27
Luty
2015
21:54

Gabriela i Anastazji - wszystkiego dobrego

Zawsze uważałam że pytania typu – czy jesteś wierzący,  na kogo głosowałeś i ile zarabiasz, są niestosowne i żaden człowiek nie ma obowiązku na nie odpowiadać.
Uważam też że zadawanie osobistych pytań, intymnych tym bardziej, świadczy o braku wychowania. Jeśli ktoś ma ochotę o tych sprawach porozmawiać powinno się być do dyspozycji, ale nic więcej. I dziwię się coraz bardziej, że ludzie którzy takie pytania zadają, uważani są za „równych” i otwartych, czy przyjaznych. Zawsze myślałam że są po prostu nietaktowni.
Prawdą jest, że rozmawianie o rzeczach bolesnych przynosi ulgę ale słuchający rzadko poczuwają się do przyzwoitości zachowania treści rozmowy dla siebie. Większość ludzi nie zasługuje na zaufanie, trzeba o tym pamiętać, bo potem boli bardziej i do tego publicznie. Zresztą, większość ludzi robi krzywdę zdradzając czyjeś problemy, bezmyślnie, po to żeby się popisać taką wiedzą , lub tylko, żeby się przedstawić jako ktoś godny zaufania.
Na dodatek ludzie rzadko kuszą się o zrozumienie innych, lub postawienie się w ich sytuacji. Na świecie od wysłuchania i rozumienia, od porad, rozmów o trudnych sprawach, są psychoterapeuci. No i oni, dotrzymują tajemnicy. Czasem naprawdę warto za to zapłacić.
Piszę to po wysłuchaniu stosu plotek i „nowości” z mojego świata.

I jeszcze jedno, czasem ktoś mnie oburzy i wtedy o tych ludziach mówię źle. Zwyczajnie. Choć nie mam nic wspólnego z hienami, dookoła.
I jeszcze drugie, nie bardzo wiem o co chodzi w sprawie Kamila Durczoka, ale nie wierzę, programowo. I współczuję.
I trzecie. Mimo namów na „donoszenie”, czerwonych telefonów, płacenia za wiadomości sensacyjne, nie pojawiły się spektakularnie sukcesy mediów. To budujące.

Dobrego weekendu. Zajmijmy się sobą.

26
Luty
2015
06:24

Mirosława i Aleksandra - wszystkiego dobrego

Ten link wysyłam aktorom naszej Fundacji jako inspirację. Uwielbiam.

A Państwu wysyłam na dobry dzień.

Pozdrawiam.

http://www.youtube.com/watch?v=qXowYIZpYpo&sns=em

 

23
Luty
2015
06:20

Romany i Damiana - wszystkiego dobrego

Poszłam spać z nadzieją , obudziłam się i….GRATULUJĘ!!! GRATULUJĘ!!! Wielkie gratulacje i głębokie ukłony.

Dobrego dnia.

19
Luty
2015
17:57

Konrada i Arnolda - wszystkiego dobrego

A propos Dnia kota, który obchodziliśmy przedwczoraj, przypomniało i się jedno z opowiadań Edgara Kereta, znanego pisarza Izraelskiego. Dyrektorka przedszkola i wychowawczyni jego sześcioletniego syna, poprosiła o przyjście któregoś z rodziców, okazało się, że mimo zakazu jedzenia słodyczy mały Lew (imię syna) zjada każdego dnia czekoladę, nie dzieląc się nią z innymi dziećmi na dodatek. Po wywiadzie w przedszkolu po zapewnieniu, że mały nie dostaje do przedszkola czekolady okazało się, że uroczy chłopiec „uwiódł kucharkę z przedszkola”, która zakochana w nim do nieprzytomności przynosi mu każdego dnia prezent- czekoladę. Co zresztą wyznała zawstydzona, do czego się przyznała i rodzicom, i wychowawczyni. Keret, ojciec, przyrzekł, że porozmawia z synem wychowawczo, na osobności.

– Czy wiesz ze nie można jeść słodyczy w przedszkolu?

– Oczywiście. Wiem.- przyznał chłopiec.

– A czy ty jesz w przedszkolu czekoladę?

– Tak.

– I nie dzielisz się nią z innymi dziećmi?

– Nie dzielę, bo nie można jeść w przedszkolu czekolady. Tłumaczę im to, że dzieci nie mogą jeść w przedszkolu słodyczy. Że to jest zakazane.

– W takim razie dlaczego ty ją jesz?

– Bo ja nie jestem dzieckiem.

– A kim jesteś ?

– Kotkiem.

– Jak to kotkiem?

– Tak mówi pani kucharka.

– Nie jesteś kotkiem, jesteś chłopczykiem.

– Nie tato. Jestem kotkiem. Miaaaał –  udokumentował synek.

Zamiast krzyczeć na dziecko, Keret przypomniał sobie przeczytaną rano gazetę – minister zdefraudował pieniądze, dyrektor banku przywłaszczył komputery, znany aktor nie płaci podatków…

– Oni tez są kotami, po prostu. Tak im się wydaje.

Wszystkim prawdziwym kotom, raz jeszcze najlepsze życzenia wszystkiego dobrego.

