Franciszka i Ksawerego - wszystkiego dobrego
GDY CIĘ KTO CZYM DOTKNIE, ZARAZ ROZWAŻ, CO TEN CZŁOWIEK UWAŻA ZA DOBRO, A CO ZA ZŁO. Marek Aureliusz
Spędzam całe dnie na swoich próbach w Teatrze Nowym w Poznaniu i mózg mi się przegrzewa po wielu godzinach myślenia i rozwiązywania szarad scenicznych i emocjonalnych. Wczoraj uciekłam do tutejszej Opery usiąść w kącie loży i posłuchać śpiewu, zbierając myśli z „dalszej prespektywy”. Nigdzie się tak dobrze nie myśli, okazuje się, nie rozwiązuje problemów życiowych i zawodowych jak w operze. Polecam. Dawno nic mnie też tak nie uspokoiło. Słuchałam koncertu, z którym Opera Poznańska wyjeżdża za chwilę w tournee po Zjednoczonej Europie, koncertu złożonego z fragmentów granych tu u oper… Traviata, Ernani, Nabucco, Wesele Figara, Madame Butterfly, Don Posquale… uspokojenie, uspokojenie… wreszcie spokój… czego i Wam życzę.
Poznań już w szale zakupów, fantów, bombek, loterii, aukcji charytatywnych, wieczorów urządzanych na rzecz ubogich, sierot, bezdomnych… W teatrach ćwiczą kolędy, rozmawiają o wieczorach wigilijnych i planach Sylwestrowych… a ja marzę o uregulowaniu działań i myśli, o klarowności i jasności sytuacji… czy się doczekam w tym roku? A niech się już raz do cholery ten ROK skończy! Choć nie mam racji, bo przecież jest się z czego cieszyć i mamy osiągnięcia w rodzinie… nowe dziecko… Jestem okropna, innych namawiam do pogodzenia się z losem i do zadowolenia z tego, co jest, a rezygnacji z tego, co w małym stopniu możliwe do spełnienia, a sama nie umiem sobie tego rozkazać…
Ucieszcie serca, za chwilę gwiazdka, zbliżają się najpiękniejsze dni w roku…
Dobrej nocy…
Czytam z wielką przyjemnością książkę Catherine Deneuve „W cieniu samej siebie”( tłumaczenie tytułu moje, bo książka po francusku).
Dobrej nocy, bo ja znów na próbę…
Czy „niemniej jednak” mówione razem to błąd? Bo tak mi się wydaje. Albo niemniej albo jednak, a razem gorzej, a w każdym razie brzydziej… Mam rację czy nie?
Natalii i Eligiusza - wszystkiego dobrego
DZIŚ NIE MA MYŚLI FILOZOFA, BO ZAPODZIAŁAM GDZIEŚ KSIĄŻKĘ, A JA SAMA MAM ZUPEŁNIE PUSTO W GŁOWIE.
– Pani Krystyno, jak pani sądzi, dlaczego ludzie tak źle mówią? Nie chodzi mi o to, co mówią, a jak mówią. Niewyraźnie, za cicho, niechlujnie, byle jak?
– Z wielu powodów. Z takich samych, dlaczego tak niewyraźnie też piszą.
– Nie, chodzi o coś innego. Podobno młodzi aktorzy też źle mówią, często ich zwyczajnie nie słychać…nawet na małych scenach….
– To już jest sprawa kształcenia młodych aktorów, wymagań reżyserów i publiczności. Publiczność powinna, moim zdaniem, za każdym razem, kiedy nie słyszy, krzyknąć, że nie słychać… i tyle… jak w czasach Szekspira… szybko wzięliby się aktorzy i za emisję i za dykcję. A teraz nawet jak dotrze do aktorów, że publiczność nie słyszy tekstów, to – szczególnie młodzi – wzruszają ramionami i odburkują, że widocznie na widowni są starzy i głusi i tyle. Sama słyszałam takie reakcje wielokrotnie.
– No dobrze, zostawmy aktorów w spokoju, bo pewnie i pani niezręcznie o tym mówić…dlaczego więc ludzie tak niechlujnie, niewyraźnie mówią, szczególnie młodzież?
– Bo nie przywiązują do tego wagi, nie starają się, jest coś, co się nazywa „leniwą wargą”. To jest nieruchomość dolnych mieści twarzy i warg przy mówieniu. Wielkie znaczenie ma też sprawa szacunku do rozmówcy. Jeśli komuś odpowiadam na pytanie, z kimś rozmawiam, to moim obowiązkiem jest zapewnić komfort słuchającemu, ze zwykłej grzeczności, i to dotyczy i głośności i precyzji mówienia. Staranność w tym wypadku jest wypadkową dobrego wychowania, szacunku do rozmówcy i zaangażowania w ogóle w kontakt z drugim człowiekiem…no, ale to oczywistości.
– No więc pani Krystyno, dlaczego ludzie tak niewyraźnie i niechlujnie mówią?
– Ale się pan uparł i to tak rano…. Mam to nazwać jednoznacznie?
– Tak.
– Nie chcę. Dlaczego ja?
– Bo mnie to interesuje.. chciałbym, żeby pani mi to wyjaśniła.
– Dlaczego to pana tak dręczy? Kim pan jest…
– Właśnie. Nauczycielem. Nie rozumiem przynajmniej połowy z tego, co mówią moi uczniowie, i jak mówię, nie o chodzi o to, co mówią, bo z tym jest często nieźle i tylko szkoda, że tak trudno się tego słucha….
– A niech pan mi powie, dlaczego ludzie się nie myją?
– Słucham?
– Nie niech pan mi powie, dlaczego. Wyobrażają sobie, że jak rano nie wezmą prysznica, to tego nikt nie zauważy ani nie poczuje? Mylą się.
– No wie pani….
– Jadę pociągiem i nie mogę wypić kawy, herbaty, bo pan, który mi ją sprzedaje śmierdzi…. Nie mogę pójść do fryzjera, bo pani która mi myje głowę, pochyla się nade mną, ja mam nos pod jej pachą i mam ochotę zwymiotować….
– Może jest pani nadwrażliwa?
– Tak pan myśli?
– Pani Krystyno o takich rzeczach się nie mówi.
– Dlaczego? A czym to się rożni od niechlujnego mówienia, które jest często także wynikiem egoizmu i nie myślenia o ludziach, z którymi się spotyka i żyje na co dzień… Nie żyjemy sami….
– Ja zadając pytanie, nie miałem na myśli nic…. Wie pani, mogę zrobić godzinę wychowawczą o niechlujnym mówieniu, ale nie mogę o myciu się czy raczej nie myciu…
– Dlaczego?
– No nie wiem….
– Wie pan co… przepraszam pana, moi synowie też mówią niewyraźnie i ja, mimo że się wściekam, poprawiam ich, koryguję, błagam i zaklinam, niewiele umiem z tym zrobić. Ale myją sie zapamiętale i z lubością, na szczęście. – Przepraszam pana. Pan jest wychowawcą jakiejś klasy, tak? Rozmawia pan ze swoimi uczniami o miłości?
– No nie….
– O szacunku do człowieka, który nas kocha, na jego nieszczęście nieszczęśliwie …. Takie nieszczęśliwe miłości często się zdarzają w liceach? Pan jest nauczycielem licealnym?
– Tak. Myśli pani, że częsta jest pogarda dla kogoś, kto nas kocha, tylko dlatego, że my go nie kochamy?
– Bardzo częsta…. Szczególnie, jak się jest młodym i bezwzględnym…niedojrzałym emocjonalnie….
– Nigdy o tym nie myślałem.
– Czy w tym liceum ktoś z młodych ludzi popełnił samobójstwo? Z miłości? Tak jak kiedyś w moim, kiedy ja byłam w liceum?
– Nie, chyba nie…. Powiesiła się nauczycielka….
– Z miłości?
– Nie, w sobotę po lekcjach pewnego dnia, została sama w pokoju nauczycielskim, długo tam siedziała, a potem się powiesiła w piwnicy…. Straszne…
– Dlaczego się powiesiła? Czy ktoś wie?
– Napisała list, że nie może wrócić do domu do męża i jego rodziny, u której mieszkali…czuła się zaszczuta i upokarzana każdego dnia….
– Wiedzieliście o tym?
– Tak.
– I co?
– Nic. A kto może pomóc w takiej sytuacji? Była dorosła. Dorosły człowiek decyduje o swoim życiu.
– Tak pan uważa? Jakiego pan uczy przedmiotu, oprócz wychowywania młodzieży? Przedmiotów humanistycznych? Czy pan zdaje sobie sprawę, jak to brzmi „Wychowawca klasy”? To wielka odpowiedzialność… Rodzice, posyłając dziecko do szkoły, czesto czują się zwolnieni z wychowywania swoich dzieci…
– Uczę historii….
– A to pięknie. O brudzie i nie myciu się, braku kanalizacji w miastach i dworach wie pan wiele… Przepraszam, muszę już iść. Do widzenia. I powodzenia. Do zobaczenia.
– Wątpię. Rzadko bywam w teatrze. Dziękuję i …do zobaczenia.
I tak oto, taką dziwną rozmowę odbyłam przypadkiem. Z zupełnie nieumytym panem. Jadąc pociągiem do Poznania. W wagonie restauracyjnym. Pijąc kawę.
Dobrej nocy.
