Macieja i Bogusza - wszystkiego dobrego
DALEKI UROK OSCARA
Na początek mała ciekawostka. W napisach filmu „Popiół i diament” ukazuje się nazwisko Haliny Nawrockiej, po „Eroice”- nazwisko Jadwigi Zajicek, po „Matce Joannie d Aniołów”-nazwisko Wiesławy Otockiej, a po „Krótkim filmie o zabijaniu”- nazwisko Ewy Smal. To montażystki, których talent i wrażliwość spowodował takie zorganizowanie materiału, że tytuły filmów zostały zapamiętane przez widzów na całym świecie.
I jak zwykle bywa wszystko było dziełem przypadku. Ruchome obrazki prezentowane w budach jarmarcznych określane były, jako wynalazki bez przyszłości. Bo po co było płacić za obejrzenie czegoś na ekranie, skoro to samo można było zobaczyć na ulicy? Ale zwykłe niechlujstwo, czy zaniedbanie spowodowało nagły rozwój sztuki filmowej. Fotografowano hamujący na przystanku autobus i źle założona taśma urwała się a kamera została zablokowana. Kilka minut trwało, zanim wymieniono zerwaną taśmę i uruchomiono z powrotem kamerę. Po wywołaniu okazało się, że z przystanku na którym stanął autobus ruszył karawan. Było to pierwsze, niezamierzone cięcie montażowe.
Od tej pory szukamy w montażowni czarów. Klatki w profesjonalnej kamerze przesuwają się z prędkością 24/sek. Odtwarzanie w tym samym tempie umożliwia wywołanie złudzenia ruchu i przenoszenie się z miejsca na miejsce z prędkością myśli. W ciągu ułamka sekundy możemy przenieść się z restauracji na Wieży Eiffel’a do wyschniętego koryta rzeki w Kongo.
Na początku wieku XIX, David Griffith wprowadził nowy język narracji filmowej. Okazało się, że jeżeli sklei się krótsze ujęcie goniącego i dłuższe uciekającego – widz odniesie wrażenie, ze pogoń zbliża się. Griffith różnicował plany, to znaczy kleił zbliżenia twarzy z ogólnym planem bitwy, co dawało niesamowitą dynamikę narracji. Właściwie wszystko w kinie zostało wymyślone prawie sto lat temu i teoretycznie trzeba tylko umieć to wykorzystać. Ale po co? Studenci wyciągają notatki: "Walka" ostatni film Griffitha zrealizowany za jego własne pieniądze w latach 20 poniósł całkowite fiasko. Od tego czasu nie udaje mu się ani w USA, ani w Europie zrealizować już żadnego ze swoich projektów. Do śmierci pełni tylko funkcję doradcy przy filmach realizowanych przez innych filmowców. W roku 1935 Griffith został uhonorowany Oscarem za całokształt twórczości. Zmarł w nędzy w 1948 roku. Coś źle kombinował – nas interesuje sukces a nie porażka, powtarzają studenci.
Czasami bardzo trudno jest przekonać, ze dłużej znaczy gorzej. Steven Spielberg opowiadał o miesięcznej dyskusji z montażystką, czy dać dwie klatki mniej czy więcej "rozdziawionych" szczęk rekina.
Na początku lat dwudziestych, jeden z wybitnych teoretyków kina Lew Kuleszow zmontował neutralne ujęcie aktora Mozżuchina z kobietą przy trumnie, talerzem zupy, i dziewczynką przytulającą lalkę. I co się okazało? Że dokładnie to samo ujęcie wyrażało współczucie albo głód, albo tkliwość. Ale te drobne chwile, warte są tego, aby całe swoje życie poświecić oszustwu, jakim jest film.
A co by było, gdyby można było przemontować swoje własne życie? Powycinać nieudane randki, kompromitujące sytuacje, które latami snują się wstydliwymi wspomnieniami?
Na szczęście nie można. Bardzo dobrze że Główny Reżyser "macha palcem". Życie musimy przeżyć bez montażu.
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Symeona i Konstancji - wszystkiego dobrego
SŁABOŚĆ
Jeden z aktorów spóźnił się na spektakl cztery godziny. Trzymając się niepewnie chromowanej blokady spytał portiera: – Cccccooooo?sieeeeeeeee sstało? Portier odpowiedział, że spektakl jest odwołany. Na to ów aktor::-Tttttttoooooo iiidiooootyyyyyczneee, wszyssssssssstkiiiiiichchchchchch zawiadddddddoooommmmiiiiliii, tylko mnieeeeee nieeeeee?.
Sam przeżywam okres słabości i rozumiem ,że nachodzi człowieka żal do świata i trzeba się jakoś ratować. Alkohol popieram, bo po pierwsze świetnie ułatwia kontakty towarzyskie, a po drugie ma efektowne działanie chemiczne. Moja przyjaciółka mówiła – pierwszy kieliszek nic, drugi też, a po trzecim wszyscy mężczyźni przystojni i szlachetni. Oczywiście ma to swoje złe strony- na przykład kac, ale to już zupełnie inna historia.
Zdzisław Sierpiński wybitny krytyk muzyczny napisał kiedyś recenzję z koncertu, który się nigdy nie odbył. Uroczy kompan, bohater Powstania Warszawskiego, świetny znawca rzemiosła muzycznego pisze o koncercie, którego nie było. A co to? Jego wina, że się nie odbył? Uważam, że napisanie recenzji z odwołanego koncertu wymaga większego kunsztu, niż opisanie tego co się widziało i słyszało.
Przed chwilą telewizor zacytował wywiad z polskim raperem. Otóż muzyk ów, po kilkunastoletnim treningu estradowym wystąpił po raz pierwszy na trzeźwo. Oko mu błyszczało, dłonie drżały, wyglądał jakby nawalił się podwójną dawką heroiny. Nie mógł uwierzyć, że takie fantastyczne doznania można osiągnąć wychodząc na scenę „trzeźwy, jak świnia". Nie wiem co prawda czemu do określenia stopnia opilstwa przywołuje się tego jakże potrzebnego i inteligentnego ssaka.
Jednym z bardziej dotkliwych skutków słabości- są trudności komunikacji. Żona mojego przyjaciela wykorzystuje ten defekt bezwzględnie zamiast alkomatu. W drzwiach, jak zwykle początek stereotypowy
On: – W życiu! Nawet kropelki.
0na: –Tak? To powiedz przy jakiej ulicy mieszkasz!
On: –Gibrar, gibral, gibaral, trudno piłem!
Pójdę teraz do kuchni, naleję sobie kieliszeczek, wypiję i zacznę zbierać myśl.
Zaraz, zaraz, wezmę flaszkę do pokoju, po cholerę trzy razy chodzić i tracić energię na rzeczy kompletnie nieprzydatne. Wypiłem jeden, drugi i od razu lepiej mi się myśli. John Lennon kiedyś powiedział: – Mówię to co myślę, a myślę, co mi się podoba. I o to chodzi, tylko po co otworzyłem komputer? Od czasu do czasu mam jakiś głupi nawyk nie wiadomo od czego
i po co?
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Jacka i Scholastyki - wszystkiego dobrego
TYM, KTÓRZY NARAŻAJĄ SWOJE ZYCIE, ABY UATRAKCYJNIĆ OBRAZ FILMOWY
W filmie „Pan Wołodyjowski” realizowano scenę ciągnięcia jeźdźca za koniem. Przywiązali manekin na linie i koń stratował kukłę. Wtedy kierownik produkcji powiedział, że to jest za drogie, trzeba wziąć kaskadera.
Od kilkudziesięciu lat przyjaźnię się z kaskaderami, anonimowymi bohaterami opowieści filmowych. Skromni, fachowi, małomówni i cierpliwi. I ciągle czekają na planie aż spłoną w czołgu, spadną z wieżowca, czy wbije im ktoś lancę w bok . Mam w swoim życiorysie kawałek doświadczenia w tym zawodzie. W 1966 roku Jerzy Skolimowski pracował nad filmem „Bariera”. Ja byłem taksówkarzem i nie miałem w swoich planach przyszłości filmowej. Byłem wówczas autorytetem szoferskim wśród znajomych. Reżyser zaproponował koledze z gimnazjum zorganizowanie i wykonanie sceny kaskaderskiej. Moja taksówka ubrana była w kokon z przezroczystej tkaniny, założyłem cztery łyse opony a jezdnię kazałem wysmarować szarym mydłem. Bohater filmu- Janek Nowicki wychodząc z knajpy atakował taksówkę szablą. Samochód w folii przesuwał się albo obrotowo, albo poprzecznie, a Janek wbijał szablę w folię, ubrany w buty dla oszczepników, aby mieć dobra przyczepność. Scena ostała się w filmie z towarzyszeniem pięknej muzyki Krzysztofa Komedy.
