilotowo emitowany odcinek. W 2-ce po południu. No zobaczymy. Mojemu psu mówię wciąż, że będzie w telewizji, i pytam, co on na to, ale on ma to gdzieś, najwyraźniej, interesuje go tylko to, co gotujemy, pieczemy, przynosimy ze sklepów.
A teraz, idę robić śledzie w migdałach według przepisu Małgosi Bryllowej i po choinkę. Teraz podobno modne choinki to te przystrojone w jednym lub góra dwu kolorach, eleganckie! Co za bzdura! A stare baletnice z bibułek jeszcze z czasów dzieciństwa mojej mamy? A zabawki robione przez kolejne nasze dzieci w przedszkolach? Krzywe, niemrawe, zezowate, koślawe anioły z twarzami namalowanymi kredkami, koszyczki z papieru kolorowego w wyblakłych kolorach, słomiane ozdoby kupowane w Sukiennicach krakowskich, kilka cukierków, lukrowanych patyczków, jeszcze z socjalizmu, malowane na srebrno i złoto orzeszki z mojej młodości. Bombki, każda inna, innego koloru, malowane, wytłaczane, reprezentantki podobnych koleżanek z pudełka, które potłuczone przez kolejne koty, dzieci, przewrócone choinki, wylądowały w śmietnikach. Łańcuchy, różne, w kawałkach, każdy kawałek zrobiony przez kogoś innego, z czego innego, z innego powodu i z różnym zaangażowaniem, z papieru, ze złotek i słomy, z czekoladowych papierków, z kolorowego dmuchanego ryżu… I teraz co? Wyrzucić to wszystko? Zostawić w piwnicy i kupić nowe w jednym, góra dwóch kolorach, bezosobowe? Kiedy ja już się nie mogę doczekać na spotkanie z Baletnicą w pogniecionej bibułkowej spódniczce, z Mikołajem co ma w sankach stare paczki, z gwiazdkami ze słomy, z misiem i kaczorem zrobionymi przez Marysię, kiedy była malutka, z babcinymi jeszcze aniołkami z wydętymi policzkami, twarzami niedorozwiniętych chłopczyków. Okropna, kolorowa, z zupełnie przypadkowym strojem choinka, na której będzie znów cała historia naszej rodziny… Nawet najmłodsze dzieci pytają już, czy wyjmiemy marynarza bez ręki i pastereczkę bez nosa, bo już tęsknią za nimi… Dziś moi synowie z przyjaciółmi pieką nowe pierniczki do zawieszenia na tegorocznej choince, pewnie je polukrują na różne kolory bałaganiarsko, no i dobrze…
Dobrego dnia.
Bogumiła i Dominika - wszystkiego dobrego
20 grudzień 2003, sobota, 13:00
Teofila, Dominika – wszystkiego dobrego.
NA OGÓŁ ŁATWIEJ DAJE SIĘ CZŁOWIEK PRZEKONAĆ RACJOM, DO KTÓRYCH SAM DOSZEDŁ, NIŻ TYM, KTÓRE NASTRĘCZYŁY SIĘ KOMUŚ INNEMU. (Blaise Pascal)
Pascal zachęca do odnajdowania wiedzy samodzielnie, jeśli to jest możliwe. Bardziej cenimy rzecz zdobytą własnymi siłami. Nabyta w formie daru – nie jest tak droga. Kiedy dochodzimy do mądrości samodzielnie, z trudem, staje się ona naszym udziałem i pozostaje na zawszee. (Marek Niechwiej)
Moi Drodzy, chciałam jak najserdeczniej podziękować za wszystkie życzenia urodzinowe, które dostałam w korespondencji tu na stronie i jakie napłynęły do teatru. Bardzo, bardzo dziękuję, a ton tych życzeń, słowa tam napisane i stosunek do mnie i tego, co robię, napełniły mnie dumą i poczuciem absolutnej satysfakcji, zabarwionej lekkim zdumieniem. Dziękuję, dziękuję, i jeszcze raz dziękuję. Nie odpowiadam i nie zamieszczam tych życzeń tu na stronie, bo tym razem naprawdę była to ilość nieoczekiwana. Wszystkiego dobrego wzajemnie dla Was. Powodzenia i radości. Jeszcze raz dziękuję.
Krystyna Janda
U mnie w domu debata pt. „Jak nie zabijając karpia, potem jeść karpia w galarecie, zrobionego według przepisu mojej mamy”. Odpowiedź niby jest prosta, kupić już zabitego, albo poprosić kogoś o zabicie, nawet mu za to zapłacić. Ale to nie jest tak proste, okazuje się, że płatnych morderców znaleźć nie tak łatwo, nawet na targu, gdzie sprzedają karpie. Napawa mnie to optymizmem wbrew sytuacji.
Dobrego dnia.
Urbana i Dariusza - wszystkiego dobrego
19 grudzień 2003, piątek, 11:45
Gabrieli, Dariusza – wszystkiego dobrego.
SKORO NIE MOŻNA BYĆ UNIWERSALNYM I WIEDZIEĆ WSZYSTKIEGO (…) TRZEBA WIEDZIEĆ WSZYSTKO PO TROSZE. PIĘKNIEJ JEST WIEDZIEĆ COŚ ZE WSZYSTKIEGO, NIŻ WIEDZIEĆ WSZYSTKO O JEDNYM; TO NAJPIĘKNIEJSZA RZECZ TAKA UNIWERSALNOŚĆ. (Blaise Pascal)
Możliwości człowieka są ograniczone. Stara się zdobyć wszelką wiedzę, ale musi poprzestać na niewielkim jej fragmencie. Filozofia bada prawidłowości ogólne. Etyka jest dziedziną, która daje ogólny wgląd w zasady moralne. Pascal nie ograniczył się do filozofii. Badał, prócz praw etycznych, także fizyczne, m.in. ciśnienie atmosferyczne (prawo Pascala)
Oj, wspaniały Pascal! A my zasłaniamy się takim sformułowaniem – SPECJALIZACJA, bo niby na wszystko nie ma czasu i możliwości. Specjalizacja, tak, oczywiście, ale poza tym wiedza ogólna o tym, co dokoła, przed nami, za nami… co każdego dnia się zdarza, codziennie… Nie ma usprawiedliwienia. Sama to sobie też powtarzam.
Chciałam Wam dziś opisać, co spotkało jedną znajomą mi panią doktor, bo historyjka jest wielce pouczająca. Otóż, moja znajoma pani doktor, moja koleżanka, koleżanka zresztą jeszcze z przedszkola w Ursusie, gdzie mieszkałyśmy w dzieciństwie, jedna z niewielu, z którą do dziś, co jakiś czas się kontaktujemy. No więc moja koleżanka, jest po pierwsze wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, uroczą, wciąż piękną panią, osobą delikatną, przemiłą, usłużną, wrażliwą na każdego człowieka i jego kłopoty – zawsze taka była, oraz szczęśliwą żoną i matką od wielu, wielu lat. Jej mąż zresztą jest też moim kolegą z dzieciństwa, także z Ursusa.