Andrzeja i Konstantego - wszystkiego dobrego
LEPIEJ DZIAŁAĆ WBREW CAŁEMU SPOŁECZEŃSTWU NIŻ WBREW SOBIE SAMEMU. Marek Aureliusz
Opinia tłumu nie musi być trafna. Człowieczeństwo, dzielność- często wymagają nonkonformizmu. Marek Niechwiej
Siedzę przed ekranem komputera już godzinę.
– Czy pojedzie pani na Ukrainę?
– Nie mogę.
– Czy jest coś ważniejszego?
– Niewiele w tej chwili spraw ważniejszych. Osobiste.
– Więc dlaczego pani nie pojedzie?
– Nie mogę.
– Dlaczego?
– Boję się.
– Czego? Nie namawiamy pani na wyjazd do Iraku. Czego się pani boi?
– Ludzi. Tłumu.
I nagle przychodzi mi do głowy początkowe zdanie jednego z wierszy Poświatowskiej: – Mój cień jest kobietą… odkryłam to na ścianie…
Siedzę przed ekranem komputera już godzinę…
Błażeja i Saturnina - wszystkiego dobrego
USUŃ WYOBRAŻENIA, A MINIE I POCZUCIE KRZYWDY, USUŃ POCZUCIE KRZYWDY, A PRZEMINIE I KRZYWDA. Marek Aureliusz
Jutro andrzejki, lubimy wszyscy ten dzień, tego dnia ma się, jak się wydaje, coś okazać, ukazać, objawić… co będzie dalej… dzień wróżb… wróżby z filiżanek, butów, kapeluszy, fusów… majtki na lewą, majtki na prawą tego dnia, bielizna, pończochy, cienie, świeczki, karty, zaklęcia… do mojego telefonu przychodzą od kilku dni SMS-y takiej treści:
DO ANDRZEJEK TYLKO 6 DNI. NASZE WRÓŻKI SĄ JESZCZE DOSTĘPNE I CZEKAJĄ NA CIEBIE Z WRÓŻBAMI ANDRZEJKOWYMI. SMS o treści WOSK na 7335 ( netto: 3 ZŁ; 3.66 z VAT)
I tak codziennie, albo dwa razy dziennie, tyle że w treści lekka zmiana – Do andrzejek już tylko 5 dni, 4 dni itd. Zastanawiałam się, ile ja z VAT-em płacę, że te SMS-y odbieram, nieważne… Wczoraj zdenerwowałam się, ponieważ stało przede mną widmo natychmiastowego podjęcia ważnej decyzji zawodowej, złapałam za telefon i pod hasłem WOSK napisałam:
– WOSK – CZY MAM PODJĄĆ DECYZJĘ NA TAK, CZY NA NIE? – za 3 zł 66 groszy.
Wróżka odesłała do mnie, mam nadzieję za darmo, SMS takiej treści:
– PODAJ SWOJĄ DATĘ URODZENIA.
– WOSK- 19 grudnia 1952.- za 3 zł 66 groszy.
– ZADAJ PYTANIE.
– WOSK- JUŻ ZADAŁAM – za 3 zł 66 groszy
– ZADAJ PYTANIE.
– WOSK- CZY MAM PODJĄĆ DECYZJĘ NA TAK, CZY NA NIE?- za 3 zł 66 groszy
– O CO CHODZI, O JAKI PROBLEM?
– WOSK – ZAWODOWY- za 3 zł 66 groszy
– SFORMUŁUJ POPRAWNIE PYTANIE.
– WOSK- CZY MAM PRZYJĄĆ PROPOZYCJĘ ZAWODOWĄ, CZY JEJ NIE PRZYJMOWAĆ? – za 3 zł 66 groszy
– W JAKIEJ SPRAWIE. NAPISZ PRECYZYJNIE.
– WOSK- NIE CHCĘ PRECYZYJNIE. A CO TO ZA WRÓŻKA, KTÓREJ MAM NAPISAĆ PRECYZYJNIE!- a 3 zł 66 groszy
– PROSZĘ SFORMUOWAĆ KONKRETNE PYTANIE, WTEDY WRÓŻKA BĘDZIE MOGŁA ZASTANOWIĆ SIĘ NAD ODPOWIEDZIĄ.
– WOSK- TAK CZY NIE? TYLKO TYLE – za 3 zł 66 groszy
– PROSZĘ PRECYZYJNIE ZADAĆ PYTANIE. PRZEPRASZAMY.
-WOSK – JUŻ NIE CHCĘ – za 3 zł 66 groszy.
No i tak już za 32 złote 94 grosze przeszła mi ochota ubiegać się o doradztwo Wróżki, która chce wiedzieć za dużo. Decyzję podjęłam na NIE, na wszelki wypadek, i z głowy. A wszystkim Andrzejom wszystkiego najlepszego i cudny kawałek grany przez 10, 11-letniego chłopca na skrzypcach, mały uliczny grajek z Rzymu….
Wróżby to stary jak ludzkość sposób na poznanie niepewnej przyszłości. Wierzono, że są dni, kiedy duchy przodków wracają na ziemię i odsłaniają przed nami odrobinę nieznanego. Wróżbom miłosnym sprzyjał początek adwentu. Panny wróżyły zamążpójście w wigilię świętego Andrzeja (tj.29 listopada) a kawalerowie w przeddzień świętej Katarzyny.
Andrzejkowe wróżby przetrwały aż do dziś i do dziś cieszą się niesłabnącą popularnością, mimo iż przez stulecia Kościół potępiał je jako zabobony.
W Andrzejki próbujemy trochę dla zabawy, a trochę na serio uchylić rąbka zasłony spowijającej przyszłość.
Zachęcam do spotkania w ten magiczny wieczór w większym gronie przyjaciół bo i zabawa będzie znacznie bardziej interesująca, kiedy jednak będziesz musiała spędzić ten wieczór samotnie nie załamuj się
istnieje bowiem wiele wróżb do których nie potrzebujesz towarzystwa. Możesz np. wybrać się na spacer, a wracając do domu, policzyć latarnie. Jeśli liczba jest parzysta, ślub niedaleki. Możesz też , mijając je, powtarzać w myślach: kawaler, rozwodnik, wdowiec i znów kawaler…… Na kogo wypadnie przy ostatniej latarni , ten będzie twój.
Poniżej chciałabym przedstawić parę znanych i mniej znanych wróżb, przy których możesz bawić się wyśmienicie przez cały wieczór…..
Zapraszam do miłej zabawy!
Głównym powodem dla którego w wieczór andrzejkowy zaglądamy w ciemne strony magii jest chęć poznania swojego przyszłego męża. Niektóre ze sposobów wymagają dużego samozaparcia. A oto jeden z najoryginalniejszych: jeśli chcesz ujrzeć we śnie przeznaczonego Ci ukochanego, cały dzień pościj i nie pij wody. Tuż przed położeniem się do łóżka zjedz piekielnie słonego śledzia. Taka wyszukana kolacja na pewno wywoła sen o wodzie, a mężczyzna, który poda ci w nim napój, będzie ci przeznaczony…..
Lanie Wosku
Jednym z najpopularniejszych zwyczajów nieustannie kojarzącym się z wieczorem andrzejkowym jest lanie wosku.
Roztop wosk w małym naczyniu i lej na wodę przez ucho od klucza. Według dawnych wierzeń klucz ułatwia bowiem nawiązywanie kontaktu z zaświatami, a tylko dobre duchy przodków mogą odsłonić przyszłość. Kształt woskowej figurki może wydawać się nieczytelny, ale gdy obejrzysz jego cień na ścianie, łatwiej dopatrzysz się zarysu. Gdy puścisz wodze fantazji, dowiesz się co czeka Cię w nadchodzącym roku.
Buty
Aby dowiedzieć się która z panien, wdów i rozwódek z grona wróżących sobie osób wyjdzie pierwsza za mąż posłużymy się butami. Ustawiamy buty z lewej nogi rzędem w kącie pokoju. Ostatni w kolejce przestawiacie na początek. Właścicielka buta, który pierwszy dotknie czubkiem progu, może liczyć na błyskawiczną zmianę stanu cywilnego.
Obierka jak wąż.
Chcesz dowiedzieć się, na jaka literę zaczyna się imię ukochanego przeznaczonego Ci przez los? Do tej wróżby musisz użyć jabłka a dokładniej jego skórki. Ale uwaga! Musisz to zrobić w ten sposób, żeby powstała jedna obierka. Rzuć nią za siebie przez lewe ramię i odczytaj literę utworzoną przez leżąca na podłodze obierzynę.
Wahadełko
Chcesz wiedzieć czy czeka cię rychły ślub? Zrób wahadełko i…do roboty!
Zawieś pierścionek albo obrączkę na czerwonej nitce. Palcem wskazującym i kciukiem lewej dłoni uchwyć nitkę, łokieć oprzyj na stole. Ustaw wahadełko nad szklanym naczyniem wypełnionym wodą w ten sposób, aby znalazło się pośrodku naczynia i nieco poniżej jego brzegów. Rękę trzymaj nieruchomo i obserwuj obrączkę. Jeśli wahadełko nie poruszy się, upłynie wiele lat, nim spotkasz ukochana osobę. Teraz przesuń wahadełko tak by wisiało 3cm od brzegu wazy. Gdy zacznie się kołysać i uderzać o brzegi naczynia policz ile razy zrobi to w ciągu pięciu minut. Wynik odejmij od łącznej sumy liter swojego imienia i nazwiska. Na przykład – w imieniu i nazwisku jest razem 17 liter, a obrączka uderzyła 15 razy. Oznacza to, że za dwa lata weźmiesz ślub. Jeśli wynik odejmowania jest ujemny , jeszcze w tym roku zmienisz stan cywilny.