14
Luty
2015
09:10

Walentego i Metodego - wszystkiego dobrego

Często podróżuję  samolotem, na liniach krajowych jestem stałym gościem, dużo gram, w różnych miastach, poranna podróż samolotem pozwala potem spokojnie odbyć próbę, przygotować się do spektaklu i zagrać go bez zmęczenia długą podróżą samochodową.  
Zawsze w samolocie sięgam po wydawnictwo LOT-u, darmowe pismo KALEJDOSCOP,  dwujęzyczne, luksusowo wydawanie, na znakomitym papierze, z rewelacyjnymi zdjęciami,  wyborem tego co się aktualnie dzieje w Polsce. Zawsze jestem ciekawa wyborów tematów ocenionych jak ważne i aktualne  szczególnie wybór w dziale kultura budzi moje emocje, ale także i kto kupił reklamę w tej gazecie, bo to też wiele mówi.  Redaktorem naczelnym od jakiegoś czasu jest pani Martyna Wojciechowska i za jej „panowania” pismo zyskało jakby dodatkowy rys. Nie widzę tylko od dwóch miesięcy, stałego felietonu Lecha Wałęsy, a czytałam te felietony z wielkim zainteresowaniem i robiły na mnie niezmiennie  wrażenie.
Wczoraj podczas lektury nowego numeru  lutowego, śmiałam się  wielokrotnie. Po pierwsze Zanzibar i opis atrakcji i piękności jak zwykle z niezwykłymi zdjęciami , na koniec tekstu pana Macieja Wesołowskiego , zachęcającego do odwiedzenia Zanzibaru, fragment , który wzbudził moja niepohamowana radość…Na obiad idę do New Dhow restaurant – knajpy uważanej za znakomitą, szeroko rekomendowanej. Szukam jej długo. Wreszcie jest! Zbita z kilkunastu desek szopa na samej plaży. Przed lokalem po dwa plastikowe stoliki, ze cztery krzesełka, daszek z palmowych liści, w środku – dwóch znudzonych rastamanów. Jestem jedynym klientem. Być może nawet od rana. Zamawiam rybę i cole. Cola jest ciepła bo w restauracji nie ma lodówki, ale nie wybrzydzam. Na rybę trzeba trochę poczekać – jak mogę usłyszeć. Trochę,  czyli jakieś półtorej godziny! Szybko okazuje się , ze tutejsza kuchnia to slow food w postaci czystej, nieskalany żadną komerchą. Kelner po przyjęciu zamówienie, informuje o tym kuriera, który bez pospiechu zakłada klapki i spacerkiem udaje się na oddalony o blisko kilometr targ rybny. Tam przebiera, targuje się , w końcu dokonuje wyboru i nieśpiesznie wraca z dorodnym okazem. Jego kolega w tym czasie zajmuje się rozpalaniem ogniska na środku szopy i obieraniem ziemniaków na frytki. Potem następuje żmudny proces obróbki termicznej . Skręcam się z głodu, ale trzymam fason. Dzięki uprzejmości szefa kuchni, mogę przyglądać się pracy i jestem zachwycony. A produkt końcowy? Co tu dużo mówić, slow foot rządzi!
Czytam dalej, zachęcają do spędzenia weekendu w kotlinie Kłodzkiej, dowiaduje się o unikalnej Kaplicy Czaszek w Czernej, czytam o pani Paulinie Różyło, pięknej młodej dziewczynie, jak widać na zdjęciu , która jest jedyną kobietą pilotem doświadczalnym oblatującym samoloty w zakładach lotniczych w Mielcu, czytam o Jerzym Kukuczce, jednym z najwybitniejszych w historii himalaizmu i trafiam na artykuł o chemii miłości a z niego dowiaduję się że miłością rządzą związki chemiczne  i nie mamy na to wszystko prawie żadnego wpływu, ani na wielkość uczucia, ani trwałość , ani jakość o zgrozo…u samic drobnego amerykańskiego gryzonia, nornika preriowego, po związaniu się z samcem o 50 proc rosła ilość dopaminy. Gdy naukowcy sztucznie obniżyli u nich pozom im ilość dopaminy,  neuroprzekaźnika,  natychmiast traciły zainteresowanie ukochanym. Jeśli zaś zwiększono, zaczynały zalecać się do przypadkowego samca, który był obok…noradrenalina, serotonina, oksytocyna, endorfiny , a odpowiedni poziom koktajlu oksytocyna, wazopresyna i endorfina zapewnia długie uczucie i związek … Pomyślałam  to proste, trzeba iść tylko do apteki i kupić odpowiedni neuroprzekaźnik dla siebie albo partnera.  ( przepraszam autora za uproszczenia) …Wewnętrzna logika namiętności polega na tym ze nie może ona jedynie rosnąć , a samo tylko trwanie jest zapowiedzią jej śmierci…Artykuł okazuje się być zbiorem cytatów i opisem książki „ Psychologia miłości” autorstwa prof. Bogdana Wojciszke…Po kilku latach zakochania namiętność znika. Miłość może jednak przetrwać ten trudny moment. Pod warunkiem ze między zakochanymi pojawi się wieź intymności na którą składa się bliskość, zaufanie, ciepło czy poczucie bezpieczeństwa. Przeskok do nowego etapu miłości to wielka przemiana chemiczna w organizmie. Ilość dopaminy, noradrenaliny i serotoniny wraca do poziomu normalnego. Na plan pierwszy wysuwa się oksytocyna. To ten sam neuroprzekaźnik , którego  poziom zwiększa  się u kobiety podczas porodu oraz przy ssaniu piersi przez niemowlę. Odpowiada więc za utworzenie więzi matki z dzieckiem. U dorosłych ilość oksytocyny rośnie w trakcie wspólnie spędzonych nocy. Intymną więź wzmaga też wazopresyna. Oba te związki wykrywa się w dużych ilościach u norników preriowych żyjących w stałych związkach . Ich bliscy krewni norniki Microtus montanus- zdecydowanie preferują rozwiązłość. Wystarczy podać im oksytocynę i wazopresynę, by śladem kuzynów przerzuciły się na monogamię…..Fascynujące. Więc nawet to niczyja wina?  Do apteki zdradzani czy niekochani  i podać to przeciwnikowi w kawie!….To straszne! Ja żądam żeby postępowaniem mógł rządzić rozum i żebyśmy mieli na to wpływ! Człowiek różni się od zwierząt!

