Bogdana i Rajmunda - wszystkiego dobrego
Dedykuję tę sentencję dziś samej sobie… szczególnie pierwszą jej część i nie mam na myśli poszukiwania Boga oczywiście….
NIEUDOLNOŚĆ ROZUMU LUDZKIEGO ROZBRZMIEWA ZAZWYCZAJ OBFITYMI SŁOWAMI, BO POSZUKIWANIE JEST BARDZIEJ GADATLIWE NIŻ ZNALEZIENIE. św. Augustyn…
Można by powiedzieć że nagrywając te rozmowy telewizyjne, w trakcie nagrywania, poszukuję rozumu, bo moim zdaniem gdzieś mi się zapodział…
Co ja robię ? Co ja wygaduję?
LUDZIE! Czy ci dwaj Francuzi zginą dziś? Czy ci terrorysci ich dziś zabiją? Czy jeszcze przedłużą, przesuną termin o jeden dzień? Złapałam się na tym że biegnę ogladać o pełnych godzinach serwisy informacjne, niezależnie od tego gdzie jestem i co robię, jeśli mi się nie udaje, pytam ludzi spotkanych, czy już ich zabili? Co, tych dwóch Francuzów odróżnia od innych, których śmiercią, ci z obwiązanymi twarzami szanatażowali świat, a potem ich zabijali na oczach milionów? Strach. Nikt, żaden z zakładników przed nimi się tak nie bał, albo nie było to tak widoczne, tak to czuję… i to nie chodzi o błagalny płacz i krzyk do świata o pomoc, bo i to już było nam dane ogladać… O ŚWIECIE nasz….
Nawet wam nie napiszę – dobrego dnia, bo jak on może być dobry?
Rózy i Szczęsnego - wszystkiego dobrego
BACZ BYŚ W PĘDZIE ŻYCIA NIE WYPRZEDZIŁ SAM SIEBIE. św. Augustyn.
Wieczny pośpiech niewiele ma wspólnego prawdziwym istnieniem. Augustyn kieruje te słowa do ludzi, którzy w codzienności zatracili siebie i najważniejsze wartości. Marek Niechwiej.
Prasówka kobieca, wczoraj odbyta w kuchni, przy porannej kawie: Sophia Loren- chcę mieć córeczkę …Tomek pożąda prezentów coraz droższych….skąd ja mam brać pieniądze? Od lat nawet nie kupiłam sobie nowego ciucha…..Codzienne pokonywanie na własnych nogach schodów wiodących na drugie piętro może zapobiec tyciu……Zamiast operacji maść z nagietka…..Malwina często czuła się wykorzystywana, wszystko było na jej głowie. Co prawda Jędrek zarabiał na utrzymanie rodziny ale poza tym nic go nie interesowało. Darek mąż Ani też uważał że Ania nie robi dosłownie nic. -Jeśli mają takie o nas zdanie, to przestańmy robić cokolwiek. Koniec z tym!…..Chciał zrobić ze mnie niewolnicę……Czasem nawet warto wyrzucić za męża śmieci…..Kinga skarżyła się na małe oczy” Nie dość ze małe to jeszcze bez wyrazu” . Makijażystka pokazuje jej, jak podkreślić i nadać spojrzeniu głębię……Twój horoskop: Zagoń do roboty dzieci i partnera, bo sama nie dasz rady….Horoskop dla Koziorożca czyli mojego męża: Unikaj żmudnych i nadmiernie obciążających czynności. W razie spadku energii wypij kawę…25-tego sierpnia dobrze się poczujesz w zieleniach i brązach. Szczęście przyniesie ci chryzokola…No , no, pomyślałam, jak widać gazetki kobiecie w pocie czoła i absolutnie wszelkimi sposobami, nawet sposobami poniżej godności wydawcy, starają się wprawić kobiety w dobry humor, wtłoczyć im nadzieję, wiarę i ochotę do życia a przy okazji do czytania właśnie tych gazetek – kto wie, może coś zmienią, wielka pionierska praca na rzecz polskiej kobiety, myślałam sobie, jednocześnie zastanawiając się czy horoskop przeczytany w kobiecej gazecie można rozpatrywać w stosunku do mężczyzny…a na koniec przeczytałam w gazecie już w nie tylko dla kobiet przeznaczonej….Komisja praw kobiet w Parlamencie Europejskim była dotąd ostoją liberalnej myśli i ideowym zapleczem feministek, teraz, nie dość że została opanowana przez chadeków, to na dodatek na przewodniczącą wybrała sobie Słowaczkę Annę Zaborską, przeciwniczkę emancypacji kobiet, aborcji i małżeństw homoseksualistów. Co prawda socjaliści rwali sobie włosy z głowy, bo kandydatura tej katolickiej konserwatystki jest „sprzeczna z duchem komisji”, ale nie na wiele się do zdało. Socjalistów dobili Polacy. To że o prawa kobiet będzie dbała Urszula Krupa, była posłanka Ligi Polskich Rodzin i felietonistka Radia Maryja, to mało. Co gorsze do Komisji Praw Kobiet wszedł Konrad Szymański ( Prawo i Sprawiedliwość), ultrakonserwatywny publicysta katolicki…Może przeczytają członkowie komisji ten horoskop dla Koziorożca, nagle pomyślałam z nadzieją, ten o tym żeby się nie przemęczać i wezmą go do siebie…nie ma sie co martwić…
Dobrego dnia. Zdjęcia – Spacer po Milanówku…
Augustyna i Patrycji - wszystkiego dobrego
KOCHAJ I RÓB CO CHCESZ. św. Augustyn
Jak mówią MIŁOŚĆ pozwala spełniać pozostałe dziesięć przykazań.
Dobrego weekendu. Ja się pogrążam w lektury.
Uwielbiam tego pana Roberta Korzeniowskiego. Co to za cudny facet! I on mówi ze kończy karierę! No może zacznie w innej dziedzinie… Co to za pogodny, inteligentny mężczyzna! I tak od lat… Widziałam znów z nim wywiad w telewizji.
A propos i zupełnie nie a propos, jest taki seksistowski żart, że mężczyzna nie może i chodzić i żuć gumy jednocześnie, bo to jest o jedną czynność za dużo dlatego kiedy mężczyzna gapi się w ogień, kobieta od razu czuje się niekochana…
Marii i Zefiryny - wszystkiego dobrego
NAWET W ZNIEKSZTAŁCENIU OBRAZ ISTNIEJE. św. Augustyn.
Dlaczego ci co nas właśnie oszukują są przeważnie uprzedzająco mili i często zdrabniają? Mówią – pieniążki, szybciutko, chwileczkę, słodziutka, chlebuś, serduszko, czy kwiteczek będzie porzebny… itd.
