Mieczysława i Mieszka - wszystkiego dobrego
NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA NA TEN ROK 2009, CO TO NIM TAK STRASZĄ, CO TO TAK OSTRZEGAJĄ I PODKREŚLAJĄ ŻE MA BYĆ ŹLE, TRUDNO, ZASKAKUJĄCO, CIEKAWIE ALE CIĘŻKO. OBY BYŁO WSPANIALE NUDNO, BEZPROBLEMOWO, SPOKOJNIE, BEZWOJENNIE, CODZIENNIE, RUTYNOWO, BEZSTRESOWO, ROZSĄDNIE, ZDROWO I MIŁO.
PS.Wczoraj usłyszałam taka opowiesc. Matka mówi do syna:
– Gówniarzu! Nic nie szanujesz! Wszystko marnujesz! Niszczysz! Załatwo przychodzi! Ty wiesz jak nam było cięzko?! Czy ty wiesz że był czas kiedy w tym kraju na półkach był tylko ocet?!
– W całym Centrum Mokotów tylko ocet?!!!!
WSZYSTKIEGO DOBREGO.
Eugeniusza i Sabiny - wszystkiego dobrego
WYWIADY
Chciałbym być bykiem, ale nie stracić mojej obecnej inteligencji. Najpierw dopadłbym pikadora. Potem pogoniłbym matadora. Nie, podchodziłbym do niego powoli, żeby się zesrał ze strachu. W końcu wbiłbym mu róg w dupę i przedefilowałbym przed publicznością. Tak określił sam siebie Marlon Brando w rozmowie z Lawrencem Grobelem.
Wybitny pisarz, który ma polskie korzenie spędził 10 dni na jednej z wysp Tetiaroa, należącą do aktora. Brando zgodził się na ten „wywiad rzekę” pod warunkiem, że będą rozmawiać tylko o Indianach. Nienawidził wywiadów, uważał je za prostytucję. Cytował jeden wywiad, który mu się podobał – z żoną wybitnego golfisty Arnolda Palmera: – Dziennikarz pyta- czy wykonuje pani jakieś rytualne czynności przed grą pani męża?- Nie – ona na to –Żadnych? – No cóż, całuję jego lagę.- Dziennikarz chce się upewnić, że dobrze usłyszał – Ma pani na myśli jego kij golfowy, tak? – Oczywiście – odpowiada pani Palmer – a cóż innego mogłabym mieć na myśli?
Grobel w rozmowie z Marlonem Brando jest cierpliwy, nie ma w sobie tej typowej dla współczesnej napastliwości dziennikarskiej. Opisuje łapanie much przez Marlona, cytuje anegdotki – Tahitańczycy mogą pić, bawić się i rżnąć całą noc. To nie dla mnie. Jak się upiję, to koniec zabawy.
Pomału, niepostrzeżenie z jednej stronicy na drugą wyłania się pełny, skomplikowany portret Marlona Brando. Pisany prostym językiem prawie „od niechcenia”.
Przypomina mi się wywiad z premierem Rakowskim, który prowadziła tak zwana „Żyrafa”, nie pamiętam nazwiska dziennikarki. Przed spotkaniem z Rakowskim zadzwoniła do jego żony, znanej aktorki: – Jakie pytanie chciałby pan premier usłyszeć w tej chwili? – Czy pani sypia jeszcze ze swoim kochasiem?- pyta przez telefon kobieta z pisma kolorowego żonę, moją koleżankę – aktorkę. – Co panią to obchodzi?- odpowiada, aktorka.- Nie ważne i tak napiszę, co uważam.
Rysio Kapuściński, z którym miałem zaszczyt się przyjaźnić – głównie milczał, słuchał rozmówcy, rzadko zadawał pytania. Nie robił nigdy żadnych notatek. Gdzie leży tajemnica tego, że ludzie „otwierają się” przed kamerą, czy mikrofonem?
