02
Listopad
2004
18:41

Bohdana i Bożydara - wszystkiego dobrego

NAJSERDECZNIEJ DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE ŻYCZENIA I GRATULACJE Z POWODU NARODZIN WNUCZKI. DZIĘKUJĘ I SWOIM IMIENIU I W IMIENIU CÓRKI. NIE ODPISUJĘ NA TE LISTY BO JEST ICH BARDZO, BARDZO DUŻO, CO MNIE PRAWDZIWIE UJĘŁO. CZYTAM JE WSZYSTKIE SUKCESYWNIE, NA ILE MI POZWALA CZAS. DZIĘKUJĘ. POZDRAWIAM WSZYSTKICH NAJSERDECZNIEJ I WZAJEMNIE ŻYCZĘ  WSZYSTKIEGO DOBREGO. Krystyna Janda

Ps. Mathias wszedł dziś na cmentarz, gdzie mieliśmy zdjęcia,  dziś 2 listopada w Dzień Zaduszny, w Gdańsku i powiedział do mnie: – U was na cmentarzach jest trochę jak w Indiach na targu….

01
Listopad
2004
06:01

Seweryna i Wiktoryny - wszystkiego dobrego

KTO BOI SIĘ DZIEŁA NATURY JEST DZIECKIEM. Marek Aurelusz

 

Dzień Wszystkich Świętych. Jutro Zaduszki. To czas kiedy zaczyna się akcja „Dziadów” Mickiewicza, tej nocy z 31 pażdziernika na 1 listopada, Guślarz postać z pierwszej cześci dramatu, wywołuje duchy zmarłych w kaplicy na Litwie, a 1 listopada,  Gustaw nieszczęśliwy kochanek, skłócony ze światem, zamierzający popełnić samobójstwo przeistoczy się duchowo z Gustawa w Konrada – i zapragnie przejąć od Boga rząd nad duszami i poprowadzić naród polski ku wolności. W III części „Dziadów” w celi więziennej odprawi nad nim egzorcyzmy ksiądz Piotr i tam też staną się wizje, w których Polska będzie Mesjaszem narodów jak Chrystus, który zbawił świat, cierpiąc i zmartwychwstając, jako kraj wolny i niepodległy…

Co się po części stało… Zamieszczam zdjęcia z miejsca w którym między innymi toczy się dramat… Wilno… miejsce najbardziej związane z polskim dramatem i tradycją teatralną…

Niestety ani do Muzeum Teatru, ani do Muzeum Mickiewicza, ani też pod jego pomnik nie udało mi się dojechać… następnym razem byc może… Zdjęcia kościoła dziedzińca i zabudowań więzienia… niestety wszystko zamknięte, czeka na remont…

Ach i chciałam powiedzieć dziś w nocy boję się natury… to noc bardzo wyjątkowa i dla mnie… wciąż nie śpię… nie śpimy w domu wszyscy…

Idziemy na cmentarze… ja w Gdańsku…

 

Urodziła się po prawie dobie zmagań!!!! O 7:30 urodziła się zdrowa dziewczynka o imieniu Jadwiga!!!! 

31
Październik
2004
20:22

Urbana i Augusta - wszystkiego dobrego

TAK NALEŻY POSTĘPOWAC I MÓWIC JAKBY SIE MIAŁO ODEJŚC ZA ŻYCIA. Marek Aureliusz

 

Wróciliśmy. Ekipa filmu który kręcę, przemieszcza się znów do Gdańska Zamieszczam zdjęcia z Wilna. Więcej ich będzie w Galerii na tej stronie. Fotografowałam to co mogłam przy okazji kręcenia filmu. Zdjęcia numeruję. Jeśli ktokolwek ma coś do powiedzenia, przypomnienia w sprawie któregokolwiek ze zdięć, historię do opowiedzenia, ktokolwiek rozpoznaje miejsce znajome z Wilna, proszę pisać w korespondencji umieszczając numer zdjęcia. Potem przeniesiemy te ewentualne listy do galerii podpisując nimi zdjęcia. Pozdrawaim. I jeszcze raz przepraszam że zdjęcia są tak przypadkowe, ale mogłam je robic tylko w tym „trybie” nie miałam na nic więcej czasu.

Dobrej nocy.  

27
Październik
2004
19:18

Sabiny i Iwony - wszystkiego dobrego

 

NIEŁATWO JEST POJĄĆ WRAŻENIE. Marek Aureliusz

Na jeden dzień wypadłam z filmu i wróciłam do życia…

…samochód, i benzyna i brudny samochód i radio i benzyna i komisja sejmowa i Orlen i ohyda i tłok na drodze i wypadki i policja i nie można przejechać, i zagapili się i bank i podpisy i wypełnianie, i nic nie wiem i nie rozumiem i zakupy i żebrzący pod sklepem i biuro i dlaczego pani? Nie wiem…dlaczego? Nie wiem….musi pani uważać…i telefon i proszek od bólu głowy i zaświadczenie ..a dlaczego? Za późno, zapomniałam, nie zdzwoniłam..a dlaczego? Nie wiem, zapomniałam, zgubiłam, nie zauważyłam, długo mnie nie było w REALU….i biegiem i do urzędu….za późno, przelewem, jaka data , trzeba pilnować…no jeśli pani nie zależy…ależ bardzo mi zależy! No to musi pani….nie, nie, nie mogę , nie robimy wyjątków….proszę na przyszłość pamiętać i dziewczynka sama na ulicy, może 5-cio letnia, a dokąd ty idziesz? Do domu…dlaczego sama, taka mała?.I biegiem i znów i książeczka i światło i gaz, zapłacone za psa? Nie wiem…a dlaczego? Ile pojemników? Jak to pani nie wie? To, kto ma wiedzieć? Ja….i biegiem i bilet i faktura i winda i zapomniałam i nie zauważyłam , nie wiedziałam że to ważne….Wdech, wydech, wdech, wydech, napiszę jak zażywać, proszę napisać jak dla głupka, sprawdzała pani swoje IQ? Nie, bałam się, a poza tym ja nie mogę skupić na niczym z życia …I biegiem i błoto i pończochy i się spóźniłam, jaki numer? 44×44 albo 44×46 ile wzrostu? 185? Dziecko? Na białym spodzie, na białym, żeby nie brudzić podług, a ubezpieeeczeeenie!!! Pieczątka, polecony, przepraszam, przepraszam przepraszam…a parku jesień, ale tam pusto i w sklepach pusto…no wie pani, ludzie czekaja na pensje, przepraszam i błoto…a jakaś starsza pani z laską: – Ach ciągle rozczarowuje mnie życie, a teraz to już i tak nie ma o czym mówić….i biegiem i nie zdążę i….

…..Eeeeeeee, wracam do filmu, tam prościej!

Wylatuję na Litwę, zabieram aparaty fotograficzne i wygodne buty. Nie będę pisać kilka dni.

Dobrych dni….

26
Październik
2004
11:34

Lucjana i Ewarysta - wszystkiego dobrego

 

NALEŻY ZAWSZE PAMIĘTAĆ, CZYM JEST NATURA ŚWIATA, A CZYM TWOJA WŁASNA. Marek Aureliusz

Wyjątkowo teraz intensywny okres zdjęć. Nie mam do niczego innego głowy przepraszam.

Dobrego dnia.

PS. Tygodnik TIME uhonorował tytułem Europejskiej Bohaterki roku 2004 13- letnią Wikę Klagową z Osetii Północnej. Kiedy 3 września terroryści zajęli szkołę w Biesłanie, wraz z grupą rówieśników miała szanse bezpiecznie uciec przez okno wybite w kotłowni. Nie zrobiła tego. Wróciła do opanowanej przez zamachowców sali gimnastycznej, by zaopiekować się młodszą siostrą – 8-letnią Olą. Gdy odnalazła ja w tłumie przerażonych dzieci, mała była wycieńczona i półprzytomna. Wika cały czas ją przytulała i dodawała otuchy. Trzeciego dnia dramatu, podczas szturmu sił specjalnych, Wika osłaniała ja własnym ciałem, a później na rękach wyniosła z budynku. Nie ma wątpliwości, że Ola żyje dzięki odwadze starszej siostry.

23
Październik
2004
15:43

Teodora i Seweryna - wszystkiego dobrego

NIECH CIĘ NIE ZAJMUJE TO CO JEST POZA TOBĄ. Marek Aurelusz.

 

Kolejne dziecko w naszej rodzinie się spóźnia z wychodzeniem na ten świat. Wszystkie nasze dzieci nie chciały wyłazić….może tak im było dobrze tam gdzie były….albo tak się bały zobaczyć to co stamtąd słyszały, lub obawiały się same zmagać się z tym co przeczuwały że jest na zewnątrz…..Bo też z drugiej strony, nie ma się do czego tak śpieszyć….Już po terminie a ta mała ani myśli się z nami przywitać….no dobrze, będziemy czekać cierpliwie.

Dziś rano szłam ulicą i słyszałam jak dwie nastolatki rozmawiały sobie o matkach tak:

– Ona się drze tylko na mnie! Ojciec ją wku.wia, a na mnie się wyładowuje. Do Remka synku to, synku tamto, a na mnie z mordą. Cały czas tak jest!

– Moja też jest straszna k..wa…. – Posumowała swoja matkę ta druga i potem już byłam za daleko żeby usłyszeć, co ta druga matka i dlaczego jest k…wą, według niej…

Córeczki kochane. Miałam ochotę je kopnąć, obie…

Musiałam na chwilę wejść do sklepu. Wyobraźcie sobie, krem Shiseido „Future Solution” kosztuje w Domu Towarowym w Gdyni 845 złotych!

– Czy to ktoś kupuje zapytałam panią sprzedawczynię?

– Oczywiście. I panie bardzo sobie chwalą!

– Ciekawe.

