Marceliny i Bonawentury - wszystkiego dobrego
Jesteśmy tu, jak co roku zresztą, dość dużą grupą.Każdy robi co chce, mieszkamy z daleka od siebie, czasem spotykamy się na plaży, przy stole, w południe, wieczorem, jeśli ktoś nie ma ochoty, nie ma sprawy. Dziś wspominaliśmy zapachy z socjalizmu. Przemysławka, Prastara, Brutal, Być może…
Olgi i Pelagii - wszystkiego dobrego
Poproszono mnie o napisanie ….nie wiem właściwie czego. Napisałam jak umiałam. Nigdy mnie nikt o nic podobnego nie prosił. Dzielę się. Autobiografia? Coś w tym rodzaju.
AUTOBIOGRAFIA
Urodziłam się.
Wychowywałam do 7 roku życia u dziadków, co znacząco mnie ukształtowało. Byłam najważniejszą osobą w domu, wszyscy się mną zajmowali, mieli dla mnie czas. Czytali książki, rozmawiali ze mną, opowiadali bajki, historie, śpiewali mi na dobranoc i podsycali moje artystyczne zapędy.
Do szkoły podstawowej poszłam już w Warszawie – Ursusie. I przestałam być najważniejsza, miałam młodszą siostrę i klucz na szyi. Rodzice pracowali, ojciec na dwóch posadach i studiowali jednocześnie. Oboje byli bardzo ładni. Przez jakiś czas mama nie miała jednego zęba. Krótko, mimo to była śliczna.
Największe wrażenie po przyjeżdzie do Warszawy zrobił na mnie telewizor. Pamiętam, kiedy weszłam do naszego mieszkania było przemówienie Władysława Gomułki. Nie mogłam oderwać oczu.
Zaczełam uczyć się gry na fotepianie, francuskiego i hiszpańskiego. Rodzice chcieli mnie z siostrą czymś zająć, żeby nam głupoty nie przychodziły do głowy.Wielkim odkryciem była biblioteka publiczna w sąsiedztwie. Zaczęłyśmy z siostrą czytać notorycznie, także nocą z latarkami pod kołdrą. Książkę dziennie. Zaczęłam na A, jak leciało, nikt mi nie doradzał co czytać.
Zakochałam się pierwszy raz na koloniach, jak wróciłam, myślałam że umrę.
Żeby zaimponować koleżankom udawałam, że uczę się śpiewu solowego i śpiewałam im operowe arie sopranowe. A potem z tego samego powodu założyłam nogę na szyję i musiano wezwać pogotowie. A z drugiej strony pogotowie? Do nogi? O co tam wtedy chodziło? Może o zastrzyk rozluźniający?
Razem ze szkołą podstawową zaczęłam chodzić, a raczej jeździć pociągiem do szkoły muzycznej. Pamiętam odmrożone ręce i kolana od czekania na pociągi, zajęcia z chóru, lekcje fortepianu i koszmar dyktanda muzycznego. Także zdziwienie, że przystawiają się do mnie dużo starsi uczniowie szkoły, tacy całkiem dorośli. Uważałam, że są zboczeni i miałam rację, jak się potem okazało.
Zaczęłam uczęszczać do studium baletowego przy Operetce Warszawskiej. Dwa lata nieprawdopodobnych wyczynów gimnastycznych i ruchowych, i historia tańca na dokładkę.
Zdałam niespodziewanie dla samej siebie do warszawskiego Liceum Plastycznego w Łazienkach, chyba najbardziej elitarnej wtedy szkoły i tam zrozumiałam, co to wolność, awangarda, oryginalność, osobowość, przesada, także sztuka, w pewnym sensie. Byłam bardzo młoda. Szkoła była totalnie apolityczna, a w gruncie rzeczy antysocjalistyczna. Nigdy nie było tam żadnych akademii ku czci i pilęgnowano wolnoduchostwo. Kiedyś nauczuciel chemii zwolnił mnie ze swoich zajęć, bo powiedziałam mu, że muszę iść do kina na „Szalonego Piotrusia”, że to ostatni seans w Warszawie.
Rano jechałam do szkoły najpierw pociągiem, potem autobusem, później schodziłam w dół Agrykolą do bramy przy Myśliwieckiej. Na górze na skarpie stali rzędem co rano ekshibicjoniści. Oni krzyczeli, ja uważałam, żeby nie spojrzeć. Biedni. Teraz mi ich żal. Co rano zgarniała ich Milicja.
Koledzy malowali abstrakcyjnie z łatwością, o moich obrazach, rzeźbach, kompozycjach nauczyciele mówili, że są „zbyt teatralne”.
Nastał 68 rok, zamieszki w Warszawie. Wyrywaliśmy się tam. Zamykali nas w szkole, odbierać nas musieli rodzice. Zaczęłam rozumieć gdzie żyję. Przeczytałam pierwszego Gombrowicza, Sołżenicyna, Herlinga – Grudzińskiego wydanych w Kulturze Paryskiej.
„Twórczość”, szeroko pojęta twórczość, mnie pochłonęła. Płonęłam w ogniu „tworzenia”. Malarstwo, rzeźba, pisałam, komponowałam, tańczyłam, przystąpiłam na moment do hipisów.
Zakochałam się dwa razy pod rząd, drugi raz, wydawało się, bardzo poważnie.
Niespodziewanie dla siebie i zrządzeniem przypadku zdawałam zamiast do Akademii Sztuk Pięknych do Wyższej Szkoły Teatralnej, dostałam się i nie bardzo rozumiałam, co to znaczy. Wiódł mnie jakiś instynkt, przeczucie. Po miesiącu wiedziałam, że to moje miejsce. Rozstałam się z narzeczonym, bo mi ta miłość przeszkadzała w nowo poznanej namiętności – aktorstwie, teatrze.
Po pierwszym roku dostałam indywidualny tok studiów, umierający wtedy prof.Jan Kreczmar, mój wykładowca, taką decyzję przysłał już ze szpitala. Zdziwiłam się. Jednocześnie praktycznie nie miało żadnych konsekwencji.
Studia teatralne przeszłam jak we śnie. Upojnym.
Wielu wykładowców robiło na mnie piorunujące wrażenie. Zajęcia z Tadeuszem Łomnickim. Piosenka z Bardinim i jego „brutalne” prawdy. Prof. Janina Romanówna i Jej wszechograniająca, dominująca kobiecość i wdzięk. Obserwowanie Jej zostawiło przeczucie, czym może być kobieta, jakim wspaniałym i ulotnym „zjawiskiem”. Zachwycajacym, niekonsekwentnym i kapryśnym. W socjaliźmie już nie było takich kobiet. Znałam same zaradne, wytrzymałe i dzielne.
Zakochałam się w Andrzeju Sewerynie, był wykładowcą.
Pod koniec trzeciego roku zaszłam w ciążę, bo uznałam, że czwarty rok w Szkole Teatralnej jest niepotrzebny, a przede wszystkim, żeby uniknąć wyjazdu do Lenigradu wtedy, dziś na nowo Petersburga, gdzie mnie zaproszono, żebym tam skończyła studia. Miało to być wyróżnienie, mnie się to wydawało zesłaniem, do dziś tak uważam.
Latem, po 3. roku studiów, wyszłam za mąż za Andrzeja Seweryna i wyprowadziłam się od rodziców. Zamieszkałam na Palcu Zbawiciela i zadebiutowałam w 5 miesiącu ciąży w spektaklu „Trzy siostry” Czechowa w reżyserii mojego ukochanego profesora Aleksandra Bardiniego. Notabene, profesor był moim mentorem, od zawsze i na zawsze. Uważał poza tym, co nie bardzo rozumiałam, że będą ze mnie ludzie, ale że głównie nadaję się na kochankę, a nie na żonę, i dziwił się mojej ciąży i mojemu małżeństwu. Dlatego dostałam rolę Maszy.
W dniu emisji tego spektaklu zadzwonili do mnie wszyscy chyba ówcześni dyrektorzy warszawskich teatrów z propozycją angażu, ale ja byłam w ciąży, zginął mi właśnie kot, płakałam i nie rozumiałam co się dzieje. W rezutacie weszłam do zespołu Teatru Ateneum, gdzie też pracował mój ówczesny mąż. Nie było to najlepsze posunięcie, lubił mnie i cenił dyrektor Warmiński, ale nie lubiła jego żona i pierwsza aktorka teatru, Aleksandra Śląska. Prawie nie „skosztowałam” dużego repertuaru, wyciągnął mnie stamtąd po 11 latach dyrektor Zygmunt Hubner do Teatru Powszechnego, dając mi jako pierwszą rolę do zagrania Medeę, za którą dostałam wiele nagród w świecie teatru. Mimo wszystko z publicznością byłam zawsze szczęśliwa i w jednym i drugim teatrze.
Spotkałam się z Markiem Grechutą, zaśpiewałam Jego piosenkę „Guma do żucia” na festiwalu w Opolu i tak poznała mnie cała Polska, bo telewizja powtarzała to śpiewanie co 15 minut, miesiącami.