Na mojej ostatniej premierze w Teatrze Powszechnym, na premierze „Czego nie widać” spotkała niespodzianie znajomą, dawną znajomą, z Rzymu, Polkę, która tam mieszka od lat, i którą poznała kiedyś, kiedy wiele lat temu była w Rzymie z mężem, też lekarzem, na kilkuletnim kontrakcie. Panie lata temu się spotykały, w tym Rzymie, bywały na przyjęciach polonijnych, mijały, rozmawiały niezobowiązująco, ale moja znajoma tej pani nigdy specjalnie nie lubiła, bo wydawała jej się zbyt wścibska, niedelikatna, zbyt zajęta sobą, nastawiona tylko na siebie, narcystycznie nastawiona do świata i ludzi. No nic, opowiadajmy dalej.
Spotkały się więc po latach przypadkowo, w Teatrze Powszechnym. Moja znajoma była z przyjaciółmi, ta pani z Rzymu była sama. Po przedstawieniu przyjaciele mojej znajomej przygotowali kolację specjalnie dla niej, u nich w domu, kolację, na którą umawiali się od jakiegoś czasu, kolację, która miała być podziękowaniem za pomoc w leczeniu ich matki. Tak się jakoś stało, że pani z Rzymu wprosiła się na tę kolację, a oni wszyscy, trochę co prawda zdziwieni obcesowością i formą tego wproszenia się, ale jak to ludzie grzeczni i delikatni, na to przystali, przybierając maski uszczęśliwionych tym faktem. Podczas kolacji pani z Rzymu mówiła tylko o sobie, płakała nad sobą, wymagała współczucia jako że została niedawno wdową, a moją znajomą ku jej najwyższemu zdumieniu nazywała wobec gospodarzy swoją przyjaciółką, co trzecie słowo. Wieczór się skończył, państwo, którzy chcieli porozmawiać i podziękować mojej znajomej, nie mieli na to żadnych szans, wszyscy rozstawali się skonsternowani i trochę źli. Gospodarze zamówili taksówkę dla mojej znajomej, bo pani z Rzymu powiedziała, że skorzysta z tego, że „przyjaciółka”, czyli moja znajoma, ją gdzieś podrzuci tą taksówką, niedaleko zresztą.
Kiedy wyszły, w związku z tym obie, pani z Rzymu oświadczyła, że jedzenie było tak ciężkie i okropne, że ona ma potworne problemy z żołądkiem i moja znajoma jako lekarz mogłaby jej może pomóc, że pojedzie do niej na chwilę, na pewno znajdą się w domu lekarzy jakieś lekarstwa, a jest tak późno, że ludzie, do których przyjechała na święta, jej daleka rodzina, na pewno jej nie pomogą i w ogóle są okropni, więc nie może na nich liczyć. Że tylko w mojej znajomej jej nadzieja. Uprzejma i nieumiejąca odmówić pomocy nikomu, moja znajoma pani doktor zabrała więc panią z Rzymu do siebie. Pani z Rzymu obejrzała skromne mieszkanie, zdjęcia, dowiedziała się, że wszystko w życiu mojej znajomej jest w zasadzie w porządku, i westchnęła, że inni mają szczęście, ona nigdy, i pozwoliła się leczyć.
Były same, bo mąż mojej znajomej wyjechał właśnie na jakiś kongres, więc panie usiadły, z herbatami, ziółkami, lekarstwami. Była pierwsza w nocy. Moja znajoma już słaniała się ze zmęczenia, i była trochę zmartwiona tym, że rano musi być w pełnej formie o szóstej w szpitalu, u siebie na oddziale, bo ma tam bardzo poważną sprawę, problem z chorym po ciężkiej operacji, problem, który musi rozwiązać, podjąć poważne decyzje co do dalszego leczenia. Właściwie cały czas, nawet podczas spektaklu denerwowała się i włączała swój telefon na każdej przerwie, gotowa jechać do szpitala w każdej chwili, gdyby to było konieczne. Na szczęście telefon nie dzwonił, ale problem do rozwiązania na rano pozostawał, i moja znajoma pani doktor miała tym zaprzątniętą głowę. Pani z Rzymu jednak, zamiast podziękować i się „ewakuować”, zażądała nagle alkoholu, który miał jej pomóc w jej kłopotach żołądkowych, wspomagając lekarstwa, a żądanie było tak sformułowane, że zahukana i uprzejma pani doktor nie ośmieliła się odmówić, bąkała coś tylko, że chciałaby pójść już spać i że jest troszkę zmęczona, ale pani z Rzymu jakby tego nie słyszała. Następne dwie godziny pani z Rzymu opowiadała całe swoje życie, a biedna pani doktor umierała już ze zmęczenia słuchając i pocieszając, pochylając się nad właścicielką nieszczęsnego życia przez cały czas.
Około czwartej rano pani z Rzymu stwierdziła, że właściwie to jest głodna, i nie szczędząc złośliwych uwag pod adresem znajomych mojej pani doktor i ich przyjęcia, poprosiła o coś lekkiego do zjedzenia. Całkowicie już zrezygnowana moja znajoma stanęła do kuchni, aby robić omlet z bitą pianą pod dyktando pani z Rzymu. Około piątej pani z Rzymu stwierdziła, że bezsensem byłoby teraz jechać do domu, który ją gości, więc lepiej będzie jak zostanie i przenocuje, szczególnie że męża, Karola, nie ma. Pani doktor, bez słowa już poszła ścielić łóżko dla niej, zmieniać pościel na czystą i przygotowywać dla niej łazienkę, wyrzucając sobie jak zwykle w takich sytuacjach, że nie umie się przeciwstawić, że całe życie nie umiała mówić nie, że właściwie każdy może z nią zrobić, co chce, bo ona nie ma i nigdy nie miała odwagi odmówić itd., itd.
Kiedy wykąpana pani z Rzymu kładła się do czystego łóżka, moja znajoma stwierdziła, że pozostało jej tylko tyle czasu, żeby wziąć szybki prysznic i natychmiast jechać do pracy, i powiedziawszy dobranoc chciała odejść, kiedy wdzięczny za gościnę i pomoc, senny też już nareszcie gość, leżąc w łóżku wyznał od niechcenia: – Wiesz, nigdy cię nie lubiłam, a ty okazuje się jesteś taka miła! A zawsze miałam w stosunku do ciebie takie trochę wyrzuty sumienia, nawet o tym nie wiedziałaś… Moja znajoma zatrzymała się w progu zdziwiona. Pani z Rzymu mrucząc ciągnęła dalej: – Kiedy byliście z Karolem w Rzymie, pamiętasz, ja się z nim przespałam, wiesz? Miałam ci o tym nie mówić, ale postanowiłam ci powiedzieć, bo jesteś dla mnie naprawdę nadzwyczajna.