No może nie wszysycy, bo ci co nas oszukują naprawdę i w majestacie urzędu w ogóle nie zdrabniają i w ogóle nie są mili… są nieosiągalni. Boją się tylko słowa pisanego. Ja mam już kilka takich osób z którymi rozmawiam wyłącznie pismami, miło bo nie trzeba się spotykać, nic też z tego nie wynika ale to inna sprawa… przynajmniej w razie czego będą dowody… nic co poza papierem lub mailem… i wprowadzone przez sekretarkę do dziennika korespondencji co ważne…
Nieważne, zaczęłam z myślą że jak ktoś mówi do mnie „Kiciuniu” albo „Pani Krysiuniu” to się go zaczynam bać… No już! Nieważne, chciałam napisać że nie cierpię zdrabniania…
Wczoraj zjadłam taaaakie knedle ze śliwkami i taaaaką roladę biszkoptową ze świeżymi porzeczkami… a już miałam wcięcie w pasie…
O matko… jak ja lubię być „głupia”… to takie miłe i tak relaksujące…
Dobrego dnia. Rysunek, alby odzwierciedlić mój poranny stan wewnętrzny…
Jerzego i Bartłomieja - wszystkiego dobrego
WSZYSCY PRAGNĄ SZCZĘŚCIA ALE RÓŻNIE JE POJMUJĄ. Św. Augustyn
Przygotowuję się teraz z Kamilą Drecką, do nagrania kolejnych rozmów z mężczyznami, na temat kobiet, a raczej o tym co sobie oni, nasi znakomici rozmówcy, myślą o kobietach, nie o swoich kobietach oczywiście, a o kobietach w ogóle, o relacjach męsko – damskich w szczególności. Takie rozmowy o stereotypach na ten temat. Ma to być program cykliczny, zupełnie niespodziewanie dla mnie, bo zaczęło się od niewinnych kilku rozmów, miały być dziesięciominutowe, i miały wprowadzać temat mojego serialu MĘSKIE- ŻEŃSKIE, który miał mieć emisję jesienią, a w rezultacie będą to rozmowy półgodzinne, w każdą niedzielę wieczorem. No nic, jak zwykle nowe wyzwanie stanęło na mojej drodze i jak zwykle podjełam je. Tak więc pierwsze trzy rozmowy nagrane jeszcze jako „wprowadzenie” mojego tematu serialowego, przeprowadziłyśmy z Markiem Kondratem, Bogusiem Lindą i panem Adamem Hanuszkewiczem, było dużo śmiechu i niespodziewanie zabawy, a emisja ich zacznie się od drugiej niedzieli września, a teraz przygotowujemy się do następnych spotkań. Czytam różne książki z zakresu psychologii, poradniki sprzedawane u nas w księgarniach, opracowania na temat płci itd., itd… Piszemy scenariusze, tworzymy bank pytań i poznajemy naszych przyszłych rozmówców, choćby czytając ich dawne wywiady, noty biograficzne itd…Anyway… Kiedy tak to wszystko co wymieniłam czytam i sobie o tym myślę, staje mi w oczach para, kobieta i mezczyzna, których zobaczyłam w Sopocie tego roku, na początku sierpnia. Szli trzymając się pod rękę, kompletnie pijani oboje z psem na smyczy. Małżeństwo na niedzielnym nadmorskim spacerze. Siedziałam z przyjaciółką w kawiarni, zobaczyłyśmy ich z daleka. Deptak sopocki, mnóstwo rodzin, dzieci na rowerkach, z lodami, babcie, zakochani, samotni. Wszyscy rozluźnieni, eleganccy, wykrochmaleni i posmarowani słońcem. Para szła zataczając się miedzy nimi nie zwracając na nikogo uwagi, a kobiata patrzyła przy każdym większym zatoczeniu się czy wychyle, na mężczyznę z radosną troską i miłośnie. Pies trzymana przez nią drugą ręką, na smyczy z cierpliwością mędrca, powtarzał pijaną drogę. Zatrzymali się koło jakiegoś kosza na śmieci i kobieta zaczęła w nim grzebać, nie puszczając ani psa ani ramienia mężczyzny, a ten chwiał się bez świadomości koło niej. Znalazła coś w tym koszu, zabrała i ruszyli dalej. Koło kawiarni w której siedziałyśmy obie z przyjacólką, zatrzymali się, kobieta popatrzyła na ludzi i pewnie przyszło jej do głowy, że skoro ludzie coś jedzą to ich pies jest także głodny i rzuciła mu na ziemię to co znalazła w koszu, namawiając go do zjedzenia. Pies zainteresował się tym ale nie jadł, wtedy kobieta zachwalając znalezisko śmietnikowe jako pyszne, z czułością pochyliła się chwiejnie, i chciała psu to coś podsunąć pod pysk, nie dała rady i wtedy zdecydowała się na moment uwolnić rękę z ramienia mężczyzny, był to moment wielce ryzykowny, krytyczny wręcz, bo oboje prawie upadli na psa, a mężczyzna tak potraktowany, opuszczony, w proteście wypuścił z ust potok przekleństw, po czym stanął, wzrok powoli i z trudem nakierował na towarzyszkę spaceru lub życia i zaczął wyznanie : Ty k…jedna pierd….w d….szmato, idziemy ty k….! Nie rozumiesz ty suko że… ty k… Trwało to wyznane w tym trybie jakiś czas, kobieta karmiła w międzyczasie i psa i uśmiechała się z lubością, co jakiś czas popatrując na mężczyznę z miną taką jakby słyszała największe wyrazy uznania i miłości, głaskała psa jedzącego stare frytki i był to moment niewątpliwie najwyższego szczęścia, jak wynikało z jej twarzy. On, mężczyna jej potrzebował! Wtedy ten odwrócił się prawie upadając i ruszył w dalszą drogę sam, natychmiast ona z największym oddaniem, rzuciła się za nim krzyczaąc… ty sk… ty h… gdzie idziesz? Potykajac sie biegła i po pewnym czasie osiągnęła ramię partnera chwytając równowagę dla nich obojga. Pies pobiegł za nimi ze smyczą wlekącą się po chodniku. Moja przyjaciółka, kiedy minął szok, powiedziała do mnie… oto miłość, oni się strasznie kochają, to widać…
Minął prawie miesiąc od tego spotkania, a oni , ta para z Sopotu, ciągle przychodzą mi na myśl. Kobieta miała na imię chyba Hanka, bo jej imię wykrzykiwał obok „przymiotników” pieszczotliwe i tak bardzo specjalnie… No i tyle. Opisałam to bo jak czytam teoretyczne pytanie: – Kiedy myśli pan kobieta , to co pan myśli, jakie przymiotniki przychodzą panu do głowy? – słyszę niespodziewanie dla samej siebie ciąg wypowiedzi tamtego pijanego pana z Sopotu. Może miłość ma i takie imię…
Dobrego dnia. Nie wiem dlaczego chce mi się dziś dołączyć obraz Karpińskiego ” Portret damy”
Filipa i Apolinarego - wszystkiego dobrego
NIE NALEŻY ZAPYTYWAĆ FILOZOFÓW O RZECZY PRZYSZŁE. św. Augustyn.
Góral staje przed sądem za zabójstwo żony. Proszę powiedzieć, pyta sąd, dlaczego pan zabił żonę, jakie były powody? Góral wzrusza ramionami. Czy zrobiła coś przeciwko panu i dzieciom, albo pana rodzinie? Ni – odpowiada Góral. Może nie był pan zadowolony z tego jak pana traktowała? Ni- odpowiada Góral. Może powiedziała coś panu co uraziło pana dumę, albo wie pan o niej coś co zmusiło pan do tego czynu? Nie – odpowiada Góral. Była złym człowiekiem, matką, żoną? Ni- odpowiada góral. No to dlaczego ją zabiliście Góralu? A bo była ogólnie męcąco…
I ja jako żona jestem często do „zabicia” i nie będę dalej drążyła tematu i wdawała się w moje prywatności ale znam takie żony, które zasługują na to jeszcze bardziej niż ja… I piszę to dlatego żebyście się panie zastanowiły czy nie chodzi o was także…
Co oni wygadują ci komentatorzy podczas tej olimpiady?!!! –Złoty medal sam pcha mu się w ręce!- Szukają mety i nie mogą jej znaleźć! – Już są mistrzami olimpijskimi a tu wciąż walka! – Jak ona biegnie?! – Jak ona biegnie?! – Ona biegnie jak… mężczyzna! – Trzeba zrobić przewagę w psychikach! – Oto autorki najlepszego czasu! I tak bez przerwy. Można umrzeć ze śmiechu, ja w każdym razie oglądam olimpiadę w tym samym stopniu dla sportowców co komentatorów.