Ryzyko! Jedna z najpiękniejszych cech narodowych. Michael Dobbs z „Washington Post” tak określił Polaka- „człowiek, który chętnie zginie za ojczyznę, ale niechętnie wstanie na szóstą do pracy”. Bez tych romantycznych, irracjonalnych motywacji nie byłoby pięknych kart historii, jak Powstanie Warszawskie, Solidarność, i innych zrywów wolności.
Krzysztof Kotowski, jeden z najbardziej doświadczonych kaskaderów opowiedział mi kiedyś o swoim marzeniu. Chciał wyskoczyć z pociągu przejeżdżającego przez most do rzeki. Kilka lat czekaliśmy na okazję, aby zrobić film dokumentalny o przygotowaniu takiego numeru. W końcu udało się. Miał dublować aktorkę i skoczyć z dachu tira z mostu do wody. Film opowiada krok, po kroku o wszystkich zagrożeniach. Kaskader wpada do wody z prędkością 182 km/g, gdzie metr pod powierzchnią zatopione są betonowe płyty. Synchronizacja prędkości tira, moment odbicia miedzy latarniami, wiatr, który może zmienić tor lotu itp.W tej ewolucji ułamek sekundy może decydować o życiu. Jego praca była w domu tabu. Nigdy nie mówił żonie o sytuacjach, które były zagrożeniem życia. Był to cichy układ zgody na wykonywanie pracy, z którą nie było żartów, Kiedyś nie przewidział, że od temperatury zatnie się zamek w płonącym samochodzie, którym jechał. Oparzenia drugiego stopnia, przeszczep skóry i z powrotem na plan. Innym razem strzelano do niego z łuku. W ustach miał deszczułkę, w którą miała wbić się strzała. Drewno było za cienkie, grot wyszedł przez policzek. Umazany krwią krzyczał do reżysera: kręcić! Najważniejsze było dla niego wykonać tak profesjonalnie ewolucję, aby nie było powtórki. Mam w swoich archiwach wypowiedź Kotowskiego: „ ja do końca się boję. Lecąc dwie, trzy sekundy na kartony, czy do wody, muszę odwrócić się na plecy i nie wiem, jaki będzie finał.”
Międląc kukurydzę miedzy zębami na sali kinowej znajdźmy moment na refleksję, że tuż przed wspaniałą miną zwycięskiego bohatera, ktoś anonimowy płonął żywym ogniem, aby scena była atrakcyjniejsza
. Film „Numer” wyemitowała TVP na początku lat dziewięćdziesiątych. Dwa lata później była powtórna emisja z następującym komentarzem: 19 listopada 1993 roku Krzysztof Kotowski zginął na planie filmu „Detektyw i śmierć”.
Błażeja i Hipolita - wszystkiego dobrego
PRZYSZŁOŚĆ
Czy małpa może napisać Romea i Julię? Być może, jeżeli zostawić ją z laptopem na parę milionów lat. Pamiętam ostrą kłótnię naukowców, którzy nie mogli się zdecydować, czy płaska skorupa żółwia, to błąd genetyczny, czy też początek zmian ewolucyjnych. Zgodzili się, że odpowiedź można będzie uzyskać za miliony lat.
Co będzie? Przyszłość jest coraz bardziej tajemnicza, bardziej niż dla naszych przodków żyjących w jaskiniach. Parę tysięcy lat temu w Chinach wymyślono teorię zmian, która stara się interpretować energię wszechświata. Uważa ona kosmos, ziemię i ludzi za elementy sytemu, który ciągle się zmienia. Starą chińską metodę odgadywania przyszłości przejęły komputery rzucając losowo monetą . Wybór jest całkowicie przypadkowy i nie zależy od wcześniejszych zdarzeń. Orzeł, czy reszka? Ludzie chcą, żeby przepowiednie stały się prawdą i tak je interpretują. Astrolog może się pomylić w dziewięciu przypadkach na dziesięć, ale i tak ludzie znajdą to, czego szukają. Lubimy się bać. Każdy chętnie dowiedziałby się, gdzie się zdarzy najbliższa katastrofa i jak przed nią można uciec.
Miliony ludzi na całym świecie uzależnia swoją przyszłość od ruchu ciał niebieskich, które determinują nasze wybory. Do gry wchodzą wielkie interesy i poważna nauka. Jeżeli w górze rzeki jest ulewa, to można przewidzieć w dole powódź. Tak działają dobrzy progności. Pytają graczy, naukowców, projektantów mody i odgadują przyszłe trendy dla takich firm jak BMW, Samsung, czy Loreal
Choć postęp techniczny przyspiesza, przewidywanie jest coraz trudniejsze. Kiedyś wydawało się , że magazynowanie informacji da możliwość przewidywania, ale to się sprawdza tyko w wąskich rejonach i nie do końca jak w synoptyce.
Twierdzono, że nie może powstać maszyna latająca cięższa od powietrza, ekonomista z Yale ogłosił w 1929 roku, ze giełda osiągnęła wysoki poziom na stałe. Było… to tydzień przed krachem. Prezes IMB twierdził w 1943 roku, ze sprzeda się najwyżej kilka komputerów. Bill Gates ogłosił w roku 1981 roku że 645 KB /wielkość pamięci/ wystarczy każdemu.
Mobilizacja ludzkiej świadomości występuje podczas ważnych wydarzeń. Miliony rzutów monetą dają prognozy dla giełdy, przewidują kataklizmy. 11 września 2001 roku generatory zdarzeń,/ komputery rzucające monety/ zanotowały największe wahania sygnału. Było to cztery godziny wcześniej niż uwaga całego świata skupiła się na Nowym Yorku. Prawdopodobnie aparaty wykryły przeczucia u wielu milionów ludzi na całym świecie.
Michel de Nostredame -facet w berecie , znany jako Nostradamus w XVI wieku napisał taki czterowiersz.
Ta, która została odrzucona, powróci do władzy,
Jej wrogowie znajdą się pomiędzy spiskowcami,
Z większą chwałą, niż przedtem będzie panować,
Z trzema i siedemdziesięcioma śmierć jest pewna.
Czy zatem Nostradamus przepowiedział śmierć Diany (rok 1997) z trzema mężczyznami w samochodzie pędzącym w tunelu, przed którym stał znak ograniczenia szybkości do 70 km/h? Czy śmierć Diany nastąpiła w wyniku zamachu na jej życie, a powrót do władzy to jedynie powrót w ludzkich sercach i okazałe uroczystości pogrzebowe?- takie pytania stawiają zwolennicy przepowiedni. Przeciwnicy zwracają uwagę, że równie dobrze można ów czterowiersz dopasować do rozmaitych sytuacji znanych z historii – jak choćby osadzenie na tronie Anglii Elżbiety I.
Ludzie zawsze znajdą sposób, żeby dopasować do nich sens, nawet jeżeli przyznają prorokowi przywilej wątpliwości. Odsetek jego prawdopodobieństwa kształtuje się w granicach 5%.
Przewidywanie przyszłości to skomplikowana sprawa, radzę pogadać z fizykami kwantowymi, którzy uważają, ze niepewność jest nieodłączną cechą wszechświata. Nasze działanie w teraźniejszości wpływa na przyszłe wyniki . Nieważne czy patrzysz w kryształową kulę, czy we wnętrzności owcy. Nikt nie przewidział krachu na giełdzie w latach dwudziestych, nikt nie prognozował rozwoju Internetu.
Jak facet w berecie mógł przewidzieć to, co się zdarzyło po czterystu latach, kiedy najwięksi specjaliści maja trudności z prognozowaniem pogody za tydzień?
Lubimy patrzeć w przyszłość, bez względu na niepowodzenie. Przyszłość to jedyne miejsce, gdzie spędzimy wszyscy dużo czasu.
Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl )
Macieja i Martyny - wszystkiego dobrego
ASYSTENTURA
Całe życie uwielbiałem, kiedy ktoś mówił NIE, a po mojej bezczelno- demagogicznej perswazji zmieniał na MOŻE.
