Barnaby i Feliksa - wszystkiego dobrego
BYCIE CNOTLIWYM JEST JUŻ SAMO PRZEZ SIĘ WIELKĄ NAGRODĄ. Erazm z Rotterdamu.
Pewnie wielu z Was jest dziś poza miastem. W swoich „wiejskich” domach, na działkach itp.
Wczoraj z siostrą i mamą, długo po obiedzie wspominałyśmy „zarykując się” ze śmiechu, nasz „letni dom” w Długosiodle. Dom który kupiliśmy wspólnie, kiedy ojciec zachorował i przeszedł na rentę. Od tego momentu, od momentu „otwarcia” tego domu, spędzaliśmy tam wszyscy każdą wolną chwilę a rodzice praktycznie mieszkali od Wielkanocy do Wszystkich Świętych, tak się utarło. Uwielbialiśmy to miejsce. Sami remontowaliśmy, przybijaliśmy półki, szyłyśmy białe firanki malowaliśmy ściany. I co roku jechaliśmy go na nowo „otworzyć” wymiatając zdechłe myszy i piorąc wszystko co się dało uprać. Pamiętam jak jednego roku przyjachałysmy – mama , moja siostra i ja, aby sprzątać i otwierać na nowy sezon i najpierw siadłyśmy i napiłyśmy się pysznej herbatki ze zdechłego kota, jak się okazało. Chwalilisłyśmy zawsze wodę z naszej tam studni, wiec kiedy przytachałyśmy pierwszy raz po zimie, najpierw zaczerpnęłyśmy wiadro kryształowej wody, zagotowałyśmy i piłyśmy delektując się, cmokając i wychwalając smak herbaty z wody z Długosiodła, wtedy przybiegła sąsiadka i od furki krzyczała żebyśmy tylko nie piły wody ze studni , bo zimą utopił się w niej kot.
Był to stary, duży pensjonat w stylu „świder – mayer” z obszerną, dwunastometrową„tołsotojowską” przeszkloną werandą , położony na kawałku piaszczystej ziemi na której nic nie chciało urosnąć oprócz brzóz, sosen i bzu, i dobrze… Na werandzie stał wielki stary stół i dwanaście rozwalających się krzeseł, każde od innego kompletu, i zdarzało się że siadało do niego 12, 14 osób, do posiłków, rozmów, deserów i kawy ze słyną roladą z porzeczkami z krzaka mojej mamy, picia wina, gier które były naszą namiętnością , karty, okręty, monopol i wiele innych na które modę wprowadzały dzieci. Wszystkie nasze rodzinne psy i koty, mamy, siostry i moje zjeżdżały tam na lato, od wiosny siedziały tam chmary dzieci, koledzy i koleżanki z klasy mojej córki, małej Marysi, i wszystkie dzieci „rodzinne” które zostawały pod opieką mojego ojca, rencisty i robiły absolutnie co chciały, co im się żywnie podobało, nie musiały się myć oprócz zębów, taka zasadę wyznawał, a tata dbał tylko o to żeby były najedzone, zadowolone i liczyły – jak mawiał- drzewa w lesie i- i mu nie przeszkadzały. My wszyscy pracowaliśmy w Warszawie, łącznie z mamą jeszcze wtedy, ale ściągaliśmy tam jak tylko było można. Moja mała Marysia uczyła się w szkole francuskiej a tam feriom, wolnym dniom, świętom i przerwom w nauce z powodu przesilenia, wiosennego, jesiennego, i jakiego kto chce , nie było końca, wiec spędzała w Długosiodle więcej czasu niż inne dzieci, a ja z tego powodu także wracałam tam na noc właściwie co wieczór po spektaklach i rano stamtąd wyjeżdżałam na kolejne zajęcia. Wszyscy kochaliśmy ten czas. Łażenie chmarą po polach i lasach, z psami biegającymi luzem za nami, wyprawy nad rzeczkę i do Narwi na kąpiel, kiedy do mamy małego Fiata mieściło się 12 osób, psy i leżak, jeżdżenie na targ starym zdezelowanym czerwonym volkswagenem golfem , bez klaksonu , mama prowadziła , a dzieci siedziały z tyłu i krzyczały jak opętane „Uwaga! Bo jedziemy!!!” w zastępstwie rutynowego sygnału dźwiękowego… Ojciec był tam kucharzem, mama odkąd przeszła na emeryturę, dyrektorem i zaopatrzeniowcem, dom był wyposażony we wszystko z Warszawy co nadawało się już właściwie do wyrzucenia czyli, garnki bez ucha, złamane noże , wyszczerbione kubki, zafarbowane w praniu ręczniki, rozdeptane buty, kulawe krzesła, trzeszczące łóżka, pościel w dziwnych zestawach i kolorach i zdumiewając ohydne, nie wiadomo jakiego pochodzenia wazony i popielniczki, bukiety zasuszonych kwiatków, listków, szyszek , pamiątek, dziecięcych rysunków poprzypinanych pineskami w każdym miejscu, na każdej ścianie i w każdym pomieszczeniu…
Ja miałam tam dyżurną sukienkę którą kochałam, z wielką wyrwaną przez wkręcenie się w rower dziurą , tak wypłowiałą że o kolorze pierwotnym , pięknym głębokim ciemnym brązie nie było nawet wspomnienia, uwielbiałam ją i nie wyobrażałam sobie bez niej szczęścia, bo to było szczęście, tamto miejsce, ten czas, te chwile. Mój strój stały czyli tęże sukienkę zdobił pognieciony postrzępiony kapelusz i klapki tak rozklapane wygodne że zapominałam że je w ogóle mam, albo wielkie żółte kalosze mojego męża, kiedy chodziłam rano po ogrodzi lub do lasu na grzyby. W trzeszczących krzywisz szafach wisiały nieprawdopodobne zestawy płaszczy, kapeluszy, strojów „domowych” dla całej rodziny, zdumiewający styl… styl wolności, swobody i beztroski. Goście przyjeżdżali do nas pociągiem , wysiadali na niedalekiej od domu stacji w pobliżu tartaku, wyposażeni w instrukcję że trzeba do nas skręcić miedzy płotami tam gdzie zawieszona żółta szmata, na rogu płotu sąsiada. O szmacie wciąż zapominaliśmy, i wciąż ktoś się darł: „O matko! Jedenasta ! Pociąg przyjechał, a nikt nie wywiesił szmaty! I rzucaliśmy się na wyścigi do drogi z żółtą szmata w ręku.
Nasz ogród i dom był „w drugim rzędzie” jak mówiła mama, i trudno go było znaleźć… Spędziłam tam w tym domu okres moich dwóch kolejnych ciąży i wychowywaliśmy tam kolejno dzieci aż do momentu kupienia Milanówka który zastąpił nam Długosiodło, a w którym moi rodzice zamieszkali już na zawsze z nami i w zimę jak krzyczały dzieci… I w zimę!.
Ile wieczorów, nocy przegadanych na werandzie, ile żartów opowiedzianych i śmiechu, ile byle jakich zwykłych chwil, błyszczących beztroską i spokojem…..To z stamtąd wściekła że mi każą jechać wybierałam się dwa razy do Cannes, to stamtąd jechałam rodzić, to tam dzieci starsze spędzały wszystkie wakacje a dwaj najmłodsi synowie nauczyli się chodzić…To tam zasądziliśmy brzezinę w ogrodzie i tam w naszym prywatnym lasku rosły grzyby… Większość tego czasu przypada na okres kiedy w Polsce nie było można nic kupić, a życie w mieście było udręką, targ w Długosiodle, gospodarstwo państwa Olbrysiów, gdzie mleko i ser i jajka, i PEWEX w Wyżkowie, rozwiązywały bezproblemowo nasze nieskomplikowane zresztą potrzeby. Warszawa, problemy , polityka, wyścig szczurów, tam… nie istniały. Czasem o moim zawodowym życiu i problemach poza Długosiodłem przypominała torebka balowa z którą jechałam na targ, bo z pośpiechu wyjeżdżając nocą zapominałam wziąć normalnej torebki, teksty sztuk i scenariusze porozwalane po całym domu, służące zresztą głownie do odstawiania na nich gorących garnków, czy talerzy, albo dzieciom do rysowania, jakieś szminki z konieczności tam obecne, czekające na ewentualność konieczności umalowania się, gdybym musiała gdzieś jechać w sprawach zawodowych, ale w zasadzie jełczały i psuły się nieużywane…
Długosiodło zastąpił godnie Malinówek, tu też staramy się utrzymać rodzinną atmosferę i tamten styl… traktujemy ten dom jak dom wiejski, wakacyjny… wciąż mówię: – odkąd przeniosłam się do Milanówka mam uczucie że stale jestem na wakacjach i tylko z mężem wyjeżdżamy do pracy żeby coś zarobić, „ukopać” trochę pieniędzy i wracać… Ale tu już przyjeżdżają dziennikarze, kamera, samochód żeby mnie zabrać na wywiad, tu trafiają już zaproszenia na bale, imprezy, otwarcie wystaw, hoteli, nowych sklepów w Warszawie, itd., itd., itd… do Długosiodła nie miało szans nic takiego przyjść, ani żaden dziennikarz dojechać, a nawet gdyby, nie trafiłby bo nie wywiesilibyśmy żółtej szmaty…
Pewnie i wy jesteście gdzieś tam teraz w waszych kryjówkach przed codziennym życiem co?…
Dobrego dnia i trochę zdjęć z Milanowskiej procesji. Umarł Ray Charles! Kot upolował i zjadł ptaka w ogrodzie. Dziś u nas mielone i truskawkowa, niezbyt wyszukane i elegancko zestawione menu, siedzę w piżamie i nie mam zamiaru z niej wychodzić do południa, mam połamane paznokcie a moi synowie się nie czesali od wczoraj… ale trzeba będzie przejść do życia oficjalnego wieczorem bo dziś „Mała Steinberg”.
Dobrego dnia.
Pelagii i Felicjana - wszystkiego dobrego
MASZ PRAWO CHWALIĆ SIĘ SAM, SKORO CIĘ NIKT NIE CHWALI. Erazm z Rotterdamu.
Żegnaj Callas. Byłaś dla mnie wyjatkowo uprzejma i łaskawa, przez siedem lat. Dziekuję. Ale mam nadzieję że jesteś ze mnie zadowolona.
Dobrego dnia. Dla mnie to dzień wyjątkowy.
A teraz moja ulubiona aria z Makbeta. Doskonałe dzieło sztuki
Maria Callas „Nel di della vittoria… Vien! t’affertta” Macbeth Verdi
Nicola Rescigno/ Philharmonia Orcherstra
Maksyma i Medarda - wszystkiego dobrego
DŁUGOWIECZNOŚĆ NALEŻY ODMIERZAĆ NIE LATAMI, LECZ ZACNYMI CZYNAMI. Erazm z Rotterdamu.