Wróżba z papieru.
Potnij czysta kartkę na trzynaście równych części. Na sześciu z nich napisz swoje najskrytsze marzenia, najlepiej wodoodpornym pisakiem . Teraz wymieszaj dokładnie karteczki, ale nie składaj ich. Wszystkie kartki połóż na dnie dużej szklanej wazy albo miski i powoli wlewaj wodę wąskim strumieniem. Obserwuj zapisane kawałki papieru. Który pierwszy wypłynie na powierzchnie wody, to marzenie pierwsze się spełni. Jeśli najpierw wypłyną czyste karteczki, uzbrój się w cierpliwość, bo będziesz musiała trochę poczekać na spełnienie marzenia.
Magiczny ogień.
Pomyśl sobie życzenie i zapal dwie zapałki. Trzymaj je płonącymi łebkami do góry. Jeżeli zapałki będą palić się “ku sobie”, życzenie się spełni w ciągu roku, a jeśli nie –będziesz musiała dłużej poczekać na jego realizację.
Filiżanki.
Pod trzema filiżankami schowaj: obrączkę, monetę, listek a czwartą zostaw pustą. Zamień miejscami filiżanki. Wybierz jedna z nich. Jeśli trafisz na obrączkę, czeka cię miłość, listek-ślub, monetę-bogactwo. Gdy wybierzesz pusta filiżankę, nowy rok nie przyniesie zmian.
Szpilka prawdy.
Potrzebne jest 7 lub 13 szpilek. Włóż je do kubka, potrząśnij i wysyp na stół przykryty obrusem. Następnie odczytaj, jakie litery zostały utworzone przez rozsypane szpilki.
A. przed Tobą podróż lub przeprowadzka
E. pomyślność w miłości i w pracy, jeśli litera jest odwrócona – przejściowe kłopoty
H. szczęście w miłości, małżeństwo
K. sukces zawodowy
L. uważaj na złodziei, jeżeli litera jest odwrócona – ostrzega przed chorobą lub wypadkiem
M. wyjątkowo korzystna propozycja
N. okres dobrej passy
T. pomoc przyjaciół
W. uwaga na oszustów wokół siebie
V. ktoś będzie chciał cię wykorzystać
X. szczęście sprzyja ci we wszystkim
Odpowiedzi na jedno, najważniejsze pytanie możesz szukać również w książce. Sformułuj je w ten sposób, by można odpowiedzieć na nie “tak” lub “nie”. Otwórz na chybił trafił jakąś książkę i sprawdź numer strony. Jeśli jest dwu- lub trzycyfrowy, dodaj do siebie cyfry, aż uzyskasz jedną cyfrę. Wynik parzysty to “tak”, nieparzysty “nie”. O północy zapal świecę i zgaś światło. Stań przed lustrem ze świecą w dłoni. Powtarzaj , że chcesz ujrzeć twarz przyszłego męża. Musisz skoncentrować się i głęboko uwierzyć , a magia zadziała. Po pewnym czasie nad ramieniem dostrzeżesz zarys męskiej twarzy. Zanim pójdziesz spać, włóż pod poduszkę karteczki z męskimi imionami i rano wyciągnij jedną. Tak będzie nazywał się twój przyszły mąż. Starym sposobem na sprawdzenie snu o ukochanym jest włożenie pod poduszkę….męskich spodni.
Wróżb jest jeszcze całe mnóstwo, ale nie sposób wspomnieć o wszystkich. Wystarczy tyko tych kilka na początek, a cała reszta długiego, upojnego wieczoru zależy tylko od waszej inicjatywy, wyobraźni, waszego szaleństwa i nie tuzinkowości
Najważniejsze przecież jest to, by się świetnie zabawić, więc życzę Wam niezapomnianego wieczoru andrzejkowego, udanego towarzystwa, no i oczywiście spełnionych wróżb.
Grzegorza i Zdzisława - wszystkiego dobrego
ŻYCIE TO WOJNA I PRZYSTANEK W PODRÓŻY; WSPOMNIENIEM POŚMIERTNYM – ZAPOMNIENIE. Marek Aureliusz
Mąż wrócił z Urugwaju, gdzie skończyli kręcić najnowszy film pana Krzysztofa Zanussiego, przywiózł masę opowieści o tym zdumiewajacym kraju i dużo zdjęć. Zamieszczam dla Was dzisiaj serię z panem, który zarabia, wyprowadzając psy na spacer, trzy razy dziennie, codziennie, cały miesiąc; za jednego psa miesięcznie dostaje 100 pesos, to jest około 3 i pół dolara, przy czym dobry obiad można tam zjeść za 50 pesos. Zdjęcia te wywołały we mnie wspomnienia – kiedyś mieszkałam kilka lat obok Placu Zbawiciela, dookoła mnie, w wielu mieszkaniach dużo samotnych, straszych osób, prawie każda z nich miała psa lub dwa pieski. Wciąż ci starsi ludzie wieszali ogłoszenia na klatkach schodowych o tym, że szukają kogoś, kto wyprowadzałby ich psy, wyrzucał raz dziennie śmieci i robił drobne zakupy, i nigdy nikt się nie zgłaszał w związku z tymi ogłoszeniami, ani dzieci, ani młodzież… nikt… Struszkowie i staruszki narzekali i zwlekali się często z łóżek, żeby ich pupile mogli pospaceować, choćby koło bloku. Zimą narzekania narastały, ogłoszeń było więcej i obietnic w zamian za pomoc więcej, i nic… a ja wciąż się dziwiłam, dlaczego młodzież czy dzieci nie chcą zarobić parę groszy, jeśli już nie zwyczajnie pomóc swoim sąsiadom… Ja wtedy biegałam na zajęcia do Szkoły Teatralnej, byłam młodą mężatką, rano starałam się zrobić zakupy pani, z którą mieszkałam na jednym piętrze, kiedy przychodziłam, ona wciąż wspominała o jakichś dawnych czasach… hercerzach i harcerkach, którzy pomagali ludziom starszymi i chorym w ramach zdobywania sprawności harcerskich czy w ramach zbiórek… nie bardzo rozumiałam, o co chodziło… wiedziałam, że starsza pani musi sobie pogadać i ponarzekać. …Mijały lata – jak mówiła Agnieszka Osiecka – wyprowadziłam się, pracowałam, miałam swoje dzieci. Moje dzieci nigdy nie chciały należeć do żadnego harcerstwa, nie nalegałam, harcerstwo w czasach, kiedy ja dorastałam, było harcerstwem „czerwonym”, ideologicznym bardziej niż jakimkolwiek innym, więc też nigdy mnie tam nie ciągnęło… Potem, kiedy mój najmłodszy syn poszedł do szkoły, namawiałam go do wstąpienia do Drużyny Zuchów… pomyślałam – jednak dawne ideały związane z tą organizacją… Szare Szeregi… przedwojenne harcerstwo… zaangażowana, patriotyczna młodzież… ruch społeczno- wychowawczy… ale mój syn po dwóch zbiórkach powiedział mi, że nie podoba mu się to… że nie podobają mu się mundurki, co mnie prawdziwie zdziwiło, ale znów nie nalegałam. Trzy lata temu złożyłam scenariusz według „Luster” Małgorzaty Saramonowicz: 10, 11-letnia dziewczynka, harcerka wychowywana przez wuja aptekarza, w ramach zdobywania sprawności i odznak harcerskich opiekuje się kilkoma starszymi, chorymi paniami, poleconymi jej przez przyjaciela wujka lekarza i… wszystkie te panie… morduje z litości nad ich losem, wiekiem i niedołężnością… wstrząsająca, wydawało mi się, opowieść, poruszjąca historia, dyskusja o wychowaniu, ale i o bezwzględności młodości, między innymi… nikt tym tematem się nie zainteresował i scenariusz napisany przez Andrzeja Saramonowicza gdzieś tam leży w szufladach biurek… szkoda… albo i nie szkoda…
No i tyle, i tak się zaplotły moje wspomnienia zapoczątkowane historią ze zdjęć, z wyprowadzaniem psów… Sorry…
Dobrego dnia.
Konrada i Sylwestra - wszystkiego dobrego
BEZGRANICZNE ZDZIWIENIE WŁASNĄ GŁUPOTĄ DEFINIUJE CZŁOWIEKA JAKO HOMO SAPIENS. Człowiek kształtuje się we wstydzie, złości, żalu i racji swych niepowodzeń, będących dlań stałym bodźcem by się wykazać. Człowiek staje się człowiekiem w daremnych próbach udowodnienia swojej wartości….
