Jana i Flory - wszystkiego dobrego
Jeszcze raz zdjęcia z "Boga", ot tak, żeby zostały.
Zastanawiałam sie wczoraj nad dwoma zdaniami które powtarzam w " Szczęśliwych dniach" – nie mam nic więcej do powiedzenia, nie mam nic więcej do zrobienia, dalej sama nie dam rady, musi się stać coś poza mną , coś z zewnątrz... Tak, to znaczy umieranie, to znaczy koniec, nadchodząca śmierć. I jeszcze jednym zdaniem …tak, pewnego dnia, będę się musiała nauczyć mówić sama do siebie, czyli jak na pustyni…Wczoraj spotkaliśmy się po długiej przerwie, grupa znajomych mieszkających w okolicy, na naszym " zebraniu melioracyjnym" czyli spotkaniu niedzielnym pielęgnującym znajomość i przyjaźń i pomyślałam, uświadomiłam sobie, jakie to ważne. Jak niebezpieczne jest zamiłowanie do samotności, na dłuższą metę. Gonimy, pracujemy, nie zauważamy drobiazgów, a to one okazują się najważniejsze.
Dobrego dnia. Zadzwońcie do znajomych dawno nie widzianych, przypomnijcie się przyjaciołom, zorganizujcie spotkanie, ot tak, żeby porozmawiać…nie szczędźcie sił ani środków, niech Wam nie będzie żal czasu, poświęćcie temu rzeczy inne. To ważne. Wygłosiłam też wczoraj przemówienie do moich znajomych, w tym duchu. Chyba się zdziwili.
Dobrego dnia.
Klemensa i Amelii - wszystkiego dobrego
SEKS
„Działaj! Ale nie sil się na kupowanie kwiatów, ani na kolację.- zaszalej w pościeli. Rób wszystko, na co masz ochotę.” Sprawdzając program tv natknąłem się na horoskop. Urodziłem się w drugiej połowie lutego, z czego wynika że to dwunasty znak zodiaku, czyli Ryby. W pierwszej chwili miałem inne skojarzenia, niż autor tej wróżby, ale szybko wróciłem do rzeczywistości. Wróżba mówiła o „uprawianiu miłości”.
Wszędzie atakują nas prognozy i rady na temat seksu, pisane językiem dla tygodnika działkowicza .
Czytając wróciłem do czasów, kiedy krew barwiła mi policzki, czułem się jak młoda kobieta siedząca na ławce w parku przekładająca nogę na nogę. Czytam, czytam i coraz bardziej żal mi młodych ludzi, którzy z tych bzdur czerpią wiedzę na temat, który według mnie stanowi istotę pobytu człowieka na ziemi.„Czy zapach skórzanego portfela wywołuje u ciebie dreszcze?” A portfel? Jaki jest pełny, czy pusty? Szukam jakiejś logiki, zupełnie niepotrzebnie. Czytam jak partnerka ma przygotować się do randki – kupić długie wstążki do wiązania rączek rozrabiaki i mały knebelek z bawełny. „Ars amandi” roku 2008. „TSUNAMI-mężczyzna klęka przed kobietą, która obejmuje udami jego biodra, które on jednocześnie jej unosi. I od razu wyjaśnienie: „Plusy – raczej niewiele, to pozycja tylko dla koneserów. Minusy- tylko dla tych którzy preferują szybki seks- bo drętwieją kolana.” A dalej: – „Pamiętajcie-im mniejsze auto, tym lepiej. Brak miejsca i ścisk między fotelami sprawia, że wzrasta kreatywność i pomysłowość.”
Gazety prezentują ułamek tego co zapycha cyberseks w intrnecie. Obrońcy tego sposobu „uprawiania miłości” mają różne teorie. -MAXISEKS, czyli seks komputerowy jest uważany za korzystny, gdyż zaspokaja popęd. Jest też czasem postrzegany jako bezpieczna metoda eksperymentów seksualnych osób bez doświadczenia. Cyberseks jest też niekiedy praktykowany przez partnerów jako forma kreacyjna ich dotychczasowych doświadczeń seksualnych. Za zaletę cyberseksu jest także uważana możność realizowania fantazji seksualnych, jakich w rzeczywistości dana osoba nie ma odwagi zaproponować swojemu partnerowi.
Ja wolę taką rozmowę: – Pani Gabrielo, gdzież pani nabyła tak wykwintną wstążkę do kapelusza, chyba nie jest to rutynowy wybryk pani stałej modystki? Gabriela na ten wyraźny znak seksualny odwraca zakłopotaną twarz od rozmówcy i patrzy w ziemię.
Jak cudowna jest miłość skoro cień miłości
tyle bogactwa niesie i tyle radości
Mój kolega po piórze Szekspir. Pisał wierszem. Jego fraza trwa przez stulecia nigdy nie straci aktualności ani zmysłowości.
Kiedyś poprosiłem dwoje wybitnych aktorów Małgorzatę Pritulak ze Zdzisławem Wardejnem aby zagrali scenę z Romea i Julii w kuchni przy kawie. Dwoje sześćdziesięciolatków, mówi o uczuciach tak, że magnetyzują ekran. Radość, pożądanie i cierpienie brzmią bardzo współcześnie. W tych ponadczasowych wierszach Szekspira słychać i widać wszystkie barwy ich związku.
Miłość i zmysłowość nie jest do opowiedzenia, ani do pokazania, chyba że w słowach pozostaje tajemnica.
Odwiedził mnie syn malarz. Popatrzył na tekst w komputerze i skomentował: – Ojciec!! chyba zwariowałeś – o czym ty piszesz na starość?
A co nie wolno mi? przecież mamy demokrację!!!
Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl )
Feliksa i Anatola - wszystkiego dobrego
Wszyscy gonimy, gonimy, gonimy. Kiedyś dzień dzieliłam na pół. Jedna połowa była dla pracy, druga dla mnie. Domu i wszystkiego co w nim, nie uznawałam za pracę. Potem przez długie lata dni dzieliłam na trzy części, dwie oddawałam pracy , jedną reszcie. Teraz najczęściej pracuję cały dzień, noc mam dla siebie, choć i to ostatnio nieprawda, nawet w nocy, kiedy gorzej śpię lub się budzę nocą, czytam to co potrzebne do pracy a nie to co miałabym ochotę przeczytać. Coraz częściej jak nie zdążam czegoś zrobić, myślę , co ja się denerwuję? jest przecież jeszcze noc, mogę to zrobić nocą. Dziś rano zdałam sobie sprawę że podczas kiedy zmieniają mi opony w samochodzie o 8 rano i mam z tego powodu darowane 25 minut, co robię? czytam poezje. To paranoja. Zdziwiłam się nie tylko ja kiedy to sobie uświadomiłam ale i pan co zmieniał opony, stałam na silnym wietrze w deszczu i czytałam Pawlikowską – Jasnorzewską. Co za czasy!
A dziś umarł nagle w południe na serce Jan Machulski. Też tak szybo żył. Mam nadzieje że tam sobie wszyscy poczytamy dla przyjemności, w spokoju, nieograniczoną ilość godzin.
Dobrej nocy.
Zdjęcia z " Boga" autorstwa Roberta Jaworskiego, dołączam.
Elżbiety i Seweryna - wszystkiego dobrego
Przed chwilą wróciłam z uroczystości wręczania nagród pisma GALA i chcę bardzo, bardzo podziękować Państwu za głosowanie na mnie i za przyjaźń i zaufanie jakim mnie darzycie. Kłaniam się nisko. Uświadomiłam sobie dziś, po raz kolejny, jak Państwa przyjaźń i zaufanie jest dla mnie ważne i jak zobowiązuje. Bardzo, raz jeszcze, dziękuję.
Gertrudy i Edmunda - wszystkiego dobrego
NAIWNOŚĆ
Pamiętaj – być otwartym nie oznacza bynajmniej, byś był naiwny; nie jest to równoznaczne z "połykaniem" wszystkiego, co mówią do ciebie.
Anthony de Mello Nina Wang, mieszkanka Hongkongu przed śmiercią zapisała 13 miliardów dolarów swojemu nauczycielowi feng shui. Zmarła w wieku 69 na raka pozostawiając całą rodzinę bez grosza. Ten cwaniak obiecał jej nieśmiertelność, którą miała uzyskać praktykując feng shui. Leona Helmsey pozostawiła miliony dolarów swoim pieskom, namówiona przez swojego weterynarza. Inna chora na umyśle bogaczka w testamencie pozostawiła cały majątek ukochanemu kotu po sugestii sąsiadki, która miała przejąć opiekę nad zwierzęciem. Znany uwodziciel Kalibabka obiecywał wielu damom małżeństwo i brał duże zaliczki od kobiet, które mu zaufały.
Historia ludzkości notuje co pewien czas podobne przypadki. Hochsztaplerzy wykorzystują naiwność tych, którzy uważają się za mądrzejszych od cwaniaków, którzy proponują tę grę. Audio–tele kusi nowym modelem forda, którego otrzymasz natychmiast po wysłaniu smsa za jedyne 4 złote i 45 groszy plus wat. Naiwni kretyni puszczają smsy w przestrzeń cybernetyczną nieświadomi tego, że miliony innych naiwniaków robią to samo. Pytania są redagowane tak, by każdy mógł bez trudu na nie odpowiedzieć. „Vasco da Gama odbył trzy podróże do Indii. W czasie której podróży zmarł-1, 2, czy 3-ciej?”. Komputer analizuje tysiące odpowiedzi w ciągu sekundy, a konto cwaniaków powiększa się o miliony złotych, plus wat.
Naiwność często sprowadza tragedię w sferze najważniejszej dla psychiki człowieka-w sferze miłości. Dobrze, gdy serce jest naiwne, a rozum nie- powiedział Anatole France.
Bardzo lubimy pouczać innych jak winni kierować swoim związkiem. Wiemy i jesteśmy absolutnie przekonani czego powinno się wystrzegać, jak postępować z partnerem, czy partnerką. Ale kiedy sami znajdziemy się w takiej sytuacji wszystkie doświadczenia własne idą na bok. Poruszamy się nagle w tym świecie, jak niewidomi i szukamy wsparcia u innych. Rozumiemy, co do nas mówią, przyznajemy im rację i dalej toniemy w morzu naiwności. Nasza miłość jest pierwsza, oddana, zauroczona, prawdziwa, na całe życie. Nie można uwierzyć w to, że ktoś traktuje nasze uczucie przedmiotowo, że jest ono tylko lekkim kolorem dodanym do szarych dni.
"Nic w świecie nie jest warte, żeby człowiek odwrócił się od tego, co kocha. A jednak ja także się odwracam, sam nie wiedząc dlaczego." Tak pisał Camus.
Uczucie głębokie i prawdziwe do bólu, degeneruje sposób korzystania z rozumu. Pozostaje serce, które nas unosi w kosmos, ale oddala od rzeczywistości. Przez wiele lat życie nie dodało mi mądrości, jestem tylko trochę ostrożniejszy. Jak każdy walczę ze swoją naiwnością starając się dopasować świat, który mnie otacza do mojej wyobraźni, na próżno, ponoszę klęski jak każdy.
