25
Luty
2005
05:05

Wiktora i Cezarego - wszystkiego dobrego

NIE TEN JEST BIEDNY KTO POSIADA MAŁO, LECZ TEN KTÓRY PRAGNIE WIĘCEJ. Seneka Młodszy

Wszystko co napisałam wczoraj o telewizji się zmieniło. Papież miał niespodziewanie poważną operację, z powodu kłopotów z oddychaniem. Wszyscy, we wszystkich telewizjach świata, na wszystkich kanałach mówią tylko o tym… pokazują katolików na całym świecie modlących się za Jego zdrowie… Dużo komentarzy na temat Jego pontyfikatu, długości tego pontyfikatu i stanu Jego zdrowia. Nie bedę ich powtarzać, bo część z nich mnie zdenerwowała. Ale także przypomnienia w komentarzach, że Polska jest krajem z wieloma tabu, jednym z tych tabu jest Papież i nie należy go krytykować żeby nas nie urazić…

Ruszamy dziś w drogę powrotną, podobno zaspy, śnieg dwumetrowy, korki kilometrowe, karambole na drogach w całej Europie. Wyjeżdżamy wcześniej. W niedzielę gram dwa razy w Warszawie „Małą Steinberg” i musimy dojechać na czas.

Dobrego dnia.

24
Luty
2005
07:52

Macieja i Bogusza - wszystkiego dobrego

NIEKTÓRE ZBRODNIE UWIEŃCZONE POWODZENIEM- STAJĄ SIĘ SZACOWNE. Seneka Młodszy

Wczoraj , na wyciągu narciarskim, rozmowa z moją wnuczką, troszkę obrażoną na mnie za to że nie pozwalam jej jeść słodyczy.

-Babciu wiesz, że gwiazdy nie żyją długo?

– Jak to?

– Takie małe gwiazdy, nikną, nikną, nikną, nikną i znikają bardzo szybko a też nie świecą nigdy tak mocno i jasno tylko tak sobie.

– A nie spadają?

– Są i takie co spadają.

– A duże gwiazdy, te które świecą mocno?

– No one żyją i świecą długo, dłużej, ale też umierają i znikają.

– No to tak jak życiu.

– Ale ja mówiłam o gwiazdach na niebie, a nie o aktorkach!

– No oczywiście! Przecież rozumiem.

– Nie tylko, ty mogłabyś pomyśleć, że ja mówię o tobie.

– Ja nie jestem żadną gwiazdą, i nigdy nie byłam, ja jestem babcią, nie dosłyszę, i musisz mi ciągle przypominać jaki jest numer pokoju w którym mieszamy w hotelu, no to co to za gwiazda?

– No właśnie, już dawno ci to chciałam powiedzieć.

Dobrego dnia. Ostatni dzień na nartach. Jutro ruszamy w podróż.

UWAGA!

PO MOIM POWROCIE URUCHAMIAMY NA STRONIE FORUM. OD TEGO MOMENTU WSZYSTKIE LISTY KTÓRE WYŚLECIE ZJAWIĄ SIĘ OD RAZU NA STRONIE! NIKT ICH WCZESNIEJ NIE BEDZIE OGLĄDAŁ, NIKT NIE BEDZIE KASOWAŁ WASZYCH NAZWISK, ADRESÓW, KONTAKTÓW I NIKT TEŻ NIE BĘDZIE WYCINAŁ FRAGMENTÓW O KTÓRE PROSICIE, PRZEZNACZONTCH TYLKO DLA MNIE. DOTĄD WSZYSTKO TO ROBIŁAM, ZANIM LIST POJAWIAŁ SIĘ NA STRONIE. TERAZ ZMIENI SIĘ I SYSTEM I ZASADY FUNKCJONOWANIA I „FILOZOFIA” CAŁEJ KORESPONDENCJI. BĘDZIECIE W NIEJ PEŁNYMI WSPÓŁPARTNERAMI, JEDNAK PROSZĘ ZWRÓCIĆ UWAGE NA TE ZMIANY I PRZEWIDZIEĆ KONSEKWENCJE EWENTUALNEJ NIEUWAGI.

POZDRAWIAM.

19:10 

W telewizji włoskiej dzień i noc rozebrane panie albo w letnich kolorowych sukniach i bardzo umalowane sprzedają materace, biżuterię i garnki, albo wszyscy śpiewają i bawią się z serpentynami i w wielkich srebrnych dekoracjach, jakby wiecznie trwał karnawał. W niemieckiej telewizji, wszyscy rozmawiają na trzy podstawowe tematy, pierwszy- wizyta Busha i czy protestowało 12 tysięcy z transparentem- NIE WITAMY CIĘ -czy więcej, drugi temat – złagodzenie przepisów dewizowych dla obywateli Ukrainy spowodowało wzrost bezrobocia w Niemczech prostytutek szczególnie niekontrolowany napływ prostytutek, i kto za to odpowiada, trzeci temat – wydaje się teraz najważniejszy- szerząca się w zastraszającym tempie w Niemczech epidemia zapalenia pęcherza moczowego. Lekarze siedzą przed kamerami na każdym kanale niemieckiej telewizji i wciąż mówią o siusianiu, mówią co robić, jak siusiać, jak się leczyć, odpowiadają całymi dniami na najintymniejsze pytania widzów, nikt się nie krępuje, panie tłumnie zapytują co przede wszystkim z seksem podczas stanu zapalnego, lekarze mówią że tak ale radzą narodowi po seksie natychmiast odwiedzać toaletę i się umyć bo wtedy wielu zarazków się można pozbyć itd.itd….wszyscy mówią o zaczerwienieniach i bólu przy sikaniu, obłęd!…A ja wczoraj, całkiem a propos, usłyszałam taką oto historię, podobno prawdziwą: Siedzi żona i mąż przed telewizorem, oglądają film przyrodniczy, o lwach. Lektor czyta: „ Samce trzymają się cały czas z boku stada, ale podczas rui, odbywają z samicami 500 tysięcy stosunków tygodniowo”. Żona spogląda na męża i mówi: „Jak na ciebie patrzę to mi się chce wymiotować.”

Przepraszam za poruszane tematy ale to wina gapienia się w ekran telewizora co nie zdarza mi się często. Oglądam telewizję bo…myślę, a najlepiej mi się myśli jak oglądam telewizję, to znaczy uczestniczę w życiu biernie. A mam „co do myślenia” – jak mówi się popularnie acz nieprawidłowo.

23
Luty
2005
17:32

Romany i Damiana - wszystkiego dobrego

NIECHAJ TWE SŁOWA BĘDĄ NIEUSTRASZONE: KTO PROSI NIEŚMIAŁO, UCZY ODMOWY. Seneka Młodszy

 

No muszę sobie zapamiętać to motto. Powinnam je sobie wziąć do serca.