Nie będę pisał o relacjach męsko-damskich, bo w moim wieku nawet nie wypada. Ograniczę się do sfery zawodowej. Pisałem kiedyś, że podwiozłem Marka Piwowskiego do Wytwórni na Chełmską, wszedłem z nim i… zostałem tam 35 lat. Oczywiście nie zaproponowano mi reżyserowania, tylko umowę asystencką. 8 lat wykonywałem tę posługę przy Karabaszu, Łomnickim, Perskim, Kosińskim i wielu innych. Przynosiłem kawę, szukałem ludzi, robiłem tak zwaną „kalendarzówkę” i przyglądałem się. Nigdy nie myślałem o samodzielnej pracy. Świetnie zarabiałem w tym okresie, jako fotograf przyklejony do filmu. Bardzo często robiłem zdjęcia tam , gdzie nie wpuszczano kamery. Robiłem fotosy, zdjęcia do promocji itd. Ale wracam do mojej pasji przekonywania ludzi. Janek Łomnicki wysłał mnie do pana Wrzaszczyka, który był dyrektorem zjednoczenia, żebym załatwił fiata 125 do filmu „Toast”- na 25-cio lecie PRL-u. Dyrektor Wrzaszczyk powiedział- nie ma wolnych pojazdów, że wszystkie są wykorzystane i nie ma żadnej możliwości. Zdziwił się, że nie wychodzę, tylko bezczelnie patrzę mu w oczy.
Powiedziałem, że szkoda jego czasu i mojego na to nas czeka po odmowie. Wyjdę, pojadę go Komitetu Centralnego, do Wydziału Propagandy i powiem, ze robimy film na zlecenie najwyższych władz partyjnych, a odmawia nam się takiego głupstwa, jak fiat 125. Oni zadzwonią do pana, pan do dyrektora FSO i dostanę fiata. Nie wyjdę, aż podniesie pan słuchawkę i zadzwoni. Przyglądał mi się długo, podniósł słuchawkę i usłyszałem taki tekst. – Zbyszek? Siedzi u mnie facet, który powiedział, że nie wyjdzie aż dostanie fiata 125. Po jego oczach widzę, ze naprawdę nie wyjdzie. Daj mu do cholery to żelastwo, bo ja mam kupę roboty.
Innym razem dostałem polecenie, żebym zdokumentował taką sprawę. Aleksiej Demczuk, pierwszy komendant MO w Chełmie, został zastrzelony w łóżku szpitalnym razem z żoną i psem. Był bohaterem, czy bandytą? Szukałem śladów, jak pies gończy. O pierwszej w nocy dotarłem do Kraśnika. Otworzył mi facet w gaciach i przez łańcuch powiedział, że jeżeli nie odejdę – wezwie milicję. Wstawiłem nogę między drzwi i framugę i wzniosłem się na wyżyny demagogicznej perswazji. Facet zaprosił mnie do środka, obudził żonę, postawił na stole pół litra / konieczne obowiązki asystenta reżysera/. Do ósmej rano płakali oboje, opowiadali wszystko. Przywiozłem nagrania, zdjęcia, dokumenty z których ewidentnie wynikało, że Demczuk był kawałem s…syna. Za późno- usłyszałem od reżysera,, zrobiłem z niego bohatera.
Kiedyś wysłano mnie po Violettę Villas, czyli Czesławę Cieślak, która nie zjawiła się na planie. Schowała się do szafy przede mną i powiedziała- że za „żadne skarby”. Najpierw mówiłem o odszkodowaniu, później, że cała Polska czeka i inne bzdury, aż wyszła z szafy.
Dalej przynosiłem kawę reżyserom, zasypiałem w montażowni aż mnie to wszystko znudziło. Postanowiłem rzucić film i poszukać pracy w jakiejś redakcji. Całe życie robiłem zdjęcia, próbowałem pisać i pomyślałem, że może to jest wyjście. Wtedy koledzy namówili mnie na debiut. Do tej pory nie wiem, czy dobrze zrobiłem. Reżyser przypomina pasażera na statku w czasie sztormu. Rzygać się chce, a nie ma jak wysiąść.
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Walerego i Radomira - wszystkiego dobrego
TRZEBA Z ŻYWYMI NAPRZÓD IŚĆ
„A nie w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę”- tak przed laty kończył myśl Adam Asnyk.
Przekładając jego język na współczesny – trzeba wystrzegać się obciachu, frajerstwa i wybierać ostrożnie z różnych odmian oldskulu. Pojęcie powstało z angielskiego old-stary i school-.szkoła .Wystrzegaj się pewnych form starej szkoły, bo nie będziesz trendy.
Wszystkie kolorowe gazety uczą nas- co się nosi, jak się gotuje, czym się jeździ. Kiedyś na rozpadającym żuku był napis ZAOPATRZENIE- teraz na busie kolorem uderza LOGYSTIC. Coraz bardziej odklejam się od rzeczywistości i gubię się w tym, co mnie otacza.
Nie wiedziałem, że Calvin Klein lansuje spodnie – rurki. Odskulowo jest nosić asymetryczne bluzki, koszulki z nadrukami typu made in DDR, PRL, CCCP, z wizerunkiem Gierka, dresowe kombinezony i agresywnie kolorowe bluzy oraz swetry. Na nogach koniecznie trampki lub białe buty.
Marketingowcy wykorzystują modę, a oldskulowiec chwyta przynętę. Firmy bezczelnie wykorzystują tęsknotę za czasami, kiedy było biednie, ale bezpiecznie. Grają więc na sentymentach – wypuszczają na rynek nowe produkty, które nie mają nic wspólnego z tymi sprzed lat. Pozostała tylko nazwa, bo dawni producenci już dawno zostali wykupieni przez zachodnie koncerny. Kawa Inka zyskała nowego producenta – Biogran, oraz nową puszkę. Prince Polo, dawniej produkowane przez cieszyńską Olzę, teraz należy do Kraft Foods Polska. Proszkiem E zarządza teraz Cussons. To samo dotyczy proszku IXI, teraz – Pollena Cussons. Puma swoją jesienną, limitowaną kolekcję okrzyknęła mianem „butów z duszą, wyjątkową, limitowaną serią dla prawdziwych indywidualistów”. Fason lat 60-tych.
Każdy chce być „prawdziwym” indywidualistą i ulega cynicznym nawoływaniom z telewizora i bilbordów. Kupuje, wkłada na siebie, wychodzi na ulicę- i widzi innych ubranych tak samo „Trzeba z żywymi naprzód iść…” – ale idą za szybko, ja gubię krok i dostaję zadyszki.
Klub Regeneracja w Warszawie co jakiś czas organizuje imprezę „Obciach”. Nastolatki oraz 30-latkowie ubrani w stroje nawiązujące stylem do epoki PRL-u z ostrymi makijażami i natapirowanymi fryzurami tańczą przy muzyce new romantic,. Muzyka odtwarzana jest z gramofonu i płyt winylowych.
Na szczęście są tacy, którzy opierają się takiemu „tryndowi”
„Nie nawiązuję w swoich projektach do mody na lata 60,. 70. i 80. Staram się patrzeć w przyszłość. Uważam, że artysta nie powinien powielać tego, co było. Powinien odkrywać to, co nowe – mówi projektantka mebli ogrodowych”.
Uważnie patrzmy na świat – żeby nie było obciachu.
Przeżyłem taką sytuację przed laty w kawiarni tygodnika Polityka. Siedziałem przy stoliku z jednym z dziennikarzy, który w czasie rozmowy obsesyjnie patrzył na moje ręce i rękawy koszuli. Po wyjściu do szatni zobaczyłem, że z dołu rękawa mojej koszuli wystaje skarpetka. Nie mam zwyczaju prasować polarowych koszul i wkładam je na siebie wprost z suszarki. Po jego minie widziałem, ze uważał mnie albo za wariata, albo kogoś, kto jest „modny inaczej” . W każdym razie pozostał wstyd po obciachu.
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Seweryna i Pauliny - wszystkiego dobrego
PANIE JONESCO!
Kiedyś, przed laty Stasio Tym pisał: „Kochany Panie Jonesco, co pan będzie się męczył i wymyślał absurdy. Przyjedź pan na dwa dni do Warszawy i opisz pan, to co pan widzi”. Racja!
Przejeżdżam obok gmachu Polskiego Radia i widzę gigantyczny, świecący neon „Wesołych Świąt”. Jest 26 styczeń i zastanawiam się, czy czekają do Wielkiej Nocy, aby realizować hasło „tanie państwo”?