Przez te pierwsze lata grałam jednak głównie w filmie, plan filmowy był moim domem. Zrobiłam 4 filmy z Andrzejem Wają i one ustaliły moją pozycję w świecie filmu, także za granicą. Razem z rolami zagranymi u Wajdy, weszłam do encyklopedii filmowych jako aktorka – fetysz Andrzeja Wajdy, a Jean- Luc Godard napisał o mnie duży esej, o mojej roli w „Człowieku z marmuru” w Cahiers du Cinema. O moich krytycznych oczach i wolności osobistej, o ile pamiętam. Zaczęły przychodzić propozycje ról z zagranicy. W między czasie grałam też we Włoszech w teatrze. W rezultacie zrobiłam w sumie 10 ról filmowych za granicą, a za rolę w Filmie „Laputa” w reż.Helmy Sanders- Brams zdobylam kilka nagród.
W Polsce też robiłam film za filmem, czasem cztery filmy rocznie i stałam się główną aktorką tzw. Kina Moralnego Niepokoju. Film „Przesłuchanie” był 10 lat na półkach, ale oglądali go ludzie, jakieś tajne kopie w podziemiach kościołów i jako instruktażowe do nienawiści, dla funkcjonariuszy UB. Po zmianie ustroju za rolę w filmie „Przesłuchanie” dostałam na festiwalu w Cannes Złotą Palmę. Ale wcześniej i później było wiele nagród, za role zagrane w polskich filmach, między innymi Srebrna Muszla w San Sebastian za najlepszą rolę damską, rolę schizofreniczki w filmie „Zwolnieni z życia” Waldemara Krzystka.
W międzyczasie rozstałam się podczas kręcenia filmu „Dyrygent” z moim mężem Andrzejem Sewerynem i związałam nieformalnie z Edwardem Kłosińskim, wybitnym operatorem filmowym, z którym wzięłam ślub kilka lat póżniej. Nasz związek trwał prawie 30 lat i mogę powiedzieć dziś, że był to mężczyzna mojego życia.
Stan wojenny spędziłam we Francji i w Niemczech robiąc kolejno dwa filmy. Po powrocie pracowałam dalej między innymi nad serialem o Helenie Modrzejewskiej. Po czym zmieniło się i przewartościowało moje życie, po wieloletnich staraniach urodziłam dwóch synów w półtorarocznym odstępie czasu i na trzy lata praktycznie odeszłam z zawodu, zajęłam się dziećmi i ich wychowywaniem. Wszystkie propozycje po Złotej Palmie przepadły. Nie żałowałam.
Podczas ciąży zaczęłam pisać felietony i piszę je nieprzerwanie od ponad dwudziestu lat. Złożyły się one kolejno na kilka książek, do dziś wznawianych.
Zadebiutowałam w końcu jako reżyser teatralny, filmowy, telewizyjny, na koniec operowy i dziś reżyseruję prawie nieustannie, mam na koncie około 26 reżyserii teatralnych, 12 wyreżyserowanych spektakli dla Teatru TV, jeden film fabularny i jedną operę. Ale przede wszystkim jestem aktorką. Zagrałam w sumie 177 ról.
W roku 2000 zbudowałam stronę internetową i nieprzerwanie piszę tam dziennik i odpowiadam na listy internautów. Ta strona to także najpełniejsze archiwum mojej działalności.
W roku 2004 założlyliśmy z mężem Edwardem Kłosińskim i córką Marią Seweryn fundację o nazwie Fundacja Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury, a w roku 2005 otorzyliśmy pierwszy teatr fundacji, Teatr Polonia, po czym w roku 2010 drugi teatr, Och-Teatr. Teatry zdobyły szybko swoje miejsce i znaczenie i dziś grają nieprzerwanie na czterech scenach posiadających w sumie 800 miejsc, ponad 880 spektakli rocznie. Co jest rekordem w Polsce. Latem gramy także na ulicy w tym celu skomponowany repertuar. Gramy na Placu Konstytucji i przed Och-Teatrem na ulicy Grójeckiej. Na te spektakle przychodzą tłumy ludzi, a cały projekt powstał po moich doświadczeniach grania na wolnym powietrzu we Włoszech.
Jestem szczęśliwą posiadaczką wielu nagród, odznaczeń i medali i bardzo je sobie cenię, szczególnie tytuły przyznane przez publiczność, Najwybitniejszej Aktorki XX wieku i Człowieka 25-lecia Wolności RP. Dostałam także Medal Karola Wielkiego za wkład w zjednoczenie Europy w kategori Media.
W roku 2008 umarł mój mąż Edward Kłosiński i rok po Jego śmierci udało mi się nakręcić z Andrzejem Wajdą film „Tatarak”, w pewnym sensie zachowujący pamięć o moim mężu na zawsze. To, tę rolę, ten film uważam za swoje największe osiągnięcie, zawodowe także.
Mam 62 lata. Jestem prezesem mojej fundacji, czynnym reżyserem i aktorką. W tej chwili mam 8 ról w repertuarze teatralnym i planuję w najbliższym sezonie dwie nowe role. Reżyseruję 2, 3 rzeczy w roku, w tym sezonie „Damy i huzary” dla Teatru TV jesienią i dwa spektakle teatralne do końca sezonu.
Mieszkam w Milanówku z mamą, moje dorosłe już dzieci żyją swoim życiem. W naszym domu znalazło przytulenie 5 psów, które trafiły do nas w różny sposób, zwykle po nieszczęśliwych wydarzeniach i jeden kot, ofiarowany nam 18 lat temu przez państwa Bryllów.
Uważam, że moje życie jest udane i szczęśliwe. Lubię je. Nie mam do nikogo żalu ani pretensji. Lubię się dzielić z innymi.Nie mam poczucia, że w stosunku do kogoś mam zobowiązania lub długi wdzięczności. Mam ich tysiące, codziennych. Gdyby ktoś uważał inaczej, proszę żeby się zgłosił.
Staram się nie mówić o nikim źle, nie oceniać pochopnie, ale mam duży temperament i jasne sądy. Nie chciałabym nikogo urazić, dotknąć niesprawiedliwie, choć uważam, że wielu się to niestety należy. Ale mam za mało charakteru i nie znoszę konfliktów.
Lubię ludzi, życie, ale bez sztuki go sobie nie wyobrażam. Uważam, że dzięki niej moje życie jest tak ciekawe, nie na marne, mam wrażenie, że w tym co robię jest cień posłannictwa i to ma dla mnie wielkie znaczenie.
Co 10 lat mojego życia Grzegorz Skurski, dokumentalista, kręcił o mnie film dokumentalny pt. Aktorka. Istnieją takie trzy filmy, ostatni z roku 2004.
Cyryla i Metodego - wszystkiego dobrego
Zadzwoniła i powiedziała że jedziemy jednak jej samochodem. Że Ona woli, bo potem chce sobie jeździć, a moim by się bała. Dobrze, pomyślałam. Obie obijamy i zadrapujemy samochody namiętnie, jesteśmy do tego tak przyzwyczajone że nawet nam nie drga powieka na obrzydliwe szuranie blachy i coś.. .Nawet nie wysiadamy z samochodu na uderzenie w gazon, słupek, murek. Mój samochód akurat cały odnowiony, niech będzie taki odnowiony trochę dłużej – myślę. Jedziemy Jej. Dobrze.
Potem zadzwoniła, że zapomniała mi powiedzieć, że u niej w samochodzie nie działa GPS. Nie szkodzi – odparłam. Dojechać do Włoch umiemy i bez nawigacji, jeździłyśmy same z dziećmi przez całą Europę w czasach bez komórek, dżipiesów. Mapy były zawsze dla nas zbyt skomplikowane a trafiałyśmy, trafimy i teraz. Dobrze.
– Wstąpimy do moich znajomych w Niemczech, zaproponowałam. Świetnie – ucieszyła się . – A gdzie oni mieszkają? – Tak w rogu, na granicy ze Szwajcarią, koło Bazylei.- O! świetnie! – odparła. Piękne widoki. Tak. Super. – No to jedziemy przez Poznań – zaproponowałam, tam mamy znajomych , będzie fajnie, kolacja, poprzyjaźnimy się. Dobrze.
Do Poznania dojechałyśmy cały czas starając się uruchomić słuchanie audiobooka z pamięci USB, bez powodzenia. Pod Poznaniem kupiłyśmy „ Kafka nad morzem” Murakami na stacji benzynowej i z płyty, poszłooo! Super.
W Poznaniu nadzwyczajnie przyjęte, kolacja jakiej nie jadłyśmy chyba nigdy, ciekawa rozmowa, gospodarz pożyczył nam nawigację na wszelki wypadek. Czym jak się później okazało uratował nas od długiego błądzenia, bo moim zdaniem bez tej nawigacji, nie trafiłybyśmy, absolutnie nigdzie. Z nią było ciężko ale gdyby nie ona, krzyk – Gdzie teraz jadę ?! I odpowiedź – Nie wiem!!!! – rozlegałby się dużo częściej. Całą drogę słałyśmy dziękczynne modły do właściciela nawigacji i biłyśmy pokłony esemesami.
