10
Listopad
2007
14:29

Andrzeja i Ludomira - wszystkiego dobrego

    Dwie byłe żony o swoim byłym mężu (rozmowa prawdziwa):

– Halinko, czy ty może miałaś przyjemność poznać tę nową towarzyszkę życia Romana? Bo tak się martwię.

– Tak, bardzo miła. Sympatyczna dziewczyna , co prawda ta to już chyba ze dwadzieścia lat młodsza, ale obowiązkowa, czysta, spokojna. Bardzo mi się spodobała.

– Och to wspaniale, bo tak sie martwiłam że Tobie się nie spodoba! Ja spotkałam ich wczoraj i byłam nią zachwycona. Moim zdaniem to świetny wybór. Dużo lepsza niż ta, ta…wiesz…no przedostania.

– Tak, tak, wydaje mi sie ze możemy być spokojne.

– Też mi sie tak wydaje.

– A co u ciebie?

– No, jak zwykle, praca praca praca.. A u ciebie?

– Od rana do nocy, końca nie widać.

– No to cudownie. Ale wszystko idzie dobrze?

– O, tak! Znakomicie.

– A co z nartami?

– Ja nie mogę w tym roku. A ty?

– Ja też w tę zimę nie jadę.

– Mam nadzieję że Roman pojedzie, że oboje sobie pojadą. Że ona dotrwa do lutego? On tak lubi narty.

– Tak, ona peweni jeździ, jak myślisz? E, na pewno!

– No dobrze, no to pa.

– Pa, pa.

– Święta jak zwykle?

– No chyba tak.

– Ale co? Ona przygotuje? Będzie umiała?

– Wiesz, w razie czego wyślę ta do nich swoją gosposię wcześniej, albo zamówimy w jakiejś restauracji a ona tylko poda.

– No to pa.

– Pa, pa.

    A dla Państwa, dobrego dalszego ciągu dnia.
    Ja Boska! i Boska! A od poniedziałku, zaczynamy ostry stan przedpremierowy.
    30 listopada – Kobiety w sytuacji krytycznej. Szykują się atrakcje.

07
Listopad
2007
07:13

Antoniego i Ernesta - wszystkiego dobrego

    Wczoraj podczas " Boskiej!" Ania Iberszer, czyli nasza hiszpańska służąca w tej sztuce, bardzo spóźniła wejście an scenę, odpadło kółko od barku z którym miała wjechać. Drżącymi rękami przykręciła je na nowo i w rezultacie choć opóźniona weszła, my z Maćkiem Stuhrem komponowaliśmy w tym czasie coś na scenie na przeczekanie. Po zejściu ze sceny Ania, w stanie prawie agonalnym ze zdenerwowania napisała SMS-a do przyjaciółki: Odpadło mi kółko od barku na scenie. Horror. Umarłam z nerwów. Na co otrzymała dopowiedz: Jestem na zajęciach, nic nie mogę pomóc, błagam natychmiast dzwoń po Assistance!. Odezwę sie za godzinę.
    Dobrego dnia.
    Dołączam zdjęcia mojego syna zrobione przy sesji zdjęciowej do PANI.

 

06
Listopad
2007
06:55

Feliksa i Leonarda - wszystkiego dobrego

Wczoraj początek kampanii reklamowej naszej nowej premiery "Kobiety w sytuacji krytycznej", sesja zdjęciowa ze wszystkimi aktorkami grającymi w spektaklu do magazynu PANI, naszego patrona medialnego, a podczas sesji sama znalazłam sie w sytuacji krytycznej. Musiałam telefonicznie, kolejny raz rozładowywać konflikt ze Wspólnotą Mieszkaniową Piękna 28. Straż miejska, policja, zamieszanie. To absurd. Wczoraj grozili że doprowadzą także do zburzenia tego co dobudowaliśmy, to znaczy połowy sceny. Powoli mam dosyć, tracę siły i nerwy (resztki sił i resztki nerwów) na problemy z szóstką zawziętych "obrońców interesów mieszkańców". Ja wiem że teatr zburzył im błogi spokój ale…mam dosyć! Nie, nie mam dosyć, tracę siły.
Przepraszam naszą publiczność. Chodziło jak zwykle o dostęp do teatru.

Dobrego dnia.

05
Listopad
2007
05:36

Sławomira i Elżbiety - wszystkiego dobrego

MIŁOŚĆ

Albert Schweitzer pisał: Najpiękniejszy dar to miłość, a miłość to przebaczenie. Tam, gdzie nie chce się przebaczyć, od razu powstaje mur. Od muru zaś zaczyna się więzienie. Był lekarzem, filozofem, muzykologiem i najlepszym wykonawcą muzyki Johanna Sebastiana Bacha. Z własnych funduszy założył szpital dla trędowatych w Gabonie. Kiedy brakowało pieniędzy dla cierpiących – wracał do Europy na tourne koncertowe. Własnym życiem udowodnił, czym jest miłość do zdegradowanych i odrzuconych.

Miłość ma różne oblicza. Kiedyś , przed laty zarejestrowałem taką wypowiedź: są różne miłości-mężczyzny do kobiety, homoseksualne, ale najważniejsza i najpełniejsza jest miłość do Związku Radzieckiego.

Ludzie szukają „wyciągniętej dłoni” kiedy cierpią z miłości i płacą duże pieniądze za to, że opowiadają swoje frustracje do ściany ale może właśnie to, że słyszą własne słowa- najbardziej pomaga. Niektórzy idą do konfesjonału albo spędzają wieczór przy wódzie z kimś serdecznym. Cierpienie z powodu zdrady, z powodu miłości, to wielka przygoda. Przecież najlepsze co człowieka może spotkać w życiu jest to że kocha. Także to, że umie płakać, krzyczeć i cierpieć.

Natura rozdając geny dała mi prawdopodobnie więcej hormonów żeńskich, umieszczając je w ciele mężczyzny. Dobiegam z zadyszką do siedemdziesiątki i mogę o tym mówić bez zażenowania.Ta cecha spowodowała, że wiele kobiet siada u mnie na „kanapie psychoanalityka” i opowiada historie, które niechętnie zdradziłaby najlepszej przyjaciółce. Widocznie czują się bezpiecznie, wiedzą że je wysłucham i nie skomentuję złośliwą uwagą. Największym moim sukcesem jako mężczyzny z duszą kobiety było zaproszenie na babska wigilię. Gospodyni zadzwoniła i powiedziała- wpadnij, będziemy same.

Krzysztof Zanussi spytał mnie kiedyś po lekturze mojego tekstu skąd u mnie taka wiedza o kobietach. Powiedziałem, że druga płeć interesuje mnie i fascynuje od początku. Moja matka opowiadała, że zniknąłem jej z pola widzenia jak miałem trzy lata. Znalazła mnie z dziesięcioletnią dziewczynka, która powiedziała :my sobie rozmawiamy – on pyta co to, a ja odpowiadam. Mój zasób słów wówczas ograniczał się do zwrotu „to to, to to”.

Przez ostatnie stulecia nauka dowodziła, że mózg kobiety jest mniejszy i lżejszy, co prowadziło do wniosku, że jest głupsza od mężczyzny. Całe życie uważałem, że jest inaczej. To Bóg się pomylił tworząc prototyp nieudany mężczyznę i wykonał lepszy egzemplarz kobietę. Najnowsze badania potwierdziły moją dyletancką teorię. Mózg kobiecy jest wyposażony w lepszy i nowocześniejszy system informacyjny-różnica jest taka jak miedzy starym pecetem a nowoczesnym laptopem. Zniewieścienie mężczyzn świadczy o procesie ewolucyjnym, w czasie którego starają się dorównać kobietom.