Cytuję dla Was fragment „Encyklopedii głupoty”, którą mam w ręku od dwóch dni, czytam w wolnych chwilach i bardzo mnie ta książka bawi…
Głupota w trzech fazach: Pierwsza jest głupota klasyczna, którą cechuje fundamentalna naiwność. Ma tu zastosowanie biblijna sentencja: „Panie, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią”… Do głupoty drugiej, nowoczesnej, odnosi się wypowiedz: „Panie, oni nie wiedzą, co czynią, i dobrze, że tak jest…”- Rzeczywistość istnieje za sprawą iluzji. Póki jej nie widać, pozór narzuca organizację realnemu światu… Obie te głupoty są niedzisiejsze. Obie wywodzą się z klasycznej idei, mówiącej ze głupiec wypiera się swojej rzeczywistości, obecnie mamy do czynienia z głupotą postmodernistyczną: ”Panie, oni wiedza, co czynią, i czynią to mimo wszystko”. Wydaje się ze głupota wyszła z mody. Postmodernista jest głupcem oświeconym. Bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z dystansu między pozorem a istotą, ale przysięgą na zasłonę. Nie da się dłużej konfrontować postmodernisty z oczywistością, której on nie dostrzega – z tym, czego on nie uznaje, aby mieć rację – i z góry to wkalkulował. Weźmy politykę. Polityk otwarcie dopuszcza się oszustw; nikt mu nie wierzy; on o tym wie; my też o tym wiemy, że on wie, i on wie to również. Gdzie szukać w tej wszechwiedzy głupoty? Skoro każdy wie, to, kto o tym nie wie?… Jak długo wszyscy udają ze król jest odziany, naród pozostanie jednością… Głupota nie kryje się w myśleniu, lecz w postępowaniu wbrew własnym przekonaniom. Słowem – głupoty nie powinniśmy szukać w warstwie psychologicznej. Wręcz przeciwnie. Zmaterializowała się w praktyce dnia codziennego… A tylko dzieci, durnie, pijacy są na tyle nieokrzesani, by głosić „prawdę” … ( Encyklopedia głupoty – Matthijs van Boxsel – Wydawnictwo WAB)
Wczorajszy wieczór cały z głową w telewizorze w sprawie Ukrainy… to ważna chwila, wielka próba, jeden z najważniejszych momentów ostatniej historii, ważny i tak przejrzysty…
Dobrego dnia… idę na próbę… usiłuję robić rodzaj moralitetu… czy ja zwariowałam?!!! Świat jest idiotyczny… życie to zabawa dla pesymistów… Żydowski zwyczaj nakazuje położyć krzywo cegłę w nowym budynku na świadectwo ludzkiej niedoskonałości. Persowie celowo robią błąd przy tkaniu dywanów, gdyż nie chcą konkurować z doskonałością Boga…
Nie przestanę cytować. Dobrego dnia. Jeszcze tylko „Piekło głupców” – Dante wkracza do piekła. W przedsionku, jeszcze przed Acheronem i Przedpieklem, po mrocznej równinie pod bezgwiezdnym niebem ogromny tłum kąsany przez gzy i osy biega w bezładzie za umykającym proporcem. Zgiełk jęczących dusz brzmi jak burza piaskowa. To anonimowe cienie, istoty błahe, „bez hańby i bez cześci”, niegodne imienia. Opieszali, wiarołomni i ci, co umywając ręce, zgrzeszyli niedokonaniem wyboru, również wyboru niewybierania. Nie byli dobrzy ani źli. Jest wśród nich grupa upadłych aniołów, które nie były ani zbuntowane, ani wierne Bogu, lecz pozostały z boku, zajęte wyłącznie sobą… Ci nieszczęśnicy „co w świecie żyli nieżywotnie”, zostali odrzuceni i przez niebo i przez piekło. Nie mieszczą się w klasyfikacji grzechów i cnót. To dziwolągi i odmieńcy. Ekscentryczność ich nie polega jednak na wyjątkowości, lecz właśnie na monstrualnej nijakości. Nie zsługują na imię i miejsce… To kara zastrzeżona dla tych, którzy o niczym nie chcieli wiedzieć…
No już… dobrego dnia.
Erazma i Katarzyny - wszystkiego dobrego
KTO MYŚLI MYŚL WIELKĄ, WIELCE BŁĄDZI. Martin Heidegger
Czytam „Encyklopedię głupoty” Matthijsa van Boxsel, to pyszna lektura… Głupcy bywają wielce niebezpieczni, właśnie dlatego, że są inteligentni, że ich przedsięwzięcia zazwyczaj im się udają. Im są zaś inteligentniejsi tym bardziej katastrofalne są skutki ich głupoty. Inteligencja to sztuka wyboru.
Usłyszałam właśnie pierwszy raz o rozwodzie małżeństwa gejowskiego. Kiedy w kilku krajach europejskich wprowadzono pozwolenia na śluby w obrębie jednej płci, mnie zainteresował problem rozwodów i zagadnienie ich ewentualnej ilości w stosunku do zawieranych małżeństw. Od lat pracuję na tzw. zachodzie. Od lat znam i przyjaźnię się z kilkoma takimi parami, których w środowiskach artystycznych nigdy nie było mało. Dziś niektórzy z nich usankcjonowali związki wobec prawa, choćby po to, aby się nawzajem zabezpieczyć, móc mieć wspólnotę majątkową itp. Znam bardzo szczęśliwe małżeństwo panów, którzy są ze sobą 38 lat a w zeszłym roku wzięli ślub, ale takie związki są naprawdę rzadkie, jak i wśród związków mieszanych płci, można by powiedzieć, ale jednak nie do końca. Żyć w związku lesbijskim czy gejowskim, oficjalnie, to jednak wyzwanie rzucone światu i „okolicom”… ale tym nie zamierzam się teraz zajmować, ani też ocenami, ani stosunkiem do zjawiska. Zwyczajnie, kiedy usłyszałam o ślubach automatyczne pomyślałam o rozwodach i tyle…
A teraz przytoczę wam pewną typową rozmowę, rozmów takich byłam świadkiem nierzadko, panowie dziś maja po 60 lat, spotkali się, kiedy mieli około 20, jeden z nich jest wybitnym choreografem w kabaretach niemieckich, drugi, Francuzem z pochodzenia, nigdy nie pracował, zajmował się ich domem i karierą tego pierwszego, jest także jego jakby agentem i sekretarzem. Kochają się obaj miłością nieprzytomną, nie mogą bez siebie wytrzymać ani dnia, kiedy się rozstają telefon jest w stałym użyciu, ponieważ muszą się zawiadomić o każdym szczególe i zdarzeniu, a także wrażeniu z „życia osobno”. Byłam świadkiem wzruszającej sceny, kiedy jeden z panów odszedł, bo musiał porozmawiać z reżyserem, a na stoliku stygła zrobiona mu przez „męża- żonę” kawa, mąż- żona szalał z niepokoju, że kawa stygnie i jak tamten skończy będzie musiał wypić zimną… nie wieim czy kiedyś obserwowałam coś podobnego… Przebywałam z nimi dość długo, podczas pracy nad rzeczami, do których potrzebna był choreografia, lata temu, od tego czasu spotykamy się regularnie, podobną czułość, troskę i przywiązanie obserwuję dość rzadko. Uwielbiam ich. A teraz rozmowy:
– Wszystko dla ciebie poświeciłem, nie mam rodziny, nic własnego, nie wiem, kim jestem, opuściłem dla ciebie mój kraj… i co ja miałem w zamian z życia?
– Nigdy byś tego nie zrobił gdybyś nie był szczęśliwy, widocznie jesteś…
– Ale co ja mam za życie, czterdzieści lat sprzątam, gotuję, pakuje walizki, robię przyjęcia dla twoich znajomych, dbam o twoje rzeczy…
– Kiedyś gotowałeś codziennie, teraz tylko dwa razy w tygodniu.
– Bo nienawidzę gotować!!! Nie cierpię robić zakupów!
– O, widzę że mamy kryzys… dobrze jak skończę tę prace pojedziemy na wakacje. Gdzie chcesz?
– Wakacje, wakacje, ty mi nawet butów nie pozwalasz sobie kupić!
– Bo masz za dużo butów! Jak jakaś Marcos …
– Ja mam za dużo butów?! W takim razie ty masz za dużo płyt!
– A propos, jak jeszcze raz zrobisz mi w nich porządek to się pokłócimy naprawdę! Ostatnio nie mogłem znaleźć. To jest mi potrzebne do pracy!!!
– Muszę porządkować, ty wszystko rozwalasz… zupełnie cię to nie obchodzi! Poukładałem według alfabetu…
Itd, itd, itd… I co wy na to? Ale rozwodu nie będzie, to prawdziwy związek, jestem pewna, że tak jak żyją ze sobą 40 lat, tak dożyją do śmierci, wiem, że mieli kryzysy, że jeden z nich przeżył romans, a drugi cierpiał, ale przebaczył… i chcę napisać jeszcze jedno, że… jak i w małżeństwach hetero, wszystko, absolutnie wszystko zależy od ludzi, od ich kultury osobistej, wrażliwości i wielkości uczucia… a tu się zatrzymajmy i nie dyskutujmy o normalności i nienormalności, a ja dodam tylko że żywiołowo nie znoszę agresywnych lesbijek i gejów – demonstratywnych, z postawą roszczeniową i paradoksalnie nietolerancyjnych dla innych. Ale to wszystko łagodnieje z czasami.