Wczorajszym hasłem dnia dla narciarzy na naszym lodowcu było: „Prześcigaj się w uprzejmościach!” Przestrzeganie ścisłe tego zawołania, w ciągu dnia, spowodowało wiele szkód i nieszczęść. Niektóre z nich skończyły się urazem kolana. Uprzejmość podczas ćwiczenia slalomu i chęć przepuszczania się nawzajem na stoku narciarskim zakończyła się wizytą w szpitalu. Na szczęście nic się takiego znowu nie stało, żeby myśleć w ogóle o uprzejmości wrogo, przestać jeździć na nartach, czy zamknąć się w sobie, a już na pewno przestać być w przyjaźni podczas współzawodnictwa sportowego. Nie mniej, spędziliśmy wczoraj kilka godzin w szpitalu, prześwietlając dziecięce nogi i kolana. Mnie zostawili na dole w poczekalni, jako że mój mąż mówi świetnie po niemiecku i mógł wyjaśniać kolejnym lekarzom jak i co się wydarzyło, a oni w związku z tym podejmowali stosowne czynności. Mnie pozostawiono jak mówiłam w poczekalni, włoskiego szpitala, w poczekalni ostrego dyżuru, pomocy w nagłych wypadkach. Siedziałam tam jak wspomniałam w sumie kilka godzin, napatrzyłam się na cuda, wypadki, wypłynięcia oka itp. a na koniec zostałam tam sama z lekko niezrównoważonym starcem, na wózku inwalidzkim, który, kiedy jeszcze byli w poczekalni inni zaczepiał wszystkich po kolei a kiedy zostałam z nim sama zaczął wpatrując się we mnie śpiewać niemieckie wojenne piosenki ( jesteśmy w Włoszech, ale w południowym Tyrolu). Może starzec zauważył, że rozmawiałam kilka godzin wcześniej z dziećmi po polsku, albo po prostu wyczuł we mnie Polkę siódmym zmysłem, bo miedzy piosenkami, zaczął mi opowiadać o wojnie i swoim bohaterstwie w walkach, odbywało się to a to po niemiecku, a to po włosku. Byliśmy sami. Po jakimś czasie niespodziewanie poprosił mnie o zawiezienie się do toalety. Każdego innego dnia, poszłabym do siostry, czy pielęgniarza zakładającego nieopodal gips i poprosiłabym w takiej sytuacji o pomoc, jednak w dniu, w którym motto „ prześcigaj się w uprzejmościach” już zapadło w mój umysł, niezrażona zaczęłam go na jego wózku do owej toalety wieźć. Kiedy przed drzwiami chciałam się wycofać, a starzec żądał otworzenia drzwi i wwiezienia go, uprzejmie zrobiłam i to, przysięgając sobie że jeśli każe mi pomóc sobie przy rozbieraniu, odmówię. Jednak dzień „ prześcigaj się w uprzejmościach” do czegoś mnie zobowiązywał, „ faszysta” sądząc z jego wspomnień wojennych, poprosił na razie o pomoc we wstaniu przed drzwiami toalety, zrobiłam i to, podałam mu jego kule i mówiąc sobie statecznie, że uprzejmość ma granice, stanowczo wyszłam, wzywając do niego pielęgniarza, do pomocy. Koniec. Jednak byłam dumna, że hasłu się nie sprzeniewierzyłam. Dodaję, że badania i prześwietlenia dzieci miały wynik zdejmujący z nas wszelkie troski i ewentualne kłopoty. Okazało się natomiast, około wieczora, już w hotelu, że przesadna uprzejmość w stawianiu sobie nawzajem drinków, może doprowadzić do większych nieszczęść niż drobny uraz kolana, czy stłuczenie barku, może sprowokować do rozmów niebezpiecznych, wyznań, i zwierzeń zbyt osobistych, formułowania pod wpływem alkoholu prawd ogólniejszych, takich jak ta że w filmie kierunki już nie mają znaczenia, kręci się bez zasad a wszystko się i tak ze wszystkim montuje, a przede wszystkim do mówienia prawdy, co w konsekwencji daje nieprzewidziane reakcje i rezultaty oraz wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Na szczęście w dniu „ prześcigaj się w uprzejmościach” szybko się wszystko zapomina. W rezultacie dzień był udany, jedyny z niego wniosek budzący niepokój, jest taki, że „prześciganie się w uprzejmościach” uniemożliwia potem sprawność jakąkolwiek, a tym samym podważa zasadność pobytu na lodowcu i fakt posiadania nart i drogiego sprzętu narciarskiego, który jak mówi jeden z naszych narciarzy, inżynier Ernest vel Andrzej vel Płetwonurek, musi się zamortyzować. Poza tym, postanowienie prześcigania się w uprzejmościach spowodowało także to, że odcięliśmy się od wiadomości z Polski i świata. Z uprzejmości dla siebie nawzajem, zajmowaliśmy się tylko sobą, nie oglądaliśmy telewizji, nie czytaliśmy gazet, nie odbieraliśmy telefonów, żeby się nawzajem nie urazić i nic nie wiemy, co się dzieje. A podobno wielkie historie niechęci do amerykańskiego prezydenta odwiedzającego Niemcy. O Polsce zupełnie nie wiemy nic, bo cóż ….po prostu jesteśmy sobie uprzejmi dla siebie i nic nie wiemy, bo niespotykana uprzejmość zabierała nam cały czas. Dziś, kiedy obowiązek bycia uprzejmym, aż w takim, wynaturzonym stopniu minie i rozstaniemy się na moment, obejrzymy w telewizji wiadomości ze świata, a co więcej przeczytamy polską prasę w czynnej tutaj od wczoraj kawiarence internetowej, i podejrzewam, że cała uprzejmość, humanistyczne hasła i ludzkie nastawienie do świata i życia nam minie.

Dobrego dnia.

A propos telefonów, nikt i tak już do nas nie dzwoni, bo już wszyscy o nas zapomnieli, jesteśmy tu tak długo, oczywiście oprócz rutynowych kontroli z zawsze czujnej i na posterunku gazety Fakt, która sprawdza czy ktoś przypadkiem nie umarł albo zasłabł, albo przez telefon wydaje dźwięki, pod które można podłożyć coś wyssanego z palca, jak poród, czy spadanie w przepaść, lub zdarzy się taka gratka jak odebranie telefonu przez kogoś innego, kogo można ogłosić kochaniem lub kochanką pisząc przedtem – jak nas zawiadomiono, albo – z pewnych źródeł dowiedzieliśmy się, lub – jak głoszą krążące opowieści, albo zwyczajnie – FAKT dowiedział się ze 53 letnia Krystyna Janda robi błędy ortograficzne…no ale to inna opowieść.

Ach zapomniałabym, dziś spędzamy dzień pod hasłem:„Jeśli mówić o sobie to tylko źle!”

21
Luty
2005
21:49

Eleonory i Feliksa - wszystkiego dobrego

LOS NIE DAJE NIKOMU GWARANCJI. Seneka Młodszy.

 

Myśli poranne rzucane przy śniadaniu – motta narciarzy na dzień dzisiejszy. Młodzi i starzy, jak na liście IPNu, wszyscy wymieszani:

MOTYL: Co jedna ręka to nie dwie.

LENA: Piękna pogoda, nareszcie.

ANDRZEJ: Słabszego popchnij.

KRZYSIEK: Lepiej mieć żonę młodą i chorą niż starą i zdrową.

EDWARD: Życie boli.

KRZYSIEK 2: Założyć gogle. Nie zapomnieć.

KUBA: Wstawanie rano nie może być przyjemnością.

JĘDREK: Nie jedz żółtego śniegu.

MARCIN: Nie daj się zabić.

MISIEK: Jeździć tak szybko jak się da i się nie zabić.

ADAŚ: Żyć szybko, umierać młodo.

FILIP: Więcej celnych piłek.

KSAWERY: Chce mi się ciągle jeść.

MARYSIA: „Lepiej późno niż wcale”, zawsze warto to przypomnieć.

WACEK: Jak zarobić i się nie narobić?

GRZESIEK: Niezastraszony mrozem, nieustraszony zawieja, wejdę do baru z nartami i nadzieją.

JAN: Wszyscy oprócz Balcerowicza muszą odejść.

JA: Starałam się wszystko zapamiętać.

Czytam książkę Bałuckiego „Pan Burmistrz z Pipidówki. Powieść z życia autonomicznego Galicji” słodka lektura, oprócz drobiazgów nic nie straciła na aktualności, mimo że napisana u schyłku XIX wieku.

Dobrego dnia. A nową kartkę od kumpla dostałam z Paryża taką. Wyobraźcie sobie w Paryżu tak nudno! A u nas? Karuzela i Czad!

19
Luty
2005
04:05

Konrada i Arnolda - wszystkiego dobrego

NIEWIELKIE TROSKI MÓWIĄ, OGROMNE MILCZĄ ODRĘTWIAŁE. Seneka Młodszy.

 

Nie mogę spać, bo wyspałam się.

Na wasze pytania co będzie mojego nowego w Teatrze TV i co już było odpowiadam z niechęcią, bo wszystko co zrobiłam jest z moim CV na tej stronie, a co do tego co będzie… to „kuchnia” nie wiem czy się zdradza kuchnię, a poza tym w mojej sytuacji jest wielu reżyserów. Nie ważne. Tłumy reżyserów tarzają sie u nóg urzędników i decydentów telewizyjnyh i błagają o litość, względy, skinienie głową lub choćby uśmiech. A Absolutni Bogowie Telewizyjni tajemniczo i w tajemnicy, w zaciszu i cieniu gabinetów podejmują decyzje.