Naiwnie wierzymy, że człowiek z natury jest dobry, że jest uczciwy i nie oszuka. Przed chwilą dostałem wiadomość:” Masz diabelne szczęście- wyślij ok. na 71377 i przygarnij 45000 zł”. Tego sms-a wywalam bez żalu, ale co zrobić, kiedy patrzę w piękne oczy młodej kobiety, a ona mówi: „pierwszy raz w życiu spotkałam kogoś takiego, jak pan????”
To chyba Albert Einstain powiedział: „dwie rzeczy nie maja granic: wszechświat i naiwność ludzka”
Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl)
Alberta i Leopolda - wszystkiego dobrego
Dziś premiera. No ale to już za mną. Zaczyna żyć własnym życiem a ja rozpoczynam próby do Dancingu.
Dobrego weekendu. Dobrej zabawy na BOGU – Woody Allen w Teatrze POLONIA.
A oto wersja Dancingu z płyty, sprzed lat. Teraz będzie rozszerzona z nowymi utworami po latach. I jeszcze smutniejsza.
DANCING
1. ZAPROSZENIE
muz. J. Satanowski, sł. M. Pawlikowska-Jasnorzewska 2’22’’
Wy wiewiórki tańczące wśród liści
wy cietrzewie profesjonaliści
i wy wilki biegłe w saksofonie
i żyrafy i małpy i słonie
my za puszczą stęsknieni wygnańcy
posyłamy wam zaproszenie na dancing
2. TRZEBA CHODZIĆ W MASCE
muz. J. Satanowski, sł. M. Pawlikowska-Jasnorzewska 1’11’’
Dotknęłam pana jak motyl egretą
przepraszam to było niechcący
pan jest jak czarne imię
smukły i gorący
zapomniałam że jestem kobietą
Pocałunki z Florydy
angielskie imiona
pod gwiaździstą banderą
murzyn w banjo bije
tańczymy
czy pan chwycił mnie nagle w ramiona
tańczymy
czy rzuciłam się panu na szyję
Ramię pana poznane wśród tanecznej drogi
jest jak mur nieugięte jak żelazo twarde
czy słabość wzbudza w panu litość czy pogardę
nie proszę pani wzbudza zachwyt pełen dzikiej trwogi
3. RAMIĘ TANCERZA; W SIECI; STRACH
muz. J. Satanowski, sł. M. Pawlikowska-Jasnorzewska 2’04’’
Ramię pana poznane wśród tanecznej drogi
jest jak mur nieugięte jak żelazo twarde
czy słabość wzbudza w panu litość czy pogardę
nie proszę pani – zachwyt pełen dzikiej trwogi
siatka na plecach moich pleciona ze złota
sczepiła się z rękawem mojego dansera
w sieci złocistych oczek uwiędła tęsknota
tak się miota że siatkę musimy rozdzierać
Zmęczyłam się ach chodźmy odpocząć
wśród parawanów chińskich
gdzie się smoki droczą
o tu na tych poduszkach pod tym abażurem
lecz o czym pan rozmyśla w milczeniu ponurem
pan tak pobladł i oczy ma pan jak ze stali
Boże on chce mnie objąć tak jak tam na sali
4. MODLITWA
muz. J. Satanowski, sł. M. Pawlikowska-Jasnorzewska 3’09’’
Chodziło szukało oknem wyglądało wracało
zawsze samo
chodziło szukało przed bramą stawało wracało
zawsze samo
szło przed siebie w wiosenną słotę
chodziło szukało na jarmarki pchało wracało
zawsze samo
chodziło szukało oknem wyglądało wracało
zawsze samo
nagle znalazło w tłumie twe wargi
przywarło upadło znieruchomiało zamarło
O pocałunku któryś jest w niebie
razem z duszami bzu i jaśminu
krwi i bezsennych łąk gwiezdnych synu
o pocałunku któryś jest w niebie
o treści wszystkich myśli i czynów
o upragniony mej duszy chlebie
tęsknoto wichrów bajko jaśminów
o pocałunku któryś jest w niebie
Me smutne usta zwiędną w czas krótki
a gdy z nich barwa oddana glebie
w amarantowe przejdzie stokrótki
wówczas mi zagrasz twą pieśń skrzypcową
zamkniesz mnie w obce wieczności swoje
o pocałunku któryś jest w niebie
O pocałunku któryś jest w niebie
razem z duszami bzu i jaśminu
krwi i bezsennych łąk gwiezdnych synu
o pocałunku któryś jest w niebie
o pocałunku któryś jest w niebie
5. KRZYK JAZZ-BANDU
muz. J. Satanowski, sł. M. Pawlikowska-Jasnorzewska 1’48’’
Mówisz że jazz-band jest dziki
że płacze jak wicher w kominie
że cię przeraża – to minie
Nuty życia czyż nie są dzikie
życie jest zamętem i krzykiem
przecież przyszliśmy na świat
wśród takiej muzyki
wśród takiej muzyki
6. MISS AMERYKA
muz. J. Satanowski, sł. M. Pawlikowska-Jasnorzewska 3’06’’
I cóż ci z tego przyjdzie żeś miss ameryką
że ciało masz Wenery a twarzyczkę kotka
nie znasz mego tancerza
nigdy go nie spotkasz
nie zakocha się w tobie z namiętnością dziką
On mnie wybrał i zmierzył podług swych kanonów
i rzekł że w całym świecie drugiej takiej nie ma
nie patrz na mnie z gazety
tak dumnie jak z tronu
bo dla niego jednego ja jestem miss ziemia
I cóż ci z tego przyjdzie żeś miss ameryką
że ciało masz Wenery a twarzyczkę kotka
nie znasz mego tancerza
nigdy go nie spotkasz
nie zakocha się w tobie z namiętnością dziką
on mnie wybrał i zmierzył…
7. EKSCENTRYCY
muz. J. Satanowski, sł. M. Pawlikowska-Jasnorzewska 1’18’’