Dobrego dnia. I mam dla was radę, jakiej mnie udzielili oni, moi przyjaciele, dwóch panów w związku, kiedyś, w długiej rozmowie o niemożności, o trudnościach, o ryzyku, czyli o życiu… Kiedy dojdziecie do rzeki, nie czekajcie aż przepłynie, tylko postarajcie się ją przejść w jakiś sposób, nawet jeśli będziecie musieli się zdobyć na wysiłek wybudowania mostu.
Dobrego dnia. A na koniec słynny Litwin, ostatnio wielce wystawiany a nazywany idealistą – Grickevitius.
Jana i Flory - wszystkiego dobrego
Przepraszam za milczenie ale Poznań i pierwsze próby mnie „odciągnęły” od życia. W międzyczasie widziałam wystawę fotografii Leni Riefensthal, stosy albumów ze zdjęciami, bo szukamy zdjęć do spektaklu i „Wesele” w tutejszym teatrze w reżyserii Janusza Wiśniewskiego, spektakl bardzo interesujący, napisany jego charakterem pisma i „specyficznym” , uwodzącym pesymizmem. Sala pełna z młodzieżą milcząca jak grób i nieruchomą. Tylko jak Panna Młoda rękę przyłożyła do stanika i wyczuła zakładkę tam gdzie serce i Polska właśnie… lekki śmiech. Ja przeżywam swoje problemy i uniesienia ze sztuką „Namiętność”, którą tu reżyseruję, zagryzając je makowcem przywiezionym z domu. Makowiec wart każdego grzechu więc daję przepis podyktowany telefonicznie przez naszą Zosię… podaje go po to, żeby za wszelką cenę trzymać się konkretu, życia i nie dać się zwariować. Szczególnie, że na Ukrainie coraz „goręcej” i każdego dnia spoglądamy w telewizory z większym niepokojem …. Kupujecie więc w sklepie, kilową puszkę maku, już przygotowanego do ciast i wszelkiego tego rodzaju poczynań kulinarnych, „dorabiacie” ten mak, jak powiedziała Zosia bakaliami – migdałami, rodzynkami, czym kto chce, Zosia wbija w niego jeszcze dwa całe jajka dodaje miodu i wlewa jeszcze łyżkę spirytusu, co by nie był za słodki, a bez spirytusu ciasto się nie obywa, jak dodaje. Na samo ciasto bierzecie 25 dkg mąki szymanowskiej, albo takiej jaką jest dostępna w waszym sklepie, Zosia bierze szymanowską, 4 jajka, 25 dkg masła, 25 dkg cukru, łyżeczkę proszku do pieczenia i może być kilka kropli olejku a to migdałowego a to innego smaku, bo jak mówi Zosia – nie każdy smak migdałowy lubi, można sobie wkropić też rumowego. Teraz masło i żółtka trzeba utrzeć z cukrem, pianę z białek ubić na sztywno osobno, dodać mąkę, i proszek do pieczenia, olejek i lekko łyżką wszystko wymieszać razem. Położyć to ciasto na brytfanki dwie małe, masłem posmarowane, a potem na wierzch wzdłuż całej brytfanki łyżką pokłaść mak. On się tak zapadnie, troszkę, to wtedy ciasto lekko na brzegach na ten mak naciągnąć, a jak się komu nie chce to i nie musi. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec godzinkę. Jak się wyjmie to można zrobić polewę i posmarować ale się nie musi, zdaniem Zosi. Polewa to 1 łyżka masła, 4 łyżki cukru, jedna łyżka kakao i 4 łyżki wody, na patelence rozpuścić a potem pokruszyć w to gorzką czekoladę i ino, ino rozpuścić, zamieszać i wierzch smarować. Koniec, twierdzi Zosia, a więcej gadania niż roboty! I smacznego. No i tyle. Ja pogrążam się dalej w kłopoty i zmartwienia ze sztuką związane, bo radości i przyjemności na razie żadnej… a wy zajadajcie makowce. Dobrej nocy i dnia. Czytam „Encyklopedię głupoty” i szukam tam sama siebie.
Marka i Cecylii - wszystkiego dobrego
TERAŹNIEJSZOŚĆ JEST RÓWNA DLA WSZYSTKICH. Marek Aureliusz
Teza recentywizmu (był tu i teraz). Wszyscy przemijamy tak samo. Każdy jest równy wobec upływu czasu. Może jedynie uświadamiać to sobie i działać rozumnie lub uciekać przed tym, co i tak dosięgnie go w momencie, w którym zostało mu pisane. Marek Niechwiej
Ja minę, ty miniesz, on minie… i wszyscy tak samotnie… jak napisała Poświatowska, a zaśpiewała Magda Umer, a jak mówią zgorzkniali ludzie… jedyne to jest sprawiedliwe na tym świecie!
A ja powiem… minę, ale przedtem jeszcze sobie troszkę pogram. Wczoraj, weszłam na scenę pierwszy raz od wielu miesięcy i jest to miejsce, w którym czas się zatrzymuje i wszystko inne traci sens… Już tak tęskniłam…
Nie piszę o tym więcej, bo nie chcę, aby zamieniło się to w tanią egzaltację i naiwne, zbyt proste i zbyt szczere, niepotrzebnie wyznanie miłości do teatru. Mogę powiedzieć tylko jedno, a propos upływającego czasu, bo wczoraj jedna pani która mnie upojoną szczęściem po zagraniu "Małej Steinberg", odwiedziła po spektaklu w garderobie, i powiedziała mi o krążących o mnie plotkach jakobym była uzależniona od… operacji plastycznych…i zupełnie nie rozumiała dlaczego się tak żywiołowo śmieję w odpowiedzi (Swoją drogą, czego to ludzie nie wymyślą)… Moi mili ludzie, albo raczej w tym wypadku moje miłe panie… tak… każda godzina spędzona na scenie odmładza mnie niewątpliwie dokładnie o tę spedzoną na niej godzinę.
Wracając do poezji, do życia i do sprawiedliwości… i do drugiej z kolei pani, która mnie nawiedziła w garderobie, po drugim z kolei spektaklu "Steinberg" i płakała… Tylko poetka może napisać zdanie …Nie rzuca się kobiet, bo płaczą… w życiu większość adresatów tego zdania w ogóle go nie rozumie, jest dla nich tak absurdalne, a sprawiedliwości też nie ma, bo najczęściej adresaci nie płaczą, nawet jeśli zdarzy im się że rzuci ich kobieta. Jakoś tak jest… tak to jest urządzone, że zdanie – nie rzuca się mężczyzn, bo płaczą – nie ma żadnej racji istnienia – a co więcej, mój komputer, program– pisownia i gramatyka – w nim, poprawia w zdaniu – nie rzuca się mężczyzn, bo płaczą, na – bo plączą – i to poprawia z uporem maniaka, co jest tym bardziej zdumiewajace, że kiedy pisałam tu wcześniej zdanie… nie rzuca się kobiet bo płaczą… nie poprawiał mnie ten komputer na – bo plączą i nawet on – komputer wie dlaczego…
No nic, dobrego dnia. Idę dziś na rozliczne wywiadówki do szkół… Teraz mi komputer napisał, zamiast – nic – w poprzednim zdaniu – nici – i oby nie wykrakał…
Dołączam zdjęcia z prób przed sobotnimi koncertami "Śladami Callas", które się odbyły w Teatrze Studio, koncertami na rzecz FUNDACJI SYNAPSIS zorganizowanymi z okazji nadchodzacego DNIA AUTYZMU. Na zdjęciach młode, piekne i utalentowane polskie soprany, nadzieje polskiej wokalistyki… przed którymi jak mamy nadzieję, sława i powodzenie oraz wciąż rosnąca miłość polskiej publiczności do opery, na co mamy nadzieję największą. W koncercie wystąpili: Pani Barbara Zakrzewska, Iwona Socha, Małgorzata Olejniczak, Małgorzata Lulińska, Magdalena Nowacka, Tatiana Pozarska, panowie Adam Szerszeń i Dymitr Fomenko, towarzyszący paniom w duetach, akompaniował im Mariusz Rutkowski a całość od strony merytorycznej przygotował – i jemu wiele zawdzięczamy – pan dyrektor Sławomir Pietras.
Elżbiety i Seweryna - wszystkiego dobrego
KAŻDY ŻYJE JEDYNIE TERAŹNIEJSZĄ CHWILĄ. Marek Aurelusz
I oto właśnie sztuka… kto umie tak żyć ten wygrywa, ale Markowi nie o to chodziło… to pretensja ogólniejsza do ludzi, że nie myślą o przyszłości. To się podobno nazywa recentywizm. Tak tak, moim zdaniem wielki grzech, że nie myślimy o przyszłości kraju, ziemi, przyszłych pokoleniach….
Ludzie! Pada śnieg! Pierwszy śnieg! A ja nie mam czasu.
Przeczytałam w samolocie te słynne "11 minut" – nie podobała mi się, miałam uczucie, że to konfekcja… zabawa z uczuciami czytelników, lubię takie zabawy, ale… biedna prosta ale inteligentna i obdarzona siłą charakteru prostytutka której się udaje… jak czytasz czekasz na moment że się "stoczy", że jej nie wyjdzie, że takie są prawa życia… a tu nic z tego! Marzenie! Tyle że za prosto. To jakby ktoś mnie poczęstował papryką a po rozgryzieniu okazuje sie że to czekoladka… Rozumiem dlaczego tyle osób czyta tę książkę, rozumiem was… ale ja na końcu byłam oszukana i zła….