Poniżej podaję (żeby zakończyć z godnością sprawę) listę zrealizowanych przeze mnie jako reżysera Teatrów TV:

  1. „Hedda Gabler”- H. Ibsen – 1995 r
  2. „Na szkle malowane” – E. Bryll – 1995 r
  3. „Cyd” P. Corneille – 1996 r
  4. „Tristan i Izolda” – E. Bryll – 1997 r.
  5. „Fizjologia Małżeństwa” H. Balzak- 1998 r
  6. „Związek otwarty” – Dario Fo i Franca Rame – 1999 r
  7. „Klub kawalerów” – M. Bałucki – 2001 r
  8. „Zazdrość” E. Villar – 2001 r
  9. „Porozmawiamy o życiu i śmierci” K. Bizio 2002 r.
  10. „Śluby Panieńskie” – A. Fredro – 2002 r.

A teraz lista odrzuconych przez telewizję w tym sezonie proponowanych przeze mnie tytułów jako odpowiedź na pytanie co nowego będzie mojego:

  1. „JA” – A. Bojarska (marzę o realizacji tego tytułu od dawna)
  2. „Rzecz listopadowa 2004” – E. Bryll ( Specjalnie napisane na ew. zamówienie TV – tego mi najbardziej żal, po pierwsze mógłby powstać nowy, aktualny, współczesny, ważny dla Polski tekst teatralny)
  3. „Medea” ( żeby zagrać Medeę)
  4. „Agamemnon” ( żeby zagrać Klitajmestrę)
  5. „Według niej” – M. Nawariak ( monolog Marii ( Matki Bożej) – opowiadającej od początku, od urodzenia, historię jej zamordowanego Syna. Książka jest w księgarniach -znakomita. Chciałam to nakręcić to dziś w Izraelu, we wszystkich dla chrześcijan ważnych miejscach, ze współczesnym światem, problemami , wojną w tle. Skromna, współcześnie tam żyjąca prosta kobieta, opowiada o swoim dziecku, Jezusie – jak zwykła matka. Wzruszające, poruszające, budzące refleksje i nieobrażające niczyich uczuć)
  6. „Sinobrody” D. Moher ( okrutna opowieść o kobietach – z pomysłem realizacyjnym)
  7. „Leon i Teofil” M. Panych ( czarna komedia, gatunek w Polsce prawie nie grany, o wykańczających się nawzajem kolegach w pracy, aktualne, dwie znakomite role dla aktorów 25-30 lat)

No i na tym zakończmy. Zważając na to, że Teatr TV musi ograniczyć się tylko do dwunastu premier rocznie – rozumiem. Ale może macie rację, przynajmniej to sobie napiszmy.

Dobrego dnia. Podobno w Polsce śnieg po kolana. Dzieci tu szaleją na nartach, my staramy się im dorównać w radości i szaleństwie, choć nam trudniej.

Przeczytałam dziś w nocy świetny „Darkroom” Rujany Jegier w świetnym tłumaczeniu Jovanki Ćirlić. Coś niesamowitego ta bałkańska młoda literatura. Te kobiety, młode pisarki. Poczucie humoru, przewrotność, gorycz, niekonwencjonalność, a jednocześnie optymizm, siła, zgoda na nowe życie, po tak dramatycznych przeżyciach, po takiej wojnie domowej, po podziałach…

Kim jest Krystian, pyta dziadek. Moim najlepszym przyjacielem, odpowiadam. Skąd, pyta dziadek. Za szkoły, z Zagrzebia. Kim są jego rodzice, wypytuje dziadek. Matka jest muzułmanką, tata Serbem, a on jest pedałem, odpowiadam. Niezły kocioł, mówi dziadek i śmieją się jego oczy…

17
Luty
2005
15:12

Donata i Łukasza - wszystkiego dobrego

KIEDY LEKARSTWO JEST HANIEBNE, WSTYD PRZYCHODZIC DO ZDROWIA. Seneka Młodszy.

Nie rozumiem ostatnio intencji Filozofa, sięgam po komentarze pana Marka Niechwieja: Są wartości wyższe niż zdrowie. „Haniebne lekarstwo” symbolizuje nieprawość. Zaszczyty osiągane za pomocą nieszczerych intencji nie stanowią godnego bogactwa.

No rewelacja! Panowie filozofowie! Tych z szczerymi intencjami ze świecą szukać. Prawie wszyscy, więc chorzy.

Przeczytałam rewelacyjną książkę Oksany Zabużko „Badania terenowe nad ukraińskim seksem”. O jak mi bliski ten tekst i gniew w nim i protest i drastyczność a raczej jej forma, także. Wyplute, wykrzyczane, prawdziwe i ważne. Związek z mężczyzną prymitywnym i brutalnym, „otwartym na zło”, ograniczonym i prowincjonalnym, tępym a mającym o sobie wysokie mniemanie, miłość do kogoś takiego, zależność uczuciowa i emocjonalna od takiego, to zawsze może się zdarzyć, związek z władcą bez uczuć wyższych. Straszne i świetnie napisane. Dawno nie czytałam też takich wyznań miłości i nienawiści do ojczyzny, do kraju, dzieciństwa, tradycji – blizn, którymi nasze kraje ojczyste znaczą nas na całe życie, a my kochamy te blizny i tę przynależność bez wyjścia. Autorka pisze we wstępie: Swej książce nadałam charakter postkomunistycznej „ psychoanalizy narodowej”. Bohaterowie to para ukraińskich intelektualistów. Piszę o tym, jak skutki gwałtu na narodzie oddziaływają na jednostki nawet w sytuacjach intymnych. Nie umiemy kochać, nie umiemy żyć. Nie jest to książka o seksie, nie przede wszystkim.

Dochodzą nas tu odpryski wiadomości z Polski. Żadnej dobrej. Nie ma, o czym mówić. Nadziei coraz mniej. Zajmijmy się „dziełem własnego życia” jak mówią ci co się nie wstydzą słów.

Tutaj słońce, śnieg, radość i beztroska jak się wyłączy myśli i lęki. Matka z Zakochaną (beznadziejnie), o których pisałam kilka dni temu, wyjechały. A my zjeżdżamy w tańczącym śniegu i w słońcu głowami w dół, nawet najmłodszą wśród nas, moją wnuczkę, ogarnęło to samo radosne szaleństwo i smak na niegroźne zatracenia. Choć wczoraj na łóżku wieczorem taki list: – Mamo, Tato! Zjechałem z lodowca 2x z Michałem i Marcinem i uznaliśmy nagle, że nas to nie bawi. Wiem, że popełniliśmy błąd nie jeżdżąc na nartach rano. To była dla nas nauczka. Jestem z kolegami. Wasz Syn ( Młodszy) Dziś jazda od rana aż do złamanej narty.

Dla Was dobrego dnia.

15
Luty
2005
13:44

Faustyna i Józefa - wszystkiego dobrego

PRAWDA NIE LUBI DŁUGO CZEKAĆ. Seneka Młodszy

Jestem na nartach jak już wspominałam. Jest tu ze mną kilka osób dorosłych i chmara dzieci. Dzieci w wieku od sześciu do dziewiętnastu lat. Moja dawna znajoma z Polski teraz mieszkająca w Szwajcarii z dziewiętnastoletnią córką. Znajoma rozpacza i milczy, córka jej zdaniem „niewłaściwie” się zakochała, więc wywieziona tutaj ma się zastanowić i ochłonąć przed ostateczną decyzją, dziewczyna od rana do zmierzchu jeździ z zaciętymi ustami na nartach i także milczy. Matka, choć oszczędnie, jednak rozmawia z nami wszystkimi, córka zupełnie nie, na śniadania przychodzi z zapuchniętymi od płaczu oczyma. Początkowo próbowaliśmy żartować z całej sytuacji, ale po pierwszym spojrzeniu dziewczyny, spojrzeniu pełnym sztyletów w nas wycelowanych, szybko się wycofaliśmy i przeprosinom nie było końca. Na moją próbę rozmowy, odwróciła się do mnie plecami i tyko warknęła – Przestań, to nie twoja sprawa… Przestałam. Na lodowcu zamieć, prawie nie ma widoczności, minus 21 stopni mrozu i wiatr wali jak wściekły, wszyscy nawet najodważniejsi, najlepiej jeżdżący wycofują się po pierwszych próbach zjazdów, zakochana spada głową w dół, w białą szalejącą przepaść, bez wahania, na zatracenie. My w schronisku na herbatami i rosołami, ona biczuje się tą burzą, matka połyka łzy razem z rosołem, kreci głową i powtarza, ona wcale nie jeździ tak dobrze…