Mężczyźni poza krótkim aktem, który potrzebny jest do utrzymania gatunku, mają czas na degradację świata. Wojny, wymyślanie coraz bardziej skutecznej broni masowego rażenia, niszczenie środowiska, to dzieło nudzących się mężczyzn. Kobieta choruje co miesiąc, nosi ciążę, rodzi w bólu, wychowuje, karmi i wypuszcza z gniazda. Natura przekazała jej tyle obowiązków, że z konieczności wyposażona jest w sprawniejszy system nerwowy. Dla kobiety najważniejsze jest życie emocjonalne. Kocha, cierpi, znosi wszystkie upokorzenia w imię miłości. Dla mężczyzny kobieta spełnia rolę lustra, dowartościowuje jego męskość, jest jednym z gadżetów takich, jak samochód, zegarek i krawat.

Bergman kiedyś pięknie powiedział: kobiety są głupie, bo kochają mężczyzn zamiast się z nich śmiać.
Zakończę moim ulubionym dowcipem.” Wujku! Wujek ma żonę? Nie! A kto wujkowi mówi, co ma robić?”

Wasza feministka

Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]

04
Listopad
2007
15:38

Karola i Olgierda - wszystkiego dobrego

    Wracam ze Szczecinka gdzie w nowej, odnowionej sali teatralno-kinowej zagrałam dwa razy wczoraj Shirley….
    Stara dobra Shirley, nie zawodzi, choć dwa razy jednego dnia to dla mnie stanowczo za dużo, po tym roku brzemiennym i bez wakacji. Mam nadzieję że publiczność z takiej trochę smutniejszej i bardziej zamyślonej Shirley niż zwykle, była jednak zadowolona.
    Nocą w hotelu, w dziwnym apartamencie na dachu hotelu, z widokiem na wspaniałe jezioro, dostałam histerii że gdyby wybuchł pożar ja się nie uratuję. Nawet nocą wychodziłam na dach patrzeć czy są schody przeciwpożarowe ale nie mogłam ich dostrzec. Rano okazało się że z tej histerii z kolei nie zamknęłam drzwi i spałam w otwartym na oścież salonie, na dachu.
    Dobrego dnia.

02
Listopad
2007
10:24

Bohdana i Bożydara - wszystkiego dobrego

Wczoraj spokojny, słoneczny, miły dzień.
Cmentarze, kwesta, rodzina, obiad rodzinny, dzieci, wspomnienia.
-Mamo jak dowiedziałaś sie o śmierci dziadka?
-A my jak zareagowaliśmy?
-A Lena znała dziadka?
-Pamiętacie babcię z Wrocławia?
-Tak, i tort bezowy i lubiła czekoladę, miała usta umalowane zawsze na czerwono.
-Jak młodo umierali mężczyźni w naszej rodzinie, mamo. Zobacz 63 lata, 61 lat, kobiety żyły dłużej.

Kwesta z Magdą Umer i moimi synami, jak co roku. Jej synowie wyjechali, jeden wczoraj ruszył w podróż dookoła świata, Magda cały czas czeka na SMS-a i mówi ze gdyby mogła pojechała by z nim bez namysłu. Ludzie uśmiechają sie do nas. Poznają moje dzieci.
– O jak synowie urośli, jeszcze w tamtym roku byłeś równy wzrostem mamą, a teraz obaj wysocy, pięknie, pięknie.
– Mamo nie wstydzisz się kwestować w płaszczu z kołnierzem z futra? Przecież są tu i kamery. To jest reklama futer.
– Przestań! Będę udawała ze to sztuczne, przestań! Bałam się że zmarznę!

Przenosiny na cmentarz ewangelicki, tam gdzie grób mojego ojca. Stoję sama na rozstaju cmentarnych alejek, dzieci wrzucają pieniążki do puszki,ludzie przechodzą uśmiechają się, chętnie dają pieniądze, gratulują mi Złotej Kaczki, teatru, dzieci, roli w "Boskiej!", w "Szczęśliwych dniach"…
– Pozdrowienia dla pana Treli i proszę pozdrowić pana Sthura.
– Jak Marysia ładnie wygląda teraz , jako dojrzała kobieta, widziałam ją przed chwilą z mężem i córeczkami.
-A tatuś leży w której alei?
-Kiedy gracie teraz Boską?

Podchodzi do mnie mój mąż który idzie od grobu swojej matki – jacyś państwo, dyskutowali mijając mnie czy to ty czy nie ty, mężczyzna zdenerwował sie wreszcie i powiedział:- jakby to naprawdę była Janda, to by tu nie stała!- śmiejemy się.

Potem obiad, 20 osób, najmłodsze dzieci mówią wierszyki, popisują się….

Dziś mamy w planach także cmentarze, dziś groby przyjaciół.

Dobrego dnia.

01
Listopad
2007
08:19

Seweryna i Wiktoryny - wszystkiego dobrego

Moi Drodzy Państwo!

Może moment wybrałam sobie nie najlepszy na takie podziękowania , dzisiejszy ranek 1 listopada, ale pozwólcie że ukłonię się Wam za Złotą Kaczkę – najlepsza aktorka pięćdziesięciolecia, a Wy obok zamyślenia , zadumy, wspomnień o najbliższych nieobecnych o tych którzy odeszli, przyjmijcie te podziękowania. Bardzo Was proszę. Kłaniam się nisko, nisko i ….. świadoma jak wspaniałe to wyróżnienie, jak ważne i nobilitujące, dziękuję.

Dziś wspominam aktorów, reżyserów , ludzi ze środowiska filmowego i teatralnego , telewizyjnego , którzy odeszli. Jak to kolorowa i wspaniała galeria! Talentów, oryginałów, indywidualności! Nie do uwierzenia.

Jadę na cmentarze. Dziś kwestuję jak co roku. Potem obiad rodzinny.

Wczoraj dziennikarka zapytała mnie: Jest Pani osoba wierzącą? Jak głęboko pani wierzy. Odpowiedziałam bez namysłu : 7 metrów. Czy można zmierzyć głębokość wiary? Zastanawiam się. I według czego? Co stanowi kryterium?

Pięknego, podniosłego, harmonijnego dnia. Bądźcie dla siebie dobrzy, bo potem będziecie żałować!

30
Październik
2007
09:41

Zenobii i Przemysława - wszystkiego dobrego

PO PIERWSZE NIE NUDZIĆ!
    Taki tytuł dał swojej książce ksiądz Eugeniusz Burzyk- autor najkrótszych kazań w Polsce. Jak powiedziała jedna z parafianek: zanim zdążyłam się porządnie rozsiąść, to ksiądz skończył kazanie.
    Nuda
– negatywny stan emocjonalny, polegający na uczuciu wewnętrznej pustki i braku zainteresowania, zwykle spowodowany jednostajnością, niezmiennością otoczenia, brakiem bodźców.
    Nuda! Zapomniane słowo, o którym wszyscy myślą , a nikt go nie artykułuje. Czy ktoś pamięta jakąkolwiek recenzję filmową, gdzie krytyk napisał, ze film jest nudny? Piszą o idei, kolorowej roli pani X, przepięknych zdjęciach pana Y i o cudownej muzyce jeszcze innego artysty. Mój nieżyjący przyjaciel Zygmunt Kałużyński nazywał siebie jedynym niezależnym krytykiem i chodził do kina kupując bilet- nigdy na premiery. Mógł spokojnie analizować chrapiące odgłosy z sali i stukanie krzeseł wychodzących z projekcji. Dystrybutorzy chwalą się ilością sprzedanych biletów, a nikt nie zajmuje się statystyką tych, którzy opuścili projekcję z powodu nudy.
    Czasami kamery wyłapują przysypiających członków parlamentu. Nie jest to dowód na fascynację słowem, które pobudza refleksje i działa na wyobraźnię. Po prostu nudzą się i nie umieją opanować odruchów czysto fizjologicznych.