Opowiem o swoich doświadczeniach. Po pierwsze trzeba lubić ludzi. Naprawdę interesować się ich życiem. I – co jest najistotniejsze zdobyć ich zaufanie. Muszą czuć się bezpiecznie. Kiedyś zrobiłem film „Kochankowie z Morąga” o miłości 50-letniej kobiety do 18-latka. Redaktor w telewizji spytał mnie, jak uzyskałem tak intymną spowiedź? Powiedziałem że zaświeciłem lampami w twarz, włączyłem kamerę i kazałem im mówić.
Oczywiście włączenie kamery to był moment, kiedy już byliśmy przyjaciółmi. Opowiedziałem im o sobie. O tym że każdy dziennikarz i filmowiec, nie zna się na niczym, a mimo to o wszystkim opowiada. Opowiedziałem o tremie, o lęku, że można komuś zrobic krzywdę wywlekając go przed szereg. Im bardziej prawdziwa będzie autoprezentacja, tym lepsze później efekty. Trzeba pamiętać, że to ma być rozmowa, a nie przesłuchanie. Naturalnie zawsze przed emisją pokazuję bohaterom zmontowany materiał. To jest ostateczna weryfikacja. Mogą mieć zastrzeżenia i ja muszę je uznać. Nie chcę tracić przyjaciół, dla własnej kariery.
Portrety mistrza olimpijskiego Zygmunta Smalcerza i siostry Małgorzaty Chmielewskiej zaowocowały wieloletnią przyjaźnią. Możemy na siebie zawsze liczyć, opowiadamy dalej o sobie i wspomagamy się nawzajem. To jest wartość tego pierwszego spotkania, a nie film, który stanowi rodzaj symbolicznej pamiątki, jak zdjęcie na tle Notre Dame.
Pewien młody reżyser prosił mnie o pomoc przy wywiadach. Żeby uzyskać to, o co prosił chwalił moje dokonania. Odmówiłem! Powiedziałem, że ja będę pytał o to, co mnie interesuje, a film ma być jego. Tłumaczyłem mu, że trzeba wykazać prawdziwe zainteresowanie, fascynację, bo inaczej robota idzie na marne. Trzeba wykluczyć to, co jest tylko efekciarskie, służy modzie albo skandalowi. Prawdziwa fascynacja osobowością rozmówcy ma działanie magiczne. Ekran później z kolei magnetyzuje widza, staje się obrazem uniwersalnym, w którym każdy odnajdzie część siebie. Ale to są tylko teorie. Gorzej jest w praktyce.
Każdy człowiek jest wyjątkowy, jedyny i nie można korzystać z innych doświadczeń. Są nieprzydatne, jak praktyka w sytuacjach męsko-damskich. Każda kobieta jest innym światem i trzeba go dobrze poznać, żeby romans miał jakieś szanse. Powielanie stereotypów zawsze prowadzi do klęski.
Ale mimo porażek zawsze robi się błędy. I w tym jest jest cała uroda nieprzewidywalnej przygody jaką jest życie.
Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl)
Dawida i Tomasza - wszystkiego dobrego
Próby techniczne i stawianie świateł, to zdjęcia z pierwszych prób…co chwila wszystko się jeszcze zmienia…
Życie jest tak gwałtowne! Przerywa, nie słucha,
napada, krzyczy, tupie, męczy, zmienia maskę,
że aż sen ma gorączkę, śpiąc w różowych puchach
i bladym skrzydłem mocno bije o posadzkę.
Potrzeba tylko słowa, tylko gestu, listu,
by się złote pierścienie wygięły, skręciły,
by spłonęły tęsknoty, jak suknie z batystu,
i pękło serce z wielkiej słabości i siły
Maria Pawlikowska – Jasnorzewska
Kosmy i Damiana - wszystkiego dobrego
Miłość? – Ale pod warunkiem, że prześcignie się Czas.