Dobrego dnia i wysyłam wam śnieg z dzisiaj i zachód słońca z Terraciny z wczoraj. Oba cudne!
Anieli i Romana - wszystkiego dobrego
NIE TRZEBA DZIAŁAĆ POD PRZYMUSEM, NI WBREW DOBRU PUBLICZNEMU, ANI WBREW ROZWADZE, ANI W ROZTERCE. Marek Aureliusz
Mój drogi Marku Areliuszu, łatwo powidzieć…
Jestem. Zdjęcia do „Wróżb kumaka” skończone. Rzucam się do moich zajęć warszawskich w pośpiechu.
Dla Was zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia….
Dziś, poranna godzina z życia na placu przed rzymskim Panteonem. Plac był widokiem z mojego okna hotelowego, pewnego dnia rano obudziłam się razem z bezdomnym kloszardem, mieszkającym na tym placu. Obserwowałam go wcześniej dwa dni, nawet się trochę zakolegowaliśmy, palił moje papierosy, pił fundowaną mu kawę i już pierwszego dnia mówiliśmy sobie dzień dobry, a za każdym razem kiedy wychodziłam czy wracałam do hotelu mnie pozdrawiał. „Godzina z życia na placu” temat fascynujacy, opowiedziałam tę godzinę moim aparatem, od siebie, bardzo indywidualnie, mierząc ją zmianami nastrojów i pozycji mojego bezdomnego. Pomyślałam robiąc te zdjęcia, że byłoby to wspaniałe ćwiczenie dla studentów reżyserii, opowiedzieć godzinę życia na jakimś placu, w sposób absolutnie dowolny i indywidualny…. wspaniałe ćwiczenie…. no i elementarne…
Dobrego wieczora.
Serafina i Rogera - wszystkiego dobrego
W Muzeum Ludwig oprócz wystawy Hoppera swietna wystawa fotografii Jamsesa Abbe, świetna. Niestety ani nie mogłam kupić katalogu zdjęć ani nie wolno tam fotografować…
Wczoraj już późnym wieczorem weszłam do sklepu ze śmiesznymi rzeczami, jakich tu wszędzie dużo, tak jak i we Włoszech, takie sklepy z zabawnymi przedmiotami, żartami – zegarkami, które chodzą w odwrotna stronę, szklankami pełnymi alkoholu, którego nie można się napić, atramentem, który brudzi a potem znika itd. itd… lubię te sklepy, prawdziwy szał pomysłów tego rodzaju można zobaczyć w podobnych sklepach w Ameryce, lusterka, które mówią „ prawdę” o wyglądzie przeglądającego się, rękawiczce narciarskie, które od pewnej temperatury same się nagrzewają od wewnątrz, łopatki do nakładania tortu urodzinowego które grają i śpiewają urodzinowo, budziki które budzą rykiem krowy, szczekaniem psa, pianiem koguta ..itd. No więc weszłam do takiego sklepu tu w Kolonii i zobaczyłam ze jakiś pan zaśmiewa się i kupuje następnie coś co mnie wkurzyło. Podeszłam do sprzedawczyni i z ciekawości zapytałam czy jest gadżet – mężczyzna w takiej sytuacji. Odparła, że jest, podobny, ale nie kupiono jeszcze ani jednego, a kobiety sprzedają się jak świeże bułeczki i właśnie ma ostatnią taką zabawkę. Kupiłam żeby nikt już nie kupował, zostali sami mężczyźni na klozetach, ja wzięłam ostatnią panią i pokazuję ją wam nieszczesną….Ach mężczyzna nie ma telefonu, jest stary, ma łysinę i jest siwy i po prostu strasznie stęka, ach i muzyka zwieńczająca sukces jest dla niego inna, co niebagatelne…nie Alleluja…
Mimo wszystko dobrego dnia. Ja do Włoch, do Rzymu…jak się cieszę!
Stanisława i Mikołaja - wszystkiego dobrego
I znów tylko zdjęcia bo na więcej nie mam czasu… zdjęcia robię jakby przy okazji pracy… Pozdrawaim wszystkich. Jutro przerzut do Włoch…
Kręciliśmy dziś scenę miłosną w samochodzie…piszę jej fragment wam po polsku..
…Mimo wszystko heroicznie próbują. Za mało miejsca. Nogi sie plącza, ręce się plączą, wszystko się plącze.
ALEX: Cholera jasna jak ta młodzież to robi?
ALEKSANDRA: Mają większe samochody. Uważaj na mój kręgosłup!
W tym momencie tuż obok rozlega się głos KUMAKA. Otwierają drzwi samochodu.
ALEKSANDRA (do Kumaka): Poszedł stąd! Ale już!
ALEX: Nie, to kumak!
ALEKSANDRA: No i co z tego?
ALEX: Kochanie… on wróży… przyszłość…
ALEKSANDRA: Pruskie zabobony…
Aleksandra zamyka drzwi. I w tym momencie dzieje się rzecz niezwykła: kumak zaczyna śpiewać, jakś liryczną , romantyczną nutą… itd. itd..itd…
A teraz wyobraźcie to sobie po niemiecku.
Bartłomieja i Marcina - wszystkiego dobrego
Zdęcia ze spaceru ktory zrobiłam w przerwie zdjęć… czekając na zmierzch potrzebny do następnej sceny. Tu dziś zabawa, 11-tego dnia, 11-tego miesiąca o 11:11 się zaczęło. Wieczorem wielki bal koło katedry. Wciaż przyjeżdżają pociągami przebrani i weseli z całych Niemiec. Będą tańczyc i pić i się weselić, nawet siwe starsze panie mają pomalowane twarze w kolorowe pasy, nie odważyłam sie żadnej z nich sfotografować….
Andrzeja i Ludomira - wszystkiego dobrego
Dziś mieliśmy zdjęcia w DOMU NIEMIECKIM w Dusseldorfie, tym samym w którego bibiotece Gunter Grass znalzł podobno tak dużo materiałów i szczegółów potrzebnych do napisania „Wróżb kumaka”, w tym samym w którym podobno duża część tej ksiażki powstała. No i jestem pod wrażeniem…
Ursyna i Teodora - wszystkiego dobrego
Kiedyś słyszałam taki żart: Wspaniały jeździec przemierzał prerię na swoim ulubionym wierzchowcu, jak zwykle, spokojny i szczęśliwy. Nagle wierzchowiec z zupełnie niezrozumiałego powodu potknął się i upadł. Jeździec spadł na ziemię i już miał wsiadać znów na konia i jechać dalej, ponieważ właściwie nic się nie stało, kiedy usłyszał dziwny nieznany głos, który mówił: „Wstań i kop w tym miejscu, w którym upadłeś.” Wstał i zaczął kopać, choć miał uczucie, że robi coś irracjonalnego. Już miał przestać kopać, kiedy natrafił na skrzynię z pięknymi okuciami, głos wtedy krzyknął: Otwórz tę skrzynię! W skrzyni było pełno złota i monet. Uszczęśliwiony dziękował gorąco losowi i temu komuś, ale wtedy głos powiedział: Jedź do Las Vegas, tam idź do kasyna i zamień złoto i wszystkie monety na żetony. Wahał się, ale wykonał polecenia. Kiedy to zrobił głos rozkazał mu postawić wszystko za jednym razem na liczbę 25. I ty razem posłuchał. Postawił. Ruletka zaczęła się kręcić; 1, 2,3,4,5,6,7,8,9,10,11,12,13,14, zatrzymała się na liczbie 15. A wtedy głos zakrzyknął: A GÓWNO!
Bardzo lubię ten żart. Jest w nim nauka. A kto z nas, wbrew rozsądkowi, przynajmniej raz w życiu nie postąpił w podobny sposób….
Dziś grała z nami córka Guntera Grassa, Helene Grass, jest aktorką, w naszym filmie gra córkę profesora. W pewnym momencie zdała jakieś pytanie dotyczące sceny Matthiasowi Habichowi, znają się i przyjaźnią od dawna, a ten odparł: – Dziecko, a czy ty czytałaś tę książkę? Przeczytaj tam wszystko jest napisane….żart był okrutny, bo cały dzień obserwowałam nieprawdopodobny stres jaki przeżywała, niewspółmierny z nerwami każdej innej młodej aktorki na jej miejscu. Było mi jej bardzo żal. Widziałam jaj trzęsły się jej ręce i głos kiedy mówiła te zdania…
Dobrego dnia.
Sewera i Gotfryda - wszystkiego dobrego
PONIŻENIE PROWADZI DO WIELKOŚCI. Marek Aureliusz
Przed wyjazdem na dłużej robiłam porządki żeby nie denerwować moimi bałaganami współmieszkańców. Między innymi strałam sie utknać gdzieś stosy ksiażek, które kupiłam przygotowując się do nagrań TRÓJKĄTA, książek które mnie w rezultacie zdnerwowały i rzuciłam je w kąt, uważając, że nie mają żadnego zastosowania w rozmowach z gośćmi, którzy przyjęli zaproszenie, być może postąpiłam niesłusznie całkowicie je „skreślając”. Wczoraj otworzyłam znów jedną z nich „Sekrety kobiet” dr Barbary de Angelis, otworzyłam ją na chybił trafił i oto na co wpadłam… na stronie 46 tej książki…
CO MĘŻCZY¬NI POWINNI WIEDZIEĆ O KOBIETACH
Podróż w głąb kobiecego umysłu
Zawsze powtarzam, że gdyby mężczyźni spędzili jeden dzień w umyśle ukochanej kobiety, byliby zszokowani i zdumieni częstotliwością jej myśli dotyczących partnera. Pomocne w zrozumieniu tego jest zadanie, jakie wyznaczam parom: proszę by w ciągu zwykłego dnia prowadziła „dziennik myśli zapisując te wszystkie chwile, kiedy jej świadomość koncentruje się na partnerze. Rezultat zawsze jest ten sam: zdumienie mężczyzn nad liczebnością takich sytuacji:.