Nie cierpię okresu Kampanii Reklamowych . Nie cierpię tej drugiej strony, dziś tak obowiązkowej. Przy każdej premierze, płycie, filmie, książce jak w tym momencie, mam obowiązek brać udział w kampanii reklamowej, co zresztą jest ustalone stosowną, dość szczegółową w tym względzie umową. W pewnym momencie więc, przed godziną 00:00 , przychodzi lista obowiązków i nie ma „przeproś”…. Udzielam wywiadów, pozuję do zdjęć, chodzę do radia i telewizji….jestem w samym środku…muszę, podpisałam, to mój zawód….sama chciała…jeszcze kilka dni….Człowiek niebacznie i z wielką przyjamnością zagra rolę, zrobi film, coś napisze….. a potem….
Chociaż tu jest mój dom
I wszystko do czego serce lgnie
Przecież odwracam wzrok
I mówię ( dotąd Halina Poświatowska ) …. nie
Jeszcze chwila, jeszcze chwila i wakacje…..a tu właśnie sezon truskawkowy się zaczyna. Uwielbiam truskawki. Truskawki z cukrem, truskawki ze śmietaną, z sosem karmelowym, kluski z truskawkami i białym serem, pierożki z truskawkami, knedle z truskawkami, zupa truskawkowa z pływającymi w niej truskawkowymi lodami, naleśniki z truskawkami, koktajl z truskawek…
Wczoraj w tym Liceum na ulicy Hirszfelda na Ursynowie, co to za patrona od wczoraj ma Helenkę Modrzejewską, strasznie dużo przemówień i sztandar wystąp, do sztandaru wystąp, do hymnu wstań, sztandary liceów wprowadzić, wyprowadzić, ksiądz z małym kropidłem, i pani kurator napisała wiersz, a pani dyrektor muzykę do nowego hymnu szkoły a słowa nauczycielka, mili speszeni sytuacją do przekazania sztandaru wstań….fundatorzy sztandaru, potem występy, fragmenty „Jak wam się podoba” Szekspira, uczennica przebrana za Modrzejewską i monolog z życia Helenki….miło, podniośle, uroczyście…a Teatru na Ursynowie jak nie ma tak nie ma, a tam podobno 170 tys. mieszkańców…..
Dziś przedostatnia „ Callas”
Dobrego dnia.
Roberta i Wiesława - wszystkiego dobrego
ŚMIERCI NIE NALEŻY PRZEKLINAĆ ANI JEJ OPŁAKIWAĆ, CHYBA ŻE BYŁABY HANIEBNA. Erazm z Rotterdamu.
Erazm z Rotterdamu ( 1467-1536)- czołowa osobistość XVI wiecznego renesansu. Nie uznawał spuścizny średniowiecznej, przede wszystkim w szkolnictwie i pośród duchowieństwa. Autor „ Pochwały głupoty”, utworu ośmieszającego ówczesne obyczaje i stagnację intelektualną współczesnego mu społeczeństwa. Propagował świadome używanie rozumu a nie bezmyślne przyjmowanie wzorców z zewnątrz. Wybitny humanista oraz znawca kultury antycznej. Jego niejednokrotnie humorystyczne podejście do rzeczywistości stało się niemal stylem epoki. Wyzwolenie się od przesądów zaowocowało u niego trzeźwym, ale i ironicznym spojrzeniem na stosunki społeczne i polityczne ówczesnych czasów. ( Historia Filozofii w Sentencjach- Marek Niechwiej)
„Wpadłam” wczoraj na książkę „GENDER- dramat, teatr” . Gender- czyli płeć kulturowa, jak dowiedziałam się czytając zaintrygowana. Książka jest zbiorem artykułów zaprezentowanych podczas konferencji poświeconej kulturowemu zróżnicowaniu problematyki płciowej ( gender) w filmie i w teatrze, zorganizowanej przez Katedrę Teorii Literatury, Teatru i Filmu oraz Zakład Amerykanistyki i Mass Mediów Uniwestytetu Łódzkiego a redagowania przez Annę Kuligowską – Korzeniewską i Martę Kowalską. Bardzo zainteresowała mnie głównie pierwsza część książki – TENDER – Teatr Polski. „ Wizerunek aktorki w polskim dramacie i powieści drugiej połowy XIX wieku” , „ Sztandar ze spódnicy – Wątki kobiece w twórczości dramatycznej Gabrieli Zapolskiej” i „ Pierwsze polskie antreprenerki teatralne”- jako wątek uboczny całej konferencji , ale bardzo mnie interesujący, bo nie maiłam o tym zielonego pojęcia.
Tak więc dowiedziałam się, że pierwszą directrissą w Polsce była Gabriela Truskolaska, która mając względy Stanisława Augusta , walczyła ze szczerze nienawidzącym jej Bogusławskim o Teatr Narodowy w Warszawie, co jej się zresztą w rezultacie nie udało, ale poprosiła Michała Radziwiłła o wynajem sali w Pałacu Radziwiłłowskim przy Krakowskim Przedmieściu ( dziś siedziba prezydenta RP) i tam grała wraz ze swoją trupą dwa razy w tygodniu oraz w co drugą niedzielę, dzieląc tę salę z trupą niemiecką. I pomimo że Niemcy zbankrutowali i przestali grać, ona nie mogła grać więcej i także zrezygnowała, jak pisała do księcia „z powodu nielicznej w Warszawie publiczności”…..Zdobyła na moment salę przy placu Krasińskich, której to sali była oficjalnym dzirżawacą , ale i tutaj się nie powiodło i dobrowolnie, sama to proponując, przekazała Teatr i swoich aktorów Bogusławskiemu, a on w zamian wypłacał jej comiesięczną gażę. Mimo to intrygowała i buntowała przeciwko niemu wszystkich i wielokrotne jeszcze chciała dyrekturę przechwycić, ścierali się i nienawidzili żywiołowo a Bogusławski ( mieszkali w jednej kamienicy) i Kraszewski, jego biograf , nazywali ją 45 letnia wówczas „podstarzałą i dość niedołężna dyrektorową „ i zupełnie im nie przeszkadzało że Bogusławski był tylko dwa lata od niej młodszy. Jest wiele negatywnych opinii i o niej samej i o jej teatrze, nie mniej wprowadziła na warszawską scenę „Hamleta”, „ Hrabiego Beniowskiego” i jej teatr umożliwił ciągłość zapoczątkowanego w dobie stanisławowskiej procesu kształcenia nowych aktorów. Tak więc jak sie okazuje, albijak sie dowiedziałam, mieliśmy w owej epoce trzy dyrektorki- Gabrielę Truskolaską, Mariannę Morawską i Salomeę Deszner, a wszystkei trzy były jednoczesnie aktorkami …. Zawód aktorki był wtedy w pogardzie, aktorka była synonimem kurtyzany, ale kobiety w teatrze emancypowały się wcześniej niż w innych środowiskach, nie dziw więc z drugiej strony że stosunkowo wcześnie pojawiły się tam takie które sięgnęły po karierę publiczną….Nie mniej problem usamodzielnienia się kobiet tratowali wszyscy z wielką rezerwą i wątpliwościami, a kobieta aktorka był synonimem niemoralnie prowdzacej się. Trzeba też pamiętać o tym że jeszcze w latach sześćdziesiątych XIX wieku, kobiety nie były dopuszczane do żadnych zawodów określanych jako inteligenckie, z wyjatkeim nauczycielstwa…. No proszę , proszę…wszystkie trzy panie były piękne i miały możnych i wpływowych protektorów. Podobno Modrzejewska też musiała w pewenym mmencie wdać się w romans, do czego zachęcił ją jej prtner ówczesny, dyrektor teatru i ojciec jej dzieci, Zimmajer, bo nie było pieniędzy na dach teatru w Czerniowcach….
Wielce zajmująca lektura, dalej ….rozważania na temat schematu płci przedstawianego na scenie, na temat mężczyzn grających kobiety i kobiet grających role męskie, i tradycji tego w teatrze, a także o wątkach homoseksualnych w literaturze teatralanej…..
O Zapolskiej bardzo ciekawie …ale to innym razem…..( Mamy tu w domu jeden mebel Zapolskiej, schreibkomodę, weszliśmy z meżem w jej posiadanie całkiem przypadkiem i jestem z tego bardzo dumna) Dziś jestem gościem na uroczystości nadania CIX Liceum Ogólnokształcącemu na Ursynowie imienia Heleny Modrzejewskiej, i może cały ten teatralny temat, stąd się wziął….
Dobrego dnia. I trochę zdjęć wczorajszych i zaległych z Wilanowa, jak zwykle… Czy to Was wszystko nie nudzi? Bo mnie trochę… No cóż ale nie mogę napisać co przeżywam i o czym naprawdę myślę bo byłby krzyk i zgrzytanie zębów, przekręcania i złośliwości… A jak juz wiadomo aktorki to k… egoistki i niegodne szacunku istototy, i niech tak juz będzie, to „nienudne” a każdy musi i chce zarobić i innym wydać się lepszym, albo usprawiedliwić swoje niepowodzenia…
Zdjęcie Jurka ktore znalazłam w ajkimś albumie szkolanym. Zdjecie zrobiłam wprost z albumu węc jest podłej jakości.
Walerii i Bonifacego - wszystkiego dobrego
CNOTA POLEGA NA TYM, BY ŻYĆ WEDLE WSKAZAŃ ROZUMNEJ NATURY. Tomasz Morus.
Podbno wczoraj była ta rocznica. Upłyneło 15 lat. Lat Wolności. Wszyscy mamy swoje refleksje na ten temat. Mieszają się w głowie i sercach wzruszenie, czułość i gorycz, zawiedzione nadzieje i duma. Ci którym zawdzięczamy wolność i dzisiejszą Polskę, stoją po leki w aptekach i odchodzą od kasy bez niczego bo ich nie stać na leczenie, często nie stać ich na życie. Wolność, wolny rynek, demokracja i realny rachunek ekonomiczny, daje szansę nie koniecznie bohaterom, a „ojczyzna w przebudowie” nie umie, nie potrafiła, zabezpieczyć „pokoleniu bezkrwawej rewolucji”, podstawowego bezpieczeństwa egzystencji nie mówiąc o godności i spokoju na starość. Pokolenie urodzone w wolności dochodzi do pełnoletności. Jest wyprostowane, bez kompleksów, rozglada się po świecie odważnie a ich horyzont nie ma granic. Słowo ojczyzna wyszło z mody a wolność zawęziło sie do osobistych doświadczeń życiowych. Patrzą na nas, an nasze pokolenie, przelotnie, bo nie mają czasu i niejednkrotnie każą nam ” spadać ” z naszym pojęciem świata i człowieka rodem z socjalizmu – czyli humanizmu. O totalitaryżmie i komunizmie i tym że mogłoby nas to i ich dotyczyć, nikt z nich już dziś nie pamięta. Enyway- jak mówią Francuzi.
