09
Maj
2015
17:55

Bożydara i Grzegorza - wszystkiego dobrego

Dziś wieczorem w Teatrze Polonia 150 spektakl Czechowa. „32 OMDLENIA”. Wiele spektakl przeżył. Teatralnego i nieteatralnego dookoła.  Wiele my przeżyliśmy grając  go. Wiele się zdarzyło. Jurek umarł i zmartwychwstał, Ignacy uciekł ze szpitala żeby grać, Jurek Łapiński przyszedł żeby ratować i został z nami, ja zgorzkniałam i na nowo odzyskałam smak życia i grania. Dziękuję. Dziękuję Jurkowi Stuhrowi, Ignacemu Gogolewskiemu, Jurkowi Łapińskiemu, ludziom Fundacji. Andrzejowi Domalikowi, Kasi Łuszczyk i Jagnie Janickiej, Rafałowi Rossie. Dziękuję.

07
Maj
2015
06:57

Ludmiły i Gizeli - wszystkiego dobrego

7 maja. Co to za dzień? pomyślałam rano. Zapomniany przez Boga i ludzi. Jakiś taki mało znaczny dzień. Zajrzałam do Internetu – 7 maja w kościele katolickim święto obchodzą:  św. Augustyn Roscelli (kapłan), św. Domicjan z Tongeren-Maastricht (biskup),  bł. Gizela Bawarska (ksieni), św. Róża Venerini (dziewica i zakonnica). Jeszcze nam dziewic i zakonnic dziś trzeba – pomyślałam.

Wydarzenia :
– 7 maja 1968. W nocy z 6 na 7 maja nad Tatrami przetoczył się najsilniejszy odnotowany wiatr halny, osiągający prędkość około 300 km/h.
–  7 maja 1977 – W kamienicy przy ul. Szewskiej 7 w Krakowie znaleziono ciało Stanisława Pyjasa.

Co za smutny dzień.

Panie, jeśli przez wiarę Cię znajdziemy – daj wiarę;  jeśli przez cnotę – daj cnotę; jeśli przez wiedze – daj wiedze. ( św. Augustyn, Solilokwia, przekł. Anna Świderkówna)

Pozdrawiam zdających matury.

W teatrach próby „ Truciciela” , „ Raju dla opornych” „ Porozmawiajmy po niemiecku”. Wieczorem gram „32 Omdlenia”.

Dziś spotkam się z Dorotą Segdą, Dorotą Pomykałą, Henrykiem Niebudkiem, Mirkiem Kropielnickim, Małgosią Foremniak, Karoliną Gorczycą, Cezarym Żakiem, Dorotą Kolak, Mirosławem Baką, Aleksandrą Konieczną, Zosią Wichłacz, Łukaszem Kosem , Jerzym Stuhrem, Ignacym Gogolewskim, Jerzym Łapińskim i wieloma innymi ludźmi , którzy pracują w Fundacji i nad nowymi przedstawieniami. A wieczorem z cała salą Widzów. Moje życie jest fantastyczne. Po prostu fantastyczne.

Dobrego dnia i oby nigdy więcej nie znaleziono ciała Stanisława Pyjasa. Nigdy!

03
Maj
2015
03:42

Marii i Aleksandra - wszystkiego dobrego

Najpierw są szczupli, smukli, gibcy, mają marzenia i są pewni że będą wyjątkowi. Inni niż ich rodzice i lepsi niż rówieśnicy. Potem ich marzenia weryfikuje rzeczywistość i orientują się,  że samo się nie staje nic, a ich wybory przynoszą określone skutki. Łączą się w pary z miłości, przypadku lub konieczności i zaczynają iść razem przez kolejne dni. Następują wielkie wydarzenia, narodziny dzieci, mieszkanie, lodówka, samochód, telewizor. Praca wciąż nielubiana i traktowana jak zła konieczność. Życie oszczędne i bez pasji. Dzieci dorastają pogardzając nimi, bo myślą, że są i będą inne, że będą lepsi, wartościowsi, szczęśliwsi. Dzieci odchodzą. Oni idą na emeryturę. Są urządzeni, w domu nic nie zmieniają, nie lubią też zmian.  Co rano z wielkimi brzuchami, małymi krokami obrażeni na siebie od dawna , nie wiadomo za co, ale za to stale, idą na zakupy i po gazetę. Przed weekendami i świętami na zakupy większe. Jedzenie jest stosunkowo tanie, więc ich głównym zajęciem jest gotowanie i jedzenie. Wracają do domu, ona sprząta, trochę pierze, on ogląda telewizję, czyta gazetę, wyczytuje z niej że wszyscy kradną , kłamią, chcą dla nich źle, lub mają gorzej od niego i spotykają ich same nieszczęścia. Dzieli się z nią gazetowymi frustracjami  i dogląda gotujących się potraw. Gotowanie po latach pracy staje się i dla niego atrakcją. Obiad gotuje 4, 5 nawet 6 godzin. Potem jedzą. Siadają potem przed telewizorem i jedzą dalej, tylko co innego niż na obiad. Potem jedzą kolację produkując w kółko cholesterol. Wieczorem mierzą razem ciśnienie i to jest ich wkład w zdrowie. Potem mają wylew, zator, atak serca lub raka i orientują się że mieli żyć inaczej.

Znam ich. Są szczęśliwi. Nie wpadli w młodości pod samochód, ich dzieci żyją,  nie rozwiedli się. Robią po 1 000 , 1 500 kroków dziennie.

Twierdzi się że 10 000 kroków to dzienna norma, to aktywne życie. Telefony mierzą ilość kroków. Pytam wczoraj znajomego lekarza, ile robi kroków. – Około dziewięciu tysięcy. A ty ?- odwzajemnia pytanie. – Około pięciu, sześciu tysięcy. Staram się.  Szczególnie kiedy gram spektakl. ( Zmierzyłam kiedyś ilość kroków w każdej roli, telefon miałam w kieszeni kostiumu, lub w staniku jeśli w kostiumie nie było kieszeni. Wszyscy się ze mnie śmiali) – I co ? Czujesz że wystarcza? – Nie,  jak wracam, przeważnie nocą, chodzę po ogrodzie aż dobiję do 10 000. Patrzy na mnie z uśmiechem. – Ja nie mam siły – mówi –  szczególnie po dniach w których operuję.