Moi znajomi, którzy znają Igora Mitoraja, naszego wspaniałego rzeźbiarza żyjącego we Włoszech, przed którym świat na kolanach albo leży plackiem a jego rzeźbami szczycą się światowe muzea, kolekcjonerzy prywatni i gmachy użyteczności publicznej, jest ulubionym rzeźbiarzem Włochów, szalenie przez nich honorowanym i porównywanym do Michała Anioła, a kiedy zrobił pierwszą swoją wystawę w Polsce, krytyka tutaj nie pozostawiła na nim suchej nitki, nawybrzydzali się nad nim, napopisywali, nawykrzywiali, naobrażali go tak że on podobno do dziś nie może ochłonąć ze zdumienia i podnieść z rozpaczy że w jego ojczyźnie tak go potraktowano i wszystkich pyta za co mu się tak dostało, no więc moi znajomi opowiedzieli mi, że Polacy, podróżujący, albo spędzający wakacje w Włoszech, w okolicach słynnego Piterasanta gdzie mieszka mistrz, w pobliżu kamieniołomu marmurów, dzwonią do niego z pobliskiego campingu i pytają czy ma pralkę, bo oni by sobie chcieli coś u niego wyprać, jeśli to możliwe oczywiście…
Dobrego dnia. Byłam wczoraj rano w Łazienkach, w pracy… zrobiłam kilka przypadkowych zdjeć póki było pusto, nie sfotografowałam żadnego pawia, bo przynoszą mi pecha nawet trzymane na zdjęciach w komputerze.. ale są piękne jak zjawiska nieziemskie, bardzo ich w parku dużo. Aż pożałowałam że nie zrobiłam jednego, które mozna by nazwać „Samotność pawia” i zadedykować kilku osobom ze zwykłej ludzkiej złośliwości…
Joanny i Franciszki - wszystkiego dobrego
NIC NIE ROZUMIEJĄCY POWINNI WSTRZYMAĆ SIĘ OD KRYTYK. św. Augustyn
Oj święty Augustynie, łatwo powiedzieć! Większości się wydaje że wszystko rozumieją a Polakom to już w ogóle. A poza tym krytyka jest podstawowym środkiem do powprawienia sobie samopoczucia, a całkowity brak zdolności oceniania siebie samego podstawą działania. To także odwet za własne częto wyimaginowane „krzywdy” i z zasady leniwy krytykuje pracowitego, niezdolny utalentowanego, winny niewinnego a generalnie, nic nie robiacy -robiącego, czy niedziałający- działajacego. A ponadto skąd nie roumiejący ma wiedziec że nei rozumie, skoro w większości przypadków nie jest w stanie zrozumieć? Przepraszam , nie odzywam się bo to temat wielki i bolesny, wart w naszym narodzie analizy socjologów, psychologów i filozofów, problem który narasta i ważnieje bo też niekochani- krytykują kochających, nieszczęśliwi- krytykują szczęśliwych, biedni – bogatych, zdrowi – chorych, niezadowoleni – zadowolonych…a tych „nie” jest coraz więcej i więcej i gniew i niezadowolenie społeczne rośnie. Nie mówie tu o wielkich sprawach, znazych z mediów, mówie o tych codziennych wśród nas. Czy naród można uczyć mądrości, odczuwania miłości, tolerancji, rozsądku i dobra? to zadanie szkoły, sztuki i mediów. Koncze bo przesadzam w „tonie”. Ale koncząć mam propozycje abyście odpowedzili sobie na choćby takich kilka prostych pytań
– Kiedy ostanio wam sie sos naparwdę podobało i powiedzieliście to innym ( nie myslę o dobrach materialnych)
-Kiedy ostanio kogoś pochawliliście. ( w szczególności własne dziecko)
– Kiedy ostanio zrobiliście bezinteresowną grzeczność komukolwiek
– Kiedy osatnio podziekowaliscie za przysługę lub pamięć
– Kiedy ostatnio zanalizowaliście własne reakcje i zatrzymaliście się z wygłoszeniem krytyki lub atakiem.
Kiedy osatnio mówiliście o kimś żle…itd,itd.
Dobrego dnia. Miałam pisać o czymś innym ale mnie poniosło….Dołączam rysunek komputerowy mojego syna, kiedy go rysował był dużo mniejszy, trzymałam ten rysunek w komputerze jako swoistą krytykę, nigdy z nim nie porozmawaiłam dlaczego narysował takiego orła i tak zobaczył emblemat naszego kraju…tylko to mi przychodzi do głowy jako ilustracja…
Bernarda i Sobiesława - wszystkiego dobrego
NIKT NIE BYWA WE WSZYSTKIM I PRZEZ WSZYSTKICH ROZUMIANY. św. Augustyn
Św. Augustyn (354-430) – żyjący na przełomie starożytności i średniowiecz, wyprzedzający swoją epokę, wyzwolony z manicheizmu (odłam gnostycyzmu), św. Augustyn wkroczył na drogę wiary. Znał pisma Cycerona, słuchał kazań biskupa Ambrożego. Najwybitniejszy teoretyk starożytnego chrześcijaństwa, autor słynnych Wyznań. Ponad wszystko przedkładał poznanie Boga, będąc jednocześnie świadomym jego transcendencji. Przedstawiciel neoplatonizmu, kreacjonizmu ( świat stworzony z niczego), iluminizmu ( poznanie odbywa się dzięki oświeceniu duszy przez Boga). Pierwszy z filozofów uznany za wybitnego Ojca Kościoła. Podkreślał wyższość duszy nad ciałem i wolność woli, ale także znaczenie łaski Bożej ( Marek Niechwiej.” Historia Filozofii w sentencjach”)
Dostaję od Was dużo listów o miłości. O Zakochaniu raczej. Listy pośpieszne, dyszące, pełne nadziei napisane jak krzyk radości. Pisane tutaj, do mnie, na stronę, żeby wszyscy przeczytali , dowiedzieli się o szczęściu, żeby się nim podzielić, ze zdumienia że jest i że jest takie, żeby szczęście zakląć, żeby zapisać to będzie trwało. – Świat mi się zmienił- niebo na mnie spadło- nie wiedziałem że to tak jest- jestem szczęśliwy, szczęśliwy, chce biegać ulicami i krzyczeć – nie mogę bez niego ani minuty- jak to się skończy to się zabiję- mam uczucie że świat zwariował – wszyscy mi zazdroszczą- o niczym nie myślę tylko żeby mnie dotknął – niech pani powierzy to będzie tak zawsze?- co zrobić żeby to trwało?- Odszedł przed chwilą na chwilę na dwie godziny, a mnie nie ma, urodze się znów za dwie godziny – nie mam oczu bo je wypłakałam- niech pani powie co zrobić żeby wróóóóócił – zwariowałem z miłości!- coś się ze mną takiego stało!!!! Czy to miłość?- nic nie jest ważne , nic nie ma znaczenia, tylko on, gdyby chciał zabiłabym się dla niego…..Piszecie. Najczęściej to miłość która się zdarzyła w waszym życiu pierwszy raz, nie możecie uwierzyć w szczęście, macie lęk że to minie, jest też dużo listów od tych którzy po wielkiej miłości tygodniowej miłości zostali sami, ci tuż po rozstaniach, odejściach, kłótniach, są i listy od porzuconych po miesiącu szaleństwa, nie mogą zrozumieć jak to możliwe że była taka wielka miłość, tyle nadziei, szczęścia, chwil ze złota, planów, a nie pozostało nic….żal, niechęć, milczenie…..Czytam, uśmiecham się , nie umiem odpowiadać, piszę dwa słowa: – Cieszę się, kochaj mocno , nie trać wiary, miłość i stan zakochania to najwspanialszy moment w życiu- itd. itd….Ale kiedy czytam te listy szczególnie od tych młodych, młodych, najmłodszych z Was…. Uśmiecham się, zazdroszę bo już bym tak nie umiała, nie stać mnie, to jest za mną , za późno, stosuję teraz podwójność każdej sytuacji nawet najbardziej emocjonalnej co najmniej podwójność myślenia i tak czytając te okrzyki w waszych listach, przychodzi mi do głowy jeden wiersz Ernesta Brylla „ Oni” , i przychodzi na myśl nie dlatego że nie rozumiem co piszecie, że czuję się staro, że niejedną miłość widziałam a potem oglądałam rozpacz lub chłód, ale z zupełnie innego powodu…mnie to nie dotyczy, i Ernesta też…znam go, nasze miłości są na zupełnie innym etapie, i inne, przyszły późno, zaczynały się ostrożnie z niewiarą, podejrzliwością i lekiem przed dotykiem poparzonych, ostrożnie i odpowiedzialne z każdy gest i słowo, taka miłość nie zadaje takich pytań, tak nie krzyczy, nie ma euforii, ale też nie cierpi, nie boi się tak nie wiadomo czego, bo wie czego można się bać, nie tęskni już nawet histerycznie bo jest spokojna …Spokój.