Gdyby wszystkie małpy potrafiły się nudzić, zostałyby ludźmi powiedział Johann Wolfgang von Goethe. Każdemu z nas znany jest ten stan i każdy z nas mógłby się pokusić, aby stworzyć własną definicję nudy, gdyby mu się tylko bardzo nudziło…. nuda jest naturalną emocją, podobnie jak złość, wściekłość i ma zgoła racjonalną przyczynę.
    Często nudzie towarzyszy bezmyślne zmienianie kanałów telewizyjnych. Patrzenie w ekran , aby uatrakcyjnić swoje życie powoduje, że człowiek nie jest zrelaksowany, ale jeszcze bardziej zmęczony , często rozdrażniony i agresywny. Chyba… że uśnie na kanapie. Cóż… Przeciwko nudzie „nawet bogowie walczyli daremnie" tak twierdził Fryderyk Nietzsche.
    Mam genetycznie wpisany nawyk czytania. W samochodzie leżą ksiązki, przy komputerze książka, obok łóżka książka. To jest broń przeciwko nudzie. Naiwnie sądzę, ze słowa pisane są wstępnie selekcjonowane, odpowiednio dobierane, aby myśl zapisana była możliwie precyzyjna. Skrót, dynamika narracji tworzą zachętę do uruchomienia wyobraźni. Wielka i zapomniana pisarka Maria Dąbrowska pisała: lepiej nie dopowiedzieć, niż przegadać!
    Ale z tym bywa różnie. W krótkim życiorysie Józefa Stalina czytam: Trudno sobie wyobrazić olbrzyma, jakim jest Stalin. W ciągu ostatnich lat, od chwili kiedy pracujemy bez Lenina, nie znamy ani jednego punktu zwrotnego w naszej pracy, ani jednego poważniejszego poczynania, hasła, kierunku w naszej polityce, którego autorem nie byłby towarzysz Stalin, lecz ktoś inny. Cała zasadnicza praca i o tym cały świat powinien wiedzieć dokonuje się na podstawie wskazówek, z inicjatywy i pod kierownictwem Stalina.
    Przeczytałem 258 stron krótkiego życiorysu Józefa Stalina, na dowód czego zacytuję ostatnie zdania z tej fascynującej lektury. „Kroczymy ze Stalinem, jak z Leninem, rozmawiamy ze Stalinem, jak z Leninem, wie o wszystkich naszych myślach i troskach, całe życie się o nas troszczy"- mówi jedna z przepięknych rosyjskich opowieści ludowych.
    Czytałem tę książkę coraz bardziej zafascynowany, urzeczony językiem, dramaturgią i gdyby przypadkowo wpadła wam w ręce, nie radzę czytać, bo umrzecie z nudów.

A ja nie!!!!!!!!!!

………………………Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]

28
Październik
2007
18:27

Szymona i Tadeusza - wszystkiego dobrego

Teraz trwa " Lament". Za chwilę zaczynam się przygotowywać do przedostatniego spektaklu podczas tego maratonu, do "Ucha.." Potem jeszcze " Miss HIV" i koniec. Skończymy około 1:00. W ciągu tych dwóch dni, zobaczyło spektakle ponad 3000 widzów. Jesteśmy na ostatnich nogach, szczególnie pracownicy techniczni, całe zaplecze i obsługa widowni. Dziękowałam już im wszystkim wielokrotnie, i za te ostatnie dni i za te dwa lata, ale jeszcze raz także tutaj- MOI KOCHANI, DZIĘKUJĘ! Dziękuję także wszystkim widzom.
A teraz zdjęcia rozbione przez Piotra , którego zna widownia z kasy.

Do zobaczenia raz jeszcze i jeszcze i znowu …..a ty teatrze "płyń dalej po wodach i oceanach szczęśliwie…

26
Październik
2007
15:21

Lucjana i Ewarysta - wszystkiego dobrego

2 LATA TEATRU POLONIA

 

 

28 października 2005 – Inauguracja działalności Teatru Polonia i małej sceny „Fioletowe pończochy” premierą spektaklu Stefcia Ćwiek w szponach życia”

 

3 grudnia 2006 Inauguracja działalności dużej sceny premierą spektaklu „Trzy siostry”

 

13 premier (Stefcia Ćwiek w Szponach życia, Ucho, gardło, nóż, , Badania terenowe nad ukraińskim seksem, Darkroom, Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem, Skok z wysokości, Trzy siostry, Szczęśliwe dni, Rajskie jabłka, Boska!, Miłość Fedry, Lament na placu Konstytucji, Wątpliwość)

 

5 przeniesień spektakli z innych teatrów (Shirley Valentine, Miss HIV, Pchła Szachrajka, Patty Diphusa, Konik Garbusek,)

 

14 reżyserów (Krystyna Janda, Małgorzata Szumowska, Przemysław Wojcieszek, Marta Ogrodzińska, Natasha Parry, Piotr Cieplak, Rymwid Błaszczak, Żanna Gierasimowa, Julia Pawłowska, Andrzej Domalik, Maciej Wojtyszko, Maciej Kowalewski, Krzysztof Kołbasiuk, Tomasz Grochoczyński, )

 

15 scenografów (Magdalena Maciejewska, Ewa Bystrzejewska, Marceli Sławiński, Tomasz Jacyków, Tomasz Ossoliński, Małgorzata Treutler, Maciej Putowski, Hubert Grabowski, Krystyna Zachwatowicz, Andrzej Witkowski, Katarzyna Lewińska, Maria Kanigowska, Dorota Kołodyńska, Ula Kusz, Diana Marszałek)

71 aktorów (Agnieszka Krukówna, Zofia Merle, Viola Arlak, Michał Piela, Krystyna Janda, Katarzyna Figura, Ewa Kasprzyk, Maria Seweryn, Arkadiusz Janiczek, Jerzy Łapiński, Rafał Mohr, Karol Wróblewski, Ewa Szykulska, Iza Kuna, Patrycja Szczepanowska, Tomasz Tyndyk, Cynthia Kaszyńska, Jolanta Żółkowska, Józef Mika, Dariusz Błażejewski, Piotr Kozłowski, Agata Buzek, Joanna Kasperek-Artman, Karolina Gruszka, Hanna Konarowska, Michał Breitenwald, Andrzej Deskur, Marcin Piejas, Łukasz Simlat, Jakub Wieczorek, Aleksander Bednarz, Michał Sieczkowski, Wojciech Czerwiński, Paweł Ciołkosz, Wojciech Alaborski, Maria Klejdysz, Jerzy Trela, Żanna Gierasimowa, Evgen Malinovskiy, Bogusława Schubert, Barbara Wrzesińska, Katarzyna martenowska, Małgorzata Zawadzka, Olga Sarzyńska, Aleksandra Konieczna, Lidia Sadowa, Cezary Kosiński, Jolanta Olszewska, Paweł Domagała, Iwona Sitkowska, Mariusz Bulski, Janusz Stolarski, Krzysztof Zakrzewski, Tomasz Grochoczyński, Tomasz Korczyk, Janusz Wituch, Anna Szczerbińska, Natalia Panasiuk, Witold Bieliński, Mirosław Wieprzewski, Katarzyna Tatarak, Renata Piotrowska, Karol Stępkowski, Tomasz Zaród, Jarosław Domin, Rafał Walentowicz , Rafał Sisicki, Tomasz Gęsikowski, Piotr Rzymyszkiewicz, Iwona Rulewicz, Anna Apostolakis

7 debiutów aktorskich (Hanna Konarowska, Lidia Sadowa, Paweł Ciołkosz, Marcin Piejaś, Michał Sieczkowski, Jakub Wieczorek, Małgorzata Zawadzka)

 

1 debiut reżyserski (Julia Pawłowska)

 

W ciągu 2 lat Teatr Polonia zaprezentował 790 spektakli, które zobaczyło 160.000 widzów

 

Nagrody:
XIII Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych
Tytuł Najlepszej Aktorki dla Krystyny Jandy za rolę Winnie w spektaklu Szczęśliwe dni Samuela Becketta w reż. Piotra Cieplaka