Tańczą dziś w dancingu indra
mister shean ze swoją panią
on pół diabła ona anioł
w równych frakach i cylindrach
twardzi jak rzeźbione drzewo
lżejsi niż łąbędzie puchy
z jakąś pasją obłąkańczą
wykonują wspólne ruchy
idą razem w prawo lewo
papierosy z ust wyjęli
równocześnie się potknęli
przewrócili wstali tańczą
brzmi najnowszy fokstrot lonah
murzyn w śmiech a jazz-band ryczy
w wiecznej zgodzie mąż i żona
Ekscentrycy ekscentrycy
On pochwycił się za serce
ona także z twarzą białą
i serce mu bić przestało
równocześnie i tancerce
murzyn w śmiech a jazz-band ryczy
Ekscentrycy ekscentrycy ekscentrycy ekscentrycy ekscentrycy ekscentrycy
8. INTERMEZZO SMUTNE /Pilot/
muz. J. Satanowski, sł. M. Pawlikowska-Jasnorzewska 3’28
Miły tancerz odszedł w dalszą drogę
gdzie jest nie wiem ani wy nie wiecie
jeśli tu go odszukać nie mogę
jakże znajdę go w wielkim wszechświecie
Zwiędłe suknie i wachlarz z piór strusich
czas opada jak chmura szarańczy
wszystko kończy się prędzej niż musi
gra muzyka lecz nie ma z kim tańczyć
Czy to anioł zlatuje na ziemię
z ramionami jak do uścisku
a zleciawszy wśród trawy drzemie
na szerokim wichrowym lotnisku
Czy to anioł zlatuje na ziemię
z ramionami jak do uścisku
a zleciawszy wśród trawy drzemie
na szerokim wichrowym lotnisku
Czy to anioł zlatuje na ziemię
z ramionami jak do uścisku
a zleciawszy wśród trawy drzemie
na szerokim wichrowym lotnisku
Czy to chmura zapłonęła w górze
czemu rosa na trawach czerwona
anioł zleciał na płonącej chmurze
otwierając szeroko ramiona
Czy to chmura zapłonęła w górze
czemu rosa na trawach czerwona
anioł zleciał na płonącej chmurze
otwierając szeroko ramiona
Czy to chmura zapłonęła w górze
czemu rosa na trawach czerwona
anioł zleciał na płonącej chmurze
otwierając szeroko ramiona
Dwa obłoki na pustym niebie
a ja w oknie salonu sama
chmury tulą się mocno do siebie
cicho krzycząc błyskawicami
a ja w oknie salonu sama
a ja w oknie salonu sama
a ja w oknie salonu sama
Stanisława i Mikołaja - wszystkiego dobrego
Dziś druga próba generalna " Boga" , już z publicznością. No zobaczymy czy mnie bawi to samo co wszystkich czy jednak nie.
Dobrego wieczoru.
Ursyna i Teodora - wszystkiego dobrego
CENA SUKCESU
Czy warto mając 26 lat wyjść za mąż za 89 letniego, schorowanego starca? Anna Nicole Smith, modelka Playboya i laureatka Złotej Maliny dla najgorszej debiutantki za rolę Tanyi Peters w „Nagiej Broni” związała się z miliarderem Jamesem Howardem Marshallem II, by móc wydawać 24 tysiące dolarów dziennie. Po 14 miesiącach została wdową, ale syn zmarłego odziedziczył cały majątek nie zostawiając jej ani centa.
Anna Nicole Smith, a właściwie Vickie Lynn Hogan urodziła się 28 listopada 1967 w Houston a zmarła 8 lutego 2007 w Hollywood. Chciała żyć i umrzeć, jak Marylin Monero – naga, w łóżku po przedawkowaniu leków. Los łaskawie spełnił jej marzenia.
Olbrzymie silikonowe piersi, na które wydała 30 tysiecy dolarów powodowały nieustanny ból pleców. Musiała stale brać środki przeciwbólowe. Biedna, zakompleksiona dziewczyna była wychowywana przez ciotkę. Nie znała swojego ojca, kryminalisty i gwałciciela który porzucił jej matkę. Osamotniona i niekochana desperacko chciała ciągle być w centrum uwagi, dążyła do sławy i pieniędzy. Zaczęła od zera i wspięła się na sam szczyt. Przypadkowo trafiła na ogłoszenie w Playboyu i została Dziewczyną Roku. Kontrakt z tym magazynem i reklama dżinsów przyniosły jej 22 miliony dolarów w ciągu kilku miesięcy.
Nie znała umiaru w niczym. Potrafiła imprezować do piątej rano, opróżniała fiolkę środków nasennych, po godzinie snu brała prysznic i o szóstej stawała przed kamerą. Kupowała kilkanaście pączków, które zjadała przy jednej kawie. Przytyła trzydzieści pięć kilo, by po kilku miesiącach je zrzucić. Ciotka, która ją wychowywała opowiadała, że kupiła sobie buty za pięć tysięcy dolarów. Dla tej kobiety była to kwota, która pozwoliła by jej przeżyć z rodziną kilka miesięcy. Nicole z uśmiechem komentowała, że bogaci docenią ten zakup.
7 września 2006 roku w szpitalu w Nassau na Bahamach urodziła córkę Dannielynn. Trzy dni później w wyniku przedawkowania antydepresantów zmarł jej pierworodny syn dwudziestoletni Daniel Smith. Od tej pory była w ciągłej depresji.
Ludzie, którzy mnie otaczają, chcą mnie zniszczyć. Czyhają na moje potknięcia, żeby w odpowiednim czasie zaatakować. Szantażują mnie, oskarżają, obrażają. Jedyne, co się dla nich liczy, to moje pieniądze – mówiła w ostatnim wywiadzie.