ONI
Nie dziw się. Ty jesteś poza zakochaniem
Oni są zamknięci w szklanej kuli. Sami
Każda rzecz znaczy zupełnie inaczej
Każde spojrzenie inne ma promienie
Inne świeci słońce. Inne chłodzą cienie
Inne wiary konieczne w inne życie wieczne
Bo co my o tym wiemy? Kiedy w świecie martwych
Jesteśmy. Nie wierzymy, że ta szklana kula
Jako skrzydła wieczności będzie ich otulać
Dla nich to wszechświat
My myślimy: żarty
Dobrego dnia. Nie ma większego szczęścia niż miłość i piękniejszego stanu niż kochanie….Pamiętajcie.
Bolsława i Juliana - wszystkiego dobrego
BEZ PRAWDY NIE ZNAJDZIESZ ZBAWIENIA. św. Anzelm z Canterbury
Jest taka modlitwa w księdze pt. „Rytuał rodzinny” którą dostaliśmy od znajomego księdza w tym roku w prezencie wigilijnym.
ZA BISKUPA
Boże, wiekuisty Pasterzu wiernych, Ty troskliwie kierujesz Kościołem i rządzisz nim z miłością, spraw, niech Twój sługa N… którego postawiłeś na czele swojego ludu, prowadzi go w imieniu Chrystusa, niech go uświęca sprawując sakramenty i rządzi nim zgodnie z Twoją wolą. Amen.
Modlitwa wydaje się dziś być bardzo potrzebna.
Dobrego dnia. Gratulacje dla pani Jędrzejczak i Gruchały. A dla was rzeźba neonowa, mnie się podoba bardzo. Przedstawia Anioła.
Heleny i Bronisławy - wszystkiego dobrego
DLACZEGO WOŁASZ O SPRAWIEDLIWOŚĆ , A GDY CI JĄ OFERUJĄ – ZAMYKASZ OCZY? św. Anzelm z Canterbury.
Są kobiety które zachowują się tak, że mamy wrażenie jakbyśmy podglądali ich intymność, lub cały czas byli z nimi w łóżku, my i wszyscy rozmówcy czy patrzący, razem i jednocześnie każdy z osobna. Spotkałam takich kobiet w życiu tylko kilka, ale za każdym razem spotkanie robi na mnie piorunujące wrażenie. Nie wiem czy potrafię opisać takie panie wyjaśnić ten niezwykły rodzaj „noszenia się” w świecie, ale będę się starała, bo mnie to fascynuje. Łatwiej byłoby mi to zagrać.
Po pierwsze, nawet jeśli taka kobieta jest ubrana po zęby, mamy uczucie że jest w negliżu, to zdumiewające, nic nie widać, wszystko jest zasłonięte, suknia nie ma przesadnego dekoltu, siadając nie podnosi jej tak aby widać było kolana, rękawy zasłaniają ręce, a wszyscy dookoła mają wrażenie że jest to tylko byle jak narzucona, cieniutka i przeszkadzająca jej szmatka, pod którą jest ciało i to jest najistotniejsze. Każde poza tym ubranie ją męczy i uwiera, krępuje, jest torturą i więzieniem. Po jakimś czasie wszyscy patrzący na jej cierpienie z powodu ramiączka, szwu, za ciasnego stanika, marzą aby ubrania zniknęły w ogóle i żebyśmy wszyscy byli nareszcie wolni i było nam wygodnie. Po wtóre, choćby nasza kobieta siedziała sztywno z zaplecionymi rękoma, lub stała oplatając kurczowo torebkę, mamy uczucie że obserwujemy ją leżącą, lub pół leżącą, a każdy jej ruch, gest, obrót głowy, jest obserwowaniem omdlałej nagiej postaci, teraz nieszczęśliwej bo złapanej w pułapkę konwenansu. Najważniejszy jest sposób mówienia i tempo reakcji. Mówi cicho, od niechcenia, powoli i gubiąc końcówki słów i zdań, musimy się wsłuchiwać w ten szept lub jęk, w westchnienia i mruczenia przy czym jakieś nieprawdopodobne potrzeby jej organizmu i wyobraźni na inny, wiadomy temat, przerywają tok jej myśli, wywołują na jej twarzy zagadkowe uśmiechy w zupełnie zdumiewających miejscach wypowiedzi, włosy także wymagają wiecznie poprawienia, przygładzenia, odrzucenia, w najważniejszych momentach, a bogactwo jej wewnętrznych uczuć prowokuje niebotyczne pauzy, podczas których wszyscy zawieszeni na jej ustach czekają zmiłowania lub ciągu dalszego, gotowi jednocześnie w każdej chwili podtrzymać jej upadające CIAŁO. Drętwienie kończyn czy kręgosłupa w niewygodnych, bo „konwencjonalnych” dla niej pozycjach, wymaga zmiany tych pozycji, leniwego wyprostowania się lub przesiądnięcia i sadowieniem, dokładnie przy pointach, lub podczas wymawiania tak krótkich słów jak: „słucham”, „nie”, „tak”, „dlaczego”, czy choćby „ i….”. Kobieta taka jest wiecznie zmęczona lub lekko chora, i mamy wrażenie że uczestniczy w życiu poza łóżkiem tylko z łaski, i jest to wielka ofiara którą składa właśnie nam. Jednym słowem jej niedomykające się wargi, oczy które wydają nam się lekko podpuchnięte, uśmiech nie a propos i głaskanie dłońmi swej „postaci”, uspakajanie ciała, które domaga się wiecznej opieki i zainteresowania od jego właścicielki, dają wrażenie że po pierwsze kochała się, lub była gotowa do miłości cały czas zanim nas spotkała, a i teraz jest tu tylko na chwilę, w przerwie, nierealna i całkiem przypadkiem właśnie z nami, a za chwilę oddali się i pogrąży w jakimś tajemniczym błogostanie, tajnym ceremoniale który jest związany z innym rytmem, rozluźnieniem i szeptem. A co więcej to ją naprawde interesuje i tam dopiero się zaangażuje emocjonlanie. Przebywanie z nią chwilę dłużej niż trwa wymówienie słów dzień dobry, powoduje, że mamy ochotę jej pomóc absolutnie we wszystkim, zdmuchnąć wszelkie pyłki spod jej nóg, aby wreszcie mogła się znów położyć, bo jest słaba, bezradna. Kiedy słucha innych umiera z tajemniczej wewnętrznej męki i w najmniej spodziewanych momentach wychodzi, szuka czegoś w torebce, co jakiś czas coś sama do siebie mówiąc szeptem.. .. albo, co jest bardziej interesujacą , stwosowaną przez nią techniką, odzywa się nagle w trakcie naszej wypowiedzi, lub zaraz na końcu, zupełnie na inny temat, najczęściej zdumiewajacy, ale przekreśla tym samym sens i wartość naszej myśli czy problemu.