Niech wszystko miedzy kochankami zacznie się i skończy, jednego dnia.
Zgaśnie przed zachodem słońca.
Aż do zobojętnienia, aż do przyjaźni i życzliwej pamięci.
(jakby dmuchnięciem w twarz jedwabistego popiołu)
Nim słońce zgaśnie trzeba zapomnieć, tak, aby Czas, szalał przez całą noc z gniewu.
W doświadczeniu swoim obliczał miłość na kilka lat.
Później miał wtargnąć. Rozkazać „ Skończone. Punktum. Kropka. Żegnać się moi państwo!”
Obiecywał sobie łzy i nieszczęście.
Trzeba go do prześcignąć.
( fragmenty) Maria Pawlikowska – Jasnorzewska
Adama i Ewy - wszystkiego dobrego
Dziś Wigilia. Składam Wszystkim Państwu najlepsze życzenia. Pomijam wszystko inne i życzę Zdrowia. Bo jak zdrowie to i wszystko inne przyjdzie, a nawet jak nie przyjdzie to mniejsza z tym. Rzeczywistość nie istnieje – jak powiedział Jean Baudrilland. Bardzo mi to odpowiada.A ponieważ tak jest, jak w każdą Wigilię obejrzę znów film " To właśnie miłość" Richarda Curtisa, to już tradycja w moim życiu.
Wszystkiego dobrego.
Tomasza i Tomisława - wszystkiego dobrego
ŚWIĘTA
Jak się czują Polacy wobec kryzysu na całym świecie? Wspaniale! Według prognoz mają wydać na święta 20% więcej niż w ubiegłym roku.
25 grudnia, dzień urodzin Jezusa, próbuje wyjaśnić hipoteza obliczeniowa. Jej autorem jest Duchesne, który opierając się na tekstach Hipolita Rzymskiego, obliczył daty życia Chrystusa. Według jego hipotezy, zakładającej idealne zsynchronizowanie czasu narodzin i śmierci ludzi doskonałych, Jezus narodził się 25 grudnia, a zmarł w dzień Paschy 25 marca. Chrześcijanie zaczynają święta Bożego Narodzenia od dnia poprzedzającego rocznicę narodzin Jezusa – Wigilii zwanej w Polsce regionalnie Gwiazdką. W dniu tym tradycja nakazuje w Polsce post bezmięsny. Gdy na niebie pojawia się pierwsza gwiazdka zwyczajowo zasiada się do uroczystej kolacji. Na pamiątkę gwiazdy prowadzącej Trzech Króli do Stajenki. Tyle, jeżeli chodzi o tradycję.
Od listopada wolny rynek zapędził wszystkich do super marketów, gdzie pół godziny szuka się miejsca do parkowania. Całe rodziny biegają po sklepie z wózkami, jakby za chwilę miało nastąpić trzęsienie ziemi i trzeba było zaopatrzyć się w jedzenie na miesiąc w czasie koczowania pod namiotem. Można myśleć nowocześnie i zrobić zakupy przez Internet. Na Allegro.pl znajdziesz wszystko! Bombki, obrusy, akcesoria Bóg zachłannej konsumpcji zastąpił Święte Dziecko w opuszczonej Stajence. Ostatni giełdowy tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia rozpoczynamy ze świadomością malejącej zmienności na rynkach akcji. Widać to było w poprzednich dniach, potwierdził to też piątek. Z każdej strony na ulicy, w telewizji i w Internecie kuszą prezenty świąteczne: pas VibroShape 2x lepszy niż w tv, z podgrzewaczem, ramka cyfrowa-najmodniejszy prezent roku.u nas 79zł, koleba stalowa 1×3 idealna do segregacji odpadów, i andruty mojego misiaczka. Przypomniała mi się baba na bazarku przy Polnej, która krzyczała do przechodzących: Ludzie, chyba zwariowałam, sprzedaję wszystko za pół ceny! W oczach obłęd, dzieci siedzą w wózkach sklepowych i wrzeszczą- ja chcę play station. Kasjerki w pampersach patrzą nienawistnie na ludzi w kolejce. Tłumy w sklepach, na ulicy, parkingi zatłoczone i powroty w korkach. W końcu wszyscy zasiadają do stołu.