Anna Nicole zmarła mając 39 lat z powodu połączenia dziewięciu leków o podobnym działaniu, głównie uspokajających i nasennych, między innymi diazepamu, klonazepamu, lorazepamu, oxazepamu, wodzianu chloralu, topiramatu. Do jej śmierci przyczyniło się zapalenie płuc i wysoka temperatura. W czasie ostatniej rozmowy telefonicznej z przyjaciółką wyznała: czuję, że przegrywam życie. Nie mam już nadziei, chęci. Nie wierzę, że może być lepiej – szlochała. Nie chcę już żyć.
Do tej pory nie ustalono definitywnie- czy było to samobójstwo, czy też głupota i nonszalancja w stosowaniu leków.
Anna Nicole pochowana została 2 marca 2007 na Bahamach obok grobu jej syna. Pozostawiła po sobie nieaktualny testament, w którym swoim jedynym spadkobiercą czyniła zmarłego we wrześniu Daniela. Cały majątek odziedziczyła córka Dannielynn.
Mój przyjaciel Zygmunt Smalcerz, mistrz olimpijski z Monachium w podnoszeniu ciężarów opowiadał mi o ciężarowcach rosyjskich, którzy ćpali sterydy by poprawić swoje wyniki. Są to środki, które nieuchronnie prowadzą do marskości wątroby, impotencji i innych spustoszeń w organizmie. Smalcerz i Baszanowski nigdy nie korzystali ze środków dopingujących by uzyskać lepsze wyniki. Złośliwi koledzy z tej dyscypliny sportu twierdzili, że w lekkiej wadze nie jest to konieczne.
Jeden z ciężarowców rosyjskich zwierzył się kiedyś Smalcerzowi: biorę „koks” i jestem najlepszy- mogę zdechnąć za kilka lat, ale pożyję sobie jak bojar.
Nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł na życie.
Grzegorz Skurski (skurskig@interia.pl)
Sewera i Gotfryda - wszystkiego dobrego
Próby techniczne. Jutro pierwszy raz dekoracje, kostiumy , rekwizyty. Dziś przyjechały dekoracje.
Dobrej nocy.
Antoniego i Ernesta - wszystkiego dobrego
Dziś drukarka w reatrze zacięła się na tekście z " Boga" – BóG UMARł. STOP. JESTEśCIE ZDANI NA SIEBIE.
Dobrego wieczoru.
Feliksa i Leonarda - wszystkiego dobrego
Trochę zdjęć z urodzin teatru . Próby do Boga trwają….
Sylwii i Huberta - wszystkiego dobrego
Niezwykłych historii ciąg dalszy:
1) W naszym teatrze sypiał bezdomny. Odkryliśmy go śpiącego pod podestami na małej scenie. Był całkowicie urządzony, śpiwór, kubek, gazeta. Zdradziło go chrapanie. Kiedy go obudziliśmy, bez słowa, z bezbłędną znajomością terenu skierował sie ku wyjściu awaryjnemu. Najwyraźniej podążał tą drogą nie pierwszy raz. Ciekawe, które przedstawienia na małej scenie zaliczył? Może te ostatnie" Ciało kobiety. Młot" wersję francuską.
2) Do mojej mamy, na jej telefon , codziennie przychodziły SMSy – Dziś będzie nie najlepszy dzień, albo – Zastanów się dziś zanim podejmiesz decyzję. Mamę do denerwowało, złościła się, opowiadała o tym zdenerwowana, więc ja, nie bardzo mając czas aby się tym zająć, powiedziałam, odpisz raz i poproś żeby ten ktoś przestał. Mama napisała , miły list z prośbą o niepisanie i że na pewno ten ktoś myli jej numer telefonu z numerem kogoś bliskiego. Przyszła odpowiedz – Proszę podać szczegóły. Odpowiedziała raz jeszcze opisując sytuację i prosząc o zaprzestanie korespondencji. Znów przyszła odpowiedz – Proszę podać szczegóły. Mam odpisała – Oczep się! I znów – Proszę podać szczegóły. Więc mam napisała jeszcze brzydziej. Przyszła wiadomość – Teraz proszę podać dzień, rok i miesiąc urodzenia. Mama odpisała – Niedoczekanie. na co dostała odpowiedz- Nie możemy ci pomóc , czy coś takiego. Zajrzałam do mamy telefonu. Okazało sie ze to automat jakiejś wróżki. Teraz mam co dzień pisze do niej brzydkie słowa z bezradności, a wrózka zgadza sie tylko domaga sie daty urodzenia i wtedy mamie pomoże. Koszmar.
3) Dziś o 5 rano moja ciocia, na dworcu Centralnym widziała samotnie stojącą walizkę , dobre 15 minut. Zgłosiła to na policję, ale przyjęli zgłoszenie niechętne. Jeśli Dworzec jeszcze nie wybuchł, to to była walizka bez bomby.
Dobrego dnia.
Seweryna i Wiktoryny - wszystkiego dobrego
PIERWSZY DZIEŃ LISTOPADA
„Pogódź się ze śmiercią, jako jedynym znakiem nietrwałości danym człowiekowi. Jeżeli nie boisz się jej, ani do niej nie tęsknisz – jesteś na drodze do tego, co wieczne”. Ten cytat z nauki buddyjskiej kazałem wyryć na grobie bliskiej mi osoby.
Pierwszy dzień listopada. Wiatr podnosi spadłe liście do nieustannego biegu. Szeleszczą pod stopami. Duszący płuca zapach palonej stearyny wymusza refleksje wobec spraw ostatecznych. Pojawiają się obrazy tych którzy odeszli, a ich szczątki użyźniły ziemię w miejscu wiecznego spokoju. Zacierają się nazwiska na płytach nagrobnych, zacierają się wspomnienia.