Na dowód zamieszczam dziennik Melissy, dziennikarki radiowej, która związana jest z Josephem od prawie roku. Prawdę mówiąc to tylko zapiski z połowy dnia — całość zajęłaby wiele stron!
Dziennik myśli Melissy
6.45. Budzę się myśląc o Josephie cieszę się na wieczorne spotkanie. Leżę w łóżku i chwilę o tym marzę.
7.00. Mam ochotę zadzwonić do Josepha, żeby powiedzieć mu dzieńdobry, ale mówię sobie, że powinnam poczekać by się przekonać, czy on zadzwoni do mnie.
7. 10. Nie mogę się zdecydować, czy umyć w teraz, czy dopiero przed randka, tak żebym była naprawdę świeża na spotkanie z Josephem.
7.15. Postanowiłam umyć włosy później, ale biorąc prysznic mówię sobie, że wieczorem koniecznie powinnam nałożyć mleczko do ciała, które Josephowi się podobało.
7.40. Jem śniadanie wspominając, ja cudowne było to wspólne śniadanie w ubiegły weekend, kiedy Joseph został na noc.
7.50. Oglądam telewizję; jest program o miejscach wypoczynku na Karaibach. Joseph i ja zamierzamy wkrótce tam wyjechać, więc zapisuję informacje podane przez spikera.
7.55. Joseph wciąż nie dzwoni. A może powinnam sarna do niego zadzwonić i wspomnieć o programie telewizyjnym Postanawiam czekać jeszcze dziesięć minut.
8.05. Dzwonię do Josepha i gawędzimy sobie kilka minut. Bardzo się śpieszy, bo ma w pracy ważne spotkanie, więc nie potrafi całkiem skoncentrować się na rozmowie, ale mówi, że nie może doczekać się spotkania ze mną – jestem szczęśliwa.
8.20. Robiąc makijaż myślę o naszej rozmowie powtarzam sobie czułości, które usłyszałam od Josepha.
8.35. Zastanawiam się, co włożyć do pracy. Zaraz też zaczynam myśleć, jak powinnam się ubrać na wieczorne spotkanie. Kilka dni temu kupiłam sobie nowy top., który chyba spodoba się Josephowi. Przymierzam top od razu, żeby sprawdzić, czy dalej jestem z niego zadowolona.
8.5o. Ścielę łóżko i postanawiam, ze po południu zmienię pościel. Mam nadzieję, że Joseph spędzi u mnie noc.
9.20. Jadąc do pracy słucham radia. Nadają piosenkę Carlosa Santany, którą oboje z Josephem uwielbiamy przypomina mi się podróż do San Diego, kiedy przez całą drogę słuchaliśmy albumu Santany. Uśmiecham się, bo świetnie się bawiliśmy. Kusi mnie, by zadzwonić d Josepha na komórkę i powiedzieć mu, że wspominam San Diego, ale przypuszczam, że jest teraz w drodze na spotkanie, które pewnie całkowicie zaprząta mu w tej chwili głowę.
10.45. Patrzę na zdjęcie Josepha na biurku i dochodzę wniosku, że muszę kupić ładniejszą ramkę.
11.30. Spoglądam na zegarek i zastanawiam się. czy spotkanie Josepha już dobiegło końca i czy dobrze mu poszło. Mam nadzieję, że tak, bo to oznacza, że wieczorem będzie w dobrym nastroju.
11.50. Joseph dzwoni w drodze ze spotkania. Głos ma zadowolony. Mówię mu, że rano słyszałam piosenkę Santanv.
11.57. Po telefonie Josepha jestem lekko zaniepokojona i uświadamiam sobie, że to z powodu jego wzmianki o konieczności wyjazdu z miasta w przyszłym tygodniu.
12.30. Jestem z nowym klientem na lunchu w restauracji. w której nigdy wcześniej nie byłam; myślę, że Josephowi bardzo by się tu podobało i że powinniśmy kiedyś tu przyjść.
14.10. Mijam sklep i przypominam sobie. że skończyło mi się ulubione mydło Josepha. Wchodzę wiec, a skoro już tam jestem, idę do działu warzywnego. Mają tam piękne
maliny, Joseph bardzo je lubi więc kupuję.
14.35. Po powrocie do biura sprawdzam wiadomości. a choć rozmawiałam z Josephem przed. Kilkoma godzinami, jestem lekko rozczarowana. że się nie odezwał. Wiem, że to
głupie, ale tak czuję.
14.55. Otwieram pocztę i znajduje w niej zaproszenie na przyjęcie na cześć znanego pisarza. który w przyszłym miesiącu przyjeżdża na wykład. Notuje w pamięci, żeby zapytać Josepha. czy będzie mógł ze mną pójść.
15.15. Zerkam na zegar na komputerze i czuję dreszcz podniecenia na myśl, że za niespełna cztery godziny zobaczę Josepha.
I jaka jest twoja odpowiedź na dziennik myśli Melissy. drogi Czytelniku? Kiedy pokazuje go kobietom, po prze czytaniu mówią: „.Ojej, robię dokładnie tak samo Może same myśli są inne w przypadku kobiet zamężnych albo matek, jednakże ich częstotliwość jest bardzo podobna. Mężczyźni natomiast reagują zupełnie inaczej. Niektórzy sądzą, że stroję sobie z nich żarty. że tego typu zapiski nie mogą być prawdziwe. Inni wygłaszają komentarze w rodzaju:.”.Z tej Melissy to kawał neurotyczki” albo „Wygląda na to, że potrzeba jej prawdziwego życia!” Nie zdają sobie sprawy, że ich własne dziewczyny lub żony przypuszczalnie myślą o nich tak samo często jak Melissa o Josephie.
Miłość jest stale obecna w umyśle Melissy, podobnie jak u wielu kobiet. To największy kawałek „placka” z jej świadomości, Nie oznacza to wcale. że nie skupia się na obowiązkach zawodowych ani na innych dziedzinach życia — w istocie ma bardzo napięty plan dnia i wymagającą pracę…..
No moi drodzy, jeśli to prawda to …..
Swoją drogą postanawiam przeprowadzić to doświadczenie z sobą samą, stawiając kreski kiedy pomyślę o mężu po 28 latach małżeństwa i krzyżyki kiedy pomyślę o dzieciach i wnukach… już pasjonuję się wynikiem…
Wyjechałam. Na dość długo. Mamy zdjęcia w Niemczech i we Włoszech. Jadę do Niemiec żeby przespać sie po raz pierwszy z tym, którego pokochałam w tej historii, poznać jego dzieci i naszych cmentarnych niemieckich wspólników, wpaść ze wszystkimi w konflikt, poczuć się oszukaną przez wszystkich oprócz niego a potem wyjechać z nim do Włoch aby zginąć w wypadku samochodowym pod Neapolem, poślizgnąwszy się na żabie, wszystko to w naszym filmie oczywiście… Opisuję to bo akcja ma tu tylko pośrednie znaczenie, jest tylko pretekstem do opowiedzenia czegoś więcej ( taką mamy nadzieję).
Nie ma mnie i jest różnie z połączeniami, wiec nie denerwujcie się ani dziennikiem ani tym bardziej korespondencją… Odpoczywajmy od siebie moi drodzy, tak zasadniczo….
Zostawiam cykady …
Feliksa i Leonarda - wszystkiego dobrego
NIE MA NIESZCZĘŚLIWSZEGO NAD CZŁOWIEKA, KTÓRY BADA PRAWA KOSMOSU, A NIE WIDZI, ŻE MU WYSTARCZA CNOTA I SZCZERA JEJ SŁUŻBA. Marek Areliusz
Ilu podłych i małych ludzi jest na tym świecie…i tą banalną i konwencjonalną myślą zakończę na dziś i oddalę się w stronę działań…czynności codziennych i zwykłych bo one uspakajają…
Dobrego dnia.
Sławomira i Elżbiety - wszystkiego dobrego
BŁĄD POPEŁNIONY Z POWODU DĄŻENIA DO ROZKOSZY JEST KARYGODNIEJSZY NIŻ POPEŁNIONY Z POWODU BÓLU. Marek Aureliusz
Tęsknię do poezji. Tęsknię do czystości i prostoty, otwartości i prawości. Wszyscy tęsknimy. Jesteśmy wszyscy zmęczeni światem, który kreują i który pokazują nam media i…sztuka. To prawda dobrze sprzedaje się tylko zło, ale wyglądamy za okno i spotykamy i dobro, człowieka i ideał…nie jest aż tak źle, tylko że tym się nikt nie zajmuje, a w sztuce jeśli się to zjawia jest wyśmiane i pogardzane, nazywane naiwnością. Tęsknię za poezją. Co jakiś czas muszę przeczytać parę wierszy bo mam uczucie że tonę w gównie (przepraszam za wyrażenie ale nie znajduje innego równie adekwatnego).