***
Feliksy Warszawskie

NAGRODA w kategorii "Najlepsza pierwszoplanowa rola kobieca" dla Krystyny Jandy za rolę Tonki Babić w spektaklu "Ucho, gardło, nóż"
***
Wyróżnienie Festiwalu Teatrów Europy Środkowej
Festiwal Sąsiedzi w Lublinie
Sznur pereł mających symbolizować cały artystyczny dorobek i uhonorować odwagę poszukiwania nowych wyzwań i nowych form artystycznej drogi
***

WDECHY 2006
Wydarzenie roku 2006 – otwarcie teatru Polonia
***

Jutro i pojutrze gramy urodzinowo:

27.10.07 sobota

9:00 PCHŁA SZACHRAJKA – mała scena

10:45 – SHIRLEY VALENTINE – duża scena

13:30 – STEFCIA ćWIEK W SZPONACH żYCIA – mała scena

15:30 – TRZY SIOSTRY- duża scena

19:00 – PATTY DIPHUSA – mała scena

20:15- TRZY SIOSTRY- duża scena

23:30 – PATTY DIPHUSA- mała scena

28.10.07 niedziela

9;00 PCHłA SZACHRAJKA – duża scena

11:00 BADANIA TERENOWE NAD UKRAIŃSKIM SEKSEM- mała scena

13:00 DARKROOM- duża scena

15:00 LAMENT NA PLACU KONSTYTUCJI- mała scena

16:30 STEFCIA ĆWIEK W SZPONACH ŻYCIA – duża scena

18:30- LAMENT NA PALCU KONSTYTUCJI – mała scena

20:15 UCHO, GARDłO, NÓŻ- duża scena

23:00 MISS HIV- mała scena

 

Od jutra zdjęcia z urodzin….Dobrego dnia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

23
Październik
2007
04:55

Teodora i Seweryna - wszystkiego dobrego

    Wczoraj jak zwykle "zamieszanie remontowe", dwie próby i wieczorem spotkanie z Gazecie Wyborczej, na temat teatru, zbliżających się drugich urodzin i nowej premierze planowanej na 30 listopada. Spotkanie miłe choć chaotyczne z mojej strony, bo też i chaos w głowie i dziwny nie do nazwania niepokój. Niepokój wieczny teraz i codzienny choć sprawy i zdarzenia wydaje się płyną pomyślnie.
    Dobrego spokojnego dnia sobie i Państwu.

Pani Dorota Wyżyńska dla Gazety.
Jaki robię teatr? Taki, jaki sama chciałabym oglądać. Definicja aktorstwa? Żeby nie kłamać, tylko komponować, bo to jest sztuka komponowania – mówiła Krystyna Janda.

Ponad 200 osób przyszło 22 października do naszej redakcji przy Czerskiej na spotkanie w cyklu "Teatr w Gazeta Café". Krystyna Janda opowiadała o planach swojego Teatru Polonia i bawiła słuchaczy anegdotami.

Zdradziła, że pomysł stworzenia własnego teatru tak naprawdę urodził się w Brazylii. Ze złości na brazylijskie aktorki. Była na występach gościnnych, spotkała tam wielkie aktorki brazylijskie, które pytały ją: "A pani ma swój teatr? "Ja nie mam, u nas nikt nie ma swojego teatru". A one na to: "Bo my tu wszystkie mamy teatry".

Opowiadała o tym, jak na spotkaniu kobiet biznesu, które zapytały ją, czy nie bała się tak ryzykować, odpowiedziała im szczerze: "Miałam do stracenia tylko pieniądze". I o robotniku, który nie tylko świetnie pracował w Teatrze Polonia, ale też z wielkim zainteresowaniem oglądał spektakle. Krystyna Janda myślała nawet, żeby go zatrudnić na stałe. Ale okazało się, że był ścigany przez policję, a w Polonii się po prostu ukrywał.

O tym, że są reżyserzy dla których może zagrać wszystko. Zwracając się do siedzącego w jednym z pierwszych rzędów Andrzeja Wajdy, wspominała, jak kiedyś przesłuchiwano ją po pokazach "Wieczernika" w kościele na Żytniej i powiedziała im wtedy: "Gdyby pan Wajda zaproponował, żebym zagrała byle co, gdzieś w toalecie, to też bym zagrała".

O twardych prawach rynku. Ale też o tym, że pewnych granic nie można przekraczać. I o Teatrze Polonia: – Chcę, żeby był to teatr-przyjaciel. Teatr blisko ludzi. Widzowie, wychodząc z mojego teatru, mówią nam "do widzenia".

Spotkanie prowadził Remigiusz Grzela

21
Październik
2007
10:06

Urszuli i Hilarego - wszystkiego dobrego

 
JESTEM ZŁODZIEJEM
    „Najwartościowsze są próby w dziedzinie reportażu książkowego, w odróżnieniu od reportażu gazeciarskiego, czysto faktograficznego. Nie chodzi o prezentacje, montaż efektownych czy frapujących zdarzeń, ile o taki dobór i kompozycje tych zdarzeń z życia żeby wynikał z nich sens tego życia, żeby nie powiedzieć –los”.
    Zacytowane wyżej słowa ukradłem z wypowiedzi Ryszarda Kapuścińskiego i włożyłem w usta bohatera mojego pierwszego filmu fabularnego w roku 1980. Od tej pory nie boję się złodziejstwa, które pozostaje bezkarne.
    Jak do tego doszło? Otóż po gwałtownej śmierci pisarza Adama Suchowierskiego, fikcyjnego bohatera mojej fabuły zainscenizowałem audycję telewizyjną, którą miał poprowadzić krytyk literacki. Do tej roli namówiłem profesora Marczaka –Oborskiego, który miał dziwną przypadłość- jąkał się na co dzień, a przed kamerą mówił płynnie. Był mi bardzo wdzięczny, bo jak sam powiedział- aktorstwo całe życie było jego pasją, ale nigdy nie miał szczęścia. Jedyną rolą w życiu ,którą zagrał to była Matka Boska w przedszkolu, kiedy miał sześć lat.
    Był to okres w moim życiu, kiedy dosyć często spotykałem się z Kapuścińskim i mogę powiedzieć nieskromnie, ze była to przyjaźń wzajemnie nas inspirująca. Przy pracy nad swoim debiutem byłem pełen niepewności i poprosiłem Rysia o słowa krytyki, po projekcji, którą dla niego zorganizowałem.
    Kiedy Marczak Oborski zaczął cytować słowa mojego bohatera- Kapuściński , który siedział obok mnie zaczął nerwowo chichotać-„Co on za bzdury gada?
W tym momencie opadły ze mnie wątpliwości- jeżeli facet nie pamięta tego, co mówił, to nie trzeba się bać kradzieży.
    Od tej pory kradłem, gdzie popadło. Wycinałem parę zdań z powieści Saroyana popisując się precyzyjną kadencją i wyjątkowo błyskotliwym sformułowaniem. Zamieniłem tylko zdanie: ”zdjęli trumnę z wozu”, na „wyjęli trumnę z nysy”- żeby swojsko brzmiało.
    racując zawodzie oszustów, w miarę upływu lat zauważyłem, ze nie jestem oryginalny. Jeden z największych polskich reżyserów- na uwagę kogoś z ekipy- „to było u Felliniego”- odpowiadał z uśmiechem: ”Bierzemy! Sprawdzone!”
    Im jestem starszy , czuję się coraz bardziej pewny siebie w swojej bezkarności. Ostatnio usłyszałem w radiu, że 80% Polaków nie przeczytało żadnej książki w ubiegłym roku. Buszuję po kartkach Caldwella, Marqueza, Tołstoja i wycinam, co popadnie. Popisuję się swoim oryginalnym talentem, jak pożyczonym autem wobec nowo poznanej damy.
    Ze względu na uprawiany zawód żyję w świecie fikcji, która jak dziecku miesza się z rzeczywistością.
    Ponieważ rok temu lekarze odkryli u mnie nieuleczalną chorobę- nabrałem dystansu do życia, szczególnie własnego. Dużo rzeczy przewartościowało się i pozwalam sobie na dużą dozę szczerości, której prawdopodobnie bym kiedyś unikał. Jestem na ciągłej kuracji morfinowo, sterydowo, hormonalnej i lekarze przestrzegali mnie, ze skutkiem tego rodzaju terapii będzie systematyczne otępienie umysłu.     Może to złuda, ale nic takiego siebie nie dostrzegam. Przeciwnie- jestem bardziej zadowolony z pracy mojego mózgu niż wtedy, jak miałem dwadzieścia lat. Może jak każdy wariat uważam, że to inni są chorzy psychicznie, a ja jestem normalny?
    Kiedyś bardzo, bardzo dawno temu, kiedy w klubie aktora wódka była w cenie hurtowej, a mielone z kapustą kosztowały grosze- jeden z wybitnych twórców, mocno napity stwierdził: „Dajcie spokój, jedyną oryginalną książką jest biblia, a reszta to kurwa plagiaty”.
    I tak trzymać! Powtarzajcie zasłyszane, czy przeczytane anegdoty, jako własne, aby świat był bardziej kolorowy.
Nie krytykujcie innych, że historia przez nich opowiadana nie ma potwierdzenia w faktach. Ważne jest jedno- czy jest interesująca, czy nie. I koniec!!!!!!!!