Przypadkowo, wciąż szukając polskiego tekstu do teatru, tekstu opisującego młodą Polkę – Europejkę, jej problemy, stan umysłu i historię, przeczytałam właśnie książkę „Paris London Dachau” Agnieszki Drotkiewicz i choć książka mi się nie bardzo podobała, narzuca się porównanie tamtego tam opisywanego cierpienia z powodu rozstania, porzucenia jako obóz koncentracyjny jak piszą w nocie wstępnej, z tym tu cierpieniem rozstania młodej miłości. Swoją drogą czytam książki młodych Ukrainek, Białorusinek, Rosjanek, Czeszek, Serbek, Chorwatek, Bułgarek, bo chciałabym cyklem małych spektakli opowiedzieć o młodych kobietach z tej części świata, z Nowej Europy, i znajduję w tamtych krajach książki interesujące, historie, wyznania, dające się uogólnić i traktować jako reprezentatywne, tu u nas, nie trafiłam na taką kisiążkę, wszystko tu jakby skrojone na miarę, zbyt wymyślone, pretensjonalne, udawane… może źle szukam, pewnie tak, ale im więcej tego „polskiego młodego” czytam, coraz bardziej jestem tym zdumiona i zaskoczona. Nie znalazłam książki z prawdziwej potrzeby, wszystkie skrojone na chwilowy sukces i podług mody obowiązującej w tym momencie. Nie ważne, nie o tym w tym momencie, to mój problem, muszę znaleźć jakiś polski tekst, i chyba skapituluję i sięgnę do pisarek i kobiet bardziej dojrzałych. Nie ważne. Wracając do naszej zakochanej – rozdzielonej z ukochanym, determinacja i ból zdaje się być godny wielkiej tragedii. Szekspirowskiej.

Matka mówi do mnie tak:- Przecież wiesz, co to zły wybór, jakie to ważne, z kim przyjdzie spędzić życie, z kim się decyduje mieszkać, żyć i mieć dzieci, to najważniejszy wybór w życiu, on decyduje o wszystkim, bardziej niż wykształcenie, kariera, środowisko, wszystko inne. To ten człowiek, decyduje o jakości i wartości życia. Przecież to wiesz. Czy dziwisz się ze tak rozpaczam? A ten pan, na pewno nie jest dobrym wyborem, jestem więcej niż pewna, tylko jak ją o tym przekonać, jak jej to wytłumaczyć?

Nie da się – odpowiadam. Musisz ich namówić na okres próbny, albo, jeśli twierdzi że to miłość jej życia i jest dorosła, musi wziąć odpowiedzialność, a ty ich zostaw w spokoju. – Przecież ona jest jeszcze niedojrzała, to dziecko, a on jest dużo straszy, wie, co robi, to cynik, z przeszłością, wyrachowany i okrutny, to nie może być dobrze – „mantruje” ona. – Skąd wiesz? – pytam. – Wiem! – odpowiada i płacze. Wczoraj przez drzwi ich pokoju, słyszałam jak „zakochana” krzyczała: – Kocham go! Kocham go bardziej niż ciebie i ojca. Niż wszystkich na świcie. Umrę bez niego! To moje życie! Chcę je przeżyć po swojemu! Nie proszę was o pozwolenie, bo i tak z nim będę, wbrew wam, wbrew, wszystkim i wszystkiemu. Nie możecie mi zabronić! Kocham go bardziej niż siebie! Nic na to nie mogę poradzić! Stare jak świat. Tak częste, że banalne do mdłości… Jak się skończy? Jej matka jest pewna ze źle, ja mniej. Zobaczymy. Tak historia jest tak tu na tych wakacjach obecna, że sprowokowała i wczorajszy mój zapis wspomnienie historii o przebiegu odwrotnym, o rezygnacji z miłości, dla matki. Tak, tyle, że tamta wczorajsza pani ma lat czterdzieści pięć, a ta mała dziewiętnaście, a to różnica. Żal mi tej małej. Jest rzeczywiście za młoda. Rozumiem jej matkę, ja też bym szalała. To naprawdę najważniejszy wybór w życiu. Takie życie, jaki partner, nie ma inaczej, no chyba, że rozwód, samotność w związku, rozgoryczenie, upokorzenia, poczucie nieszczęścia, a bywa, że i coraz niższa samoocena i zmarnowana młodość a potem życie. Tak często czytałam, słyszałam powiedzenie – „zmarnował jej życie”, „zmarnowała mu życie”- nie rozumiałam go kiedyś, dziś wiem jak dramatyczne rzeczy się za nim kryją. No nic. Oby ta mała była szczęśliwa. Oby przeczucia matki, ojca, rodziny i znajomych były fałszywe. Oby.

Dobrego dnia.

14
Luty
2005
14:40

Walentego i Metodego - wszystkiego dobrego

KONIECZNOŚĆ JEST ZWYKLE SILNIEJSZA NIŻ MIŁOŚĆ. Seneka Młodszy

Czyli – uczucia najczęściej przegrywają z twardymi regułami rzeczywistości a często też człowiek nie ma wyboru – nie najweselsza to myśl filozofa w dniu święta zwanego WALENTYNKI.

Ja w każdym razie życzę wam abyście byli kochani i pożądani, atrakcyjni i zawsze godni uczucia, choć i tak, jak mawiała moja babcia ”każda potwora znajdzie swego amatora”, a mówiąc potwora nie miała na myśli urody tylko charakter, tak wiec nie traćcie nadziei, żadne z was.

Wracając zaś do konieczności, bardziej wierzę w twarde reguły rzeczywistości stające na drodze do szczęścia niż osobisty brak wyboru. Brak wyboru to przeżytek choćby dziewiętnastowieczny, nie bardzo mający dziś zastosowanie i nie wierzcie takim wymówkom gdyby się zjawiły miedzy wami a miłością waszego życia, napisałabym bez wahania – „nie wierzcie bo to kłamstwo”, gdybym nie znała historii pewnej miłości, a ponieważ ją znam i zdarzyła się na moich oczach, ręka mi drży przed tak kategorycznym słowem.