Zbigniew Herbert
Przesłanie Pana Cogito
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiców katów tchórzy – oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych
strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
śwaitło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy
czuwaj – kiedy światło na górach daje znak – wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę
powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku
a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku
idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolada
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów
Bądź wierny Idź
PS. Dobrego dnia. Nie pozwólcie żeby was uptopili.
Karola i Olgierda - wszystkiego dobrego
A CHOŚBYŚ MIAŁ ŻYĆ JESZCZE TRZY TYSIĄCE LAT ALBO I DZIESIĘĆ TYSIĘCY RAZY DŁUŻEJ, PAMIĘTAJ, ŻE NIKT INNEGO NIE TRACI ZYCIA NAD TO , KTORYM ŻYJE, A INNYM NIE ŻYJE ZAD TO , KTORE TRACI. NAJDŁUŻSZE WIĘC RÓWNA SIE NAJKRÓTSZEMU. Marek Aurelusz
Długa nocna rozmowa z taksówkarzem.
ON: – Pani to musi być heterą w domu!
JA: – Dlaczego pan tak myśli?
ON: – Nie myślę jestem pewien. Ale ja nie mam nic przeciwko. Moja żona wszystko wie lepiej i ja się jej słucham.
JA: – Hetera a …”wie lepiej”… to duża różnica.
ON: – Nie…no wie pani …są takie kobiety… ja to lubię….Jestem z moją żona 11 lat i bardzo sobie chwalę, ile to by człowiek w życiu głupot narobił jakby nie ona.
JA: – A to zupełna rewelacja! Pierwszy raz spotykam mężczyzna, który mówi takie rzeczy z radością. To wyznanie wiary w kobiety!
ON: – Bo proszę pani ja strasznie moją żonę kocham. Ale to moja druga żona.
JA: – A co było z pierwszą? Nie sprawdziła się czy pan się zakochał w tej drugiej?
ON: – Nie, poszła sobie z moim najlepszym kumplem, i do niego to nawet nie mam pretensji, tylko, że ją potem zostawił. Nawet chciałem do niej wrócić, bo mieliśmy syna, ale wie pani, takie rzeczy się już nie dają naprawić. Potem w złości bym jej wypominał i tak dalej, lepiej było już się nie schodzić.
JA: – Tak, takich rzeczy i słów się nie zapomina, w ogóle trzeba uważać, co się mówi, słowa bolą najbardziej, bardziej niż czyny…a rany szarpane wie pan jak się goją….
ON: – No. No….No i tak jest lepiej. Zresztą ona ma teraz męża i jest dobrze, tylko syn się ode mnie odwrócił.
JA: – Dlaczego?
ON: – A bo ona go źle nastawia….To jest zwykła suka…..zazdrosana. Sama nie zje i innemu nie da.
JA: – Innemu – to rozumiem pana drugiej żonie?
ON: – Tak wie pani, to, od kiedy mamy dziecko …ma 4 latka, dziewczynka, taka sama jak moja żona, bardzo ja kocham….Ale może pani chce spać? Nie będę pani zawracał głowy?
JA: – Nie, nie proszę bardzo… to ciekawe.
ON: – Bo wie pani, tak nie ma, komu tego powiedzieć, a ja tak lubię o niej mówić. Ale co? Kumplom nie powiem, bo by mnie wyśmiali…
JA: – Jak się poznaliście?
ON: – Wie pani, byłem długo sam, i nie powiem… z kwiatka na kwiatek, byłem strasznym sukinsynem wtedy, potrafiłem wyobraża sobie pani, kobietę w sobie rozkochać i od razu rzucić, z zemsty za żonę….. Aż mi czasem głupio było…. Rozumie pani?
JA: – Staram się.
ON: – Ale jak tę moją zobaczyłem to jakby piorun we mnie strzelił! Zakochałem się od razu!
JA: – Od pierwszego wejrzenia? Myślałam że to w życiu nie istnieje…Spojrzał pan i pan się zakochał? Jak w bajce?
ON: – Tak! Jak Boga kocham! Najpierw z wyglądu, no a potem rozmowa, taka delikatna, niedługo, może z dziesięć minut…ale mówię pani… jak choroba mnie trafiło! Nie zauważyłem i było po wszystkim…
JA:- No i co pan zrobił? Od razu jej pan to powiedział?
ON: – Umówiłem się na następny dzień, niby niezobowiązująco, ale ona nie przyszła…
JA: – No i co?!!!
ON: – A nic, czekałem sześć godzin!
JA: – Liczył pan na to że się spójnia ? Sześć godzin?
ON: – Nie. Nie wiem. Zgłupiałem, nie wiedziałem ani jak się nazywa, ani gdzie mieszka,ani nic, tylko wiedziałem że studiuje czy coś…no i nic nie mogłem zrobić tylko czekać. No, bo co miałem zrobić? Ale wiedziałem, że k…się nie ruszę z miejsca żeby mnie zabijali…umrę tam a nie odejdę…
JA: – To bez sensu!…No i co i przyszła? Po sześciu godzinach?
ON: – Przyszła! Bo myślała, że mnie już tam nie będzie! I tu ją miałem! No i od tego momentu nie odpuściłem! Poszedłem z nią do domu, na siłę, żeby wiedzieć gdzie mieszka, potem wlazłem do niej do domu, niby na chwilę żeby jej pomóc coś tam przesunąć, a…szafę, no i jak tam wlazłem to już nie wylazłem do dzisiaj! 11 lat! I mówię pani nie żałuję ani minuty! A jest HETERA!
JA: – Ale co to znaczy hetera? To negatywne określenie….
ON:- A niech będzie, jakie chce. Wie pani ona ma studia, a ja nie…ale ona nie ma pracy a ja pracuję…Wie pani…ale to ona mi wszystko radzi jak zrobić, no i potem dziecko…no mówię pani!….Jestem taki zadowolony! ….Dlaczego pani się śmieje?
JA: – Bo pierwszy raz spotykam takiego zadowolonego. To zabawne. I jeszcze w dodatku żeby tak o tym mówił o tym zadowoleniu…
ON: – A gdyby pani wiedziała jak ja się jej boję! Jak przeskrobię to dziwonię do niej do domu wyczuć jak moje akcje …no wie pani? Tak ją wybadać…
JA: – Ale, jak co przeskrobię?
ON: No, bo ona mi czasem źle coś poradzi…jak na przykład z tym samochodem, ona kazała kupić inny, inny jej się podobał, a ja kupiłem ten…Miesiąc się nie odzywała….a wie pani na taksówkę to musi być, wie pani jaka bryka? Klient nie pojedzie byle jakim z wyglądu…a ona się piekliła że za drogi, i że zwariowałem, że srebrny….
JA: – No i co potem przyznała panu rację?
ON: – Tak, choć wie pani na początku jak go kupiłem, to tylko dziecku kupowaliśmy jeść, dziecko miało wszystko, a my oboje to kawał czasu suchy chleb … no bo spałacałem dług u kumpla….ale potem dało radę…
JA: – A ona dalej nie pracuje?
ON: – Gdzie pójdzie? Do sprzątania, po studiach? Albo na warzywny? Nie pozwolę….
JA: – No to co będzie dalej?
ON: – Jak dziecko odchowa….to się zaczniemy rozglądać . Już ona tam coś wymyśli. Nie tam byle, co…ona już tam cos wykombinuje,…ale mówię pani, jak wracam do domu to aż mi się chce zyć….a może pani by do nas na kawę przyszła? Ale by się ucieszyła!
JA: – Nie, przepraszam, dziękuję ale nie, pójdę od razu spać w hotelu, jest za późno…..
ON: – To wie pani tak zrobimy…..
Zaczął wykręcać numer, była 23;00 …..Halinka ?! Słuchaj wiozę panią Krysię Jandę, wiesz, mówiłem ci, wjeżdżamy już do Poznania. Jak będę przejeżdżać koło nas to zatrąbię i wtedy wychyl się to ona ci pomacha…Zgadza się pani, pani Krysiu?
JA: – Oczywiście.
Kiedy przejeżdżaliśmy koło bloku gdzie mieszkali, zatrzymaliśmy się bo żona Halinka stała na chodniku przed blokiem i czekała na nas. Przywitałyśmy się.
JA: – Gratuluje pani.
ONA: – Czego?
JA: – Wszystkiego. Życia, dziecka, męża….
ONA: – A to głupek! Naopowiadał pani, że mnie kocha i jak się poznaliśmy?!!!! To głupol!
Potargała mężowi włosy jednym pieszczotliwym ruchem ręki, a on zaczerwieniał się, albo mi się wydawałoby już było naprawdę ciemno, ale mruknął z zadowolenia, to pewne.
ONA: – No już, odwieź panią i zjeżdżaj już z miasta do domu. Zarobiłeś we Wszystkich Świętych to już kończ na dzisiaj. A jaką mieliście drogę? Tłok, co?
JA: – Dobranoc.
ONA: – Niech pani pozdrowi pan Kondrata.
ON: – Halina! To ja ci się nie podobam? Ja ci nie wystarczę?
ONA: – Oj ty głupku! Ty głupku!!!
Odjechaliśmy.
Dobrego dnia.