Za te pieniądze to on nie tylko powinien wygładzać zmarszczki i rewitalizować skórę, ale dawać także szczęście i powodzenie na dokładkę, zmieniać los i odwozić samochodem do pracy…Co za koszmar! A ta jeszcze mówi, że:

– Bardzo chętnie panie kupują!

Wzięłam opakowanie do ręki, nawet bezczelnie nie ma żadnej informacji po polsku!

– A co on robi proszę pani, bo nie ma instrukcji i wyjaśnienia- zapytałam…

Spojrzała na mnie jak na głupią:

– Wszystko! Jest na noc i na dzień, rewelacyjny! Do tego jeszcze mamy „Bio- Performance” pod oczy i ma pani komplet.

– A ciekawe ile kosztuje ten pod oczy?

– Tylko 245 złotych.

– No to razem 1100 i cudnie!

– Bierze pani?

– Nie, postoję, od patrzenia na opakowanie może się zrewitalizuję.

– Jak pani sobie życzy.

Dobrze, że mnie nie poznała, bo ja czapka na oczy i bez makijażu po nocnych zdjęciach.

Podchodzę do kiosku z gazetami, równocześnie z jakąś panią. Ona wyraźnie rusza w zawody, która pierwsza coś kupi.

– Proszę – usuwam się.

Patrzy na mnie zdezorientowana. Jeszcze ma minę agresywną, ale wreszcie rozumie, że ją przepuściłam

– Ach, dziękuję. Wie pani, człowiek nieprzyzwyczajony do uprzejmości.

– No, co mam podać! – wydziera się na nas obie, pani z kiosku.

Dobrego końca tygodnia. Nie spałam całą noc. Idę spać. Spracowałam się , ale niemieccy redaktorzy opiekunowie naszego filmu ze strony niemieckiej produkcji mówią że są ze mnie zadowoleni…ciekawe co oni tam widzą na tych projekcjach. Mówią że mój niemiecki „klinkt gut” i bardzo ich bawi jak mówię. Nie ważne, idę spać.

22
Październik
2004
07:53

Filipa i Kordulii - wszystkiego dobrego

 

ŻYCIE JEST ZBYT KRÓTKIE, BY SAMEMU ZAPEWNIĆ SOBIE SZACUNEK.Marek Aureliusz

 

Wczoraj długo, czekając na planie w podziemiach koscioła Bożego Ciała, w katakumbach, siedząc na schodach obok stosu trumien, z dawnymi patriarchami Gdańska, świetnie zmumifikowanymi podobno i obok trzech trumienek ze szczątkami dzieci, rozmawialiśmy z Matthiassem o aktorach. O tym, że są podobni do siebie, wszędzie, na całym świecie, reagują podobnie, mają pokrewne poczucie humoru, „noszą się podobnie” pracują stosując identyczne metody, na przykład uczenia się na pamięć, a każdy z nich twierdzi że doszedł do tej metody sam, że naparwdę zdumiewająco wiele rzeczy mamy wspólnych…. Dziwne, bo jest to zawód polegający na indywidualnej wrażliwości, na czymś, co nazywają osobowością, każdy z nas, zanim nałoży formę, zanim zakomponuje w rolę, bazuje konstruując każdą z nich na własnych indywidualnych przemyśleniach, przeżyciach i doświadczeniach życiowych. Inne kraje, inne szkoły, inna edukacja, inne tradycje, odmienne obyczajowości, różne drogi , różne losy, a jednak … reagujemy naprawdę często w sposób po prostu identyczny. Dlaczego tak jest? Czy tak mają też inne grupy zawodowe? Matthiass śmieje się, że aktorzy są podobni na całym świecie w reakcjach, w sposobie pracy, pod warunkiem, że to są dobrzy aktorzy… że to jest tak jak z literaturą, jak jest dobra to jest uniwersalna, zrozumiała wszędzie, im lepszy, większy aktor, tym prawdziwszy człowiek, tym bardziej komunikatywny i „prostszy” prostotą szlachetną, otwarty i łatwy w pracy… No może… w każdym razie, czasy tajemniczych, wykreowanych, wystylizowanych gwiazd w dawnym stylu minęły, a wraz z realizmem przyszli zwyczajni ludzie, konieczność zrozumienia człowieka, natury ludzkiej i akceptacja wszystkiego co to ze sobą niesie… nic co ludzkie nie jest mi obce… twierdzą teraz aktorzy, bez wahania, cokolwiek by to nie było… Mówimy oczywiście o graniu, o rolach, zadaniach zawodowych, nie mówimy o życiu prywatnym.

A potem z tęsknotą jak za każdym razem wśród aktorów, wspominaliśmy i opowiadaliśm sobie z Matthiassem o wielkich „charakterystycznych”, o dziwakach, szaleńcach, indywidualnościach „osobnych” – dziś już takich nie ma- wzdychał on –  w niemieckim kinie na pewno, nie ma nikogo takiego jak Klaus Kinsky na przykład. Zastanowiłam sie. Czy u nas są tacy? Nie ma. A w nowych przychodzących pokoleniach aktorów są wszyscy wręcz jednakowi, ja sama nie mogę odróżnić aktorki od aktorki aktora od aktora, wciąż mi się wydaje, że już gdzieś w czymś tego kogoś, kogo oglądam widziałam, okazuje się, że to ktoś nowy. Nie dość, że są podobni, podobne, z wyglądu, to jeszcze grają tak samo, tak samo „niecharakterystycznie”. Opowiadaliśmy więc sobie z Matthiassem o starych aktorach, przypominaliśmy ich śmieszności, dziwactwa, gwiazdorskie zachowania, i…. cóż to była za czuła rozmowa… czuła bo nasiąknięta tęsknotą i sympatią do tych dziwaków, histeryków, „tyranów” nieszczęśników , samotnych przerażonych wrażliwców, tych także cichych i nieśmiałych pokrywających tę „słabość” krzykiem i udawaną hucpą…..W pewnym momencie Mattiass opowiedział mi jedną z najpiękniejszych historii o aktorkach, jakie mam w kolekcji, bo je oczywiście kolekcjonuję z lubością. – Była jego przyjaciółką, starą aktorką, grającą od dziecka do 85 roku życia, bez przerwy, w teatrze, bez większego sukcesu, ale za to wielkim oddaniem. Przez ostanie lata grała oczywiście starsze kobiety, jak dyktował jej wiek, od dawna zresztą była starą kobietą, ze starą twarzą pełną zmarszczek. Ale była aktorką! Wciąż oczywiście w wielkich pretensjach, jak to aktorka… Przychodziła, więc do garderoby, jak to aktorka, wieczorem i zaczynała się przygotowywać na scenę. Najpierw starą metodą znaną aktorkom całego świata naciągała sobie twarz, specjalnymi gumkami i plastrami ukrywanymi potem pod peruką, wygładzała zmarszczki, a potem, kiedy twarz już była naciągnięta do granic wytrzymałości, i wygladała skądinąd  bardzo dziwnie po tym naciągnieciu, jakby była bez przerwy bardzo zdziwiona, ale za to gładka, malowała sobie na tej naciągniętej twarzy precyzyjnie brązową kredką wyraźne zmarszczki……no bo przecież miała zagrać starą kobietę…Cudne! Tak cudnej historyjki nie słyszałam. I wbrew pozorom jest w tej historii coś więcej niż żart, niż anegdota, jest w niej coś z istoty teatru i naszego zawodu….

Dobrego dnia.

PS. Czy to możliwe że 77% Polaków jest za karą śmierci, 19% przeciwko, a reszta się waha? Czy to możliwe? Nie mogę w to uwierzyć!!!!

21
Październik
2004
04:27

Urszuli i Hilarego - wszystkiego dobrego

W DZIEŁACH PRZYPADKU WIDAĆ DZIAŁANIE PRAW NATURY ORAZ DZIAŁANIE PRAW WYNIKŁYCH ZE SPLOTU FAKTÓW, KTÓRE SĄ DZIEŁEM OPATRZNOŚCI. Marek Aureliusz

Wczoraj mieliśmy zdjęcia w Stoczni. Wróciłam tam po latach. Puste, wiatrem wiejące zardzewiałe miejsce. Smutne i zapomniane, krzaki i małe drzewka wyrastają tak szybko w miejscach gdzie nie chodzą ludzie i nic się nie dzieje…wszystko zarośnięte, nawet puste hale. Rozmawiałam z kilkoma spotkanymi tam robotnikami. Powiedziałam: No cóż, teraz to malownicze miejsce, dobre do fotografowania. Odpowiedzieli: Dla nas było bardziej malownicze, kiedy w doku stało 20 statków do roboty a w stoczni pracowało 18 tysięcy ludzi… Wieczorem kręciliśmy scenę pod pomnikiem, w scenariuszu jest napisana scena w której zapalam papierosa od znicza płonącego pod pomnikiem, zapalam w nerwach, w emocji, ze zdenerwowania… Zagrałam… teraz nie mogę spać…

Dyskusja na temat wprowadzenia kary śmierci w Polsce i ilość ludzi którzy są za wprowadzeniem, podobno ponad połowa Polaków, jest dla nas wszystkich hańbą!

Dobrego dnia.

Ps. Dziś „Trójkąt d-m” z Janem Peszkiem.

19
Październik
2004
17:28

Piotra i Ziemowita - wszystkiego dobrego

 

NIKOGO NIE MOŻNA UWIKŁAĆ W BRZYDOTĘ WBREW JEGO WOLI. Marek Aureliusz.

 

Dziś trochę o pewnym domu w Milanówku…..Domu tajemniczym, nigdy nieskończonym….