Była sobie pewna miła, śliczna, wspaniała po prostu dziewczyna. Opuściła rodzinny dom i pojechała na studia do Francji. Tam zakochała się śmiertelnie i z wzajemnością w pewnym panu. Pan miał żonę i dwoje dzieci oraz stanowisko naukowe. Dzieci wspaniałe a żonę chorą, umysłowo chorą, wymagającą stałej obserwacji i opieki. Śliczna, dobra dziewczyna z Polski, ze śmiertelnej miłości do pana i na skutek wielkiego współczucia, próbowała studiując zajmować się jego dziećmi, chorą żoną, ich domem i nim samym. Szło jej średnio, ale wielka miłość trwała. W rezultacie w imię wielkiej miłości i dla dobra wszystkich przerwała studia, i całkowicie oddała się opiece nad tyloma potrzebującymi jej pomocy, ale przede wszystkim zrobiła to dla pana, który ją kochał, ale nie miał wyboru jak widzicie. Czas mijał, trwała ta sytuacja około sześciu lat, i pewnie myślicie, że zgodnie z myślą filozofa, miłość w zderzeniu trudami codzienności i rzeczywistością umarła, otóż, bardzo się pomyliliście i jeśli pomyśleliście tak banalnie. Wręcz przeciwnie, miłość rosła, piękniała, stawała się coraz bardziej dojrzała i coraz bardziej bolesna w związku z sytuacją, tak bolesna i bez przyszłości, że piękna, szlachetna i dobra dziewczyna z Polski, która już i tak oddała całej tej sytuacji swoje najpiękniejsze lata, postanowiła uciekać gdzie ją oczy poniosą, czyli wróciła do Polski, do rodzinnego domu, ze łzami zwierzając się kochającym rodzicom z całego zdarzenia, historii, miłości i losu. Rodzice płakali razem z nią, ale już chwilę potem cieszyli się, że ją mają na powrót, stawali się coraz bardziej o nią zazdrośni i wymagający, co ją męczyło i z czego zwierzała mi się co jakiś czas przez telefon, jako że znałyśmy się od dawna. Następne lata po powrocie z Francji, spędziła, więc samotnie, mieszkając z rodzicami i pracując w rodzinnymi miasteczku jako urzędniczka (była bez studiów a jej francuski nie bardzo tam się przydawał). Kochała wciąż pana we Francji i tęskniła wiecznie, żyła marzeniami i wspomnieniami oraz nieustającą miłosną korespondencją. Mijały lata. Ojciec pięknej i dobrej pani, mojej znajomej, umarł a ona, wciąż piękna, dobra i wspaniała, zajmowała się wiecznie chorą na depresję po śmierci męża, wylęknioną, ale tyranizującą ją w sposób doskonały matką i miejscową biblioteką, która po znienawidzonej pracy w urzędzie stała się jej miejscem i ambicją. Żaden z mężczyzn w miasteczku, którzy przez te lata starali się do niej zbliżyć, nie mieli szans, bo pani wciąż bardzo kochała pana we Francji i pielęgnowała to uczucie tak, że wyidealizowany a wręcz zmitologizowany jego obraz był treścią jej życia… I stało się tak, że pewnego dnia, pan z Francji przyjechał. Jego dzieci były samodzielne, żona umarła, a pan przyjechał żeby kochać panią, która tak długo na niego czekała i tak wiele mu ofiarowała i dzielić z nią dalsze życie i los. Radość i szczęście przez moment nie miały granic, pan się oświadczył i miał się odbyć ślub i wszystko, co po nim następuje zwykle i mieli żyć wreszcie długo i szczęśliwie… i pewnie by tak było gdyby nie… matka naszej wciąż pięknej i dobrej pani, która stanowczo zaprotestowała, bo chciała mieć córkę tylko dla siebie i nie wyobrażała sobie ani ślubu, ani obcego mężczyzny, ani wyjazdu z nimi do Francji. I wtedy zdarzył się ten wieczór, ta kolacja, podczas której, piękna i dobra pani, powiedziała panu z Francji, swej jedynej i największej miłości, że… nie ma wyboru… musi zostać z matką. Pan nie mógł uwierzyć, zdecydował się przenieść do Polski, urządzić się jakoś obok, prowadzić swoje badania naukowe na odległość, podróżując tylko, co jakiś czas do Francji, ale matka była zazdrosna, nieprzejednana i nieustępliwa, chciała mieć córkę tyko dla siebie, groziła samobójstwem. W rezultacie piękna i dobra pani, zerwała z panem z Francji wszelkie związki, zabiła ponad piętnastoletnie uczucie, zrezygnowała z marzeń i przyszłości, wybierając matkę i popłakując odtąd wiecznie nocami. Ale, jak mówiła temu panu i mnie potem szlochając do słuchawki, nie miała wyboru.

No i tyle, i dlatego tak trudno było mi dziś napisać:- Nie wierzcie jak ktoś, kogo kochacie mówi wam, że nie ma wyboru… ale nie mogłam tego napisać bez dygresji, bo wdarła mi się ta historia a co za nią idzie refleksja że z tymi wyborami osobistymi, rzeczywiście bywa różnie… ale tak naprawdę moi kochani mimo tej historii – jeśli rzeczywiście ktoś was kocha to nie ma sytuacji, niemożności, trudnych okoliczności i obowiązków… słowem tego wszystkiego co niejedna lub niejeden z was słyszeliście tylokrotnie… i to wam w rezultacie chciałam napisać także jako paradoksalne oskarżenie czasów w których żyjemy, ludzi wśród których żyjemy i których kochamy….

Wszystkiego dobrego na WALENTYNKI…

Dobrego dnia. I nie piszcie do mnie, bo nie mam dostępu do mojej korespondencji i nie będę miała przez najbliższe dwa tygodnie. Przepraszam.

13
Luty
2005
14:48

Grzegorza i Katarzyny - wszystkiego dobrego

 

ŚLEPY I NIEROZWAŻNY JEST TEN, KTO ZDAJE SIĘ NA ŁASKĘ PRZYPADKU. Seneka Młodszy

Cholera, jestem na nartach, w małym włoskim hoteliku, nie mam dostępu do żadnego komputera. No trudno, z mojego komputera nie mam połączenia. A więc wakacje od wszystkiego, od Was także…

11
Luty
2005
01:14

Łazarza i Marii - wszystkiego dobrego

COKOLWIEK LOS WYD¬WIGNIE W GÓRĘ, WSZYSTKO POTEM PONIŻY. Seneka Młodszy.

 

Taką dostałam kartkę pocztową. Od przyjaciela! Niedoczekanie!

10
Luty
2005
23:09

Jacka i Scholastyki - wszystkiego dobrego

KTO ŻAŁUJE SWOICH GRZECHÓW, TEN JUŻ PRAWIE NIEWINNY. Seneka Młodszy

Przepraszam, że traktuję Was ostanio tak po „macoszemu”, ale to co mam na głowie to taki „pasztet”, że trudno mi go przełknąć.

Dołączam zdjęcia z próby, załącznik do wczorajszej listy obsady i wyjeżdżam. Próby przynoszą wiele radości, wspaniały zespół… zobaczymy jak ja się spiszę. Mój telefon rozgrzany do czerwoności więc go włączam i teraz przez moment będę mamą i babcią, szczególnie że po ostatnim trzydniowym wyjeździe do Niemiec na postsynchrony, mój syn spojrzał na mnie i powiedział: „- Fajnie ci włosy odrosły, na tym wyjeździe”. Spanikowana odparłam: „Przecież mnie nie było tylko trzy dni!”, a on na to: ” -Tak? Myślałem że z miesiąc”. Zaczynają się ferie, wyjeżdżamy, odezwę się jak tylko będę mogła. Pozdrawiam i życzę przyjemnych, rodzinnych dni dla Was.

PS. Czytam komentarze na swój temat i kolejny raz stwierdzam że… cieszę się że wyjeżdżam i chwilę odpocznę…

09
Luty
2005
08:57

Cyryla i Apolonii - wszystkiego dobrego

 

KUPIONĄ WIERNOŚĆ DA SIĘ PRZEKUPIĆ. Seneka Młodszy

Każdego dnia teraz jeżdżę na próby do Łodzi. Ten tekst o ludziach gdzieś na prowincji, o lekcjach stepowania jako terapii, o ludziach, kobietach z problemami, przynosi każdego dnia dużo radości. Daje aktorom duże pole do popisu i w przyszłości mam nadzieję przyniesie wiele przyjemności z grania a widzom radość z oglądania. Mam nadzieję. Dla mnie to wielka nauka, cały czas dziewięć osób na scenie, wiele wątków do prowadzenia jednocześnie, tysiące zadań i niuansów do podania i przekazania widzom. Rzemiosło! Rzemiosło! I ekscytujące zadanie. Ludzie – postaci z kompleksami, zahamowaniami, nieśmiali, zagubieni, nieporadni w uczuciach i wyrażaniu uczuć, solidarność ludzka, soldarność grupy, piękne rzeczy do grania i do opowiedzenia. A aktorzy, uczą się stępować od października.

Prosiliście o obsadę – RICHARD HARRIS „LEKCJE STEPOWANIA”( STEPPING OUT)

Mavis – Ewa Tucholska, Pani Fraser – Barbara Szczeniak, Lunne – Karolina Łukasiewicz, Dorota – Zofia Plewńska, Maxine – Marta Kuśnierek, Andy – Magda Zając, Geoffrey – Marek Bogucki, Sylwia – Masza Bauman, Rose – Ewa Sonnenburg, Vera – Gabriela Sarnecka

Scenografia – Magdalena Maciejewska, kosiumy – Magdalena Tesławska , choreografia – Jirina Nowakowska , asyst. choreografa – Emilia Król, kierownictwo muzyczne – Krzysztof Jaszczak, inspicjent – Małgorzata Urzędowska , asystent reżysera – Zofia Plewińska, Maja Korwin.