W Czarnym Lesie, nadzwyczajnie. Tylko raz musiałyśmy zjechać z autostrady bo zabrakło nam benzyny, ale z górki, dotoczyłyśmy się do stacji na jakiejś wsi niemieckiej. Bohaterki. W gościnie czas upojnie płynął, opowieści, serdeczności, pstrąg wyłowiony na naszych oczach i podany w migdałach smakował niewymownie, wieści z Polski i widomości z Polski w telewizji i to samo zgrzytanie zębów. Okazało się że Ich żółw żyje dłużej niż się przyjaźnimy. Woda z cytryną ratuje organizm od zakwaszenia. Obiecałyśmy pić bakterie co rano po śniadaniu alby wzbogacić florę bakteryjną, łykać witaminę D3, mimo słońca bo mamy niedobór a przy filtrach w kremach i tak się nic do organizmu nie dostaje. Super.
Rano dalej w drogę, a ja – że ten samochód dużo pali. Strasznie dużo. Co chwila trzeba brać benzynę. Narzekam, bo mi jakoś dziwnie. Murakami prowadzi nas po labiryncie wyobraźni, nawigacja w ręku pożyczona działa, choć ktoś z Polski, musi wysyłać smsy co wpisać żeby dojechać. Jedziemy. Nagle, nawigacja, ta martwa, w samochodzie, co nie działała nigdy, ożywa! Mówi nam że za szybko, co jakiś czas włącza się sama z siebie, nie proszona i pokazuje niespodziewanie gdzie jesteśmy, przerywając audiobooka i potem audiobook, za każdym razem, wraca do początku rozdziału i tak w kółku.
– Co ty masz za beznadziejny samochód – odważam się powiedzieć, zniecierpliwiona, po kilkukrotnym wysłuchaniu rozdziału od początku, do tego myślę sobie, że siedzenia są też beznadziejne, z dermy, gorąco mi jak w piekle, za to klimatyzacja nastawiona na 16 stopni, z tego gorąca. Zimno mi na górze i potwornie gorąco na dole. Jadę na bosaka, z gołymi nogami na dole, na górze opatulona w wełniany szal, ale nic nie mówię, żeby Jej nie urazić, bo prowadzi, nie ma co Jej denerwować. Czuję się upiornie!. W jednej ręce mam pożyczoną nawigację , w drugiej telefon, słuchamy w kółko tego samego, jak facet zabija koty i zjada im serca, albo przeskakujemy rozdziały i nie wiemy już nic, czy bohaterowie umarli, czy im się to śni, czy 27 orgazm jest naprawdę, czy z matką , czy z siostrą ? Koszmar! Zimno i gorąco że weź się i powieś.
Nagle po 1000cu przejechanych kilometrów, Ona wykrzykuje – a dlaczego ty jedziesz na podgrzewanym siedzeniu!? – Butelka wody mineralnej włączyła podgrzewanie – odpowiadam i oddycham z ulgą, bo siedzenie stygnie dość szybko. Śmiejemy się od tego momentu cały czas, a nagle ożyła nawigacja mówi do nas w kółko, zwolnij, jedziesz z niedozwolona prędkością a przecież się myli, bo jedziemy z dozwoloną. Wpadamy więc w nieskończoną polemikę z nawigacją , której za cholerę nie da się wyłączyć.
Nagle Ona sobie przypomina – mówiłaś ze wstąpimy do Wenecji! – Tak, ale Wenecja jest z innej strony- odpowiadam, wstąpimy w powrotnej drodze, jak dożyjemy.
Dojeżdżamy nocą. Jesteśmy u siebie. Zapach dymu z pieców do pizzy, lasu piniowego i nagrzanej słońcem ziemi, wynagradza nam wszystko.
Następnego dnia nie możemy się znaleźć na plaży.
-Idziesz? – Ale w którą stronę? – Nie wiem! – Z której strony masz morze? – Widzisz latawce do nieba ? Stoję koło sprzedawcy latawców, idź na latawce. To widoczny punkt! Stoję przy latawcach. Ona idzie. W tym momencie przychodzi SMS od Oli Koniecznej z Polski o treści – My to sobie umiemy pożyć! – a mnie się rozładowuje telefon. W tym samym momencie sprzedawca latawców, w szybkim tempie oddala się brzegiem morza. Krzyczę za nim, będę kupować kolejne latawce, żeby stał w tym miejscu – myślę. On nie słyszy. Z Nią nie mam połączenia. Będzie szła za latawcami w nieskończoność. Idę więc za latawcami i ja.
Ale co tam, przecież mamy wakacje…
Emilii i Lucyny - wszystkiego dobrego
Tak można spędzić z nami lipiec 2015 i nie pożałować.
1 lipca środa KOLACJA KANIBALI Teatr Polonia 19:30
2 lipca czwartek POCZTÓWKI Z EUROPY Och-Teatr 19:30
3 lipca piątek TRZEBA ZABIĆ STARSZĄ PANIĄ Och-Teatr 19:30
4 lipca sobota KONTRAKT Teatr Polonia 18:00
5 lipca niedziela DEPRESJA KOMIKA Teatr Polonia 19:30
6 lipca poniedziałek SEKS DLA OPORNYCH Teatr Polonia 19:30
7 lipca wtorek UWAGA PUBLICZNOŚĆ och-Teatr 19:30
8 lipca środa WOLNE
9 lipca czwartek RAJ DLA OPORNYCH Teatr Polonia 19:30
10 lipca piątek TRUCICIEL Och-Teatr 19:30
11 lipca sobota WOLNE
12 lipca niedziela WOLNE
13 lipca ZWIĄZEK OTWARTY Plac Konstytucji 17:00
14 lipca DARKROOM Och – Teatr 19:30 – Podżeganie z tytułem
15 lipca środa MAYDAY 2 Och-Teatr 19:30
16 lipca czwartek KALINA Teatr Polonia 19:30
17 lipca piątek STAROŚĆ JEST PIĘKNA Plac Konstytucji 17:00
18 lipca sobota CHODŹ ZE MNĄ DO ŁÓZKA Teatr Polonia 19:30
19 lipca niedziela JAŚ I MAŁGOSIA Plac Konstytucji 17:00
20 lipca poniedziałek ZBRODNIA Z PREMEDYTACJĄ – Teatr Polonia 19:30 50 spektakl!
21 lipca wtorek MAYDAY Och-Teatr19:30
22 lipca środa KLAPS 50 TWARZY GREYA 19:30
23 lipca czwartek PRAPREMIERA DRESZCZOWCA Och-Teatr 19:30
24 lipca piątek LAMENT NA PLACU KONSTYTUCJI – Plac Konstytucji 17:00
25 lipca sobota KONSTELACJE Teatr Polonia 19:30
26 lipca niedziela CZERWONY KAPTUREK – Plac Konstytucji 17:00
WEEKEND Z R. och-Teatr 19:30 200 spektakl!
27 lipca poniedziałek WOLNE
28 lipca wtorek WOLNE
29 lipca środa ICH CZWORO Teatr Polonia 19:30
30 lipca czwartek WĄSY Och-Teatr 19:30
31 lipca piątek 32 OMDLENIA Teatr Polonia 19:30
Oto lipiec i jesteś innym człowiekiem !
Marii i Władysława - wszystkiego dobrego
Wzrosła liczba ofiar zamachu terrorystycznym we Francji, Tunezji i Kuwejcie do 67. Tunezja to pierwsza demokracja w świecie arabskim.
Mamy ustawę o In vitro. Nadzieję dla wielu ludzi.
Metoda zapłodnienia pozaustrojowego składa się z 4 faz, które trwają łącznie około 4 tygodni : stymulacji hormonalnej w celu doprowadzenia komórek jajowych do dojrzewania, pobrania dojrzałych komórek jajowych za pomocą punkcji, przeprowadzenia zapłodnienia (połączenia) komórki jajowej z plemnikiem w warunkach laboratoryjnych (poza organizmem kobiety), umieszczenia zapłodnionych komórek jajowych (zarodków) w macicy.
PIS mówi że jak dojdzie do władzy to to usunie. Że In vitro to grzech przeciwko Stwórcy.
Małżeństwa gejowskie dozwolone w całej Ameryce.
Chodzą plotki że przy Ministerstwie Kultury i Sztuki oraz Dziedzictwa Narodowego ma powstać komisja oceniająca patriotyzm dzieł powstających.
Przygotowuję się do realizacji „Dam i huzarów” dla Teatru TV. W obsadzie miedzy innymi Janek Frycz, Grzesio Małecki, Ignacy Gogolewski, Sławek Orzechowski, Iza Kuna , Kasia Gniewkowska. Nagranie we wrześniu.
Widzowie dofinansowali nam już 200 foteli do Och-Teatru. Lista ofiarodawców na stronie. Przepełnia nas uczucie wdzięczności.
Jeszcze tylko dwa spektakle „ Shirley Valentine” w Lublinie , dziś i jutro i zaczynam wakacje. Gram w Lublinie a nie Lubinie gdzie dziś zjazd zwolenników pana Pawła Kukiza.
Potwór przestaje być groźny kiedy się z nim zmierzysz.
Oglądam w Internecie tony materiałów filmowych z Callas, które się pojawiły przez ostatnie lata. Byłą inna niż mi się wydawało kiedy budowałam tę rolę prawie dwadzieścia lat temu. Powiem krótko zostaje przy swoim , tylko trochę zwolnię bo grałam jak challenger.