Wprowdzialiśmy się do Malinówka 13 lat temu. Od razu odwiedzano nam że jest na obrzeżach dom który buduje Wajda. Poszliśmy na spacer, obejrzeliśmy opuszczona budowę, podziwialiśmy rozmach i konsekwencję w zaprojektowaniu tego domu i ogrodu z jeziorem, zachwycił nas taras na który wychodzić się miało z sypialni i łowić pewnie ryby w jeziorku otaczającym ten dom z jego wschodniej strony, podziwialiśmy zaprojektowany owalny holl wejściowy, widok na łąki z dalekie perspektywa , z obu stron, piwnice gdzie miała być kuchni z szybem na mała windę do jadalni na parterze, nisze na poddaszu świadczące o tym ze właśdciel musiał być kolekcjonerem, bo wyraźnie miały tam stanąć rzeźby….podobał nam się teren itd. itd… Opowiedziałam o tym wszystkim Andrzejowi Wajdzie, on się śmiał i rozmawialiśmy potem długo o tym jak się rodzą plotki i jak powstają wymysły ludzi, bo oczywiście z tym domem i miejscem nie miał nigdy nic wspólnego. Chodziliśmy potem wciąż na spacery w stronę „ domu” i patrzyliśmy na niszczejące mury z żalem. Po jakimś czasie dotarła do nas wiadomość że dom zaczął budować ktoś kto niespodziewanie umarł, domem opiekuje się adwokat rodziny i dom czeka na chętnego nabywcę. Minął znów jakiś czas. Krzysztof Kieślowski kręcił „Trzy kolory” – „ Biały” z moim mężem jako operatorem, Edward pokazał mu tedy ten dom, Krzysztof się zachwycił i nakręcili tam jedną scenę do tego filmu bo świetnie pasował do opisu ze scenariusza. Potem ogłoszenie o sprzedaży domu pojawiało się co jakiś czas w gazetach, a my pokazywaliśmy go wielu naszym znajomym namawiając na kupno i skończenie go. Przez ostanie lata niezmiennie trasa naszych spacerów prowadziła koło „domu” i widywaliśmy tam urzędujące grupy młodzieży, w ogrodzie i na tarasach, na strychu, młodzieży pijącej tam alkohol, palącej coś, spędzającej tam czas, powstały rysunki na ścianach, a sądząc po rysunkach i ich tematach, dom zamienił się w rodzaj mrocznego kościoła grupy młodych ludzi o kontrowersyjnych powiedziałabym upodobaniach….przy czym z każdym miesiącem i kolejną pora roku, niezabezpieczona budowa niszczała coraz bardziej, niepokoiła. Poprzedniej zimy młodzież zapaliła tam ognisko na poddaszu pewnie z zimna i dom w dużej części spłonął….Strasznie mi go żal. Dziś wygląda strasznie i jest to opuszczone groźne miejsce….Przechodziliśmy obok niego ostatniej niedzieli, ścisnęło mi się serce…..Budował go ktoś kto koszmarnie drogiemu murowi z piaskowca kazał się okręcać i wyginać aby nie wyciąć i nie zaszkodzić ani jednemu drzewu na tym terenie….Jestem jakoś dziwnie do tego kogoś i do całego domu przywiązana…..

Dobrego wieczora. Zmarzłam i zmokłam dziś koszmarnie. Odbieraliśmy w filmie czternaście trumien z ciałami z samolotu z Niemeic i dwie urny z prochami, na lotnisku w deszczu i koszmanym wietrze….Mroczny ceremonał….

18
Październik
2004
23:36

Łukasza i Juliana - wszystkiego dobrego

ZACZYNAJĄC DZIEŃ POWIEDZ SOBIE : ZETKNĘ SIĘ Z CZŁOWIEKIEM NATRĘTNYM, ZUCHWAŁYMI, NIEWDZIĘCZNYM, ZŁOŚLIWYM, PODSTĘPNYM, NIESPOŁECZNYM. WSZYSTKIE TE WADY POWSTAŁY U NIEGO Z POWODU NIEODRÓŻNIENIA ZŁEGO OD DOBREGO. Marek Aureliusz

Byłam w domu. Widziałam się z dziećmi, rodziną, przyjaciółmi, zwierzętami i z jesienią w naszym ogrodzie. Koty przybiegły na pieszczoty, psy ogrodowe oblizały mi twarz i ubrudziły błotem, osobisty pies kanapowy Oskar udawał że kuleje cały mój pobyt aby wymusić na mnie specjalne da siebie względy i skupić na sobie moją uwagę. To inteligentne zwierzątko już kilka lat temu zauważyło że kiedy jest chory ja traktuję go specjalnie i od tej chwili nauczył się udawać i symulować wszystkie choroby i psie nieszczęścia świata i stał się mistrzem aktorstwa i przodownikiem hipochondrii. Rodzina zebrała się przy stole i zabawialiśmy się rozmowami i żartami z których urodził się Rząd Ponad Podziałami, czy Rząd Porozumienia Narodowego, poszło to bardzo szybko i bez specjalnych konfliktów po czym jeszcze szybciej został uformowany Rząd Nieszczęścia Narodowego. Na koniec wszyscy podjęli próbę ustalenia Rządu złożonego z samych kobiet ale mimo najszczerszych starań nic z tego nie wyszło ponieważ poruszano się cały czas wśród nazwisk już znanych w polityce i znanych opinii społecznej a takich nazwisk wśród kobiet nie ma wiele…..

Jedna ciocia rodem z Wrocławia owinięta moherowym szalem w różowo zieloną kratę wciąż wzdychała i przy każdej ministerialnej tece widziała Władysława….a inni krzyczeli że rozumieją, ale „Władysław” ( Frasyniuk) bardzo nieaktywny i nie wiadomo czy można by na niego liczyć. Przyjaciel – emeryt na każdym stanowisku widział Lecha Kaczyńskeigo i uderzając pięścią z ciastem w ręku w stół oświadczał że w każdym ministerstwie i z każdą sprawa umiałby zrobić porządek, sąsiada cichutko wtrącała, dlaczego pomijacie Kwaśniewskiego, on się bardzo nadaje jak się kazało, ale została pouczona że wiele spraw jest teraz do wyjaśnienia a dalej wszyscy udawali że nie słyszą kiedy proponowała panią Kwaśniewska a to na Ministra Zdrowia a to na Rzecznika Praw Obywatelskich, udawali żeby jej nie obrazić…W rezultacie Rządy wyglądały mniej więcej przykładowo tak jeśli dobrze zapamiętałam :

Prezydent- Mazowiecki , Balcerowicz…Premier – Tusk, Balcerowicz i w ogóle obaj panowie cieszyli się dużą popularnością….Minister Sprawiedliwości – Suchocka , Rokita….Min. Spraw Wewnętrznych – Ziobro, Rokita…Kultury- Sthur, Seweryn ale padało wiele innych propozycji ….Min. Zdrowia – Baliński, Religia, Radziwiłł….NBP- Zyta G.( i padło wiel zdań na jej temat co świadczy o tym jak żywo reagują na nią wyborcy…..Min. Finasów- Gronkiewicz ( a wielu widziało ją w wielu innych ministerstwach także, łącznie z najwyższymi stanowiskami w państwie….Min Skarbu- Belka…( bo musi dalej jeść tę żabę, ale ogólnie wszyscy z niego wydawali się zadowoleni) Min. Oświaty – obecny panujący …Krzyżanowska , pani Radziwiłł….Min. Rolnictwa – obecny czyli Olejniczak (bo się podoba)….Infrastruktura czyli najważniejsze – doszło do tego po długim milczeniu że padła propozycja – dr. Kulczyk….Walczykowski ….a nawet ..ale tego nawet nie napiszę bo wstyd, Min. Spraw Zagranicznych – Olechowski, Zanussi, Kwaśniewski…..(czyli od Sasa do Lasa)….Prokurator gen- L. Kaczyński….TVP – Smolar…Gospodarki – Bohniarz…itd. itp…..Anty- rząd poszedł szybko: Prezydent – Lepper, Premier- Giertych, Sprawiedliwości- Sokołowska albo Piwnik…Spraw Wewnętrznych- Witaszek, Kultury – Beger, Zdrowia – Gabriel Janowski, NBP- Jakubowska, Finansów – Chojarska , Prokurator Gen – Ikonowicz, Infrastruktura – Pol, Skarbu- Wieczerzak, Oświaty- Nowina–Konopczyna, Spraw Zagranicznych – Wrzodak, Marszałek sejmu- detektyw Rutkowski, TVP- Florek, Prawa Obywatelskie- Kropiwnicki, Min. do spraw wyznań – Kotlinowski itd. itd…..śmiechom i zabawom nie było końca, na koniec ustaliliśmy że jak już się uformuje Rząd to byłoby dobrze od razu ich wsadzić do więzienia profilaktycznie i żeby stamtąd rządzili, w każdym razie księga widzeń byłaby przejrzysta, poza tym ustaliśmy że sejm jednoizbowy, immunitet tylko w sejmie, wybory jednomandatowe, kandydaci muszą przedstawić zaświadczenie o ukończeniu wyższych studiów i od psychologa jeśli nie od psychiatry że wszystko mniej więcej w normie itd. itp….

Kiedy wszyscy bawili się w najlepsze, po mnie zajechał samochód i musiałam się zbierać, zostawiłam ich wszystkich przy stole przy deserach politykujących w momencie kiedy dzieci krzyczały że dwa nasze koty nadają się na Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Służb Specjalnych….Odjechałam myśląc sobie że jutro wywiadówki w szkole, że mama zdążyła nas zaszczepić wszystkich na grypę a zastrzyku bałam się tylko ja…że mamy już bardzo duże dzieci…że spotkają się wszyscy i cała reszta na cmentarzach 1-ego listopada …-bez Krysi usłyszałam jeszcze na odjeździe bo ona w tym roku na Litwie w Wilnie, kręci… i 1-ego będzie na Rossie i jeszcze słyszałam jak wszyscy zakrzyczeli :- Jakkk jeeeej zazdroscimmmy!!!!!!….

I tyle…

Dobrego dnia i nocy…A może Wam się uda ułożyć Rząd z samych kobiet?