Obserwuję i przebywam w obecności takich kobiet z przyjemnością , zafascynowana atmosferą którą budują, i środkami wyrazu….Podstawą jest różny od wszystkich dookoła rytm, opóźnienie reakcji i przesunięcie akcentu zainteresowania z tego co się zdarza dookoła niej, na to co się dzieje z nią i wewnątrz niej. Najbardziej zdumiewające jest to że czasem te kobiety wcale nie są ładne, ale ich zachowanie sprawia że czujemy, wszyscy w towarzystwie z osobna, że jesteśmy z nią właśnie w sytuacji intymnej a etap dochodzenia do tej sytuacji został pominięty….przy czym kobiety te nie robią pozornie nic aby nas sobą zainteresować, nie mówią nic co by miało nasze myśli skierowywać na bardziej osobiste tereny, mogą one opowiadać o obrabiarkach, technikach skrawania metalu, wszystko jedno, efekt jest zawsze ten sam, zdumiewajacy, bo one mówia o tym „poprzez siebie”, omdlewajac lub mając kłopot z ramiączkiem. Zresztą z zasady nie mówią dużo, mówią od niechcenia i jakby im nie zależało na porozumieniu w tych trywialnych ziemskich i ogólnych sprawach czy niegodnej uwagi konkretnej sprawie, rozmawiają o tym o czym się właśnie rozmawia albo co muszą załatwić, aczkolwiek bez fanatyzmu. Nigdy też, co oczywiste, nie emocjonują się nadmiernie, nie podnoszą głosu, nie przerywają innym. Patrzą i słuchają gładząc własne włosy, szyję, bujając stopą, oblizując wargi, lub wachlując się dokumentem który właśnei trzeba podpisać. Patrzę i patrzę zachwycona i zdumiona jak wiele rzeczy udaje się im w ten sposób osiągnąć, załatwić, bez świadomości rozmówców i decydentów, co się właśnie staje.
Dobrego dnia, idę dalej obserwować słodkie męki istnienia jednej z przedstawicielek opisanego gatunku.
Jacka i Mirona - wszystkiego dobrego
DLACZEGO PRAGNIESZ SPRAWIEDLIWŚCI, KTÓREJ SAM UNIKASZ? św. Anzelm z Canterbury.
Nie mogę się pozbierać. Wracam jak z wojny, jak z dalekiej wyprawy. Rodzina się śmieje ze mnie i twierdzi że milczę i jestem dziwna jak kobieta w połogu po ciężkim porodzie, która odwraca głowe na łóżku szpitalnym do ściany, ktora jeszcze dodatkowo musiała zostawić nowo narodzone dziecko pod opieką nieznajomych. Przesadzają w tym wyśmiewaniu się ze mnie ale cień tego jest.
Aby nie wdawać się w niepotrzebną dyskusję i nie zaczynać nowych tematów oto przepis na ciastko pt. ANTYSTRES które było pieczone i podawane w bufecie Teatru Muzycznego w Gdyni.
CIASTO:
GÓRA CIASTA:
Jajka + cukier + stopiony tłuszcz + mąka z proszkiem do pieczenia – wymieszać i wyłozyc na blachę, na to jabłka pokrojone w ósemki posypane cynamonem. Góra: Wszystko razem ugnieść i ułożyć ciasto na jabłkach.
To było pyszne, ale czy z tego przepisu wyniknie to co jadłam nie wiem. Przepis zapisała mi pani która co dzień to ciasto piekła, a dla praktyków sprawy są jasne i nie wymagają wyjaśniania „oczywistości”. Te oczywistości dla nich, są dla nas, rzadziej podejmujących wyzwania kulinarne, niewyjaśnialną tajemnicą. Jedna z cioć mojego męża kiedy wyszła za mąż, zadzwoniła po kilku dniach małżeństwa do swojej matki z dręczącym ją pytaniem, skąd się bierze ten płyn w zupach… ja mam podobne problemy, staram się dojść do rozwiązań, używając rozumu ale najczęściej mi się nie udaje, bo gotowanie z rozumem i chłodną analizą przyczynowo skutkową, zależność ingrediencji z rezultatami po wykonaniu czynności kulinarnych, jest niewytłumaczalna i nie ma w sobie nic z logiki.
Dobrego dnia. I opowiadajcie dziś tam pięknie w Gdyni wieczorem, o Janosiku, ci co mają opowiadać.
Na wystawie impresjonistów w Gdańsku, zachwyciłam się w niedzielę do zwariowania obrazem Raoula Dufy „Czerwony koncert” ale zgubiłam gdzieś katalog z tej wystawy, który zresztą kupiłam specjalnie dla was i nie mogę tego obrazu wam pokazać. No trudno, może jeszcze znajdę….
Dobrego dnia.
Alfreda i Euzebiusza - wszystkiego dobrego
Dziś premiera. Jutro druga obsada. Przyjeżdżają i Ernest Bryll i Katarzyna Gaertner. Ja już nie wiem nic. Przepisuję z programu:
JANOSIK albo NA SZKLE MALOWANE
Katarzyna Gaertner / Ernest Bryll
Scenografia – Maciej Preyer
Światło – Edward Kłosiński
Choreografia – Michał Jarczyk
Kierownictwo muzyczne i aranżacje – Franciszek Seman
Opracowanie wokalne – Romana Krebsówna
Asystent rezysera – Rafał Ostrowski
OBSADA
Janosik- Jerzy Michalski , Tomasz Więcek
Swoja- Anna Gigiel, Katarzyna Więcek
Gospodarz- Rafał Ostrowski, Bernard Szyc
Gospodyni- Grażyna Drejska
Diabeł- Mateusz Brzeziński, Marta Kawała ( adeptka)
Anioł- Ludmiła Małecka , Aleksandra Maeller
Lisawa – Magdalena Smuk, KarolinaTrębacz
Czarniawa- Ewa Gregor, Karolina Trębacz( adeptka)
Śmierć- Dorota Kowalewska , Renata Gosławska ( adeptka)
Górale – Krzysztof Czerny, Grzegorz Duda, Jan Filipczyk, Marek Kaliszuk, Igor Krysztołowicz, Tomasz Podsiadły, Tadeusz Rutkowski, Jarosław Rzepiak
Żandarmi – Paweł Bernaciak, Maciej Dunal, Tomasz Fogiel, Zbigniew Sikora, Jacek Wester
ORKIESTRA
Maciej Gąsienica- Mracielnik – gęśle , pierwszy prym, koza, śpiew
Jarogniew Dąbrowski , Bogdan Gasik – gęśle, drugi prym, śpiew
Andrzej Różak – gęśle, sekund, śpiew
Elżbieta deputat – instrumenty klawiszowe
Izabela Jaworska – instrumenty klawiszowe
Adam Adamski – gitara basowa
Tomasz Pawłowski – perkusja
Realizaja dzwięku- Maciej Chłópecki, Przemysław Mrówka
FINAŁ
Zjechalismy kapelą
Żeby wam powiedzieć
Co w każdym dobrym chłopie
W środku serca siedzi
Zjechaliśmy kapelą
Byście nie śniedzieli
Jak nam tu śniedziejecie
Z wtorku do niedzieli
Idą zbójniki idą
Pasy na nich złociste
Portecki cyfrowane
Siekierecki bystre
Idą zbójniki idą
Ziemi ledwo tykają
A po cesarskich dworach
Dworki cienko przędą
Zjechalismy kapelą
Byście się zwiedzieli
Jak się na bujnych łąkach
Cały kwiat zabielił
Zjechaliśmy kapelą
Dziewczyny wam rozpalić
byście się każdej nocy
Wesoło kotłowali
Zjechaliśmy kalpelą
Byście odważni byli
Byście prosto chodzili
Od środka nie gnili
Zjechaliśmy kapelą
Wspomnijcie nas poczciwie
Śpiewajcie nasze pieśni
Żyjcie chłopcy żywiej…..
Amen. Życzcie połamania nóg.
Hipolita i Diany - wszystkiego dobrego
Dalej nie mogę…Nie mam do Was głowy. Nawet do robienia zdjęć nie mam głowy. Wczoraj – od załamania do euforii. Kiedyś wam napiszę coś dłużej o aktorach, teraz tylko mogę zrobić im wyznanie miłości i trzymac kciuki….Reżyser musi byc „fanem” swoich aktorów, bo zginie. Dziś pierwszy raz ludzie na widowni, ostatania generalna.
Klary i Hilarego - wszystkiego dobrego
Nie mogę . I do tego coś się zepsuło w panelu administracyjnym i nie mogę też wysyłać zdjęć. No może jutro. Dobrego dnia. Ja padam. Ale schudłam już ze trzy kilo! Od martwienia się i skakania….Wyrzuciliśmy przez głośnik dzwięk z prób na ulicę przed teatrem, i miuszę do tego uważać co mówię przez mikrofon do aktorów….ale czasem….No koniec. Dobrego dnia.