Wczoraj odbył się koncert o Wolności. Przyjechali bardowie, artyści nurtu, w pepegach i krótkich spodniach, z siwymi włosami i takim samym „zakręceniem” jak dawniej. Patrzyłam na nich ze wzruszeniem. Nikt się nie „dorobił” . Dorobili sie całkiem inni. Słowa wolność, ojczyzna tak samo dzwięczą w ich gardłach i nie wstydzą sie ich, nie wydają im się przesadzone.
Dołączam dzis mój felieton z 1996 roku bo wydaje mi sie troszkę na temat i
„spadam”. Dobrego dnia. Dziś pracuję cały dzień ale nie „publicznie”.
Dobrego dnia. Dobrej niedzieli.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam napis SOLIDARNOŚĆ, doznałam niejasnego przeczucia, że jest mi bliski i skądś go znam. Już to gdzieś widziałam, pomyślałam. Później za każdym razem, czerwone, beztroskie, wesołe, spuchnięte literki, uśmiechające się do mnie z ulic, transparentów, gazet, koszulek, a potem z tytułu filmu „Człowiek z Żelaza”, dawały mi do zrozumienia, że mam z napisem SOLIDARNOŚĆ, jakiś specjalny, intymny związek. Coś małego, bezpiecznego, jak chusteczka w misie z dzieciństwa, i że wiem to tylko ja i one (te literki).
Zdawałam do Liceum Plastycznego, bez namysłu, bez przekonania, z ciekawości. Nie mając za sobą żadnych osiągnięć, tradycji, czy nawet wcześniejszych zainteresowań z tym kierunkiem związanych. Teczkę prac, które trzeba było złożyć przed egzaminami, „stworzyłam” w tydzień, a moją pracę namalowaną na egzaminie, wspominam do dziś z uśmiechem – stadion pełen kibiców, ze sportowcami biegnącymi na bieżni – jakby to namalowało niedorozwinięte, wolne od myślenia na jakimkolwiek wyższym poziomie, dziecko, za to była ona nieprawdopodobnie kolorowa. Dlaczego uznano ją za interesującą pozostanie na zawsze dla mnie tajemnicą. Martwą naturę węglem i szkic ołówkiem ręki czy wazonika dziś już nie pamiętam, tzw. studium z natury, robiłam pierwszy raz w życiu, naprawdę nie miałam o niczym zielonego pojęcia. Dlaczego zdałam do tego najmodniejszego wtedy liceum, pomiędzy młodymi ludźmi, od dawna zajmującymi się „plastyką”, jak to się dookoła mnie mówiło, nie wiem.
Koło mnie zdawał, trochę podobny do mnie w tym swoistym „nuworyszostwie”, wesoły chłopak, cały w zamszowych ubraniach z frędzlami, (buty też), Jurek Janiszewski z Płocka.
Potem przez całe liceum siedzieliśmy w jednej ławce, w jakiś sposób sobie bliscy. Byliśmy podobni, równie „nowi” w tym świecie warszawskiej elitarnej młodzieży, która wcześniej chodziła na wystawy, miała sprecyzowane gusty malarskie, kolorystyczne, kompozycyjne i do tego wiedziała dlaczego takie a nie inne i skąd im się to wzięło. Oboje z Jurkiem zapatrzeni w ten świat z podziwem, uśmiechnięci do niego z nasza naiwnością, brakiem tradycji, niewątpliwie gorszym gustem ale i bez żadnych zobowiązań. Ja nie mogłam namalować obrazu abstrakcyjnego, przekraczało to możliwości mojego rozumu, i byłam w tym szczera, prawdziwa i pokorna, a Jurek dalej chodził we frędzlach i co zajrzałam mu przez ramię do zeszytu, rysował taki sam rysunek- Mick Jagger, tyłem, z długimi włosami, w kamizelce zamszowej z frędzlami, siedzący po turecku, mikrofon w prawej ręce.
Rysunek według bardzo znanego wtedy zdjęcia, a pod spodem, nieodzownie, podpis, MICK JAGGER, Jurkowymi, spuchniętymi literkami. I zawsze wtedy myślałam z pogardą… czy ten Janiszewski nie przestanie? Tu dookoła, kompozycje abstrakcyjne, najwyższe sublimacje kolorystyczno- kompozycyjno- znaczeniowe, a ten Debil w kółko Mick Jagger tymi beznadziejnymi literami. Mijały lata. Była rok 70- ty. Skończyliśmy Liceum, rozeszliśmy się na studia i każdy w inną „swoją” stronę. I znów mijały lata.
Potem nagle pierwszy raz zobaczyłam napis SOLIDARNOŚĆ, i jakieś niejasne uczucie przeszyło mi serce. Wchodził mi w oczy, krzyczał, byliśmy nim otoczeni, stał się nasz. Doszło do tego że zastąpił napis Polska i orzełka. Ludzie patrzyli na niego ze wzruszeniem, nadzieją, smutkiem wielu płakało, byli i tacy co chcieli go umieszczać na grobach braci, mężów, syna, znałam i takich którzy kazali go wygrawerować w złocie i nosili w klapie marynarki pod którą były blizny. Napis stał się na świecie Polską, wszyscy ludzie czytali SOLIDARNOŚĆ- wolność, nadzieja, czystość, honor, lepsze jutro, sprawiedliwość, duma… ja patrzyłam na niego jak przez ramie kogoś bliskiego, i mrugałam do niego porozumiewawaczo.
MICK JAGGER, bo to były te same spuchnięte literki, te literki Janiszewskiego gryzmolone na lekcjach nad Jaggerem, literki o kroju w złym guście, jak wtedy myślałam w liceum. Te Janiszewskiego „badziewiate liternictwo”.
Lata później, w Paryżu, spotkałam Jurka. Przyszedł zapytać, czy bym mu nie pomogła załatwić jakichś praw do tego napisu… bo cały świat do drukuje, używa, prywaciarze robią koszulki, długopisy, zbijają forsę, a on nic z tego nie ma.
Mieszkał blisko stoczni. Przylecieli w nocy. Kazali napisać Solidarność – to napisał. Wszystko było szybko. Na nic nie było czasu. Zastanawiali się tylko moment w którą stronę chorągiewka, czy napis ma iść na wschód czy na zachód. Zrobili na wschód, bo to lepiej poza wszystkim wyglądało.
Nie wiem gdzie jest Jurek, co się z nim dzieje i czy ma prawa do tego napisu i tego liternictwa, które potem nazwano „gdański gotyk”. Ale napis SOLIDARNOŚĆ jest częścią naszego życia, wywołuje wiele wspomnień i tysiące emocji, a ja nic na to nie poradzę, że kiedy widzę SOLIDARNOŚĆ – myślę MICK JAGGER.
Jurek odezwij się do nas, w jakimkolwiek miejscu świata byś nie był, uważaj na to co piszesz, i pamiętaj że pod napisem COCA COLA, są takie małe literki Znak tow. zastrz.
Całuję Cię. Kryśka
PS. Mój mąż właśnie mówi mi że z tą chorągiewką to nie jest takie proste, i że nie bez powodu w filmach radzieckich Armia Czerwona zawsze atakuje z prawej strony ekranu w lewą, czyli na zachód.
Karola i Franciszka - wszystkiego dobrego
NIE MOŻLIWY JEST IDEALNY STAN RZECZY NA ZIEMI, GDYŻ WSZYSCY MUSIELIBY BYĆ DOSKONALI , A TEGO NIE SPODZIEWAM SIĘ PRZED UPŁYWEM WIEKÓW….Tomasz Morus
Taką miałam wczoraj rozmowę z moim dzieckiem:
– Co będziesz miał z historii?
– Piątkę jeśli zrobię referat.
– No to zrób.
– Postaram się .
– O czym?
– O lądowaniu w Normandii.
– Znaleźć ci jakąś książkę?
– Nie. Wszystko wiem. To ten moment co Hitler przespał.
– Co?
– Spał jak oni lądowali, a trzymał dywizje pancerne w odwodzie , nie można ich było użyć bez jego zgody. A jak oni wyladowali to on spał. No i bali się go obudzić. A jak by go obudzili to byłyby wszędzie Niemcy. Do dziś.
– Przesadzasz. Może jednak coś przeczytaj.
– Nie, wezmę na lekcję “Szeregowca Rayana” puszczę im początek i z głowy.
A potem usiadł do mojego komputera i narysował żarcik. Ot tak, dla mnie w prezencie.
Twierdzi ze już ma tylko tydzień nauki i że już nie warto. Tak jakby się w ciągu roku w ogóle uczył! A moja mama mnie uspakaja i pociesza: – To są wspaniałe, dobre, mądre dzieci . Oni mówią i wiedzą takie rzeczy że ja z tego co oni mówią nic nie rozumiem…
– Oj mamusiu!
Dobrego dnia a ja dołączam listę nominowanych do konkursu na festiwalu w Monte Carlo bo dostałam w korespondencji. Dwa amerykańskie i trzy angielskie. A w linkach jest link.
Country | Title of the programme | Presented by |
Canada | SHATTERED CITY : THE HALIFAX EXPLOSION | Tapestry Pictures Inc. |
France | PRINCESSE MARIE Princess Marie | ARTE France |
France | LES THIBAULT The Thibaults | Septembre Productions / France 2 |
France | L’AFFAIRE DOMINICI The Dominici Case | TF1 |
Germany | IM SCHATTEN DER MACHT In the Shadow of Power | Ziegler Film GmbH & Co. Kg |
Italy | MARCINELLE | RAI |
Japan | BUNSHIRO AND FUKU : episode 1, The Storm | NHK |
Norway | SVARTE PENGER – MVITE LØGNER Black Money – White Lies | NRK |
Poland | MESKIE – ZENSKIE Male-Female – Episode 1 : Christmas Eve | TVP S.A. |
Spain | ARROZ Y TARTANA Rice and Carriage | TVE |
United Kingdom | STATE OF PLAY (Programme 1) | BBC 1 |
United Kingdom | MINE ALL MINE | Red Production company |
United Kingdom | THE MAYOR OF CASTERBRIDGE | Sally Head Productions |
USA | HITLER : THE RISE OF EVIL Hitler : L’ascension du mal | Alliance Atlantis |
USA | THE LION IN WINTER Le lion en hiver | Hallmark Entertainment |
Leszka i Kłotyldy - wszystkiego dobrego
JEŚLI NIE POTRAFISZ UCZYNIĆ DOBRA , CZYŃ PRZYNAJMNIEJ WYSIŁKI ABY OSŁABIĆ ZŁO. Tomasz Morus
Ten ostani miesiąc sezonu, okropny. Nie wiem w którą stronę mam się obrócić, telefon dzwoni, zobowiązania podjęte każą się wywiązać, wchodzę w kampanię reklamową mojej nowej książki i mimo że jest ograniczona do minimum , mój notes elektroniczny wariuje. Spotkania, wywiady, nagrania, według listy przysłanej z Wydawnictwa, i według – obiecała pani. Traktuję was po macoszemu ale muszę to wszystko załatwić, a do urlopu jeszcze tylko 25 dni. A tyle jeszcze, tyle jeszcze…Pies żeby zwrócić na siebie moją uwagę, łapie zębami za ubranie i ciągnie, żeby na niego choć spojrzeć. Mąż koło mnie z programem komputerowym- Autoroute- wytycza naszą podróż po Europie, i wciąż mnie pyta kiedy możemy ruszyć, a ja patrzę na niego zdumiona i nie wiem o co chodzi….
