03
Październik
2006
04:43

Gerarda i Teresy - wszystkiego dobrego

JAKŻE PIĘKNY JEST CZŁOWIEK JEŻELI JEST CZŁOWIEKIEM. Pitagoras

 

I jakże potrafi być obrzydliwy niestety.

Rozglądam się dookoła i nie wierzę własnym oczom i uszom.  

Taki czas na marnych ludzi – jak napisała Agnieszka O.

A propos Agnieszka O. niedługo Jej urodziny, Magdy Umer też i o tym będzie najbliższe nasze Karaoke w teatrze.

 

 

29
Wrzesień
2006
04:50

Michała i Michaliny - wszystkiego dobrego

DOCENIĄ CIĘ LUDZIE WRAŻLIWI. Pitagoras

Budujemy. Wyścig z czasem i niemożnościami trwa. Byle do grudnia. Dzielę teraz wszystko na to co w naszym teatrze i co na zewnątrz. I oczywiście sprawy teatru są najważniejsze. Jesteśmy z tą budową w lekkiej ogólnej paranoi, choć i tak, to co na zewnątrz teatru, daleko naszą paranoję prześciga. No nic biegnijmy dalej.

Przy tej okazji chciałabym najserdeczniej podziękować kancelarii prawniczej Domański, Zakrzewski, Palinka i panu aplikantowi Ernestowi Jędrzejewskiemu za serdeczną pomoc w naszych problemach a także za to że opiekowali się nami i występowali w interesie teatru i Fundacji pro publico bono.

26
Wrzesień
2006
04:41

Justyny i Cypriana - wszystkiego dobrego

 

BĄDZ SOBĄ CHOCIAŻBY INNI NIE BYLI.  Pitagoras

Jak grać arystokratę? Źli aktorzy grają wyższość, sztuczność, wyniosłość, dobrzy – prostotę, bezpośredniość, naturalność we wszystkim, uprzejmość i poczucie godności. Jednej rzeczy nie da się zagrać – dobrego wychowania, i to jest prawdziwie zdumiewające, choćby nie wiem jak się kto starał i jak dobrym był aktorem, jeśli się tego nie ma, zawsze w jakimś błysku, momencie, szwie, to wyjdzie.

Dobrego dnia.

Dziś w nocy mam dzień zdjęciowy u Stasia Tyma w filmie Ryś, gram Marię Wafel, sprzątaczkę. Ciekawe.

Dobrego dnia.

24
Wrzesień
2006
08:01

Gerarda i Teodora - wszystkiego dobrego

Trzy wznowienia w tym tygodnu to za dużo. Skok, Steinberg w połowei tygodnia i Ucho wczoraj….głowa mi pęka od słów….przypomnieć sobie trzy tak duże teksty po przerwie…. to staje się już powoli dla mnie wyczynem, i nerwy szarpie stanowczo nadmiernie.

Budujemy, budujemy….

22
Wrzesień
2006
07:44

Tomasza i Maurycego - wszystkiego dobrego

Dziś 30 rocznica powstania KORu. Komitetu Obrony Robotników. Moja młodość, utrwalanie mojej świadomości obywatelskiej, politycznej, społecznej, to było śledzenie poczynań KORu i podziw dla nich. Dziś chciałabym powiedzieć choć – dziekuję.

Komitet obchodów trzydziestej rocznicy powstania Komitetu Obrony Robotników (KOR) oraz Stowarzyszenie Wolnego Słowa zapraszają na uroczystości rocznicowe w dniach 22 – 24 września 2006 roku w Warszawie.

Program obchodów:

PIĄTEK, 22 września

11:00 – 14:00 Złożenie kwiatów na grobach członków KOR w Milanówku i Laskach (wyjazd sprzed Domu Dziennikarza ul. Foksal 3/5)
15:00 – 15:30 Otwarcie wystawy poświęconej zmarłym członkom KOR, Senat RP
15:30 – 17:00 Złożenie kwiatów na grobach członków KOR na warszawskich cmentarzach (wyjazd sprzed Sejmu RP)
17:30 – 19:00 Msza Św. w intencji zmarłych członków KOR w kościele Św. Marcina, ul. Piwna, Stare Miasto

SOBOTA, 23 września

11:00 – 11:30 Otwarcie wystawy „KOR – komitet ruchu społecznego” na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28
11:30 – 17:45 Konferencja „Działania KOR 1976 – 1980”, Uniwersytet Warszawski

NIEDZIELA, 24 września

9:00 – 19:00 Konferencja „Działania KOR 1976 – 1980”, Uniwersytet Warszawski
13:00 – 13:30 Odsłonięcie kamienia pamięci Jacka Kuronia w Parku im. St. Żeromskiego, pl. Wilsona

Byli wśród nas ludzie różnych pokoleń, tradycji, orientacji ideowych. Łączyła nas troska o wszystkich skrzywdzonych i bitych. Pragnęliśmy dawać temu świadectwo – bez względu na zagrożenie osobiste, bez względu na polityczną taktykę, bez względu na to, kim jest prześladowany. Kierowaliśmy się przekonaniem, że przestrzeganie praw człowieka i obywatela jest warunkiem pokoju między ludźmi i narodami; przekonaniem, że „nie może być sprawiedliwej Europy bez niepodległej Polski na jej mapie”.

Służyliśmy sprawie wolności Polski i wolności Polaków w Polsce, tak jak mogliśmy i umieli, jak dyktowało nam sumienie i obywatelskie rozeznanie sytuacji. Mieliśmy przed oczyma ideał Polski, która szczyciła się niegdyś tolerancją i wolnością; Polski, która umiała być wspólną ojczyzną Polaków, Białorusinów, Litwinów, Ukraińców, Żydów, ojczyzną wszystkich swych obywateli – bez względu na ich język, wyznanie, pochodzenie narodowościowe.

Nie do nas należy ocena naszej pracy. My chcielibyśmy, aby stanowiła ona wkład do wielkiego narodowego dzieła: tworzenia niepodległej, sprawiedliwej, demokratycznej Polski.