Dobrego dnia, ja znów do Łodzi. Zdjęć nie zrobiłam, bo jakoś się wstydzę, nawet poprosić, może dziś….

W korespondencji 290 listów….proszę o cierpliwość….

08
Luty
2005
06:44

Jana i Piotra - wszystkiego dobrego

SZCZERA POCHWAŁA CZĘSTO PRZYPADA W UDZIALE BIEDNEMU, MOŻNEMU ZAŚ – TYLKO FAŁSZYWA. Seneka Młodszy

Wracam z Niemiec. Słyszeliście, że zalegalizowano tam prostytucję i uznano ją zawodem, a domu publiczne miejscem pracy? Panie mają sanatoria, emerytury, wszelkie prawa dla pracujących, bezrobocie w momentach przestoju także. Usłyszałam taką historię. Pewna pani nie mogła naleźć pracy, zgłosiła się, więc rutynowo do biura dla bezrobotnych i tam polecono jej zgłosić się do… domu publicznego, który miał braki w obsadzie pań i zgłosił zapotrzebowanie do urzędu pracy. Kobieta odmówiła acz z lękiem, ponieważ przepisy niemieckie mówią, że trzykrotna odmowa podjęcia pracy w wyznaczonym miejscu i charakterze, pozbawia prawa zasiłku dla bezrobotnych. Prawo jest prawo, kobieta jest kobieta, mercedes jest samochód – jak mówią Niemcy.

Widziałam „Wróżby kumaka”, nie wiem, jaki to jest film, nic nie wiem, nie wiem jak gram, nic nie mogę ocenić, na niczym się skoncentrować, bo wyglądam w tym filmie tak okropnie, że nic innego nie rozumiem. Cinema verite, jeśli o mój wygląd chodzi. No ale jak mówi mój maż, który mnie czasem fotografuje – było się później urodzić! Niemiecka część produkcji filmem zachwyceni. Premiera we wrześniu w Gdańsku, a tuż później w Niemczech.

Kiedy mieliśmy zdjęcia do filmu w Kolonii zaczynał się karnawał, jeśli pamiętacie moje zdjęcia z tamtego okresu, teraz się kończył. Znów zrobiłam kilka zdjęć, bo mnie to zdumiewa i bawi. Kto żyw przebrany i umalowany, na czele z burmistrzem miasta. Widziałam staruszkę Królewnę Śnieżkę, rodzinę – matkę, ojca, babcię, dziadka i troje dzieci przebranych z pszczółki – mieszkali w tym hotelu, co ja. Przyszli tak przebrani na śniadanie w dzień parady karnawałowej. W dniu zakończenia karnawału, przyjeżdża do Kolonii z całych Niemiec ponad milion ludzi. Wszyscy przebrani. Zdjęcia są, co prawda robione z samochodu, bo podczas tych trzech dni nawet nie miałam czasu wyjść na ulicę, cały czas siedziałam w studio, ale jednak jakieś są.

Dołączam wam zdjęcia z samolotu, robione podczas lądowania, nocą, nad Warszawą, mroczną stolicą naszego kraju. Nie wygląda ona, ta nasza stolica, jak metropolia europejska niestety. No ale trudno.

Dobrego dnia. Ja na próbę do Łodzi.

05
Luty
2005
05:17

Agaty i Adelajdy - wszystkiego dobrego

NIEMĘSKA TO RZECZ UCIEKAĆ PRZED LOSEM. Seneka młodszy.

Na szczęście nie jestem meżczyzną a los prowokuję. 

Sprawa POLONII się powoli ku mojemu największemu przerażeniu finalizuje, a w razie czego to wy będziecie mnie odwiedzać w wiezieniu gdzie będę siedzieć za długi, bo to w końcu w pewnym sensie i wasza wina. Na razie wylatuję na udzwiękawianie ” Wróżb kumaka ” do Niemiec, uciekam, a tu niech się dzieje wola Nieba….. 

Dobrych dni. Mnie nie będzie do środy.

04
Luty
2005
07:13

Andrzeja i Weroniki - wszystkiego dobrego

Nie mogę, nie mogę moi Kochani. Musicie mi dać wolne na chwilę….

Dobrego dnia.

02
Luty
2005
05:55

Marii i Mirosława - wszystkiego dobrego

 

WŁADZA ANI MAŁŻEŃSTWO NIE ZNOSZĄ WSPÓLNIKÓW. Seneka Młodszy

Dobrego dnia Ojczyzno. Kraju, w którym od kilku dni na kilkaset tysięcy osób rzucono hańbiące oskarżenie za sprawą „listy Wildsteina”.

Dobrego dnia w Piekle.

Panie Andrzeju W. Pisze się sam nowy scenariusz „Człowieka z…..”

Dobrego dnia.

01
Luty
2005
05:57

Brygidy i Ignacego - wszystkiego dobrego

 

KTO SZUKA SŁAWY U LUDZI NAPRAWDĘ ŻYCZLIWYCH, WOLI, BY GO CHWALIŁY SERCA NIE USTA. Seneka Młodszy

To to, co znalazłam o wizytówkach dla Was…

Wizytówka.

Każdy szanujący się człowiek interesu powinien ją mieć. Rola wizytówki polega na dostarczeniu najważniejszych informacji o wręczającym. Wizytówka powinna zawierać imię i nazwisko, nazwę i adres formy, którą dana osoba reprezentuje, zajmowane stanowisko, numery telefonu i faxu. Przestrzegam przed umieszczaniem na fermowych wizytówkach prywatnego numeru telefonu. Chyba ze ktoś cały swój czas gotów jest poświęcić interesom. Pragnąc jednak ocalić swój domowy azyl lepiej nie podawać prywatnego numeru. W wyjątkowych wypadkach, gdy chcemy mieć z kimś kontakt niezależnie do pory dnia i nocy, możemy prywatny telefon zapisać na odwrocie.

Pamiętajmy o kilku zasadach dotyczących wręczania wizytówki. Nie wypada tego robić natychmiast po zawarciu znajomości. Raczej na zakończenie rozmowy niż na jej początku. Osobom starszym i szanowanym nie wypada wręczać swoich wizytówek, jeśli nas same o to nie poproszą. Nie jest dobrze widziane rozdawanie wizytówek na lewo i prawo, przypadkowym osobom. Zawsze powinniśmy wiedzieć, komu i dlaczego wręczamy swoją wizytówkę. Do biznesowego savoir vivre’u należy zwyczaj obdarowywania klientów i partnerów w interesach różnego rodzaju upominkami.

Ja tylko dodam, zawsze mnie uczono, że jeśli ktoś mi wręcza wizytówkę powinnam się zrewanżować swoją wizytówką lub podać do siebie kontakt również. Jako osoba publiczna, nie zawsze respektuje tę zasadę, ale zawsze przepraszam, że nie mogę służyć swoją wizytówką w zamian i tyle….. Natomiast, kiedy wysyłam paczkę, kwiaty, przesyłkę zawsze dołączam wizytówkę z samym tylko imieniem i nazwiskiem dopisując ręcznie pozdrowienia podziękowania czy życzenia.

Dobrego dnia, jeszcze tylko przytoczę dla was, wymieniane w prasie polskiej przykłady używania określenia  „ polskie obozy śmierci”, w zagranicznych mediach, bo to poruszające i ważne dla nas wszystkich:

*

„Polskie komory gazowe i krematoria” – The Guardian. Wilka Brytania

*

„ Polski obóz zagłady” – The Independent, wielka Brytania

*

„ Moja babcia zginęła, a ciotka ledwo uszła zżyciem polskim obozie koncentracyjnym” – Michale Howard, szef brytyjskich konserwatystów.

*

„…z okazji wyzwolenia polskiego obozu koncentracyjnego” – Agence France Press. Francja

„ „ Polskie obozy śmierci” – Agencja Informacyjna Novosti. Rosja.