16
Październik
2004
07:17

Gawła i Ambrożego - wszystkiego dobrego

Constantis est nullo casu porturbari neque aut spe aut matu de suscepta sententia deterreri. Cycero (” De officiis”)

CECHĄ CZŁOWIEKA STAŁEGO JEST W ŻADNYM WYPADKU NIE ULEGAĆ ZAMIESZANIU I NIE DAĆ SIĘ ODSTRASZYĆ OD POWZIĘTEGO SĄDU ANI POD WPŁYWEM NADZIEI ANI STRACHU.

Cytat, dziś po łacinie wyjątkowo, bo dostałam w prezencie nową świetną książkę, właśnie ze zbiorem łacińskich sentencji, zwrotów i powiedzeń i się nią zabawiam.

To czekanie na panie filmowym, na kolejne ujęcia, na przebudowę światła, na zmianę rekwizytów czy dekoracji, poświęcam czytaniu. Dawno na planie już nie byłam tylko aktorką, a bez obowiązków reżysera mam uczucie, że mam bardzo dużo wolnego czasu… tak mi się wydaje.

Połknęłam przez ostatnie trzy dni książkę fascynującą – ” Helena Rubinstein i Elizabeth Arden – Barwy wojenne” – Lindy Woodhead. „To historia wojny na puder i szminkę – jak piszą w przedmowie – między dwiema zdumiewającymi, śmiałymi i nadzwyczaj ambitnymi kobietami, które zdobyły sławę i fortunę, dzięki talentom, pasji, charakterowi i bezwzględnej rywalizacji.” Ale dodatkowo jest to fascynująca opowieść o sytuacji kobiet w ogóle, w Ameryce, Australii i Europie w początkach XX wieku.

Postanowiłam zapisać dla was kilka cytatów, bo wydaje mi sie że są interesujące i sprawią Wam przyjemność i sprowokują refleksje.

…..Elizabeth Arden i Helena Rubinstein były twórczyniami luksusowego przemysłu kosmetycznego na skalę światową w tym sensie w jakim istnieje on do dziś…..Te dwie przedsiębiorcze kobiety urodzone pod koniec XIX wieku, nie otrzymały formalnego wykształcenia, jednak ich instynktowna wiedza na temat „kultury urody”… Każda z nich założyła i rozbudowała firmę o międzynarodowej renomie… Obie dokonały tego w czasach, gdy mogły liczyć na minimalne tylko wsparcie finansowe ze strony mężów, rodziny czy banku, a jeszcze mniej ze strony przemysłu farmaceutycznego, gdzie zaopatrywały się w surowce. Ich sukces jest tym bardziej imponujący że obie zdołały utrzymać wyłączną własność swoich firm i zarząd nad nimi, co wiązało się z wielomilionowymi obrotami w czasach , gdy kobiety nadzwyczaj rzadko docierały na wyżyny przemysłu i handlu, a szansa zatrudnienia ograniczała się w ich klasie społecznej do zawodu pielęgniarki, sekretarki lub panny sklepowej, może jedynie z nadzieją na intratny mariaż…  Elizabeth Arden przybyła do Nowego Jorku w roku 1907… dopiero dziesięć lat później kobietom w USA przyznano prawo głosu. Widok odsłoniętej kostki przyprawiał o wstrząs, tylko niecałe szesnaście procent domostw w Ameryce miało doprowadzony prąd. Samotna kobieta mogła wprawdzie myśleć o pracy zarobkowej, ale nie o karierze zawodowej, a po ślubie miała żyć w cieniu męża i zimować się gospodarstwem… Obie pochodziły z kręgów, w których kąpiel brało się raz w sobotę, szczoteczki do zębów należały do rzadkości, dezodoranty nie istniały… późniejsza Elizabeth i jej siostry myły głowę co cztery tygodnie… nie było jeszcze lekarstwa na zapalenie płuc, gruźlicę, grypę czy odrę… Helena żyjąca w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej w Krakowie, wywalczyła przywództwo nad siedmioma młodszymi siostrami i musiała pomagać rodzicom w sklepie żelaznym, a jej przeznaczeniem było wcześnie zakończyć naukę i wyjść za mąż za tego kogo wybrał ojciec….Elizabeth opiekowała się po śmierci matki kilkorgiem rodzeństwa, pomagając ojcu w gospodarstwie rolnym…..Choć obie kobiety wzrastały w biedzie, miały skłonność do luksusu i były obdarzone cechami wodzowskimi….Przyrodzone zdolności marketingu i interesów u obu pań były godne podziwu….Każdą z nich można określić mianem geniusza….Obie jako szefowe miały skłonność do tyranii i obie były przykładami punktualności i dyscypliny dla swoich pracowników. Pracowały więcej niż podwładni ale rządziły na zasadzie jednowładztwa…..Obie znały wartość pieniądza i choć Elizabeth potrafiła być ekstrawagancka w wydatkach, na co dzień była oszczędna, Madam, bo tak nazywano Helenę Rubinstein była wręcz obsesyjnie skąpa. Chodziła korytarzami firmy gasiła światło, często przynosiła z domu lunch w papierowej torebce. Bywała hojna tyko wobec wybitnych specjalistów zatrudnionych przez rywalkę, chcąc ich zwabić do swojej firmy…..Obie cierpiały na chroniczna bezsenność…Obie otoczone mrowiem ludzi były boleśnie samotne…Obie dla kariery i firmy poświęciły życie prywatne….Obie nie spełniły się uczuciowo….Obie nie były piękne ale górowały nad pozostałymi rywalami energią i wizją….Obie urodziły się pod znakiem Koziorożca – były uparte i pełna pomysłów, ale pod przebojowością kryła się nieśmiałość…Obie były córkami ojców , którym się nie powiodło w życiu i boleśnie odczuły odrzucenie ze strony najbliższej rodziny…..Obie zostały uznane za najbogatsze i najpotężniejsze w świecie kobiety, które same doszły do wszystkiego…..A dokonały tego w czasach, gdy kobiety prawie nigdy nie używały czerwonej pomadki do ust, a o malowaniu rzadko kto słyszał…..Arden i Rubinstein dały kobietom wolność porównywalna z prawem do głosowania…..Obie działały w czasach dwu wojen światowych, przystosowując produkty i kampanie do zmian społecznych, które w owej epoce miały siłę trzęsienia ziemi….Mimo pracy przez ponad sześćdziesiąt lat w tym samym środowisku, głównie w tym samym mieście – Nowym Jorku – i morderczej rywalizacji, Arden i Rubinstein nigdy się nie spotkały……

Od lat trzydziestych do pięćdziesiątych XX wieku określenia „barwy wojenne” używano w amerykańskiej odmianie angielskiego w znaczeniu „makijaż”. Nakładanie „barw wojennych” przez kobiety, było przygotowaniem się do walki na polu osobistym…..A jednak w owych czasach w społeczeństwach zachodnich tylko nieliczne kobiety pojawiały się w miejscach publicznych w makijażu, i był on bardzo dyskretny. Kolorowe kosmetyki , były domeną aktorek i prostytutek…W księdze przysłów wydanej w 1934 roku pod hasłem „Twarz pomalowana” czytamy: „patrz również: dziwka”…..Rubinstein i Arden to zmieniły….Pragnienie upiększenia się jest jedynym z najbardziej podstawowych instynktów człowieka…..

Itd..itd…fascynująca książka….

Dobrego dnia. Dobrej niedzieli.

13
Październik
2004
21:23

Edwarda i Teofila - wszystkiego dobrego

 

PAMIETAJ O KAŻDYM ZDARZENIU , KTÓRE CIĘ DO SMUTKU PRZYWODZI, O ZASADZIE: TO NIE JEST NIESZCZĘŚCIE. Marek Aureliusz

Dziś rozmawiałam na planie z panem Koszyczkiem o życiu.

– Panie Koszyczku jak pan znosi swój czas, wiek i problemy?

– Droga pani, stosuję zasadę chińskiej szafy.

– A jaka to zasada, panie Koszyczku?

– Prosta, proszę łaskawej pani. Chińskie szafy to takie czerwone szafy z laki które mają mnóstwo szufladek. Kiedy mam problem, wkładam go do szufladki, zasuwam ją  i nie zajmuje się nim dopóki nie muszę , a jak muszę otwieram dopiero wtedy szufladkę i staram się go rozwiązać, ale jeśli nie muszę leży sobie w szufladce. Nie przejmuję się nim zwyczajnie. Życie, droga pani, to zabawa i przyjemność, dopóki nie zdarza się prawdziwa tragedia można kłopot wrzucić do szufladki.

– Panie Koszyczku, co pan opowiada! Problemy trzeba rozwiązywać od razu, bo z czasem urastają do większych problemów.

– Otóż myli się pani, łaskawa pani. Z mojego doświadczenia wynika że większość z nich jakoś rozwiązuje się sama i w ogóle szufladka potem nie wymaga otwierania.

– Panie Koszyczku, ucieka pan od odpowiedzialności w życiu, nieładnie…

– Bo życie proszę pani to zabawa. A ja nie robię nic za co trzeba ponosić wielką odpoweidzialność z zasady. Jedni bawią się dużymi zabawkami , jak np. proszę pani politycy, inni małymi. Ja bawię się na tyle małymi że nawet jeśli coś tam przeskrobię to nie szkodzę nikomu. I dlatego śpię spokojnie.

– Bawi się pan w kino, panie Koszyczku, w dokumentowanie wydarzeń w sztuce, robienie wywiadów, filmami dokumentalnymi, to interesujące i to luksus.

– Tak droga pani, i nie wysilam się specjalnie, nic nie robię na siłę i nigdy nie robiłem. Jak się coś samo robi z moją pomocą to dobrze. Ale najważniejsza zasada tak w ogóle to…. nie szkodzić, droga pani.

– Ach panie Koszyku, całkowicie się z panem zgadzam. Ale czy chce pan powiedzieć że  żyje pan „przez zaniechanie”? Bo takich znam jegomości wielu i ich nie pochwalam i nie lubię.