Jest strasznie dużo kontrowersji na każdy możliwy temat. Męczące.
W naszych Teatrach żegnamy się kolejno z kilkoma tytułami. Rozdzierające rozstania. Gramy tez kilak spektakl jubileuszowych. Produkujemy nowe rzeczy. Musi się zmieniać.
W lipcu i sierpniu zagramy w sumie 40 spektakli plenerowych. W lipcu na Placu Konstytucji. W sierpniu na Grójeckiej 65 przed Och-Teatrem. Zawsze o 17:oo. W weekendy spektakle dla dzieci. Wstęp wolny.
Postanowiłyśmy z Joanną Woś zrobić na święta Bożego Narodzenia koncert pt. Modlitwy. Ona zaśpiewa najpiękniejsze z repertuaru operowego ja powiem najpiękniejsze jakie powstały. Niech się każdy modli po swojemu.
Warszawa pustoszeje powoli.
Jedna z moich znajomych oszukiwało dziecko od dawna. Mówi do mnie: już nigdy jej nie zaufam. Straszne. Stracić zaufanie do własnego dziecka. Bolesne. Nie do poradzenia sobie.
Będzie dobrze.
Jana i Danuty - wszystkiego dobrego
Wczoraj Dzień Ojca. Dziś Danuty i Janda. Wszystkiego , wszystkiego dobrego. Składamy ja z towarzystwem.
Alicji i Alojzego - wszystkiego dobrego
Dziś Och-Café-Teatr zagrał ostatni raz spektakl „ Romanca” Jacka Chmielnika. Tekst, spektakl- zabawa teatralna. Początkowo aktorzy w kostiumach renesansowych grają kilkanaście minut miłosne monologi, nudne, banalne, częściowo niezrozumiałe, jak to bywa w teatrze, żeby nagle jeden z widzów zaprotestował ( oczywiście aktor , siedzący wśród publiczności) i zażądał albo natychmiastowego przerwania tej szmiry, tej męki, tej nudy, lub zwrotu pieniędzy za bilet, bo takiego beznadziejnego teatru nie ma zamiaru oglądać. Dalej perypetie ukazują psychologię teatru i publiczność bierze za aktywnego partnera.
Sztuka ta świeciła triumfy i wciąż świeci w całej Polsce, na wielu scenach, a przygód z publicznością , która zdezorientowana stara się bronić aktorów, wdaje się w kłótnie z „niegrzecznym widzem” , reaguje śmiechem, agresją, obrazą że zostali wprowadzeni w błąd itd. itp. , nie da się po prostu opisać. To tekst , który odpowiednio zrobiony pokazuje siłę teatru, moc złudzenia, trwałość i czystość umowy między artystami i widzami. Bawi się teatrem.
Dziś był ostatni raz. Spektakl reżyserował Wojciech Malajkat. Grali: Małgorzata Kocik, Albert Osik, Hubert Podgórski. Żegnamy spektakl czule.
Kila zdjęć z dzisiaj, autorstwa Alicji Przerazińskiej.
Marka i Elżbiety - wszystkiego dobrego
W kulisach, podczas spektaklu „Pan Jowialski” Aleksandra Fredro.. Grając we wtorek, pomyślałam, że jako spektakl merytorycznie powiązany powinniśmy zagrać choćby dla Kongresu Kobiet. To jak pan Jowialski traktuje kobiety, żonę, to skandal! Relacje damsko – męskie, u hrabiego Fredro, są dziś całkowicie niepoprawne, to temat na osobne opowiadanie. Kilka scen można by potraktować sztandarowo. I bardzo to śmieszy Widzów, bardzo. Pan Jowialski (Marian Opania) – Biada temu domowi, gdzie krowa dowodzi wołowi!.
Na zdjęciu Otar Saralidze, Krzysztof Pluskota i ja. Zdj.. Marta Więcławska. .
Barnaby i Feliksa - wszystkiego dobrego
Trzeba pielęgnować przyjaźń.
Nie doceniamy tego, nie przykładamy się. A potem po kolei tracimy, gubimy tych, z którymi jakoś milej, lepiej, w podobnym rytmie, z podobnym poczuciem humoru, wrażliwością, którzy jakoś bliżsi niż inni. A z upływającymi latami o takich coraz trudnej. Bo z upływem dni, okazuje się że różnimy się od spotkanych ludzi coraz częściej, mamy skrajnie inne doświadczenia, wspomnienia, opinie, sympatie, upodobania. A tamci, którzy byli jak my, gdzieś poginęli, rozeszli się, zmienili, zawiedli, albo myśmy zawiedli.
Wiążemy się z kimś na stałe. Miłość zaślepia nam umysł i izolujemy się z kochaną osobą od innych, żeby szczęście konsumować zachłannie, nie dzieląc się. Albo rzucamy swoich przyjaciół, żeby zaprzyjaźnić się ze znajomymi kochanej osoby…Potem związki się kończą, rozpadają, stygną i nagle orientujemy się że jesteśmy sami. Że przed chwilą przyjaciele odsunięci przez nas, nie mają ochoty, lub trudno im wrócić, do tego co było przedtem. A nowe przyjaźnie ? Bardzo trudne. Przy rozwodach, tylko jedno z małżeństwa zostaje z przyjaciółmi, tak jest zazwyczaj.
Całe życie śledzimy, wydzwaniamy, troszczymy się o dzieci. Ich sukcesy, klęski, wydarzenia, koleje losu. Pomagamy w kłopotach. Niestety najczęściej nie możemy liczyć na wzajemność. Odsuwani, zbywani, lekceważeni, czujemy się kochani ale niestety w specjalny tylko sposób. Inny. Zresztą dzieci nie mogą zastąpić przyjaciół. To zupełnie inna relacja , pełna naszego poczucia winy, nawet jeśli nie ma do niej podwodów.
Na koniec, zostajemy sami. Choćby byli jacyś ludzie dookoła, w głębi, zostajemy sami. A wtedy często stajemy się łatwym łupem ludzi niegodziwych, kłamców, naciągaczy emocjonalnych, wampirów energetycznych, ludzi udających przyjaźń. I koniec. Jesteśmy bezradni.
Obserwuję to od lat. Wielokrotnie.
Tak, trzeba sobie zbudować grupę znajomych, przyjaciół idąc przez życie. Potem o te relacje, przyjaźnie dbać. Pielęgnować wspólne wspomnienia, zwyczaje, przyjemności. Dzwonić, spotykać się, pamiętać o rocznicach, rozmawiać. . Odwiedzać się w rocznicę śmierci matki, urodzin, imienin. Zadzwonić kiedy dzieci wyprowadzają się tam z domu i ponarzekać razem na byle to. Wysłuchać, wysłuchać nieszczęść, co boli, współczuć, być razem…
Trzeba. Bo bez tego, w dniu kiedy idziesz na przykład na operację nie masz do kogo zadzwonić . Wczoraj zadzwonił mój telefon:
– To Ty?
– Ja. A kto mówi?
– No ja, Teresa.
– Jaka Teresa?
– K….………z
– Ach to Ty Tresko. Wszelki duch Pana Boga chwali! Myśmy się nie słyszały ze 30 lat!
– No właśnie. A ja jutro idę na operację .
– Czego ?
– Serca. I nie mam do kogo zadzwonić, nikogo kogo mogłabym zawiadomić. Męża nie ma. Do dzieci …są za granicą. Nie chcę. Dzwonię , bo teraz wiem że pomyślisz o mnie jak będę jutro rano na stole.
– Pomyślę. Odwiedzę Cię później.
– Ok. Podam cię w szpitalu w papierach że możesz się dowiadywać o moje zdrowie . Chcesz?
– Chcę.
– No dobrze. No to dobranoc.
– Teresa! Teresa!
Dziś jest po operacji. Dzwoniłam. Jest jeszcze na sali pooperacyjnej. Zadzwonię wieczorem.
Pelagii i Felicjana - wszystkiego dobrego
Drodzy Państwo dziś, przypadkiem zresztą, na stronach z modlitwami w Internecie znalazłam takie, które mnie naprawdę zdumiały.
MODLITWA ROZGORYCZONEGO
Teraz wiem, Panie, że przyszłość mam już za sobą. Moja sytuacja nigdy nie będzie lepsza, wiem to od wczoraj. Zbyt wielu rzeczy trzeba mi było, żeby odnieść sukces: być znanym, mieć rekomendacje… Zadowoliłem się tym, żeby być uczciwym.
No więc, oczywiście…
Wyznaję, Panie, że czuję trochę wstręt, kiedy widzę tych wszystkich młodych, którzy przepychają się przede mną. Tych młodych i tę ich łapczywość. Im się uda. Jeśli chodzi o mnie, teraz, to sprawa załatwiona. Wyżej już się nie zdołam wspiąć.
Zacząłem ich nienawidzić, tych młodych, którzy przemykają mi przed nosem. Och! Oczywiście, że nic mi nie zrobili. Ale cóż, mają szczęście… A to wystarczy, żebym miał im za złe. Gdzie byli w czasie tych trudnych lat? Spokojnie kończyli studia, zdawali egzaminy konkursowe… A ja w tym czasie…
To od początku było oszustwo. A w każdym razie kusi mnie, żeby tak myśleć.