……………….Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]

19
Październik
2007
17:04

Piotra i Ziemowita - wszystkiego dobrego

    Ach, jak dawno mnie nie było, a tyle się zdarzyło. Przepraszam.
    Po pierwsze jestem znów na antybiotyku i tracę głos bo…Boska mnie zabija, jak twierdzą w teatrze. Po drugie chodzę na gimnastykę i mam osobistego trenera który mnie morduje minuta po minucie a jak puchnę z wysiłku, dokładnie w tym momencie, mówi : jeszcze tylko dwa razy – to się nazywa doświadczenie zawodowe, dzwoni do mnie i przedstawia sie : Tu pani osobisty trener – dwa pierwsze razy myślałam że zemdleję ze zdziwienia.
    Próby w teatrze idą mi na razie marnie, jest trudniej niż myślałam z tym tekstem z tą historią, ale no cóż…nie bez powodu nazywa sie to – Kobiety w sytuacji krytycznej- sytuacja jest prawie krytyczna. Poprawi się.
    Młoda aktorka z innego teatru zwierzyła mi się wczoraj: – Wie pani, ja to nie mam szczęścia, jestem teraz w próbach do nowej roli, analizowaliśmy, analizowaliśmy, analizowaliśmy ze dwa miesiące ten tekst i moją rolę też, od urodzenia, a jaki ojciec, a matka, a los, a życie …a potem weszłam na scenę i od razu – buch- spódnica na głowę i mnie gwałcą! To po co to było analizować tyle czasu? No ja się pytam? Po co?
    Urodziny teatru POLONIA zbliżają się, szaleństwo spektaklowe i skoszarowanie wykonawców na dwa dni, już za chwilę….podobno Shirley gram o 10.45 rano, świetnie.
    Dziś budzę się, a mój syn gra na gitarze, myślałam że zwariowałam…a poza tym… jakoś wpycham to życie pod górę… i oby jeszcze dzień na jakim takim luzie…
    Znalazłam cukierek na podłodze w teatrze, włożyłam go bez namysłu do ust a wszyscy krzyknęli- niech pani tego nie je !Dlaczego?– odparłam- no to co że z podłogi ale z naszego teatru! I zjadłam. Opowiadają to teraz śmiejąc się ze mnie.
    Dobrego wieczora. Ja gram Boską resztką głosu. Wczoraj powiedziałam na scenie do partnerki: Powiedz co mówisz! Uważam że to świetna kwestia. Daje duże pole do interpretacji.
    Dobrego wieczoru.

13
Październik
2007
07:06

Edwarda i Teofila - wszystkiego dobrego

JAK POWSTAJE FILM?

    Pracuję w grupie oszustów filmowych. Opowiadam historyjki i czekam na śmiech, albo płacz. Całe życie traktuję to zajęcie jak zabawę, ale bywa ona śmiertelnie poważna. Opiszę sytuację, która była inspiracją do pracy nad ostatnim projektem fabularnym.
    Chciałem zapomnieć o tej rozmowie, szczególnie po tym , kiedy dowiedziałem się, że ten facet popełnił samobójstwo tydzień po naszym spotkaniu.
    Był maj i wyjątkowy upał wieczorem na tarasie podmiejskiego domku. Przypadkowo zaplątany w spotkanie towarzyskie siedziałem ze szklanką piwa bezalkoholowego na wyplatanym foteliku ,kiedy usiadł przy mnie i powiedział: musi mnie pan wysłuchać!. Roześmiałem się- jak to muszę? –Teraz to z siebie wyrzucę. Jest okazja, pan się nudzi. Nie znamy się, a ja nie mam czasu.
    Miał koło czterdziestki, włosy przystrzyżone na jeża i podgolone prawie do czubka głowy. Wyglądał jak marines, tylko zamiast ogorzałej od wiatru i słońca twarzy miał cerę, jakby wstał z łóżka po ciężkiej chorobie.
    Instynktownie wyczułem, ze nie będzie to banalna historyjka o kobiecie, która go zostawiła i powiedziałem tylko jedno słowo-słucham!
    Słońce chowając się za drzewami przekazywało swoją czerwień księżycowi, który powoli jakby nasączał się krwią.
    Mówił szybko, połykając końcówki, jakby bał się, ze nie zdąży. Wątki mieszały się, chronologia kulała, ale z trudem tłumione emocje spowodowały, ze nie odezwałem się ani jednym słowem, póki nie skończył.
    Ja nie żyję , to są pozory! Ożeniłem się z wielkiej i w pełni odwzajemnionej miłości. Po długim ,wieloletnim oczekiwaniu urodziła nam się Basia. Jest takie powiedzenie-Bóg tak chciał. Basia urodziła się z chorym serduszkiem, które nadawało się tylko do przeszczepu. Okazało się, że takie zabiegi u niemowlaków wykonuje się w niewielu ośrodkach na świecie. Najlepsza klinika jest w Kalifornii Oboje z Magdą- tak ma żona na imię, postanowiliśmy ratować ukochane i tak długo oczekiwane dziecko. Koszty takiego przeszczepu to kilkaset tysięcy dolarów. Do tego dochodzi oczekiwanie na dawcę, tak że przy moich nawet niezłych dochodach było to przedsięwzięcie nie do realizacji. Bóg tak chciał. Nie wiem, czy wierzę w Boga. Teraz u mnie jest tylko pustka i wszechogarniająca rezygnacja. Nie myślę o Bogu, o tym ,ze człowiek ma zawsze jakiś cel w życiu. Wszystko się przewartościowało. Nawet miłość i związek z kobietą, która była dla mnie wszystkim.
    Będę się starał mówić krótko ,tak żeby pan chciał mnie wysłuchać. Jest to dzisiaj mi bardzo potrzebne.
    Skracając- sprzedałem mieszkanie, przeprowadziłem się do szopy teściów pod Warszawą. W całym rozgardiaszu zapomniałem ubezpieczyć samochód- dobra fura za sto pięćdziesiąt tysięcy i oczywiście, ukradziono mi go. Magdę wyrzucono z pracy. Mamy kapitalizm i kogo obchodzą kłopoty rodzinne, kiedy firma się wali. Zaczęły się konflikty między nami. Mam firmę remontową. Mieszkania drożeją i dobrze zarabiałem. Ale to wszystko mało, żeby zacząć jakikolwiek ruch, a choroba Basi wymagała pośpiechu. Mój pracownik skontaktował mnie z mafią. Zaproponowali mi przewiezienie paczki do Amsterdamu za pół miliona dolarów. Jestem inżynierem i moją wadą jest to , że konsekwencje praktyczne są najważniejsze w rozwiązywaniu problemów. Zdecydowałem się na podróż, nie interesując się, co przewożę. Zaliczkę uruchomiłem w przygotowanie wyjazdu Basi za ocean. Kontrabanda udała się bez żadnych dla mnie konsekwencji, resztę należności dostałem. Wyjechałem do Stanów. Basia nie doczekała przeszczepu. Zmarła przed zabiegiem. Wróciliśmy do kraju, Magda złożyła pozew o rozwód. Niedawno dowiedziałem się, ze przewiozłem kokainę, która być może doprowadziła do tragedii wiele rodzin, a być może i do śmierci. Bóg tak chciał. Nie może być tak, ze w tym był „palec boży”. Bóg o ile w ogóle wtrąca się w nasze życie stworzył zło i dobro, tylko człowiek wybiera swoją drogę.
    Spróbowałem zbudować opowieść fikcyjną, która być może odbiega w realiach od jego osobistej spowiedzi, ale zachowuje istotę dramatu.
    Spotkanie ze straszliwie okaleczonym przez życie człowiekiem wywołało impuls do przetworzenia tego wrażenia na opowieść filmową. Nigdy więcej go nie spotkałem . Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale nie mam innych materiałów dokumentacyjnych. Wrażenie i to bardzo silne po tym spotkaniu pozostało.
    Jeden jest element w tej historii, który determinował moją pracę – nieostry konflikt moralny na który sam nie umiem sobie dać odpowiedzi.