– Ależ skąd, droga pani, ja żyję przyjemnie ale pracowicie. 35 lat na emigracji, bez sensacji.

– A co pan, panie Koszyczku, dziś w pana wieku najbardziej lubi? Do czego ma pan namiętność i co dla pan jest ważne panie Koszyczku?

– Jedzenie proszę pani. Ja uwielbiam jeść.

– A dlaczego panie Koszyczku przyszedł pan dziś ze swoją kamerą na plan tak późno? Ominęły pana ważne zdarzenia…

– Bo spałem proszę pani, ale nagle się obudziłem i przybyłem i okazuje się słusznie bo kręcicie scenę wigilii.

– Przyprowadził pana zapach jedzenia panie Koszyczku?

– Tak proszę pani, najwyraźniej. I to zapach kuchni wileńskiej.

– A z jak daleka pan dziś przybył ?

– Och droga pani, poczułem zapach tego jedzenia 20 km stąd.

– Pan to ma miłe życie, panie Koszyczku!

– Zgadzam się z panią, droga pani. Całkowicie się zgadzam.

Dobrego dnia.

PS. Mój partner Mattiass Habich twierdzi że po trzech tygodniach rozmawiania ze mną po francusku i grania po niemiecku, on mówi źle już w każdym z tych języków. „Dlaczego?” – zapytałam. – „Bo jesteś bardzo sugestywna. Zacząłem mówić tak jak ty.” Dziś zagrałam scenę awantury, po tym jak dowiedziałam się że mnie – Piątkowską oszukał jako Alex. Po scenie, wyznał : -„Nie chciałbym z tobą mieszkać ani dnia. Ty jesteś jak tocząca się kula ognia.” – „Czyś tu oszalał! Ja tylko gram! Ja jestem naprawdę bardzo „gemitliś”!!!”- ale nie chciał już wierzyć . Jak to ludzie sądzą po pozorach! I jakie to niesprawiedliwe!

12
Październik
2004
22:32

Eustachego i Maksymiliana - wszystkiego dobrego

KAŻDĄ PRACĘ WYKONUJ JAK GDYBY MIAŁA BYĆ OSTATNIĄ W ŻYCIU. Marek Aureliusz

Bardzo dziękujemy wszystkim Państwu. TRÓJKĄT – 5,25 % oglądalności, ale i tak przeniesione podobno, z niedzieli na czwartek, nie wiem o której, zmniejszona ilość do dwóch razy w miesiącu, następny 21-ego października. I może to i lepiej…

Matthiass jako Alex dziś płakał w scenie wspominając dzieciństwo w Gdańsku…Ja – Piątkowska będę pewnie płakać w Wilnie pod Ostrobramską, ale mnie Piątkowską dziś trochę wkurzył… i powiedziałam taki tekst:

ON: – Dobrze zrobimy cmentarz niemiecko – polski, dla Niemców urodzonych w Gdańsku…

Ja: – Nain! To ty wywołałeś wojnę!!! Cmentarz polsko- niemiecki… Nie! Cmentarz polsko- litewsko- niemiecki!!!

On- Ja. Gut!

Ja- A trafisz do hotelu?

On:- Ja się tu urodziłem!!!

Jutro scena wigilii z moim filmowym synem. Nareszcie scena grana po polsku. Jaka ulga! Jestem już całkiem tym graniem po niemiecku zakręcona.

Dobranoc. Muszę się uczyć bo następne dwie sceny jutro znów po niemiecku…Dziś ledwo przebrnęłam przez – „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród”…”Wir lassem von Erde nich, woher stammt unser Geschlecht”… i…– „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” – „Kein Deutcher wird uns mehr ins Gesicht spucken…“

Dobranoc. Dobrego dnia.

11
Październik
2004
02:30

Emila i Aldony - wszystkiego dobrego

 

NIE NALEŻY GNIEWAĆ SIĘ NA BIEG WYPADKÓW, BO TO JE NIC NIE OBCHODZI. Marek Aureliusz.

 

Pogodzenie się z losem oszczędza niepokoju tym, którzy przez całe życie „walczą z wiatrakami” i którym się wydaje, iż są w stanie zmienić świat. Nie mamy wpływu na bieg wydarzeń. Nie jest możliwe nawet stwierdzenie, czy dzisiejszy wieczór będzie jeszcze naszym udziałem. Trzeba kształtować siebie, własne życie, a nie sprzeciwiać się temu, co leży poza naszym wpływem. Na tym polega rozsądne podejście do życia. Marek Niechwiej.

Napisałam to dziś, tę myśl Marka Aureliusza i tłumaczenie tej myśli pana Marka Niechwieja, samej sobie.  Tylko…. jak pogodzić się z losem? Jak to zrobić? Jak pogodzić się ze światem? Jak zrezygnować z wiary że ma się na niego choćby minimalny wpływ? A na koniec jak to się robi żeby być rozsądnym? Mieć rozsądne podejście do życia, jak mówią wyżej panowie, to znaczy rozwijać, kształtować siebie i nie sprzeciwiać się temu co niby leży poza naszym wpływem? A kto powiedział że coś leży poza naszym wpływem? Że na coś nie mamy zupełnie wpływu i w związku z tym nie należy protestować, zajmować się tym, strać się to zmienić albo przynajmniej dać wyraz że nam się to nie podoba. Nie reagować, mimo że nas to boli, uwiera nas to i nie chcemy żyć w takim świecie, albo z tym czymś….? Dlaczego mamy się pogodzić? Z rozsądku…wiem. Ale jak to zrobić? Jak się nauczyć być rozsądnym?

Starzeje się, nie lubię już godzić się na to co „musi być”, nie lubię udawać, nie lubię spółek, zależności, pokory, poddawania się czyimś rozkazom, coraz mniej lubię i rozumiem konieczność dyplomacji, taktyki, ustępstw…za to coraz więcej mam dla innych tolerancji, wyrozumiałości i zrozumienia ale…..w zamian za moją wolność, moją osobność, możliwość zachowania własnego zdania i szacunek dla mojej indywidualności i poglądów.

Coraz częściej lubię decydować, a jeśli nie, wolę zostać sama. Coraz mniej mnie stać na kompromisy, już nie mam na nie czasu i siły, a już na udawanie czegokolwiek zupełnie nie mam….Ale paradoksalnie coraz częściej akceptuję, przyjmuję do wiadomości ten świat i ludzi, tyle że razem z tą zgodą odwracam się odchodzę do siebie…

Przeczytałam książkę Janusza Głowackiego „ z głowy”. Gorzka, autoironiczna, świetna książka. „Śmiałam się” czytając cały czas, czasem radośnie, często z goryczą, najczęściej po cichu i z przyjemności. Jest mistrzem gatunku. Żałuję że nie zaznaczałam cytatów, aby wam przynajmniej kilka z nich zapisać, bo tekst skrzy się olśniewającymi skrótami myślowymi i wspaniałymi paradoksami. Zastanawiam się tylko na ile jest to książka środowiskowa. Pełno tam rzeczy dobrze mi znanych, tego specyficznego środowiskowego czy swoistego poczucia humoru, stosunku do świata losu i ludzi, które ma ten jeden, specjalny, bolesno – gorzko – słodko-zabawny – warszawsko- polski smak. Anegdoty, powiedzenia, historie nowe i znane mi jak ta z wymiotującym na ulicy i innym który zatrzymuje się przygląda i mówi- absolutnie się z panem zgadzam….czy zdanie byłego znienawidzonego przez nas wszystkich byłego ministra kultury Janusza Wilhelmiego ” Unikaj zawsze pierwszych reakcji, mogą być uczciwe”, ale też opis upokorzeń i zapis zmagań związanych z decyzją wyjazdu, emigracją ,walką o swoje znaczące miejsce w innym świecie, w innym kraju, sród innych ludzi. Świetna, żywa, błyskotliwa książka. Dla wszystkich. Mnie jednak autoironia Janusza, często okrutna do bólu, ujmuje najbardziej.

Dobrego dnia. Lubię te stronę, bo tu jestem tylko u siebie.

Na zdjęciach Anioły, Anioły, Anioły…..jak i w scenariuszu… 

09
Październik
2004
06:29

Ludwika i Dionizego - wszystkiego dobrego

TO CZYM JESTEM, SKŁADA SIĘ Z CIAŁA, TCHNIENIA I WOLI. Marek Aureliusz

MAREK AURELIUSZ – MARCUS AURELIUS ANTONIUS (121-180) Cesarz rzymski (od 161 r.) i moralista, przybrany syn Antonina Piusa, zmuszony do prowadzenia licznych wojen. Autor ROZMYŚLAŃ, dzieła w formie postulatów na temat szczęśliwego życia (Do siebie samego). Wyznawca stoicyzmu i intelektualizmu etycznego. Nie negował bóstwa nadprzyrodzonego, do ktorego modlił się nieustannie. Dążył do szczęścia poprzez ucieczkę od pełnej okrucieństwa rzeczywistości, w krainę spokoju, jaka była dla niego jedynie filozofia. Starał się pogodzić panowanie z ideami filozofii oraz altruizmu. Ten przedstwiciel późnego rzymskiego stoicyzmu uzyskał miano „filozofa na tronie”. HIstoria filozofii w sentencjach – Marek Niechwiej