Przeczytaliscie dzisiajszą myśl filozofa?
Za uchem i w oczach mam tych z Łodzi co zamordowali trójkę swoich dzieci i usiłowali zabić czwarte, trzynastoletnie! Nikt tego nie zauważył? Ani sąsiedzi, ani szkoła, ani nikt ze znajomych, rodziny itd? Te dzieci, to dziecko nie miało się do kogo zwrócić o pomoc? Nie zauważyli że dzieci znikły, i nikt też nie zainteresował się tym gdzie są? A oni przechowywali te martwe dzieci w szafie w beczkach, usiłowali zabić kolejne swoje dziecko a jak ich aresztowali ona znów była w ciąży. Mówią dzienniki telewizyjne i gazety o dożywociu, dla obojga, dziecko więc urodzi się w więzieniu i uratuje życie dzięki temu. Nie mogę się od tego ogonić, mam w mózgu, za uchem, wszędzie… Taka informacja w mediach z okazji Dnia dziecka. Moi drodzy, nikt? Nie zastanowił się? Nie pomyślał? Nie zapytał, nie zainteresował gdzie są te dzieci? Nikt z NAS? Lepiej urodzić się w wiezieniu niż wśród NAS… Dlaczego nie rozmawiacie z ludźmi dookoła? Nie pytacie, jak zdrowie, jak dzieci, jak egzaminy, szkoła, jak życie? Że zły dzień, ze dobry dzień, że sąsiadki ostatnio nie było, czy może w czymś pomóc, albo może ktoś może pomóc. To nie wścibstwo, to uprzejmość. Nie prosicie żeby wam sąsiad popilnował mieszkania, bo wyjeżdżacie na wakacje? Czy może boicie się powiedzieć mu że wyjeżdżacie żeby was sąsiad nie okradł. Ludzie!!! Dlaczego?
Mojemu przyjacielowi spalono jego wiejski dom. Podpalenie. – Wiedziałem że kiedyż się coś takiego stanie – powiedział mi – tam ludzie na tej wsi nie lubili mnie bo starałem się na siłę ze wszystkimi zaprzyajznić, od początku, zachowywałem się jak słoń w składzie z porcelaną, i z tymi, i z tymi i z tymi, a oni wszyscy skłóceni i się nienawidzą, nawet dzieci. A poza tym byłem dla nich jakiś dziwny, pedał albo co, taki zbyt rozmowny, czegoś chciałem, zaczepiałem ich… Ładny mi skład porcelany!
Dobrego dnia. Dziś karta pocztowa od mojego przyajciela z Paryża, którą przysłał aby zaznaczyć radość z naszego wejscia do Europy i reszta tej ładnej talii kart, tej z francuskiej bibioteki narodowej, damy – już były teraz reszta figur. Dobrego dnia.
Erazma i Marianny - wszystkiego dobrego
NIE TRZEBA NARZUCAĆ SIĘ Z POMYSŁAMI NIEZWKŁYMI I NIESŁYCHANYMI, SKORO MOŻESZ PRZYPUSZCZAĆ, ŻE ONE NIE BĘDĄ MIAŁY ZNACZENIA DLA LUDZI O ODMIENNYCH PRZEKONANIACH.Tomasz Morus
Zobaczcie co mi Andrzej Poniedzialski napisał jako „konferansjerkę” do koncertu co ma się odbyć niedługo…
A Wolność?
To nie jest port
Nie adres
I nie przystań
Wolność….
To taka wielka musi być
Żeby z niej nawet
Nie skorzystać….
A sobie napisał tak na przykład:
Coraz trudniej mi pisać do Ciebie
Coraz trudniej do Ciebie mi być
Coraz trudniej przerobić na „siedem”
Numer nieba pod którym przyszło nam żyć
Kiedy chciałem byś przerwała tę zabawę
I byś wreszcie poszła za mną
Jakis kułak intelektu
Powiedział, że wyrywam Cię z kontekstu
I że „dura” „lex” i „sed lex”
Albo jakoś tak się podobnie wyraził
Języki obce są mi obce
I nie wiem co te słowa znaczą
Ale jestem prawie pewny
Że i mnie i Ciebie tym obraził.
Coraz trudniej mi pisać do Ciebie
Coraz trudniej do Ciebie mi być….
To o ojczyźnie oczywiście, bo dalej jest tak:
Coraz trudniej mi pisać do Ciebie
Coraz trudniej do Ciebie mi być
Coraz trudniej przerobić na „siedem”
Numer nieba pod którym przyszło nam życ
Tyś już przecież ani wielka, ani piękna
Już nie młoda, chyba niezbyt mądra jeszcze
I ja mam niewiele więcej
Mam w zanadrzu już ostatnie moje serce
I z kim ja się mam pogodzić
Z Tobą? czy z tym rzeczy stanem?
Jeśli z Tobą – Ty nas pogódź
Bo ja mogę żyć bez Ciebie
Jak nic złego się nie stało
Tak nic złego się nie stanie
Coraz trudniej nam pisać do Ciebie
Coraz trudniej do Ciebie nam być
Coraz trudniej przerobić na siedem
Numer nieba pod którym przyszło nam żyć
Oj nasza Ojczyzno! Coraz trudniej nam do ciebie żyć… Uwielbiam Andrzeja. Nikt, ani ja, od dawna nie widział takiej subtelności, cichości, wrażliwości i finezji, o inteligiencji nie napiszę bo go obrażę…
Jest sporo tego co napisał, jako „konferansjerkę” do tego koncertu. Muszę zacząć się uczyć na pamięć bo Koncert już w piątek.
Dobrego dnia. Idę czytać dzieciom w ramach „Cała Polska Czyta Dzieciom ” „Szatana z siódmej klasy” do ogrodów w Wilanowie. Trochę nie wiem jak to będzie… ale każdy ma na dzisiaj swoje i każdy inne wątpliwości, na szczęście ja mam tylko takie. Dobrego dnia.
Ktoś mnie prosił wczoraj o tulipany z ogrodu. Już ich nie ma. Płatki opadły, sfotografowałam to co było obok. A ten miniaturowy bez pachnie tak, że można unieść się w powietrze ( Bez pachnie teraz jakoś staromodnie – zauważyliście? I jakie to miłe!)
Jakuba i Konrada - wszystkiego dobrego
NIE SZTUKA ZACHOWAĆ TYTUŁ KRÓLA, LECZ JEGO POWAGĘ. OD SZCZĘŚLIWOŚCI NARODU ZALEŻY POWAGA KRÓLA. Tomasz Morus
Dziś DZIEŃ DZIECKA! Moi Drodzy, to jeden z najważniejszych dni w roku. Błagam pamiętajcie! Przynajmniej niech w tym jednym dniu wszystkie, absolutnie wszystkie dzieci dostaną coś, choćby uśmiech, choćby chwilę zainteresowania, choć jedno dobre słowo!
Przepraszam, że tylko na chwilę jestem tutaj, składam wszystkim dzieciom najlepsze życzenia szczęścia, beztroski i radości, a ja jadę z moimi dziećmi do kina i na „połowy przyjemności”. A dla Was i Dzieci mały prezent film o kotach.
Dobrego wieczoru.
Sala Filharmonii przed koncertem, w trakcie nie odważyłam siś zrobić, poza tym to tak piękna muzyka, opera, że jak zaczęli zapomniałam o Bożym Świecie.
Anieli i Petroneli - wszystkiego dobrego
KTÓŻ SILNIEJ DĄŻY DO REWOLUCJI NIŻ TEN, KTO ŻYJE W OPŁAKANYCH WARUNKACH? BUNT WYWOŁUĄ CI, KTÓRZY NIE MAJĄ NICDO STRACENIA. Tomasz Morus.
No więc po pierwsze – Małgorzata Walewska śpiewa wspaniale, wspaniale! I jest w nadzwyczajnej formie wokalnej. Jest w s p a n i a ł a !!! W sobotę byłam w Filharmonii Warszawskiej na koncertowej wersji „Rycerskości wieśniaczej” Mascagniego w wykonaniu Orkiestry symfonicznej i Chóru Filharmonii, dyrygował pan Antoni Wit, Santuzzą była – Małgorzata Walewska, Łucją. Lolą- Eugenia Mirosława Rezler, Turiddu- Kałudu Kałudow, Alfio- Andrzej Dobber. Wszyscy byli wspaniali , wieczór był nadzwyczajny, ale Małgosia mnie „powaliła” – popłakałam się słuchając, ukradkiem wycierałam oczy ze wstydu. Teraz czekam na jej „Carmen” na jesieni. Znam Małgosię bardzo dobrze, kolegujemy się, słucham jej płyt, a płytę „Mezzo” mam w samochodzie, co świadczy o mojej największej adoracji, bo to znaczy że muszę do niej wracać, aby sprawic sobie przyjemność albo ukoić nią nerwy co jakiś czas. Zdarzył mi się pewien szczęśliwy dzień w jednym hotelu w którym znalazłyśmy się razem, podczas którego to dnia, Małgosia w moim pokoju hotelowym zaśpiewała mi z ruchami cały swój repertuar operowy, i to różne wersje tego samego tytułu, Sztokholmską, Wiedeńską czy Bolońską. jest osobą o wielkim temperamencie, ma nieprawdopodobny entuzjazm i naturalną potrzebę śpiewania, zachwycającą, nie zdarzyło mi się z nią rozmawiać żeby nie śpiewała jednocześnie. Uwielbiam to. Ona śpiewa tak jak oddycha, mówi – śpiewa -mówi -zaczyna śpiewać- uwielbiam to. I zawsze mnie to u niej bawiło i zachwycało, ta prostota , ta łatwość, ale w sobotę wieczorem… padłam plackiem i nie tylko przed jej śpiewaniem ale emocjami i graniem . Przepraszam za ten pośpieszny , bezładny pean, ale musiałam! Małgosiu jeszcze raz gratulacje i chylę głowę!