I tyle. Pani doktor, nic nie mówiąc, odwróciła się i zamknęła drzwi. Wzięła prysznic płacząc. Pojechała zapłakana do szpitala, cały dzień na telefony nie odpowiadała, poprosiła tylko zięcia, żeby wstąpił do niej do domu i wziął klucz od zdziwionej zresztą tym faktem pani z Rzymu, a noc spędziła w domu córki i zięcia, śpiąc z wnuczką w jednym łóżku. A teraz od dwóch dni płacze, nie wie co będzie ze świętami, mąż Karol wraca w niedzielę i ona nie wie jak go przywitać, co będzie dalej z ich życiem, bo ona teraz to już chyba nie potrafi…
Radzę jej, żeby się pozbierała, nic nikomu nie mówiła, dzieciom, znajomym a Karolowi przede wszystkim, bo jej mąż jest wspaniałym, świetnym facetem, dobrym mężem i ojcem, przeżyli ze sobą szczęśliwie wiele lat, i przed i po pobycie w Rzymie, a moim zdaniem pani z Rzymu zwyczajnie kłamała. Ot po prostu zawistny, zły człowiek. Nieszczęśliwy i samotny. A żeby czuć się lepiej rani wszystkich, wszystkich i wszystko niszczy dookoła. Moja znajoma pani doktor zadzwoniła do mnie znów dziś rano: – A jeśli to prawda? Jeśli ona mówiła prawdę?” – zapytała mnie kolejny raz. – Moim zdaniem to nieprawda, a nawet jeśli, to po co to sprawdzać? Idź do fryzjera, bo to lubisz, zrób zakupy, zamarynuj śledzie, zaproś dzieci na wigilię, poproś, żeby zrezygnowali w tym roku z nart, i bądźcie tak jak dawniej szczęśliwi. W telefonie najpierw była długa cisza, a potem słabe: – Spróbuję. – A ten pacjent? Co z tym pacjentem? – Żyje. Będzie dobrze. – odparła. – Zaryzykowałam leczenie, którego się wszyscy bali i miałam rację. – No i to jest najważniejsze – pocieszyłam ją.
A teraz sobie myślę, że ja chyba zadzwonię do Karola, żeby wiedział jak ma wracać, jak się zachowywać i żeby niby nic nie wiedząc mógł wszystko naprawić. Wiecie co? Ja też się z nim całowałam raz, na prywatce, w tańcu, jak byliśmy nastolatkami. Ale oni chyba jeszcze wtedy ze sobą nie byli. Ale wcale nie jestem pewna.
A dla Was dobrego dnia.
Olimpii i Łazarza - wszystkiego dobrego
17 grudzień 2003, środa, 14:35
Olimpii, Łazarza – wszystkiego dobrego.
CZEKAMY DŁUGO NA MIŁOŚĆ, A GDY PUKA DO NASZEGO SPRAGNIONEGO SERCA, ZAMYKAMY JE PRZED NIĄ. (Blaise Pascal)
Piękne pozostają jedynie pragnienia. Kiedy dochodzi do ich realizacji, boimy się je przyjąć? Być może obawiamy się ulotności szczęścia? Przykre jest to, że człowiek często nie potrafi usłyszeć oraz rozpoznać głosu własnego serca. (Marek Niechwiej)
No i już. Dziś już zwykła publiczność jak ja to nazywam z ulicy. I dobrze. A ja dziś dopiero wstałam, bo pracuję całą dziś noc i jutro cały dzień. Niech się zaczną już te święta!
Dobrego dnia.
Euzebiusza i Zdzisławy - wszystkiego dobrego
16 grudzień 2003, wtorek, 12:15
Albiny, Zdzisławy – wszystkiego dobrego.
SERCE MA SWOJE PRAWA, KTÓRYCH ROZUM NIE ZNA. (Blaise Pascal)
Sztandarowe hasło filozofii Pascala. Porządek serca, sentymentu, wyprzedza racjonalizm. Ów głos serca musi się stać naturalnym. Ma w sobie pewien pierwiastek duchowy. (Marek Niechwiej)
Weźcie sobie to zdanie Pascala do serca, ci, którzy tu przysyłają listy z rozpaczą, listy z bezradnością i listy, w których potępiacie samych siebie.
Dziś u mnie premiera.
Sztuka ma tytuł „Czego nie widać„, napisał ją Michael Frayn, była grana i jest grana na całym świecie, w Polsce była wystawiana wielokrotnie i w tej chwili wciąż grają ją w Poznaniu i Łodzi. U nas jest grana w nowym tłumaczeniu pani Małgorzaty Semil i pana Karola Jakubowicza, to nowa wersja poprawiona przez autora, niedawno, z powodu kolejnej inscenizacji w Londynie. Nasze przedstawienie wyreżyserował pan Juliusz Machulski we współpracy reżyserskiej z panem Mariuszem Bielińskim. Scenografię zrobili państwo Ewa i Andrzej Przybyłowie. Światło zrobił na prośbę Julka, mój mąż Edward Kłosiński.
Obsada:
LLOYD PALLAS – Szymon Bobrowski
GARRY LEJEUNE – Rafał Królikowski
BROOKE ASHTON – Agnieszka Krukówna
POPPY NORTON-TAYLOR – Karina Seweryn
FREDERICK FELLOWES – Cezary Żak
BELINDA BLAIR – Katarzyna Herman
TIM ALLGOOD – Kazimierz Kaczor
SELSDON MOWBRAY – Zbigniew Zapasiewicz
DOTTY OTLEY – ja.
Życzcie nam powodzenia.
Dobrego dnia.
Celiny i Waleriana - wszystkiego dobrego
15 grudzień 2003, poniedziałek, 06:35
Niny, Celiny – wszystkiego dobrego.
WSZYSTKIE LUDZKIE NIESZCZĘŚCIA BIORĄ SIĘ STĄD, ŻE CZŁOWIEK NIE PORAFI USIEDZIEĆ CICHO W POKOJU. (Blaise Pascal)
Wyciszenie sprowadza na ziemię prawdziwy spokój. Nieszczęście zanika wraz z pragnieniem, niepokojem. (Marek Niechwiej)
Dziś ostatnia generalna, już z publicznością. Jutro premiera. Ciężko. Ledwo żyjemy. Dobrego dnia. Obsługa teatru, elektrycy, garderobiane, sprzątaczki siedzą na widowni podczas prób, może to będzie zabawne?
Adelajdy i Aleksandra - wszystkiego dobrego
12 grudnia 2003, piątek, 04:40
Dagmary, Aleksandra – wszystkiego dobrego.