…………………..Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]

12
Październik
2007
05:30

Eustachego i Maksymiliana - wszystkiego dobrego

    Codzienne próby, to miłe. Nie wiadomo co z tego wyjdzie.

    Rano zakatarzona kupowałam chleb, sprzedawczyni spojrzała na mnie: – No widzi pani, ja też chora, o! I już i lekarstwa biorę i ciągle jak kołowata, bo to człowiek ma temperaturę.. Teraz to tyle chorób! Wszyscy chorzy. A narobiło się tych choróbsk! Na tego Kwaśniewskiego tak gadają, a ja? O! Na antybiotyku stoję, a jakbym pijana była!

    Wczoraj w rankingu teatrów warszawskich zabawie Życia Warszawy, nasz teatr niespodziewanie na pierwszym miejscu. Miłe. Tym bardziej że bez "napinki" jak mówi znajomy alkoholik z placu Konstytucji. To wszystko niespodziewane prezenty od życia.

    Dobrego dnia.

 

10
Październik
2007
04:57

Pauliny i Franciszka - wszystkiego dobrego

    Wczoraj urodziny Agnieszki Osieckiej i Magdy Umer. pierwsza rocznica śmierci Marka Grechuty. W Krakowie w ukłonie pamięci Marka, zamiast hejnału zagrano Jego piosenka.Wzruszający gest.                     Poniedziałkowe Karaoke u nas w teatrze poświęcone i Agnieszce i Markowi, z wieloma niespodziankami, jak to zwykle w te karaokowe wieczory. Z niespodziewanymi gośćmi śpiewającymi, którzy mnie specjalnie sprawili wielką radość swoją obecnością. (Zdjęcia)
    Dni smutno-wesołe, słodko-gorzkie.
    Wszystkiego dobrego. Dobrych dni.

 

 