(Fragment oświadczenia z dnia 23 września 1981 r. w związku z zakończeniem działalności Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR’’, odczytanego przez prof. Edwarda Lipińskiego na I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” w sali „Olivii” w Gdańsku.

Patronat nad obchodami 30. rocznicy powstania Komitetu Obrony Robotników (KOR) objął Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Lech Kaczyński

Do Komitetu obchodów rocznicy

Marszałek Senatu RP

Bogdan Borusewicz zaprosił wszystkich członków Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”.

Współorganizatorzy:

Fundacja Ośrodka KARTA

Instytut Pamięci Narodowej

Kancelaria Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej

Kancelaria Senatu Rzeczpospolitej Polskiej

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji

Narodowe Centrum Kultury

Uniwersytet Warszawski

Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego

oraz rodzina Jacka Kuronia

Biuro Organizacyjne:

poniedziałek – piątek, godz.10 – 16, Dom Dziennikarza w Warszawie, ul. Foksal 3/5,

tel. 022 828-52-52, e-mail: kor30@sws.org.pl

Adres pocztowy: Stowarzyszenie Wolnego Słowa ul. Foksal 3/5, 00-366 Warszawa

w piątek, 22 września biuro czynne w godz: 9 – 20

Kontakt telefoniczny w dniach obchodów:

Wojciech Borowik – 0 602-259-636, Tomasz Truskawa – 0 889-024-535, Barbara Kozłowska – 0 607-150-433

Biuro na Uniwersytecie Warszawskim (hall w Starej Bibliotece), ul Krakowskie Przedmieście 26/28,

czynne w dniach obchodów:

w piątek, 22 września: godz. 9 – 17

w sobotę, 23 września: godz. 9 – 18

w niedzielę, 24 września: godz. 9 – 19

Stowarzyszenie Wolnego Słowa informuje o imprezie towarzyszącej obchodom 30. rocznicy utworzenia Komitetu Obrony Robotników (KOR) organizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej:

Program konferencji naukowej organizowanej w 30. rocznicę utworzenia Komitetu Obrony Robotników (KOR)

Warszawa, piątek, 22 września 2006 r.

Konferencja odbywać się będzie w Sali B Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego przy Krakowskim Przedmieściu 26/28.

Wstęp wolny

PIĄTEK, 22 września

9:00 – 9:30 Uroczyste otwarcie konferencji
9:30 – 13:00 „Panorama opozycji w Polsce” Prowadzący: prof. Jerzy Eisler
9:30 – 9:50 Robert Spałek (IPN Warszawa) – „Komitet Obrony Robotników”
9:50 – 10:10
dr Grzegorz Waligóra (IPN Wrocław) – „Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela ”
10:10 – 10:30
dr Jarosław Neja (IPN Katowice) – „Wolne Związki Zawodowe w Katowicach”
10:30 – 11:15
Dyskusja
11:15 – 11:30 Przerwa kawowa
11:30 – 11:50 dr Sławomir Cenckiewicz (IPN Gdańsk) – „Wolne Związki Zawodowe w Gdańsku”
11:50 – 12:10
Małgorzata Choma-Jusińska (IPN Lublin) – „Ruch chłopski”
12:10 – 13:00 Dyskusja
13:00 – 15:00 Przerwa obiadowa
15:00 – 17:00 Dyskusja panelowa: „Czerwiec – wrzesień 1976 – jak powstawał KOR?” Prowadzący: dr hab. Jan Żaryn. Uczestnicy: Wojciech Fałkowski, Dariusz Kupiecki, Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Jan Olszewski

20
Wrzesień
2006
03:32

Filipiny i Eustachego - wszystkiego dobrego

Dziś wracam do Małej Steinberg w Teatrze Studio, a z powodu braku snu zamieszczam resztę zdjęć z wakacji z Włoch. Wspomnienie lata.

Dobrego dnia.

16
Wrzesień
2006
10:11

Edyty i Kornela - wszystkiego dobrego

Budujemy.

Mamy pozwolenie na budowę z terminem wykonania natychmiastowym.

Sprawa przeszła przez SKO – komitet odwoławczy, powołany do rozsądzania sporów w takich wypadkach i po miesięcznych ekspertyzach prawnych, przegladaniu papierów i innych koniecznych zezwoleń, protest Wspólnoty został oddalony jako bezzasadny.

Od wczoraj budujemy znów pełną parą. Mamy miesięczne opóźnienie, ale także nadzieję że zdążymy i otwarcie sceny i premiera „ Trzech sióstr” na tej scenie odbędzie się w zamierzonym czasie.

Pozdrawiam serdecznie.

Dobrej soboty.

13
Wrzesień
2006
05:21

Filipa i Eugenii - wszystkiego dobrego

Pozdrawiam. Nie mam czasu po powrocie. Jak to się ładnie mówi, nie wiem w co włożyć ręce i rozum najpierw, ale jeszcze troszkę zdjęć. Przypomnienie.

Dobrego dnia.

09
Wrzesień
2006
05:24

Piotra i Mikołaja - wszystkiego dobrego

Myślałam że na wakcjach będę pisać. Pisałam mało, za to duuuuużo czytałam i starałam sie nie myśleć  o problemach które zostawiłam.  Postanowiłam się nie martwić, zapomniec i spać. Udało mi się. Wracam z radością, wypoczęta. A poniżej to co zapisałam podczas pobytu we Włoszech, jakby przypadkiem.

Wakacje, 2 września 07:18

Jestem we Włoszech. Pierwsze wakacje w „nowym życiu” czyli w życiu z teatrem POLONIA. Myślałam że się na nie nie zdobędę z lęku że beze mnie coś się zawali, ale zdecydowałam wyjechać bo naprawdę byłam zmęczona. Odpoczywam z rozsądku. Przed nami, przed teatrem, przede mną mam wrażenie jeszcze cięższy czas. Nieważne.