Chciałam serdecznie przeprosić wszystkich za wieczne pomyłki i zmiany w podawaniu terminów moich pojawień się w telewizji, czyli emisji programów ze mną teatrów i filmów. Korzystam z programu telewizyjnego Wirtualnej Polski lub Rzeczpospolitej, jedynych w których można wpisując nazwisko-hasło uzyskać informację z nim związaną, czyli w tym wypadku: co, o której, na jakim kanale, pod hasłem JANDA. I tyle. Wpisujemy tu na tej stronie do kalendarza co nam się wyświetla, a w odpowedzi na listy w których pytacie o to wieczne zamieszanie, a szczególnie na ten list w którym jest pytanie czy specjalnie mylimy tutaj na stronie te informacje kalendarzowo- telewizyjne, odpowiadam że nie specjalnie, że wszystko jest spowodowane nowymi „ramówkami” w telewizjach, ciągłymi zmianami i kokoszeniem się w poszukiwaniu widzów i w związku z tym nikt nic nie wie, i niczego nie może być pewny. A przy okazji, rzecz wyjaśniając do końca, Trójkat DAMSKO-MĘSKI jeśli nie osiągnie przez najbliższe dwie niedziele oczekiwanej oglądalności podobno około 8-11%, zostanie zredukowany do dwóch miesięcznie i przeniesiony w programie w inne miejsce, a jak tam w tym nowym miejscu też się będzie „żle zachowywał” to się skończy i nawet nie będzie emitowane to co zostało nagrane, bo emisja też kosztuje, itd, itd, itd. Ogladalnością jestem straszona od lat, odkad weszłam tam do tego towarzystwa i zaczęłam brać udział w tej upokarzającej konkurencji, piszę upokarzającej, bo tak jest nawet w Teatrze Telewizji. Nie wiem, nie znam się na tym, podobno ONI wiedzą lepiej, wszystko nagrane, czeka na swój los, ja nie mam z tym żadego już związku, żadnego na to wpływu, dowiaduję się o wyrokach jak i wy z gazety lub stron internetwych. Tak więc przepraszam. Wiem też, znów odpowadając na pytania, że seria MĘSKIE- ŻENSKIE, sześć nakręconych odcinków serialu, będzie emitowana jesienią, podobno w listopadzie, ale nic nie wiem na pewno, dowiem się z programu… MĘSKIE- ŻEŃSKIE, po próbnej emisji dwóch odcinków w odstępie miesięcznym i bez reklamy, nie rokuje oczekiwanej oglądalności, więc….

Przepraszam, Bóg oglądalności rządzi każdym kto wejdzie do tego pudełka, a jak wiadomo jestem artystką środka, czyli dla mas zbyt elitarna, dla elit zbyt popularna… A poza tym w moim wieku powinnam już tylko rzęzić coś ambitnie w jakimś paśmie stworzonym dla wyskokiej kultury, paśmie alibi w sprawie MISII telewizji, jakimś kanale ARTE o małej oglądalności z założenia, a wewnątrz elit twórczych, rządzącego się prawami i ocenami – im mniejsza oglądalność tym lepiej – bo to znaczy wyżej, znaczy wyższa kultura. Wiem, bo sama oglądam notorycznie ARTE framcuskie i niemieckie zamęczając się z lubością awangardą zachodu…szczególnie dokumentalnymi filmami o sztuce i twórcach i przeniesieniami z teatrów. Przepraszam tak tu sobie żartuję bo co mi, a raczej nam, zostało…prawda jest taka że to wy decydujecie jaką macie telewizję bo nikt tym już nie kieruje tylko kasa, więc jak siadacie i oglądacie – to takeigo będzie wiecej, jak nie oglądacie to tego więcej nie bedzie i tyle….widocznie lubicie to co macie, albo co wam wmówiono częstym pokazywaniem tego….Ja nie narzekam, pokazują mnie moim zdaniem wystaczająco często, mimo że nie gram w żadanym mydlanym serialu, no ale narobiłam w życiu tak dużo, że nie można mnie ominąć i udawać, że mnie nie było przez ostatnie 30 lat, i tyle, szczególnie że wiele kanałów „leci na powtórkach z braku kasy” i to się wtedy nazywa misją….

A MISJA? Będze misja jak będzie kasa, i tyle, i od tego bezwzględnego prawa nie ma odwrotu. Ale w drugą stronę też to działa, pójdziesz to teatru jak zarobisz, kupisz książkę, przeczytasz wiersz, obejrzysz obraz, jak cię będzie na to stać… a jak nie, ciesz się kulturą popularną, festyn, telewizor i rozmowa w gronie znajomych. Tyle listów tutaj na stronie o braku pieniędzy na kulturę…

No trudno, na szczęście wszysko co tu piszę nie ma nic wspólnego z tym czy coś jest dobre czy złe, orginalne czy podrobione, fałszywe czy prawdziwe, wartościowe czy chłam, a tych co to umieją ocenić i odróżnić rozumiejąc gatunki oceniane, jest jeszcze trochę… Podobno 700 tysięcy to ci co czytają gazety, ci co w ogóle czytają… a to jest 3% oglądalności, jakby tak wszyscy siedli na raz…

Tak więc, przepraszam, przede wszytkim widzów POLONII za granicą, co tak im pokiełbasiłam – Trójkąt DAMSKO-MĘSKI tym razem, w naszą polską niedzielę rano, 10-tego czyli, o 6:30 naszego czasu, tak jest napisane w programie, ale nie biorę odpowiedzialości, a TRÓJKĄT DAMSKO-MĘSKI nowy, z Adamem Hanuszkiewiczem, w TVP 2, w niedzielę 10 -tego o 19;00, na razie….w tamtą niedzielę nie było, bo rozdawali nagrody NIKE i im gratulujemy serdecznie, tak przy okazji. Pozdrawiamy wszystkich nagrodzonych i nagradzających, kultura niska pozdrawia kulturę wysoką… i ustępuje miejsca z ukłonem i przyjemnością.

Dobrego dnia.

PS. Wczoraj musiałam palić papierosa w dwóch scenach, mimo że się nie zaciągałam, i wyrzucałam natychmiast każdego papierosa po skończeniu ujęcia, dwie paczki, ze dwadzieścia dubli – czuję się jak popielniczka, mam zatrucie nikotynowe, język jak kołek, smak trampek po wędrówce przez puszczę Jodłową w upalne lato w ustach, dziś znów w jednej scenie muszę palić….może ubłagam żeby nie….

Daję trochę zdjęć. Więcej zdjęć nie mam, bo Robert nie miał czasu i nie mógł przyjść, innych gości za to że ich tu na tych zdjęciach nie ma, przede wszystkich pana Adama Hauszkiewicza, przepraszam….

 

07
Październik
2004
21:15

Marii i Marka - wszystkiego dobrego

NIE POJMUJESZ PATRZĄC, STARAJ SIĘ ZROZUMIEĆ, WIERZĄC. ZROZUM, BYŚ MÓGŁ WIERZYĆ; WIERZ, BYŚ MÓGŁ ZROZUMIEĆ. św. Augustyn.

Seria historii telefonicznych trwa….

– Szczęscie że to się tak skończyło! Wyobraź sobie, taki burak!!!! A co by było gdybym się nie zorientowała? I wyszła na przykład za niego za mąż?! Boże aż mi ciarki chodzą po plecach!!!!

– No ale jeszcze niedawno mówiłaś że tak go kochasz!

– Nawet mi o tym ne przypominaj!!!! Brrrr, na samą myśl….

– Ale właściwie, co on ci zrobił że się nagle odkochałaś?

– Nie wiem. Nic. Wczoraj rano nagle przejrzałam na oczy, zobaczyłam kto to jest, jak to prymitywny typ! Boże, jak dobrze że to się okazało teraz!

– No ale jeszcze dwa dni temu…

– Nawet mi nie mów!

– No dobrze, i co teraz?

– Jestem szczęśliwa. Czuję się jakbym uniknęła wielkiego nieszczęścia.

– Przepraszam cię, jak to można tak szybko się odkochać, nagle tak, było białe jest czarne?

– Nie wiem. Nagle zobaczyłam go naprawdę!

– Nie rozumiem.

– Bo w twoich czasach faceci nie umieli udawać, albo im się nie chciało, a teraz wiesz jacy oni są, same pozory, a jak podrapiesz głębiej, zerwiesz trochę farby…dno.

– Nie, nie rozumiem, chyba nie wszyscy są denni, no dobrze, ja tylko nie rozumiem, jak się to stało że nagle stał się wstrętny? Nagle głupi? W momencie zły? W jednej chwili?

– Tak. W jednym momencie. Spojrzałam na zegarek była 8;15, potem na niego i koniec. No jak mam ci to wyjaśnić? Sama jestem zdziwiona. Była 8;15. I w ogóle nie żałuję. Jest mi od wczoraj lepiej niż z nim. Dziwnie nie? Zadzwonię jak się trochę uspokoję. Nie jest mi smutno, nie żałuję, nie tęsknię. Nic. Wiesz on przedwczoraj wieczorem powiedział do mnie – co zapomniałaś języka w gębie?- w gębie…rozumiesz teraz ? W gębie! Pa.

No i dobrego dnia.

PS. Przeczytałam bardzo zaimującą książkę, zastanawiającą, bo jakby napisaną w Polsce piętnaście lat temu. „Kolekcja namietności” Natalki Śniadanko.Młodej pisarki mieszkającej we Lwowie. Uwiodła mnie ironia autorki i jej poczucie humoru. Książka wyszła w serii EUROPEJKI, serii bardzo interesujacej.

06
Październik
2004
06:15

Artura i Brunona - wszystkiego dobrego

WEJD¬ W SAMEGO SIBIE, WE WNĘTRZU CZŁOWIEKA MIESZKA PRAWDA. św. Augustyn.

Tak, Augustynie, ale jak postępować kiedy niespodziewane, po wejściu w samego siebie, tam gdzie dawno nie byliśmy, ostatni raz przyjmijmy w latach dumnej i bezkompromisowej młodości, rozejrzymy się i okaże się, że prawda jest okropna?

Zmagam się z rolą Piątkowskiej ze scenariusza „Wróżb kumaka” i dawno zmagania nie były dla mnie tak skomplikowane. Zmagam sie zresztą dość chaotycznie, rozum i przyzwyczajenia zawodowe, sposób myślenia przy budowaniu roli po przeczytaniu scenariusza, który się zwykle sprawdzał mówi mi jedno i to właśnie miałam zaplanowane, a w trakcie grania, przekora i instynkt zaczął mnie prowadzić w inną stronę.