Poleciałam na stację BP kupić dwie kawy mrożone i dostać do tego „Człowieka z marmuru” na DVD w promocji, ale mnie, w odróżnieniu od Jurka Radziwiłowicza dwa dni wcześniej, kazali kupić trzy kawy a nie dwie, żeby potem dostać film. Młoda dziewczynka za kontuarem, mnie też jak i Jurka Radziwiłowicza w sobotę, nie skojarzyła z tym filmem, mimo mojego zdjęcia na okładce. Widocznie bardzo się zmieniłam.
A propos zmiany i wieku. Wczoraj żeby opowiedzieć żart, znów musiałam dzwonić do tego kto mi go opowiedział, żeby mi przypomniał po pierwsze co to był za żart, po drugie opowiedział jeszcze raz zebym mogła opowiedzieć go z kolei innym, bo ja zapomniałam. Nie pamiętam już nic, tylko tyle że ktoś mi opowiadał żart i żart był dobry, nic więcej. Na szczęście zapamiętuję póki co, kto mi go opowiadał , bo mogę dzięki temu zadzwonić i poprosić o powtórzenie. No dno! Po prostu dusza towarzystwa, przed opowiedzeniem każdego żartu dzwonię do tych którzy mi te żarty opowiadali i proszę o powtórzenie , a całe towarzystwo patrzy na mnie i czeka w skupieniu. Urocze! Ale a propos wieku – ANDRZEJ LEPPER JEST MŁODSZY ODE MNIE O DWA LATA! Przeczytałam to w gazecie. To jest koniec!
Ach, inżynier Przeradzki powiedział wczoraj że „Mężczyzna przychodzi do kobiety żeby pokazać swoje macho!”. Inżynier Przeradzki , powoli, staje się moim głównym źródłem inspiracji.
Dobrego dnia moi Drodzy. Zamieszczam link do strony Festiwalu Filmowego w Monte Carlo, gdzie jest w konkursie moje MĘSKIE- ŻEŃSKIE, gdyby Was to interesowało.
Teodozji i Magdaleny - wszystkiego dobrego
GDZIE WSZYSTKIE DOBRA SĄ WSPÓLNE , TAM NIE MOŻNA ŻYĆ SZCZĘŚLIWIE. Tomasz Morus
Prawo własności jest naturalnym prawem człowieka !
Opiekowaliśmy się kiedyś ( nasz dom, czyli mój mąż, Marysia- dziesięcioletnia wówczas i ja ) parą dzieci z Domu Dziecka , rodzeństwem, którzy byli tam szczęśliwsi co prawda od innych dzieci bo mieli siebie, ale przeżywali dramaty w związku z tą ideą totalnej wspólnoty wszystkiego innego. Zabieraliśmy je na wakacje do naszego domu letniego, albo na święta czy na weekendy do nas, i za każdym razem obdarowywaliśmy -my i nas znajomi – ubraniami, przedmiotami, czy książkami i za każdym razem te dzieici błagały żeby jeszcze sprawić aby w Domu Dziecka te przedmioty zostały przy nich. Za każdym razem był to stres. W Domu tym, w imię sprawiedliwości, wszystko trafiało do wspólnej puli , nawet ubrania, przywożone z pralni w wielkich workach, wydawane były do noszenia losowo. Przy łóżeczkach dzieci nie było nawet najmniejszej szafki , czy półeczki na której mogłoby ono trzymać swoje „ skarby”, była to jedna z największych krzywd i niesprawiedliwości jakie obserwowałam. ( Dzieci te – kiedy miały po 7 lat , 6 lat, na szczęscie wróciły do matki, ponieważ sytuacja matki się bardzo poprawiła, zmieniła). Nie mniej, dobrze się wychowywać z kolei z rodzeństwem i być zmuszonym i przyzwyczajonym mieć nawyk dzielenia się z innymi, choćby miłością rodziców. No ale to tak na marginesie.
Wczoraj wieczorem jechałam sobie pociągiem na trasie Gdynia – Warszawa i czytałam ….Smutek dzisiejszej epoki jest smutkiem spełnionych baśni i marzeń…..trudno dziś wymyślić baśnie , gdyż większość z nich się spełniła. Rozwój nauki i techniki spowodował w ostniach stu latach dał człoweikowi władzę nad otoczeniem , jakiej nigdy nie maił dotychczas. Zatrucie trzech żywiołów :powietrza, wody, ziemi, zbytnie zagęszczenie i w związku z tym zmniejszenie przestrzeni życiowej człowieka , nadmiar informacji powodujący niestrawność psychiczną, nadmiar bodźców, zwłaszcza słuchowych i wzrokowych, o dużej sile, a często bez znaczenia informacyjnego, przy dłuższym działaniu uszkadzających odpowiednie receptory i układ nerwowy, zbyt duże szybkości, do których człowiek z trudem się adaptuje, skomplikowanie stosunków społecznych, ekonomicznych i politycznych, powodujące , że człowiek czuje się we współczesnym świecie zagubiony i bezsilny, stąd poczucie powszechnej „ niemożności”, przewaga postawy konsumpcyjnej nad twórczą i poczucie , że żyje się w „zwariowanym świecie” , trudność uporządkowania obrazu otaczającego świata, tęsknota za jakimś porządkiem „ integracją” i lęk przed zagładą….czytałam, zadzwonił mój telefon: – Halo, Krysiu to ty? Tu Jurek Radziwiłowicz. Posłuchaj co mi się przydarzyło. Pojechałem na stację BP, tę po drodze w naszą stronę ( oboje mieszkamy po tej stronie Warszawy, on w Kaniach a ja w Milanówku) i przy płaceniu za benzynę , pani zaproponowała mi kupienie dwóch kaw mrożonych za sumę 10 złotych 83 grosze, a do tych kaw będzie dołączony film na DVD. Miałem ochotę na kawę, musiałem jechać, piątek wieczór – film, dobrze, powiedziałem – poproszę. Pani na to wręczyła mi dwie puszki kawy i pudełeczko z filmem a z okładki tego filmu patrzyłaś na mnie ty, film się nazywał CZŁOWEIK Z MARMURU. Jak będziesz jechała do domu, kup koniecznie dwie kawy, benzyny nie musisz, jesteśmy w promocji jako dodatek do kawy! No i tak zadzwonił do mnie sam CZŁOWIEK Z MARMURU i taką historyjkę mi opowiedział. Tyle.
A co do mojej lektury w pociągu, to arcygenialna książka prof. Kępińskiego
pt. „ Dekalog – Antoniego Kępińskiego”. Książki profesora, były jednymi z najbardziej pasjonujących mnie i fascynujących lektur w młodości. „ Lęk” „ Melancholia” „ Schizofrenia” „ Psychopatie” „ Psychopatologia nerwic” a przede wszystkim „ Rytm życia” . Niezwykłe książki, czytałam je na studiach, dla studentki Szkoły Teatralnej to była lektura podwójnie ważna i potrzebna , ale do niektórych z nich wracałam po latach i to wielokrotnie. Teraz pojawiła się w księgarniach, alb ja ją teraz znalazłam ta – „ Dekalog” , no mój Boże ! Przeczytajcie ! Jakim mądrym i nadzwyczajnym człowiekiem był profesor…..to książka która wam powie jak żyć.
Dobrego dnia. Dobrej niedzieli. Strasznie duzo zakochanych na Wybrzeżu, całują sie na palaży , na deptaku w Sopocie , wszędzie . bardzo miło.
Dołączam Wam dzis DAMY z pieknej talii kart przechowywanej w Bibliotece Narodowej we Francji, dołączam do uwazam ze po wczorajszej Gali " Matka i córka - naturalna więż" dzień zasługuje na to.
Jana i Juliusza - wszystkiego dobrego
STARAJ SIĘ ZRĘCZNIE POWIEDZIEĆ PRAWDĘ W STOSOWNEJ CHWILI. Tomasz Morus.
Tomasz Morus ( Thomas MORE) 1478-1535- Angielski mąż stanu, wybitny humanista, pisarz, filozof. Najbardziej znanym jego dziełem jest „Utopia”. Propagował idealistyczny ustrój, w którym wszyscy byliby szczęśliwi. Żywo interesował się problemami wielkich społeczeństw. W życiu zachowywał zawsze optymizm i pogodę ducha. Kanonik; nie stronił od poglądów nonkonformistycznych. Poruszał problemy szczęścia jednostki w ustroju społecznym. Za życia potępiany za swe tezy filozoficzno- polityczne.
Nie sądzę aby moja babcia znała Tomasza Morsa i choćby podejrzewała jego istnienie czy miała przeczucie jego rewolucyjnych jak na jego czas poglądów, ale często kiedy byłam dzieckiem mówiła do mnie – ty Morusie. wracasz jak Morus, jesteś jak Morus. Pewnie chodziło jej o to że jestem „umorusana”, choć często nie byłam umorusana a i tak, tak do mnie mówiła. Nie ważne.
Wczoraj brałam udział w finałowej części konkursu „Matka i Córka”, byłam członkiem jury, które miało wybrać „Matkę i córkę roku” i wybrało podczas galowego wieczoru, ale muszę powedziec że jestem tymi dwunastoma paniami które dostały się do finału zachwycona, zachwycona! Jury , rozmawiało każdą z par- matką i córką dość długo i wszystkie one są wspaniałe, inteligentne, mają wdzięk, sa dalekie od głupich pretensji do swiata i życia, wszystkie , absolutnie wszystkie pracują jak szalone zawodowo, są przedsiebioracami, prawnikami, doradcami finansowymi itp. Jedna, finalistka zresztą, jest policjantką a jej córka chce być konserwatorem sztuki, studiuje w Toruniu, każda wie czego chce, jest spokojna, zrównoważona, są realistkami, mają poczucie humoru i są bardzo kobiece. Wszystkie są zadbane, we wspanaiłej formie fizycznej i psychicznej, a jedna z nich piękna, nowoczesna, uśmiechnięta, z miłą, ze świetną , dobrze wychowaną i inteligentną córką, ma jeszcze oprócz tej córki pięciu synów! Pierwszy ma 22 lata ostatni 5 lat, pracuje bardzo intensywnie zawodowo, jest szefem dużej grupy, chyba tysiącosobowej, doradców Oriflame, i daje sobie radę, wyglada na to że śpiewająco z tymi pięcioma synami , córką, domem i życiem a do pomocy ma tylko męża. Tak mi było dobrze po rozmowach ze wszystkimi tymi kobietami, jak rzadko. Spokojne, zadowolone, uśmiechnięte panie. Harmonia , równowaga, umiar, niezależność , poczucie godności i humoru, spokój. Wspaniałe, nie mówiąc już o tym że w kazdym wypadku, w pierwszym wrażeniu, kiedy wchodziły do pokoju „przesłuchań jury” , jury nie bardzo mogło zgadnąć która z dwu pań jest matką a która córką, a druga sprawa, wszystkie, absolutnie wszystkie są czułymi przyjaciółkami ze swimi córkami i wzajemnie najbliższymi sobie osobami na świecie. Takiego ładunku miłości, akceptacji, życzliwości nie obserwowałam dawno. Wspaniałe. Jedna z nich bardzo mnie podczas przesłuchań rozśmieszyła, powiedziała, opowiadając o swojej drodze życiowej i zawodowej oraz o działności charytatywnej w „kole kobiet” ktore założyła tam gdzie mieszka- „brnęłam do sukcesu” – no, uważam że określenie „brnąć do sukcesu” jest rewelacją!