No …. i tak sobie podróżuję , potem gram, potem wracam i znów gram. Gratuluję  Kalejdoscop-owi. Dziękuję.

08
Luty
2015
12:57

Jana i Piotra - wszystkiego dobrego

Oświadczyny. Trudny moment. Do naszych teatrów co jakiś czas przychodzą zapytania , czy można się oświadczyć , przed spektaklem, po spektaklu ze sceny, podczas kiedy wybranka będzie na widowni. ( Ostatnio się zastanawiam, czy kobiety się oświadczają ? bo dlaczego nie? Dlaczego nie  – Wybranek. Kobiety coraz częściej mocniej trzymają lejce życia, silniej stoją na ziemi, biorą odpowiedzialność za przyszłość, także wspólną przyszłość. Pewnie do tego więc dojdzie, że zmieni się i konfiguracja oświadczyn). No ale na razie…zwyczajowo oświadcza się On. I często pragnie aby ten moment był wyjątkowy, lub….stara się stworzyć sytuację w której ewentualne odrzucenie będzie trudniejsze.( sic!) Bywają więc śluby pod wodą , na Mont Evereście, w powietrzu, na koniach, w balonie, w Las Vegas, na Bali itd. itp…Teraz jest moda na oświadczyny, w niecodziennych okolicznościach. I stąd zapytania do naszych teatrów. Zgadzamy się na to, pod warunkiem, że po spektaklu, kiedy publiczność już wyjdzie , nawet puszczamy stosowną muzykę i zmieniamy oświetlenie, ale sami chowamy się po kątach, żeby nie przeszkadzać w intymnym momencie.

Kasia Figura i Sonia Bohosiewicz opowiedziały mi niedawno, że były świadkami takiej niecodziennej uroczystości oświadczyn w …restauracji, pełnej gości. Jadły spokojnie kolacje po jakiś swoich zajęciach, kiedy zauważyły że… najpierw chłopak, od stolika sąsiedniego,  szeptał coś z kelnerami, wychodził, wracał, nie mógł usiedzieć. Potem nagle zawiązał dziewczynie siedzącej z nim przy stoliku,  oczy czerwoną wstążką i zostawił ja samą ogłupiała a on gdzieś odszedł. Po jakimś czasie z głośników rozległa się muzyka, wybrana piosenka, on wrócił. Piosenka  trwała długo 3 minuty, więc  i dziewczyna i goście restauracji czuli się po chwili niezręcznie i skrępowani, bo On stał, ona siedziała i nie wiadomo było o co chodzi. Dziewczyna nic nie rozumiała i chciała zdając opaskę , ale on nie pozwalał. Wszyscy dookoła dostali nerwicy, kelnerzy potykając się nieśli i otwierali szampana, chłopak zaczął  nieudolnie ustawiać kwiaty w wazonie na stoliku i otwierał trzęsącymi się rękoma opakowanie z pierścionkiem, coś się przewracało, coś nie udawało i kiedy wreszcie pozwolił jej zdjąć opaskę wszyscy w restauracji odetchnęli ale  w ciszy wysłuchali – Czy zechcesz zostać moją żoną?,  bili brawo i zaczęli nieśmiało niektórzy śpiewać Sto lat, ale Ona była w oniemieniu, szoku, nie wiedziała ja ma się zachować, wreszcie zaczęła płakać z rozpaczy. Kasia i Sonia podeszły do niej i ją przytulały, ale czy Ona chce czy nie, tego nikt się właściwie nie dowiedział do konca.

Nie wiem co to jest za moda, żeby publicznie, ale…reżyseria i rozlokowanie zdarzeń w czasie, to ważna rzecz, przewidywanie okoliczności i efektownego finału, a próby zrobić si nie da….Oj wszystko to trudne!

Wreszcie…byle dobrze się kończyło, i podczas oświadczyn, i po oświadczynach i wile lat później. No i jest co opowiadać. Chyba że potem żona do końca życia albo do rozwodu opowiada na przyjęciach jak – ten Idiota się oświadczał! Kretyn! I w jakiej ją trudnej postawił sytuacji! A znajomi się śmieją z Nieudacznika. Egoisty i Romantyka pożal się Boże – według niej.

04
Luty
2015
23:02

Andrzeja i Weroniki - wszystkiego dobrego

Mam 62 lata. Jestem osoba biegłą w kontaktach z komputerem, telefonem, I padem. Mam korespondencję,  kontakty, kalendarz zsynchronizowane w kilku urządzeniach. Pracuję posługując się mailem głównie. Wchodzę bez najmniejszych problemów, w każdym miejscu i czasie  i zamieszczam zdjęcia i wiadomości na Twitterze, Facebooku, stronie internetowej. Po co to piszę? Żeby powiedzieć, że mimo to, nie radzę sobie z płaceniem należnych rachunków, za telefony, telewizje, strony internetowe, I pady, Internet, światło, gaz, wodę itd. itp…mam uczucie że wszystkie te firmy sprzysięgły się, żeby to płacenie było naprawdę trudne. Jak sobie radzą inni? Kiedy przychodzą rachunki za gaz czy światło, nie mogę się ni cholery zorientować czy to mam zapłacić, czy to prognoza i o co chodzi. Bardzo często się zdarza, że płacę coś podwójnie albo niepotrzebnie, a naprawdę czytam ze zrozumieniem, jak mi się wydaje. Bałagan w pisaniu dat, numerowaniu faktur, każda firma ma swoja politykę. Ciągle jakieś nowe regulacje, nowe numery kont. W korespondencji papierowej przychodzą nowe regulaminy, tony makulatury. Język jakim się posługują te papiery – kosmiczny! Żądają wszyscy przejścia na faktury internetowe, ale kiedy chce się coś zmienić, z czegoś zrezygnować, trzeba wysłać list papierowy, zawiadomić o czymś w formie papierowej, już forma internetowa nie wystarczy. Ratunku!!! Ludzie ! Jak Wy sobie radzicie? Bo ja jestem za głupia. Czy i dla Was ta logika jest nielogiczna? A jak sobie radzą starsi ode mnie? Nie potrafię sobie wyobrazić samej z tym wszystkim mojej mamy choćby. 