07
Październik
2007
19:22

Marii i Marka - wszystkiego dobrego

WYPRAWA SIOSTRY MAŁGORZATY CHMIELEWSKIEJ Z KATOLICKIEJ WSPÓŁNOTY CHLEB ZYCIA NA SPOTKANIE Z POPEM NICOLAE TANASE.
    Siostrę Małgorzatę Chmielewską poznałem na początku lat 90-tych realizując jej portret filmowy. Od tej pory żyjemy w przyjaźni , która jest na tyle zażyła, że mieszkańcy noclegowni nazywają mnie bratem Grzegorzem. Przypomniałem sobie jedną z wypraw, która odbyłem z siostrą Chmielewską.
Pop Tanase grzmiał z cerkiewnej ambony do mieszkańców , biednej wioski leżącej na południu Rumunii wysoko w górach: Każde niemowlę poczęte nawet z nierządu jest dzieckiem Boga. Nie ma różnicy między matką zabijającą swoje dziecko nożem w kołysce a tą, która pozwala na morderstwo przy pomocy narzędzi chirurgicznych. Autorytet duchownego i sugestywne słowa podziałały na młode dziewczyny, które po kilku miesiącach odwiedziły popa . Pokazały swoje wystające brzuchy i powiedziały: To jest skutek twoich kazań. Urodzimy te dzieci ale nie mamy warunków aby je wychować.
Biorę je!-powiedział ojciec Tanase i jak przyrzekł po urodzeniu każdego obwoził niemowlaki swoją rozklekotaną Dacią po wsi szukając dla nich miejsca.
    Tę historię usłyszałem od siostry Małgorzaty Chmielewskiej prowadząc furgonetkę z pomocą humanitarną dla biednych i niechcianych, którymi zaopiekował się ojciec Tanase.
Międzynarodowa droga prowadząca przez górzyste i przepiękne tereny Rumunii nad Morze Czarne była pełna niespodzianek. Nagle za zakrętem pojawiało się kilkadziesiąt owiec prowadzonych środkiem szosy niespiesznie przez pastucha .To znów zatrzymywaliśmy się czekając na przejście krów wracających z pastwiska bez żadnej opieki. Regularnie pojawiały się zapory które zmuszały do korzystania z piaszczystych i wyboistych dróg gruntowych. Te wymuszone ograniczenia prędkości samochodu uwalniały od skupienia przy kierownicy i mogłem słuchać historii Wspólnoty Chleb Życia, którą reprezentowała siostra Małgorzata
    W 1989 roku zetknęłam się we Francji ze Wspólnotą i to było nareszcie realizacją moich marzeń. Dwóch Francuzów spotkało na swojej drodze Chrystusa i nawróciło się. Jeden z nich pochodził z rodziny od pokoleń ateistycznej – socjalistów francuskich. Drugi organizował zamachy bombowe, był narkomanem w końcowym stanie uzależnienia. Robili różne głupstwa ale było to tak samo jak u mnie z rozpaczliwego poszukiwania prawdy. I z chwilą, kiedy stwierdzili, ze prawda jest w Ewangelii- „poszli na całość”.
    Wspólnota żyje razem z ludźmi których przyjmuje pod swój dach. Niesiemy razem ich cierpienia, ich klęski ,ich powodzenia również i tworzą się bardzo głębokie więzy między nami. W tej chwili Wspólnota ma domy w 24 krajach świata. Strasznie się bałam się o moich braci i siostry w Rwandzie. Ostatnią wiadomość od nich dostałam, kiedy dom Wspólnoty otoczony został przez tłum rządnych krwi Tutsi. Potem łączność została przerwana. Wymordowano wówczas 800.000ludzi
Cisza. Jednostajny szum opon po asfalcie. Gęsto do drogi przyklejone drewniane domy z ozdobnymi gankami. I w każdej okazały, murowany budynek z napisem Politia. Pozostałość po wszechwładnym Caucescu. Wspominaliśmy telewizyjny przekaz upiornego sądu nad nim i żoną Eleną i zdjęcia porzuconych po egzekucji zwłok.
    Strome, o bardzo wysokim nachyleniu serpentyny górskie, agrafkowe zakręty. Przy drodze stoją poidła dla koni. Cierpki zapach przegrzanych klocków hamulcowych. Jadąca z przeciwka ciężarówka zmusza na wąskiej drodze do prowadzenia samochodu na skraju przepaści. Jadę skupiony ale słucham tego, co mówi moja towarzyszka podróży.
    W domu u mnie nie było atmosfery religijnej. Moi rodzice należeli do tak zwanych wierzących ale nie praktykujących. To czego szukałam, to była prawda. Szukałam różnie – w filozofii hinduskiej nawet w marksizmie. W pewnym momencie przeżyłam nieprawdopodobne spotkanie z Bogiem, którego w gruncie rzeczy nie znałam, bo moja wiedza religijna była zerowa i rzeczywiście wtedy bardzo radykalnie zaczęłam zmieniać swoje życie. To było szokiem dla moich przyjaciół, którzy się ode mnie odsunęli. Nie rozumieli tego. Przestałam pić alkohol, zaczęłam chodzić do kościoła i początkowo moja rodzina myślała, ze zwariowałam. Dlatego dość szybko wyprowadziłam się z domu.
    Zakręty, ciągłe zakręty. Czerwone słońce z przodu, z lewej strony, z prawej i znowu z przodu. Na szczęście spadło gdzieś za górą. Już skończył się dzień a jeszcze nie ma nocy. Dla kierowcy najgorsza pora, szczególnie po kilkunastu godzinach jazdy.
    Siostra Małgorzata próbuje mnie rozbawić. Do jednej zakonnicy w szpitalu przyszły inne siostry z wizytą i przyniosły ciasteczka. Na drugi dzień odwiedził ją kapłan . Proszę księdza wczoraj był piątek i zjadłam ciasteczka ale posypałam je solą- czy to jest grzech? Nie moja córko, to nie jest grzech, to po prostu głupota.
    Ciemno. Teraz już zupełnie ciemno. Wąska droga i zakręty. Z przeciwka zbliża się jedno światło. Uciekam w bok, prawe koła podskakują na nierównościach. To nie motocykl, tylko ciężarówka. Gwałtownie hamuję. Reflektory oświetlają starego człowieka, który ciągnie środkiem drogi olbrzymie gałęzie.
    Koniec podróży. Dochodzi północ. Wysiadamy z ciepłego samochodu na zimny, przejmujący wiatr. Przed domem stoi pop Tanase. Kłania się miękko chyląc głowę do samej ziemi. Zaprasza do środka. Patrzymy z niepokojem na wyładowany pod dach samochód z darami. Pop uśmiecha się. To nie jest dziki kraj! Naprawdę! Można zostawić!
    Na białym , wykrochmalonym obrusie półmiski z jedzeniem. Pop odmawia modlitwę. Po dwóch stronach stołu wykonujemy dwa różne znaki krzyża. Kilka gatunków sera owczego, grubo krojona kiełbasa, dymiące kawałki baraniego mięsa i papryka. Dzieci nie ma przy stole. Stoją w drzwiach i patrzą. Za oknami mieszkańcy wsi zapatrzeni na zastawiony stół. Nie mogę tknąć jedzenia. Siostra Małgorzata szepce- U biedaków zawsze częstuje się gości takim jedzeniem, którego nie ma na co dzień. Dużo i tłusto. Proszę jeść, bo się obrażą!
    My tu nie robimy żadnych wielkich rzeczy. To są normalne, proste, ludzkie działania. Jedno jest ważne. Nikt potrzebujący pomocy nie zostaje odepchnięty. Najważniejsza jest wiara w sens działania.
    Ojciec Tanase ma głowę patriarchy- czarną brodę sięgającą do pasa, długie włosy z tyłu splecione w warkoczyk i żywe inteligentne oczy patrzące przez grube okulary. Jest skromny i bezpośredni.
Ludzie czują się silni, kiedy są razem. Takim spoiwem jest modlitwa. Zaczęliśmy budować tę cerkiew bez zezwolenia. Prace odbywały się wyłącznie w nocy. Policja bała się tu przyjeżdżać, bo któryś z funkcjonariuszy mógł być poturbowany i trudno byłoby udowodnić przez kogo. Kazałem wybudować balkon, z którego miałem ogłosić koniec komunizmu. Ktoś na mnie doniósł i wezwali mnie do ministerstwa od spraw wyznań. Powiedziałem, ze tam ma być zegar a na razie jest balkon. Zaczęły się szykanowania. Zabrali mi wszystkie dotacje. Ale Bóg jest sprawiedliwy. Skończyło się panowanie szatana i nie potrzeba było wychodzić już na balkon.
    Czekaliśmy przed cerkwią na rozładowanie samochodu aż ojciec Tanase odprawi żałobne egzekwie. Dwa czarne, dorodne woły ubrane w białe chusty ciągnęły ukwiecony wóz na którym leżał nieboszczyk w odkrytej , nieheblowanej trumnie. Kondukt przystanął przy cerkwi. Na widok popa wychodzącego w ornacie płaczki jednocześnie przerwały swoje przeraźliwe krzyki. Któryś z mężczyzn nakrył nieboszczykowi twarz kapeluszem. W tej wysoko w górach leżącej wiosce nie ma zwyczaju wzywać lekarza, który ma stwierdzić zgon. Ludzie tu od wieków rodzą się i umierają bez obecności lekarza i to jest normalne. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
    Ojciec Tanase nie zajmuje się adopcją, tylko szuka miejsca w rodzinach chłopskich dla niechcianych dzieci. Znalazł dach nad głową dla 47 dzieci, których matki nie miały warunków na ich wychowanie.
Odwiedziliśmy jeden taki dom. Małżeństwo w średnim wieku mające trzy kilkunastoletnie córki wzięło na wychowanie 11-cioro niechcianych dzieci. Przed domem , na ganku czysto wyprany chodniczek na którym stoją równo postawione buty. W środku w dwóch pomieszczeniach gromada dzieci. Drewniane podłogi wyszorowane. Nie czuje się zapachu nędzy. Kuchnia na zewnątrz. Palenisko na środku i błyszczące, wyszorowane piaskiem patelnie i garnki wiszące na ścianie.
Siostra Małgorzata pyta gospodynię czemu zdecydowała się na przyjęcie tych dzieci mając swoje trzy córki. Przecież to nic dziwnego-odpowiedziała kobieta, nie można małego dziecka zostawić tak po prostu na ulicy.
    Wróciliśmy 1400 kilometrów do kraju, aby w telewizji usłyszeć niekończące się dyskusje kto jest za a kto przeciw aborcji.
…………………………..Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]

 

    Małgorzata Chmielewska – urodzona 1 stycznia 1951 r. w Poznaniu. Zakonnica, przełożona Wspólnoty "Chleb Życia". W dzieciństwie jej rodzice nie dbali o wychowanie religijne. Po ukończonej szkole średniej rozpoczęła studia biologiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Dopiero po ich zakończeniu zwróciła uwagę na katolicyzm. Początkowo myślała o zakonie benedyktynek, a następnie o małych siostrach Karola de Foucauld. Pracowała jako katechetka z niewidomymi dziećmi w Laskach i w duszpasterstwie niewidomych u ks. Stanisława Hoinki na ul. Piwnej w Warszawie. Organizowała także pomoc dla kobiet z więzienia przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. W 1990 roku wstępuje do wspólnoty w Bulowicach k. Kęt "Chleb Życia", zaś śluby wieczyste składa we Francji w 1998 roku. Obecnie prowadzi domy dla bezdomnych, chorych, samotnych matek oraz noclegownie dla kobiet i mężczyzn.
    Nagrody i wyróżnienia 
Medal św. Jerzego
Medal 400-lecia Warszawy
Nagroda Ministra Pracy i Polityki Socjalnej
Nagroda Miasta Stołecznego Warszawy
Kobieta Roku 1996
    http://chlebzycia.org.pl/

06
Październik
2007
06:32

Artura i Brunona - wszystkiego dobrego

Wczoraj zaczęłam próby sztuki " Kobiety w sytuacji krytycznej" australijskiej autorki Joanny Murray-Smith. Jak zwykle w takich wypadkach, kiedy spotkają sie na próbie same kobiety, opowieściom na temat i nie na temat nie było końca, śmiechom i dygresjom. Wszystkie mówiły na raz i jednocześnie wszystkie słyszały wszystko. Spotkały się więc w porządku alfabetycznym bo w jakim innym, Elżbieta Czerwińska, Joanna Pokojska, Dorota Pomykała, Maria Seweryn, Lidia Stanisławska, Elżbieta Woźniak, Małgorzata Zajączkowska i ja. Naopowiadałyśmy, jak wspomniałam, o najbardziej zdumiewających wzruszających, zabawnych, dziwnych sytuacjach, relacjach małżeńskich, rodzinnych, relacjach matka – córka, żona – mąż, o przypadkach samotnych kobiet , wdów i porzuconych, ale wszystkiego nam mało. Czy nie moglibyście nam pomóc? Czy ktoś z Państwa zna historie tego typu? Która Wami wstrząsnęła, lub Was rozbawiła? Potrzebne nam historie smutno -wesołe, gorzko – słodkie, rozmaite. Czy mogę prosić o pomoc tak jak kiedyś dostałam pomoc przy "Skoku z wysokości"? Bardzo proszę. A oto jedna z historii opowiadanych wczoraj an próbie.
Małżeństwo, stare zgodne, harmonijne, uśpione i nudnawe. Żona postanowiła zrobić remont kuchni, zafundować sobie, im, nowoczesną wspaniałą kuchnie jako że spędzali w niej, spędzała w niej, coraz więcej czasu. Mąż absolutnie się na to nie zgadzał, uważał że dobrze jest tak jak jest, nie ma po co marnować pieniędzy, nie widział powodu. Żona była panią nie pracująca bez tzw. własnych pieniędzy. Prosiła, przekonywała, tłumaczyła, wreszcie się zdenerwowała i postawiła ultimatum, za każde wspólne pójście do łóżka mąż będzie płacił, albo koniec, nic z tego. Po dwóch miesiącach zadzwoniła do koleżanki: – Słuchaj! Wyremontuję nie tylko kuchnię, zrobię też łazienkę na strychu, odnowię i położę kafelki w tej na dole, i nie wiem co jeszcze…jest cudnie! Oszalał! Jakbyśmy dopiero się poznali! A jakie ma wymagania! Jest wspaniały. Nawet nie przypuszczałam…
A historia o pani, która niekochana i zaniedbywana przez męża który uwielbiał kwiaty, pielęgnował je i mówił do nich czule, kupiła wielką doniczkę i weszła do niej? Czekała w doniczce na jego powrót z pracy? Odwieziono ją do szpitala, biedaczkę? Tę historię już kiedyś tu opisywałam. Opowiedziała mi ją jako prawdziwą, z życia wziętą pewna pani.
Piszcie, proszę.
Dobrego dnia

04
Październik
2007
22:54

Rozalii i Franciszka - wszystkiego dobrego

    Wracam z Berlina.
    Jak wyjeżdżałam usłyszałam w radio że mamy 40% genów wspólnych z bananem. W Berlinie nie mogłam o tym zapomnieć.
    A poza tym, Berlin to dużo dużo wspomnień…
    Dobrego dnia.

01
Październik
2007
07:05

Danuty i Remigiusza - wszystkiego dobrego

ŚWIAT JEST PEŁEN NIESPRAWIEDLIWOŚCI

    „Świat jest pełen niesprawiedliwości. Bankier może napisać zły poemat i nic. A niech tylko poeta spróbuje wypisać zły czek”. Absolutnie zgadzam się z moim kolegą po piórze TS.Eliotem. Inny kolega z tej branży Elias Canetti , urodzony w rodzinie żydów sefardyjskichnie nie mógł darować Eliotowi nagrody Nobla i pisał o nim: rozpustnik nicości, epigon Hegla, profanator Dantego, niegodny zarówno Blake’a, jak i Goethego. Jego rozgoryczenie mogę zrozumieć, bo przodków Canettiego wyrzucono w XV wieku z Hiszpanii.Najbardziej irytowało go w Eliocie to, że urządził się w życiu – najpierw był bankowcem a później kierował bardzo szacownym wydawnictwem, dającym władzę nad pisarzami.
    Ten rodzaj frustracji rozumiem doskonale, ponieważ zajmowałem się wiele lat sportem zawodowym i uważam, ze jest to rodzaj czystej sportowej rywalizacji- wygrywa zawsze najlepszy.
    Żyjemy w czasach, kiedy wytarły się narzędzia pozwalające na obiektywizację sądów. Ten rodzaj wzajemnego traktowania jest szczególnie widoczny w branży artystycznej. Używam tego zwrotu niechętnie, ponieważ sam siebie traktuję, jako rzemieślnika, który stara się porządnie wykonywać swoją pracę. Nie miałbym nigdy odwagi nazwać siebie artystą. Jeżeli ktoś przyklei do mnie taką etykietkę- jego sprawa.
    Dawno już zniknęła rzetelna i zawodowa krytyka literacka, teatralna i filmowa. To, co czytamy jest wyłącznie rodzajem promocji dzieła. Mój obszar zawodowego zainteresowania to film. Każdy obraz można ocenić według pewnych parametrów- takich jak: dramaturgia, zdjęcia, sposób prowadzenia aktorów, motyw psychologiczny prowadzący do zmiany postępowania bohatera itd. Zamiast tego czytamy bardziej lub mniej udany opis akcji, który ma zachęcić do kupna biletu. Mój przyjaciel Zygmunt Kałużyński nazywał takich recenzentów wykształceni idioci. Jeden z profesorów filozofii określa ich półinteligentami- grupą środowiskową, której formalne wykształcenie przerasta ich intelektualne możliwości.
    Może to co piszę wygląda na wyzłośliwianie się pełnego kompleksów faceta. U nas w rodzinie nazywano takich ludzi-siedzi w kącie i ma za złe .Jest w tym trochę prawdy, bo ostatni film do kina zrobiłem 20 lat temu i wypadłem z rynku.
    Wiek, brak motywu do uprawiania zawodu robi ze mnie zrzędę, ale ponieważ tematem moich wynurzeń jest niesprawiedliwość rozumiana wszechstronnie-mam w tym swoje racje, bardzo osobiste racje.
    Czuję, że mój stosunek do rzeczywistości nie jest wyjątkowy. Bywam od czasu do czasu na premierach filmowych. Reżyser stoi otoczony gośćmi z kieliszkami w ręku. Wymieniają judaszowskie pocałunki i klepią prymitywne komplementy. Później odchodzą i w małych grupach wymieniają kąśliwe uwagi na temat dzieła. Na wernisażach plastycznych wszyscy stoją odwróceni do dzieł wiszących na ścianie i rozmawiają o wszystkim , tylko nie o tym, co jest tematem spotkania.
Bardzo rzadko w takich sytuacjach można usłyszeć życzliwe a jednocześnie krytyczne uwagi.
Kiedyś po nagrodzie festiwalowej na konferencji prasowej jeden z krytyków zapytał mnie –jaką tezę pragnąłem udowodnić tym filmem. W takich sytuacjach mam chęć rzucić się na faceta i przegryźć mu tętnicę szyjną .Ale odpowiedziałem grzecznie, że nie próbowałem ilustrować żadnej tezy tylko opowiedziałem historię kobiety, która mnie zafascynowała. Film opowiada o kobiecie chorej na AIDS, która po zakażeniu postanowiła zmienić wszystko i nadrobić stracone lata/ była narkomanka i menelicą/. Nadrobiła luki w wykształceniu, odkładała zarobione pieniądze, żeby jeździć po świecie i znalazła partnera z którym stworzyła harmonijny związek. Próbowałem moją fascynację przekazać na ekran. Sprawdził się pewien metafizyczny aspekt roboty dokumentalnej. Moje emocje przeniknęły z ekranu do widza. Nie wierzę w filmy robione wyłącznie z zimnej kalkulacji.
    Ponieważ tematem felietonu jest niesprawiedliwość kończę żalem do losu, że nie urodziłem się zgrabną i efektowną blondynką.
…………………Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.