Pierwsza gwiazdka ukazuje się na niebie. Spod choinki Mikołaj wyciąga kolejne skarpety, krawaty i niezliczone ilości misiów, lalek i zabawek elektronicznych. Zaczyna się obżarstwo neutralizowane alkoholem. Przy stole wigilijnym teściowa przypomina zięciowi wszystkie awantury. Dzieci wyrywają sobie zabawki. Żona wypomina mężowi „śledzika” w pracy. Tworzy się typowa rodzinna atmosfera. Wszyscy zapominają, po co usiedli do wigilijnego stołu. A to jest właśnie Dzień Bożego Narodzenia. W małej wiosce Betlejem pod Jerozolimą w stajni urodził się Jezus. Przez 33 lata nauczał, przekazywał wiarę w miłość i wybaczenie. Torturowany i ukrzyżowany umierał w straszliwym bólu, a po 3 dniach zmartwychwstał.
Dostałem dzisiaj maila od mojego bohatera filmowego Irka Betlewicza chorującego na zanik mięśni. Słowa poety dedykuję świątecznie moim czytelnikom.
a że dziś jutra zbliżanie:
i czemuś być ku nieznanej myśli
iść u przestrzeni,
i czemuś nie bać się bieli czekającej
móc kochać za więcej
Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl)
Bogumiła i Dominika - wszystkiego dobrego
Kolejna Wigilia, kolejne spotkanie Naszej Fundacji ze Szpitalem Dziecięcym na Niekłańskiej. Znajomość i przyjaźń trwa już kilka lat. Od początku istnienia naszej Fundacji. I od początku opiekuje i spotkaniami naszych aktorów z dziećmi i całym tym "związkiem" sentymentalnym, członek rady naszej fundacji pan Jerzy Karwowski, za co i jemu serdecznie kolejny raz dziękujemy.
SKŁADAMY NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA ZDROWIA I WSZELKIEJ POMYŚLNOŚCI WSZYSTKIM PACJENTOM, LEKARZOM, PIELĘGNIARKOM, PERSONELOWI SZPITALNEMU, DYREKCJI, NAUCZYCIELOM, PRACOWNIKOM SZKOŁY PRZYSZPITALNEJ. OSOBNE SERDECZNE ŻYCZENIA ŁĄCZYMY TEŻ DLA RODZICÓW I RODZIN DZIECI. WSZYSTKIEGO DOBREGO . DOBREGO ROKU NADCHODZĄCEGO.
(Zdjęcia zamieszczam za zgodą szpitala).
(Szpital Dziecięcy im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza przy ul. Niekłańskiej jest pierwszym szpitalem dziecięcym zbudowanym w Warszawie po II wojnie światowej. Jest również pierwszą w historii miasta tego typu placówką dla prawobrzeżnej Warszawy, która rozpoczęła działalność w 1959 r. Dzisiaj Szpital zapewnia opiekę dla mieszkańców Warszawy, i całego województwa mazowieckiego. Przez 24 godziny, we wszystkie dni tygodnia zapewnia pomoc, diagnostykę i specjalistyczne leczenie dzieciom od noworodka do 18 roku życia. Główną działalnością Szpitala jest świadczenie usług medycznych finansowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia, w następujących obszarach funkcjonalnych: * hospitalizacja na oddziałach szpitalnych, * leczenie w ramach poradni specjalistycznych, * leczenie w SOR – w ramach całodobowej pomocy doraźnej, * diagnozowanie w poszczególnych jednostkach diagnostycznych szpitala. Szpital posiada SOR z miejscami obserwacyjnymi (5 łóżek) oraz Izbę Przyjęć dla przyjęć planowych, 9 oddziałów leczenia stacjonarnego z pododdziałami (łącznie 286 łóżek etatowych), blok operacyjny, przychodnię przyszpitalną z 15 poradniami specjalistycznymi i pracowniami diagnostycznymi, poradnię zdrowia psychicznego, zakład diagnostyki laboratoryjnej, zakład diagnostyki obrazowej, zakład rehabilitacji, aptekę zakładową, centralną sterylizację. Od dnia 21 marca 2006 Szpital posiada certyfikat Systemu Zarządzania Jakością ISO 9001:2000)
Urbana i Dariusza - wszystkiego dobrego
Dziś bez komentarza, ze smutkiem, przed Świętami, zamieszczam list od córki do jednej z moich znajomych.