ZNAJOMOŚĆ BOGA BEZ ZNAJOMOŚCI WŁASNEJ NĘDZY RODZI PYCHĘ. ZNAJOMOŚĆ WŁASNEJ NĘDZY BEZ ZNAJOMOŚCI BOGA RODZI ROZPACZ. (Blaise Pascal)
Musimy zdawać sobie sprawę z własnej ułomności. Pascal jako człowiek słabego zdrowia rozumiał to doskonale. Kult rozumu szkodzi, jeśli człowiek nie podda go refleksji. By nie popaść w rozpacz lub pychę, trzeba odnaleźć Boga. Natura ludzka potrzebuje oparcia w istocie nadprzyrodzonej. Uświadomienie sobie wsparcia duchowego rodzi nadzieje i odpędza tragizm oraz pesymizm egzystencjalny. (Marek Niechwiej).
Pascal! Doszliśmy do Pascala! No to teraz się zacznie!
Blaise PASCAL (1623-1662). Żył 39 lat. Francuski matematyk, filozof i pisarz, krytyk moralności jezuickiej i kartezjańskiego racjonalizmu. Sceptyczny wobec zdolności poznawczych rozumu. Jego Myśli przybierają kształt traktatu moralnego. Moralność musi stać się rutyną. Nie można nauczyć się jej teoretycznie, lecz trzeba praktykować. ¬ródłem etyki pozostaje Bóg, siła wyższa. Filozof znany z koncepcji utylitarystycznej pod nazwą „zakład Pascala”. Udowodnił w niej, iż opłaca się bardziej być teistą niż ateistą. Począwszy od swoich młodych lat zwrócił się ku religii, na której oparł swą etykę. Patrząc na sprawy doczesne poprzez pryzmat wieczności, dystansował się do wielu zbędnych, powszednich problemów, kierując się ku zgłębieniu natury metafizycznej. (Marek Niechwiej)
Moralność musi stać się rutyną, należy ją praktykować – to bardzo aktualne zdanie.
Tydzień temu umarła Zofia Rysiówna. Właściwie jej nie znałam. Widziałam ją raz na scenie w „Wieczorze trzech króli” w Starej Prochowni, w tym pamiętnym przedstawieniu wyreżyserowanym przez Jana Kulczyńskiego, w którym kobiety grały role męskie. Dziś nocą, wracając po próbie z teatru do domu, słuchałam w radio audycji wspomnieniowej o pani Zofii. Mówiła też z archiwalnych nagrań sama. Narzekała, że spotkał ją los Primadonn i Heroin, które w którymś momencie są odsuwane, krzywdzone, z powodu zawiści ludzkiej i ludzkiej małości. Oskarżała swoje młodsze koleżanki, aktorki. Wiem, o kim mówiła, do kogo konkretnie miała za życia pretensje, ale to już dziś bez znaczenia. Kiedy tak jej słuchałam, przypomniałam sobie krążącą w naszym środowisku opowieść o wyjeździe zespołu Teatru Dramatycznego, z którym związana była w pewnym momencie pani Zofia, w tournee za granicę. Jechali autokarami. Na granicy celnik wszedł do tego autokaru, którym podróżowali aktorzy, i głośno spytał: – Czy wieziecie państwo coś specjalnego? Jeden z kolegów, lekko nietrzeźwy, odparł: – Tak! Heroinę! I wskazał na panią Zofię. Po tym żarciku, przeszukiwanie autokaru i bagaży trwało kilka godzin.
Dobrego dnia. U nas, w teatrze, na próbach, histeria spowodowana brakiem czasu i tym jak jesteśmy niegotowi, sięga powoli zenitu. Mnie się mylą wszystkie wejścia i zejścia, rekwizyty i intencje. Ciekawe, co to będzie? Odłożyć premiery nie możemy, bo nasz dyrektor musi się rozliczyć w tym roku finansowym, czy coś koło tego.
Dobrego dnia.
Dołączam do wczorajszych zdjęć z wystawy z Miami jeszcze dwa – pracę pani Abakanowicz, jedyny polski akcent w ekspozycji, i zdjęcie mojego korespondenta, przebywającego właśnie na miejscu, z innym eksponatem.
Damazego i Waldemara - wszystkiego dobrego
11 grudnia 2003, czwartek, 06:50
NAWET MYŚL I RZECZ WYWODZĄ SIĘ Z JEDNEJ SUBSTANCJI. (Baruch Spinoza)
Bóg stwarza rzeczy, które widzimy. Myśli powstają ze zdolności umysłu, który stworzył Bóg. On jest odwieczną substancją, czyli Bytem. Wszystko kieruje swoją przyczynę ku Bóstwu. (Marek Niechwiej)
Jakieś przekleństwo czy fatum nad nami krąży, nad tą premierą. Co dzień dochodzą nowe komplikacje. A przecież to zwyczajna farsa. Trzeba być dobrym technicznie i mieć wdzięk, no i trochę talentu, ale to mniejsza… Nie wiem czy w ogóle dojdzie do premiery, bo jeszcze wydarzenia losowe dołączają się do naszej męki.
Dobrego dnia.
Dołączam zdjęcia mojego prywatnego szpiega Aro Korol, z wystawy aktualnie trwającej w ART BASSEL w Miami. Wysyłam dla zmiany perspektywy, aby podnieść oczy znad biurek, pralek, stolnic, skryptów, zeszytów i spojrzeć w dal…
Julii i Daniela - wszystkiego dobrego
10 grudnia 2003, środa, 05:41
RZECZY I MYŚLI NIE MOGĄ BYĆ SAMOISTNE, SKORO SĄ OBJAWAMI SAMOTNOŚCI, CZYLI BOGA. (Baruch Spinoza)
Nie ma Boga poza rzeczami i myślami w tym znaczeniu, że one nie mogą istnieć poza Nim. Bóg stanowi wraz z nimi jedność, tzn. wszystko, co się w kosmosie odbywa, pozostaje zgodne z zamierzeniem Boga. Nawet grzech, który sprzeciwia się Jego woli, jest uzasadniony przez absolut, ponieważ bez istnienia zła nie istniałaby możliwość wyboru dobra. (Marek Niechwiej)
Moi Drodzy, tak dramatycznego dochodzenia do premiery teatralnej, nie przeżywałam dawno, więc wybaczcie milczenie.
Pozdrawiam Was serdecznie.
Dobrego dnia.
Mikołaja i Emiliana - wszystkiego dobrego
6 grudnia 2003, sobota, 07:25
Jaremy, Mikołaja – wszystkiego dobrego.
MIKOŁAJA! – nie zapomnijcie!
MIŁOŚĆ BOGA (AMOR DEI INTELLECTUALIS) OSIĄGAMY POPRZEZ JEGO POZNANIE. (Baruch Spinoza)
Spinoza nie unikał mistycyzmu. (Zakładamy, iż mistycyzm stanowi o formie poznania). Iluminacja nie zawsze jednak jest etapem jasnego objawienia prawdy. Istnieje możliwość ulegania tzw. złudzeniu epistemicznemu, kiedy to jedynie zdaje nam się, że coś poznajemy (tłumaczymy sobie zjawisko paranormalne np. działaniem nieznanych przybyszów z kosmosu). Czym innym jest bowiem poznanie (czyste), a zatem doświadczalne zbadanie zjawiska (np. prawa grawitacji przez upuszczenie kamienia), czym innym natomiast uświadomienie sobie istoty (w ogóle). (Marek Niechwiej)
Premier spadł z helikopterem.