Zuzanny i Filomeny - wszystkiego dobrego
Przepraszam, nie mogę pisać, mamy tysiące problemów przed premierą. Od rana do rana. Pozdrawiam.
Doroty i Kajetana - wszystkiego dobrego
POMOC W ZŁEJ INTENCJI NIE WYJDZIE NA DOBRE. św. Anzelm z Canterbury
Św. Anzelm z Canterbury ( 1033-1109) – przedstawiciel włoskiej filozofii oraz teologii chrześcijańskiej. Uznawany za prekursora scholastyki. Starał się uzasadniać rozumowo, co rozwinął w późniejszym okresie św. Tomasz z Akwinu, oraz nawiązywał do św. Augustyna ( „wierzę aby zrozumieć”). Twórca ontologicznego „dowodu na istnienie Boga”. Racjonalnie uzasadniał pojęcie teodycei (źródła zła), zapoczątkował umiarkowany realizm pojęciowy w sporze o uniwersalia (istnieją pojęcia ogólne). Współtworzył program Kościoła jako arcybiskup Canterbury. Żywo interesował się zasadami etyki. Kanonizowany w 1228 roku, uznany za doktora Kościoła. „Historia filozofii w sentencjach”. Marek Niechwiej
Wywiady, promocja, zdjęcia, zaczyna się… premiera 14-tego. A my mamy tysiące problemów technicznych, mikroporty, dekoracja, kostiumy, jak zwykle, jak zawsze, jak wszędzie… Dużo się mówi o młodości, o debiutach, o entuzjaźmie, nadziei jaką pokładamy w młodzieży, że potem podobno im się wszystkim odechciewa, już po trzech latach, życie, rzeczywistość teatralna, codzienność ich pokonuje i ich blask i entuzjazm przygasa. Młodość – starość, entuzjazm – doświadczenie, wdzięk i świeżość – technika, życie, kariera, etyka zawodowa… itd. itd. itd…
Nie wiem dlaczego przypomina mi się żart kiedyś usłyszany i pozornie nie na temat: Młody ratownik pracujący na basenie, przyszedł rano do pracy i zobaczył trzy szykujące się do skoku z trampoliny staruszki. Pomyślał – no koniec, będę miał dużo roboty, trzeba będzie babcie ratować. Pierwsza skoczyła, przepłynęła basen, imponująco. – No pani to musiała być jakąś mistrzynią młodzików w szkole pochwalił ją kiedy wyszła. – Zgadłeś młody człowieku – odparła babcia. Druga skoczyła w jeszcze lepszym stylu, i przepłynęła basen jeszcze bardziej imponująco. – No pani to musiała być mistrzynią kraju – pochwalił ją. – Zgadłeś chłopcze- odparła. Trzecia wykonała coś czego on jeszcze w życiu nie widział, mistrzostwo. – No pani to musiała być mistrzynią świata! – Nie – odparła – ja byłam tylko prostytutką w Wenecji, taką wiesz na telefon.
Dobrej niedzieli. Zdjęcia, najpierw z próby a potem z imprezy… zdjęcia niedobre możecie nie oglądać, bo na imprezie już było ciemno, a z fleszem zdjęć nienawidzę i nie robię.
Sławy i Jakuba - wszystkiego dobrego
KAŻDA SUBSTANCJA OBDARZONA UMYSŁEM JEST ZDOLNA DO SZCZĘŚLIWOŚCI. św. Tomasz z Akwinu
W korespondencji listy z prośbą żebym mówiła o sukienkach, perfumach, biżuterii, torebkach, rodzinie, dzieciach i tym podobnych sprawach, bardziej osobistych… o szczegółach życia codziennego. Bronię się przed tym ze zrozumiałych względów, poza tym rzadko kiedy z obcowania z przedmiotami da się wysnuć anegdotę nadającą się do uogólnienia i przynoszącą pożytek komukolwiek, choć przyznam, że cała tak zwana kultura materialna, style życia, stosunek do spraw codziennych i przedmiotów była zawsze moim hobby, i można by może to tak potraktować, choć trudno. W mojej bibliotece są wszystkie książki typu „Życie codzienne w okresie renesansu” „Życie codzienne w starożytnej Grecji” itd. itd., ileś książek dotyczących historii stroju, mody, historie butów, porcelany i wszelkie pamiętniki, książki kucharskie, wspomnienia opisujące obyczaj i szczegół no i przede wszystkim pamiętniki, pamiętniki, pamiętniki, które są źródłem wiedzy niebywałym. Zawsze lubiłam je czytać, a w mojej pracy się przydawało. Rozumiem więc ochotę na poznanie szczegółów z codzienności innego człowieka, nawet żyjącego współcześnie, nawet szczegółów dla wielu nieznośnie nieważnych, ale wzbraniam się kiedy prosi się o podanie takich szczegółów mnie, a takich próśb jest ciągle bardzo dużo… Jak mieszkam? Prośba żebym wpuściła fotografa, który zrobi zdjęcia dla gazety o wnętrzach. Gdzie chodzę do restauracji, kawiarni, jakie miejsca lubię, jakich kosmetyków używam, gdzie się ubieram, najlepiej u kogo i tu nazwisko, koniecznie nazwisko i dobrze byłoby polskie. Mam wybrać dwa ulubione przedmioty i gazeta je przyjedzie sfotografować. Przynajmniej raz w miesiącu ktoś zwraca się z prośbą i ulubiony przepis kulinarny, do książki, kalendarza, folderu restauracji, artykułu, i ja to rozumiem, i czasem staram się odpowiadać na zapotrzebowanie, ale… Kiedy dzwoni dziennikarka, czy dziennikarz z reguły pytam jaki będzie temat wywiadu, który chce ze mną przeprowadzić bo nie o wszystkim mam ochotę mówić (zaznaczam, że udzielanie wywiadów nawet do gazety typu w „W domu i zagrodzie” jest naszym obowiązkiem, zapisanym w kontrakcie producentem i dystrybutorem, kiedy jesteśmy okresie promocji filmu, przedsięwzięcia… teraz nawet teatralnego, czy szczególnie koncertów, płyt, książek), wracając – nawet kiedy ustalę z dziennikarzem temat, rozmowa schodzi ze spraw zawodowych, a przeprowadzający wywiad tłumaczą że czytelnicy wolą czytać o sprawach osobistych niż zawodowych… No cóż.
Dziennik czy blog jak wy to nazywacie, choć nie lubię tej nazwy bo ma „krok w kolanach”, jest niby z założenia wyznaniem intymnym, i słusznie się spodziewacie tutaj tego co lubicie, czyli szczegółów osobistych, i czasem one są, ale tylko wtedy kiedy uznaję, że ma to funkcję także inną, albo wtedy kiedy pomyślę, że wielu ludzi ma podobne problemy co ja i pewnie też nie umie sobie z nimi poradzić lub kiedy uznam, że coś jest tak powszechne że warte publikacji, a przede wszystkim kiedy mam ochotę podzielić się szczegółem który mnie samą cieszy, bawi, sprawia mi przyjemność, zastanawia, uczy… i wtedy zdradzam coś intymniejszego, nie przekraczając jednak granicy, która dawno, dawno temu założyłam…
Zapytała mnie kiedyś znajoma i moja stała czytelniczka, która twierdzi że moje zapiski są jej potrzebne do życia a w związku z tym pożyteczne także dla ogółu… która także uważnie obserwuje moje zacięcie społeczne i sposób myślenia, wybory spraw jakimi dzielę się z ludźmi, nierzadko kpi z moich dylematów z tym związanych, czy o czymś pisać czy nie… zapytała – co bym zrobiła gdybym się dowiedziała że mam śmiertelną chorobę i zaczynam walczyć o życie, zmagać się z tym problemem? Czy opisywałabym dzień po dniu, godzina po godzinie wszystko, ja osoba nie anonimowa? Przecież byłoby to społecznie przydatne. Być może potrzebne ludziom, dodała, czy pisałabym? Zaczęłam się zastanawiać… Czy ja tu opisuję naprawdę co się ze mną dzieje, co przeżywam , jakie mam problemy, choć opis tego byłby moim zdaniem absolutnie społecznie przydany? Nie. Nie opisuję. Wybieram. Więc pewnie gdybym dowiedziała się że muszę walczyć o swoje życie, to albo przerwałabym pisanie, albo pisała dalej tak jak piszę, wybierając interesujące i pogodne, zabawne strony życia, tak jak to robię teraz… Zresztą nie wiem. Często myślę o tych ludziach, których znałam, spotykałam się z nimi, pracowałam, nie wiedząc że walczą o życie, że zmagają się ze śmiercią , nie dopuszczając nikogo poza najbliższą rodziną do tego tematu. Pracowali, funkcjonowali pozornie bez zmian. Przecież znałam takich niemało, kolegowałam się i pracowałam z nimi, spotykałam się z nimi nierzadko codziennie. Dowiadywałam się potem o „sprawie”, kiedy znikali z życia codziennego, albo na pewien czas albo niestety na zawsze… Z Agnieszką, która wiedziała i walczyła podobno 10 lat, spotykałam się często, ja nie wiedziałam, nikt prawie nie wiedział, nikomu nic nie powiedziała, a jej tylko czasem tylko „wymknęła się” piosenka o śmierci czy odchodzeniu…
I tak od spokojnej krótkiej w założeniu, odpowiedzi i tłumaczenia się z powodu prośb i pytań dlaczego zdradzam za mało szczegółów i nie piszę o sukienkach, doszłam niespodziewanie do śmierci. No ale tak to już jest.