Znajoma lekarka opowiadała mi, ze przyszła do niej rozhisteryzowana trzydziestoletnia pacjentka, której urósł brzuch i jest pewna, że ma raka, bo źle się czuje i wymiotuje. Poradziła jej, żeby najpierw zrobiła test ciążowy. Pacjentka była bardzo zaskoczona, bo nigdy by jej to nie przyszło do głowy.
W jednej miejscowości na Mazurach przy drodze jest znak drogowy-droga dla rowerów. Na tym samym słupie poniżej znak- zakaz jazdy rowerem.
Żyjemy w kraju pełnym absurdów i jedynym ratunkiem, aby zachować zdrowie psychiczne, to poczucie humoru.
Z powodów onkologicznych miewam kryzysy, które objawiają się, skokami ciśnienia , dreszczami i cholera wie, czym jeszcze . Siedzę w fotelu pod dwoma kocami i trzęsę się. Dzwonek do drzwi, wchodzi dozorca, patrzy na mnie i mówi: przeziębił się pan? Odpowiadam, że nie- mam raka! A to dobrze- odpowiada dozorca, mogę sprawdzić liczniki?
Śmieję się, rechoczę, uruchamiam przeponę, pobudzam mięsnie płuc, które dotleniają mózg. Reakcje mimiczne trenują mięśnie twarzy, ujędrniają skórę. Co z tego, że otoczenie komentuje- śmieje się , jak głupi do sera.
Na zdjęciach pod Jasną Górą byłem świadkiem takiej sceny przy straganie. Klientka kupowała medaliki i zwróciła uwagę sprzedawcy, że Matka Boska Ostrobramska i Jasnogórska są takie same. Straganiarz obruszył się- przecież to siostry.
Brak poczucia humoru, unikanie śmiechu, który jest rodzajem wentyla stresowego wynika z kompleksów, braku pewności siebie.
Moja pierwsza teściowa traktowała głośny śmiech, jak zepsucie powietrza. Poważniała przy każdym żarcie, podejrzewając złośliwą aluzję przeciwko sobie.
Z powodu choroby kręgosłupa jestem , jak mówią życzliwy – pochylony. W zaprzyjaźnionym studio koledzy zawsze częstują mnie takimi dowcipami :facet zastrzelił garbatego w basenie bo myślał , że to rekin.
Przyjaźnię się z kobietą, która swoje życie poświęciła innym , wyrzuconym poza nawias społeczeństwa. Jej zaangażowanie i pomoc bezdomnym usprawiedliwia jej reakcje na absurdy w którym żyje. Śmiejąc się do łez pokazuje mi orzeczenie komisji inwalidzkiej w sprawie jednego z podopiecznych, z którego wynika, że może nadal wykonywać zawód kierowcy. A bezdomny, który przyniósł to orzeczenie ma amputowaną rękę.
Życie naokoło jest absurdalne. Nie wstydźmy się spontanicznych reakcji na widok absurdu, który nas otacza. Będziemy dłużej żyli i jeżeli los pozwoli umrzemy zdrowo.
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Anastazegoi - wszystkiego dobrego
ARYSTOKRATKA
Sto dwadzieścia kilometrów od Warszawy na drodze do Gdańska przy skręcie na Ciechanów, kilkaset metrów od głównej drogi wisi na drzewie napis Prywatny Dom Opieki Sopfia. Obok jest piętrowy domek należący do Zofii Perzyńskiej, prowadzącej dom gdzie mieszkają ci, dla których nie ma miejsca gdzie indziej. Nazywam ją „arystokratką ducha”. Osobowość anioła połączona z pedanterią pielęgniarki. Kiedyś wstąpiłem do niej jadąc do Gdańska z przyjaciółką aktorką, która, zadziwiona atmosferą tego domu, spytała, „czy pani lubi tych ludzi?”. Zosia odpowiedziała, „że nie, bo ich kocha”.
Po rozwodzie zostając w dużym domu z dwojgiem dzieci postanowiła założyć hospicjum. – Chciałam być potrzebna, chciałam, żeby mnie ktoś kochał i niekoniecznie musiał być to mężczyzna. Wrosłam w cierpienie, moja matka była chora, później mój ojciec, a mając dziewięć lat zostałam sierotą i poszłam do domu dziecka. Jestem winna coś ludziom, niekoniecznie tym, którzy mi pomagali. I jestem przekonana, że więcej ma się dla siebie, dając innym coś. Zawsze marzyłam, żeby być lepszą niż ich córka, czy syn. I jeżeli mi się coś takiego udaje, to jestem szczęśliwa, bo oprócz troski mogę im zapewnić fachową opiekę.
Zosia nie umie jednej rzeczy – zarabiać pieniędzy. Pobyt miesięczny u niej kosztuje połowę tego, co w okolicach Warszawy. Stale są na dyżurze dwie pielęgniarki na dziesięcioro pacjentów. Całą dobę biegają od jednego chorego do drugiego, zamiast patrzeć w telewizor, jak to jest w zwyczaju w innych domach opieki. Tam nie ma zapachu choroby, starości, tylko ciągły uśmiech szefowej. Zosia mówi: – wysoka jakość usług pielęgnacyjnych jest poszanowaniem godności człowieka, żeby on nie czuł się zawadą, niepotrzebnym sprzętem. Chcemy, żeby podmywanie nie było dla niego krępujące, to jest naszym obowiązkiem i mu się od nas należy. Myślę, że za te pieniądze, które od nich przyjmuję, mam ich wdzięczność, ich uśmiech i chyba miłość, której każdemu brakuje.
Lata walczyła z różnymi komisjami. Jedni domagali się windy w piętrowym domu. Przychodzili strażacy, którym nie podobał się wąski korytarz . Dyrektor agencji NFZ, który latami obiecywał finansowanie lekarza, którego ona opłacała. Zosia miała jedno marzenie. Chciała na swojej działce wybudować pawilony dla starych małżeństw, które są w takim wieku, że nie mają możliwości prowadzić samodzielnego życia. Każde małżeństwo mogło być do końca swoich dni razem, mając pod ręką pielęgniarkę, lekarza i kucharkę. Ale kogo to obchodzi? Kto może pomóc sfinansować takie przedsięwzięcie? Kogo obchodzi jakaś „nawiedzona” ze wsi pod Mławą?
Składając mi życzenia noworoczne Zosia powiadomiła mnie o likwidacji Domu Opieki. Ma już dosyć użerania się z kolejnymi komisjami, z urzędami, z idiotyzmem różnego rodzaju biurokracji. Pielęgniarki uciekają do innych domów, gdzie lepiej płacą. Zosia ma ambicję, żeby dom był prowadzony na najwyższym profesjonalnym poziomie. A inercji urzędów nie da się połączyć z taką opiekę chorego, na jaką stary i niedołężny człowiek zasługuje. Kontakt z „arystokratkami ducha” takimi jak Zosia z Mławy, siostra Chmielewska, czy Renia z domu opieki na Mszczonowskiej napawają mnie niezdrową wiarą, że ludzie są dobrzy.
Kochaj bliźniego, jak siebie samego! Siebie tak, ale w jakiej sprawie bliźniego?
Lata biegną coraz szybciej. Pierwsze dwadzieścia lat, to jakby całe życie. Później dokładają się następne dziesiątki, które przyspieszają coraz szybciej. I nagle okazuje się, że dawno, w czasach, których nikt już nie pamięta, we wrześniu 1939 roku matka pchała mnie w wózku razem z tysiącem mieszkańców Warszawy opuszczających to miasto.
Mimo ciężkiej choroby energię mam taką, jakby przede mną były plany na sto pięćdziesiąt lat. Coraz więcej ofert zawodowych. Zupełnie realna perspektywa pełnometrażowego filmu fabularnego według własnego projektu. Moja partnerka kiedyś powiedziała, że, gdybym był zdrowy, byłbym nie do wytrzymania. Miałem złudną, jak się okazało nadzieję, że w końcu wyląduję u mojej przyjaciółki w Mławie, żeby nie zatruć życia moim dzieciom zapachem starości i zniedołężnienia, i poświęcę się wyłącznie pisaniu. To zajęcie zawsze mnie fascynowało, niepotrzebni są sponsorzy ani redaktorzy. Wystarczy kawałek kartki, pióro i przestrzeń całkowitej wolności. Naiwność wobec życia skwituję słowami błazna, które napisał kolega po piórze, niejaki Szekspir: Nie wypada się zestarzeć zanim się nie zmądrzeje.