Mama zbulwersowana nowymi regulacjami dotyczącymi świąt i współżycia wiernych z kościołem katolickim, ogłoszonymi właśnie przez Kościół, siedzi nad „menu” wigilijnym i mówi że w życiu nie zrezygnuje z postu.
Pies utył prawie kilogram i wygląda już jak beka, a przecież mam kręcić dalsze epizody mojego serialu telewizyjnego, a on tam gra dużą rolę. Próby do premiery, która ma się odbyć 16-tego w dalekim i głębokim lesie.
Wabią mnie zrobieniem reklam, ciekawe jak jeszcze długo będę się opierać, choć na razie się trzymam. Nie śpię już drugą dobę po tym przylocie z Toronto i przewracam się ze zmęczenia, i mam mroczki i zwidy, szczególnie kiedy jestem na scenie.
Dzieci dorośleją z dnia na dzień, poza moją kontrolą.
Kot zwymiotował dziś przede mną ptakiem.
Weszły jakieś robaki na moje ulubione drzewko laurowe.
Wielkie zmiany w telewizji i nie wiadomo, czy będę robić to, co miałam robić.
Sylwestra spędzimy na weselu u Agnieszki Krukówny.
Wczoraj publiczność przywitała mnie gorąco, jakoś goręcej niż zwykle, ciekawe dlaczego.
Zastanawiam się na prośbę „Wysokich obcasów”, czy to, że jestem kobietą, przynosi mi korzyści czy straty.
Jestem niespokojna w ogóle i martwię się wszystkim generalnie, może to już klimakterium, choć nie wskazuje na to właśnie odebrany z laboratorium wynik badania moich hormonów.
Pierwszego dnia świąt o 16:00 emisja pierwszego odcinka MĘSKIE-ŻEŃSKIE pt. „Wigilia”. Ale to będzie na razie tylko zwiastun.
Dalsze nie wiadomo kiedy.
Dobrego dnia i nie zapominajcie dziś o prezencikach dla bliskich i dla dzieci przede wszystkim. W naszym domu prezenty na Mikołaja dostają tylko dzieci.
Na zdjęciu, mój pies na planie serialu.
Kryspina i Saby - wszystkiego dobrego
WOLNOŚCIĄ JEST ZACHOWANIE WŁASNEJ NATURY I DZIAŁANIE ZGODNIE Z JEJ PRAWEM. (Baruch Spinoza)
Walka ze światem sprowadza się do boju o przetrwanie. Dążymy do zachowania swojej natury. W przeciwnym razie indywiduum ginie. Moralność sprowadzona do praw natury miała za zadanie zniwelować dualizm świata duchowego i przyrodniczego. (Marek Niechwiej)
No już. Było cudnie. Publiczność liczna i chyba zadowolona. Dołączam trochę zdjęć z całego pobytu. Trochę trudno znoszę te przeloty przez Atlantyk, te godziny w samolocie. Dziwię się i podziwiam ludzi, którzy odbywają te podróże rutynowo raz w tygodniu, z powodu interesów, a takich jest niemało. Ja nie mogę usiedzieć, chodzę w samolocie prawie cały czas. W drodze w tamtą stronę obserwowałam dziwną parę pasażerów, ona około sześćdziesiątki i on trzydziestoletni, ona Polka, od lat pracująca w Kanadzie, wracała tam po odwiedzinach w Polsce, on pierwszy raz udający się za ocean, za granicę w ogóle, do rodziny, przerażony.
Poznali się na pokładzie samolotu, siedzieli obok siebie. Ona postanowiła zrobić mu przyśpieszony kurs angielskiego i sprzedać wszystkie podstawowe informacje o tym jak się zachowywać po przylocie i na początku pobytu, aby mu pomóc i zmniejszyć jego widoczne przerażenie.
Na początku pili na swoich miejscach, potem przenieśli się pod drzwi toalety, żeby mieć bliżej do stewardessy i drinków. On w ręku ściskał torbę z winem, które sam zrobił dla rodziny kanadyjskiej, ona żałowała, że nie może tego wina skosztować, ale pocieszyli się tym, co im dawała obsługa samolotu. Kiedy w trakcie moich samolotowych spacerów docierałam do nich co jakiś czas, ona donośnym głosem na cały samolot, uczyła go podstawowych słów po angielsku, informowała, gdzie polskie sklepy, dzielnice, jak co załatwić, lekarz, dentysta, kupowanie butów, ubrań, komunikacja, bilety na autobus, jak załatwić pracę na czarno, jak wyjechać z parkingu nie płacąc itd.
Wreszcie po dziewięciu godzinach lotu usłyszałam: – Na początku, jak ci mówiłam, piszesz sobie na karteczce gdzie mieszkasz i jak się nazywasz i tę karteczkę musisz mieć zawsze przy sobie. To ci mówiłam, to najważniejsze. A jak się upijesz, idziesz na policję i mówisz… Aj, aj, powtórz… aj em… powtórz, aj em… grogy… teraz powtórz… grogy… aj em grogy… pokazujesz karteczkę i oni cię odwożą do domu, rozumiesz? Bo to są matołki, mili ludzie ale matołki, muszą cię odwieźć do domu, bo to jest kraj opiekuńczy, zrozumiałeś?
Idę na próbę, a wieczorem dziś i jutro „Shirley„, i to ostatnie spektakle przed premierą. Na tym kończę w tym roku.
Samolot z Toronto przylatuje do Warszawy prawie o tej samej godzinie co samolot z Chicago.
Usłyszałam, kiedy wychodziłam z lotniska, jak warszawscy taksówkarze informują się nawzajem tak: – To Toronto wychodzi czy Siury?
Zapytałam, co to Siury. – No ci z Chicago – odpowiedzieli z uśmiechem. – Ach siur! – odparłam. No nieźle.
Dobrego dnia.
Konrada i Sylwestra - wszystkiego dobrego
26 listopada 2003, środa, 06:46
NAMIĘTNOŚCI LUDZKIE POCHODZĄ Z WOLI BOGA, TAK WIĘC NIE NALEŻY NAŚMIEWAĆ SIĘ Z NICH, LECZ JE ROZUMIEĆ. (Baruch Spinoza)
Odczucia były dla Spinozy realnymi bytami. Stanowiły składnik istoty człowieka, podobnie jak jego ciało, umysł i dusza. Toteż chciał je badać podobnie jak ciała.