Mam poza tym wrażenie, że na zapisie postaci którą mam zagrać, zaważyła wiedza że ja to będę grała, szczególnie w wersji zdominowanej przez niemieckiego scenarzystę, i tak pewnego rodzaju bezczelność, zbytnia prostolinijność, ocierająca sie o złe wychowanie itd, itd, ten stereotyp mnie przypisywany i ktory został po moich pierwszych rolach, znanych na świecie. Z drugiej strony, sumuje się pojęcie i Grassa, i scenarzystów o polskiej kobiecie…pali papierosy bez przerwy, pali na ulicy, nie pyta o pozwolenie gdziekolwiek wchodzi, zadaje pytania i formułuje zdania w bezpardonowy, niedelikatny, prawie chamski sposób… co chwila odzywa się we mnie protest i szukam sposobów jak zrealizować zapis scenariusza a jednocześnie sie bronić, nas bronić, reperezentować kobietę Polkę na ekranie. Są tam dwie Polki, Ja, i Iwonka, pół kurewka, Erna to postać specjalna, Gdańszczanka… no nic, z takimi problememi się zmagam… wizerunek polskiej kobiety… reprezentacja jej postawy, sposobu bycia, wrażliwości, inteligencji na tle tej historii… problem dla mnie bardzo, bardzo ważny… O czym jest ten film, o czym opowiada? Chciałabym aby moja rola opowidała o tym, że ludzie mogą zrealizować wszystko, najtrudniejsze, niemożliwe, jeśli pomaga im miłość, uczucie… Scenariuszowa charakterystyka mojej postaci mi w tym nie pomaga, trudno jest zdobyć sympatię widza realizując precyzyjnie te uwagi, zachowania i słowa. Muszę myśleć o sobie, o mojej roli ze specjalną troską, film opowiada o innych, większych, pozaindywuidualnych sprawach… A znów, jak zawsze, aktor ze swoja rolą jest sam, nawet jeśli ma koło siebie reżysera, z ktorym idą w jedną stronę i walczą oboje o to samo.

No nic… zagrać budzące się uczucie, trudne, uczucie ludzi w naszym wieku… Matthias, mój partner, mówi że już pocałunki na ekranie są problematyczne w naszym wykonaniu… Uważam na oczy, oczy są najważniejsze, oczy, aby fotografowała się myśl, intencje, a nie stan, proces a nie rezultat… No nie ważne…

Piszę o tym bo o tym myślę…

Dobrego dnia. Dziś zdjęcia z planu, część przeze mnie zrobionych, a część mojego zięcia, który odwiedził nas z aparatem na palnie, podczas scen kreconych w kościele – pierwsze sceny filmu…

Na koniec żart, ktory wczoraj usłyszałam, troszkę a propos, no może nie wprost:

Mąż wysłał żonę na ulicę. Powiedział – kochanie nie mamy z  czego żyć, zapłacić za komorne, światało, nie mamy za co wyksztłacić i utrzymać dzieci, jesteśmy oboje bezrobotni, musisz nas ratować. Trudno, idź, będę na ciebie czekał, a potem zapominimy o tym…. Po pierwszej nocy na mieście, żona wraca i przynosi 88 złoty i 16 groszy. Zdumiony mąż ogląda i liczy pieniądze. – Dlaczego taka dziwna końcówka, 16 groszy? – pyta. Żona na to: – No, bo różnie dawali 3,50, 8,20, 5,10… różnie…

04
Październik
2004
08:01

Rozalii i Franciszka - wszystkiego dobrego

NIE PYTAJ MNIE „JAK BYĆ DOBRYM” – GDYBYM TO WIEDZIAŁ, NIE BYŁBYM CZŁOWIEKIEM ŚMIERTELNYM, LECZ BOGIEM. Św. Augustyn

 

Cykl historii telefonicznych się zaczyna. Znów jak w poprzednim moim zapisie, w sobotę, chodzi o telefon, telefon który mnie zaskoczył.

Mam koleżankę. Od zawsze była sama z dzieckiem, z synem. Znam ją wiele lat ale nie pamiętam jej męża, zawsze była sama. Kiedyś mi powiedziała, że dla Jerzyka (syna) tak jest lepiej , a ona nie odczuwa potrzeby szukania kogoś na siłę, no i pewnie nikt taki sam się nie znalazł.. Zawsze mieszkała w małym mieszkanku i można było do niej przyjść, zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Miała zawsze wielu przyjaciół i znajomych, jak to osoby które mają wiele czasu dla innych. A od czasu kiedy jej syn wyjechał za granicę i tam zaczął dorosłe życie ma tego czasu, wydaje się, nieograniczone ilości, choć nie o czas chodzi a o jej naturalną chęć i gotowość do służenia ludziom i zajmowania się ich problemami, zdumiewającą, z którą nam wszystkim, jej znajomym, było dobrze.

Wszyscy szukamy i przyklejamy się do takich ludzi, nie mają wielkich obowiązków rodzinnych, żyją spokojnie, jakby poza nurtem niepokojącego życia, są zawsze w domu, najczęściej jest jeszcze coś co ich w nim trzyma, moją koleżankę trzymają w domu wiecznie chore potrzebujące pomocy zwierzęta, zbierane z ulicy, albo przynoszone przez innych, tych którzy nie maja czasu się nimi zająć. Moja znajoma w tej chwili „służy” do połowy sparaliżowanemu psu i kilku bezdomnym kotom. Jej małe mieszkanko nie pozwala na więcej. Jest osobą mądrą, rozsądną, opanowaną, smutną ale nie rozgoryczoną, ma poczucie humoru, całe zapasy dobrych rad w głowie, cierpliwość, lubi ludzi, zwierzęta i świat i jest generalnie przyjaźnie nastawiona do wszystkiego.

Każdemu z nas wydaje się, że znamy wielu takich ludzi, a w gruncie rzeczy nie ma ich tak dużo, a jak się zastanowimy, takie osoby są absolutnie unikalne, takie które nie przyjmują życia i tego co się zdarza podejrzliwie, zakładają że każdy generalnie chce dobrze a nieprzyjemne rzeczy zdarzają się przez przypadek i nikt nie ma złych intencji.

Dawno się z nią nie widziałam a wczoraj dowiedziałam się, od innej wspólnej znajomej, że od jakiegoś czasu jest bez pracy, została bezrobotna. Firma w której pracowała – biuro projektów, rozwiązała się, a ona w wieku 50 lat nie ma właściwie szans na nową pracę. Zadzwoniłam wieczorem. Jak zwykle, po chwili podniosła słuchawkę i serdecznie i gorąco ucieszyła się że mnie słyszy, jak zawsze, powitała mnie zresztą , jak każdego dzwoniącego czy spotkanego. Zwykle kiedy dzwonie do kogoś, a chcę chwile porozmawiać, pytam na wstępie czy to dobry moment, czy właśnie nie przeszkadzam, i proponuję, że zadzwonię w innym stosowniejszym momencie, jej nie proponuję tego nigdy, bo jej głos, tempo mówienia, spokój informuje mnie, że moment jest dobry.

Najpierw oczywiście rozmawiałyśmy o mnie, musiałam odpowiedzieć na jej wszystkie radosne pytania, wysłuchałam wszystkich gratulacji i pochwał, podziękowań za wszystko co widziała ostano w telewizji, za to co czytała itd., itd., itd., nie dała mi dojść do słowa, a kiedy ja już byłam całkowicie dopieszczona i moje sprawy były omówione, zaproponowałam żebyśmy porozmawiały wyjątkowo o niej i zadałam pytanie co ma zamiar robić. Zamilkła, a po chwili powiedziała słabo, no jakoś to będzie… będzie pomagał mi Jerzy, pracy chyba nie znajdę, powoli tracę nadzieję, szukam już pół roku. Ale oczywiście wciąż będę szukać, tylko nie bardzo mogę odejść od zwierząt… Najlepsza byłaby praca w domu, dodała, masz może jakiś pomysł – zapytała. Mam – odparłam śmiejąc się, załóż firmę po nazwą „WYSŁUCHAM KAŻDEGO” masz ku temu wszelkie dyspozycje. Jest tak wielu ludzi samotnych, którzy chcieliby zwyczajnie porozmawiać, powspominać, opowiedzieć swoje dzieciństwo, smutki i radości, niekochanych, lub zdradzanych kobiet które chcą o tym porozmwaić, osób które czują się pokrzywdzone, niedoceniane, wykorzystywane i znoszą to w milczeniu, ludzi niekoniecznie potrzebujących rady czy pomocy, zwyczajnie ludzi potrzebujących miłego inteligentnego słuchacza , czy rozmówcy… będziesz brała drobne opłaty, zostawiane w koszyczku w przedpokoju przy wyjściu, dyskretnie i spokojnie i będziesz żyła. Upieczesz co rano jedno z twoich pysznych, zabójczych dla odchudzających się, ciast, przygotujesz kawkę, herbatkę, jak dla nas, przyjaciół, tylko przedtem dasz ogłoszenie do gazety… ”Wysłucham każdego- tel….” Śmiałyśmy się jakiś czas, bawiąc się tym pomysłem, aż ona powiedziała niespodziewanie, wiesz, te czasy się skończyły, trochę boję się teraz ludzi, nie wpuściłabym do domu każdego, nawet wyglądającego miło, bałabym się. …No to zostaje ci telefon, odparłam po chwili, już mniej wesoło, taki prywatny telefon – nie zaufania, nie towarzyski, nie sextelefon, tylko telefon ludzki, taki ….Człowiek – Człowiek. Tak, to jest pomysł, tylko jak się na tym zarabia, jak to się organizuje, i żeby nie było na początku tego 700- , ale tak, to mogłabym robić, uwielbiam rozmaić z ludźmi, przez telefon też …a jak siebie znam, to każdego z nich chciałabym wysłuchać za darmo, o pieniądzach nie byłoby mowy, jeszcze bym chętnie dołożyła do każdej ludzkiej historii, na koniec, jak już ja poznam.