W każdym razie, tego lata zakochałam się… w perfumach SUN, jeśli to kogoś interesuje i właściwie nie mogę bez nich żyć… Kończę bo muszę wziąć prysznic, używając do tego żelu z pilingiem, przykleić nowy plaster z gorczycy na bolące korzonki, umalować się za pomocą kosmetyków firmy CHANEL, nakładając na usta szminkę Chanel nr 50 o kolorze „China”, uczesać się szczotką nie elektryzującą włosów, założyć białą bawełnianą indyjską bluzkę z długimi rękawami, bo nie cierpię gołego spoconego ciała w upał, wysławianego na widok publiczny w mieście kiedy się przekroczyło 40 rok życia, nawet jeśli to ciało jest cudne zdaniem właścicielki, zejść na śniadanie i zjeść tam kawałek ciemnego pieczywa z białym serem, wypić szklankę soku z pomarańczy i kawę z mlekiem, wysłać to do was o ile zdążę to co piszę i iść na dziesiątą na próbę na której dzisiaj najpierw przegląd kostiumów… Zadowoleni? Ach mam torebkę, kupioną na targu w Włoszech, taka śmieszna zrobioną na szydełku ze sznurka… a mąż w Moskwie, w Mosfilmie na dokumentacji, a tam wybudowana na hali do jakiegoś właśnie kręconego rosyjskiego filmu dekoracja – drewniane domy, ulice, nawieziona ziemia, kwiary rosną itd., wielka jak cała Warszawa, on pod wrażeniem bo dawno czegoś takiego nie widział, dzwoni do mnie i mi to opowiada…
Wczoraj widziałam tutaj na Festiwalu Szekspirowskim „Kupca weneckiego” Roberto Ciulli, spektakl zrobił na mnie wrażenie, ale kiedy powiedziałam mężowi przez telefon, że Shylocka – grała kobieta, w drugim akcie ubrana w pasiak oświęcimski, a na końcu jeszcze ją rozebrali do naga, odparł że to świetne pomysły dla czytelników komiksu i rzucił słuchawką.
Dobrego dnia.
Marii i Stanisławy - wszystkiego dobrego
DUSZA ROZUMNA ŁĄCZY SIĘ Z CIAŁEM DLA UKONSTYTUOWANIA GATUNKU LUDZKIEGO. św. Tomasz z Akwinu.
Wczoraj przyjechali Górale, dołączyli do obsady „Szkła” i jak zwykle razem z ich przyjazdem i obecnością i na próbach i wśród nas, wszystko się zmieniło… weszli do Teatru, jak zwykle ze śpiewem i zabrali serca wszystkich, od pani portierki poczynając… Mogłabym godzinami opowiadać historie które mnie sama śmieszą do łez, związane z naszymi pierwszymi „Góralami” grającymi w warszawskiej wersji „Na szkle malowane”, potem z tymi grającymi w częstochowskim „Szkle”… Mogłabym opisywać noce, szalone godziny spędzone z nimi po próbach, spektaklach, opowieści, wspólnege śpiewanie, kolędowanie w okresie świąt. Kiedy przyjechali do Częstochowy, zespół „Siwy dym” miasto było ich nagle pełne, gdziebym nie weszła mówili: – Byli tu pani Górale, śpiewali.
Wczoraj poznałam „Nowy skład Górali do Szkła”. Przywiózł ich i zaprosił do spektaklu gdyńskiego Franek Seman. Franek członek zespołu „Krywań”, autor słynnego już dziś brzmienia tego zespołu i autor wszystkich kolejnych aranżacji do moich spektakli, kierownik muzyczny wszystkich jego wersji. Nowi weszli jak juz wspomniałam do teatru śpiewając a ja kiedy ich usłyszałam poczułam wzruszenie i ulgę, wiedziałam z doświadczenia, że to oni, mimo że ich nie znam, zdejmą mi z pleców połowę moich „energetyzujacych zespół” działań… Poszłam ich przywitać: – Panowie, jestem reżyserem tego przedstawienia, nazywam się Krystyna Janda, tak bardzo na panów liczę!!! Odpowiedzieli:- Tak! Już my się bili w pociągu!!!! No i koniec. Zespół w śmiech, oni zadowoleni a ja odnalazłam w tym momencie znajome „espri”. Po dwóch godzinach próby byli z zespołem teatru już zaprzyjaźnieni, kompletnie.
– Wie pani dlaczego oni się pobili w pociągu? – zapytała młodzież z zespołu – pobili się bo jeden drugiemu powiedział że mu nie stroi altówka! Po próbie, Górale popodeszli do mnie i oświadczyli że mają „malutki” problem, nie mogą być we czwartek na próbie generalnej, pierwszej z publicznością. Myślałam ze mdleję.
– Dlaczego nie możecie?
– Musimy zagrać w knajpie jednemu gościowi – oświadczyli.
– Coooo!!???? To jest Teatr! To niemożliwe! Musielibyśmy odwołać generalną. To jedynak jest generalna z publicznością! To jest TEATR!
– Teatr! Teatr! A co niby takiego teatr? My musimy, bośmy obiecali Gościowi! On ma bar tu na plaży. Niedaleko. Skokniemy i zagramy. A o której zaczyna się ta próba?
– O 19.00.
– No to my tu trochę pogramy i tam wyjdziemy na ósmą…
– Nie!!!! Nie możliwe!!! To TEATR!!! Bez was nie możemy grać! Na sali będzie kilkaset osób, nie rozumiecie tego??? Wiecie co to teatr? Byliście kiedyś w Teatrze?!!!
– O cholerka, no to będziemy musieli z gościem porozmawiać- odpowiedzieli spokojnie, i jestem pewna że nie słuchali moich słów i słowo TEATR przeszło przez nich niezauważone, bez wrażenia, a konieczność rozmowy z przyjacielem restauratorem z plaży, wyczytali z mojego stanu i reakcji.
Pamiętam jak dziesięć lat temu po premierze „Szkła” warszawskiego, kiedy już byliśmy w dozgonnej przyjaźni z członkami zespołu Krywań i dodatkowymi zaangażowanymi Góralami, kiedy ich nauczyłam że na scenie to tak i tak i to i to, że na przykład nie wolno patrzeć na mnie w trakcie spektaklu (w warszawskim „Na szkle malowane” grałam Anioła i pilnowałam z tych pozycji kazdego przedstawienia), kiedy wytłumaczyłam im że nie wolno tez na scenie w trakcie grania pytać mnie o rożne rzeczy prywatnie, jako reżysera, pytać po zaśpiewaniu solówki czy było dobrze, zachowywać się i rozmawiać prywatnie itd. itd. itd. pewnego dnia zaczęliśmy nasz spektakl nagrywać to telewizji. Do rytmu pracy w teatrze już nasi pupilkowie się przyzwyczaili, ale telewizja… jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz… Piotrek Majerczyk chyba najbarwniejsza posatać, góral z Rabki, góral bagienny, jak go przezywali, drugiego dnia nagrania nagle wstał podczas ujęcia i zaczął wychodzić.