Moi Drodzy, ostatnio mam w stosunku do Was wyrzuty sumienia. Ani nie zajmuję się Wami tak jak dawniej, ani nie poświęcam tej stronie tyle czasu, co dawniej. Codzienne kłopoty, zawodowe zawirowania, zajmują i wymagają ode mnie takiej aktywności, że na nic innego oprócz grania nie starcza mi sił, dodatkowo te problemy zostawiają mnie z uczuciem takiego zawodu i zniechęcenia, że nie pozostaje mi już w głowie ani jedna spokojna, radosna, wolna, twórcza myśl, a takie są potrzebne, żeby ten dziennik prowadzić. Żeby był on radością i wytchnieniem i dla Was, i dla mnie. Codziennie wstaję i piszę, ale głowę mam nabitą problemami, o których Wam tu opowiedzieć nie mogę i nie chcę, bo co to Wam, macie swoje smutki i swoje „duszożerne codzienności”. Korzystam więc z mojego wyjazdu do Kanady, aby na chwilę odpocząć i mam nadzieję wrócić z jasną głową, uśmiechem i pogodzeniem, co mi pozwoli znów, co rano biec do komputera z radością i chęcią podzielenia się z Wami urodą życia.
Wyjeżdżam za chwilę. Życzę dobrego tygodnia a ja w tym czasie w Kanadzie – sen, spokój, zapomnienie i „Kto się boi Virginii Woolf„.
A Wam – powodzenia we wszystkich planach.
Jana i Marceliny - wszystkiego dobrego
31 stycznia 2003, piątek, 07:37
Jowity, Faustyna, Józefa, Saturnina – wszystkiego dobrego.
NIKT DO KOŃCA NIE DOWIÓDŁ WYŻSZOŚCI PRZYJEMNOŚCI DUCHOWYCH NAD CIELESNYMI. (Herbert Spencer)
Myśl Spencera poprzez zbliżenie do przyrodoznawstwa zachowywała cechy myśli pozytywistycznej. Poprzez uznanie Absolutu za realnie istniejący, nie uchronił się on od elementów metafizycznych. Nie przeczył istnieniu duszy, chociaż daleki był od doktryny chrześcijańskiej. Uznał „Moralność” cielesną za zgodną z naturą, a wiec wartościową. Hamowanie popędów biologicznych, szukanie ukojenia w ascezie – jest sprzeczne z wartościami czowieka, wytwarza napięcie. (Marek Niechwiej).
Oj panie Spencer….jakby to panu powiedzie?…..
Dziś w związku z tym mam zamiar oddać się uciechom cielesnym. Aby to sprawdzić! Przez cały dzień! Zacznę od pysznego śniadania i kawy z ubitym mlekiem, potem zawody dzieci i znów kawa, potem narty, basen, sauna, itd. itd…
A propos uciech cielesnych top modelka Claudia Schiffer urodziła wczoraj synka w jednej z klinik w Londynie, i jest to pierwsza informacja podawana we wszystkich dziennikach tewizyjnych w niemieckiej telewizji, francuskiej wczoraj włoskiej, bo takie tu mamy, na wszystkich kanałach, i wczoraj i dziś, jak mantra medialna. Ale gdybyście widzieli miny spikerów, którzy muszą tę wiadomość podawać telewidzom! Pogarda i zniecierpliwienie, że muszą to w ogóle mówić nie ma granic. Bardzo mnie to śmieszy. Dziś rano starszy pan w eleganckich okularach, prawie opluł informację o najpiękniejszej mamie świata, podczas wypowiadania tej informacji. Powiedział to szybko, byle jak i na koniec zrobił minę, co o tym myśli, a potem poprawił się w miejscu i zaczął komentarz do wczorajszego płomiennego przemówienia Schroedera w sprawie pokojowego załatwienia konfliktu z Irakiem. Ale Claudia Schiffer, uśmiechała się i machała ręką znów za minutę, a zbliżająca się wojna w Iraku mało ją obchodziła, a co za tym idzie i telewidzów też.
Dołączam zdjęcie Filipa Bajona (Znany reżyser filmowy -„Wahadełko”, „Aria dla atlety”, „Magnat”, „Przedwiośnie”) oraz Andrzeja Przeradzkiego. (przedsiębiorca w branży samochodowej, prywatnie mąż Magdy Umer)
Zamieszczam to zdjęcie, ponieważ się domagali umieszczenia ich w internecie na mojej stronie. Bardzo mi miło. Nigdy tego nie robię, nie zamieszczam zdjęć prywatnych, moich znanych przyjaciół i znajomych, kierując się obawą, że ktoś może sobie tego nie życzyć, że mogę w ten sposób naruszyć ich dobra osobiste, jeśli, to robię to za ich zgodą. Tak wiec panowie: Dobrego dnia.
I pofolgujcie sobie dzisiaj mnie do towarzystwa!
Macieja i Martyny - wszystkiego dobrego
30 stycznia 2003, czwartek, 08:21
Hiacynty, Martyny, Macieja – wszystkiego dobrego.
WSZELKIE RZECZY POZNAWALNE, ZMYSŁOWE SĄ DOMENĄ NAUKI, NIEPOZNAWALNE ZAŚ DOMENA RELIGII. (Herbert Spencer)
Spencer nie odcinał się całkowicie od religii. Powyższa maksyma pochodzi z pierwszego okresu przemyśleń filozofa. Powołaniem nauki jest dochodzenie do wiedzy, opartej na doświadczeniu i rozumie. Natomiast religia opiera się na dogmacie, odwołuje się do wiary i przyjmuje inna hierarchię wartości. (Marek Niechwiej)
Polska poparła Amerykę. Mój mąż twierdzi, że nie rozumie stanowiska Francji i Niemiec. Husajn jego zdaniem jest psychopatatycznym mordercą i zachowanie Francji i Niemiec przypomina Monachium.
Czytam w kółko „Śluby panieńskie” Fredry, bo mam wiosną robić spektakl dla Teatru Telewizji. Robię adaptację telewizyjną. Trudne zadanie. Dziewczynki powinny mieć góra 16 lat inaczej cała historia jest zbyt naiwna dzisiaj. Albin jest moim zdaniem najbardziej charakterystyczna rolą, ale i najtrudniejszą. Całość Boska. Ale trudne w realizacji, jeśli się za adresata uważa młodzież 14-16 letnią głównie , bo to lektura szkolna, i nie chce się robić tego farsowo. Tak się wszystko zmieniło. Archaiczny obyczajowo tekst. Co zrobić żeby to nie było „muzeum”? Ale przyjemność z czytania wiecznie taka sama. Wspaniały utwór.
U nas słońce jak „drut”. Idę zjeżdżać ze „Skrzycznego”, tak nazwaliśmy jedną z tutejszych tras. Jest to trasa FISu . Odbyły się na niej kiedyś mistrzostwa w slalomie kobiet. Jestem dumna, że tam jeżdżę.
Idę. Dobrego dnia.
Zdzisława i Franciszka - wszystkiego dobrego
29 stycznia 2003, środa, 14:57
Bolesławy, Franciszka, Zdzisława, Żelisława – wszystkiego dobrego.