PS.Ach, ostatnio nie dopłaciłam raz 2 grosze, raz 5, napisali sto pism i przysłali dwieście wiadomości, więc postanowiłam wszystko zaokrąglać i teraz piszą do mnie, że to terroryzm, bo im się w księgowości nie zgadza że robię im bałagan.

 

03
Luty
2015
05:38

Błażeja i Hipolita - wszystkiego dobrego

Dziś nocą SMS od jednej z aktorek: Wielka krzyzowka w Newsweeku.Haslo 100 PIONOWO: Szla korytarzem w TVP, doszla do wlasnych teatrow.;-)nocne calysy B.

Dobrego dnia.

01
Luty
2015
07:51

Brygidy i Ignacego - wszystkiego dobrego

Lublin. 6 rano. Niedziela.
Stoję przed barobusem z kawą, czekam na zdjęcia. Jeszcze wczorajszy wojownik, lekko się zataczając pokonuje przestrzeń. Na mói widok się zatrzymuje.
-czy pani Janda?
-Tak.
– A co tu ogólnie się dzieje?
– Kręcimy film.
Odchodzi , robi parę trudnych kroków. Wraca.
– Chcę pani powiedzieć, że bardzo mnie zainspirował do życia film ” Pestka” . To był chyba film pana Zanussiego? Pani tam grała.
– To mój film. Bardzo panu dziękuję.
– Nie, bo wie pani ja tak mówię z serca.
I poszedł.
No życie jest naprawdę pełne niespodzianek.

Lublin. 6 rano. Niedziela.

Stoję przed barobusem z kawą, czekam na zdjęcia. Jeszcze wczorajszy wojownik, lekko się zataczając pokonuje przestrzeń. Na mói widok się zatrzymuje.

-czy pani Janda?

-Tak.

– A co tu ogólnie się dzieje?

– Kręcimy film.

Odchodzi , robi parę trudnych kroków. Wraca.

– Chcę pani powiedzieć, że bardzo mnie zainspirował do życia film ” Pestka” . To był chyba film pana Zanussiego? Pani tam grała.

– To mój film. Bardzo panu dziękuję.

– Nie, bo wie pani ja tak mówię z serca.

I poszedł.

No życie jest naprawdę pełne niespodzianek.

27
Styczeń
2015
02:13

Jana i Przybysława - wszystkiego dobrego

Całe życie używałam powiedzenia – Tak czy owak Zenon Nowak – nie wiedząc skąd ono pochodzi. I okazało się, że dziś jest rocznica urodzin Zenona Nowaka, działacza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, wicepremiera, posła na sejm PRL I, II, IV i V kadencji.
I teraz cytuję a Wikipedią… Od jego nazwiska wzięło się popularne powiedzenie: „Tak czy owak – Zenon Nowak”, nawiązujące do wyjątkowo skutecznego opierania się roszadom personalnym w kierownictwie partii i państwa. Kiedy na VIII Plenum frakcja „puławian” rozprawiała się z „natolińczykami”, Nowak został wprawdzie usunięty z Biura Politycznego i utracił stanowisko I wicepremiera, ale rangę wicepremiera zachował.

To – Tak czy owak Zenon Nowak, bardzo się przydaje, w wielu sytuacjach i rozmowach.

Dobrego dnia.

A poniedziałkowy powrót na plan filmu Panie Dulskie po wczorajszym spektaklu Ucho, gardło nóż w Teatrze Polonia to daleka droga. Odbywam ją w ciszy. Coraz ciszej i luźniej koło mnie. Unikam harmideru jak mogę. ( harmideru i harmidru, obie formy są poprawne, ja wolę harmideru) To chyba już sprawa i wieku i ilości spraw. No i bezwzględnej po prostu, koniecznej, elementarnie koniecznej, potrzeby harmonii.