Najtrudniej jest przełamać się i patrzeć na świat realistycznie. Nasz pobyt na ziemi jest ograniczony i zdeterminowany koniecznością zachowania gatunku. Mimo wyjątkowych cech jakimi obdarzyła natura rodzaj ludzki jesteśmy tylko częścią procesu ewolucji, jak inne formy zoologiczne i botaniczne. Musimy umrzeć, aby świat mógł dalej trwać i rozwijać się.
Narodziny i śmierć. Dwa bieguny niesamowitej przygody jaką jest życie. W pewnym momencie los przysyła esemesa- koniec. Niektórzy zbyt wcześnie poddają się, rezygnują z radości które niesie umykające życie. Albo walczą zbyt długo zamiast pogodzić się z nieuchronnością. Znalezienie równowagi między tymi dwiema skrajnościami jest najtrudniejsze.
Świadomość tego, że musimy umrzeć aby po nas przyszło nowe życie, daje nam możliwość innego wartościowania dni, które mijają. Życie wówczas staje się pożyteczne i satysfakcjonujące. Godność o którą walczymy w czasie naszego pobytu na ziemi łączy się z godnością, którą osiągamy w momencie akceptacji jego kresu.
Bardzo często w ostatnich chwilach towarzyszy nam lęk, ból i cierpienie . Paradoksalnie nie ma co mówić o godności w takiej chwili. Ale trzeba wtedy odwrócić się i popatrzeć na swoje życie. Na radość i cierpienie, na sukcesy i klęski. Musimy pamiętać, że wspomnienia, które po nas pozostaną tworzą lata przebyte wcześniej, nie ostatnie dni. Mówiąc prosto nasza śmierć i pogodzenie się z nią jest lustrem życia, które dano nam przeżyć.
Lubię wracać do mądrości ludowej, która w sposób prosty definiuje sprawy skomplikowane, które nie sposób ogarnąć rozumem.
Dwaj chłopi stoją nad grobem wspólnego przyjaciela, rozmawiają. Jeden mówi: kiedyś stanę nad twoim grobem, który zarośnie trawą, przyjdzie krowa nażre się tej trawy, zostawi placek i ja powiem – aleście się zmienili Józefie. Drugi na to: a może to ja stanę przy twoim grobie i popatrzę na to co zostawiła krowa i powiem- aleście się Stachu nic a nic nie zmienili.
Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl)
Urbana i Augusta - wszystkiego dobrego
A oto nowe przygody.
1) Dwaj pracownicy Teatru Polonia, młodzi pracownicy dodaję, wjechali w tył autobusu z wielką reklamą " BÓG " Woody Allen- Teatr POLONIA, po czym odbili się i uderzyli w samochód z którego wyszedł przyjaciel teatru Zbigniew Nowak czyli " Ręce które leczą" , a ten po wysiądnięciu z samochodu, natychmiast zaczął ich leczyć na ulicy. Na szczęście nikomu nic poważnego sie nie stało.
2) Zostawiłam mojego syna , studenta wydziału operatorskiego w Katowicach, w moim samochodzie z napisami WOLNY TYBET, pod sejmem, a sama poszłam do księgarni na Wiejskiej. Synek jak to student wydziału operatorskiego, zauważył ładne światło w uliczce Frascati i zaczął robić zdjęcia.Kiedy wróciłam legitymowano go, straszono, wypytywano, głownie na okoliczność napisu WOLNY TYBET, a tłumaczenia że to mamy samochód i napis, nikomu nie przemawiały do wyobraźni. Wyratowałam przerażonego syna chwaląc wolność wypowiedzi i ograniczoność umysłów, które za podejrzane uważają fotografowanie pięknej perspektywy ulicy w słońcu. Trochę tylko sie stropiłam, kiedy synek zapytał mnie co to za miejsce. A z drugiej strony miał rację, bo sejm jest trochę dalej, a gdyby nawet…słońce układało się pięknie na samym sejmie, też nie widzę nic złego w jego fotografowaniu. Słońce jednak Sejm konsekwentnie omija.
3) Cyfra + wciąż mi odpowiada że nie mogę u nich zrezygnować z niczego. Moja historia z Cyfrą + trwa.
4) Aktorka przygotowująca sie do roli w Woody Allenie, kupując nakolanniki, żeby ją nie bolały kolana, bo gra idąc na czworakach, przeszła testując je, wzdłuż sklepu, jak sklep długi, na czworakach, mówiąc tekst – Człowiek całe życie haruje na stacji metra POLOTECHNIKA, czyta sobie pewnego dnia " Gościa niedzielnego" i nagle rzuca się na człowieka sześciu bandziorów i wbija nóż w plecy- i nikogo to zachowanie w sklepie nie zdziwiło. Nakolanniki wytrzymały próbę, czasowo, ból sie nie pojawił, nawet przy tak długiej kwestii.
Jutro, dobrego smutnego dnia. To słońce w ten smutny czas, kpi sobie ze wszystkiego. Jutro niech sie nie waży wychodzić , bo zgaśnie od mojego spojrzenia.
Zenobii i Przemysława - wszystkiego dobrego
Dziś zaczęłam w łazience trzymać okulary do czytania napisów na kremach. No to koniec.
Ostrości widzenia życzę.
Szymona i Tadeusza - wszystkiego dobrego
Urodzinowa Boska! w Operze. Było miło. Za duże halo na ten tytuł, ale było miło. A my? no cóż, przestrzeń i mikroporty zmusiły do harówy a gubiły lekkość i bezpretensjonalność. Publiczność nadzwyczajnie wdzięczna i uprzejma. Dwa tysiące osób.
Dziś ostatni z urodzinowych wieczorrów – jak mówimy, recital Edyty Geppert.