*

„Nazistowscy oprawcy przewieźli ją do polskiego obozu śmierci”– Der Spiegel ( także Stern i Bild), Niemcy.

*

„ Pani Schindler, wdowa po niemieckim przemysłowcu uwiecznionym w filmie „ Lista Schindlera”, została wyróżniona przez argentyński rząd za swój udział w ratowaniu Żydów z polskich obozów koncentracyjnych”– Radio ABC, Australia

*

„ Film Pianista”(…) o muzyku, który przeżył w nazistowskiej Polsce, został nagrodzony w Cannes” The Australlian

*

„ Papież pochodzący z kraju, który wymyślił Auschwtz” – Le Soir Illustre, Belgia

*

W Polsce nie ma Żydów, ponieważ wszyscy zostali zabici przez Polaków. Obozy koncentracyjne, a były to polskie obozy koncentracyjne, były obsługiwane przez Polaków. Hitler nie musiał zabijać Żydów w Polsce, bo zrobili to za niego Polacy. To Polacy, i tyko Polacy, SA winni eksterminacji Żydów” Howard Stern, amerykański dziennikarz.

„ Polski obóz zagłady”– Irish Limes, Irlandia.

*

„W polskim Auschwitz – Birkenau” ( …) zamordowano według różnych szacunków od 1,1 do 1,5 min osób”– internetowa strona austriackiej telewizji publicznej ORF

*

„ W polskim Aischwitz- Birkenau zamordowano od 1,1 do 1,5 min osób”– Ter Tagesspiegel, Niemcy ( na podstawie niemieckiej agencji prasowej DPA)

*

„ Polski obóz zagłady w Sobiborze”– Der Spiegel, Niemcy.

*

„ Dzisiaj świat upamiętnia 60.rocznice wyzwolenia polskich obozów koncentracyjnych” – Algemeen Dagblad, Holandia

*

„ Obchody rocznicowe znaczą różne rzeczy dla każdego kraju. Dal Rosji jest to upamiętnienie jej często zapomnianej roli jako wyzwoliciela, podczas gdy dla Polski i innych krajów Europy Środkowej jest to zarówno element stopniowego uznawania swojego wspólnictwa w morderstwie, jak i okazja , by zbliżyć się do Europy”. New York Limes, USA

Dobrego dnia. Zdjęcia dziś nie będzie bo jakie ma być po tych cytatach. Dobrego dnia.

31
Styczeń
2005
06:10

Jana i Marceliny - wszystkiego dobrego

POŚRÓD WIELU NIESZCZĘŚĆ UCZYMY SIĘ SZTUKI MILCZENIA. Seneka Młodszy

Sztuka milczenia. Jaka to trudna sztuka. Ja uczę się jej, od kiedy weszłam jako dziecko w pierwsza przedszkolną społeczność i marny był ze mnie uczeń. Dziś mam ponad pięćdziesiąt lat i wiem, że milczenie przetrwa każdy spór, jak mówią filozofowie, i potrafię milczeć, kiedy chcę, ale nauczyłam się tego siłą a nie dobrowolnie. Prawdą jest też to, że do milczenia trzeba dorosnąć.

Co jakiś czas, raz na kilka lat, robię porządek z wizytówkami które dostaję od ludzi. Zbiera się ich stosy w moich szufladach. Kiedy je przeglądam i wyrzucam niepotrzebne, za każdym razem uderza mnie to jak szybko większość z nich traci aktualność. Jak chimerycznie toczą się losy ludzi. Wczoraj nazbierało się ich w koszu, przygotowanych do spalenia ze dwie setki. Ilu ludzi. Ile zmian. I u mnie i u nich. To przeważnie wizytówki związane z zawodami, funkcjami, instytucjami, prywatnych kart wizytowych mało i te zwykle dalej aktualne, ale te też budzą niepokój i chęć, aby się skontaktować i zapytać czy wszystko w porządku. Wśród wielu innych kilka wizytówek ludzi, którzy już nie żyją, te obracałam dłużej w ręku, a decyzja rzucenia ich do stosu przeznaczonego na spalenie była zbyt symboliczna jak na mój gust. Kilka wizytówek spalę raz na zawsze, nie chce mieć z tymi ludźmi nic wspólnego. Wiele przypomniało mi zdarzenia, sytuacje, miejsca.

Ja sama mam karty wizytowe, których głownie używam, kiedy wysyłam kwiaty czy dołączam do przesyłek, kiedy naprawdę ich potrzebuję, na co dzień, nigdy ich nie mam w torebce, za granicą, wśród nowych obcych ludzi, którym wypada się na ich, przez nich ofiarowaną wizytówkę zrewanżować tym samym. Wiecznie piszę na skrawku papieru czy gazety kontakt do siebie i tak już zostanie, nigdy nie będę pamiętała o takich „drobiazgach” drobiazgach może to lepiej, nikt mnie wyrzuci na stos „ do spalenia”. Biały kartonik z imieniem nazwiskiem i kontaktem, bez napisu – aktorka. Właśnie. Funkcje i tytuły na wizytówkach. Forma. Wizytówki ze zdjęciem, na błyszczącym papierze, czerpanym, na plastiku, na korze drzewa, kolorowe, z pomysłami. Wizytówka świadczy o człowieku i o firmie także. Kiedyś w dowód uznania i sympatii pewien pan, specjalista- producent od wizytówek chciał mi ofiarować w prezencie zrobienie moich wizytówek czerwonych, na materiale z meszkiem jak mówił ze złotymi literami, podziękowałam i uciekłam z przerażenia…..

Dobrego dnia. Idę spalić nieaktualne wizytówki ludzi i firm. Hoteli, do których już nigdy nie pojadę, zakładów fryzjerskich, w których się nigdy nie uczeszę, przelotnych znajomych, z którymi nigdy się nie spotkam, dyrektorów, którzy już zmienili zajęcie, reżyserów, którzy gdzieś przepadli, impresariów, po których ślad zaginał, szefów festiwali, domów kultury, burmistrzów miast, urzędników, redaktorów, dziennikarzy, lekarzy, scenografów, producentów, architektów…czas płynie i wszystko się zmienia. Zabawne jest to, że mam tylko chyba ze dwie wizytówki aktorów, żadnej malarza, jedną rzeźbiarza, ze cztery muzyków….wolni, niezależni artyści nie zostawiają śladów, nie robią interesów, nie dbają o to że ich nikt nie znajdzie „w razie czegoś”, nawet nie interesują ich formy grzecznościowe- wizytówkowe…. .

Dobrego dnia.

29
Styczeń
2005
08:44

Zdzisława i Franciszka - wszystkiego dobrego

 

MŁODZI CHĘTNIE SŁUCHAJĄ GORSZYCH RAD. Seneka Młodszy.

 

Ten Seneka mnie rozczula. Są tacy co nigdy nie słuchają rad, ani gorszych ani lepszych, nawet kiedy są młodzi. Na przykład, jeden z naszych kotów Wewiur. Zawsze był niezależny,  ponad radami i wszystkim dookoła, wiedział swoje i lepiej niż wszyscy.