25
Styczeń
2015
13:47

Pawła i Miłosza - wszystkiego dobrego

Szanowni Państwo, jak zwykle dużo jeżdżę po Polsce. Dużo gram na gościnnych scenach. W poprzednim roku zagraliśmy 110 razy na wyjeździe. Zawsze dużo jeździłam. Od 25 lat gram nieprzerwanie we wszystkich budynkach teatralnych i operowych w Polsce. Zdarzało się, że miasto poznawałam po scenie w teatrze, że dopiero jak zobaczyłam salę teatralną wiedziałam, gdzie jestem. Do dziś potrafię powiedzieć: „Aaaa, to taki teatr gdzie jest złe światło do malowania.“, albo: „W tym teatrze w garderobach są kanapy, będę mogła odpocząć.“ Pamiętam też, gdzie jest dobra, a gdzie zła akustyka, gdzie jest daleko z garderoby do sceny, albo to, że w którymś teatrze garderoby są w piwnicy i nie ma wentylacji. A przede wszystkim, gdzie jest dobry, a gdzie zły park oświetleniowy lub że w jakiejś sali nie można osiągnąć blackoutu. Ale ostatnio też kolekcjonuję i zapamiętuję zmiany. Przez ostatnie lata zostało wyremontowanych bardzo dużo budynków teatralnych w Polsce. Jedne z nich zostały zrobione ze znawstwem rzeczy, inne bez sensu, jakby architekt czy zarządzający budynkiem nigdy nie byli w teatrze. Rzadko się natomiast u nas buduje nowe teatry. Choć w ostatních latach powstało kilka scen godnych uwagi. Piękna scena teatralna przy SWPS w Poznaniu, odrestaurowany Teatr Stary w Lublinie, czy scena w Wejherowie. Ale ostatnio zachwyciły mnie dwa budynki od strony architektonicznej: Teatr Szekspirowski w Gdańsku (wyrazisty, odważnie zaprojektowany, ale z kilkoma znaczącymi mankamentami, jeśli chodzi o przedatność dla teatru tradycyjnego) i przede wszystkim Filharmonia w Szczecinie. Zastanawiam się, ilu jest architektów, którzy do końca rozumieją wymogi budynku teatralnego i potrafią stworzyć idealne warunki dla iluzji teatralnej. To bardzo specyficzne zamówienie. A w Polsce od dawna teatrów się nie budowało. Trzeba się przestawić z kościoła na teatr. Oba wspaniałe budynki, których zdjęcia dla Państwa zrobiłam to europjskie biura architektoniczne, nie polskie.

24
Styczeń
2015
09:28

Felicji i Tymoteusza - wszystkiego dobrego

Szanowni Państwo, wczoraj dotarła do mnie wiadomość, że „Straszny dwór”, który miał premierę w Teatrze Wielkim w Łodzi w październiku został w wyniku rankingu wyróżniony bardzo prestiżową nagrodą ENERGIA KULTURY za rok 2014. Chciałam bardzo podziękować Państwu za uznanie – wszystkim tym, którzy głosowali na ten spektakl, a także po raz kolejny dziękuję wszystkim moim współpracownikom. Twórcom spektaklu. Bardzo Państwu gratuluję i cieszę się ze wspólnego wyróżnienia. Przyszłam do Opery z wyobrażeniem spektaklu, ale nie znałam specyfiki pracy w operze, dzięki Wam, dzięki Waszej serdeczności, pomocy, współodpowiedzialności za to, co robimy, praca ta była jedną z najmilszych w moim życiu. Dziękuję tu także wszystkim pracownikom Opery, wszystkim pracowniom i wszystkim tam ludziom za uśmiech, którym mnie witali, serdeczność i podpowiedzi, które wielokrotnie ułatwiły mi decyzje. Dziękuję także tym dwóm panom technicznym, którzy co rano zbierali papierki z trotuaru pod Operą i kiedy widzieli, że idę po podróży z Warszawy na próbę, zawsze pytali jaką miałam podróż i życzyli dobrej próby. A Was, Piotr, Emil, Magda, Dorota, śpiewacy, tancerze, muzycy całuję w oba policzki. Miejmy nadzieję, że spektakl będzie długo grany, a wszyscy, i publiczność, i Wy, będziecie mieli z tego powodu satysfakcję.

19
Styczeń
2015
06:40

Henryka i Mariusza - wszystkiego dobrego

No i tak się rozpoczął dzień zdjęciowy w filmie DULSKIE. Jest świt, dzwon kościoła obok wytwórni filmów na Chełmskiej wzywa na mszę.  Dobrego dnia.

17
Styczeń
2015
15:46

Antoniego i Rocisława - wszystkiego dobrego

Wczoraj 5. urodziny Och-Teatru. Świętujemy pięcioletnią walkę i zabawę. Trudy, niepowodzenia i zwycięstwa.

Och-Teatr powstał na skutek …..sukcesu Teatru Polonia, „nadmiaru” publiczności i repertuaru na jego małej scenie i widowni, a jednocześnie ze świadomości, że ilość miejsc, ilość sprzedanych biletów i bogata oferta pozwoli na większą wolność, niezależność i uwolnienie marzeń artystycznych.

W pewnym sensie, mimo 5-letnich doświadczeń z Teatrem Polonia, myliliśmy się. Ale myliliśmy się tylko w pewnym sensie.

Od początku robiliśmy błędy w tej nowej och-owej radosnej sprawie,  źle obliczono koszty wynajmu, podatków i eksploatacji budynku, który był zaniedbany i potrzebował remontu większego niż się spodziewaliśmy. Okazało się już wkrótce, że błędne kalkulacje i niespodzianki nie zostawiają nam ani milimetra marginesu i teatr ten może z trudem utrzymać się przy nieustannym graniu i stuprocentowej frekwencji, co jak wiadomo jest niemożliwe do osiągnięcia, szczególnie przy ambitnych założeniach artystycznych z jakimi startowaliśmy. Zbyt ambitnych, jak się szybko okazało. Z remontem, który pożarł wszystkie nasze oszczędności,  jeszcze daliśmy sobie radę, ale pierwsza premiera „Wassa Żeleznowa” i przeniesienie na scenę Och-Teatru trudnych spektakli z Teatru Polonia, kontrowersyjnych tekstów o tematyce społecznej i realizowanie kolejnych „wymagających” premier, doprowadziło dość szybko do kryzysu i konieczności zmiany myślenia. Premiery „Weekendu z R.” – farsy i „Białej Bluzki” uświadomiły nam, że miejsce to, aby się utrzymać musi dostać lżejszy repertuar. Realizowany wyśmienicie, przy udziale najlepszych z najlepszych. Że musi to być creme de la creme ale …

Zaczęliśmy realizować więc spektakle także łatwiejsze, atrakcyjne dla wszystkich, nie tylko dla koneserów, a po kolejnym sezonie zdecydowaliśmy, że profilujemy Och -Teatr jako teatr komediowy, przy czym za komedie uważamy także rzeczy Fredro, Witkacego czy Diderota. Teatr Polonia natomiast dostaje wyłączność na rzeczy w innych gatunkach teatralnych i o poważnej tematyce. Jednocześnie od jakiegoś czasu już wiedzieliśmy, że sala Och-Teatru okazała się cennym miejscem dla wydarzeń muzycznych.