Dobranoc.
Lucjana i Ewarysta - wszystkiego dobrego
ŻYCIE INNE NIŻ FILM
Nigdy nie miałam satysfakcji w łóżku z żadnym mężczyzną- powiedziała w swoim ostatnim wywiadzie Marlena Dietrich. Spałam z nimi, żeby ich zatrzymać. Bałam się samotności.
W filmie dokumentalnym zrobionym przez młodego niemieckiego reżysera w ostatnich latach życia gwiazdy, nie ma ani jednej wypowiedzi do kamery. Marlena mówi z poza ekranu. W obrazie pojawia się co pewien czas nieostry kształt starej kobiety, która porusza się z trudem. „Ja jestem tylko po to aby kochać mnie” śpiewała w obskurnej knajpie Lola-Lola. Siedziała na beczce w meloniku z uniesioną prawą nogą odsłaniając kształtne udo przecięte czarną podwiązką. To dzięki tej scenie Marlena Dietrich – „Błękitny anioł” – została zapamiętana przez miliony mężczyzn na całym świecie. Rzuciła skrzypce w młodości, by poświęcić się aktorstwu, ale miłość do muzyki pozostała. Lubiła śpiewać. Jej niski, zmysłowy głos uruchamiał hormony męskiej części widowni. Była wiele lat ikoną seksu, jak teraz się mówi. Szokowała otoczenie swoim zachowaniem. Ubierała się „po męsku”, chodziła we fraku i cylindrze ,romansowała z kobietami, przyjaźniła się z gejami. Niemiecka femme fatalne utrwaliła na stałe wizerunek kobiety wyzwolonej, wyemancypowanej, niebezpiecznej. Pisano o jej biseksualizmie, o romansie z byłą kochanką Grety Garbo- Mercedes de Acosta. Ostatnie lata spędziła w swoim mieszkaniu w Paryżu, z którego rzadko wychodziła. Stała się więźniem własnej sławy od której już nie mogła się oderwać. Pisano o niej wówczas, że nie ma przyjaciół, jest zgorzkniała, zdziwaczała, nie potrafi dla nikogo znaleźć dobrego słowa. Umarła w wieku 90 lat 6 maja 1992 roku na ostrą niewydolność nerek.
Nie wiem jakich argumentów użył reżyser, aby namówić ją na spowiedź. To pozostanie ich tajemnicą. Ale jej opowieść o życiu jest porażająca i do bólu prawdziwa. Nie ma nic wspólnego z blichtrem ekranowym. Jest to historia kobiety głęboko nieszczęśliwej, pozbawionej tego, co każdej kobiecie daje szczęście- miłości. Tuliła się do kobiet, bo kobiety ją rozumiały. Była to rozpacz, a nie wybór. Każdy samiec wykorzystywał jej piękne ciało, jak przedmiot jemu przeznaczony. Szukała całe życie „drugiej połowy jabłka”, ale nie znalazła.
Mówi się, że kobieta oddaje się mężczyźnie. To nie dotyczy tylko sfery intymnej. Oddanie się kobiety, to ofiarowanie partnerowi wszystkiego co ma. Urody, poczucia humoru, inteligencji, nierzadko pieniędzy. Kobieta zakochana gotowa jest zmienić religię, poglądy w imię miłości. I co otrzymuje w rewanżu? Często tylko kilka minut sapania i chrapanie partnera w czasie bezsennej nocy.
Może Marlena nie miała odwagi poszukać mężczyzny swojego życia w innych rejonach, poza artystycznych? Przykuta grubym łańcuchem do swojej sławy nie mogła się od niej oderwać. Ten łańcuch trzymał ją do ostatnich dni. Nawet w ostatnim dokumentalnym filmie nie pozwoliła na fotografowanie twarzy. Nie chciała , by publiczność zobaczyła starą, niedołężną kobietę a nie pięknego „Błękitnego anioła”. Starość jest okropna i nieestetyczna. A dla kobiety pięknej i będącej symbolem seksu jest czymś niewyobrażalnym. Piękne oczy zwężają się, łzawią, przykrywają je napuchnięte powieki, zmarszczki deformują zmysłowe wargi i zniekształcają ten sławny drwiący uśmieszek. Kołyszące biodra przy każdym kroku zastępuje szuranie pantofli po podłodze. I do tego wszystkiego dochodzi świadomość, że się przegrało życie. Miała wszystko, poza tym najważniejszym- nie spotkała prawdziwej miłości.
O Marlenie Dietrich napisano tysiące stron. Kilka biografii, wiele artykułów, ale nigdzie nie ma tej bolesnej prawdy, którą wyznała w ostatnich latach życia. Miliony ładnych, zgrabnych dziewczyn marzy o karierze aktorki, piosenkarki czy modelki. Gotowe są poświecić wszystko za cenę sławy. W tym pędzie, wyścigu nie zwracają uwagi na to, co w życiu jest najważniejsze. Gubią po drodze każdą szansę, która może nadać ich życiu blask, inny niż ekranowy. Sława przemija szybciej niż uroda- co wtedy? „I cała śmierć po to, by zapomnieć życie”- jak napisał poeta.
Rafała i Marcina - wszystkiego dobrego
Urodziny trwają. Dziś "Lament" na Dworcu Centralnym. Jutro mój "Skok.." w Basenie Artystycznym, w teatrze śpiewa Małgosia Walewska …i tak do wtorku. W poniedziałek " Boska" w operze.
Dobrego wieczoru.