No dobrze dobrego dnia bo wyjeżdżam. Odezwę się w sobotę. Jadę zobaczyć morze, pójdę sobie w piątek rano na spacer plażą , bo pracuję dopiero od 10:00
Wczoraj zjadłam długi obiad z moim przyszłym partnerem filmowym, aktorem niemieckim Mathiasem Habichem, który przyleciał z Paryża, tylko na ten obiad i po obiedzie sobei odleciał z powrotem. Okazało się że się znamy z jednej produkcji szwajcarskiej, jest inteligientyny, uroczy, bezpośredni, śmieje się bez przerwy, odetchnęłam z ulgą bo ma to być film o miłości jednak, a w środku jest w scenariuszu kilka scen erotycznych. Zapytałam go przy stole – Matias, jak będziemy to grac? Odpowiedział mi: – Ty mnie kochaj a ja będę reagował. Po czym się poprawił – Ty graj że mnie kochasz, i nawet jak ci będzie trudno ja i tak będę cię kochał. Dziękuję – odparłam, śmiejąc się – nie będzie mi trudno, a jeśli nawet , jeśli będzie mi trudno i tak dam radę grac ze cie kocham ostatecznie podobno jestem dobrą aktorką, ja cie pytam jak to będziemy grać. Ładne- odparł, no łatwo powiedzieć. Bardzo miłe popołudnie i ulga ze trafiam na takiego partnera. Piszę o moim niepokoju o partnera i uldze po poznaniu go, bo książka Guntera Grassa jest dość skomplikowana do przeniesienia na ekran, a nasze wzajemne realcje i motywy działań zagamtwane, a kto czytał wie jakie problemy staną przede mną i Mathiasem podczas kręcenia.
No nic, dobrych nadchodzących dni.
Filipa i Pauliny - wszystkiego dobrego
TAKIM SAMYM SZALEŃSTWEM JEST PŁAKAĆ , ŻE ZA STO LAT UMRZEMY, JAK TO ŻE NIE ŻYLIŚMY STO LAT TEMU. Michael de Montaigne
Moi Drodzy, zobaczcie co ja dostaję!!! Jaką korespondencję! Ale ponieważ jestem przesądna i boję się nie wykonać tego polecenia na końcu, stosuję się ściśle do zasad, robię wszystko „ Krok po kroku” co mi karzą w tym liście a potem wysyłam do Was wszystkich. Ciekawe co się stanie o 13;25. Ja będę o tej godzinie w samochodzie, zmirzajacym w stronę Gdyni, gdzie wieczorem mam koncert. Dobrego dnia dla was. To co robię jest kretyńskie ale boję się tego nie zrobić, więc wybaczcie i z drugiej strony co mi tam zależy, robię! A wysyłam to do was bo was lubię.
WAŻNE….Gdy dwie osoby się kochają nie ważna jest….różnica wieku…wzrost i odleglość…
1. Jesli dwie osoby chcą byc razem, jedyne co…..jest ważne, to miłość miedzy nimi.
2. Nie znajduj nikogo innego tylko po to, by…zapomnieć o tym, kogo kochasz…
3. Nie zrywaj z tym , kogo kochasz tylko dlatego…że ktoś ma coś przeciwko temu, że jesteście razem..
4. W jakichkolwiek okolicznościach się znajdziecie,….nie przestawajcie się kochać
5. Jeśli kogoś kochasz, powiedz to, nie ważna jest odpowiedz;….nie masz nic do stracenia tylko próbując…
6. Nie mów i nie rób rzeczy pochopnych…których potem będziesz żałować…
A teraz rób to co nastepuje, krok po kroku:
pomyśl o osobie, ktorą kochasz……..
pomyśl życzyenie, związane z tą osobą…..
masz pięć sekund………
***sześć*pięć*cztery*trzy*dwa*JEDEN….
Jeśli teraz wyślesz tę wiadomość do 3 osob, ten lub ta kogo kochasz porozmawia z Tobą o czymś ważnym
do 5-10 osób- ten/ta którą kochasz da Ci coś, czego nigdy nie zapomnisz…
do 12 lub więcej osób- Twoje życzenie się spełni…..
Konstytucję Miłości przesyłam to do lubianych przeze mnie osób czyli do Ciebie
Jutro o 13.25 stanie sie coś dobrego,
przygotuj się na najwiekszy szok swego życia….ktokolwiek przerwie ten list
łańcuchowy bedzie miał przeklente związki !
Urbana i Grzegorza - wszystkiego dobrego
JEŚLI ŻYŁEŚ JEDEN DZIEŃ-WSZYSTKO POZNAŁEŚ…JEDEN DZIEŃ PODOBNY JEST DO WSZYSTKICH.Michel Montaigne.
Każdy dzień wymaga od nas w jednakowym stopniu, byśmy byli ludzmi. Marek Niechwiej
W Poznaniu graliśmy w Operze. Siedząc z kulisami i czekając na swoje wejście rozmawiałam przez chwilę z panią od rekwizytów w tejże operze – z panią rekwizytor. Wygłosiła do mnie w pewnym momencie refleksję wszechświata, oczywisci emam na myśli, nasz mały wszechświat zamknięty w budynkach teatralnych. Przysłuchiwała się płynącemu z głośników dialogowi aktorów i podglądała akcję z boku z kulis…Wie pani– powiedziała nagle- jak tak człowiek słucha oper całe życie, tego śpiewania , to teatr mówiony wydaje się taki sztuczny, taki nieprawdziwy…Opera , to jest dopiero prawda. A potem spytała – wie pani kiedy ma pani wejść na scenę? Bo ja bym nigdy nie wiedziała. Jakby była muzyka to by było pani dużo łatwiej. Nasi śpiewacy i tancerze zawsze wiedzą kiedy wejść, bo jest muzyka i to jest wtedy dokładnie wiadomo, a tak to może pani wejść właściwie kiedy pani chce…
Potem słuchałam jak goście na przyjęciu, goście ze środowisk operowych opowiadali:- A pamiętacie jak Maria Fołtyn- Maria Moniuszkowa, jak się podpisuje, pojechała z wizytą do papieża, rzuciła mu się do kolan i krzyknęła: Ojcze Święty, przywiozłam Ci „Halkę” , ratuj! Ratuj „Halkę” ratuj „Moniuszkę”, a Ojciec Święty na to odpowiedział : – Pani Mario, ale ja tu mam „ Straszny dwór”! A potem, podobno dementowali to w prasie, że niby nic takiego nie powiedział.
Mały synek moich znajomych, wszedł do mamy do łóżka i spytał: – Czy mogę być twoim waleniem? A kiedy ta przerażona zapytała – KIM? Odparł – no taką twoją rybą , wielorybem…
A mój ulubiony emeryt, opowiadał mi przez telefon tak: – Wiesz sama jak dawno się elegancko nie ubierałem. Ale wreszcie miałem okazję. Założyłem frak, uperfumowałem się, biały szal, pomada na siwe włosy, mucha,itd. i poszedłem na wielki galowy koncert, i wiesz co? Po koncercie był wielki bankiet. Na bankiecie zobaczyłem jakiegoś bardzo eleganckiego mężczyznę który się do mnie zbliżał, właściwie nie do mnie tyko do drzwi, ustąpiłem mu, cofnąłem się z szacunkiem żeby mógł przejść, on także się cofnął, to ja znów się cofnąłem , żeby mu dać znak że bardzo go proszę by przeszedł pierwszy, właściwie szczerze mówiąc myślałem że to dyrygent, i wiesz co? Zorientowałem się w pewnym momencie że to byłem ja sam, w lustrze, tylko się nie poznałem. Ustępowałem sam sobie a raczej swojemu wyglądowi. Zrobiło mi się bardzo przyjemnie….
No i tak sobie żyję, słucham ludzi, opowieści, obserwuję, cichnę….
Ludzie! Ludzie ! I znów zapomniałabym! MĘSKIE – ŻEŃSKIE, pierwszy i drugi odcinek, bo takie są przepisy regulaminu, przeszedł w rezultacie wstępne eliminacje i zakwalifikował się do konkursu na Festiwalu w Monte Carlo! Projekcja odbędzie się 1 lipca na pokazie festiwalowym! Jadę!
Kiedy powiedziałam to moim synom, a także to, że w drodze do Włoch na wakacje zatrzymamy się na jeden dzień w Monte Carlo, bo Festiwal mnie zaprasza i obejrzymy tę projekcję, spojrzeli na mnie przelotnie i powiedzieli : – Fajnie, i znów napijemy się coli za 20 euro w Monte Carlo! No, i trzymaj tu z rodziną, a co nie daj Boże pozwól sobie na jakieś radosne zwierzenie…
Dobrej nocy, bo ja padam. Dołączam troche zdjęć z pozdrowienia od Cezarego Żaka , specjalnie dla Was.
Joanny i Zuzanny - wszystkiego dobrego
UMRZEĆ UMRZEĆ- TO WYZWOLENIE NAS Z WSZELKIEJ NIEWOLI I PRZYMUSU.Michel Montaigne.
Myślenie eschatologiczne ( dotyczace przeznaczenia i losów pośmiertnych człowieka). Nie trzeba uważać za zło tego, o czym nawet nie potrafimy niczego złego powiedzieć ( Sokrates). Czyż ten, kto całe życie będzie starał się dopuścić do świadomości myśl o umieraniu, nie umrze lub przeżyje choćby jednen dzień dłużej? Marek Niechwiej.
Wczoraj tyle usłyszanych zabawnych zdań….
Jędrkowi, naszemu dwunastoletniemu synowi, pomylił się Odyseusz z Orfeuszem , kiedy mu zwróciliśmy uwagę że chyba w jego opowieści jest cos nie tak, krzyknął: – A tak! Odyseusz to ten co się włóczył, a Orfeusz ten co WALIŁ na harfie!