Nie byliśmy zresztą w tych naszych założeniach repertuarowych ortodoksyjni i nie będziemy, bo jak się okazało każdej scenie są potrzebne „odchylenia od reguły”.

Po kolejnym sezonie trudów i walki na śmierć i życie okresami, walki o być albo nie być, zrealizowaliśmy nasze pierwsze farsy- farsy, czyli klasyki gatunku i natychmiast ich sposób realizacji, stylistyka grania, obsady, scenografie, jakość oprawy zjednały sobie publiczność, która wdzięczna oczekuje od nas kolejnych realizacji, a sala Och-Teatru prawie co wieczór dziś wybucha salwami śmiechu, wypełnia radością, przyjemnością i oklaskami.

Od początku istnienia tego drugiego naszego teatru, obok Teatru Polonia, który dalej realizował swoje spektakle, zaczęliśmy stałą współpracę z Teatrem Montownia i jego aktorami, naszymi starymi przyjaciółmi, którzy zaczęli tu grać regularnie swoje stare spektakle i realizować nowe, a my dzieliliśmy i dzielimy nadal z Nimi i ryzyko i powodzenie.

Wynajęliśmy budynek jesienią roku 2009 i rozpoczęliśmy remont konieczny. Budynek był wpisany do rejestru zabytków, więc było tysiące kłopotów i ograniczeń, nie mogliśmy „ruszyć” sali, foyer, wystroju itd., zdecydowaliśmy w związku z tym, że scena zostanie umieszczona po środku głównej sali dawnego kina i tym samym powstała nietypowa sala teatralna, bez kulis, niepozwalająca na pudełkowe inscenizacje, za to publiczność zgormadzona po obu stronach długiej 13-metrowej sceny, była blisko aktorów, a rodzaj kontaktu i intensywność w związku z koniecznością „ grania na dwie  strony” od razu zdeterminowały i stylistykę i inscenizacji, i aktorskich rozwiązań, tak jak i scenografii i świateł.

16 stycznia 2010 zainaugurowaliśmy działalność Och-Teatru premierą „Wassy Żeleznowej” ze wspaniałą muzyką Zbigniewa Preisnera, dużą jak na nasze możliwości obsadą  w której było kilka debiutów, tak jak i przy premierowym spektaklu „Trzech sióstr” otwierającym pięć lat wcześniej Teatr Polonia.  Jednocześnie na tę scenę zostało zaadoptowanych kilka spektakli Polonii – „Darkroom” „Ucho, garło, nóź”, ”Miss Hiv” i zaczęły tu „nowe życie”,  oraz kilka spektakli Teatru Montownia „Szelmostwa Skapena”, „To nie jest kraj dla wielkich ludzi”, „Wojna na trzecim piętrze”,  „Kamienie w kieszeniach”,  „Wszystko co chcielibyście wiedzieć o Teatrze, a boicie się zapytać” oraz „Koncert. Piosenki z Teatru”.

Kolejną z kolei premierą był spektakl „Zaświaty, czyli czy pies ma duszę”, poruszający kontrowersyjnie problem wiary katolickiej i obyczajowość, a Chwilę później odbyła się premiera „Białej bluzki”, która przyprowadziła do Och-Teatru jeszcze inną publiczność.

Po pierwszym morderczym lecie i upałach, kiedy i artyści i publiczność mdleli podczas spektakli, przy błędach w instalacji elektrycznej, dziurawym dachu itd. itd., ruszyliśmy jesienią z kolejnym etapem remontu. Zrobiliśmy dach, izolację termiczną, poprawki w instalacji elektrycznej, wentylację, wyjścia awaryjne, otoczenie budynku, i ze względów bezpieczeństwa schody i itd. itp. Oraz daliśmy premierę spektaklu dla dzieci „Zielone zoo” i premierę naszej pierwszej farsy „Weekend z R.” konstatując jednocześnie, że ten gatunek teatralny czuje się na naszej nietypowej scenie świetnie, że miejsce to nadzwyczajnie nadaje się do tego typu repertuaru i wymusza nowe interesujące rozwiązania.

Kolejne premiery „The Rocky horror show” (nasza najkosztowniejsza realizacja i produkcyjnie i od strony eksploatacji przysporzyła nam tyleż radości, ile zmartwień), „W małym dworku” Witkacego, kolejna „Koza, albo kim jest Sylwia” Albee’go, czy koprodukcje: „Sceny z życia małżeńskiego” Bergmana i „Tacy duzi chłopcy” kazała nam się zwrócić znów do lżejszego repertuaru.


I tak  przyszły „Pocztówki z Europy” i „Trzeba zabić starszą panią” – komedie, które znalazły swoją wdzięczną publiczność. Potem udany eksperyment „Czas nas uczy pogody” i „ Zemsta” w brawurowej obsadzie. I wreszcie premiery złotych cielców, farsy – „Mayday” i rok później „Mayday 2” które natychmiast zdobyły publiczność „już naszą na umór”,  jak sami to nazywali. Brawurowe tempa, świetne aktorstwo i specjalne poczucie humoru , dużo autoironii, utrwaliło styl grania i realizowania repertuaru farsowego na tej scenie. Potem przyszły „Przedstawienie świąteczne w szpitalu św. Andrzeja” kolejna farsa i „Uwaga publiczność” komedia, „Miłość Blondynki” przedstawienie poetycko – komediowe  i wreszcie niedawna premiera „Upadłe Anioły” klasyka, angielska farsa kostiumowa.

W tym czasie też, Teatr Montownia zrealizował razem z nami na tej scenie, swoje trzy przedstawienia „AAA. Zatrudnimy clowana”, „Kubusia Fatalistę” i „Wąsy”. I włożyliśmy je repertuaru.

Coraz bardziej brakowało nam małej sceny w Och-Teatrze, mogącej prezentować małe formy i jesienią 2013 roku otworzyliśmy Och-Cafe-Teatr umiejscowiony we foyer teatru, grający w weekendy i tam, tej jesieni roku 2013 daliśmy trzy premiery spektakle „Romanca”, „Alicja plus Alicja”, „ Pierwsza dama” a później, w kolejnym roku „Stosunki prawne” i „One mąż show”. Ostatnio dołączyły też „Wieczór fOCHu” Szymona Majewskiego i „Duch Pikadora. Powrót Legendy” Walczaka. I tak właśnie scena ta ustaliła swój „sposób”  i tematykę, i gra regularnie.

Przez te pięć lat dodatkowo, na scenie Och-Teatru odbyły się niezliczonej ilości koncerty, także na małej scenie, spektakle kabaretowe, okazyjne, i bez okazji, promocje, wykłady, spotkania. W tzw. międzyczasie ogródek na zapleczu budynku Och-Teatru, stał się letnią sceną muzyczną..

Latem roku 2013 zrobiliśmy w rekordowym tempie (teatr stanął tylko na 6 dni), kolejny etap remontu, garderoby i planujemy następne etapy, związane z zapleczem technicznym. Ale przede wszystkim przed nami zmiana foteli w Och-Teatrze, bo te remontowane w pocie czoła pamiętające jeszcze Józefa Stalina, już nie dają rady.

Wczoraj minęło pięć lat. Och-Teatr jest w pełnym pędzie. Ma swoją publiczność i swoich zagorzałych wyznawców, a plany repertuarowe na kolejne sezony są naprawdę obiecujące. W marcu planowana jest premiera nagrodzonej tego roku w Anglii komedio-farsy powstałej z improwizacji aktorów „Prapremiera dreszczowca” opowiadającego o kulisach teatru, w maju planujemy premierę czarnej komedii „Truciciel”,  we wrześniu chcemy na nowo po latach postawić „Callas . Lekcja śpiewu”, właśnie w tej Sali na tej scenie.

Niech życie trwa. Niech teatr gra. Niech będzie publiczność, bo dzięki niej istniejemy. 5 lat to bardzo mało. Oby wiele lat jeszcze….

Staraliśmy się aby przystanek autobusowy obok teatru miał nazwę – Och-Teatr. Decydujący o tym dyrektor, powiedział wtedy – ale pod warunkiem że przetrwacie dłużej niż rok. Przetrwaliśmy, choć naprawdę czasem było ciężko.

Nasza Droga Publiczności, to dzięki Wam. Jesteście naszym warunkiem sine qua non. Mamy co wieczór 900 miejsc do zaoferowania, czasem nawet podwójnie. Weźcie je sobie. Dziękujemy.

07
Styczeń
2015
11:16

Juliana i Lucjana - wszystkiego dobrego

Dziś szaleństwo zakupów i zwiedzanie.  Nie mogę wyjść na słońce, za kilka dni zaczynam zdjęcia do filmu. Dulska opalona! No ale tu w tym miejscu człowiek opala się nawet podczas burz. Kremy z filarem 50 nie dają rady, a słońca prawie nie ma.  Małpi las, pałac królewski i dziwaczne muzeum Antonio Blanca. Kupuję sarongi, szale, skrupulatnie sprawdzam czy nie ma na nich motywów pawich albo pawich piór i te omijam skrzętnie. Dziwią się , nie rozumieją. Myślę sobie phi! Niech się dziwią . Ludzie z kraju w którym jeden z ważniejszych bogów występuje pod postacią słonia! A ja się boję pawi, to niedaleko jedno od drugiego.  Fascynują mnie te ich pięknie ubrane drewniane lalki i trzeba żeby były zawsze co najmniej dwie. Muszę czegoś się o nich dowiedzieć…A tak w ogóle jeszcze dzień i powrót do zimy i obowiązków, choć tu nie próżnowałam. Serdecznie pozdrawiam.

W Warszawie w obu naszych teatrach podobno pełno, pełno…na Upadłych Aniołach szaleństwo. Och-Teatr dostał nominację w Plebiscycie Warszawiaki 2014 w kategorii Teatr Roku!

Wszystkiego dobrego. Rano przyzwyczajam się wynosić Bogom kwiatki. Miłe.

Ach i jeszcze jedno, zapomniałam, gdyby Państwo chcieli wziąć ślub niezobowiązująco, lub świętować rocznicę związku, każdy hotel tutaj organizuje bardo pięknie taką ceremonie za niewygórowaną cenę, uprawomocnienie związku urzędowe także podobno możliwe.

PS. Właśnie doszła do mnie wiadomość z Polski . Tadeusz Konwicki nie żyje. I przyszło oprzytomnienie z beztroski.

06
Styczeń
2015
00:20

Kacpra i Melchiora Baltazara - wszystkiego dobrego

Smutno – miły dzień. Dookoła odświętnie. Jakieś uroczystości, pogrzeby, świątynie, ofiary, dzieci, kolory, słońce i deszcz na przemian. Ryż, ryż, ryż. I znów deszcz, i słońce i mgły. Ciepły deszcz, ciepłe mgły, niegorące słońce. Ten kraj to jedna wielka oranżeria. I te twarze, i te oczy, i te dzieci i uśmiechy ani cienia zniecierpliwienia, agresji, złości…

Dziś tez muzeum, galeria obrazów w Ubudu.

04
Styczeń
2015
23:52

Anieli i Eugeniusza - wszystkiego dobrego

5 stycznia. Dziś siódma rocznica śmierci mojego męża.

04
Styczeń
2015
06:35

Anieli i Eugeniusza - wszystkiego dobrego

Pracuję nad kolejną rzeczą, czytam scenariusz filmowy i zastanawiałam się dziś nad pojęciem piękna. Wiem, napisano na ten temat tony rozpraw, zapisano tysiące dywagacji, ale ja zwyczajnie zastanawiałam się dlaczego cos podoba się większości ale nie ma to nic wspólnego z modą na coś. Dla każdego z nas, są rzeczy ładne, piękne, wyjątkowo piękne, wyszukanie piękne i to niezależnie od kryteriów i indywidualnych upodobań,. Obiektywnie piękne. Istnieje coś takiego ? Istnieje. To znaczy jakie? harmonijne? Na pewno nie oryginalne. Zawsze mówiłam ze śmiechem- mnie podoba się to co wszystkim, myślałam to co większości, bo jednak bez przesady, no i nie do końca nawet to pierwsze jest prawda. Zmieniają się kanony piękna, to prawda, ale jednak to coś , nie wiadomo co to jest, nie można tego nazwać  jednoznacznie, się nie zmienia.  A poetyka brzydoty, dysharmonii i zła,  jest dla wybranych. Lub zbuntowanych albo niewrażliwych , nie wiem. Wojna przyniosła ze sobą bunt i rozpaczliwą tęsknotę a także turpizm. No ale nie zagłębiajmy się.

Ja od razu potrafię powiedzieć co mi się podoba, co według mnie jest ładne co brzydkie to jest dla mnie oczywiste i proste, wielu ludzi nie wie co im się podoba, jeszcze inni nie zwracają uwagi na urodę rzeczy, nie zastanawiają się and tym. N i jest jeszcze określenie – ślepo podążać za modą – chyba najmniej pochlebne.

Często też ktoś koło mnie mówi – to tak brzydkie, że aż piękne- rzadko się z tą opinią zgadzam w większości przypadków. Dal mnie często piękne to oryginalne czy zaskakujące. Także mądre i szlachetne. Ale to tylko słowa. Za nimi nie stoi żaden obraz.
O tym wszystkim sobie myślę…banalnie i niezobowiązująco. Co znaczy piękne. No to zależy- odpowie prawie każdy. Wiem, ale co to znaczy dla ogółu?

Dołączam rzeczy według mnie ładne, które mam pod ręką i rzecz ładną według hotelu w którym mieszkam. Volila!

02
Styczeń
2015
11:52

Izydora i Makarego - wszystkiego dobrego

Gdybym miała powiedzieć jakie pierwsze wrażenia, tak jak syn mnie zapytał – mamo jak tam jest- powiedziałabym – wilgotno, gorąco, przyjemne, kolorowo, wolno, niewymuszenie, prawdziwie, uprzejmie, życzliwie, kojąco. Kury, ptaki, przede wszystkim kwiaty, zapachy, koty, psy, drobni, mili ludzie, małe jak na swój wiek, wręcz filigranowe, uśmiechnięte dzieci, wiele kobiet pełnych, jak nazywa to obecna tu Włoszka, czyli w ciąży. Codzienne dziwne stroiki z kwiatków, trawek i ryżu składane w ofierze w każdym miejscu, od skrzyżowań dróg począwszy na ołtarzykach niezliczonej ilości świątyń skończywszy. Składane codziennie, nawet kilka razy dziennie.
Coś na kształt Raju, jak już pisałam, choć pewnie okiem turysty widzianego.
Nie ma miejscowych grubych, nie ma pijanych, dwa lata temu ktoś ukradł turystce torebkę , ale to podobno inny turysta. Więżeń też, ktoś twierdził, nie ma, w to nie wierzę. Podobno wiele młodzieży przyjezdnej na grzybkach i czymś jeszcze, ale nie widziałam.
Jeszcze raz dobrego roku.

02
Styczeń
2015
11:52

Izydora i Makarego - wszystkiego dobrego

Gdybym miała powiedzieć jakie pierwsze wrażenia, tak jak syn mnie zapytał mamo – jak tam jest- podziałowym – wilgotno, gorąco, przyjemne, kolorowo, wolno, niewymuszenie, prawdziwie, uprzejmie, życzliwie, kojąco. Kury, ptaki, przede wszystkim kwiaty, zapachy, psy, drobni mili ludzie , małe wręcz filigranowe uśmiechnięte dzieci, wiele kobiet pełnych jak nazywa to obecna tu Włoszka, czyli w ciąży codzienne dziwne stroiki z kwiatków , trawek i ryżu składane w ofierze w każdym miejscu pod skrzyżowań dróg począwszy na ołtarzykach niezliczonej ilości świątyń skończywszy.
Coś na kształt Raju, jak już pisałam, choć pewnie okiem turysty widzianego.
Nie am grubych, nie ma pijanych, dwa lata temu ktoś ukradł turystce torebkę , ale to podobno inny turysta. Więżeń też ktoś twierdził nie ma. Podobno wiele młodzieży przyjezdnej na grzybkach i czymś jeszcze, ale nie widziałam.
Jeszcze raz dobrego roku.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.