Od jakiegoś czasu mam problem z pisaniem tego dziennika, mam problem z pisaniem o sobie. Wielki problem. A sprawy dookoła mnie biegną tak szybko i są tak skomplikowane, że nie nadążyłabym ich opisywać i nie starcza mi talentu, aby oddać ich zawiłość. Nie da się z tego wszystkiego, co się zdarza zrobić anegdoty, i nie umiem na to wszystko spojrzeć z dystansu. Życie jakim żyję przerosło moje możliwości notowania go, bawienia się nim w zapisie, a poza tym zwyczajnie nie mam na to czasu. Tak ciężko nie pracowałam nigdy. Nie umiem też śmiać się beztrosko ze wszystkiego jak jeszcze dwa lata temu. Zmieniło się jednym słowem wszystko, a problemy, lęki, wątpliwości, kłopoty pokonywane każdego dnia odebrały mi i lekkość i radość pisania. Może jeszcze kiedyś powróci.

Teraz w każdym razie Włochy, Toskania po sezonie, sen, spacery, książki, rower, plaża, a wszystko na siłę, bo skupić się na tym też nie mogę, wszystko jakby z musu.

Bawi mnie i śmieszy tylko Magda U. z którą tu jestem, a raczej nasze nieudolności i nasze „świry”, jak ona to nazywa. Wiecznie obie wszystkiego szukamy, wciąż pytamy jedna drugą, która ma klucz od domu, samochodu, podoba nam się tylko to co już raz widziałyśmy a słowo i spojrzenie nam starcza żeby rozumieć co myślimy, co czujemy bo tyle za nami wspólnych wakacji, wspomnień, zdarzeń. Zwrot…czy pamiętasz… jest najczęściej używanym.

Wczoraj Magda przeszła samą siebie. Ma buty, ukochane buty zjedzone do polowy przez psa, ale się z nimi nie rozstaje. Zresztą przywiązanie do przedmiotów i miejsc to też nasza wspólna obsesja i jedna na drugą prawie się obraża za zmianę kostiumu kąpielowego czy ulubionego tu we Włoszech sera. Ma być tak jak zawsze bo to daje spokój i poczucie bezpieczeństwa. No więc, Magda ma buty, stare buty. Czas na zmianę. Oczywiście pojechałyśmy do tego samego sklepu gdzie zostały kupione, bardzo eleganckiego sklepu i Magda wyciągając przed sprzedawczynią nogę z butem, którego nie powstydziłaby się żadna bezdomna żebraczka zapytała: Du ju rimember? Kłatro anni fa…

Czy pani pamięta? Cztery lata temu kupiłam u pani te buty. W między czasie zjadł je pies Markotny i w ogóle wiele przeżyły… czy może mi pani sprzedać identyczne? De sejm? Pani spojrzała na nas jak na wariatki. I słusznie. Mnie to – du ju rimember – doprowadziło do parkosyzmów śmiechu i tak śmiejemy się z tego już tydzień, a butów – de sejm – szukamy w każdym mijanym sklepie. To jak szukanie dawnej szczęśliwej przeszłości.

Czytam Lekcję anatomii Philipa Roth’a.

Noce już chłodne, miejscowość pustoszeje, wiatr na plaży boski, jutro do Sieny poleżeć na placu. Du ju rimember…

4 września 2006

15:23

Czytam Marię Arabatową „ Na imię mi kobieta” i zachwycam się. Jest jakieś zdumiewające podobieństwo tych dwóch ostatnio tu na wakacjach, czytanych książkach, Rotha i Arbatowej, oboje rozprawiają się z obsesyjnie meczącą ich przeszłością, on ze swoją żydowsko amerykańską ona z żydowsko radzieckim stygmatem, sarkastyczni intelektualiści, oboje gorzko brutalni, ona jednak o wiele bardziej otwarta i prosta on wymyślnie zagmatwany, zraniony, w obliczu jej przeżyć wydaje się zraniony byle czym. Oboje błyskotliwi, egoistyczni, są egzemplarzami przykładowymi umysłu i konstrukcji myślowych gotowych unicestwić ich samych i to coś olśniewającego co reprezentują. Wspaniałe i odbierające nadzieję.

Dziś na plaży jak zwykle, obserwowałam ludzi. Czego tu już nie widziałam przez ten tydzień?! Ile się napatrzyłam! Co tu się nie dzieje! Dziś para, młode małżeństwo z trzy, może czteroletnim synkiem, szli wzdłuż morza, w całkowitym milczeniu. Dziecko ciągnęło na sznurku plastikowy okręt. W pewnym momencie mały zobaczył inne bawiące się na brzegu dzieci i uparł się przerwać milczący spacer w tym miejscu, dołączyć do dzieci. Rodzice nie chcieli się zgodzić, wtedy mały z duża wprawą i doświadczeniem w postępowaniu w takich wypadkach rozdzierająco zaczął płakać i czepiać się nóg ojca, który nie odwracając się ani na niego ani na żonę szedł dalej. Wreszcie mały zwyciężył. Przystanęli. Dziecko zaczęło się bawić z równolatkiem w szafirowych majtkach. Po jakimś czasie do rodziców tego z okrętem doszli rodzice szafirowomajtkowego i stali tak bez słowa z kwadrans obserwując dzieci. Była jedenasta. Matki po chwili wymieniły pierwsze uwagi, zapewne konwencjonalne dotyczące dzieci, bo mówiły patrząc na dzieci, panowie obaj patrzyli w morze, osobni. O czwartej po południu, czyli pięć godzin później, ojcowie jeszcze stali w tym samym miejscu i z ożywieniem o czymś dyskutowali a dzieci i matki dawno wrócili do domów. Kiedy schodziłam z plaży obaj panowie ruszali razem w wędrówkę wzdłuż plaży nie przerywając rozmowy, świat dookoła nich nie istniał.

Jak zwykle tutaj uderza mnie wprawa dzieci w rządzeniu rodzicami i światem dookoła nich i miłość okazywana wszystkim dookoła. Te fruwające w powietrzu miliony słów pieszczotliwych, wyrazów miłości rozdawane garściami, bez ograniczeń, tysiące gestów, pocałunków, dotknięć, przytuleń tak naturalnych jak oddychanie. I raz jeszcze żal, że u nas tyle ich mniej i kolejny raz uświadomienie sobie, że okazywanie uczuć jest naszą polską piętą achillesową i w każdym razie większość z nas się tego wstydzi. A świat tak pięknieje po każdym od niechcenia rzuconym mijo karo, bambino mijo, amore, karissima… Amore do dziecka, amore do żony, amore do matki, amore do starego ojca…

Słońce. To słońce łagodzi i osładza wszystko. W słońcu gniew tu wybucha gwałtownie, ale na krótko i zaraz słychać serdeczny śmiech a kiedy cichnie zostaje cudowny zapach rozgrzanego powietrza pachnącego bazylią, rozmarynem, praniem, życzliwością. I oczywiście wiem, że to egzaltacja i wyidealizowany obraz wakacyjnej beztroski i dostatku, ale co z tego.

Przed wyjazdem, jedna z moich znajomych powiedziała – Jak pani może jeździć tak ciągle do tych Włoch, ja już tam nigdy nie pojadę, tam robią obozy pracy dla Polaków. Tu gdzie jestem ich nie ma, a świat jest tu wyidealizowany. Jego wakacyjne, słoneczne prawo.

W Polsce dziś początek roczku szkolnego. Wiadomości dochodzące uderzają jak obuchem. Ciemnieje w oczach.

03
Wrzesień
2006
14:39

Izabeli i Szymona - wszystkiego dobrego

Zapalam w Sienie świeczkę za Jacka Kuronia.

Dobrego dnia.

26
Sierpień
2006
04:41

Marii i Zefiryny - wszystkiego dobrego

Wyjeżdżam. Spadam! Jak to się teraz ładnie mówi. Sorry, ale pracuję teraz głównie z młodzieżą i nabieram ich stylu, co nie zawsze jest w dobrym guście w moim wykonaniu.

Zapamiętajcie jedno z najcelniejszych przysłów – Kto z kim przestaje takim się staje. Przypominam je nie bez kozery, bo rozglądam się dookoła i trafność tego powiedzenia mnie uderza.

Wczoraj odbyła się pierwsza próba 3 sióstr Czechowa. Dla mnie i dla teatru POLONIA jest to niewątpliwie historyczny moment, niezależnie do tego jak się to skończy. Pierwsza próba do pierwszej premiery na dużej scenie, na scenie, bo ta mała to zawracanie głowy, choć pewnie nie przestanie istnieć.

Pierwsza próba, próba czytana. Czytali… jak to nazwać?… czule, ujmująco. Utwór znów „rozdarł mnie” od środka, jego piękno za każdym razem powala na kolana. Obsada wydaje się być wymarzona do opowiedzenia go publiczności. Przyszła wspaniała grupa, oszałamiająca młodzież, wspaniała, czytali wszyscy prosto, jasno, prawdziwie, bez żadnych manieryzmów, niepotrzebnego „grania” a historia pęczniała, bawiła, nabrzmiewała, piękniała, dotykała, wzruszała, ze słowa na słowo. Wielka radość. Zdumiało mnie to, że wszystkie, absolutnie wszystkie panie przyszły nie tknięte szminką,( w moich czasach nie do pomyślenia), piękne, otwarte, nagie twarze gotowe na wszystko. Wzruszyłam się. (zdjęcia)

Oni zaczęli, a ja jadę odpocząć i trochę się przespać do Włoch.

Życzę wszystkim dobrych chwil.

Antoni Czechow

TRZY SIOSTRY

Reżyseria: Natasha Parry Brook
Scenografia: Krystyna Zachwatowicz
Muzyka: opracowanie – Marta Broczkowska
Producent wykonawczy: Ewa Ratkowska
Kostiumy: Krystyna Zachwatowicz
Asystent scenografa: Małgorzata Domańska
Premiera: odbędzie się 10 listopada 2006
Asystent reżysera: Pia Partum

SPEKTAKL PLANOWANY NA OTWARCIE DUŻEJ SCENY TEATRU POLONIA

OBSADA:

PROZOROW ANDRZEJ SIERGIEJEWICZ – Piotr Kozłowski/ Arkadiusz Janiczek
NATASZA IWANOWNA – Magdalena Cielecka/ Agata Buzek
OLGA – Agnieszka Warchulska
MASZA- Maria Seweryn
IRINA- Karolina Gruszka/ Hanna Konarowska
KUŁYGIN FIODOR ILJICZ – Michał Breitenwald
WIERSZYNIN ALEKSANDER IGNATJEWICZ – Andrzej Deskur/ Piotr Adamczyk
TUZENBACH MIKOŁAJ LWOWICZ – Marcin Piejaś/ / Rafał Mohr
SOLONY WASYL WASYLIEWICZ – Łukasz Simlat /Redbad Klynstra
CZEBUTYKIN IWAN ROMANOWICZ – Aleksander Bednarz/ Jan Prochyra
FIEDOTIK ALEKSY PIETROWICZ – Michał Sieczkowski
RODE WŁODZIMIERZ KARŁOWICZ – Jakub Wieczorek

FERAPONT – Wojciech Alaborski
ANFISA – Maria Klejdysz

24
Sierpień
2006
04:14

Jerzego i Bartłomieja - wszystkiego dobrego

 

Wczoraj z nadzieją ze zastanę Panią jeszcze w salonie pędziłem na złamanie karku. Lampka nocna u Pani kazała mi wrócić do domu. Najdroższa, znów przesyłam wiersze…G

Weimar, 7 sierpnia 1778 roku – J.W Goethe do Charlotte von Stein

Co czuje pan Balcerowicz i pani Gilowska? Co czują byli  ministrowie spraw zagraniczncyh? Nie chcę nawet sobie tego wyobrażać. O takich rzeczach, takich uczuciach pisze się sztuki. To co się dzieje, każdy los ludzki tutaj jest na miarę antycznej tragedii.

Pobito dzieci tam, tam zrewidowano bezprawnie, jeszcze gdzieś 11- letnie dziecko nabiło się na pręty metalowego ogrodzenia zrywając jabłka i zmarło zanim przyjechała karetka, jak synek Romy Schneider.

Ludzie! Idę spać, bo nie mam odwagi patrzeć na to i rozumieć. Zasnąć, śnić, nie wiedzieć nic.

A w Sopocie wystawa fotograficzna o dzieciach szczęśliwych, o kochających się rodzinach, bez przemocy i agresji. „Kocham. Nie biję”. Chętni wciąż mogą nadsyłać swoje na adres kocham.niebije@gazeta.pl

Dobrego dnia. Wczoraj napisał do mnie wariat (przepraszam ale muszę użyć tego określenia) … nie znam pani twarzy bo jestem od lat w zakładzie psychiatrycznym, a tu nie oglądam telewizji, ale pani jest taką wariatką jak ja. Po co pani wlazła na tę wieżę jak pani ma lęk wysokości? Alpiniści wszystkich krajów łączcie się!!!!

23
Sierpień
2006
06:25

Filipa i Apolinarego - wszystkiego dobrego

 

Gdybym tylko mógł, gdyby wolno mi było po powrocie wszystko Pani opowiedzieć!. Ale, ach, te żelazne obręcze, które uciskają mi serce z każdym dniem mocniej, tak, że w końcu nic nie będzie mogło przez nie przeniknąć! Tyle tylko mogę powiedzieć, że im wyższy świat, tym obrzydliwsza staje się farsa, i przysięgam, że żadna nieprzyzwoitość, żadna głupota czy błazeństwo nie są tak plugawe, jak mieszanina ludzkich charakterów. Wielbię bogów, ale czuję w sobie jednocześnie dość męstwa, by zaprzysiąc im wieczną nienawiść, jeśli będą obchodzili się z nami jak ludzie – na ich obraz i podobieństwo. G

Berlin 19 maja 1778 – J.W Goethe do Charlotte von Stein

 

Z wczorajszego zebrania ze Wspólnotą Mieszkaniową niewiele wynikło. Teraz trzeba czekać na wyrok Samorządowego Komitetu Odwoławczego.

 

Powoli wracają warszawiacy z wakacji, zaczynają do nas, do teatru, przychodzić po bilety. Sezon zaczyna się za dwa tygodnie a ja w sobotę oddalam się w stronę Toskanii. Mam dosyć, ledwo żyję, a czeka mnie kolejny rok na pointach. Jutro pierwsza próba 3 sióstr.

 

Dobrego dnia.

22
Sierpień
2006
05:31

Cezarego i Tymoteusza - wszystkiego dobrego

 

Adieu, kochany aniele, posyłam kwiaty. Jeśli nie można wprost powiedzieć jak się kogoś kocha trzeba się ratować. Jeśli tylko zdobędę się na to, wyjadę w poniedziałek. Nie odwiedzam Cię, choć pragnąłbym przyjść nawet w tej chwili… Adieu.

Weimar, 10 albo 11 kwietnia 1778 roku – J.W Goethe do Charlotte von Stein

Przypomniała mi się pewna historia miłosna, o której warto może opowiedzieć, do tego mam w archiwum zdjęcia ją ilustrujące, przywiózł je kiedyś mój mąż z Florydy. Tak więc…

Pani z obrazu to Mae Cadwell Manwaring Plant, lepiej znana jako Maisie. Urodziła się w roku 1878 roku i była bardzo, bardzo piękna. Ten pan również przystojny, na zdjęciu, to Morton Freeman Plant, człowiek niezwykle bogaty. Gdy się poznali ona była żoną zupełnie innego pana. Pan Plant do tego stopnia oszalał na jej tle, że zaproponował temu panu sprzedaż Maisie za 8 milionów dolarów. Propozycja dla męża Maisie okazała się nie do odrzucenia i została przyjęta. Ślub Maisie i Mortona Plant’a odbył się w roku 1914. Jako prezent ślubny dostała dom, położony przy 5 Alei w Nowym Jorku.

Wkrótce okazało się, że oboje lubią spełniać swoje zachcianki i marzenia, za wszelką cenę.

Pewnego razu Maisie zobaczyła łańcuch pięknie dobranych pereł, wyceniony na 1,2 mln dolarów i poczuła, że po prostu musi je mieć. Poprosiła męża, żeby jej je kupił w prezencie, ale on uznał, że jak na perły są zbyt drogie i odmówił. Maisie jednak nie mogła przestać o nich myśleć i coraz bardziej „czuła”, że musi je mieć i z każdą chwilą była coraz bardziej przekonana, że perły zasługują na tę cenę a nawet na wiecej, że 1,2 mln dolarów było absolutnie słuszną ceną za ich urodę. Pan Plant jednak mimo wielkiego uczucia do żony uważał inaczej i nie dawał się przekonać. Maisie ogranięta nieodpartym pragnieniem, zaczęła sama pertraktacje w sprawie pereł z ich właścicielem. Właścicel nazywał się Cartier. W rezultacie mediacji oddała mu za upragnione perły dom przy 5 Alei, który dostała od męża w prezencie ślubnym. Pan Cartier nazwał dom „House of Cartier” i znajduje się w nim do dziś najsłynniejszy na świecie sklep z biżuterią, a perły?… Kiedyś po prostu zniknęły. Jubilerzy Cartiera bardzo chcieliby je mieć w swojej kolekcji, niestety do dziś nie wiadomo co się z nimi stało. Do dziś wszyscy zastanawiają się gdzie się podziały.

Kiedy pierwszy raz pojechałam do Nowego Jorku, przy okazji grania w pewnym niemieckim filmie, mój maż kupił mi w tymże domu, w tymże słynnym sklepie, u Cartera pierścionek, który kilka lat później zgubiłam w Krakowie, na planie filmowym, grając Modrzejewską.

I tyle. Tak mi się przypomniało. Taka historia z innego świata jako odtrutka na naszą mizerię i kłopoty.

Dobrego dnia i wielu dowodów miłości życzę. Może to być prezent w postaci  korali z jarzębiny, bo Warszawa ozdobiła się pysznymi czerwonym jarzębinami właśnie.

Dziś znów zebranie Wspólnoty Mieszkaniowej, prawnicy, ekspertyzy prawne, mediacje.

A Natasza Brook już na miejscu. W piątek rozpoczynają się próby, na szczęście Ona nie jest wtajemniczona szczegółowo w sprawę sceny, na której ma dać premierę za niecałe trzy miesiące i zajmuje się tylko Czechowem.

Dobrego dnia.

Prośba do forumowiczów:

 

 Forumowicze, z którymi kontaktowała się dziennikarka z

 magazynu PANI, pani Karolina Kopacz, w związku z  

reportażem o forum, proszeni są o pilny kontakt z panią 

Izą Komendałowicz:

iza.komendalowicz@bauer.pl lub GSM: 608 017 912.

 

21
Sierpień
2006
05:00

Joanny i Franciszki - wszystkiego dobrego

 

Ślę Pani wciąż to samo, owoce, kwiaty i myśli. Pozwól mi wierzyć, że ta monotonia sprawia Ci jakąś przyjemność. G

Weimar,28 stycznia 1778 – J.W Goethe do Charlotte von Stein

Można by napisać książkę o naiwności kobiet, choć wiele pań pewnie by się oburzyło. Wczoraj usłyszałam historię o takiej, którą złodziej napadł pod prysznicem, bo włamywał się przez okienko do łazienki. Udało jej się wybiec, i zatrzasnąć go w tej łazience, po czym wezwać policję. Tyle tylko, że podczas kiedy czekała na przyjazd policji, złodziej wmówił jej (przez zamknięte drzwi!), że nie jest włamywaczem, że podgląda ją pod prysznicem od lat, bo się w niej kocha i tylko o to mu chodzi, a kiedy przyjechała policja, ona okradziona ale za to szczęśliwa, ostatecznie siedziała w mieszkaniu sama, złodzieja z łupem wypuściła drzwiami i nie dała sobie wytłumaczyć, że to był jednak złodziej. Do dziś nie wierzy, ot tak wziął sobie coś przy okazji, ale to drobiazg.

Inna znowu moja znajoma, mieszkająca w Londynie, złodziejowi, który podawał się za inspektora Scotland Yardu, oddała wszystkie karty kredytowe na dowód swojej tożsamości, bo wmówił jej, że jest podejrzana o handel narkotykami i w związku z tym przyszedł na przesłuchanie do domu (nocą!). Zażądał kilku dokumentów, najlepiej kart kredytowych, i ona natychmiast mu je dała wyjaśniając, która jest najważniejsza, do tego podała adresy i nazwiska najbogatszych przyjaciół, którzy mogą zaświadczyć o jej niewinności, bo prosił żeby to było osoby znane i wiarygodne. Następnie kiedy po wypiciu z nim kawy i zjedzeniu śniadania zadzwoniła do przyjaciół dumna, że przekonała oficera policji o swojej niewinności, ci kazali jej natychmiast zawiadomić prawdziwą policję, najpierw przekonywała wszystkich, że się mylą, potem, że nie może tego zrobić bo się spóźni do pracy, a potem czekając na policję posprzątała wszystko, łącznie z myciem podłóg, żeby nie było wstydu, żeby policja nie natknęła się na bałagan i w ten sposób zatarła wszelkie ślady.

Znam takich, czy podobnych, kobiet wiele, pań o naiwności i dobroci dziecka, sercu roztapiającym się z powodu byle sprawy, byle historii, kobiet gotowych uwierzyć we wszystko i pomóc każdemu w kłopocie, nieszczęściu, potrzebie. Uwielbiam je, czuję do nich wdzięczność za ich naiwność i wiarę w dobroć i bezinteresowność innych, nie chciałabym żeby je nazywano głupimi.

Dobrego dnia.

Och jaki mam ciężki tydzień przed sobą, a Wy?

Ostatnio napadają mnie dziennikarze bez przerwy i na nowo z powodu pisania dziennika internetowego, bo teraz podobno wielka moda tyle, że wśród polityków. Nie wiem. Ja jestem weteranką „ruchu” to już sześć lat. We wrześniu minie szósty rok od momentu, kiedy zrobiłam pierwszy zapis na mojej stronie internetowej, w związku z tym, co mnie obchodzą sezonowe mody? Tu chodzi o poważną zaszłość z wieloma ludźmi, tu chodzi o przywiązanie i przyjaźń, o bycie razem w dobrych i złych momentach. Co nas obchodzą chwilowe mody czy wyborcze interesy? Tu chodzi o życia styl i treść. A słowo naiwność a propos tego, co napisałam wcześniej, też przez te sześć lat słyszałam wiele razy.

Dobrego dnia.

Wczoraj byłam w odwiedzinach w pewnym domu. Zobaczcie jakie tam zdjęcie wisi na ścianie.

Co do sprawy teatru i budowy itd… zajmują się tym prawnicy, ja już nie mam siły.

18
Sierpień
2006
02:01

Heleny i Bronisławy - wszystkiego dobrego

 

Najdroższa tęsknię, tego wieczora wyobrażałem sobie Panią, w całym Jej uroku, stojącą na wzgórzu w świetle księżyca, przy blaskach ogniska gdyż chłodno. Gdybym tylko mógł przekazać Pani widok, który mam przed sobą. Tak tu pięknie… rozległa Turyngia zlewa się z niebem… I na pociechę w tej pustce wmawiam sobie, że ucieszy Panią ten list, jak każda bazgranina ode mnie. G

Wartburg 13 września 1777 – J.W Goethe do Charlotte von Stein

 

Samotny mężczyzna postanowił kupić sobie nadmuchiwaną lalkę w sex-shopie. Sprzedawczyni już ją pakuje, kiedy mężczyzna mówi: – Chwilka, chwilka… niech pani jeszcze łaskawie sprawdzi, kiedy ona była wyprodukowana. Sprzedawczyni sprawdza na metce i mówi: – Styczeń 2004. Na to mężczyzna: – O, nie nie, niedobrze. Koziorożec.

 

Dobrej nocy.

 

Ja – spotkania, prawnicy, odwołania, SKO, listy, opinie, ekspertyzy. Walczymy dalej.

 

Gdybym Wam opisała procedury i wymieniła etapy i ilość papierów i umów, zezwoleń i ekspertyz potrzebnych do położenia kabla w ziemi do nowego, silniejszego niż dotąd przyłącza prądu to byście oszaleli i chcieli uciekać w siną dal. Powinni drukować takie instrukcje z procedurami. Moja znajoma się rozwodzi od jakiegoś czasu. Wczoraj się stało. Powiem Wam jedno, ona się szybciej rozwiodła niż ja przeszłam drogę procedur potrzebnych do położenia kabla.

 

Dobrej nocy.

16
Sierpień
2006
11:37

Rocha i Joachima - wszystkiego dobrego

Znowu znaleziono ciało noworodka w reklamówce. Żyć się nie chce.

A Gunter Grass zawsze tak stał przy nas, przy naszych polskich sprawach, tak wiele rzeczy ważnych dla nas napisał, był tak dobrym dla Polski partnerem i sprzymierzeńcem w wielu sprawach. Tyle lat. Całe swoje dorosłe życie lobbował i swoją twórczoscią i postawą, wypowiedziami, częstymi tu wizytami, na rzecz Polski. Był i jest, jednym z naszych największych i bardzo ważnych, znaczących w świecie  przyjaciół. Żyć się nie chce.

Herbert agnetem – bzdura!

Dobrego dnia? Ciekawe co nas czeka dziś.

Dawno nie czułam się tak wyobcowana, w takiej mniejszości gdy chodzi o obawy, wrażenia, poczucie miary i godności,  ocenę wielkości i małości zachowań i spraw.

Mimo wszystko dobrego dnia.

14
Sierpień
2006
17:13

Alfreda i Euzebiusza - wszystkiego dobrego

 

Miły skarbie wierzę, że Twa miłość do mnie rośnie w miarę mojej nieobecności, gdy bowiem jestem z dala, może Pani kochać samo wyobrażenie, jakie sobie stworzyłaś o mnie, często zaś przesłania je moja głupota i szaleństwo, gdy jestem przy Pani. Adieu. Najdroższa! Panią jedynie kocham, czuję to w zetknięciu z innymi kobietami. Mam na szyi wiecznie Twój szal, z którego już sprał się całkowicie błękitny kolor. Długo pani nie zobaczę. Aniele! Ja bardziej Cię kocham obecną niż oddaloną i dlatego pozwalam, sobie mniemać, że moja miłość jest prawdziwsza od Twojej. Adieu raz jeszcze. G

Eisenach, 6 września 1777 – J.W Goethe do Charlotte von Stein

 

Zwierzęta są niesłychane. Stałe w uczuciach. Niezmienne. Intuicyjnie wyczuwają nastrój człowieka i dostosowują się do niego bez błędu. Są zgodne i gotowe dzielić z człowiekiem wszystko, i dobre i złe. To banały, których pisanie mnie zawstydza, ale tak mnie to z każdym razem zaskakuje, że nie mogę się oprzeć. Czuję wdzięczność.

Mój pies, ponieważ mnie wciąż nie ma w domu, towarzyszy mojej matce i bezbłędnie na przykład woła ją na serial „Moda i sukces” oglądając go z równym mamie zainteresowaniem, bez drgnienia, w napięciu. Do tego udaje, że wszystko rozumie. Mama nadziwić się nie może – na wszystkim zasypia – mówi-a na tym serialu nigdy! Ostatnio nawet zaczęła mu się zwierzać z różnych obaw, co czeka bohaterów w na przykład 3000 odcinku.

– On ją kocha! – ucieszyła się dziś, wyznając to psu, kiedy wchodziłam do jej pokoju. Ale pies już się tym nie przejął i nie towarzyszył Jej w radości, zawinął ogonem z pogardą i oddalił się ze mną, nawet nie odwracając głowy. Na mój widok porzucił dziś w połowie odcinek 2965, a kiedy mama zawołała go żeby wrócił bo właśnie rozwiązuje się ważna intryga i będzie miał braki, nawet nie spojrzał. – On Cię naprawdę kocha ten pies- westchnęła i wróciła do śledzenia ekranu.

Dobrego wieczora. Jeszcze dziś mnóstwo seriali. Mnóstwo. A ja poczytam, z psem u boku.

13
Sierpień
2006
07:36

Hipolita i Diany - wszystkiego dobrego

 

Piszę w ogrodzie pod otwartym niebem! Dopiero po odjeździe Pani poczułem, że coś posiadam i że coś do mnie należy. Wszystkie inne moje małe namiętności, rozrywki, zabawy, pisanie, zależne tylko do miłości do Pani. Ty pomagasz mi dźwigać życie, gdy Ciebie nie ma wszystko zapada się jak w studnię. G

Weimar 12 czerwca 1777 – J.W Goethe do Charlotte von Stein

 

Czytam ot tak na wyrywki, co mi wpadnie w ręce, na niczym nie mogę się skupić i zatrzymać dłużej. W nocy wydaje mi się wciąż że ktoś mnie woła, dziś wołały mnie moje dzieci, budzę się sprawdzam, nikt, cisza.

 

Znów jakieś małe dziecko wypadło pijanej matce z wózka a dziesięciolatkowie dręczyli i katowali kolegę, koszmar. Wszystkich chcą nas zabić terroryści żeby nami wstrząsnąć, żebyśmy przejrzeli na ich oczy.

 

Nie mogę pisać, bo i Was dołuję, a tu wakacje, miłość, śpiew i nadzieja na lepszą Polskę… Policji wciąż udaje się kogoś złapać, sądy go szybko sądzą, wszyscy idą do więzienia i po krzyku. Matka wczoraj w telewizji…miały być książki tańsze do szkoły, a są droższe, jak kupię Arturkowi książki to już nic dla mnie nie zostanie, muszę sobie wszystkiego odmówić… ale i na to się zaradzi, mówią: zawiniła demokracja.

 

Susza, deszcz, susza, deszcz, czy mnie się wydaje czy kiedyś nie było powodzi? Satyryk mówi: demokracja to u nas znaczy – zabronić, wolność znaczy – kraść. A Toulouse-Lautreck umarł jak miał 36 lat a zdążył tyle namalować i teraz muzeum w dawnym klasztorze.

 

Ludzie teraz jeżdżą do klasztorów na wakacje, jedni żeby się zastanowić-mówią, inni z potrzeby modlitwy bez granic, jeszcze inni odpocząć, bez telefonu, bez Internetu, bez poczty, taki świat teraz- mówią. Znam jednego pana, który jak żona go wywiozła w kanadyjską pustkę i odcięła od komputera i gazety, miał zawał po dwóch dobach. Na szczęście doleciał w porę helikopter. I znowu się potwierdziło, że trzeba mieć pieniądze.

 

Pewna pani powiedziała na ślubie 30 letniej córki…teraz już jestem spokojna, teraz już mogę umrzeć… a ja na tym ślubie pomyślałam – kobieto, broń Cię Panie Boże! teraz dopiero będziesz potrzebna, teraz się dopiero zacznie jazda! – ale nie powiedziałam tego na szczęście.

 

Dzwony dzwonią, wzywają na poranną mszę i zaczną się mijać zaraz na ulicy ci co idą do kościoła z tymi co uprawiają jogging, nie powiedzą sobie dzieńdobry a za 40 minut jedni wezmą Komunię, drudzy prysznic. Ci, co wezmą Komunię będą dalej niechętni tym, co uprawiają jogging, bo oni jeżdżą samochodami, ci co uprawiają jogging tego nie zauważą a potem, nie zrozumieją, o co w zasadzie chodzi.

 

Boże! Kalafior 6 złoty – westchnęła jedna pani, o tej porze roku!To nie jedz– odparł sprzedający- będziesz chudsza kobieto nizinna.

 

A festiwal szekspirowski jeszcze trwa..

 

Na targu: – Co się tam dzieje w tym pani teatrze? Podobno repertuar nie za bardzo, sąsiadom się nie podoba.Co na scenie? Cuda, proszę pana, cuda, niech pan raz zajdzie. – A da pani bilet za darmo? – Tak dałam raz całe przedstawienie i mszę zorganizowałam, żeby było bardziej przystępnie, nikt nie przyszedł.

– Czy te śliwki dobre na knedle? Dobre. – Też się pani knedle chce robić! Ja swoim to już dawno nie robię. A takiego! Nie szanują mnie, traktują jak służącą, to żrą byle co! A sobie wczoraj kupiłam spodnie Kenzo w ciuchlandzie i tyle mojego! – Niech pan zważy kilo.

– Tank You, Tank You ….- O te Murzynek! Do lasu! – Widział pan tego Bambusa? O, o tam idzie…Panie przecież to jak małpa! Ciekawe czy z takim by się napił? – To się pan zapytaj, może zrobi ściepę.

– No i jak było kochana w sanatorium? – Padało.- Nudziłaś się? – Nie wszyscy czytali Kod da Vinci. Nawet jak się zaczęła powódź oderwać się nie mogli. – Ewakuowali was? – Tych z parteru, o kulach. A jak zaczęła ta woda płynąć to jakby wszystkie plastikowe butelki z całego świta z tą powodzią do Polski przypłynęły. Dobrobyt.- A zabiegi? Lepiej się czujesz kochana? – Bo ja wiem. Ale przywiozłam, sobie wodę ze świętego źródła, bo tam jest takie sanktuarium, co Matka Boska tam stopę odcisnęła. Będę smarować to może pomoże.

 

Dzieci piszą wiersze.

ANTOLOGIA POEZJI DZIECIĘCEJ. Tom III 2005/2006

PRZECIWNOŚCI

Gdzie słońce, jest radość.

Gdzie smutek, pada deszcz.

Gdzie brat, tam i siostra.

Gdzie mąż , tam i żona.

A tam gdzie dobro,

jest i zło.

Jak mama to i tata.

Jak dziadek to i babcia.

Tam gdzie bogacz, jest i biedak.

A gdzie ja, tam i ty.

Tu jest Ziemia, a tam Mars.

Tutaj Bóg, a diabeł tam.

Nieważne gdzie, przeciwieństwo zawsze jest!

                                                                      Brandys Aisza.

DRZEWO

Moje drzewo

Jest jak starzec.

Wspiera się na lasce.

Jest samotne

I spróchniałe.

Czeka na spotkanie z

Z mamą i tatą.

                        Patryk Biela

 

Takie wiersze piszą w tym kraju dzieici.

 

Dobrej niedzieli

12
Sierpień
2006
10:16

Klary i Hilarego - wszystkiego dobrego

Depłi de żur że słi ą li. Ą pare ke że słi malad. Me se pa le maladi normal,  że womi szak de zer e se tu, o łi, że ankor mal a la tet epuwątabl.   Medsę ma di qe se le maladi psychosmatiq . Sa pe etr wre.  Me pąsmą są telmą siżestiw qe organizm le prą tut słit kom sa i fe listłar neporte kel awek sa.

Pardą że ąwi de nuwo womir.

Bą żurne.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.