– Piooootrek! Wracaj! Jest ujęęęcieeee! – zaczęłam krzyczeć.
– A ja p……! Odekciało mi się teatru! Wolę deski strugać!!!!- i naprawdę z trudem przekonaliśmy go że musi przynajmniej dokończyć to ujęcie ze wszystkimi. To nie teatr, to telewizja! – usprawiedliwiali przed nim sytuację aktorzy, co mnie doprowadzało do wybuchów śmiechu, bo jakby to było jakieś wytłumaczenie a dla niego różnica. Piotrek jest nieprawdopodobnie zdolnym skrzypkiem, dziś jest „gwiazdą”, grał w wielu zespołach, ze Zbigniewem Namysłowskim wielokrotnie, a wszyscy zapamiętali go z niezliczonych reklam piwa do których był angażowany jako góral nad górale, w każdym razie z wyglądu, i zrobił je dla telewizji właśnie.
No nic, dobrego dnia, idę na ponowne spotkanie z Zespołem. Już w piątek zapowiedzieli spotkanie „integracyjne” po próbie… no ciekawe. Jestem gotowa skrócic próbę, bo spotkania integracyjne przy tym tytule teatralnym są czasem ważniejsze niż próby, dają niezwykłe efekty sceniczne…
Dobrego dnia.
Dominika i Protazego - wszystkiego dobrego
W NASZEJ NATURE LEŻY POZNAWANIE PRZYCZYN POPRZEZ SKUTKI. św. Tomasz z Akwinu.
Reżyseria „Na szkle malowane” to nie to co się za reżyserię zwykło uważać, choć to też trzeba zrobić, to zarażenie wszystkich ludzi na scenie radością życia, także poza sceną, entuzjazmem, jasnością, przyjemnością z grania, upodobaniem do naiwności, szczerości i prostoty. Ponieważ robię ten „radosny utwór” trzeci raz, wiem, że ile ja dam, tyle dostanę od aktorów z powrotem, a ze mną dostanie publiczność. Do 14–ego muszę Giewont przenieść na rękach z gór nad morze, własnoręcznie, ale na szczęście już teraz co chwilę dołączają się do mnie inni i pomagają w noszeniu… marzę o momencie kiedy ja stanę i będę patrzeć uśmiechnięta i zadowolona a oni będą z radościa i przyjemnością nosić sami…
Czytam listy Gombrowicza do rodziny i z Argentyny i później z Europy… Strasznie dużo o pieniądzach a prawie nic o uczuciach. Do tego jest małostkowy… A tak jest mi bliski w twórczości, w ironii, kpinie, wykrzywieniu, przerysowaniu, stylizacji, tak wspaniały w Dziennikach… Korespondencja trwała lata, wszyscy starzeli się, chorowali, umierali, Gombrowicz do Polski nie przyjechał, nawet kiedy był już w Europie, nawet tak blisko, w Berlinie, ani nikt z rodziny nie przyjechał do niego. Nie zobaczył się z nikim, nawet z matką przed jej śmiercią. Zdumiewające są te listy, jak listy buchaltera życiowego i pomyśleć że jednocześnie pisał tak wspaniałe Dzienniki. Pamiętam jak kiedyś zdziwiły mnie listy Modrzejewskiej do rodziny, kiedy na przykład opisuje w nich np. szczegółowo w jaki sposób podzielić perkalik który wysyła na fartuszki dla dziewczynek…
Musiałam w ciągu ostatnich dwóch dni dwa razy być jeszcze na moment w Warszawie, jeżdżę i jeżdżę, na polach teraz kwitnie tyle ziół, tak pięknie… przy drodze dużo ludzi sprzedających grzyby, widocznie będzie „grzybny” rok, choć przy tych deszczach to byłoby dziwne, bocianów takie zatrzęsienie że to prawdziwie zdumiewa, kiedy się przejeżdża przez Mazury, co spojrzenie to bocian… Wczoraj widziałam jednego nic sobie nie robiącego z jadących samochodów, brodzącego spokojnie w rowie przy szosie… Tylko przez tę pogodę bardzo te wszystkie bociany brudne, mają błoto w gniazdach, wiecznie mokro, wiecznie im tam pada. Co za rok!
Dobrego dnia. Idę zbójować. Przezbójować!
Gustawa i Alfonsa - wszystkiego dobrego
PROBLEM CZŁOWEIKA POLEGA NA TYM, ŻE NIGDY NIE MOŻE BYĆ TYM KIM BY CHCIAŁ. św. Tomasz z Akwinu
Wczoraj podczs próby do koncertu siedzieliśmy wśród pierwszych grup publiczności, starsi panowie i panie z całego świata, Kanady, Ameryki, Anglii, Holandii, uczestnicy Powstatnia, płakali podczas próby, wzruszali się słuchając kompozycji Kilara, Pendereckiego, opowiadali o swoim życiu teraz na obczyżnie, wspomniali tamten czas. Pani powiedziała….miałam 17 lat, Powstanie to był najpiękniejszy czas mojego życia, już potem nic się tak nie liczyło, wy nie macie dziś szans na tak wielki moment…..
Potem czekaliśmy na swoje wejscia za zbudowaną sceną, wsród funkcjonariuszy ochrony, BORu, straży miejskiej , było to z powodu znaczenia gości na widowni, nieprawdopodobnie strzeżone miejsce…zaczynał sie koncert, zagrali hymn, wszysycy zerwaliśmy się i tam za kulisami na równe nogi, wszyscy stanęli, zamilkli, dwóch małych harcerzy, wyprostowanych jak struny, ze łzami w oczach śpiewali głośno hymn….mieli po 7 może 8 lat, staliśmy w milczeniu, ze sceny z daleka, dochodziło z odbicia jakby, wykonanie hymnu śpiewanego przez Chór Filharmonii, a wśród nas głośne, wyrażne, samtne głosy dwoch małych chłopców. Spojrzałam na Piotrka Machalicę, patrzył na tych małych , nieopodal nas, miał łzy w oczach, udałam że nie widzę….
I zabawne zdarzenie, tuż przed rozpoczeciem części artystycznej, pobiegłam do samochodu po magnetofon, kiedy przechodziłam przez bramki ochrony, musiałam być sprawdzona za każdym razem ponownie, koło wejścia stali kobieta i mężczyzna, mniej więcej w moim wieku. Pan z ochrony, sprawdzał magnetofon który wnosiłam – Patrz Janda, powiedziała całkiem głośno kobieta do mężczyzny, jakby mnie tam w ogóle nie było, stałam metr od nich, mówili tak jakbym ja była na ekranie telewizora a oni w „realu” – Co? – zapytał mężczyzna – Janda mówię- odpowiedziała głośniej i niecierpliwie kobieta – Nie lubię jej – odpowiedział patrząc na mnie, stojąc już teraz półmetra ode mnie, poszłam, a oni chcieli za mną wejść żeby dostać się na koncert od tyłu sceny… i wtedy usłuszałam ochodząc już z odległości, jak pan z ochrony mówił – Nie lubi jej pan, no to też wcale pana tu nie wpuścimy….
Dobrego dnia. Wczoraj podobno w przemówieniach padły ważne słowa, szczególnie ze strony Niemiec…..Nie wiem, myśmy tego stojąc z tyłu, koło symbolicznej mogiły Powstańca, nie słyszeli, choć wyciągaliśmy uszy….Pewnie przeczytam dziś przemówienia w gazetach.
Trochę przypadkowych zdjęć zrobionych przed próbą jeszcze…..