UMYSŁ POZOSTAJE JAK NA RAZIE JEDNYM Z OSTATNICH NA DRODZE ROZWOJU DO DOSKONAŁOŚCI, DLATEGO CZYŃMY Z NIEGO WŁAŚCIWY UŻYTEK. (Herbert Spencer)
Darwin szczyci się powstaniem gatunku ludzkiego jako najdoskonalszego. Etycy i filozofowie przyrody, zastanawiają się, czy jest to ostatni etap na drodze ewolucji. Rozum ludzki jest w stanie sprzeciwić się prawom natury. Właściwy użytek rozumu sprowadza się do umiejętności szanowania życia i poznawania go racjonalnie. (Marek Niechwiej)
Oglądam tu z zainteresowaniem telewizję. Niemiecką. Włoską. Francuską. Świat szykuje się do wojny. Trudno się oprzeć temu wrażeniu. Przyglądam się temu z przerażeniem i zainteresowaniem. Nie umiem zająć stanowiska. A przecież nas to również dotyczy.
Wczoraj oglądałam „u Niemców”, jak to nazywamy, nieprawdopodobny reportaż o małżeństwie, w którym, kiedy dzieci już odeszły z domu, zaczęły własne życie w swoich związkach, mężczyzna postanowił wreszcie spełnić swoje marzenie uwolnić się z powłoki, która zawsze, całe życie, była dla niego więzieniem, i zmienić się w kobietę, ponieważ zawsze czuł się kobietą. Zdumiewająca relacja z tej zmiany, najpierw wyglądu zewnętrznego, potem operacyjna ingerencja, wreszcie dwie kochające się kobiety, dotychczasowa żona i on teraz kobieta, wspólnie, trzymając się za ręce, szczęśliwe, robiły zakupy w supermarkecie. Zdumiewające.
Potem „u Francuzów”, w wiadomościach dnia, wywiad ze starszymi ludźmi, którzy od 33 lat hodują węgorza w wannie. Węgorz ma na imię Alfred, a starsza pani udzielając wywiadu cały czas gładziła go delikatnie po główce. Potem zademonstrowała jak Alfred wpływa do wiaderka, aby gospodarze w wolnej na chwilę wannie, mogli się wykąpać i potem znów spokojnie wraca „do siebie”. Wywiad prowadzili weterynarze i ludzie z jakiejś organizacji zajmującej się ochroną zwierząt, skonstatowali na koniec, że węgorz ma wszelkie warunki odpowiadające mu do życia i gdyby go zabrać z domu tych państwa, prawdopodobnie byłby, nieszczęśliwy i nie poradziłby sobie bez ich opieki po tylu latach. Na marginesie dowiedziałam się że węgorze żyją około 60 lat.
Nocą obejrzałam z przyjemnością odcinek serialu „Przyjaciele” i zaczęłam się zastanawiać czy tego rodzaju historia, sposób na życie, mogłoby się sprawdzić w Polsce. Czy dawno sprawdzone wzorce szeroko stosowane na tzw. Zachodzie, to znaczy wspólne wynajmowanie mieszkań pomaganie sobie wzajemne, prowadzenie wspólnego gospodarstwa przez młodzież, emerytów, samotnych, upośledzonych czy kaleki, kilka samotnych matek z dziećmi, byłoby w ogóle w Polsce możliwe. Bo przecież wielu ludzi na świecie tak żyje, pomagają sobie nawzajem, wspierają się, tak jest wygodniej, taniej, można dzięki temu uniknąć wielu problemów, urastających do nierozwiązywalnych w życiu samotnym. Sama znałam trzy kobiety, trzy samotnie wychowujące dzieci matki, mieszkające we wspólnie wynajętym domu w Zurychu. Miały jedną gosposię, opiekunkę do dzieci na godziny, wspólne gospodarstwo, każda z nich miała swoje życie prywatne, pracowały zawodowo, jedną z nich właśnie, była moja znajoma, aktorka, bardzo czynnie uprawiająca zawód. Myślę, że żadna z nich bez tego pomysłu, bez tej wspólnoty, nie mogłaby realizować swojego życia tak swobodnie jak dzięki takiej właśnie organizacji. Moja znajoma mówiła do mnie, jak się zdecyduje na małżeństwo powtórnie, to się wyprowadzę, teraz jest nam świetnie. Pomagamy sobie. Dzieci chowają się lepiej. Mamy poczucie bezpieczeństwa, nie jesteśmy same. Wiem też, że organizacje społeczne zajmujące się pomocą ludziom upośledzonym, dobierają ludzi, często samotnych, bez rodzin, w grupy i pomagają im stworzyć wspólnoty, w których pomoc wzajemna daje im w ogóle szansę samodzielności i życia poza zakładami czy szpitalami, gdzie życie jest dla nich dużo bardziej stresujące. Czy w Polsce byłoby to możliwe? Moim zdaniem nie. Jesteśmy kłótliwi, niedemokratyczni, mamy stosunek do życia tylko i wyłącznie roszczeniowy, jesteśmy wygodni, zaborczy, egoistyczni… Może przesadzam, ale nie za dużo. Czy wyobrażacie sobie mieszkanie, wspólnie zajmowane przez trzy obce sobie, staruszki, gotujące wspólnie, robiące wspólnie zakupy i opiekujące się sobą nawzajem, co jest tak częste w innych krajach? Ja nie. Pokłóciłyby się pierwszego dnia, o to, na której półce w lodówce powinien leżeć ser, albo ze któraś którejś coś zjadła… Jestem pewna.
No cóż przepraszam za te refleksje… i dobrego dnia.
Dołączam trochę zdjęć, bo niektórzy z Państwa piszą mi ze na nie czekają. Pozdrawiam.
Walerego i Radomira - wszystkiego dobrego
28 stycznia 2003, wtorek, 15:21
Radomira, Tomasza, Walerego – wszystkiego dobrego.
MOŻEMY ZAWDZIĘCZAĆ DOŚWIADCZENIU NAWET TO, CZEGOŚMY SAMI NIE DOŚWIADCZYLI. (Herbert Spencer)
Droga doskonalenia gatunków niesie za sobą pewien bagaż doswaidczeń. Uznajemy „biografię rodzaju ludzkiego” za własną. Nie musimy dochodzić pewnych prawideł, które nam podaje doświadczenie innych. Na błędach i osiągnięciach przeszłości winniśmy się opierać dzisiaj, wyprowadzając z nich racjonalne wnioski, nie powtarzając zaniedbań poprzedników. (Marek Niechwiej)
Tak, może w innych dziedzinach, na pewno. Ale nie w sztuce. Tu każde pokolenia patrzy tylko na siebie i swój czas. Każde pokolenie musi zdobyć własne doświadczenie i stworzyć swój „Wyraz”. Potem okazuje się, że większość „odkrytych” przez nich rzeczy już była, ale nie to jest ważne. Oni o tym nie zawsze wiedzą.