Inżynier magister Przeradzki ma wielki pociąg do grania na scenie. Wyznał mi wczoraj że chciałby móc wynajmować sobie jakiś teatr , może być w godzinach rannych i występować ze swoim psem. Najpierw facet na przykład z Łomży co umie grać na łuku brwiowym, a potem ON. Na koniec zapytał mnie czy trudno jest dzielić się na scenie z ludźmi swoją osobowością. Odpowiedziałam mu że w zasadzie nie trudno, w kategorii amatorów oczywiście, no i jeśli ma się ciekawą osobowość. Właściwie to odkrywczy pomysł – karaoke teatralne, przedpołudniami rzecz jasna.
Jeden pan zadzwonił do jednej pani i zapraszał ją na swoje imieniny. Ci państwo się kiedyś w zamierzchłych czasach byli kochankami . Kiedy ta się opierała wyznał: – Tak chciałbym żebyś zobaczyła jak teraz wyglądam. A ta pani nie poszła i śmieje się do tej chwili, zadzwoniła do mnie rozczulona mówiąc : – On się wcale nie zmienił!
Tadzio – syn państwa Zamachowskich powiedział do rodziców: – Człowiek to nie tylko dusza – i zjadł ciastko.
Mój mąż powiedział do mnie : – Do wszystkiego może się człowiek przyzwyczaić, nawet do CIEBIE.
Moja mama spojrzała na minaturę rzeżby Botero przbywajacę od jakiegoś czasu na biurku mojego męża, zamyśliła się na moment i rzuciła do mnie: – Możesz tyć.
Dobrego dnia ja jadę do Poznania. A wy nie zapomnijcie o Joannach i Zuzannach. Jest dość wcześnie, patrzę ile osób jest w tej chwili na stronie. Jedna, znaczy jestem tu sama. Ktoś nie śpi żeby spaś mógł ktoś! Oj śpiochy! Dobrego dnia.
Julii i Heleny - wszystkiego dobrego
ŻYCIE SAMO W SOBIE JEST ANI DOBRE ANI ZŁE, JEST MIEJSCEM NA DOBRO I ZŁO WEDLE TEGO, JAK JE ZAPEŁNIAMY. Michel Montaigne.
Moi Drodzy, co tu się dzieje? Co to za fochy, pretensje, wypominania?! Nie mogę odpisywać na wszystkie listy, nie mogę , statam sie jak mogę czytać , odpisywać i zamieszczać ich jak największą ilość, ale sprostanie korespondencji tutaj przychodzącej naparwdę przekracza moje możliwości. Wiec proszę się po pierwsze nie obrażac, nie uważać że to dlatego że ktoś jest gorszy, mniej interesujacy, nudny…. Proszę nie traktować tmojego milaczenia jak ocenę na litość Boską! Zachowujecie się jak stary mąż czy żona która cierpi na niedowartościowanie i spadek temaperatury miłości…. Przyjeżdżam do domu , do dzieici , do rodziny, do wielu sparw po kilku dnich nieobecności, wszystko i w każdym miejscu się wali, jak zwykle i jak u każdego, a mimo to siadam od razu do komputera i odpowiedam przynajamniej na część listów i robię zapis w dzienniku, odkładajc sprawy, przysiegam, naparwdę ważne i decydujące o moim przyszłym życiu zawodowym , na pózniej, najpierw wybierając Was, a tu pretensje o obrażanie się….Moi Drodzy, co to za pretensje?!!!
Dobrego dnia , dobrej niedzieli . Ja mam dzisiaj 75 urodziny mojej mamy i mam zamiar z nią je świętować. A dla Was serdeczności , ale dziś z rezerwą…..
Wczoraj jedna pani koło mnie, w teatrze pisała cały czas listę życzeń i pragnień oraz zastrzeżeń do męża, szykując się że mu to wreszcie wszystko powie , a skłonił ją do tego deperackiego, jak sie wydawało obserujac ją, aktu odwagi mój wczorajszy zapis w dzienniku i rozmowa ” konsulatcyjna” ze mną . Rzucałam okiem na tę listę i dziwiłam się aż tak „zapóżnionej sprawie i sytuacji” jaka tam w tym małżeństwie istnieje, i swoją drogą zdania typu – chciałabym móc spać trochę dłużej rano w niedzielę i nienawidzę naszego domu na wsi – mnie prawdziwie zdziwiły i zaskoczyły, a było takich i im podobnych dużo więcej. Potem wyszła do domu i zapomniała tej kartki. Miałam pomysł żeby zadzwonić i podyktować jej szybko, przynajmniej „hasła”, ale zrezygnowałam, bo zuważyłam, że jak już to wszystko napisała, sformuowała to jej całkiem przeszło i pobiegła do meża jak na skrzydłach, zostawiająć sporne sprwy i swoje życzenia oraz pragneinia przed lustrem w teatrze na kartce. Nawet mi nie powiedziała dobranoc.
Wszystkiego dobrego i trochę zdjęć ze zgubionego- odnalezionego aparatu.
W Pałacu Kultury Targi Książki! Święto! Może i ja zdążę tam dobiec.
Wiktora i Tymoteusza - wszystkiego dobrego
NAJWIĘKSZA RZECZ NA ŚWIECIE- TO UMIEĆ NALEŻEĆ DO SIEBIE. Michel Montaigne.
Miej własne przekonania. Mędrzec nie ogląda się na cały świat ( Marek Niechwiej)
Czytam, aby uzupełnić moje zainteresowania Męsko-Żeńskie książkę pani Debory Tannen „Ty nic nie rozumiesz”. Autorka jest profesorem socjolingwistyki w Waszyngtonie, zajmuje się analizą rozmów i ich styli, książka opowiada o problemach z porozumiewaniem się między kobietami i mężczyznami, i nie schodzi ze światowych list bestselerów od roku 1990. To naprawdę interesująca lektura, a autorka mimo iż wielokrotnie zbyt upraszcza i generalizuje wiele spraw bez wahania, zapisała rzeczy, zjawiska, błędy jakie popełniamy w komunikowaniu się z innymi, które niby znamy, są proste, ale których nie uświadamiamy sobie na codzień i wynikają z tego faktu tysiączne nieporozumienia i problemy.
Choć wszyscy ludzie potrzebują zarówno zażyłości jak niezależności, kobiety mają skłonność do koncentrowania się na tej pierwszej, a mężczyźni na drugiej – pisze – zupełnie jakby ich życie biegło w różnych kierunkach.
Rozbawił mnie jeden z początkowych przykładów w tej książce, przykład rozmowy pary małżeńskiej w samochodzie: Kobieta zapytała meża: „Chcesz się zatrzymać na drinka?” Mąż odpowiedział zgodnie z prawdą: „Nie”. Póżniej gdy się dowiedział, że żona była zła, bo chciała się czegoś napić, zrobiło mu się przykro. Zastanawiał się:”Dlaczego po prostu nie powiedziała, na co ma ochotę?” Dlaczego prowadziła ze mną tę grę?” Wyjaśniłam mu – pisze autorka – że żona była zła nie dlatego, iż nie dopięła swego, lecz dlatego, że nie zostały wzięte pod uwagę jej upodobania. Z jej punktu widzenia ona okazała troskę o potrzeby męża, lecz on się jej nie zrewanżował.
No nic moje panie i moi panowie, nauczcie się precyzyjnie formułować swoje oczekiwania mówiąc wyraźnie na co macie ochotę i czego się spodziewacie po partnerach, partnerkach, szefach, szefowych, parcownikach i pracownicach. I nie czekajcie, że oni się domyślą o co wam ewentualnie może chodzić. A nie ma to nic wspólnego z delikatnością i uprzejmością, trzeba wyrażać swoje oczekiwania i pragnienia aby ta druga osoba miała ich świadomość. Dajcie im szansę! A kiedy już nauczycie się tego, nauczycie się i odważycie formułować i wyrażać, możecie zacząć negocjacje aby to wasze „ochoty” się spełniły – a nie partnera. Powodzenia.
Nie piszę o tych czterech dniach na Śląsku bo… tyle słów, tyle godzin na scenie, tyle spotkań, tyle… nie mam siły. Ale i publiczność i ludzie na spotkaniach i pokazie MĘSKIEGO-ŻEŃSKIEGO w kinie Helios w Katowicach, bardzo, bardzo mili. Zdjęć na razie nie będzie bo zapodziałam gdzieś tam po drodze mój aparat i teraz dopiero zacznę go szukać dzwonić po teatrach i hotelach.
Kupiłam sobie świetny „ortalion” z kapturem, szykując się na poranne spacery po gdyńskich plażach w czerwcu kiedy tam zacznę próby w teatrze muzycznym do „Na szkle…”. I to ta perspektywa, po tym męczącym i trudnym sezonie trzyma mnie przy życiu.
Ach, w hotelu Royal, w Gliwicach, gdzie nota bene jest bardzo dobra kuchnia i sola przyrządzana tak smacznie jak dawno nie jadłam, którejś nocy po powrocie z przedstawień, chyba gdzieś koło drugiej w nocy, zeszłam do Fitness Clubu, po sok pomarańczowy, bo zobaczyłam że klub jest otwarty a ludzie ćwiczą. Wyobrażcie sobie że ten sportowy klub hotelowy jest otwarty 24 godziny na dobę i wszystkie maszyny do ćwiczeń mają ” obłożenie” jak mi wyjaśniła pani w recepcji, klienci z „miasta” ćwiczą także w nocy. Stałam i patrzyłam na tych ludzi wyciskających z siebie siódme poty nocą i myślałam że śnię. – Kto to jest ? Co to za ludzie? Dlaczego oni ćwiczą w nocy?! – zadawałam zdumiona pytania. – Różnie – odpowiedziała pani, nie mają czasu w dzień, albo mają specjalny rodzaj pracy i w związku z tym mają przestawioną dobę, nie mogą spać, różnie, w każdym razie, to klienci, zmusili nas abyśmy pracowali bez przerwy bo my też nie wymyślilibyśmy sami, że są ludzie, którzy chcą ćwiczyć nocą, a już na pewno nie wpadlibyśmy na to, że będzie ich tak dużo.
No moi kochani! Nie wiem o co chodzi ale jest to dowód wielkich zmian w naszym narodzie! Wielkich. Jestem tego pewna.
No i wreszcie dobrego dnia.
A to od jakiegos czasu mnie bawi. To jeden z najładneijszych pomysłow rekalmowych jakie widziałam. Ktoś kto to wymyślił ma świetną wyobrażnię
Weroniki i Sławomira - wszystkiego dobrego
KTO BY ZNALAZŁ SPOSÓB, ABY MOŻNA BYŁO SĄDZIĆ WEDLE SPRAWIEDLIWOŚCI I WYBIERAĆ WEDLE ROZUMU, TEN BY STORZYŁ NAJDOSKONALSZĄ FORMĘ SPOŁECZNOŚCI. Michel Montaigne.