Dlaczego więc mierzyłem tak wysoko? To jeszcze jeden skutek mojej wyobraźni. Kiedy jest się młodym, tak bardzo wierzy się w przyszłość… Dozwolona jest każda nadzieja. Wszystko ma się potoczyć jak najlepiej. „Dlatego, że to ja…”
Później dostrzegamy, że inni też są tutaj. O, na przykład ten… Ależ on sobie radzi: od razu, już w punkcie wyjścia osiągnął stanowisko, do którego ja doszedłem na samym końcu.
On od niego zaczyna. Ma szczęście.
Więc, Panie, chciałem prosić, żebyś mi pomógł. Pomógł starzeć się z większym spokojem. Z większą godnością. Starzeć się bez goryczy. To takie smutne — zgorzkniały „stary”…
Niczego mi nie obiecywano. Nic mi się nie należało. Właśnie to muszę sobie powtarzać. Kiedy wchodzi się w życie, tak łatwo jest wierzyć, że wszystko nam się należy: teraźniejszość, przyszłość, awanse… Potem, w miarę upływu lat, widać, że to były tylko marzenia. Jak w powieści.
To łaska móc to dostrzec. Łaska, za którą muszę Ci podziękować. Tylu ludzi obciąża Cię odpowiedzialnością za to, że nie zrealizowali swoich marzeń…
Panie, obym nigdy nie uważał, że to Ty odpowiadasz za moje marzenia. Tak naprawdę, czy Ty zrobiłeś tak zwaną „świetną karierę”?
MODLITWA ZNIECHĘCONEGO SZEFA
Panie, kiedyś, dawniej, chciałem, by moi pracownicy byli moimi przyjaciółmi.
Chciałem ich nigdy nie karać ani nie napominać. Myślałem nawet, że przy odrobinie szczęścia mógłbym nie mówić im nieprzyjemnych rzeczy…
Myślałem, że aby to osiągnąć, wystarczy „umieć się do tego zabrać”, i jak bardzo byłem pewien, że umiem…
Zapomniałem tylko, co to jest ludzka natura. Moja i ich.
Naprawdę są ludzie, z których nic nie da się zrobić. Kiedy mi to dawniej mówiono, uśmiechałem się… „Ależ to pesymizm! Ja to wszystko zmienię…”
Nic nie zmieniłem. Naprawdę są tacy ludzie, z których absolutnie nic się nie da wydusić. Ludzie, z którymi trudno się żyje mimo najlepszych chęci. Pamiętasz, Panie:
O, plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze będę u was i będę was znosił? (Łk 9, 41)
Panie, pierwszą rzeczą, jakiej muszę się od Ciebie nauczyć, jest zaakceptowanie ich takimi, jakimi są.
Brać ich takimi, jakimi są: fundamentalny akt prawdziwej miłości.
Uznać, że nie ma w nich nic pociągającego — to najdelikatniejsze, co można powiedzieć — a poczuwać się mimo to do odpowiedzialności za ich szczęście.
Uznać, że brak im inteligencji i polotu — tak jest rzeczywiście — a mimo to nie odmawiać im szacunku.
Uznać, że zawsze uważają się za pokrzywdzonych, zawsze okazują brak zaufania, nawet jeśli zrobiłem wszystko, co mogłem, żeby być sprawiedliwym.
Nigdy nie mówić sobie, że „oni” nie zasługują na aż tyle.
Panie, chciałem, aby mnie kochano… Albo raczej — chciałem uwodzić.
Grać rolę „szefa uwielbianego przez swoich podwładnych”…
To była literatura. Kiepska literatura.
Panie, najpierw przebacz mi, że chciałem uwodzić. A potem pomóż mi po prostu pracować dla nich.
MODLITWA PO OSTATECZNYM ROZPADZIE RODZINY
Panie, po co mam znowu myśleć dziś wieczór o tym wszystkim? Moja rodzina z dawnych czasów, nasze wzajemne pretensje i ta definitywna separacja… To stara historia.
Tyle już lat minęło, od kiedy się rozstaliśmy, tyle lat, od kiedy odszedłem, żeby nigdy nie wrócić.
Pragnienie, żeby znowu razem zamieszkać, teraz już umarło, z jednej i z drugiej strony. Przepaść jest zbyt głęboka, żeby dzięki czyjejś dobrej woli dało się ją zasypać.
Kiedy rozstanie następuje po jakimś nieporozumieniu, po gwałtownej scenie, jest jeszcze jakaś nadzieja.
My rozstaliśmy się w milczeniu.
Nie było awantur. Miłość umarła. Oni i ja położyliśmy kres jej powolnej agonii.
Agonii trwającej dwadzieścia lat, spowodowanej naszą nieuleczalną głupotą, ich i moją.
Dwadzieścia lat prawie niezauważalnych drobnych konfliktów, wszystkich drobnych nieporozumień — och! to było nic, ale nic, które zabija miłość.
Panie, jest za późno. Za bardzo się już oddaliliśmy. I przyzwyczailiśmy się do tego, że nie chcemy się już nigdy widzieć.
Każde działanie obudziłoby znowu nasze cierpienia. Nie da się niczego cofnąć: trzeba było wcześniej zdać sobie z tego sprawę. Wcześniej, kiedy nie było jeszcze za późno, żeby kochać.
Jest tak czasem, wiesz to, Panie, że miłość wymaga ciszy, czekania w ciszy i pokoju.
Trzeba czekać, aż Ty wszystko naprawisz. Później, dużo później i z pewnością nie na tym świecie, gdzie, choć przebaczamy sobie na odległość, wszystko nas dzieli, i to na zawsze.
Ludzie powinni wystrzegać się nienawiści. Nawet na miłość nie starcza nam przecież czasu! (Maxence van der Meersch)
Ale daj, Panie, tak im, jak i mnie, rozróżniać rezygnację i obojętność.
Żebyśmy umieli dźwigać, jedni i drudzy, ze spokojnym męstwem, aż do końca, żal, że za mało kochaliśmy.
MODLITWA W TRUDNEJ SYTUACJI MATERIALNEJ
Panie, zrobiłem właśnie rachunki. Teraz, przed Tobą, spróbuję odnaleźć trochę pokoju i ciszy. I także trochę godności.
Tej godności, którą zżera mi dwadzieścia lat żmudnych obliczeń, „żeby związać koniec z końcem”.
Tego spokoju, którego za każdym razem pozbawia mnie strach, że w tym miesiącu „nie dam rady”.
Tego spokoju, który tak trudno zachować, gdy widzi się, jak głodowa pensja topnieje pomimo najskromniej zaplanowanych wydatków.
Panie, to właściwie nie nędzy tak się boję. W gruncie rzeczy zawsze jakoś tam będę żyć, lepiej czy gorzej.
Boję się upadku. Prawdziwego.
Że będę myśleć tylko o pieniądzach, właśnie dlatego, że ich nie mam.
Że będę bez przerwy przeprowadzać łatwe porównania z innymi, z tymi, którzy te pieniądze zarabiają. I będę to robić setki razy dziennie, przed wszystkimi wystawami i stoiskami.
Panie, boję się też zazdrości. Tego, że powiem jak tylu innych z niedobrym uśmiechem: „Oni to mają szczęście…”
Że będę nienawidzić.
I przy tym wszystkim, Panie, odkryłem, że jestem skąpy. Tego wstrętnego małego odkrycia, dokonanego dziś rano, nie mogę zapomnieć.
Dlatego mówię Ci o tym wszystkim. Żeby Cię prosić o łaskę prawdziwej godności.
MODLITWA CZŁOWIEKA ZMĘCZONEGO ŻYCIEM
Panie, wstając dziś rano, powiedziałem sobie, że będzie tak samo jak w inne dni.
I rzeczywiście, było tak samo.
Pojechałem tym samym metrem jak co dzień, przeczytałem takie same obłudne rozważania w prasie na temat nie zmieniającej się sytuacji międzynarodowej.
Wszedłem po tych samych nijakich schodach i na biurku zastałem takie same dokumenty do przejrzenia — dokumenty, które nie zmieniają się od teraz już blisko dziesięciu lat.
Dziewczyna w centrali była ta sama, tak jak kierownik działu personalnego. Miny mieli takie jak co dzień, jak każdego dnia, kiedy nie oczekuje się niczego specjalnie nowego.
W południe zjadłem to samo co zwykle w poniedziałek.
Potem wróciłem do biura i pracowałem do szóstej.
Przed chwilą przyszedłem do domu i powiedziałem sobie, że jutro będę musiał znowu robić to samo.
Panie, jestem tym wszystkim zmęczony.
Marzyłem o czymś innym. Marzyłem, że kiedyś będę prowadził życie aktywne, ruchliwe, pełne wrażeń i niespodzianek.
To były marzenia. Ale jednak ciężko jest otrząsnąć się z marzeń.
Nigdy nie będę niczym innym, niż jestem.
O, wiem dobrze, że inni byliby zupełnie zadowoleni w mojej sytaucji.
Na pewno. Ale to w niczym mi nie pomaga.