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Marcelego i Włodzimierza - wszystkiego dobrego
Wczoraj o 12.00 na cmentarzu Ewangielicko – Augsburskim na ul. Młynarskiej, odbył się pogrzeb mojego Męża. Podczas uroczystości pożegnalnej odbyła się także ceremonia nadania Krzyża Oficerskiego Odrodzenia Polski a Minister Kultury i Sztuki pan Bogdan Zdrojewski odznaczył Go pośmiertnie Złotym Medalem " Zasłużony Kulturze Gloria Artis"
Wszystkim, którzy wspierali mnie i naszą rodzinę podczas choroby Męża, ostatniego najtrudniejszego miesiąca i teraz, serdecznie dziękuję.
Wszystkim przyjaciołom uczestniczącym w ceremonii pożegnalnej, pracownikom teatru POLONIA za wsparcie i pomoc, środowisku artystycznemu za wyrazy wsparcia i honorowanie woli Mojego męża dotyczącej pogrzebu, oraz za wszystkie wyrazy pamięci i szacunku dla Niego, dziękuję.
Serdecznie dziękuję także Wszystkim tym, także tym anonimowym i nieznajomym, którzy wyrazili gotowość pomocy, podczas tych trudnych sześciu miesięcy, i tym w kraju i za granicą, a przede wszystkim pracownikom, lekarzom i pielęgniarkom z warszawskiego Centrum Onkologii – Instytutu im. Marii Skłodowskiej Curie. Kłaniam się Państwu najuniżeniej i zachowuję wdzięczność dla Państwa troski i trudu na zawsze.
Bardzo wszystkim, wszystkim dziękuję.
Krystyna Janda
Benedykta i Arkadiusza - wszystkiego dobrego
POZOSTAJE TO, CO W NASZEJ PAMIĘCI
Godzinę temu zadzwonił telefon. Usłyszałem trzy słowa Krysi: „Grzesiu, Edward nie żyje”. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Słowa są bezradne, nie umieją wyrazić tego, co miesza myśli w takim momencie. Spodziewałem się tego, rozum i opinie lekarskie przewidywały to, co się stało a jednak miałem nadzieję. Medycyna pędzi do przodu. Wszystko, co było wiadome na świecie w tej chorobie było tysiąckrotnie sprawdzone. Mówiąc krótko wierzyłem w cud. Uspokajała mnie ostatnio Krysia pisząc w Internecie: „mój mąż dziś wraca ze szpitala do domu. Kryzys zażegany. Sylwestra spędzam z widownią teatru POLONIA a Nowy Rok witam w domu z rodziną”.
Nie mogę spać, siedzę przy komputerze i staram się ubrać w słowa, to co mną szarpie. Najtrudniej jest mówić był, kiedy jest! Ciągle jest! Widzę go, rozmawiam z nim.. Mieszają się wspomnienia zabawne, fascynujące z tragicznymi. Chaos bez żadnego porządku, logiki. Rozum podpowiada- to jest normalne, takie jak życie, którego już nie ma.
Dwa lata temu wpadłem na pomysł , żeby zrobić film o najlepszych polskich operatorach. Po mojej propozycji Edward zadzwonił do mnie i powiedział: „Kiedy mi zaproponowałeś ten wywiad zastanowiłem się , jaki wybrać kadr dla siebie. To było fascynujące. "Pomyślałem, że idealnym miejscem będzie wiadukt mostu Poniatowskiego. Dla mnie jest to miejsce magiczne- z jednej strony uporządkowane przez swoją architekturę, przez powtarzalność swoich rytmów, a z drugiej półdzikie, i taki sztafaż byłby dla mnie właściwy -uporządkowanie wymieszane z odrobiną dzikości i szaleństwa. bo taka jest moja praca, taki jestem”. Oczywiście przypomniałem Mu, że tramwaje i autobusy na moście uniemożliwią nagranie dźwięku. Pojechałem do Milanówka i wybrałem miejsce na tle ciemnego pokoju. Edward kazał mi usiąść , podszedł do kamery i „skrzywił pion”. Dla żartu na końcu filmu „Zawód operator” pojawia się napis: kadry ustawiali- Sławomir Idziak, Edward Kłosiński, Jacek Petrycki i Andrzej Jaroszewicz .
W czasie choroby byliśmy w stałym kontakcie. Edward dzwonił do mnie, do kolegi z dłuższym stażem onkologicznym i pytał, czy może napić się wina. Odpowiadałem – bezwzględnie, ale tylko czerwone!
Po ciężkiej chemii nie skarżył się na bóle, był tylko osłabiony. Siedzieliśmy na werandzie i prowadziliśmy rozmowę, to znaczy On mówił a ja słuchałem zafascynowany o malarstwie, którego był fanatykiem. Na stoliku leżały sterty książek ostatnio wydanych. Wszystkie przeczytane. Długie rozmowy nie dotyczyły żadnej choroby, tylko naszej pasji i przyszłości zawodowej. Dał mi parę cennych uwag na temat mojego projektu fabularnego. Dostał propozycje zawodowe na marzec. Namawiałem go , żeby nie odrzucał. W razie kryzysu pomoże „szwenkier” z dużym stażem.
Był pragmatyczny, rzeczowy do przesady, a jednocześnie kontaktowy i bezpośredni. Młodsi koledzy, z którymi współpracował opowiadali o niesłychanej życzliwości i tolerancji, która prezentował.
Edward przed laty podał mi rękę wyciągając z finansowego dołka i ofiarował mi swojego „malucha”, za bardzo atrakcyjną cenę – z roczną prolongatą płatności. Odebrałem „fiacika”, zobowiązując się zapłacić cło za nowe bmw, które Edward zamówił w fabryce. Zostawił mi wszystkie upoważnienia i wyjechał robić film w RFN. Minął rok i Urząd Celny zawiadomił mnie o nadejściu przesyłki. Samochód marzeń, nowiutkie bmw, z lakierem metalic, stał w obskurnym wagonie towarowym bokiem do drzwi. Miejscowe „brudasy” zaproponowały: „nadrzucim go panie szefie”. Zanim się zorientowałem, usłyszałem huk rozdzieranej blachy i zobaczyłem zardzewiały rygiel od drzwi wbity w pięknie polakierowany bok bmw. Nie miałem żadnego kontaktu z właścicielem. Czekałem na umówiony termin i wtedy samochód przywiozłem do Berlina Wschodniego. Spocony ze wstydu i strachu czekałem przy sławnym „murze’, aż Edward przejdzie przez bramę oddzielającą nas od wolnego świata. Wytłumaczyłem, zgodnie z prawdą, że nie chciałem dokonywać naprawy bez jego zgody. Edward obejrzał uszkodzenie, roześmiał się i powiedział, „To tylko samochód. Mogło mi się to samo przytrafić, a tutaj zrobią to lepiej”..
Chyba nie miał wad, przynajmniej nic takiego nie mam w pamięci po naszej trzydziestoparoletniej przyjaźni. Nie był nudny, do czego prowadzi czasem zbytnia spolegliwość.
W materiałach do filmu „Zawód operator” tak komentował współpracę z żoną: „mam komfortowa sytuację, bo śpię z reżyserem. Wszystkie sytuacje omawia się w łóżku, przy kawie, a mało na planie”
W czasie jednego z naszych ostatnich spotkań. powiedział: „przeżyłem życie szczęśliwe, bez względu na to, co mnie czeka”.
I w tym chaosie myśli, obrazów, słów coraz trudniej mi pogodzić się z tym, że to już tylko wspomnienia..
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Juliana i Lucjana - wszystkiego dobrego
Proszę o ciszę.
O nie składanie kondolencji.
Izydora i Makarego - wszystkiego dobrego
Dziś 65 urodziny mojego męża. Spędzamy je na szczęście w domu.
Wieczorem Kancelaria Prezydenta RP przysłała list od pana Prezydenta i odznaczeniem dla męża. Prezydent postanowił Go odznaczyć Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Bardzo dziękuję i w Jego i moim imieniu.
Mieczysława i Mieszka - wszystkiego dobrego
ZAZDROŚĆ
Zazdrość to uczucie, odczuwane w sytuacji frustracji, gdy znany jest obiekt zaspokajający potrzebę i osoba posiadająca ten obiekt. Uważana zazwyczaj za uczucie negatywne, choć w łagodnej formie może być bodźcem do pozytywnej konkurencji i realizacji własnych aspiracji.