Muszę dziś o nim, bo w nocy, kiedy czytałam w cichym śpiącym domu, przyniósł mi w prezencie mysz. Prezent. Przypomniał o sobie w swój cichy spokojny sposób. Dzieliłam swoje życie i domy z kilkoma już kotami, ale ten jest „ najskromniejszy”. Cichutki, osobny, samotnik, znikający w zakamarkach domu na całe dni, zjawia się w najmniej spodziewanych momentach i siada żeby towarzyszyć nam przez moment, przyjrzeć nam się, popatrzeć i na nowo znika. Czasem przychodzi żeby porozmawiać, dziwnym gardłowym mruczeniem formułuje jakieś spokojne wypowiedzi, trzeba mu dopowiadać wtedy on rozgaduje się na dobre i na każde słowo ma kilka mruknięć połączonych z kręceniem głową i spokojnym inteligentnym spojrzeniem. Jak już ma ochotę na pogaduszki, i wdzięcznego rozmówcę, to może je ciągnąć w nieskończoność, ale nigdy nie posuwa się do większych zażyłości i kiedy rozmówca w naturalnej konsekwencji bliskiej rozmowy chce go pogłaskać , wstaje, wstrząsa swoim wielkim futrem i odchodzi majestatycznie nie oglądając się. Nie bardzo lubi być dotykany, co jest trochę dziwne, bo koty przeważnie przepadają za tym. Nasze wszystkie koty dzieliły się na takie, które odchodziły od domu, nawet daleko, wałęsały się po ogrodach, dalekich nawet zakątkach, i te najczęściej pewnego dnia nie wracały, i takie, które nie wychodzą poza obręb naszego ogrodu. Wewiur, bo tak ma na imię nasz bohater, z powodu, że jest rudy, kiedy był młodszy „wychodził”ale pewnego dnia wrócił z rozdartym całym futrem na brzuchu, musiał być uśpiony, zszywany, leczony i od tego dnia nie rusza się z ogrodu na krok. Przyniosłam go kiedyś do domu od państwa Bryllów – kot od poetów – oznajmiłam- potomek irlandzkich przodków urodzony już w Polsce z nieprawego łoża– postawiłam go w kuchni na podłodze, był mały, miał dwa, trzy miesiące, spokojnie siedział, przyjrzał się nam wszystkim z zimna krwią i kamienną miną, potem powoli wstał, machnął ogonem i sobie poszedł majestatycznie wgłęb domu. I został. Kot flegmatyk. Jest z nami już pięć lat, zawsze niezależny i niezbyt towarzyski, czasem tylko zbiera mu się na niespodziewana czułość, w stosunku do któregoś z domowników, albo do któregoś ze zwierząt. Najbardziej lubi naszego domowego psa Oskara, co jakiś czas przybiega, co jest zdumiewające, bo Wewiur, nie biega, nie przyspiesza kroku ani żadnej czynności, nigdy i z żadnego powodu, tak więc, nagle niespodziewanie przybiega i ociera się o Oskara, poczym wykłada się przed nim na plecy. Trwa to chwilę, podnosi się z odzyskaną w memencie godnością i znika. Tak samo zachowuje się w stosunku do nas domowników. Za każdym razem wybiera sobie kogoś innego. Odkąd Wewiur jest u nas, nie domykamy szaf ani szuflad , bo to jego ulubione miejsca odpoczynkowe. Najczęściej śpi na pólkach ze swetrami, w szufladzie z szalikami i czapkami, w szafce miedzy starymi scenariuszami, szafie łazienkowej w ręcznikach, albo w sobie tylko znanych dziurach, to jego miejsca. Kiedy wracam nocą do domu , on zawsze wyrasta skądś jak spod ziemi w ogrodzie, odprowadza mnie do domu, do łazienki potem do łóżka i znika. Nie wiemy czy coś do nas czuje, albo cokolwiek go z nami łączy, ale właśnie tak jak tej nocy, co jakiś czas przynosi nam prezent w postaci martwej upolowanej przez niego myszy. Ja boje się tych myszy panicznie i drę się zwykle jak opętana, błagając żeby ją ktoś sprzątnął, on spokojnie słucha tego nieruchomy, jak z kamienia patrzy na moją histerię za każdym razem z wyrozumiałością, po czym po jakimś czasie jak już się na mnie taka zdenerwowana napatrzy, odwraca się i powolnym krokiem odchodzi, niewzruszony. Od kiedy przeczytałam w jednej książce o kotach, że takie prezenty do wyraz najgłębszej miłości ze strony kota i znak zaufania i przyjaźni, staram się histeryzować ciszej i nie kieruję pretensji do niego bezpośrednio tylko ot tak ogóle w przestrzeń. Bardzo go lubię, choć nie mam z nim takiego porozumienia jak z innymi, poprzednimi kotami, które towarzyszyły mi w kąpieli, łowiły moje nogi w wodzie w wannie, czy sypiały ze mną w łóżku. On jest kotem osobnym i tajemniczym, ale nie tajemniczym groźnie jak Putin- rosyjski kot niebieski, jego poprzednik, tajemnica Wewiurka jest dobrotliwie uśmiechnięta, kocia zwykła tajemnica. Poza tym on umie się uśmiechać, i to bardzo wyraźnie. W domu jest jeszcze jeden kot, Syjam, zezowaty Napek, ale ich drogi rzadko się krzyżują, żyją sobie tu osobno, choć czasem szukają się nawzajem i nawołują błądząc po domu. Napek, to kot Jędrusia, naszego syna, śpi z nim, przychodzą rano razem na śniadanie, siedzi koło jego komputera popołudniami, taki kot, co to się lubi przytulić, a Jędrek go ciągle głaszcze, więc go nie odstępuje. Wewiur ma dużo więcej godności i patrzy na Napka z pogardą.

Piszę dziś o Wewiurze, bo wzruszył mnie swoją myszą, to tak jak ktoś, kto jest obok, zawsze, nie rzuca się w oczy, nie mówi, pozornie niczego się nie domyśla, do niczego nie wtrąca, niczego nie domaga, a potem pewnego dnia w tym jedynym momencie, po cichutku i niespodziewane ściska nas na moment za rękę i daje znać że wie i rozumie wszystko. Nieśmiało, bez zabierania czasu i narzucania się, ale ot tak, za to w tym momencie naj, najważniejszym.

Dobrego dnia. Dom bez kota to nie dom, mówiła moja babcia. Musi być kot i bijący zegar, inaczej domu nie ma, ogień pod kuchnią to przeżytek.

Dziś ostatnie MĘSKIE- ŻEŃSKIE i znów, podczas kiedy pan Małysz skacze. No trudno, w każdym razie życzę panu Adamowi serdecznie zwycięstwa.

Dobrego dnia.

28
Styczeń
2005
17:42

Walerego i Radomira - wszystkiego dobrego

 

OGROMNA TO WŁADZA – UMIEĆ WYRZEC SIĘ WŁADZY. Seneka

Miałam dziś pierwszą próbę w Łodzi w Teatrze Powszechnym. Richard Harris ” Lekcja stepowania” . Osiem kobiet i jeden mężczyzna w obsadzie. Na razie nie umiem nic napisać jestem w „zastanowieniu” po pierwszej próbie czytanej. Zobaczymy. Premiera planowana w kwietniu. Zobaczymy.

Wczoraj dostałam pocztą jeszcze jeden wiersz….zapomniałam o nim wczoraj, a przecież kiedyś śpiewałam go z piękną muzyką Janusza Tylmana, kiedyś w Krakowie.

IMIONA 

W zaplombowanych wagonach

Jadą krajem imiona.

A dokąd tak jechać będą

A czy kiedy wysiędą

Nie pytajcie, nie powiem, nie wiem

Imię Natan bije pięścią o ścianę

Imie Izak śpiewa obłąkane

Imię Sara wody woła dla imienia

Aron, które umiera z pragnienia

Nie skacz w biegu imię Dawida

Tyś jest imię skazujące na klęskę

Nie dawane nikomu, bez domu,

Do noszenia w tym kraju zbyt ciężkie

Syn niech imię słowiańskie ma

bo tu liczą włosy na głowie

bo tu dzielą dobro od zła

wedle imion i kroju powiek

Nie skacz w biegu. Syn będzie Lech.

Nie skacz w biegu, jeszcze nie pora

Nie skacz, noc się rozlega jak śmiech

I przedrzeźnia kół stukanie na torach

Chmura z ludzi nad krajem szła

Z dużej chmury mały deszcz, jedna łza

Mały deszcz, jedna łza, suchy czas

Tory wiodą w czarny las.

Tak to, tak, stuka koło. Las bez polan

Tak to tak, lasem jedzie transport wołań

Tak to tak, obudzona w nocy słyszę

Tak, to tak, łomotanie ciszy w ciszę.    Wisława Szymborska

 

Zrobiły na mnie wrażenie wczoraj płonące tory pana Kaliny w obozie ….piękny obraz. Nie zrobiłam zdjęcia, jakoś tak nie wypadało.

Dobrego wieczora. Jutro ostatni odcinek MĘSKIE- ŻEŃSKIE, moim zdaniem najlepszy. Dobrego wieczora. Tak jakoś dziś wciąż smutno po „wczoraj”, nie można złapać zwykłego rytmu. Dobrego wieczora.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.