I mimo wszystkich kłopotów dobrych dni życzę dla Wszystkich Państwa.
Gracjana i Bogusława - wszystkiego dobrego
Dziękuję Wszystkim Państwu za życzenia urodzinowe.
Wczoraj przyszedł do kasy jakiś Pan i pyta:
– Czy są bilety na sylwestrowy spektakl Dancing?
– Niestety nie ma.
– A to świetnie! – A na ten spektakl 30 grudnia?
– Też niestety już nic nie mamy. Ach, nie, mamy jedno miejsce.
– O to jeszcze lepiej, to proszę to jedno, dla koleżanki żony. A my nie pójdziemy i ja mam z głowy wszystko, ani teatru ani koleżanki na Sylwestra. Doskonale. Ale czy jeśli żona zadzwoni możecie to potwierdzić?
– Tak, oczywiście.
– Ale czy możne się coś zwolnic nie daj Boże? Na przykład do 16.00, bo o 16. może żona zadzwonić, żeby mnie sprawdzić?
– Może , ale nie sadzę.
– No trzymam pana za słowo. Do widzenia. Dobrych Świat i wesołego Sylwestra.
Dobrego dnia dla Państwa.
PS 1: Moja siostra jeździ często kolejką WKD do Warszawy, mówi że w kolejce 70% pasażerów czyta książki i to poważne, literaturę piękną, często są to książki pożyczane z bibliotek, co widać po okładkach, czasem jeździ pociągiem EKD, i twierdzi że tam jeśli ktoś czyta to najwyżej gazetę i najwyżej szmatławca. Uważam że powinno się zrobić na ten temat badania socjologiczne. Dziwoląg.
PS2: Czy Państwo słyszeli wczoraj te ryki, płacze, histerie i do zdarcia gardeł przez łzy wywrzeszczane – DZIĘKUJEMY!!!- po wygranej Lecha Poznań?Jestem w szoku. Nigdy chyba nie widziałam tak wyrażanej wdzięczności. Jakoś poczułam się niepewnie.
Euzebiusza i Zdzisławy - wszystkiego dobrego
Ach, to nie było warte
Ach, to nie było warte
by sny tym karmić uparte
by stawiać duszę na kartę
ach to nie było warte.
Ach, to nie było warte
by nosić łzy nie otarte
i by mieć serce wydarte
to wcale nie było warte…
Maria Pawlikowska Jasnorzewska
Celiny i Waleriana - wszystkiego dobrego
Próby do ROMULUSA WIELKIEGO odbywają sie w Operze, dzięki uprzejmości dyrektora, u nas wszystko na raz, dwie premiery w odstępie tak niewielkim, nie możliwe, do tego popołudniówki itd… Wchodzimy w Nowy Rok rozpędzeni, juą w styczniu Festiwal teatru MONTOWNIA , pokażemy prawie wszystko co grają. Bardzo sie cieszę…
Pozdrowienia i kilka zdjęć z ROMULUSA.