Zazdroszczę Leszkowi Kołakowskiemu języka, którym się posługuje. Potrafi mówić prostym, komunikatywnym słowem o sprawach skomplikowanych i pryncypialnych. Zdanie… wszystkie rozwiązania poza śmiercią są prowizoryczne … powinno być mottem życiowym dla nas wszystkich. Język Kołakowskiego, to kryształ z najszlachetniejszym rodzajem szlifu.
Żyję od czasu do czasu z pisania i z chaosu myśli kłębiących się pod czachą próbuję wyłowić syntezę, która przekaże w sposób jasny i klarowny refleksję wartą podzielenia się z otoczeniem. Oddaję często próbę walkowerem słysząc – o co ci właściwie chodzi?
Po ostatnim felietonie dostałem dwie skrajne opinie:
– Jakim prawem feruje pan tak kategoryczne wyroki ?
– Jakim prawem odbiera pan nadzieję i głosi nieprawdę? – Dlaczego pan to robi?
– Gorzki to rodzynek na Boże Narodzenie. Bardzo mnie pan zawiódł. Żegnam
– Cieszę się, że jest Pan na tym świecie I pisze Pan tak, że można się zamyślić I pomyśleć o Innych, a nie zawsze o sobie.
To ewidentny dowód porażki wynikającej z braku umiejętności radzenia sobie z językiem
W Gazecie Wyborczej wydrukowano moje refleksje na temat ”Boskiej”: Nie piszę recenzji, nie komentuję reżyserii, scenografii, muzyki i innych wykonawców. Od tego są fachowcy. Wolę skupić się na fenomenie, który tworzą na scenie dwie kobiety oddzielone od siebie czasem i przestrzenią: Madame Jenkins i Krystyna Janda. Florence Foster Jenkins, bogata ekscentryczka, nie mając ani słuchu, ani głosu występowała w najsłynniejszych salach koncertowych świata, zapełniając Carnegie Hall do ostatniego miejsca. Radośnie fałszując, wierzyła w swój talent i słuch muzyczny. Janda przebrana za Cygankę próbuje śpiewać arię z "Carmen". Wzruszająco nieudolnie naśladuje kroki fandango, zaplątując się w tren sukni. Obserwujemy twarz dojrzałej kobiety o oczach dziecka, wierzącego w sukces mimo kilku nieudanych pas.
Natychmiast dostałem maila:
Pleciesz bzdury. Janda jest genialna we wszystkim, co robi. Artystce nie są potrzebne czołobitności, ani też złośliwe uwagi. Nie po to tworzy, żeby spotykać się z nieautentycznymi reakcjami, które świadczą tylko o
braku porozumienia. Dlaczego nie ma rzeczowych opinii, o tym co dobre, co genialne, a co nie wychodzi…
Jedna refleksja, gdyby takich aktorek, aktorów z taka inicjatywą, tak twórczych było kilku, mielibyśmy wybuch prawdziwej twórczości i publiczność nie musiałaby zadowalać się telenowelami. Janda jest zawsze wzorem aktora, który odniósł sukces i potrafi ten sukces przerobić na dobro wspólne a to ze "szanowny" pan nie lubi Jandy wcale nie świadczy, ze jest ona kiepska! a widział pan przynajmniej jedną sztukę w Polonii?
Opisuję z zachwytem fenomen aktorski Jandy, a facet tak pisze?
Zżera mnie zazdrość, że inni umieją precyzyjnie przekazać intencję a ja nie. Zazdrość budzi agresję i wściekłość, czerwona płachta przed oczami i gotów jestem przegryźć komuś gardło. Na tym etapie mojego życia mam nadzieję, że moja forma zazdrości nie jest zaraźliwa.
Chorobliwa zazdrość wiąże się z brakiem zaufania, chęcią kontroli i nadzorowania drugiej osoby oraz agresją. Nie należy wchodzić z nimi w dyskusje, bo nasze słowa wykorzystają przeciw nam. Jezus wobec zazdrośników i stawianych mu przez nich zarzutów milczał. Nie należy pomagać zazdrośnikowi, bo ile razy podamy mu rękę, on ją ugryzie.
Jedną z ważniejszych odmian zazdrości to chorobliwa zazdrość o partnera. W skrajnych przypadkach może doprowadzić nawet do samobójstwa lub morderstwa. Zazdrość męczy ludzi, którzy nie potrafią pracować nad sobą i bardzo często mają niską samoocenę. Moja partnerka twierdzi, że kobietę trzymam na „długiej smyczy”, której ona nie dostrzega. Zawsze cieszyłem się z adoracji, którą doświadcza ze strony innych mężczyzn. Kobieta będąca w towarzystwie chorego z zazdrości palanta krępuje się w tańcu, boi się uśmiechu, przewiduje atak agresji. A przecież bez takich kajdan rozkwita jej kobiecość, prezentuje się z najlepszej strony, mówiąc po prostu cieszy się życiem. I to wszystko przynosi do domu, ofiarowuje swojemu partnerowi. Niby proste, a jednak…
Sylwester – przełom 2007 i 2008 roku. Zabawy, życzenia, niepokoje, radość i nadzieja. Ja też składam Wam Moi Mili życzenia abyście starali się w Nowym Roku pozbyć się zazdrości, jakakolwiek ona by była. Nauczmy się cieszyć tym, co mamy. Żyć chwilą, która przeżywamy.Rozejrzyjmy się naokoło- wszędzie są bardziej „wypasione” auta, atrakcyjniejsze kobiety i mężczyźni, ludzie którzy mają więcej od nas pieniędzy. Ale nikt wśród sześciu miliardów nie ma tego, co wy.
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Sylwestra i Sebastiana - wszystkiego dobrego
Życzę miłego Sylwestra i Szczęśliwego Roku 2008! Najserdeczniej dla wszystkich Państwa!
Co do mnie. Mój mąż dziś wraca ze szpitala do domu. Kryzys zażegany. Sylwestra spędzam z widownią teatru POLONIA a Nowy Rok witam w domu z rodziną.
Raz jeszcze Szczęśliwego nadchodzącego Roku! Gwiazdki z nieba.
Eugenii i Anastazji - wszystkiego dobrego
POD CHOINKĄ
Nie z tą bielą śniegu, co szarość grudnia wygładza
Nie w to słowo co z jego krańca wyziera
Nam być u tej myśli co zawsze ponad
Być jej nadzieją, której krańca nie ma
Przez dni świąteczne
Nowy rok spotykać
Życie jak sen i nie
A nam po zawsze móc iść
aby życiem pełniej oddychać…
Tę poetycką refleksję na święta przysłał mi jeden z moich bohaterów filmowych Irek Betlewicz z Ostródy. Poeta i malarz, który choruje na zanik mięśni /choroba będąca wyrokiem śmierci bez żadnych szans leczenia/. Jest przykuty do wózka inwalidzkiego i ma sprawne tylko palce u prawej ręki. Przed kamerą mówi, że urodził się w szczęśliwych czasach, bo kiedy ostatni ruch palców będzie mu odebrany , dmuchnie w rurkę i pojawi się litera na ekranie komputera.
Na jego wernisażu i wieczorze autorskim Ernest Bryll powiedział : Żebym zdechł, to bym nie potrafił pisać ,jak Irek, który jest poetą ascetycznym. Jego poezja jest otwieraniem okienka na nadrzeczywistość, która nie jest mimo wszystko ucieczką od rzeczywistości.
Irek maluje obrazy trzymając pędzel w ustach, odjeżdżając i dojeżdżając wózkiem od obrazu, bo jest bardzo pedantyczny we wszystkim , co robi. Film kończą jego słowa : każdy ma swoją rolę w życiu i nie chcąc darmo zjadać chleba muszę pisać i malować.
Ten film spełnia bardzo często rolę terapeutyczną wśród widzów, którzy nie umieją znaleźć miejsca dla siebie w życiu i narzekają na swój los.
Zabłyśnie pierwsza gwiazdka, oświetlająca symboliczną drogę do Stajenki i wszyscy wezmą do ręki opłatek, który jest symbolem pojednania i przebaczenia, znakiem przyjaźni i miłości. Dzielenie się nim na początku wieczerzy wigilijnej wyraża chęć bycia razem, bo przecież ludzie skłóceni nie zasiadają do wspólnego stołu.