Kiedy się pożegnałyśmy uświadomiłam sobie, że co jakiś czas, kiedy byłam na moich zakrętach, dzwoniłam do niej i zajmowałam jej co najmniej godzinę, na opowiedzenie o swoich sprawach, ot, tak, żeby porozmwaić z przyjaznym, miłym, obiektywnym człowiekiem, kimś bez negatywnych emocji i złych myśli, bez fałszywego współczucia i podjudzania, bez potakiwania i zgadzania się ze mną w złości czy żalu, ponad miarę, na kredyt i ponad sytuację. Bez nastawiania do innych, zdarzeń i świata jak do wrogów i ustawiana w pozycji konieczności bezwzględnej walki, zemsty i rewanżu. Bez snucia i wykrywania z poczucia niepotrzebnej solidarności, spiskowych teorii o świecie i ludziach, skierowanych przeciwko nam. Jestem pewna że miałaby wielu klientów… Wszystkim nam taka osoba by się przydała.

Dobrego dnia.

 

Ps. Wyszły DOBRE RADY z moimi „Różowymi tabletkami…” na dokładkę… kupiłam wczoraj w kiosku, całość kosztuje 4,90. Dobrego czytania.

02
Październik
2004
19:46

Teofila i Dionizego - wszystkiego dobrego

NIE MA DEFINICJI DOBRA, GDYŻ KAŻDY DZIEŃ STAWIA WIĘKSZE WYMAGANIA. św. Augustyn

Telefon zadzwonił w nocy. 01;13, spojrzałam na zegarek. Cholera przed chwilą się położyłam po ciężkim dniu pracy i podróży z Gdańska do Warszawy.

– Słuchaj, przepraszam że dzwonię tak późno, Jacek, przyleciałem dziś z Kanady, nie mogę spać bo wszystko mi się pomieszało z czasem, pomyślałem że i ty jeszcze nie śpisz, jak to artystka – zaśmiał się, a ja zezłościłam się jeszcze bardziej – szukam Kuby, dzwoniłem już do wszystkich znajomych, nikt nie wie co się z nim stało, gdzie teraz mieszka, czy jest w ogóle w Polsce, nie masz do niego jakiegoś kontaktu?

– Jakiego Kuby? – starałam sobie przypomnieć – tego co jeździł na koniu w pepegach? Ten co grał na gitarze?

– W czym? A tak, w takich białych tenisówkach. Muszę go znaleźć. Wiesz gdzie mieszka? Może masz jego telefon?

– Nie, nie mam. A o co chodzi? – starałam się być miła, znajomy sprzed lat, znajomość z obozu konnego pod Szczecinem, Bonin się to chyba nazywało, ta miejscowość, ze stadniną i nadleśnictwem, mieliśmy wtedy po 18,19,20 lat, wiedziałam że ma przyjechać do Polski, uprzedził kilka tygodni temu, telefonicznie. Zdziwiłam się skąd ma mój telefon. Po tylu latach.

– Spotkasz się ze mną jutro? Chcę pogadać. Muszę znaleźć Kubę.

– Nie, nie mam z nim żadnego kontaktu- cholera jasna, całkiem mnie obudził, już teraz nie zasnę, pomyślałam, trzeba wyłączać telefony na noc, tyle lat sobie to powtarzam, i za każdym razem nie mogę się na to zdobyć, a jak się coś stanie- myślę- ktoś będzie potrzebował pomocy, ktoś z rodziny?

– O ktorej moze sie spotkać? I gdzie sie umówimy?

– Nie mogę jutro, muszę raniutko załatwić dwie urzędowe sprawy i znów wyjeżdżam do Gdańska, kręcę tam film, muszę być na czwartą po południu. Jedź ze mną na Wybrzeże, jeśli chcesz.

– Myślisz że tam może być Kuba?

– Nie wiem, ale jeśli ze mną chcesz pogadać to tylko w drodze.

– Chcę, ale najpierw muszę znaleźć jego. Wanda, ta wiesz ta nasza instruktorka, mówiła mi że może jutro coś się dowie….

– No to nic, no to cześć, bo wiesz, muszę rano wstać, przepraszam cię.

– A dawno się z nim widziałaś?

– Z tym Kubą? ! A skąd!? Nigdy! Nawet dokładnie nie pamiętam który to był, nigdy go potem nie spotkałam, potem spotykałam tyko Sylwka i Hankę, pobrali się, widziałam się z nimi ze dwa razy, a tak z nikim, to było tyle lat temu! A co to za sprawa, dlaczego musisz go zobaczyć? Może ja ci mogę pomóc?

– Nic, właściwie nic, tylko…no nie wiem, chciałbym… po to tu przyjechałem…a jak tobie leci?

– Dobrze – zwariował! Dzwoni do mnie o pierwszej w nocy, właściwe obcy człowiek, żeby mnie pytać jak mi leci? Mimo że słyszy że nie chcę z nim rozmawiać, że mnie obudził? Przecież mu to powiedziałam.

-Słuchaj….

– Wiem że nieźle ci idzie, masz troje dzieci, męża, jesteś babcią, wiem że przyjeżdżałaś na występy do Kanady, ale wiesz, ja mieszkam tak na północy, właściwe na wyspie na jeziorze, nigdy się nie mogłem wybrać, no ale jak tak w ogóle, w porządku?

-Tak, w porządku, mniej więcej- odparłam, no bo co można odpowiedzieć w tak idiotycznej rozmowie….

– A nie przeszkadzam ci teraz, może tam nie jesteś sama, może obudziłem męża?

-Nie, mąż jest w Macedonii na festiwalu….nikogo nie obudziłeś oprócz mnie ale…

– Wiesz, muszę znaleźć, pogadać z Kubą, nie wiesz czy on jest hetero?

– Cooooo?!

– No bo wiesz, on mi wtedy powiedział na tym obozie że się we mnie zakochał, a ja…no wiesz….potem nic mi nie wychodziło, miałem jedną dziewczynę jeszcze w Polsce, ale wiesz…potem nawet się w Kanadzie ożeniłem, ale to nie było…no wiesz jak to jest, to była pomyłka…przepraszam że tak gadam ale …mówię tak dużo, bo wiesz…. od lat mieszkam sam, nie mam z kim pogadać, pracuję w domu, jestem…no to nie ważne, prawie wcale nie widuję ludzi…tak żyję trochę bez sensu i…

– Jesteś gejem?

-…Nie wiem. Chyba tak, ale nie wiem. Rozumiesz mnie?

– A po ci ci Kuba? To było tyle lat temu że….

– Tak, tak, ale pomyślałem…wiesz jak on mi wtedy powiedział że się we mnie kocha…..

-To myślisz że cię kocha dalej? Po tylu latach?

– Nie tylko….właściwie nie wiem…chciałem z nim pogadać…Bardzo z nim chciałem się spotkać przez te wszystkie lata i postanowiłem się ruszyć i…no… pogadać.

– Przed śmiercią? Przecież my już jesteśmy starymi ludźmi, po co ty się chcesz nim spotkać?

– Nie wiem. Mam takie uczucie że zmarnowałem życie….Rozumiesz mnie?

– Powiedz mi, a dlaczego mnie to mówisz, i do mnie dzwonisz?

– No bo…nie pamiętasz jak rozmawialiśmy wtedy w nocy?

– Nie.

– Naprawdę? Nic nie pamiętasz?

– Nie.

– Po kinie. Na co my wtedy chodziliśmy, na jaki film, ze trzy razy? -”Wspaniałe wakacje” na taką głupotę…

– No. I nie pamiętasz tej rozmowy? W nocy? W lesie?

– Nie.

– Jak wracaliśmy przez las do leśniczówki?

– Nie. Nic nie pamiętam….Nie wiem…opowiadałeś mi że jakaś dziewczyna na ciebie zwymiotowała, jak chciałeś się z nią przespać, ze zdenerwowania? Coś takiego? I że coś z łóżkiem, że się załamało? Nie pamiętam…takie coś było….o to ci chodzi?

– Nie.

– A o co?

– No nie wiem, jak nie pamiętasz , no to nic….no dobrze, to zadzwonię, może za kilka dni, kiedy wracasz znowu do Warszawy?

– Nieprędko. Pracuję tam. Ale poczekaj, przypomnij mi o co ci chodzi? O jaką rozmowę? Moją z tobą?

– Tak.

– No i co?

– No nic, no to nie ważne….

– Obiecałam ci coś? Powiedziałam coś? Co?

– Nie, jak nie pamiętasz to już nie ważne.

-…

– No to co chyba się nie zobaczymy bo ja wylatuję z powrotem za tydzień.

– A co z tym Kubą?

-No będę go jeszcze szukał. Jak nie znajdę to trudno. Nie ważne. Dobranoc.

– Słuchaj, o co to w ogóle chodzi?

-…

– Jesteś tam? Pamietsz Piotrka? Nie żyje. Pamiętsz go?

– Nie.

– Nie pamiętasz Piotrka? Też był potem aktorem, jak ja.

– Nie, nie pamiętam. …No to dobranoc…. Przepraszam że cię obudziłem.

– Nie ma za co. No to ….Dobranoc.

Dobrej nocy dla was.

29
Wrzesień
2004
21:58

Michała i Michaliny - wszystkiego dobrego

JEŚLI CHCESZ ŻYCZYC CZEGOŚ REALNEGO – NIE ŻYCZ SZCZĘŚCIA. św. Augustyn.

Uwolniono dwie włoskie wolontariuszki, ochotniczki pomocy humanitarnej w Iraku!!!

Dobranoc.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.