Panie, pozwól mi w ten wieczór wyrazić to moje znużenie, to pragnienie ucieczki. Komu to powiem, jeśli nie Tobie?
Nikt by nie zrozumiał. Powiedzieliby: „Na cóż on się skarży?” I mieliby w pewnym sensie rację. To przecież całkiem normalne: mężczyzna, który wykonuje swoją pracę.
No wiec powiem o tym tylko Tobie.
Nie proszę Cię, żebyś coś zmieniał. Nie. Nie potrzeba zmieniać mojego życia. To mnie trzeba zmienić.
Panie, pomóż mi mniej przyglądać się sobie samemu.
Pomóż mi zobaczyć, że są też inni ludzie, inni niż ja. Którym codziennie też przydarza się to samo.
Modlitwy zniechęconych.
Jutro próba medialna, potem pierwsza generalna, we czwartek i piątek już próby z publicznością. W sobotę premiera. Premiera ” Raju dla opornych” w Teatrze Polonia. Zapraszam.
Pelagii i Felicjana - wszystkiego dobrego
Bożena. Pisałam o Niej wielokrotnie. Byłyśmy razem w Liceum Plastycznym. Przyjaźniłyśmy się. Jej rodzice, przyjmowali mnie ( mieszkającą pod Warszawą wówczas), często na noc w ich pięknym mieszkaniu na Gagarina. Wybitna malarka, rzeźbiarka, artystka totalna, zawsze Ją za to podziwiałam. To do Niej niejako napisałam felietony – listy Moja Droga B.
W momencie kiedy myśmy z mężem i córką tworzyli Fundację i zakładali teatr , ona ze swoim partnerem, wybitnym fotografikiem Zygmuntem Rytką i córką , zdecydowali się na kupno dużego poniemieckiego obiektu sanatoryjnego w Sokołowsku i ich Fundacja na rzecz sztuki, Insitu, zaczęła tam, w tych gigantycznych ruinach i parku, funkcjonować.
Zmagamy się obie już ponad dziesięć lat. Walczymy ze sobą, z życiem, z wiatrakami.
Kto był w Sokołowsku i widział to co tam powstało, powstaje i działa, wie o czym piszę. Wczoraj dostałam list.
Krysiu kochana,
rozpoczęliśmy działalność artystyczną i edukacyjna w części odbudowanego obiektu Laboratorium Kultury w Sokołowsku. Jest to dla nas i całego zespołu Fundacji szokujące – po latach trudów i emocji znajdujemy się w codzienności funkcjonowania w tym budynku (przesyłam zdjęcia z otwarcia). Zygmunta filmy i obiekty, moja rzeźba z projekcją multimedialną również znalazły swoje miejsce na ekspozycji. Obecnie ruszyła charytatywna aukcja obiektów fotograficznych i fotografii na rzecz wyposażenia ciemni analogowej, która jak się okazuje ma wielu zwolenników. Aukcja jest prowadzona przez portal:
http://www.artinfo.pl/pl/katalog-aukcji/katalog/aukcje-internetowe/aukcja-fotografii-na-rzecz-sokolowska/
i trwa do 17tego czerwca. Jeśli możesz ją rozpropagować to byłoby wspaniale, bo jest to sytuacja wyjątkowa. Jesteśmy obecnie monotematyczni – tylko Sokołowsko, artyści, festiwale, znasz to doskonale, bo ma to ścisły związek ze sztuką. Daj znać Krysiu, jak odebrałaś tę część budynku po remoncie. Pamiętasz zapewne jak był tylko powietrzem, gdy szłyśmy wzdłuż elewacji tuż przed Twoim niezapomniane spektaklem „Ucho, gardło, nóż”, którym otworzyliśmy scenę kinoteatru „Zdrowie” w 2013 w Sokołowsku.
Zamieszczam, dzielę się, publikuję, myślę, pamiętam i połowę nieprzespanych godzin poświęcam im tam w Sokołowsku. Trzymajcie się.
Pauliny i Laury - wszystkiego dobrego
Oba teatry i Teatr Polonia i Och-Teatr grają cały weekend. I nieustannie całe wakacje.
Dziś premiera „ Raju dla opornych „ w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Lecę na wieczorną galę z przyjemnością. Wiem że oddaję Publiczności spektakl na jaki czekali, zabawny, w którym mogą się przejrzeć, a nawet więcej, taki, który ich czule przytuli. Zawdzięczam to w dużej mierze mistrzowskim trzem rolom, Doroty Kolak , Oli Koniecznej i Mirka Baki. Ukłonię się im w podziękowaniu dziś wieczór raz jeszcze. A potem z przyjemnością odbędziemy premierę warszawska 13 czerwca . – Płyn po morzach i oceanach – powiem także w Warszawie ze spokojem. Oglądam to przedstawienie sama po raz enty „bez przykrości”, a to dla mnie znak. Nienawidzę oglądać swoich spektakli bo nerwy jakie mnie to kosztuje nie są warte pożytku z tego oglądania.
Za niedługo na wakacje. Pakuje już walizkę pracy dla siebie. Jena adaptacja do Telewizji, scenariusz koncertu, na 15 sierpnia, nauka na pamięć trzech rzeczy, kilka rzeczy do czytania , do słuchania, na wierzchu egzemplarz „ Callas” której premiera 5 września. Już czuje słońce, słyszę cykady i łagodny wiatr. Same przyjemności. Tubylcy znają już moje codzienne chodzenie brzegiem morza i powtarzanie tekstów na głos. Wiedzą że uczę się kolejnej roli. Uśmiechają się . Jeżdżę tam już w to miejsce 19 lat. Kilak pierwszych lat byłam panią Kociński , bo używaliśmy nazwiska męża, potem panią dŻanda.
Wracam w połowie lipca i gram i próbuję. Żegnamy się tego lata w teatrach z dwoma tytułami ale gramy na Placu Konstytucji i na Grójeckiej w wakacje bardzo dużo.
Przygotowuje się do jesieni, będzie pracowita i burzliwa. Zamknę oczy jak mój kot, stulę uszy jak on i przecisnę się przez dziurę w siatce jak on ocalając ogon mam nadzieję.. . Byłem się dobre czuła na zdrowiu i w głowie…byle nic nie przewidzianego. .
Leszka i Kłotyldy - wszystkiego dobrego
Szanowni Państwo, musimy wymienić fotele w Och-Teatrze. Te które do dziś służą są tak historyczne jak sam budynek, czyli są tam od 1949 roku i na „dadzą rady” dalej. Remontowaliśmy je na okrągło, błagaliśmy ,zaklinaliśmy żeby wytrzymywały, ale dalej się nie da. Trzeszczą , jęczą, wypluwają siedziska , klapią, walą, kłują, zatrzaskują w sobie widzów. Kochamy je ale ….czas się rozstać.
Prosimy pomoc. My damy część pieniędzy i Wy dajcie część. Za 800 złotych oferujemy wdzięczność, tabliczkę na fotelu z nazwiskiem fundatora a 1 września 2015, zapraszamy jako pierwszych na ‘premierę fotelową” sztuki „Callas . Master Class”, w prezencie. Będzie to ekskluzywny wieczór dla „posiadaczy foteli”. Ja będę na scenie ale potem napijemy się wszyscy szampana.
Kiedyś, 10 lat temu hojni ludzie, kupili nam fotele do Teatru Polonia. Teraz prosimy o pomoc w sprawie widowni Och-Teatru.
Ukłony składam, pozdrowienia wysyłam. Krystyna Janda
Wszelkich informacji o akcji „Dołóż się do fotela” udzieli Państwu pan Michał Kołodziej, który jest do dyspozycji po numerem telefonu 881 529 641 lub pod adresem fotele@ochteatr.com.pl
A jeśli mówię o teatrach. Gramy cały długi weekend, w Teatrze Polonia „Happy now?”, w Och-Teatrze ” Truciciel” i ” Upadłe anioły”.
13 czerwca w Teatrze Polonia, premiera ” Raju dla opornych” Karol i Barbara powracają, dołącza do nich Diana. Dorota Kolak, Aleksandra Konieczna i Mirosław Baka. Zapraszam z dumą. ( wszystkie bilety na stronach teatrów www.teatrpolonia.pl lub www.ochteatr.com.pl )
Erazma i Marianny - wszystkiego dobrego
Wczoraj przy okazji spektaklu GRUBE RYBY świętowaliśmy 65 lecie pracy artystycznej Wiesławy Mazurkiewicz. Było naprawdę wzruszająco, a Publiczność stanęła powyżej wysokości zadania. Dziękujemy.
Pani Wiesława wzruszona, po spektaklu biegła do domu gdzie czeka na Nią niecierpliwie Gustaw Lutkiewicz już nie tak aktywnie uczestniczący w życiu.
Wiesiu…. i my Fundacja i Publiczność bardzo, bardo dziękujemy za wszystko, za role, za Twoje ciepło, za Twoją dzielność, otwartość, życzliwość i zgodę na ten świat i na nas. Grasz i w Teatrze Polonia i w Och-Teatrze. wczoraj powiedziałaś- kocham te teatry. Bardzo, bardzo Ci za to dziękujemy.
Jakuba i Konrada - wszystkiego dobrego
Dziś z okazji Dnia Dziecka składam Wam dzieci najserdeczniejsze życzenia dobrego, miłego, wartościowego, satysfakcjonującego życia i wykorzystania wszelkich szans. Żeby Wasze życie , po naszej śmierci, było dobre, godne i dostatnie.
Miłości.
Tolerancji.
Czułości.
Dobrych, mądrych, kochających rodziców. Was i siebie.
Wspaniałych nauczycieli i kolegów.
Światłych ludzi, którzy będą mieli na Was wpływ i będą decydować o Waszym życiu.
Szacunku dla Was i Waszych praw.
Powagi i rozsądku w rozwiązywaniu Waszych problemów.
Partnerstwa od wszystkich, od dorosłych i rówieśników.
A poniżej, dla przypomnienia:
Janusz Korczak nieustannie podkreślał, że dziecko w żadnym momencie swojego życia nie może być przedmiotem manipulacji świata dorosłych. Dorośli nie chcą dopuszczać dzieci do spraw codziennych, tłumacząc, że dzieci są zbyt małe i niedoświadczone. Ale według Korczaka dziecko to samoistna jednostka, która zasługuje na szacunek i przestrzeganie jej praw.
Stary Doktor, który cenił wartości: sprawiedliwość, szacunek, godność, piękno, prawdę i miłość do bliźniego, apelował do wychowawców, aby zatroszczyli się o podstawowe prawa dziecka.
Do tych praw zaliczał:
Janusz Korczak powiedział kiedyś „nie ma dzieci są ludzie”. I to jest prawda. „Dziecko to także człowiek tylko, że jeszcze mały…”. Przecież każdy dorosły kiedyś również był dzieckiem. Tak więc, podobnie jak każdy dorosły, dziecko jest właścicielem pewnych praw i wolności. Nazywają się one prawami człowieka. Źródłem tych praw jest godność człowieka, zwana również człowieczeństwem. W Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej zapisana jest ona w art. 30:
„Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”.
Z godności wywodzą się dwie zasady: wolność i równość, które są podstawą wszystkich praw człowieka. Wolność oznacza to, że człowiek nie jest własnością kogokolwiek, posiada wolną wolę, może samodzielnie podejmować decyzje i świadomie ponosić za nie odpowiedzialność (dziecko uczy się tego w trakcie dojrzewania). Równość oznacza, że każde dziecko ma takie same prawa i ma być tak samo traktowane przez wszystkich bez jakiejkolwiek dyskryminacji.
Otóż, ze względu na to, że człowiek przed i po urodzeniu (zwany dzieckiem) nie jest w stanie funkcjonować samodzielnie, uznano, iż do pewnego momentu swojego życia musi pozostawać pod opieką dorosłych.
Konwencja o Prawach Dziecka w art. 1. definiuje „dziecko” jako „każdą istotę ludzką w wieku poniżej osiemnastu lat, chyba że zgodnie z prawem odnoszącym się do dziecka uzyska ono wcześniej pełnoletność”.
W rozumieniu ustawy z dnia 6 stycznia 2000 r. o Rzeczniku Praw Dziecka „dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności (Art.2.1.). Uzyskanie pełnoletności określają odrębne przepisy(Art.2.2).
Najważniejszymi opiekunami są rodzice. Jednak wtedy, gdy ich zabraknie lub nie wywiązują się ze swoich obowiązków rodzicielskich lub nie dają sobie samodzielnie rady z opieką nad dzieckiem, to państwo w myśl zasady pomocniczości musi im pomóc lub przejąć ich obowiązki.
Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją.
Dziecko pozbawione opieki rodzicielskiej ma prawo do opieki i pomocy władz publicznych.
Ale to wszyscy dorośli powinni brać udział w rozwoju umysłowym i fizycznym dziecka, gdyż dzieci są największym bogactwem każdego społeczeństwa i w przyszłości to one będą decydowały o swojej wspólnocie, państwie, globie. Należy je więc bardzo dobrze do tej roli przygotować. Ma to robić rodzic, nauczyciel, lekarz, policjant, polityk itd.
Dziecko nie jest własnością dorosłych. Jest słabsze od dorosłych, dlatego też musi posiadać dodatkową ochronę przed siłą dorosłych. Taką ochronę dają im prawa dziecka zapisane w Konwencji o prawach dziecka. Konwencja powtarza katalog większości praw człowieka, ponieważ nie ma sensu zapisania np. praw emerytalnych, gdyż w Polsce uzyskuje się je dopiero w wieku 67 lat. Konwencja natomiast zobowiązuje państwo i dorosłych do szczególnego traktowania dzieci.
Ratyfikując Konwencję o Prawach Dziecka, państwo i dorośli zobowiązali się do uznania dobra dziecka za najwyższy cel w traktowaniu człowieka – dziecka. Zobowiązali się również do przygotowanie dziecka do dorosłego życia i ochrony dziecka przed wszelkiego rodzaju przemocą (niewolnictwem, handlem ludźmi, wykorzystywaniem seksualnym, pracą przymusową, udziałem w działaniach zbrojnych).
Ponadto, państwa zobowiązały się do dostosowania instytucji publicznych do działań na rzecz ochrony praw dziecka. W Polsce Konstytucja RP z 1997 r. ustanowiła instytucję Rzecznika Praw Dziecka, który stoi na straży praw i wolności dziecka. www.brpd.gov.pl
Augustyna i Jaromira - wszystkiego dobrego
Dziś w Och-Teatrze premiera sztuki autorstwa Erica Chappella „ Truciciel”. Autor jest uznawany dziś za najlepszego pisarza, scenarzystę, komediopisarza Brytyjskiego, nagrodzony niezliczonymi laurami, grany w telewizji i teatrach na całym świecie. „ Truciciel” jest klasykiem jego stylu. Komedia o samobójstwie i depresji, kpina ze śmierci, to przyciągnęło naszą uwagę. Świetny dialog, materiał na niekonwencjonalne role. Reżyseruje Cezary Żak, gra także tytułową rolę truciciela, do czego Go namówiłam, a nawet zmusiłam, bo opierał się wierzgał, miał wątpliwości czy sprosta i reżyserii i zagraniu jednocześnie tak dużej roli. W poprzedniej, u nas reżyserowanej przez Niego sztuce „Trzeba zabić starszą panią” przyjął rolę tylko epizodyczną. Lubię jak reżyserzy- aktorzy, grają w swoich produkcjach, emocje i temperatura spraw, są wtedy dużo wyższe. A stała obecność reżysera, mającego realny wpływ na kształt całości i kondycję przedstawienia, bezcenna. Tu, przy tej produkcji będzie to miało znaczenie kapitalne.
Żona od lat cierpiąca na depresję ( w tej roli, wymiennie Dorota Pomykała i Dorota Segda) postanawia odejść z tego świata żeby przerwać cierpienie wywoływane depresją, przybywa fachowiec, który ma jej w tym pomóc ( Cezary Żak), ona postanawia umrzeć z ukochanym mężem (Mirosław Kropielnicki), nie wiedząc że wszystko to, samobójstwo, jest ukartowane, przez sekretarkę i kochankę męża( Małgorzata Foremniak i Karolina Gorczyca). Próbuje ich ratować Samarytanin z telefonu zaufania, sam mający problemy ze swoim życiem małżeńskim ( Henryk Niebudek / Andrzej Pieczyński).
Na naszej scenie po raz pierwszy więc Małgosia Foremniak, Karolina Gorczyca i Dorota Segda, dla której od dawna szukaliśmy roli, żeby mogła do nas dołączyć, oraz słodki, też od dawna wyczekiwany i pożądany w naszych szeregach, Henryk Niebudek, którego aktorstwa jestem wielką, wielką wielbicielką. Dlaczego o tym piszę? Bo nasze wieczory teatralne, to także przyjaźń, serdeczność i przyjemność spotykania się. I na scenie i za kulisami. Wszyscy grający u nas aktorzy to wiedzą.
I jeszcze Mirosław Kropielnicki – Kropek. To aktor, z Poznania, którego kocham. Był i jest filarem zespołu i repertuaru Teatru Nowego w Poznaniu, a ja spotkałam się z nim, przy okazji reżyserowania tam przeze mnie „Namiętności”. Spotkałam tam wtedy całą plejadę wspaniałych ludzi , aktorów, artystów, i od tamtego czasu cierpię, że ma szansę ich oglądać, wielu z nich, tylko publiczność poznańska. Od dziś Kropek, u nas i mam nadzieję, nie skończy się na tym jednym przedsięwzięciu teatralnym.
Tak więc kolejna grupa twórców, zgromadzonych dookoła swojej historii, zaczyna spotkania z Publicznością . Oby długie i owocne, bo przyjemności są od dawna, od początku tego projektu. Dziś premiera.
( zdjęcia z wczorajszej próby, tylko cześć obsady na zdjęciach, niestety)
ERIC CHAPPELL
TRUCICIEL
Tłumaczenie: Elżbieta Woźniak
Reżyseria: Cezary Żak
Scenografia: Arkadiusz Kośmider
Kostiumy: Tomasz Ossoliński
Światło: Arkadiusz Kośmider i Paweł Szymczyk
Asystent scenografa: Małgorzata Domańska
Producent wykonawczy i asystent reżysera: Alicja Przerazińska
Obsada:
Małgorzata Foremniak/Karolina Gorczyca, Dorota Pomykała/Dorota Segda, Mirosław Kropielnicki, Henryk Niebudek/Andrzej Pieczyński, Cezary Żak
Czas trwania: 125 minut, 1 przerwa
Data premiery: 28 maja 2015
Urbana i Grzegorza - wszystkiego dobrego
Narodzie, życzę spełnienia marzeń. Gratulacje.
Ja do Rzeszowa do Filharmonii z Koncertem. Od jutra w Gdańsku przygotowuję do premiery mój spektakl ” Raj dla opornych” w Teatrze Wybrzeże. Potem ten sam spektakl do premiery warszawskiej w Teatrze Polonia. Jednocześnie pierwsze próby Callas, i akcja związana z nowymi fotelami dla Och-Teatru. Na koniec mesiąca, sprawy rodzinne i wyjeżdżam …. na wakacje.
A Wam gratulacje, mimo okropniego języka i złych uczuć w ostatnich komentarzach.
Bernarda i Bazylego - wszystkiego dobrego
Nie chcę zmian, nie chcę rewolucji, chcę pracować spokojnie i wytrwale, ku chwale ojczyzny, na swoim odcinku. Niech świat, ludzie, sztuka, teatr, wszystko dookoła będą różnorodne, niech każdy zostaje przy swoim zdaniu, poglądach i religii a inni nie mają do niego o to pretensji. Niech wszystko rozwija się i kwitnie tak jak przez ostatnie 25 lat i niech nikt temu nie przeszkadza.
Tylko raz zakłócano ten swobodny bieg wydarzeń i spraw, podczas dwuletniego panowania PiSu. Nie chcę powrotu. Wtedy co prawda stworzyłam Fundację i Teatr, bez niczyjej zresztą pomocy (oprócz Waldemara Dąbrowskiego ówczesnego Ministra Kultury i Sztuki), sama, nikt mi nie pomógł z władz, ale trzeba przyznać i nie przeszkodził. Potem raz chcieli mi zdjąć ze sceny sztukę „ Darkroom” o przyjaźni geja z dziadkiem z Radia Maryja. Nie zdjęłam. Kazali mi więc oddać te kilka złotych, które mi niby do tej produkcji dodali. Zwróciłam.
Boję się, że gdyby wygrał PiS awangarda może się pakować, aktorzy zakrywać golizny, język ugrzeczniać, sprawy krystalizować w stronę prawą, jedyną słuszną. A na dzikość i wolność serca i umysłu trzeba by wziąć leki uspokajające i na przeczekanie.
Nie chcę
Weroniki i Sławomira - wszystkiego dobrego
Takie oto dostałam zdjęcia i przerażającą wiadomość że ktoś sobie po prostu zamówił taki tatuaż.
Tydzień przedwyborczy skrajnie męczący, dusi wodę, wieje grozą, ciarko chodzą po plecach.
Od trzech miesięcy nie palę zupełnie i mówi mi się i śpiewa z niezwykłą łatwością. Choć głos trochę nie mój i stawiam koguty jak w młodości.
Dwa razy zagrałam w tym tygodniu ” Białą bluzkę” na Ślasku, jutro gram w Poznaniu.
Nienaturalnie wszystko rośnie, drzewa, kwiaty, krzaki, najbardziej na cmentarzach.
We środę żegnamy się z naszym niezwykłym spektaklem Doroty Kędzierzawskiej „Medea”. Żal będzie rozstać się ze spektaklem, dziećmi, Magdą Boczarską. W tym roku takich pożegnań będzie kilka.
Boję się weekendu!!!!
Roberta i Serwacego - wszystkiego dobrego
Najpierw zorientowałam się, że do teatrów coraz częściej przychodzą ludzie naprawdę starsi.
Potem zadzwoniło do nas do Fundacji kilka Uniwersytetów Trzeciego Wieku, z ofertą współpracy. Biuro podróży, organizujące wyprawy do teatrów w całej Polsce dla swoich starszych klientów.
Coś jest na rzeczy, pomyślałam.
Coś się zmienia i to dość gwałtownie.
Kiedy otwieraliśmy Teatr Polonia, bez większej wątpliwości i zastanowienia, ogłosiłam że otwieramy teatr dla kobiet, o kobietach i kobiety będą w nim tworzyć. Było to 10 lat temu. Trafiłam w dziesiątkę. No, ale nie była to wielka filozofia, stojąc na scenie wtedy od kilku lat widziałam na widowni, głównie kobiety. Teraz trochę się to zmienia, są i mężczyźni, tyle że starsi. W teatrze dla kobiet, kobiety opowiadają i zajmują się często mężczyznami. Problemami czy radościami, związanymi z mężczyznami. Relacjami damsko- męskimi. Tyle że teraz widownia wyraźnie się starzeje. Czy musimy robić teatr dla starszych? – zastanawiam się. Następuje zmiana?
Zrobiliśmy kilka tytułów teatralnych adresowanych. 60+. Czy to przyszłość? A w każdym razie jej istotny element?
Znalazłam w Internecie raport na temat zmiany konsumentów. Bardzo interesujący.
Raport Desk Research na temat profilu dojrzałego konsumenta. Oto wyjątki:
Zgodnie z prognozami ekspertów międzynarodowych, globalizacja procesu starzenia się społeczeństw spowoduje zwiększenie się liczby osób w wieku 60+ o 1-1,5 mld na całym świecie, z czego w Polsce o około 6,2 do 7,3 mln, w przeciągu najbliższych 10-20 lat1
Według danych GUS4 obecnie przewidywane przeciętne trwanie życia wynosi 80,9 lat dla kobiet (bez różnicy na zamieszkanie na wsi lub w mieście) oraz 72,4 lata dla mężczyzn (jednak w przypadku mężczyzn mieszkających na wsi wynosi ona 71,6 lat a w miastach 73,0 lata)5.
Z perspektywy przedmiotu badania tj. osób w wieku 60+ ciekawsza jednak jest zmiana przewidywanej długości trwania życia dla osób, które ukończyły 60 rok życia. Według danych GUS dla tej grupy ludności wskaźnik ten wynosi 23,8 lata, a dla kobiet (23,8 w przypadku mieszkających w mieście oraz 23,6 w przypadku mieszkających na wsi) oraz 18,5 roku dla mężczyzn (18,9 w przypadku mieszkających w mieście oraz 18,0 w przypadku mieszkających na wsi).
Taka zmiana oznacza, że na rynku pojawia się nowa grupa konsumentów. Co prawda osoby starsze na rynku funkcjonowały zawsze, jednak ich liczebność nigdy nie była tak duża oraz nie zwiększała się w tak szybkim tempie. Oznacza to konieczność dostosowania rynku do potrzeb tej grupy.
Mimo przewidywanego spadku populacji ogółem o 5,6% w 2035 w stosunku do roku 2008, liczebność grupy osób w wieku 60 – 65 wzrośnie o blisko 60%24.
A więc świat, handel, produkcja, kultura, media, muszą przygotowywać się do tej zmiany. A to zmiana diametralna. W kulturze, wydaje mi się fundamentalna.
Zapatrzeni w młodzież i ich potrzeby. Ich gusty i ich tematy, zapomnieliśmy o innych. Starając im się przypodobać, mam wrażenie, ” zgłupieliśmy”, dla nich. A niepotrzebnie. Możemy wrócić do siebie.
W 2035 roku, w czasie przeważającej dojrzałości , tak to nazwijmy, dzisiejsi czterdziestolatkowie, o których dziś się bijemy, także w teatrach, będą mieli 60 lat.
Amatorskie to rozważania, czysto intuicyjne, ale obserwując kino światowe, rynek książek, mam wrażenie, że powoli, powoli drzwi otwierają się w kierunku czwartego wieku i jego potrzeb. I bynajmniej, nie jest on nazywany już od jakiegoś czasu wiekiem starości, bo po co obrażać konsumentów z taką siłą nabywczą! Sukces choćby takich filmów jak Hotel Marigold, a teraz Drugi hotel Marigold, które przecież nie są wybitne, ale za to poruszają problemy samotności i wieku czwartego, sukces tych tematów, aktorów w tym wieku, aktorek, jest zastanawiający. Przy czym coraz częściej przesłanie mówi – dopiero w tym wieku możesz być szczęśliwy, suwerenny, realizować marzenia i gusty, a przede wszystkim być nareszcie sobą, możesz przestać udawać!
Kremy 50+, 60+, 70+ w sklepach nie są już rzadkością. Branże kosmetyczna, farmaceutyczna, żywieniowe, zorientowały się już dawno…
Dostajemy w prezencie, dzięki rozwojowi nauki, medycyny, dzięki większej świadomości i wyższej kulturze życia i jedzenia 20 dodatkowych lat w prezencie! Tak mówią prognozy. Może to być najpiękniejszy czas! Czemu nie? Szykujmy się na to….z nadzieją i radością.
Zamieszczam zdjęcie mojej ulubionej Maggie Smith.