Pod choinką zrobimy wszystko, żeby była miła atmosfera. Trud nie do pokonania. Jak się opanować, żeby nie przypomnieć o kwocie 150 złotych, które ciotka miała zwrócić i udaje tygodniami, że zapomniała? Albo zarysowane drzwi! Mój samochód świadczy o mnie. Jeżeli nie szanuję samochodu, to lekceważę siebie. Tak mnie oceniają, jak mnie widzą. Pożyczył auto, zarysował i uważa że wszystko jest w porządku, a ja przesadzam. Trudno! Ma być miła atmosfera, to będzie. Przyrzekam sobie, że podziękuję bez kwaśnej miny za krawat taki sam, jak rok temu.
Jest mała szansa, że wypluję z pamięci ostatnie dni, spędzane w supermarketach, gdzie obłędne tłumy potrącające się nawzajem kupują wszystko, jakby miał nastąpić koniec świata. Później godziny spędzane w korkach, gdzie co drugi kierowca unosi środkowy palec, nie bardzo świadczący o przyjaźni i wybaczeniu.
Polska literatura kulinarna podaje, że liczba gości w czasie wieczerzy wigilijnej powinna być parzysta plus jeden talerz dla nieobecnych. Natomiast nie ma zgodności co do liczby potraw: według niektórych źródeł powinna ona wynosić 12, zaś w innych podkreśla się, że winna być nieparzysta, generalnie 13 u magnatów, 11 u szlachty, 9 u mieszczaństwa. Te 13 potraw jest górną granicą. Ale według księcia J. O. Radziwiłła, można spróbować wszystkich ryb, które są liczone jako jedno danie.
Karp uważany przez wędkarzy za rybę wyjątkowo dzielną i waleczną, na wolności żyjący dwadzieścia lat, pojawi się na świątecznym stole. Ekolodzy protestują przeciwko hodowaniu i zabijaniu tych ryb. Nie ma okresu ochronnego! Co to ma za znaczenie!
Mądre gospodynie wkładają pod serwetkę sililmarol ułatwiający trawienie, ale i tak przez święta będzie nam towarzyszyła zgaga i wszystkie możliwe objawy przeżarcia.
Święta przykrywające śniegiem wszystkie brudy tego świata, prawdopodobnie bezpowrotnie minęły. Błoto pośniegowe wpisuje się w polska tradycję świąteczną. Znajomy, który dzwonił z Kalifornii powiedział, ze zakupy świąteczne robił w sandałkach i krótkich spodniach.
Czekajmy spokojnie na określenie się klimatu. Dosyć gonitwy bez sensu i frustracji!
Przesłanie Ojca Kościoła z trzynastego wieku dedykuję sobie i moim czytelnikom pod choinkę.
„Panie, Ty wiesz lepiej niż ja sam, że się starzeję . Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek”.Uczyń mnie czynnym lecz nie narzucającym się. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości jakie posiadam, ale Ty Panie wiesz, ze chciałbym zachować do końca paru przyjaciół”.
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Adama i Ewy - wszystkiego dobrego
MOI DRODZY PAńSTWO, SKłADAM WAM TRADYCYJNIE , W WIGILJę, JAK ZWYKLE, OD PIęCIU LAT PISANIA TEGO DZIENNIKA I BYCIA RAZEM WAMI, NAJLEPSZE żYCZENIA WIGILIJNE I śWIąTECZNE. WSZYSTKIEGO, WSZYSTKIEGO DOBREGO. DZIś MYśLCIE O INNYCH.
Ja spędzę te Święta z mężem w szpitalu, ale już jest lepiej. Teraz lubię być sama i nie bardzo chcę o tym wszystkim rozmawiać, o innych rzeczach nie bardzo mogę ani mi sie chce, bo nic mnie teraz specjalnie nie bawi ani interesuje, więc nie odzywam sie teraz często, co wybaczcie. A poza tym, nie zajmujmy się głupstwami. Jak powiedział do mnie kilka dni temu mój mąż leżąc od wielu dni na oddziale intensywnej terapii z ciężkim zapaleniem płuc, które się przyplątało: Nie denerwuj się. Nie mam zamiaru umierać na byle co jak mam raka!
RAZ JESZCZE, DOBREJ WIGILII, WśRóD SZCZęŚLIWYCH, WSPANIAłYCH LUDZI, PREZENTóW, KTóRE SPRAWIą PRZYJEMNOść, I WIELU SłóW MIłOśCI I żYCZLIWOśCI, A POTEM SPOKOJNYCH, ZDROWYCH ŚWIąT BEZ NIESPODZIANEK.
Całuję i pozdrawiam szczególnie wszystkie dzieci.
Gracjana i Bogusława - wszystkiego dobrego
SENTYMENTALNI CYNICY
Hłasko, Iredyński. Dla większości ludzi są to hasła encyklopedyczne i strony zapisane w książkach, które po nich pozostały. Moja fotograficzna pamięć zakodowała w mózgu ich uśmiechy, sposób artykulacji , ubiór i sposób bycia.
Marka Hłasko znałem mało. Byłem kilka razy w jego towarzystwie, z okazji mojego „playboyowego” życia w końcu lat pięćdziesiątych. Patrzyłem na niego przytłoczony mitem człowieka, który porzucił ciężarówkę, aby osiągnąć sukces pisarski. Byłem wówczas kierowcą firmy „W jedności siła”, jeżdżąc pięciotonowym Bedfordem z demobilu. Czekając na załadowanie drewna, cegieł, lub żywności zapisywałem w kratkowanym zeszycie moje refleksje na temat świata, który przetaczał się za oknem mojej ciężarówki.
Moja sąsiadka z Saskiej Kępy- Agnieszka Osiecka tak określiła Hłaskę …niekiedy wilkiem się nazywał- lecz wilkiem nie był- raczej chciał być –gdy cały naród śpiewał- wolał zawyć.
Luise Schaffer tak pisała o Marku: Nikt nie wie, jaki Marek był naprawdę. On sam tego nie wiedział, tak jak nie wiedział, co w życiu było dla niego najważniejsze. Może tylko to, aby toczyło się przy pozorach dramatyzmu i aby z chwilą, kiedy zginie, nie zostało po nim niczyje prawdziwe wspomnienie"
W listach do matki pisał: Tak chciałbym wierzyć w to, że na świecie jest jeszcze coś pięknego i czystego, że pieniądze nie stanowią o wszystkim, a tutaj, Mamusiu… Już nie chodziłoby mi o nic, Mamo, jak się patrzy wokół siebie, to naprawdę same straszne brudy. Nie wiem, jak będzie za 5 lat. Wtedy człowiek stanie się takim samym bydlęciem jak inni, i po co to wszystko, w ogóle. To jest straszne, Mamo.
Papieros bez filtra przyklejony w kąciku ust, alkoholowe karnawały i nonszalancja wobec innych tworzyły kostium cynika uwierający człowieka, który nie radził sobie z rozedrganą i nadwrażliwą osobowością.
Z Irkiem Iredyńskim przyjaźniłem się. Odwiedzałem go od czasu do czasu w jego domku na Grotach. Siedział zwykle przy małym kieliszku, i pytał na wstępie: piełdolniesz dzioba?/z charakterystycznym r/ Ze smutkiem przyjmował moja rezygnację i kontynuował: patrz kułwa nalewam połowę i wychodzi mi dwa litły na dobę. Kochał psy. Kiedyś na podłodze leżały dwie puste flaszki, trzecia lekko opróżniona na stole, a z oczu psa ciekły łzy. Pies martwił się o swojego pana, jak my wszyscy.
Irek nigdy nie przywiązywał wagi do swojego wyglądu. Na ogół chodził w podartym swetrze, a wychodząc na spacer z psem wkładał poplamioną czapkę furmańską i ortalionową kurtkę z której sterczała wata.
Pisano o nim: Iredyński zdążył już zakwestionować wszystkie tradycyjne wartości. Pod znakiem zapytania postawił przyjaźń i miłość.
Stefan Kisielewski w swoim "Abecadle" zanotował: "Przedziwny. Zabawny. Trochę bandyta, trochę wariat, duży alkoholik. Ale niesłychanie zdolny chłopak."
Mam "Dzień oszusta" z dedykacją: "Pani, która była dla mnie dobra" – przekonuje przyjaciółka Iredyńskiego. Szukał w ludziach oparcia – Potrafił być delikatny i czuły, nawet gdy co drugie słowo wplatał najpowszechniejszy wulgaryzm. Mógł przyjść do nas na obiad w poprzecieranej na łokciach marynarce, ale nie zapomniał o kwiatach dla córki, którą po prostu lubił.