Sakramentalne dziesięć tysięcy kroków dziennie. Czy to odmienia los? Twierdzi się że tak. Że to odmienia wszystko.

Jakoś nie mogę w to uwierzyć.  Ale się staram.

Dziś wieczorem ” Białą bluzka”.

 

 

 

30
Kwiecień
2015
08:59

Mariana i Katarzyny - wszystkiego dobrego

Śmiech jest lekarstwem, które każdy może sobie przepisać sam. Phil Bosmans

Zdjęcia z prób „Porozmawiajmy po niemiecku”. Premiera 14 maja na scenie Fioletowe Pończochy w Teatrze Polonia.

26
Kwiecień
2015
22:32

Marii i Marcelego - wszystkiego dobrego

Wyniosłam się ostatnio z prawdziwego życia. Rano podczas ćwiczeń i zajęć „kręgosłupowych” od 7:30 do 8:30 słucham audiobooka 1, podczas drogi do Warszawy, w samochodzie słucham przez prawie godzinę audiobooka 2, w pracy przeglądam gazety, strony kultura i czytam jakąś nadesłaną sztukę przynajmniej jedną ( autorzy się niecierpliwią, chcą odpowiedzi, choćby takiej że nie mamy intencji wystawić tekstu, jeśli się opóźniam z odpowiedzią , zamęczają, wydzwaniają , alarmują, lepiej czytać i odpowiadać natychmiast) , na próbach zajmuję się tym tekstem teatralnym , nad którym właśnie pracujemy przygotowując się do premiery, po południu,  jeśli mi się udaje siadam do adaptacji, wieczorem gram i wtedy tekst grany jest ważny, ta postać, ta historia, co dwa, trzy dni inna.  Wracając do domu,  po spektaklu znów słucham audiobooka 2,  przed zaśnięciem oglądam jakiś program informacyjny ( byle jak i powierzchownie)  i potem czytam książkę lub jeszcze jakąś nową sztukę. Przestałam mieć kontakt z rzeczywistością, żyję w dziwnym świecie wymyślonych postaci, dialogów, historii, literatury takiej lub innej. Gorszej lub lepszej. Przeważnie gorszej. Dobrze mi z tym tylko…żadnego kontaktu z realem. A może ja też jestem już tylko wymyślą postacią? Mówię dialogami ze sztuk? Gram w jakiejś wymyślonej historii a nie żyję? Szczęśliwy los.

Na zdjęciach, dzisiejsza droga do Milanówka, po zjeździe z autostrady. Też dziwna. Nieprawdziwa. W telewizji „ Miasto kobiet” całkowita abstrakcja i zmyślenie.

24
Kwiecień
2015
07:26

Grzegorza i Aleksandra - wszystkiego dobrego

Wczoraj uczestniczyłam w rozmowie,  jak się to teraz nazywa – debacie, na temat finansowania teatrów publicznych. Publicznych , nie państwowych. Mówiło się głównie o obowiązkach państwa. Zaproszono mnie także dlatego , że uznano że nasze teatry fundacyjne też są finansowane przez państwo, mimo że są finansowane  w minimalnym procencie. Wracając,  oprócz wielu słów, które nie mają żadnego znaczenia, a moje wypowiedzi  szczególnie, bo mam z państwowymi teatrami i ich zmartwieniami od dziesięciu lat, najmniej wspólnego, tak więc , oprócz wielu słów, padło niespodziewane pytanie – po co ludziom teatr? Po co państwu Teatr, a nawet po co narodowi teatr? Odpowiedz na to pytanie wydawała mi się oczywista i obruszyłam się, a szukanie odpowiedzi wydawało mi się niepotrzebne i trywialne. A jednak….

Nie lubię takich dyskusji, rozmów, narad, dywagacji, wolę „robić” teatr, kulturę – powiem górnolotnie.  Bo teatr może robić każdy, choć wydaje się, że nie każdy teatr tworzy kulturę , a może każdy? Zadania są podzielone i od tego też poniekąd zależy finansowanie państwowe.  Dla mnie, teatr tworzy kulturę  z zasady, już to że w ogóle jest, a raczej gra, jest misyjne, i wszystko jedno co gra i jak. Byle miał widzów. Bo to znaczy że dobywa się jakaś wymiana wyobraźni, emocji czy myśli.

Wracając do wczorajszego spotkania. Unikam tego typu dyskusji, jałowych najczęściej, wystąpień także, łatwo się emocjonuję i „robię’ niepotrzebny show, bo show mam w naturze, ale ….wczoraj przekazano na tym spotkaniu ( miedzy innymi) dane, które mówią że jest 5 milionów widzów teatralnych w Polsce i ….600 teatrów, czy grup teatralnych, instytucji tworzących teatr,  pozapaństwowych, poza strukturami państwa! Świetnie! I obie liczby podobno rosną! Jeszcze lepiej.

Nie wiem jak finansować teatry, ale słowo państwowe wydaje mi się tu niepotrzebne. Warto jest już o tym słowie – państwowe –  w odniesieniu do kultury, zapomnieć . W wolnej Polsce powstało tak wiele inicjatyw pozapaństwowych  „produkujących” dobra kultury, że powinno się mówić o finansowaniu kultury w ogóle. Zwyczajnie kultury.  Instytucje państwowe nie mają monopolu na produkowanie kultury, robią to po prostu z urzędu a wydaje się że wszyscy inni z potrzeby a nawet przymusu wewnętrznego. Także nieaktualne jest to, że państwowe robią to na profesjonalnym i wysokim poziomie te pozapaństwowe na amatorskim , nie ma tu także argumentu jakości.

Mówi się o wielkości narodów  w zależności od jego kultury,  ale kulturę tworzą ludzie a nie państwowe instytucje. I czy są przy „korycie” paskudnie to nazywając , czy z dala od niego, tworzą.

I  powtórzyłabym, finansowanie kultury jest interesem Państwa, ustawowym obowiązkiem i  koniecznością.

A teraz wracając do pytania – po co ludziom teatr? Nawet jeśli  jest to pytanie z kręgów urzędników państwowych, którym potrzebne definicje, klasyfikacje , wykresy, uzasadnienie? Postarajcie sobie sami w duchu na to pytanie odpowiedzieć.