Wyjeżdżam na Śląsk do piątku. Miłego tygodnia. Dołączam biegiem kilka zdjęć które zrobiłam wczoraj jadąc przez Warszawę.
Zofii i Jana - wszystkiego dobrego
TRZEBA SIĘ CZASEM UDAĆ NA ROZMOWĘ Z SAMYM SOBĄ. Michel Montaigne.
No ten „Monteń” jest niesamowity! Co dzień mnie zachwyca.
Wracam do pamięci bo muszę. Ktoś tu w liście napisał o zapachach. Zapachy! Pamięć zapachów! Ja to mam! A ponieważ to mam i to jest tak intensywne i ważne, każdy nowy etap w życiu, dostaje ode mnie nowy zapach, zmieniam perfumy na ten czas, tego zdarzenia, spotkania, okresu zdjęciowego. Moje role kojarzą mi się z zapachem perfum jakich używałam kiedy je grałam, kręciłam. Mężczyżni, w moim życiu – każdy dostawał swój – mój zapach na wyłączność. Uperfumować się tym samymi pefrumami dla innego to jak zdrada. To zabawne, kiedyś spotkałam się po latach z jednym moim panem, a on pierwsze co powiedział to to że odwraca się na ulicy za każdą kobietą która używa perfum „Paris”, że to mu zostało na zawsze, bo to był u mnie jego zapach. Kiedy mnie ktoś pyta, jakich perfum używam, trudno mi odpowiedzieć od razu, bo mam zawsze kilka zapachów, które mi towarzyszą, zależnie do tego co robię, co gram. Sama nie cierpię jak mąż zmieni zapach bo go jakby nie poznaję i tego nie lubię, a w związku z tym jest zmuszony być wiernym „Anteuszowi” od lat, bo do tego się przyzwyczaiłam, a używa sobie innych kiedy wyjeżdża. Widzę jak pakuje „Egoistę” i myślę… o zabiera tę gorzką waniliową szarlotkę do osobnego życia… Ludzie kojarzą mi się z zapachami i też nie lubię jak mi je zmieniają… a są kobiety które używaja co dzień innych perfum, jaka niestałość! Co za paskudne chraktery! Co za ignorancja otoczenia! Znam też takie które mieszają na sobie zapachy i wychodzi coś zdumiewającego i bez chrakteru… tego też nie lubię… są i takie, które używaja perfum meżczyzn z ktorymi są… no nie wiem, czuję się trochę zażenowana jak czuję ten zapach na nich, tę demonstrację przynależności, zażenowana to może przesada, ale jednak to jak kobieta w za dużej męskiej koszuli czy swetrze, a nawet pidżamie, tak się robi w filmie aby zastosować skrót myślowy.
Uwielbiam zapach dzieci, niemowląt, są kobiety ktore pachną dzieckiem, mlekiem, lekko siuśkami, oliwką… rozkoszne.
Tak ludzie kojarzą mi się z zapachami jakie ze sobą przynoszą i wszelkie nowe powstające zapachy, nowe wprowadzane perfumy na rynek a w zwiazku z tym obecne wsród moich znajomych, przynoszą dla mnie zamęt, bo zmieniają się zapachy kobiet i mężczyzn z mojego otoczenia. Są też takie zapachy których nie znoszę, nienawidzę, takie perfumy które wywołują u mnie niechęć, teraz są jedne jakieś takie, wielu mężczyzn nimi pachnie, mają zapach litu, meżczyzna nimi uperfumowany pachnie tak jakby był chory psychicznie i musiał zażywać środki psychotropowe, czuję to bardzo wyraźnie… nie wiem jak się nazywają, jak bedę miała chwile czasu wejdę do perfumerii i je znajdę aby nazwać przeciwnika. Są natomiast takie kobiety co pachną starą „Julią” Cacharela i tego się długo nie zapomina… Moje wszystkie nauczycielki pachniały olejkiem różanym przywożonym z Bułgarii albo kupowanym w sklepie „Natasza” w Alejach Jerozolimskich i to się już nie zmieni i tego nie zapomnę nigdy. Najbardziej lubię wiernych zapachom, tych którzy mnie nie zaskakują i ich zapach jest już dla mnie znajomy i bezpieczny, przyjemny, kojarzy mi się z nimi i nie burzy mi porządku mojego małego świata.
Dobrego dnia. Jakich perfum używam teraz, na tym etapie mojego życia?
Jak zwykle od lat – w ciągu dnia Chanel 5, które pachną jak teatralny kurz, wieczorem „Must” de Caritier, które za każdym razem kiedy je powącham wywołują falę ciepła i poczucie bezpieczeństwa, są jak budyń waniliowy babci i najwspanialsza noc z mężczyną, a na specjalne okazje ostatnio „Czarny Kaszmir” Donny Karan i to dlatego że mam z nimi jakiś indywidualny związek i jesteśmy kiedy ich użyję tylko we dwoje, ja i ten zapach i co wiecej nie lubimy intruzów. To zapach osobności i samotności. Bardzo przyjemny, gorzki, pieprzny, zdecydowany i oschły. Tak wiec panie Montaigne, na rozmowę z samą sobą perfumuję się „Czarnym Kaszmirem”.
Dobrego dnia i dobrej niedzieli. Podobno w niedzielę znów Koncert z Wrocławia w Telewizji, tylko w szerszej wersji – na szczęście. Dziś imieniny Zofii – nie zapomnijcie!
Lubię zdjecia. Zdjęcie to wspomnienie, zatrzymanie chwili, wciąż sama robię zdjęcia i kupuję albumy ze zdjęciami wybitnych fotografików, kartki pocztowe ze zdjęciami, to jedna z nich...
Bonifacego i Dobiesława - wszystkiego dobrego
TRZEBA SOBIE ZACHOWAĆ JAKIŚ ZAKAMAREK WYŁĄCZNIE PRYWATNY ….DLA SIEBIE. Michel Montaigne
Myślę o pamięci. Jak jest nietrwała. Jak podlega czasowi i uczuciom, zmienijąc to co przechowuje albo wyrzuca to całkowicie. Czasem wraca coś zgubionego, wyrzuconego, ale wraca z głowy, zmienione, wraca po coś, ma funkcję przypomiane na nowo a przez to to jest już najczesciej coś całkiem innego. Ludzie szybko zapominają. Na szczęście. I zniekształcają w pamięci. Niestety a może na szczęście.
Ja mam pamieć emocji, zupełnie nie pamietam faktów, kolejnosci , dat, zdarzeń w ich przebiegu, pamietam natomiast uczucia i po czasie potrafię je na nowo wywołać i opisać.
Prawie nie pamietam ojca, jaki był, tak w ogóle, ale pamiętam szczegóły i pamiętam, czuję co czułam kiedy go widziałam. Nie pamietam człowieka pamietam jakie we mnei wywoływał uczucie. Nie mam pojecia jaką miał koszulę ale wraca we wspomieniu fala czegos co czułam kiedy na przykład nie mógł sie schylic i podniesć czegoś z podłogi bo było mu cieżko, wraca ta fala, to uczucie.
Nigdy nie pamietam co dokładnie mówiłam, pamietam dlaczego.
Zdumiewają mnie ludzie którzy potrafią opowiadac o zdarzeniach chłodno, spokojnie, nieśpiesznie, szczegółowo, przypominać czynności, daty, godziny, słowa, w jednym rytmie. Zdrzenia sprzed chwili, z wczoraj, sprzed roku, z młodości. Ja nie pamietam niic, żadnej daty, mylą mi się lata, pory roku, kolory, wracają tylko nastroje, uczucia i wzruszenia.
PIĘKNE SIOSTRY
Nie pamieć nie jest jedna
jej siostry są liczne i do siebie niepodobne
wszystkie pracowite i nie znające odpoczynku
Godny uznania jest porządek
według którego najstarsze wciąż rosną
a najmłodsze umierają nim nabiorą sił i ciała
powołując do życia następne
Bo nie natura rządzi rodziną pamięci
i pamięć nie jest obrazem ani nawet odbiciem obrazu
ale jakby osobnym formowaniem i osobną obecnością
Na końcu dane nam jest wspominać już tylko poczatek
i odległe wegetacje sprzed wygnania z raju. Julia Hartwig
Jeden z moich przyajciół, pan, co ma wiele lat, postanowił na emeryturze, zachęcany przeze mnie i przez lekarza u ktorego się leczy z depresji, a także aby wypełnić samotność, wolny czas i podtrzymywać sprawność umysłu i serca, zapisać wspomnienia, opowiedzieć sobie swoje życie, zapisując co przypomniane. Przeczytałam niedawno duży fragment tych wspomnień i się zdumiałam. Człowiek który tak wiele przeszedł, tak wiele ważnych i tragicznych rzeczy przeżył, stracił bliskich w dramatycznych sytuacjach, zapisał tylko szczegóły, drobiazgi, nic nie znaczące dla innych chwile, słowa….Ponieważ pisał pewnie nie myśląc o tym że ktos to kiedyś przeczyta, zapisał tylko chwile radości, momenty przyjemne i wzruszające. Jak dziecko. Autoterapia. A kiedy zapytałam – a wojna, a matka, a Halina, a twoje przejścia powojenne, przesłuchania, więzienie, szykany? O, to nie ważne , nie chcę tego pamiętac, jakoś wyrzuciłem to, nie wydało mi sie to ważne. Nie mam dzieci nie muszę zapisaywać nic dla pokoleń, pisałem dla siebie więc opisałem wszystko miłe co było. Opisał las, jego zapach, a nie napisał że tam w tym lesie jako młody kilkunastoletni człowiek był w partyzantce, że w tym lesie zginał jego najserdeczniejszy przyjaciel i brat. Opisał świt, pęd powietrza kiedy się jedzie na motorze, a nie napisał że miał wypadek jadąc tym motorem, pewnego dnia z żoną na tylnim siedzeniu, potem było długie leczenie, rehabilitacja która zniszczyła jego życie zawodowe, a do dziś nie wyprostowuje lewej ręki. Opisał sukienki żony i że mu sie nie podoba jak teraz kobiety się noszą w odróżnieniu od niej, żony, ktora go zachwycała, ale nic nie wspomniał o tym że nie mogli mieć dzieci i to była dla nich przez całe życie prawdziwa tragedia. Niesamowite….I „niemedialne”. Zachwyciło mnie to. Powiedział że jak skończy pisać to spali, ale że będzie jeszcze pisał długo bo mu to zaczęło sprawiać przyjemność. Niesamowite. Kiedy wychodziłam, usłyszałam stukot maszyny do pisania, wróciłam. – Zapisuję że byłaś, bo wiesz, nic teraz już nie mogę zapamietać, żadnych szczegółów. Pamiętam wszystko z młodosci a nic z tego co się zadrzyło przed chwilą.
Dobrego dnia.