Chwalił moje pisanie, może po prostu dlatego, że mnie lubił. Obiecywał napisać scenariusz według mojej noweli, ale nigdy nie doczekałem się finału, bo przegrał walkę z alkoholizmem w wielu 46 lat.
Po tych facetach pozostały teksty pełne wrażliwości na los ludzi zagubionych w świecie i obrazy nich samych nie pasujące do tego , co po sobie zostawili.
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Celiny i Waleriana - wszystkiego dobrego
Serce me w tajemnicy przed Twym sercem kona – Leśmian. Nie może mi wyjść to zdanie z głowy.
Cały tydzień graliśmy "Boską!", wczoraj dla ośrodka i szkoły dla niewidomych w Laskach. Bardzo dziękujemy wszystkim którzy kupili na ten spektakl bilety. Ukłony.
Dobrych dni.
Julii i Daniela - wszystkiego dobrego
DZIEWICTWO
Dziewictwo oznacza stan człowieka, mężczyzny lub kobiety, przed podjęciem stosunków seksualnych.
Już słyszę komentarz mojej towarzyszki życia: „Różaniec w ręku bardziej pasuje w tym wieku, niż seks. Jak możesz o tym pisać, kiedy zapomniałeś jak to pachnie?”
Swoją drogą, z seksem jest tak, jak z właścicielami psów, dzielą się na tych, co śpią z nimi i na tych, którzy się do tego nie przyznają .
Inspirację do tego felietonu znalazłem w Internecie – "Przedmiotem aukcji jest moje dziewictwo. Mam osiemnaście lat, 170 cm wzrostu. Mam idealną szczupłą zgrabną budowę ciała". Aukcja kończy się 6 grudnia po północy. Na razie cena wynosi 6020 PLN i chętnych nie brakuje”.
Inna młoda dziewczyna zwierza się w Internecie: „Idziemy na plażę – zaproponowali chłopcy. Chodziło o wieczorny spacer. – Ale ja mam jeszcze simlocka” – zawstydziła się, bo myślała, że chodzi o coś innego.
Odon, opat Cluny w X wieku pisał, że uroda nie wychodzi poza skórę, i gdyby mężczyźni wiedzieli, co kobieta posiada pod nią, jej widok wywoływałby u nich mdłości. Skoro nie chcemy dotknąć końcem palca plwociny lub łajna, jakże możemy pragnąć całować wór nawozu?
Św. Ambroży uważał małżeństwo za obrzydliwą ostateczność, ponieważ przynosi tylko ból i przykrości macierzyństwa. Zamiast tego reklamował dziewictwo, jako stan wzniosły i prawie boski. Podobnie św. Hieronim dziewice uważał za pierwszy gatunek kobiet, za pośledni natomiast kobiety, które oddały się szaleńczym uściskom miłosnym.
Skrajny pogląd reprezentował Orygenesa, który głosił opinię, że ciało swoimi pokusami i żądzami staje na drodze rozwoju ducha i w 206 r. poddał się kastracji.
Współcześnie kościoły chrześcijańskie często zamiast pojęcia dziewictwa używają pojęcia czystości, które nie ma nic wspólnego z fizjologią, np. czystość zachowuje ofiara gwałtu. W nauczaniu Kościoła katolickiego szczególnie podkreśla się rolę czystości przedmałżeńskiej.
Jeden z współczesnych teologów pisze: „Dlaczego warto zachować czystość? Nie sztuką jest poznać ciało i reakcje drugiego człowieka, sztuką jest poznać jego duszę.”
A tak opisuje te sprawy dociekliwy niezwykle Marco Polo (1254 – 1324: "Jedna z wyżej wymienionych matron, owinąwszy palec delikatnym i cienkim białym płótnem, umiejętnie wprowadza go w srom i odrobinę rozsuwa błonkę dziewiczą, aby płótno owo nieco krwi splamiło. Jeśli po tej próbie okaże się, że narzeczona jest dziewicą, małżeństwo jest ważne, w przeciwnym zaś razie nie, a ojciec młódki, wedle zawartej umowy, płaci karę w denarach.”
– „Kiedyś dziewczyny w gabinecie ginekologa bez podtekstów oznajmiały o swoim dziewictwie” – mówi ginekolog Agnieszka Kurczuk-Powolny. – „Teraz albo cichutko szepczą przepraszającym tonem, że …one jeszcze nie… albo oznajmiają to wyzywająco, jakby oczekując pochwały. Dziewictwo stało się albo kłopotliwym balastem, albo manifestem światopoglądu.”
Seksuolog profesor Zbigniew Izdebski cytuje: – „Też bym chciała, żeby to było z miłością, ale ile ja będę czekała? Wszystkie dziewczyny w klasie są już po! Znajdę sobie kogoś w wakacje. A jeśli mi się nie uda, to na pewno po wakacjach zrobię to z chłopakiem mojej koleżanki. On robi to higienicznie i bezboleśnie.”
Przeglądam młodzieżowe gazetki:
"Bravo Girl" – na każdej strona o seksie: – "Królowie disco szukają dziewczyn", "Uwiodła mnie dziewczyna", "Kocha, nie kocha", "Jaki chłopak ci pasi", a już istne kuriozum to fotokomiks "Słodka pokusa", w którym 37-letnia matka uwodzi 18-letniego chłopaka swojej córki.
„Filipinka”: „Szybkie wyrywki na imprezach przestały być zarezerwowane wyłącznie dla facetów. W czasach „Seksu w wielkim mieście”, kiedy sprawy intymne przestały być tabu, coraz więcej dziewczyn przyznaje się do jedno-nocnych przygód”.
”- Szorowałam się ze dwie godziny, aż woda zrobiła się całkiem zimna. Ale tego nie da się z siebie zmyć” – opowiada Joanna. – „Było mi wstyd, kiedy spotykałam jego żonę z dzieckiem, że niszczę tę rodzinę. Było mi żal, że wpuściłam kogoś na terytorium mojego ciała. Myślałam: Straciłam siebie! Bałam się ciąży.”
Czytelniczka "Filipinki" pisze list do redakcji: "Znam superfaceta, ale boję się z nim pójść do łóżka (…). Nie chcę, by wiedział, że jestem dziewicą. Czy można gdzieś chirurgicznie przeciąć tę nieszczęsną błonę?". A redakcja nawet nie próbuje jej zasugerować, żeby zauważyła, jak duży prezent ma dla swojego chłopaka.
– „Pod koniec lat 90. opowiadano mi w Berlinie o polskich nastolatkach, które w Niemczech traciły dziewictwo za 5 tys. Marek” – opowiada profesor Izdebski. – „Były przywożone przez własne matki, które mówiły: – Ona i tak niedługo straci dziewictwo, a tu przynajmniej na tym zarobimy".
Czy można być do połowy w ciąży? Oczywiście, że nie. A czy można być półdziewicą? Tak!
Już sto lat temu Tadeusz Boy-Żeleński opisywał dziewczynę imieniem Ernestynka: -"Mówili o niej bógwico / Że jest tylko półdziewicą".
Nastawienia społeczne wobec nastolatków obojga płci uległy znacznemu rozluźnieniu. Podwójna moralność i presja utraty dziewictwa której podlegają obydwie płci. Wielu nastolatków, chłopców i dziewcząt, odczuwa ogromny nacisk ze strony rówieśników, wzywających do podjęcia aktywności seksualnej. Seks wydaje się być wszechobecny. Nic więc dziwnego, że wielu młodych ludzi czuje pilną potrzebę odbycia pierwszego stosunku, a niektórzy z nich są wręcz zakłopotani swoim dziewictwem.
O czym pisałem? O czystości!!! Aby jasne było jestem absolutnie przeciwko brakowi higieny. Szczególnie przykre jest oddychanie w środkach komunikacji w upalny dzień lata.
Grzegorz Skurski [skurskig@interia.pl]
Wiesławy i Leokadii - wszystkiego dobrego
Wracam z Krakowa. Podobno zagraliśmy z panem Jerzym Trela jeden z najlepszych spektakli. Może, nie wiem. Kraków zaczarowany. Dziś " Boska !" już w Warszawie. I tak mi upływa życie. W tzw. międzyczasie czytam, czytam…
Dobrego dnia.