A ja dodałabym jeszcze jedno pytanie. Co to znaczy komercyjna kultura? Komercyjny produkt kultury? I czy może to być kultura wysoka? Czy komercyjna to znaczy ta, która zarabia na siebie? Czy ta która zwraca koszty produkcji i daje zyski? A jeśli zyski idą na kolejne dobra kultury? Z dużym procentem ryzyka? To czy to jest instytucja komercyjna i czy należy jej pomagać? Czy nie?  To Teatr. Tyle. Państwowy to podobno – misyjny. Na to dostaje pieniądze, na misję.

Na marginesie, telewizja polska, zalicza seriale do programów misyjnych, bo choćby propagują mycie zębów, jak wyjaśniano. ( Bohater dialoguje myjąc zęby) . Może mają rację w kraju, w którym podobno co dziesiąta osoba nie ma własnej szczoteczki do mycia zębów.

Nasza fundacja od wczoraj zastała uznana  instytucją pożytku publicznego. 1% z podatków od tych którym potrzebne są nasze teatry, odpowie na wiele pytań ( pewnie dopiero za kilka lat). Sięgnęliśmy po tę możliwość dofinansowania dlatego, że pomoc państwa nie jest wystarczająca, żeby zmniejszyć ograniczenia ( artystyczne) i ryzyko.

A teraz moi Państwo….mamy w próbach trzy nowe spektakle, gramy każdego dnia, w poniedziałki także, w wakacje też, latem za darmo na ulicy, odpowiedzcie sobie …….po co Wam teatr i czy jest Wam w ogóle potrzebny.

22
Kwiecień
2015
10:23

Leona i Łukasza - wszystkiego dobrego

Dziś w Polsce DZIEŃ HIGIENY RĄK. Gdzieś kiedyś przeczytałam że zrobiono badania i w miseczce z orzeszkami stojącej w hotelowym barze, wykryto 12 różnych śladów moczu, zmilowali się i nie dodali czego jeszcze.

Myjcie ręce. Nie żałujcie mydła. Ma to wielki wpływ na zdrowie.
Dobrego dnia.

 

22
Kwiecień
2015
00:36

Leona i Łukasza - wszystkiego dobrego

Szanowni Państwo,
z radością informuję, że prowadząca Teatr Polonia i Och-Teatr, Fundacja Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury została uznana za Organizację Pożytku Publicznego. W związku z tym rozliczając dochody za rok 2014 można przekazać 1% podatku na rzecz Fundacji. Pieniądze będą przeznaczone na produkcję nowych spektakli.

Nasze dane to: 

Fundacja Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury

KRS 0000210799.

Pozdrawiam. Dobrego dnia.

16
Kwiecień
2015
10:31

Julii i Benedykta - wszystkiego dobrego

Wiosna. Ja samolotem do Rzeszowa. Polska z wysoka wiosenna, podzielona równo, na małe prostokąciki pól, prace rolne trwają, rzeki się wiją, miasta z wysoka jak leniwe mrowiska. Potem lasami samochodem. Pięknie. Wysiadłam na moment, pobiegłam w las. Zapach nie zmienił się od dzieciństwa.  I nigdy nie zmieni- pomyślałam – i poczułam  miłe uspokojenie.  Grałam DANUTĘ W. ( spektakl według książki Danuty Wałęsy) w Krośnie. Wszędzie na plakatach pan Duda. Innych kandydatów nie widać. Mnie w głowie śpiewa po każdym spojrzeniu na plakat – Był Duda, była Duda. Miał dudy, miał dudy, miał. Ale  te dudy nie były Dudy. Był Duda, był Duda. Miał dudy, miał. I w porządku. Po spektaklu, publiczność uroczyście wstała bijąc brawo. A jednak. Miło.

Wczoraj grałam SHIRLEY VALENTINE  ( moja popisowa rola, gram ją od 24 lat i pewnie długo jeszcze) w Andrychowie. Znów przejechałam całą Polskę, tyle że tym razem samochodem. Znów tylko pan Duda na plakatach. A wiosna, po prostu w trakcie zwolnionej eksplozji. Patrzę na domy, ogrody, wsie, coś dziwnego. Brzozy przycięte. Gdzie nie spojrzę, tam gdzie człowiek ma władze nad drzewem, w ogrodach, parkach, przy ulicach, fabrykach brzozy ucięte do połowy! Przecież nigdy nie cięło się brzóz! To nowość! I co więcej, mam uczucie że były cięte z przyjemnością. Patrzę, szukam okaleczonych drzew, wyszukuję je ucięte. I przychodzi mi do głowy. Za karę! To za karę.

15
Kwiecień
2015
09:27

Anastazji i Bazylego - wszystkiego dobrego

Moi Państwo, ci którzy czytają ten dziennik od dawna wiedzą , że każdego roku wiosną, fotografuję i umieszczam zdjęcie tego świeżo zakwitłego w moim ogrodzie drzewa.  Ta powtarzalność, tradycja chyba już dziesięcioletnia co najmniej, ten zwyczaj a przede wszystkim to,  że to drzewo zakwita niezmiennie każdego roku , stało się mantrą, zaklęciem, prośbą aby ten nowo zakwitły około Wielkanocy rok, był pomyślny, sprawy się udawały, zdrowie dopisywało a życie było – wesołe i lekkie  – jak powiedziało jedno z moich znajomych dzieci.
Życzę tego Państwu z całego serca.
( Ale pani wylewna !- zwrócił mi uwagę niedawno jakiś widz, jednocześnie czytelnik moich wpisów, nie boi się pani, że wezmą panią za de mode i naiwną? Teraz już nikt nie jest taki miły, ludzie takich lekceważą.)

Nie mniej,  raz jeszcze najgorętsze pozdrowienia z życzeniami na dobrą wiosnę i dobry rok,  najszczerzej i najnaiwniej.

PS. Jutro w Teatrze Polonia premiera. „Happy now?” Czterdziestolatkowie i ich problemy z życiem. Jak żyć? Zapraszamy.

PS2. Na schodkach Bolek.

 

11
Kwiecień
2015
06:59

Leona i Filipa - wszystkiego dobrego

Nocne, z bez senności porządki w komputerze i…znaleziska. Zdjęcia, przegapione chwile, zapiski, notatki, początki jakichś listów, planowane remonty, zadania, konspekty scenariuszy i …zapomniany tekst napisany w styczniu na Bali. Żeby nie obrastał kurzem samotnie w komputerze…. zamieszczam. I życzę dobrego weekendu, bo ja do Krosna. Dziś ” Danuta W.” jutro ” 32 Omdlenia”. W poniedziałek po powrocie pierwsza generalna ” Happy now?” w Teatrze Polonia. W dniu premiery we czwartek gram ” Shirley” w Andrychowie. Nigdy tam nie byłam, podobno bilety się nie sprzedają ( sic!) i słusznie, nikt się tam po mnie niczego wielkiego nie spodziewa. A może organizatorzy zrobili za drogie bilety? zachodzi i taka możliwość, bo to pierwszy raz od dwudziestu trzech lat żeby bilety na to przedstawienie nie szły. Ale wracajmy na Bali…

 

Leżałam z zamkniętymi oczami, na wyspie Bali, poddając moje sterane ciało masażowi. Leżałam cichutko, choć bolało. Obok mnie masowano wyzwoloną Niemkę. Wyzwoloną , bo dawała wyraz wszelkim odczuciom, jęczała, krzyczała nawet,  kiedy masaż był dotkliwszy, gruchała, kiedy było jej przyjemnie. Razem z nią podwójnie jęczała balijska masażystka, jak echo powtarzała jęki, krzyknęła także razem ze swoją klientką, mruczała,  kiedy tamta wyrażała stan zadowolenia. Słuchałam tego „koncertu” i myślałam  –  to się nazywa empatia!  Był to nieustanny dwugłos, popis współodczuwania,  zabawny bo „zawodowy”,  z urzędu. No i byłam na Bali.  Tu każdy uśmiechał się do spotykanego, patrzył w oczy mówiącemu, robił miny adekwatne do słów a słuchanie zaczynał od serdecznego uśmiechu zainteresowania i chęci pomocy. Wyobraziłam sobie natychmiast mojego w Polsce dentystę , który jęczy razem ze mną.

Podobno brak empatii, nieumiejętność postawienia się w sytuacji drugiego człowieka  jest jednym z największych problemów naszego świata. Gdzieś przeczytałam, że w amerykańskich szkołach dzieci zaczęto uczyć empatii, bo w internetowych czasach samotności i fikcji, są do niej coraz mniej zdolne czy skłonne. W moich czasach nazywało się to znieczulica, obojętność ludzka, choć chodzi chyba o coś innego, o nieumiejętność zrozumienia drugiego człowieka, czy może , jakiś brak, feler, który usuwa potrzebę zrozumienia.

Współ-czucie. Piękne słowo. Piękne pojęcie. Współ-odczuwanie jeszcze piękniejsze.

Pamiętam i nigdy nie zapomnę dnia, który nieruchomo w oniemieniu spędziłam na obserwowaniu  tego co się dzieje w Biesłanie. To mnie zmieniło, następnego dnia byłam naprawdę kimś innym. I współodczuwających było tysiące.
Pamiętam też popołudnie w pustym teatrze, 11 września 2001,  kiedy do mnie, samotnie siedzącej , na scenie i zastanawiającej się jak zagrać Małą Steinberg, dziesięcioletnie chore na autyzm i raka dziecko, podszedł zapłakany portier i powiedział – jest koniec świata pani Krysiu a jesteśmy sami w teatrze. A potem płakaliśmy razem przed telewizorem.

Czy aż tyle musi się stać?

Nie, w gruncie rzeczy są tacy wśród nas, którzy umieją spojrzeć na sprawy z perspektywy innych. Umieją wysłuchać,  zrozumieć, mówić i myśleć o innych nie o sobie. Współodczuwają w naturalny sposób, umieją współczuć  i jeszcze znaleźć tyle taktu żeby to w odpowiedni sposób okazać. Tyle że nie jest ich wielu. Poszukujemy ich. Są nam potrzebni. Mówi się o nich – ludzcy albo, prawdziwi ludzie.

Wchodziłam  kiedyś na duże spotkanie z publicznością. Tuż przed wejściem, przy drzwiach,  zadzwonił mój syn – nie mogę rozmawiać – powiedziałam – synku, zadzwonię zaraz po spotkaniu. Spotkanie trwało dwie godziny, potem zdjęcia , autografy, zamieszanie. Przeciągało się. W pewnym momencie jedna z tych wielu osób powiedziała do mnie po cichu – musi pani zadzwonić do syna, ona tam pewnie czeka – i sobie odeszła. A we mnie jakby piorun…

Oskarżamy innych, oceniamy,  wydajemy niezachwiane o nich sądy, o ich postępowaniu a ani na chwilę nie stawiamy się w ich sytuacji. Ani na moment nie rozważamy okoliczności im towarzyszących. Przypisujemy z zasady innym złe intencje, z nawyku,  i reagujemy źle zgodnie z tym. A gdyby przez moment zrelatywizować….?

Szłam wąską uliczka na Bali. Minął mnie mężczyzna jadący na skuterze trzymający na ramieniu co najmniej sześcio albo i dziwięcio metrową białą rurę. Minął mnie a rura się nie kończyła.  Zamarłam ze zgrozy. W pewnym momencie zrozumiałam że dodatkowo, będzie starał się z nią wjechać w bramę w lewo, tuż przed zakrętem. O Boże, kretyn, zwykły kretyn! pomyślałam, a jeśli teraz ktoś wyjedzie  zza zakrętu?! I dokładnie w tym momencie wyjechał także na skuterze. Z trudem wyhamował. Zamarłam. A ci…uśmiechnęli się , ten bez rury odstawił motor i pomógł tamtemu wmanewrować się z rurą w bramy, bo rzeczywiście był to problem. Pomógł mu bo on miał problem. Wyobraziłam sobie tę scenę w Polsce. Nie muszę chyba opisywać mojego wyobrażenia…. No ale byłam na Bali.

No nic, chaotyczne rozważania pora zakończyć. Obyśmy nie musieli kupować empatii jak kiedyś kupowało się płaczki na pogrzeby.

Na koniec podaję kilka przydatnych zwrotów do używania: Jestem z Tobą. Myślę o Tobie. Nie mogę zapomnieć o twoim problemie. Bardzo Ci współczuję. Martwię się o Ciebie. Wiem co czujesz. Wyobrażam sobie Twoją sytuacje. Gdybyś tego potrzebował dzwoń. Zawsze gotów jestem Cię wysłuchać. Masz we mnie przyjaciela. Doskonale Cię rozumiem. Gdyby można pomóc ….itd. itp….A w zamian proponuję wykreślić zdania zaczynające się od: – Ja , mnie, moje, moim itd., itp….

Życzę Państwu i sobie prawdziwej ludzkiej wspólnoty. Choć w nią nie do końca wierzę.  Życzę prawdziwej przyjaźni, szczerych ludzi i czułości. Bo dodana do empatii czułość, to najwyższy stopień wtajemniczenia. Mądrość i rozsądek zostawmy na razie na boku.

 

 

09
Kwiecień
2015
22:41

Marii i Marcelego - wszystkiego dobrego

Wczoraj usłyszałam taki żart – przed telewizorem siedzą starsi ludzie – mąż i żona.
Mąż  : – Słuchaj , jak ja mam na imię?
Żona : – A na kiedy ci to potrzebne…
A ja uświadomiłam sobie że wśród moich znajomych niewiele par z takim stażem małżeńskim, żeby taka rozmowa mgła się odbyć. Znów fala rozstań, rozwodów, nieporozumień, pretensji i zdrad. Pierwsza fala, według mojej pamięci, zdarzyła się  koło 40 roku życia, druga dookoła pięćdziesiątki, trzecia , wydaje się najdramatyczniejsza, teraz kiedy osiągamy lat 60. Myślę oczywiście o tzw. szczęśliwych związkach.

Czytam sztuki teatralne. Czytam i czytam. Na ogół są beznadziejne, banalne, ze złymi dialogami, klisze tych, które już były, za to wielu dramaturgów i absolutnie żadnego, ani jednego , który byłby zdolny napisać dobrą komedię.  Zresztą nawet nie podejmują prób. A głód takiej literatury teatralnej , wielki. Wszyscy mówią tylko Walczak albo Kowalewski. Tylko dwóch? Mało.

Wszyscy smutni, poważni, nabzdyczeni, sztuka tylko przez wielkie S, napuszona, nieprawdziwa, niekonieczna. – Dziwisz się ? – pyta mnie ktoś. Wszyscy szukają wielkości. Ze sztuką jak z miłością. Zresztą to to samo. – Dziwię się – odpowiadam – zawsze wolałam śmiać się w łóżku niż płakać albo wzdychać. A eM wydaje mi się na tym nie cierpiało i nie było małe. – Co ma łóżko wspólnego z miłością? – słyszę, na to obrażone. – Dla mnie wiele – odpowiadam – nierozerwalnie dużo. – A to przepraszam- obrażone, uduchowione, romantyczne, odeszło.  Odeszło , bo młode, przez duże eM.

Coś to stare- młode, mnie dziś dopadło. A młode boli często na scenie, bo nie rozumie. – Młode boli? A mnie zachwyca – odzywa się znów obrażone. – Mnie też, jak nie udaje starego, tylko jest młode – odpowiadam.

Rocznica smoleńska, nowe odczytanie zapisu z czarnej skrzynki, wybory za pasem, sprawa z Ukrainą przestaje oburzać, przyzwyczajamy się a wiosna szturmem wbrew wszystkiemu. Przed świętami wszyscy życzyli sobie odrodzenia a ja miałam dziwne myśli.

Ohydne te zielone daszki i budki przy wejściach do metra. Ohydne.

I jeszcze a propos młodego, moje najmłodsze dziecko skończyło dziś 24 lata. Smutny jadł ze mną obiad urodzinowy. -Dlaczego jesteś smutny? – Bo nie mogę uwierzyć że jestem już taki stary.

 

03
Kwiecień
2015
09:25

Ryszarda i Pankracego - wszystkiego dobrego

DRODZY PAŃSTWO, ŻYCZĘ WIOSENNEJ RADOŚCI I ŚWIEŻOŚCI.

WSZYSTKIEGO DOBREGO.

ALLELUJA.

 

 

01
Kwiecień
2015
19:08

Zbigniewa i Grażyny - wszystkiego dobrego

Na Święta w prezencie dla wszystkich, taka oto anegdota.

Wszyscy i my w teatrach i tzw. środowisko i widzowie kochają…. Wiesławę Mazurkiewicz. Piękna ta pani, jedna z najpiękniejszych kobiet swojego czasu, do dziś jedna z najpiękniejszych , najelegantszych, najekscentryczniejszych kobiet, jakie znam. Wspaniała aktorka, na wskroś nowoczesna,  odważna. Niekonwencjonalna, z poczuciem humoru godnym  najwybredniejszych, wzorowa żona jej ukochanego męża Gustawa Lutkiewicza, z którym żyją w przykładnym związku lat nie wiem ile…dziesiąt. Jest królową. Jest królową z urodzenia, z noszenia się , z natury. A z drugiej strony – Wieśka! Artystka gotowa do szaleństwa, do tańców na stole w młodości.  Wiesiunia! Brat łata. Lubiłyśmy się zawsze i od zawsze. W Teatrze  Powszechnym, grałyśmy często razem, śmiałyśmy się bez przerwy,  gadałyśmy jak najęte, tak że czasem ledwo zdążałyśmy na scenę. Wiesia od powstania Fundacji i obu teatrów i Teatru Polonia i Och-Teatru jest z nami.  W Polonii można Ją wciąż oglądać jako Ciaputkiewiczową w „ Grubych rybach” w Och-Teatrze we wspaniałej roli w „ Pocztówkach z Europy”. Wiesława! Legenda. Elegancja. Szyk. Wdzięk. Klasa.  Historia. Energia. Wieczny optymizm. Wspaaaaniaaaaałaaaa! Kochamy ja i podziwiamy za wszystko. Za radzenie sobie z przeciwnościami życiowymi i zdrowiem także.

Wiesia podczas kwietniowych spektakli „ Grubych ryb” w Teatrze Polonia, będzie obchodziła 65 – lecie pracy artystycznej! Ludzie!!!! Ludzie 65 lat pracy w tym cholernym zawodzie!!!

Wczoraj na jajeczku w Fundacji. Wiesia w pełnej formie. Usłyszała coś w pewnym momencie o liftingach, poprawianiu sobie urody itd. I… jak to Ona,  wielkim, melodyjnym, charakterystycznym głosem obwieściła : – Też  chciałam zrobić lifting. Z koleżanką . Umówiłyśmy się . Miałyśmy termin, wszystko było załatwione.  Ale umarła!  No i koniec.  Ludzie ! Żałujcie żeście nie słyszeli jak to było mówione!

No i wszystkiego dobrego. Dobrych Świat. Wszystkiego. Wiesiu , Guciu, całujemy Was specjalnie serdecznie. Co znaczyłby teatr bez takich jak Wy. Wielka, wielka teatralna para.

31
Marzec
2015
18:45

Balbiny i Gwidona - wszystkiego dobrego

Wszystkiego, wszystkiego dobrego, dziękując że jesteście tutaj, trwacie, z przyjaźnią , oddaniem, pracowitością , talentem, serdecznością, otwartością. Dziękujemy za spotkanie w Och-Teatrze.

22
Marzec
2015
11:42

Bogusława i Katarzyny - wszystkiego dobrego

Podobno wiosna. Wyszłam na chwilę rano z łóżka, z mojego zapalenia oskrzeli czy płuc, już nie wiem, spadł śnieg. Przedwczoraj przewieźli mnie w charakterze zwłok do Lublina, gdzie leżałam w łódzku w hotelu (ekskluzywnym zresztą bardzo, pięciogwiazdkowym, za co dziękuję organizatorom) i zwlekałam się, żeby grać w pobliskim teatrze. Dalej leżę w łóżku, już w Milanówku i na szczęście nie muszę dziś nic grać, dopiero „Jowialskiego” w poniedziałek wieczorem. Głowę mam w szczelnej jakiejś przestrzeni, nic nie słyszę, grałam te ostatnie kilka spektakli nie wiem jak, nie wiem co, wydobywał się ze mnie jakiś głos nie głos, chyba tylko siłą 45-letniego przyzwyczajenia, wspomagany opanowaną do perfekcji techniką mówienia i oddychania. Reakcji publiczności też nie słyszałam, podobno były. Janek Englert powiedział do mnie – „Nie odwołujesz? No tak, w naszym pokoleniu nikt by nie odwołał, w pokoleniu 40-latków co czwarta osoba, w nowym pokoleniu każdy by odwołał.” – I miałby rację – jak powiedział mój lekarz, bo granie w takim stanie, może mieć poważne konsekwencje. Ale panie doktorze, pan sam mnie przyjmował chory, to co pan za pogadanki do mnie uskutecznia? My pierwsza brygada, damy radę, a potem umrzemy po cichu i niespodziewane. Najważniejsze że wiosna, trochę lewa, ale i zima była nie tego. Mama mówi, że w kwietniu będzie wojna. Może. Polska się ćwiczy w samoobronie. W jednych szkołach ćwiczenia w razie zagrożenia, w innych wprowadzają zajęcia – gra w szachy, jako ćwiczenie umysłu. Przeprowadza się ankiety- czy walczyłbyś za Polskę i jak chętnie w dziesięciostopniowej skali. Wielu chce uciekać, nazywają to wyjazdem. A mnie się w chorobie śnią majaki i strachy. Strzelają do mnie. Ale wiosna. Pani minister dała nam tylko 150 tys. na ten sezon, z odwołania zresztą, bo komisja prześwietna jak co roku nie dała nam nic. No trudno z pańskiego, ojczyźnianego stołu skapnęło tylko na jedną i to skromną premierę. A plany mamy dumne. Narodowe. Różewicz, młodzi polscy autorzy, ważne społeczne tematy. W cholerę! Trzeba myśleć o zmianach funkcjonowania teatrów. Mam w głowie, jak w ulu i strasznie w niej szumi, ale plany na reorganizację powstają, byleśmy się nie wylali razem z kąpielą sami. Zobaczymy. A nawet jeśli, to raz się żyje, mnie i tak po tym zapaleniu płuc, czy co to jest, wiele życia nie zostało, w każdym razie tak się na razie czuję, może do poniedziałku mi przejdzie. W teatrach państwowych za duże pieniądze proponują widowni, a raczej kobietom na widowni, ćwiczenie zwieraczy (dosłownie), i w związku z tym gratulacje. Kłaniamy się wielkim talentom czapką do ziemi. U nas tylko skrzypi. Musimy w Och-Teatrze zmienić fotele, bo te które są, remontowane przez nas nieustannie, służą od września 1947 roku i już nie dają rady. Chcemy, żeby od września roku 2015 zastąpiły je nowe. Fotel podobno kosztuje 950, 50 groszy. My damy 450,50 zł a Wy dajcie resztę, zgoda? Bo nie ma innego wyjścia. Wy – publiczność oczywiście, no bo kto? Wy – widzowie, no bo jak inaczej? Foteli potrzebnych jest 450. Przykręcimy za to mosiężne tabliczki, kto ufundował. Jak na początku w Teatrze Polonia.Co prawda tabliczki pokradli, ale dopiero po 10 latach (sic!). Akcję zaczniemy późną wiosną, na razie prawnicy radzą jak ją obsłużyć. Póki co trwają próby trzech spektakli. „Happy now?” dla Teatru Polonia i „Porozmawiajmy po niemiecku” na małą scenę. Oba tytuły ważne, pierwszy o sytuacji obecnej 40 latków i ich problemach – ku przestrodze i  zastanowieniu, co dalej, jak żyć, drugi tytuł- odbrązawianie historii i czasu okupacji i powstania warszawskiego, młoda Polka- dziewczynka, co lubi Niemców. W Och -Teatrze próby „Truciciela”  – czysta komercja o planowaniu śmierci z powodu depresji, boki zrywać …ale dobrze się kończy. Najważniejsze że wiosna. Gdyby wojna, będziemy jeździć ze spektaklami na front. Z tymi wesołymi, zresztą jakoś ustal się repertuar, a trasy i miejsca wskaże los. A propos wyborów, ja głosuję na pana Komorowskiego, bo wszystkich innych się boję. A te kampanie i wypowiedzi, nie wiem czy to moje majaki czy prawda.

Dobrej wiosny.
Zdjęcia z targu z Włoch. Byłam wtedy jeszcze zdrowa. W Weronie w teatrze bilet kupiłam za 7 euro bo tylko takie były. 7 euro? bilet dotowany przez miasto Werona odpowiedziano mi.

18
Marzec
2015
21:35

Cyryla i Edwarda - wszystkiego dobrego

Śmiałam się dziś z przypomnienia zestawu jaki dostawała i pewnie dostaje do dziś, aktorka w państwowym teatrze.

Dwie pary rzęs.

Podkład

Puder w kamieniu.

Kredka do brwi.

Czerwona szminka do ust.

Mleczko do demakijażu.

Paczka wacików.

I tym zestawem teoretycznie trzeba by wykonać charakteryzacje od Marii Stuart do Kopciuszka.

Oczywiście , wszystkie aktorki mają swoje szminki, kupują je wciąż, im dalej w las tym więcej, uroda niektórych waży coraz więcej, wielkie ciężkie kufry, bo szminki mają to do siebie że bardzo wolno się wyczerpują i ciągle są, a starzeją się dość szybko. Mnie ciągle upominają nasi charakteryzatorzy – po co pani to kupiła? Mamy jeszcze dużo cieni do oczu, pamięta pani? Jeszcze te co pani z Powszechnego przyniosła, się nie skończyły ( z Teatru Powszechnego tzn. około 10 lat temu)
-To wywalaj do kosza! – odcinam się. – Wyrzucajcie! Na litość Boską!
– No wie pani?! – jeszcze są całkiem dobre! I jeszcze długo posłużą!
– A nie śmierdzą?
– A skąd?! – Cienie? Niektóre szminki do ust, śmierdzą, ale te wyrzucę jak znajdę chwilę czasu. A poza tym co to za smród? Trochę zjełczałe i tyle. Ale za to jakie trwałe!

Zapach starego pudru. Zapach straych szminek, podkładów, różu. Uwielbiam go. Nie mam na nic uczulenia. Mogę się malować szminką z okresu międzywojennego i nic mi nie jest. Różany zapach teatru, pudrowy zapach, piżmowy zapach. Zapach teatralnego kurzu. Starych dekoracji. Kostiumów. Starych koronek. Już prawie tego nie ma. A ja ten zapach, te zapachy , pamiętam tak dobrze.

Szkoła charakteryzacji, szkoła malowania. Zanikła. Już aktorzy się tego nie uczą. Charakteryzatorzy są coraz częściej z przyuczenia tylko i malują aktorki  „na ładne” nie uwzględniając odległości teatralnych i podkreślania wyrazistości rysów.  Westchnienia starych aktorek z mojej młodości , które siadając przed lustrem mówiły do charakteryzatorek- „namaluj mi twarz” są już nieaktualne. Niewiele osób już umie namalować twarzy, do każdej roli innej.

Jest jeszcze kilka aktorek, aktorów – ekspertów w tych sprawach. Uwielbiam ich. Krysia Tkacz mówi zawsze – można malować oczy na kurę i na sarnę, ale kto dziś umie na sarnę?!!!

Malowanie się do spektaklu. Rytuały. Zarosty, klejenie zarostów. Rzęsy, peruki, modelowanie twarzy, dorabiania nosów nie widziałam już ze dwadzieścia lat, chyba ostatni raz widziałam jak kleił nos Jan Świderski  do Fryderyka Wielkiego, zmieniał uszy za mojej pamięci, Tadeusz Łomnicki do „ Pluskwy” Majakowskiego, Aleksandra Śląska miała specjalny sposób malowania się , ale zdumiewał mnie, młodą aktorkę, pamiętam, cień na „przedziałku między piersiami”. Mój Boże.  Dziś patrzę na Ignacego Gogolewskiego  w genialnej roli, a raczej trzech rolach, w naszym spektaklu „ 32 omdlenia” i podziwiam, jak umie jednym ruchem grzebienia ucharakteryzować swoją postać, przyklejonymi brwiami, zmienić się zdumiewająco .

Dziś połowa kobiet ma sztuczne rzęsy przyklejone na stałe, sztuczne paznokcie, na stałe, sztuczne piersi, na stałe, włosy, zagęszczone, przedłużone, nie mówiąc o kolorach tych włosów. Wtedy na początku mojej drogi teatralnej, aktorki dzieliły się na takie które, zawsze w peruce i z klejonymi rzęsami, bez tych atrybutów nie umiały grać , i takie które za wszelką cenę bez peruk i broń Boże sztucznych rzęs, bo przeszkadzają ( to ja na przykład).  Teraz aktorki przed kamerę i na scenę wchodzą jak stoją , z ulicy, jak my to nazywamy, lub zmalowane jak stare płoty, ale bez pojęcia.

Beata Tyszkiewicz zawsze malowała się sama i maluje do dziś i powinna udzielać wykładów  w tej materii. Jak malować się i wyglądać z klasą.

No nic, koniec tego. Bo wszystko dlatego ze przypomniałam sobie

2 pary rzęs, puder w kamieniu, podkład , waciki i czarna kredka z przydziału. Tuszu do rzęs nie było w przydziałach nigdy. No bo po co , jak dwie pary sztucznych rzęs było w zestawie.

Och teatrze , dziwny świecie. Można by pisać długo o ozdobach, talizmanach, maskotkach, kartkach, sentencjach , które wiszą w garderobach teatralnych, rzeczach którymi otaczają się aktorki na szczęście. No ale nie o tym i nie czas. Choć to kocham.

I jeszcze coś – pisanie szminka czy kredką na lustrze. Przecież to najlepszy i najpewniejszy środek komunikacji i pamięć podręczna najlepsza.

Dobrego teatru. Dobrego dnia.

 

10
Marzec
2015
10:00

Cypriana i Marcelego - wszystkiego dobrego

Zmuszona do dłuższych pobytów w łóżku we Włoszech, wczoraj obejrzałam sześć filmów! Mój rekord dzienny. W nocy przeczytałam dwie sztuki, to dalekie od mojego rekordu, oglądam telewizję w międzyczasie i budzi ona, i niemecka, i włoska, i francuska puste refleksje i odruchy wzruszeń ramion. Nie mniej zresetowałam umysł do tego stopnia, że dziś rano nie miałam problemu z przypomnieniem sobie wszystkich nazwisk o których myślałam, co ostatnio jest ewenementem, bo zawsze staję na nazwisku. I zaczyna się….no ta co w latach 80 była tu i tu, a potem wyszła za, nie pamiętam nazwiska, ale była tym i tym u tego i tego, a potem jej syn…mieszkała na Mokotowie, a potem w Wilanowe i to i to…Znacie to? Ale tu nic takiego się nie zdarza, pamiętam wszystko,  przerażona rolą Julianne Moore w filmie Stille Alice.

Piszę tylko po to, żeby pozdrowić w Włoch, powiedzieć, że świat, a raczej centralna Europa, z daleka od Polski i Ukrainy i widma wyborów, jest przyjazna beztroskiej codzienności. Jest wiosna, słońce, zaczyna kwitnąć dosłownie wszystko i tylko w Szwajcarii gdzie byłam przez moment na drzwiach sklepu zobaczyłam ogłoszenie – sprzedajemy cukier tylko do 10 kg – co mnie wprawiło w zdumienie.
Na Kindlu mam 50 książek, z połączeniem z Internetem problemy. Widzę przed sobą spokojny czas.
Dobrego dnia.
Na zdjęciu widok z mojego łóżka do góry nogami, bo tylko tak się wkleja w Ipadzie. Słońce do góry nogami. Bardzo mi to odpowiada.

 

05
Marzec
2015
11:27

Fryderyka i Wacława - wszystkiego dobrego

Dziś premiera w Och-Teatrze. „ Prapremiera dreszczowca” , amatorski teatr wystawia dreszczowiec i od początku na scenie i za kulisami wszystko się sypie. Żarty z aktorów, teatru, teatralnej fikcji i stosunków między artystami. Klasyk…ale…tekst który powstał na bazie kilkuletniej improwizacji angielskich aktorów, młodej grupy teatralnej. Niedawno zapisany i nagrodzony jako komedia roku. Pokusiliśmy się o wystawienie, choć nie było to łatwe. Piekło- szatani, jak ja to nazywam. Czyjeś improwizacje, specyficzne poczucie humoru tamtej publiczności i tekst który kupiliśmy, zawierający tylko skąpe didaskalia i nic więcej. I te didaskalia sie u nas nie sprawdzały. Tekst dreszczowca, który niby grają i bez przerwy mają wpadki, beznadziejny, nic więcej, żadnych wskazówek. Trzeba było wszystko zrobić od początku, po naszemu, według naszych wyobrażeń nieudanego amatorskiego teatru i dla naszych widzów i ich poczucia humoru. Piekło – szatani. Wczorajsza próba , pierwsza z publicznością , w akompaniamencie huraganowych po prostu śmiechów. Zdaje się,  że się udało. Oby! Ale przeszliśmy piekło. Nikomu nie życzę. Zapraszamy, zapraszamy,  zapraszamy, przyjdźcie po zabawę i śmiech.

03
Marzec
2015
09:58

Tycjana i Kunegundy - wszystkiego dobrego

I kolejny raz ….podjudzacze, szczujcy i specjaliści od wkładania kija w mrowisko i zarabiania na tym pieniędzy, czyli kolorowa prasa. Pojedyncze zdania wyjmowane z kontekstu i umieszczane w kontekstach takich, żeby maluczkich zdenerwować i wzbudzić nienawiść. Wiadomości wyciągane z jakichś mroków, przeinaczane i  podkręcane. Byle zdjęcie, byle ochłap, byle strzep i już konfabulacje płyną szeroką rzeką w celu zszokowania narodu , wzbudzenia pogardy i zawiści a co za tym idzie konieczności zakupu następnego numeru gazety, żeby nienawiść miała się czym żywić.

Ostatnio kłamstwa a na temat zarobków artystów. Bzdury, cyfry z palca, szczególnie w wypadku ulubieńców publiczności. Już któryś raz ukazuje się np. zdjęcie Cezarego Żaka ze skrzynią pieniędzy, których to się dorobił, a jest to zdjęcie z naszej sztuki „Trzeba zabić starszą panią”, w której Cezary gra, i ją wyreżyserował, a w której to sztuce chodzi o tę skrzynię pieniędzy i grupę gangsterów naprzeciwko słodkiej staruszki  granej przez  Barbarę Krafftównę. ( Serdecznie zapraszamy) Pieniądze są drukowane przez nas, żeby byłą jasność , ale to tym gazetom nie przeszkadza. Rozrzucamy je w każdym spektaklu miedzy Widzami, można przyjść i się „nachapać’.

Po ostatnich doniesieniach kolorowej prasy ile aktorzy zarabiają w serialach, matka jednego z naszych kolegów, obliczyła w związku z  tym ile tenże zarabia rocznie i prawie nie oszalała z tego powodu, musiał długo tłumaczyć że gazeta pisze bzdury, jego kredyt jest realny i musi go spłacić,  ma dalej dużo do spłacenia, a jej umiejętność liczenia na nic się nie zda. Podał leki nasercowe i utulił w ramionach.

Moje zdanie z wywiadu, w którym mówię że żeby nasza Fundacja się utrzymała i mogła zagrać ponad 80 spektakli miesięcznie (co kosztuje), musimy zarobić z biletów około miliona miesięcznie, a i to nie starsza bo  musimy przecież produkować nowe sztuki, zostało wyjęte z kontekstu i bez kontekstu umieszczane. W kolorowej prasie jak grzyby po deszczu ukazały się krzyczące tytuły – JANDA ZARABIA MILION MIESIĘCZNIE!!!!  A Na moim biurku liczba listów błagalnych o pomoc i pieniądze z kilku dziennie wzrosła do kilku nastu a wśród nich przeważają te z epitetami ty K…., ty S…., ty P…od tych którym pieniędzy nie wysłałam. Ludzie! !!! Koledzy z kolorowej prasy, o sumienie Was nie podejrzewam, o litość też nie, po moich 45 latach w show biznesie, ale moglibyście okazać trochę może zdrowego rozsądku? Czy za dużo wymagam?

Jedna z naszych młodych aktorek – bogaczka grająca serialu, została kopnięta przez nietrzeźwą w Markach podwarszawskich ,  bo nie chciała jej dołożyć w sklepie do flaszki.  To jednostkowy przypadek ale jakże wymowny. Akurat trafiła na alkoholiczkę która czyta kolorową prasę i ogląda seriale, miała pecha, gdyby nie ten artykuł, alkoholiczka nie wiedziałaby ile zarabia i poprosiła by ją może o autograf dla synka.

Moi Państwo poczucia humoru życzę.  U nas w Och-Teatrze we czwartek kolejna premiera. „ Prapremiera dreszczowca” Ja się śmieję na generalnych jak szalona, bo jest o tym jak się w teatrze nie udaje. To mnie prawdziwie śmieszy, bo mi bliskie.  Serdecznie zapraszamy.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.