Wczoraj rozmawialiśmy przy stole o zazdrości. O chorobliwej zazdrości. Opowiadano różne historyjki. Najbardziej podobała mi się o żonie, która kontrolowała każdą minutę, chwilę życia męża. Przeszukiwała wszystkie kieszenie, zakamarki szuflad, ubrania. Badała codziennie zapachy i ślady na bieliźnie. Dzwoniła do szpitala, w którym pracował bezustannie pytając jego współpracowników, co maż właśnie robi, czym się zajmuje. Nie wolno mu było w domu odbierać telefonów a bilingi jego rozmów telefonicznych z telefonu komórkowego były badane pod lupą każdego miesiąca, każdy nowy numer sprawdzany razem z właścicielem, albo, co nie daj Boże, właścicielką. Doszła do tego że wyliczała mu dokładnie pieniądze, pozwalała do samochodu wlewać tylko pół litra benzyny, tak żeby mu starczyło do pracy i z powrotem. Co więcej on sam opowiadał jej codziennie i szczegółowo każdy swój krok podczas jego nieobecności w domu i bardzo się tą namiętną zazdrością i troską o niego szczycił wśród znajomych. Rozbawiła mnie też historia męża, który z zazdrości o żonę nie pozwalał jej pracować, chodził z nią absolutnie wszędzie, nawet do fryzjera, doszedł do tego ze przejął na siebie robienie zakupów jako zbyt niebezpieczne z punktu widzenia możliwości spotkania kogoś atrakcyjniejszego niż on. Żona była podobno rzeczywiście zjawiskowo piękna. A historia małżeństwa, które wynajmowało detektywów, aby śledzić się nawzajem, tak na wszelki wypadek, bez specjalnego powodu? Wreszcie powód się znalazł i się rozwiedli! Ach miłość! Ach zazdrość! Męcząca zazdrość bez powodu! Ach niedojrzali ludzie! Opowiadano też o żonie, która z powodu długiego włosa koloru rudego na koszuli męża próbowała popełnić samobójstwo, ta sama pani zresztą podobno tak się także niepokoiła o męża, że pozwoliła mu jeździć jego ukochanym motorem tylko po podwórku dookoła domu…
Ach ile tu rozmów o niczym i śmiechu…Bardzo mi to było potrzebne.
Dobrego dnia. Dziś jeździłam jak szalona. Nasze niebo dzisiaj dziwne, bo zamiecie śnieżne i… takie coś dookoła. Byle, co.
Jana i Przybysława - wszystkiego dobrego
27 stycznia 2003, poniedziałek, 06:57
Anastazji, Gabriela, Juliana– wszystkiego dobrego.
ASCETYZM PRZECZY NATURALNYM SKŁONNOŚCIOM CZŁOWIEKA, KTÓRY NIE POTRZEBUJE DLA SZCZĘŚCIA WYRZEKAĆ SIĘ SAMEGO SIEBIE, CO BYŁOBY ABSURDEM I SPRZECZNOŚCIĄ. (Herbert Spencer)
Za absurd Spencer uznaje wszelkie dążenie człowieka do ograniczenia naturalnych skłonności (jedzenia, złości, seksu). Umartwianie się, poprzedzone względami natury religijnej (ascetyzm) nie jest dobre. Nie ma sensu wmawiać sobie, ze tego typu życie przynosi szczęście, ponieważ organizm wymaga, by pozwolić mu być częścią natury. Człowiek rozsądny cieszy się swoją witalnością. (Marek Niechwiej)
W czasach Spencera idea ograniczania się, ascetyzmu o podłożu religijnym była szalenie popularna. Hedonizm był grzeszny. Dziś już nikogo nie trzeba namawiać do nieogramniczania „naturalnych skłonności”. Nieogranicza swoich skołonnosci ogół, ascetycy dziś są prawdziwą rzadkością. Choć jest wielu wspaniałych ludzi, ja znam sama kilku, którzy właśnie w wyrzeczeniu, eliminacji, poświeceniu się, hamowaniu naturalnych skłonności, widzą sens i szczęście, a raczej harmonię swojego życia i powód do samoakceptacji i samozadowolenia. Podziwiam i szanuję. A wieczna walka kultury z naturą, jest dla mnie samej podstawą zachowań.
Moi Drodzy. Dziś załączam list, który przyszedł do mnie z pocztą. Jest bardzo piękny. A Wam życzę dobrego dnia. Ja idę na narty cieszyć się życiem. Wczoraj poszłam jeździć natychmiast po przyjedzie, zanim się rozpakowałam, przypadkowo, więc maiłam karminowo czerwone usta na stoku a pod moim strojem narciarskim kabaretki, czyli czarne siatkowe rajstopy. Bardzo mi z tym było dobrze, że przejście od artystki do sportsmenki przebiega łagodnie i etapami. Mąż mówił natomiast, że gdyby mnie musiało zabrać pogotowie to nie mieli by wątpliwości, z kim mają do czynienia. Głupie żarty.
A oto ten list. Ja idę szaleć i nie marnować życia i dnia, i ani godziny, ani chwili!
Gabriel Garcia Marquez, 74-letni wybitny pisarz kolumbijski, autor m.in. słynnej powieści „Sto lat samotności”, laureat Nagrody Nobla z 1982 roku, jest chory na raka limfatycznego. Pisarz wycofał się z życia publicznego i do swoich przyjaciół rozesłał pożegnalny list, rozpowszechniany w Internecie. Dostałem ten list od przyjaciół z Chile. Wynika z niego jasno, że autor chce, aby list został rozpowszechniony. Dlatego przetłumaczyłem go szybko i rozesłałem do redakcji i osób zajmujących się Ameryką Łacińską, powiedział prof. Zdzisław Jan Ryn z Katedry Psychiatrii Collegium Medicum UJ, ambasador RP W Chile i Boliwii w latach 1991-96.
Oto przetłumaczony przez profesora list Gabriela Garcii Marqueza:
Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię. Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę. Ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem. Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartości, ale na ich znaczenie. Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy Inni śpią. Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę. Przekonywałbym ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, że nie warto się zakochać na starość. Nie wiedzą bowiem, że starzeją się właśnie dlatego, iż unikają miłości! Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy Tylko nauczy się latać samodzielnie. Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie Przychodzi wraz ze starością lecz z zapomnieniem (opuszczeniem). Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi…Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę. Nauczyłem się, że kiedy nowo narodzone dziecko chwyta swoją maleńką dłonią, po raz pierwszy, palec swego ojca, trzyma się go już zawsze. Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł. Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w rzeczywistości na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do trumny, nie będę już żyć. Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz. Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem. Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę, powiedziałbym „kocham cię”, a nie zakładałbym głupio, że przecież o tym wiesz. Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi pozostaje, chciałbym ci powiedzieć jak bardzo cię kocham i że nigdy cię nie zapomnę. Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałować dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazał im ostatnie życzenie. Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć”jak mi przykro”,”przepraszam”,”proszę”,”dziękuję”i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz. Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni. Prześlij te słowa komu zechcesz. Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, jutro będzie takie samo jak wczoraj. I jeśli tego nie zrobisz nigdy, nic się nie stanie. Teraz jest czas.