Filipa i Kordulii - wszystkiego dobrego
Wracam z Londynu którego się tak bałam. Było bardzo dobrze. Wracam do prób i warszawsko – milanowskich baranów, jak mówi francuskie powiedzenie…
Premiera " Boga" 15 listopada, do premiery dziesięć prób, dziś pierwsze przedstawienia urodzinowe teatru…
Wracając z Londynu zachaczyłam o Berlin, tam niepsodziewanie dwie godziny rozmawijąc przez telefon z Wartszawą patrzyłam jak facet robił spagetti, geniusz.
Dobrej nocy.
Urszuli i Hilarego - wszystkiego dobrego
INTELIGENCJA
Inteligencja to zdolność do twórczego, a nie tylko mechanicznego przetwarzania informacji, czyli tworzenia zupełnie nowych pojęć i ich nieoczekiwanych połączeń. Tę umiejętność wykorzystują, a być może posiadają tylko niektórzy ludzie.
To jedna z kilkudziesięciu definicji tego pojęcia, które mnie prześladowało przez całe życie. Spychało mnie to w czeluść kompleksów i braku pewności siebie
Miałem pięć i pół roku po wojnie kiedy matka wysłała mnie do szkoły. Brakowało jej siły by zapanować nad moim gwałtownym charakterem. Liczyła że będę powtarzał którąś klasę i wyrównam ogólną statystykę. Nie sprawdziły się jej przewidywania, bo maturę dostałem mając szesnaście lat. Do pierwszej klasy chodziłem na wsi pod Lublinem. Niektórzy moi koledzy mieli po kilkanaście lat. Przynosili do klasy broń, która walała się w ruinach i opowiadali o pierwszych doświadczeniach erotycznych. Byłem najmłodszy, najmniejszy i nikt nie zwracał na mnie uwagi. Kompleksy mnie zżerały. Pragnąłem mieć zarost i zamienić krótkie spodnie na długie. W domu i w szkole słyszałem ciągle: głupi jesteś ,to się nie wtrącaj! Tak było w szkole podstawowej i później w gimnazjum. Dyrektor liceum imienia Adama Mickiewicza na Saskiej Kępie wręczając mi maturę w 1955 roku powiedział: Skurski, ty moralne zero, z ciebie i tak nigdy nic nie będzie. Po tych słowach moja matka rozpłakała się, bo uznała że dyrektor miał podstawę, aby mnie tak ocenić.
Chciałem być człowiekiem inteligentnym, cokolwiek to pojecie dla mnie wówczas znaczyło. Panować nad otoczeniem mentalnie, intrygować, mieć swoją wewnętrzną tajemnicę i traktować innych z dystansem. Nic z tego! Najgorsze były kontakty z dziewczynami. Dziewczyny były bardzo, nad wyraz inteligentne i doświadczone- przynajmniej mi się wówczas tak wydawało. Żadna nie chciała pokazać się ze „szczeniakiem” na ulicy. Walczyłem beznadziejnie o swoje miejsce na ziemi, którego w żaden sposób nie mogłem znaleźć.
W czasie pierwszej randki usłyszałem: całuj mnie po szyi, to jest miejsce erogenne, później ci wytłumaczę, o co chodzi. Myślałem wtedy- jaka ona jest inteligentna, skąd takie słowa ludzie znają?
Kiedyś z kolegami postanowiliśmy odwiedzić atrakcyjną koleżankę. Drzwi były zamknięte i któryś powiedział: nie wiadomo, kiedy nastąpił „exodus”. Jak mu wtedy zazdrościłem! Być takim inteligentnym! Znać i użyć słowo, którego trzeba szukać po encyklopediach!
Z czasem mój stosunek do pojęcia inteligencji zmieniał się. Słyszałem zgrzyt, kiedy ktoś w czasie bankietu powiedział: niby inteligentny, a rybę je palcami.
W każdym razie za wszelką cenę pragnąłem być inteligentny i obracać się wśród ludzi inteligentnych. Słuchałem tych, których wówczas uważałem za inteligentnych i rozumiejąc co do mnie mówią- sam czułem się inteligentem.
Długo trwało, zanim zrozumiałem istotę inteligencji. Zacząłem odróżniać tych, co popisują się powierzchowną erudycją, od tych którzy intuicyjnie umieją korzystać ze swojego doświadczenia w nowych sytuacjach i zadaniach.
Kiedyś zrobiłem film o pani Wandzie Majtyce ze wsi Popowice pod Wieluniem. Ukończyła tylko sześć klas szkoły podstawowej. Pracując na roli znajdowała czas na pisanie sztuk teatralnych i ich reżyserowanie. Była to kobieta niezwykle inteligentna, o wrażliwości poetki. Rozmowa z nią sprawiała mi ogromna przyjemność. Fascynowało mnie jej niezwykłe poczucie humoru, kultura bycia, i wyczucie słowa.
Kiedy czytam artykuł w którym jest zdanie: „proces ten pozostaje w ciągłym ruchu, który przemierza układ i sprawia, że szeregi rezonują pokrywając odpowiednie punkty w tym samym punkcie aleatoryjnym” – głupieję i jestem bezradny. Ale nie mam już kompleksów i wiem, że słowa te pisał kretyn, który nie ma nic do powiedzenia. Autorem jest egzemplarz ludzki z kategorii wykształconych idiotów, którzy jak pisał Julian Tuwim: „ a idąc widzą wszystko oddzielnie, że koń, że Stasiek, że dom, że drzewo”.
Jeżeli kogoś nie rozumiemy- nie znaczy, że brak nam inteligencji. To jej brakuje temu, który nie umie skorzystać z narzędzi usprawniających komunikację miedzy ludźmi.
Na koniec przytoczę dowcip, który przekona czytelników, że porozumiewanie się między ludźmi jest możliwe.
W łóżku leży kobieta z mężczyzną. Słychać chrobot w zamku. Kobieta zrywa się gwałtownie krzycząc-mój mąż! Kochanek stęka: O Jezu! Nareszcie!
Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl )