Pauliny i Flawiusza - wszystkiego dobrego
Po wszystkim. Po premierze. Chyba wszystko się udało. W każdym razie był tłum. Zadowoleni i wzruszeni tym prezentem teatralnym ludzie. Nie spodziewałam sie aż tylu widzów i tylu wyrazów uznania dla nas. Dla teatru. Wydaje się, że spektakl naprawdę się ludziom podobał. Naprawdę. A przede wszystkim chcą go oglądać, słuchać, dopowiadają, komentują, obchodzi ich to. Duże przeżycia. Bogusia, mała Olga, Marysia, kiedy szły na Plac grać, umierały z nerwów. Dawno nie widziałam aktorek w takim stanie, no ale też próba sił przed nimi była naprawdę niecodzienna. Odniosły zwycięstwo. Marysia dokonała cudu, dwa dni na przygotowanie takiej roli.
Szanowna Pani Mario,
Teatr POLONIA dziękuje Pani za uratowanie premiery i życzy aby rola ta i współpraca z nami ofiarowała Pani wiele szczęśliwych chwil i poczucie satysfakcji zawodowej i osobistej.
Prezes Fundacji Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury –
Krystyna Janda
Dyrektor teatru POLONIA – Roman Osadnik
oraz pracownicy Teatru POLONIA
Dobrego dnia. Dziś znowu spektakl w roli Ani – Małgorzata Zawadzka.
Alicji i Alojzego - wszystkiego dobrego
21 czerwca 2007
Wczoraj próba generalna „Lamentu” już na Placu Konstytucji. Szok. Stale stało około 80ciu przypadkowych osób, zmieniali się, jedni dochodzili inni odchodzili, ale stale stało około 80ciu przypadkowych widzów. Spektakl w całości trwa 1 godz 15 minut. Aktorki mówią, że to walka z żywiołem i doświadczenie życia, ale szczęśliwe. Są bardzo zmęczone… nie mniej wczorajszą próbę można nazwać sukcesem. Tekst i ich gra robi wrażenie w każdej kondycji oglądania i słuchania tego. Powiedziały mi wczoraj że teraz rozumieją skąd się wzięła komedia del’arte i dlaczego trzeba było tak to grać, wymuszała to sytuacja. Dziś, będą już przygotowane na „walkę”, wczoraj, na oślep ratowały życie. Marysia zmagając się z tym nagłym zastępstwem godna wielkiego ukłonu. To będzie świetna rola, cztery świetne role. Materiał jest znakomity.
Dziś premiera.
Voila! Teatr popularny. Spektakl zrozumiały, bliski, prosty, szczery. Wczoraj słuchając komentarzy zrozumiałam że ci stojący i słuchający ludzie nigdy nie byli w teatrze. Bezdomny od razu przed spektaklem rozłożył się z dobytkiem na widowni, podobało mu się, dogadywał. Pijak po tekście Marysi – mąż mnie zdradza, nie mam pracy – krzyknął- a to weź i się powieś, bo co masz robić?! Babcia – czyli Bogusia Szubert, uzyskała absolutne zrozumienie u publiczności z historiami nagrobnymi a szczególnie z chęcią spalenia się po śmierci, mała – Ania- osiągnęła sukces i zgodę ludzi po opowiedzeniu historii z chłopakiem, a przecież tekst i temat jest co najmniej dla ludzi kontrowersyjny. Jakaś starsza pani, wzruszona po przedstawieniu podeszła do mnie i zapytała ze łzami- a co będzie w przyszłym tygodniu? Jaki spektakl? To samo – odpowiedziałam. – A, to przyjdę sobie jeszcze raz.
No nic, zobaczymy co będzie dzisiaj.
Dobrego dnia.
Dodaję zdjęcia z próby. Nie ma na nich Bogusi Schubert, ale skończyła się zanim weszła na scenę bateria w aparacie. Jutro będzie więcej. Zdjęcia Robert Jaworski.
Bogny i Florentyny - wszystkiego dobrego
Agnieszka Krukówna złożyła rolę. Na dwa dni przed premierą!
Jedyną aktorką, którą mogę poprosić o tak szybkie zastępstwo jest moja córka.
Dwa dni.
Półgodzinny, dość skomplikowany psychologicznie monolog. Na ulicy. W dwa dni.
The Show Must Go On.
Zobaczymy.
Lament na Placu Konstytucji się odbędzie.
Aktor nie gra zaplanowanego spektaklu albo kiedy umarł albo zwariował, to jedyne przypadki jakie ja znam.
Laury i Adolfa - wszystkiego dobrego
Mam doła przedpremierowego, mówiąc językiem postaci z "Lamentu". Nic, brniemy dalej. Próby, próby. Teraz skracam, za długie na ulicę, nie może przekroczyć 1 godz 15 min. Artystki krzyczą że im żal każdej kwestii a potem, że je rzucam na pożarcie. No, trzeba się zdecydować. Huta! – jak mówi Anka z tej sztuki- w czwartek premiera. Na razie ćwiczymy w kącie pod teatrem.
Dobrego dnia. Ja mam średni. A jutro Sajgon.
Wita i Jolanty - wszystkiego dobrego
Próby, próby. Chyba będzie dobrze. Premiera – niespodzianka za 6 dni. We czwartek 21 o 17.00 na Placu Konstytucji. Wczoraj dostaliśmy pierwsze pozwolenie, na razie od Policji.
Dobrego dnia.
Jestem podobno znowu najpopularniejszą aktorką w Internecie, tym razem za sprawą reklamy. No. I jakie to niespodzianki szykuje człowiekowi los?
http://wiadomosci.onet.pl/1553257,18,item.html
Walerego i Bazylego - wszystkiego dobrego
Wczoraj zaproponowano mi tytuł do mojego wywiadu o naszym nowym projekcie letniego teatru chodnikowego, na Placu Konstytucji – Janda wychodzi na ulicę – uważam, że świetny. Dokładnie oddaje mechanizm, za to treści wzbogaca wieloktornie i wywołuje konotacje skierowane w stronę dosyć niespodzewaną. No cóż, takie czasy.
No to. Jesteśmy w próbach. Tekst Krzysztofa Bizio lekko "podkręcony" na ulicę, brzmi świetnie, zainteresowuje i "trzyma". Panie – aktorki, powoli wychodzą ze skóry, boją się spotkania z publicznością na teatr "niegotową" czy nie spodziewającą się teatru w takim miejscu, ale staram się je uspakajać. Pracujemy z dwiema studentkami Akademi Teatralnej debiutujących i dublujących się w roli córki Ani, bardzo to obiecujące spotkanie.
Nic, nic, nic. Zobaczymy.
Dobrego dnia. Ja dziś zaczynam sezon letni powrotem na afisz "Skoku z wyskości", a więc zaczynamy się bawić wakacyjnie. W ogóle bawmy się póki można. Życzę i Państwu zabawy wszędzie i zawsze.
Dobrego dnia.
Jana i Onufrego - wszystkiego dobrego
Dziś troszkę o naszym domu w Milanówku. Kiedyś, kiedyś , napisałam o nim kilka felietonów, zresztą domem i jego historią fascynujemy się do dziś. W sobotę w milanowskiej księgarni kupiłam książkę o Milanówku wydaną nakładem Towarzystwa Miłośników Milanówka, ze zdjęciami z lat 1899-1951, z historiami z przeszłości miasta, między innymi z informacjami na temat pierwszego właścicela naszego dmomu pana Stanisława Gruszczyńskiego. Może Państwa to wszytsko zabawi.
Dobrego dnia.
Maj 1999
– Czy w pani domu straszy ? Bo słyszałam że straszy ?
– Już nie straszy – odpowiedziałam spokojnie – ale przepraszam z jakiej pani jest gazety bo zapomniałam, „Wróżka” czy „Mówią gwiazdy” ?
– Nie, nie, ani z tej a ni z tej, ale wie pani chcielibyśmy być– atrakcyjni.
– Ale ja nie mam ochoty odpowiadać– na tego rodzaju pytania. Miałyśmy mówić– o mojej nowej premierze.
Atrakcyjni! Każdy chce być atrakcyjny! No więc straszyło, na początku, jak się wprowadziliśmy. Zaczęło się w ogóle niesamowicie. Pierwszego tygodnia poszliśmy z mężem na spacer , ja w ciąży, roczne dziecko w wózku, dwa kundle aklimatyzujące się tak jak my, w Milanówku. Cmentarz. Mąż przywiązał psy przy bramie.
– Edward! Popatrz , te jednakowe krzyże! Boże ile dzieci ! Wszystkie daty zgonów w obrębie tego samego roku i miesiąca !
– Krysiu! Poczekaj, zatrzymaj się, tu leży moja prababcia, zobacz Amalia Macatis, pusty grób jest na cmentarzu ewangelickim w Warszawie. Rodzina szukała jej grobu.
– Niesamowite! Naprawdę?!
– To są, zdaje się, groby tych którzy umarli tutaj, w szpitalu powstańczym. To ci którzy, dotarli po powstaniu warszawskim do obozu w Pruszkowie, a stamtąd do milanowskiego szpitala . Ten szpital był podobno w naszym domu.
Cały wieczór Edward konferował przez telefon z licznymi członkami swojej rodziny. Westchnieniom, wspomnieniom, opowieściom, nie było końca.
– Halo, pan spędził dzieciństwo, w willi Zacisze w Milanówku, prawda? Ówczesna właścicielka była pana ciotką? Czy pan mógłby nas odwiedzić– ? Chciałabym porozmawiać – o tym domu. Jesteśmy nowymi właścicielami. Podobno uruchomiono w nim szpital, kiedy zaczęło się powstanie w Warszawie? – Umieralnia? W którym pokoju? – Boże, to nasza sypialnia!
Zbudował go wielki śpiewak operowy Gruszczyński. Nie , nie ten Gruszczyński niewidomy, ten wcześniejszy. Przyjaciel Kiepury. Miał nadzwyczajny głos. Kiedy budował ten dom był Bogiem, śpiewał w Metropolitan, już po roku kontraktu, rozpił się, stracił głos. Na wakacjach był tu po zbudowaniu tego domu jeden raz, miasto z tej okazji zrobiło bramę wjazdową z kwiatów, z napisem WITAMY MISTRZA. Później, zamieszkał tu na stałe, pił, przepił dom, czy przegrał w karty, Kiepura mu go podobno wykupił, znów przepił. Śpiewał potem za kieliszek wódki. Umarł tu, niedaleko, obok tego domu, w takiej komórce, na kupie węgla. To nie jest szczęśliwy dom.
– A ten mniejszy domek?
– To tzw. „Domek dla Baletnic” , Gruszczyński wybudował go podobno dla koleżanek z Teatru Wielkiego, żeby mogły sobie przyjeżdżać– tu na odpoczynek.
– Kiedy został sprzedany?
– Nie pamiętam. Po Gruszczyńskim, dom przejął Bank. Mój wuj, kupił tę posiadłość– już od Banku. Wuj miał żonę Szwedkę, był współwłaścicielem, współdyrektorem, pierwszej w Warszawie, Polsko–Szwedzkiej firmy elektrycznej. Obaj ze wspólnikiem w czasie wojny działali przeciwko Niemcom. Wuj był szpiegiem na rzecz AK. Stracono go w Berlinie, toporem. Szweda, Król Szwecji wybronił u Hitlera, a Polaka ścięto. Tu w piwnicy był skład broni. Zaraz państwu pokażę gdzie. O, to tu było zamurowane. Po śmierci wuja zostaliśmy z ciotką sami, ona miała paszport szwedzki, potem wzięła polski, niepotrzebnie, chciała ją władza ludowa, zamęczyć– . Skończyła tu w najmniejszym pokoiku na poddaszu. Ale ja miałem tu piękne dzieciństwo.
Następnego dnia pojechałam na Powązki i odnalazłam grób Gruszczyńskiego. Zapomniany, zarośnię- ty. Zapaliłam świeczkę.
– Trzeba było lepiej wlać do grobu butelkę dobrej wódki, powiedziała mama. Tutaj mi ludzie mówili , że w tym pokoju, który teraz jest pokojem ojca, żona Gruszczyńskiego, chora umysłowo siedziała godzinami na fotelu, na środku pokoju, patrzyła w zawieszone prawie pod sufitem lustro i czesała włosy. Trzeba jakoś tego Gruszczyńskiego przebłagać, żeby nas zaakceptował.
W nocy spadła półka z całą naszą najpiękniejszą porcelaną. Wszystko się potłukło. Oglądałam serwantkę z mamą cały poranek . – Nie było powodu. Wszystko jest w porządku,. Nic się w meblu nie zepsuło ,nie ułamało. Dziwne.
– Zakłada pani ogród, zaczepiła mnie starsza pani w sklepie, wie pani że tam w ogrodzie w kącie są zakopane trupy ze szpitala. Oni nie nadążali grzebać– . Kto by tam jeździł na cmentarz. W tym domu było piekło.
– Halo, Wiktor! , krzyczałam zdenerwowana do telefonu, – jako młody chłopiec, po powstaniu, byłeś pielęgniarzem w naszym domu, to znaczy w szpitalu powstańczym w Milanówku, czy zakopywaliście ciała w ogrodzie?
– Czyś ty zwariowała! O niczym takim nie słyszałem ! Nie , to niemożliwe.
Rano poszłam zapalić świeczkę na grobie prababci męża. Noc była bardzo ciężka , nasze nowo narodzone dziecko, dwa miesiące wcześniej przyniesione ze szpitala, Jędruś, dla którego, już tylko Milanówek będzie rodzinnym domem, całą noc krzyczał, nie mógł spać. Nosiłam , kołysałam, śpiewałam, kilka godzin. Mąż był za granicą, nie miał mi kto pomóc. Upadałam ze zmęczenia. Mama, Basia , nic nie słyszą denerwowałam się , co za cholerny, duży dom, nic nie słychać. I wtedy wyraźnie dobiegły mnie kroki Basi zbiegającej ze schodów żeby mi pomóc. Odetchnęłam z ulgą, położyłam Jędrusia w łóżeczku, i natychmiast zasnęłam. Dziecko przestało płakać.
– Basia, tak ci dziękuję że mi w nocy pomogłaś , myślałam że już umrę ze zmęczenia.
– Ja? Ja w ogóle tu u ciebie w nocy nie byłam, nawet nie schodziłam z góry, dopiero teraz.
– To kto utulił dziecko?
– Gruszczyński – powiedziała moja mama wchodząc do kuchni.
– Nie, no koniec ! Mamo , musimy coś zrobić– , ja się zaczynam bać– . Psy wyją nocami, ciągle zdarza się coś dziwnego.
– Tata mówi żeby wezwać– księdza i poświęcić– ten dom.
Spojrzałam na duży barokowy krucyfiks wiszący w kuchni. Przepiękny. Kupiłam go kiedyś w jakimś sklepie z antykami w Bielsku Białej. Sprzedawca mówił:.-Robi pani dobry uczynek . Ten krucyfiks sprzedaje proboszcz pobliskiej , biednej parafii, nie ma na odnowienie kościoła. Nie mógł się doczekać chwili , kiedy ktoś to kupi. A wszyscy mówili – taki poobtłukiwany ?! Nikt się nie poznał.
Wspaniale skręcone ciało, uchwycony ruch , życie, cierpienie, ból. Brak jednej ręki i stóp, resztki farby. Kiedyś był pomalowany. Piękny. Od momentu kiedy dzieci zaczęły mówić, nazwały go BOZIAN, jest nam wszystkim bardzo bliski. Nigdy nie przyszło mi do głowy żeby go restaurować. Taki jaki jest, jest piękny.
Wezwałam księdza z sąsiadującego z nami kościoła Milanowskiego. Spojrzał na dom w pełnym rozkwicie remontu, BOZIANA bez ręki.
– Ja tu chodziłem do szkoły – powiedział. – Tu była po wojnie szkoła podstawowa, potem chyba „odzieżówka” czy coś. Po śmierci właścicielki, albo kupił to pierwszy sekretarz partii, albo to on kazał zburzyć mur , który państwo odtwarzają. Chyba mu chodziło o jakiś widok, czy coś takiego, że mu coś zasłania. Nie wiem. No potem, to jeszcze tu była melina, różnie. Rozejrzał się jeszcze raz po domu i powiedział że przyjdzie poświęcić jak już wszystko będzie skończone.
Zdenerwowałam się.
– Mamo ! Baśka! Gdzie jest ta woda święcona z tamtego roku!? Gdzie jest kropidło?!
Basia szła za mną trzymając wodę święconą rozlaną na talerzu. Przechodziłyśmy z pokoju do pokoju, żegnałyśmy się i kropiłam wszystkie kąty. Tak obeszłyśmy cały dom.
– Baśka, jak myślisz? Ogród też?
– Na wszelki wypadek, Krysia.
Od tego momentu wszystko się skończyło. Psy przestały wyć, porcelana się tłuc, nikt nie biegał już po schodach, przedmioty przestały ginąc, przemieszczać się, dziwne głosy odzywać. Uwielbiamy ten dom. W niedzielę zdarza się że do obiadu siada 18, 20 osób. Pokoje gościnne na strychu są często zajęte. Jest to dom przyjazny, gościnny, wesoły, wszyscy się w nim dobrze czują. To jest nasze miejsce na ziemi. Nie wyobrażamy sobie innego. Co roku chodzimy na grób pana Gruszczyńskiego.No i uratowaliśmy zabytek.
Bogumiła i Małgorzaty - wszystkiego dobrego
Zamieszczam dziś repertuar naszego teatru do końca sierpnia i idę się opalać.
21 czerwca planujemy premierę przedstawienia ulicznego wg. " Lamentu" Krzysztofa Bizio. Zdarzenie letnie, wkacyjne, warszawskie, teatr chodnikowy, "Lament na Placu Konstytucji". Obsada : Bogusława Schubert, Agmieszka Krukówna i dwie studentki Akademii Teatralnej Małgorzata Zawadzka i Olga Sarzyńska. Zobaczymy co z tego wynknie. Przedstawienie będzie mógł obejrzeć każdy, bez kupowania biletu, będzie grane w dni powszednie o 17:00 na placu, na chodniku, od strony zachodniej. No ciekawe, czy uda sie nam zatrzymać przechodniów choć na chwilę, zatrzymać słowem, tylko słowem. Sytacja teatralna najbardziej elementarna aktor- słowo- widz. No zobaczymy. Tym się tearz zajmuję całymi dniami. Miłe próby, fantastyczne artystki, choć ciężko przerażone moim pomysłem, ważny, dobry tekst. Temat i historie które moga spotkac i są znajome każdemu . Babcia , matka , córka. Zobaczymy. W repertuarze spektakle na Placu są nie wpisane, tylko premiera.
Dobrej niedzieli.
Roberta i Wiesława - wszystkiego dobrego
Dobrego dziś dnia świątecznego życzę. I wklejam z uśmiechem to co dostałam z pocztą:
Dla tych co nie czytają książek :
Potop-
Kmicic jest warchołem i hulaką, ale poznaje fajną dupę, dostaje w cymbał szablą od kurdupla, zostaje patriotą i Babiniczem, w wyniku czego wysadza szwedulcom kolubrynę. Dupa się wzrusza i zostaje jego łajfą.
Krzyżacy-
Krzyżacy porywają Danuśkę, ukochaną Zbyszka z Bogdańca. Na końcu rozpierdziucha pod Grunwaldem. Krzyżacy giną.
W pustyni i w puszczy-
Arabowie porywają Stasia i Nel, przyszłą ukochaną Stasia. Rozpierdziucha. Arabowie giną. Na końcu słoń.
Stary człowiek i morze-
Wypływa stary człowiek w morze, łowi rybę, ale inne ryby mu ją zjadają i wraca.
Kordian-
Facet dużo myśli, wymyśla, że zabije cara, ale się rozmyśla.
Chłopi-
Przez 4 pory roku Jagna daje na boku.
Cierpienia młodego Wertera-
Facet poznaje kobietę. Zakochuje się. Strzela sobie w głowę. Nie trafia. Umiera przez pół książki.
Król Edyp-
Główny bohater robi rozpierduchę, zabijając ojca, wpędza w kompleksy sfinksa, podrywa starszą o kilkanaście lat babkę, która okazuje się jego matką. Ona umiera, on ma kompleksy.
Kamienie na szaniec-
Rozpierducha tak jak na finale MŚ w siatkówce, ale bardziej patriotycznie i to my byliśmy gospodarzami.
Anielka-
Karusek zobaczył Anielkę i zdechł.
Miłego dnia.
Walerii i Bonifacego - wszystkiego dobrego
LIMERYK
Pani N. to taki prędki typ, że
gdy ją zew płci dziś wieczorem przyprze,
wróci, jak u Einsteina,
wczoraj rano; zwyczajna
rzecz, gdy tempo od światła jest szybsze.
Artur Buller
przekład Stanisław Barańczak
„Fioletowa krowa”
Dzisiejszy dzień przynosi nam wiadomość, że ustawa o prawie całkowitym zakazie palenia jest na ukończeniu i wypowiedz pani minister Sobeckiej, że seks jest zły! Przyjemność z seksu jest zła, bo nie rozwija!
O paleniu nie będę się wypowiadać, bo jestem absolutnie godna potępienia za promocję palenia w filmie „Człowiek z marmuru” i nie mogę się dziś tłumaczyć, że był to wyrazisty środek wyrazu, i nie ma dla mnie usprawiedliwienia, choćby takiego że wszyscy wtedy palili. No trudno.
Ale seks?????!!!!
Pani minister gdyby Pani wiedziała jak mnie seks rozwinął!
Oczywiście seks na podłożu miłości jak Pani nadmienia. Życie bez seksu?!!! Seksu uprawianego nie w celu prokreacji, pani Minister. Seksu uprawianego z radości życia, dla przyjemności, jako wyraz człowieczeństwa i miłości.
Gdybym była poetą napisałabym teraz wiersz, radosny hymn na cześć seksu.
I to wszystko w rocznicę największego trzęsienia ziemi na terenie Polski, 5 czerwca 1443, na północ od Wrocławia, 6 stopni w skali Richtera, od tego trzęsienia zawaliło się sklepienie kościoła św. Katarzyny w Krakowie nie mówiąc już o zniszczeniach w samym Wrocławiu. Tego samego dnia w roku 2005, w wyniku referendum Szwajcaria zgodziła się na przystąpienie do układu z Schengen oraz zalegalizowała związki homoseksualne.
Pani minister!
O mój Boże, widzisz to i nie grzmisz? – jak upominała Boga moja babcia.
Dobrego dnia. Bo na zewnątrz , jesli chodzi o pogodę, Raj. Można seks uprawiać na świeżym powietrzu.
Karola i Franciszka - wszystkiego dobrego
Pewien starzec pod wpływem gorąca
Nabył oraz osiodłał zająca;
Dosiadł go, po czym stępa
Ruszył i bez zmian tempa
Jechał tak aż do końca miesiąca.
Edward Lear
tłumaczenie Stanisław Barańczak
Fragment Antologii angielskiej i amerykańskiej poezji niepoważnej pt. „Fioletowa krowa” w wyborze i tłumaczeniu Stanisława Barańczaka.
Wczorajsza premiera pełna emocji. I na scenie i z kulisami. Czekamy dziś na pierwszych „zwykłych” widzów.
Dobrego dnia. Podobno za dwa dni wróci upalne lato.
U nas zawsze w święto Bożego Ciała, jak co roku, otwarcie ogrodu. Od tego dnia, przenosimy się do ogrodu ze wszystkim, jedzeniem, czytaniem, nawet spaniem popołudniowym. Poduszki, huśtawki, czajniczki z herbatą w pierzynkach, jeszcze ciepłe szarlotki prosto z pieca, a potem rolady porzeczkowe i krzyk z kuchni – kto nazbiera porzeczek na roladę!- sól i pieprz wiecznie zawilgocone, koszyki z „ niewyględnymi” jak mówi pani Halinka truskawkami, porzeczkami agrestem, zielonym groszkiem wyhodowanymi i zerwanymi właśnie w warzywniku, i zbieranie poduszek przed burzą. Tylko grilla u nas nie ma, mój mąż schował grill do garażu natychmiast po tym jak go kupiłam, spojrzał na mnie i oświadczył – czyba tak nisko nie upadniemy! Do końca lata ogród będzie naszym pokojem dziennym. Kocham ten czas.
A dziś pięknego dzeszczowego dnia życzę.
Leszka i Kłotyldy - wszystkiego dobrego
Dziś w teatrze POLONIA premiera.
"Miłość Fedry" Sary Kane , w przekładzie pani Małgorzaty Semil. W obsadzie mamy panie Jolantę Olszewską w roli Fedry, Iwonę Sitkowską w roli Strofy, i panów: Mariusza Bulskiego, Pawła Domagałę i Janusza Stolarskiego. Scenografię zrobiła pani Ula Kusz, kostiumy pani Zofia de Ines. Jest to debiut reżyserski, dyplomowy spektakl pani Julii Pawłowskiej z krakowskiego wydziału reżyserii.
Serdecznie zapraszam.
Jakuba i Konrada - wszystkiego dobrego
Proponuję przez jeden dzień, zamienić telewizje, gazety i radio na muzyke relaksacyjną. Wczoraj podróż z domu do Warszawy i z powrotem spędziłam przy płycie "Burze i błyskawice" i "Fale morza". Dojechałam ukołysana i spokojna. Bałam się tylko żeby nie zasnąć za kierownica. Myśli przepływały przez głowę czyste, czułam się po tej podróży jak po tygodniu urlopu. .
Uwaga! Bardzo ważne! Dziś Dzień Dziecka!
Dorośli bądzcie dziś mili dla dzieci! Spełnijcie ich prośby i małe marzenia. Powiedzcie im, że są kochane i że jesteście z nich dumni. Powiedzcie im to tysiąc razy!!! Nie machajcie ręką i nie myślcie, że one to wiedzą , bo to przecież oczywiste.Nie krzyczcie na nie, nie strofuje ich, przesuńcie granicę tolerancji i ich granicę wolności przy waszym boku choćby o troszeczkę. A przede wszytskim poświęćcie im dziś czas. Pozrozmawiajcie, ja wiem, że romowa może się nie kleić, bo nie macie wprawy, ale przynajmniej się starajcie. Ja dziś zaprosiłam synów do włoskiej restaracji na obiad, wedle ich życzenia, potem pójdziemy razem do teatru (nie do POLONII) a potem jeszcze pół nocy przed nami… zobaczymy.
Dobrego dnia. Pocałujcie ode mnie wszystkie Wasze dzieci.
Feliksa i Ferdynanda - wszystkiego dobrego
Zbliża się koniec miesiąca. Tydzień doprowadzajacy premiery w teatrze. Jutro nocą pierwsza generalna. Ciekawe. Premiera w niedzielę. Nic nie wiem, co tam robią. Dam się zaskoczyć.
Koniec miesiąca. Siadam do felietonów. Poradnik domowy i PANI. Pisanie mnie zawsze i cieszy i bawi. Rezultat konsultuję z dziećmi i mężem. Czytają od niechcenia, kiwają głowami, zdarza się że radzą coś zmienić, najczęściej pomijają „incydent” milczeniem. Mąż odkładając mówi zwykle – „zabawne”. Czasem zastanawiam się, co oni sobie o mnie naprawdę myślą. Mam wrażenie, że moi synowie traktują mnie jak członka rodzinny z lekkim, niezbyt męczącym, odchyleniem od normy, a mąż na wczorajszą uwagę pani, która sprzedawała nam, jak co roku plażowe łóżka do ogrodu, (każdego lata zjada je w dużej części pies)… „ma pan bardzo dzielną żonę”… tylko machnął ręką. No trudno – pewnie pomyślał sobie – wytrzymamy to, przyzwyczailiśmy się. Jestem im bardzo wdzięczna za wyrozumiałość.
Dziś w nocy nie mogłam spać, bo znowu coś wymyśliłam … poczekam ze dwa dni, sprawdzę, czy pomysł wytrzyma, najpierw w głowie, próbę czasu, a potem zacznę to może wprowadzać w czyn. To prawda, trochę też jestem męcząca dla samej siebie. No trudno. Przetrwam to jakoś.
Przepraszam, że piszę o sobie, wszak, po sześciu latach pisania dziennika, nie zdarza mi się to często, wyrosłam z tego dawno, to tylko chwila słabości. W nagrodę, nie moje zdjęcie. Inne lekkie wariatki.
Dobrego dnia.
Ach! i na koniec najważniejsze – popieram strajk i lekarzy i pielęgniarek i nauczycieli – zawody podziwiane i otoczone przeze mnie głebokim szacunkiem i wdzięcznością. Jestem i sercem i rozumem i emocjami z Nimi.
Jana i Juliusza - wszystkiego dobrego
Wczoraj prof. Jerzy Bralczyk kończył 60 lat. Zaszczycono mnie zaproszeniem na przyjęcie urodzinowe- ogrodowe – w Milanówku. Urocze, huczne, niewymuszone, w deszczu. Było sześćdziesięciu gości na sześćdziesięciolecie. Miłe rozmowy, śmiechy, interesujące spotkania. Na początku nie wiedziałam, co to jest, co jest odmiennego w tym towarzystwie, coś, do czego nie jestem przyzwyczajona, a potem, jadąc na spektakl zrozumiałam… panowie i panie, wśród nich, wielu innych profesorów i pań naukowców, szefowych katedr itd.… wszyscy byli z mężami i żonami w … swoim wieku. Jaka to jednak różnica, różnica jakby … pewnym sensie także "jakościowa" towarzystwa. Zdumiewające. W moim środowisku bardzo rzadkie.
Dobrego dnia. I raz jeszcze:
Panie profesorze Jerzy Bralczyku! – (nawet, jeśli to jest niepoprawnie, bo przy Panu język człowiekowi plącze się w gębie) Wszystkiego, wszystkiego dobrego! Sto lat! Wszyscy pili za Pana grzechy główne – łakomstwo, lenistwo i jeszcze jeden, ale zapomniałam jaki…niech Pan sobie grzeszy! Ja nie piłam alkoholu, bo musiałam grać wieczorem, ale koktajl AGŻ z cytryną, czyli sok z ananasa, sok z grejpfruta i sok z żurawiny, którym mnie uraczono, jest dla mnie wart wszystkich alkoholi świata. Wszystkiego dobrego i życzenia długowieczności w szampańskim nastroju, także dla wspaniałej żony pana, Lucyny.
http://www.bralczyk.pl/
Filipa i Pauliny - wszystkiego dobrego
Wszystkim matkom, najserdeczniejsze życzenia wszystkiego łatwego, satysfakcjonującego, owocnego.
Życzę Wam moje panie MIŁOŚCI i WDZIĘCZNOŚCI dzieci.
Radości i dumy z tego, jakimi są ludźmi.
Staram się mojej matce oddać cały szacunek i osłodzić życie jak umiem, mieszkamy razem, dzielmy ze sobą każdy smutek i każdą radość. Gdyby nie Ona, nie mogłabym pracować tak jak pracuję, realizować zamierzeń, nie mogłabym żyć jak żyję. To Ona wychowała i wychowuje nadal moje dzieci, prowadzi dom i tworzy jego atmosferę, konsoliduje rodzinę i jest dla nas WSZYSTKIM, dla trzech już pokoleń.
Raz jeszcze, wszystkiego, wszystkiego dobrego dla wszystkich matek.
Mojej dziś złożyłam życzenia zdrowia i siły, cierpliwości do dzieci i wnuków, bo czeka Ja jeszcze dużo, dużo mam nadzieję dni, pracowitych i szczęśliwych.
Dobrego dnia.
Joanny i Zuzanny - wszystkiego dobrego
Wszystkiego dobrego Zuzannom.Najlepsze życzenia.
Boże, jakie życie jest piękne, przepraszam za ten banał najmocniej!
Zdjęcia, to pewne majowe popołudnie i narodziny myśli w główce mojej wnuczki Jadzi.
Piotra i Mikołaja - wszystkiego dobrego
Jestem "w gorącej wodzie kąpana", jak to się dawniej ładnie mówiło. Zamiary – już, pomysły- natychmiast, pomagać – już, przestrzec kogoś – już, angażować do roli – już, działać , działać , działać. Wszytsko wydaje się realne , proste, do zrealizowania , o problemach które muszą się zdarzyć po drodze, wysiłku, stresie nie myślę. To wliczone w koszta, i bez zbytniej egzaltacji to nazywając – oczywiste.
Dyrektor teatru POLONIA, pan Roman Osadnik, który współpracuje ze mną od prawie dwóch lat, wysłuchuje moich pomysłów i zaleceń, odczekuje dzień, a potem dopiero pyta czy ma je na pewno wprowadzać w czyn. Bardzo roztropny człowiek.
Wiele rzeczy teraz mnie przerasta, co jakiś czas coś oburza, nie rozumiem absurdu pewnych sytacji dla mnie prostych, uważam że trzeba rzeczy zaaranżowac, ułożyć, i nie wchodzi w moje rachuby ani niechęc innych, ani lenistwo ani zła wola. Nie biorę tego w ogóle pod uwagę. Podłość wykluczam z zasady, głupote uwzględniam i uważam że jest do przeskoczenia. Ale, coraz częściej, staję bezradna., opuszczam ręce, myślę , jutro będę miała więcej siły. To co na scenie najważniejsze, sprawy artystyczne, reszta jakoś się ułoży. I tylko co jakiś czas wybucha we mnie gniew na besliność i poczucie niesprawiedliwości, bo przecież sprawy są pozornie proste i logiczne… Uspakajam sie na scenie. a zawsze, zawsze ratuje mnie poczucie humoru, w każdej sytacji. Potrzeba śmiania się z samej siebie i z kłopotów.
Marta Bartkowska, PR teatru i moja asystentka, przychodzi z listą spraw każdego dnia i mówi przesadnie spokojnie i niby od niechcenia – wydaje mi się że powinna pani się zastanowić nad… tym, tym , tym i tym … dobrze byłoby gdyby pani to to to i to, a czasem kiedy już mam naprawdę wszystkiego dosyć wpada w mój nastrój, przejmuje wysoce naganne słownictwo i pyta …. To to to to i to – srrrrr…my na to, czy bardzo nam się to podoba?
Reszta „załogi” także nauczyła sie śmiać i cytuje mnie z uśmiechem – Jak mówi "pani prezes", to jest Teatr otwartych drzwi i okrągłego stołu… a potem wybiegają za mna na podwórko żeby zobaczyc czy znów zarysuję samochód wyjezdżając z impetem żeby coś załatwić….A na co dzień, wszyscy, absolutnie wszysycy, na czele ze mną, wyskakują ze skóry i na scenie i w kulisach i w biurze i w kasie, żeby było "dobrze". Żeby to co od nas zależy było perfekcyjne. To co sie zdarza na scenie , jest najważnijesze, wciąż im powtarzam. To musimy szanować i o to dbać.
Ostatnio usłyszałam bardzo taktowne, od wysokiego urzędnika państwowego … bo przecież, nie można być primadonną we własnym teatrze … prawda? – Można – odpowiedziałam zupełnie spokojnie i nawet wcale się nie zdenerwowałam. No naprawdę, ile to faceci na stanowiskach potrafią mieć wdzięku!
Są dni, kiedy ilość problemów i niespodzianek jest taka ze wszyscy mamy dosyć… ja jestem bliska zejścia… a potem, najczęściej, tuż przed wejściem na scenę myślę – Aaaa,( przepraszam za słowo) sram na to, damy sobie radę i … wychodzę grać. I to jest najważniesze, ten czas, ten moment, ta pozornie – abstrakcja.
Wczoraj bardzo dobry spektakl " Dzczęsliwych dni", Jurek Trela dostał brawa po zaśpiewaniu " Usta milczą .." tak to było czułe, piękne, słodkie i ludzko kojące. Dziś " Darkroom" i tyle.
Dobrego długiego dnia.
Weroniki i Sławomira - wszystkiego dobrego
Mój syn czyta „Lalkę” Bolesława Prusa, a ja obserwuję go w tym czytaniu od kliku dni, bo to przecież kolejna lektura co to jak kamień milowy w życiu. Pierwszy Szekspir, pierwszy Mickiewicz, pierwszy Dostojewski… wiem przecież, jak zmienia się człowiek od każdej z tych lektur, jakie następują zmiany w "mózgu" i sercu, skoki na drodze rozwoju… Wiem, że po każdej z takich lektur będę miała do czynienia z ”innym synkiem”, z trochę jednak odmienionym młodym człowiekiem. Tak więc „Laka” i Wokulski. Początek wyglądał jak tortury, jak męka, wymyślna męka. Gdyby Prus wiedział, w jakich pozycjach, miejscach i z jakim jękiem będą go czytać w maju roku 2007, zastanowiłby się nad tym, co pisze. Po dwóch dniach jęki umilkły, a przy śniadaniu rodzinnym została stanowczo odrzucona przez poddanego torturom wizja skrócenia mąk, czyli – po poznaniu ponad połowy utworu w wersji drukowanej, obejrzenia dzieła na wideo. Jednak nasze narady, którą ekranizację warto dziecku podsunąć – czy Dmochowski czy Kamas, czy Beata Tyszkiewicz, czy Małgosia Braunek, czy Has czy Ber, bo u Bera kreacja Pawlika i muzyka Kurylewicza, a Has to wspaniałe dzieło, jednak raczej adaptacja a nie ekranizacja, pominął wiele wątków itd…itd…, wszystko to zostało przecięte krótkim: "Nie – będę czytał dalej, książka i film to nie to samo!".
Wczoraj wieczorem, kiedy radykalnie podchodzący do obowiązków szkolnych młodzieniec brał kąpiel, zobaczyłam dyskretnie, że zostało do końca czytania sto stron, a ksiązka leży przy łóżku, gorąca tak, że aż paruje. W nocy paliło się w pokoju czytającego światło, choć termin przeczytania lektury upływa dopiero w poniedziałek 21 maja.
Panie Bolesławie, chyba odniósł pan sukces i zwyciężył Pan z najnowszym J.R.R. Tolkienem „The children of Hurin”, którego to książka leży obok łóżka porzucona niespodziewanie w połowie, a była sprowadzana z Londynu natychmiast po ukazaniu się, po zapadnięciu decyzji, aby czytać ją w oryginale i nie tracić czasu na czekanie na polskie tłumaczenie.
Gratuluję panie Bolesławie, gratuluję!
Dobrego dnia. Dziś u mnie „Szczęśliwe dni” po dłuższej przerwie i spotkanie z Jerzym Trelą. Zaraz, zaraz, czy on nie grał czegoś w „Lalce”? Chyba nie.
Dobrego dnia.
Andrzeja i Wieńczysława - wszystkiego dobrego
Jadę dziś w Polskę! W Polskę! Kazimierz, Lublin, Annopol, będzie deszczowo, ale cudnie. Będę jechać przez Polskę milcząc. Biorę pasztet, czerwone wino i jadę na plebanię. Uciekam od młodych bezczelnych reżyserek, które mnie obrażają.
W teatrze "Trzy siostry".
Codziennie chodzę teraz z moimi strunami głosowymi do szpitala. Oto ulotka z wczoraj.
Dobrego dnia.