Alfreda i Izydora - wszystkiego dobrego
NOSTALGIA
Przed ratuszem w Gdańsku stoi cudzoziemiec i pyta tubylca, co to za postacie na wieży. Gdańszczanin patrzy na zegarek i odpowiada, że jeżeli postacie się ruszą o trzynastej, to murarze.
W tym żarcie nie ma nic śmiesznego dla młodego pokolenia. Teraz zrobię najgorszą rzecz, spróbuję wytłumaczyć dowcip. Otóż w latach siedemdziesiątych i później, był zakaz sprzedaży alkoholu do godziny trzynastej. Wszyscy, którzy chcieli się napić patrzyli nerwowo na zegarki. W knajpach kelnerzy dyskretnie dolewali do herbaty, czy oranżady alkohol. Oczywiście terror trwał tylko do godziny trzynastej. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego była to magiczna godzina 13, a nie 11.30, albo 14, 25. Jakiś kretyn z wydziału propagandy Komitetu Centralnego PZPR wymyślił, że zdrowa część klasy robotniczej nie powinna patrzeć na pijaków kiedy idą budować socjalizm. Tylko dlaczego mogli się przyglądać leżącemu w rynsztoku menelowi już o 13.15? To już jest tajemnica nie do wyjaśnienia. Był również kiedyś okres kartek na wódkę, buty i inne towary. To nie jest żaden dowcip, ale fakt z którego powinienem się młodym ludziom wytłumaczyć. Karol Marks twórca filozofii nazwanej jego nazwiskiem wymyślił ustrój, w którym miał być równy dla wszystkich podział dóbr. Idea szlachetna, ale nigdy i nigdzie się nie sprawdziła. Ale mimo to wiele krajów próbowało pogodzić teorię z praktyką. Ponieważ w Polsce było dużo ludzi a mało fabryk obuwia, każdy obywatel miał możliwość kupić sobie buty dwa razy w roku. I każdy, naprawdę każdy bez względu na swoją orientację seksualną, poglądy polityczne, religię nie był w tej kwestii dyskryminowany. Kiedyś poszedłem z kartką po buty. Przymierzyłem czarne, były za małe, poprosiłem o numer większe. Ekspedientka przyniosła mi żółte. Nieśmiało powiedziałem, że prosiłem czarne, tylko większe. Popatrzyła na mnie, jak na idiotę a kolejka zaczęła mi wymyślać, że marudzę, zamiast brać, to co jest. Nie kupiłem żółtych butów, a kartka się zmarnowała.
Brak na rynku podstawowego towaru, jakim była gorzała – rodził największe frustracje. Na każdego obywatela czekała jedna flaszka na miesiąc. Można było alkohol wymienić na kawę, ale komu coś takiego przyszło by do głowy? Kiedy ktoś ryzykował swoją przyszłość i brał ślub – można było dostać jednorazowo dwadzieścia kartek. Bardzo wiele par w ten sposób zrujnowało swój związek, ale co się napili, to napili. Poza tym wszystko się „załatwiało”- telewizor, schab, firanki, lekarstwa i inne towary na które patrzycie w każdym supermarkecie. Kiedyś przyjaciel zaprosił mnie na kolację. Na stole był węgorz. Zaintrygowany do ostateczności zapytałem: jak to załatwiłeś? Odparł:- Żona podeszła od tyłu do mięsnego, ze schabem pojechała do lekarza, dał zwolnienie Zbyszkowi, który pojechał na Mazury i jest na stole węgorz. Proste?
Wzruszam się jak to wspominam , bo to była moja młodość.
Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl)
Damazego i Waldemara - wszystkiego dobrego
Życie jest tak gwałtowne! Przerywa, nie słucha,
napada, krzyczy, tupie, męczy, zmienia maskę,
że aż sen ma gorączkę, śpiąc w różowych puchach
i bladym skrzydłem mocno bije o posadzkę.
Potrzeba tylko słowa, tylko gestu, listu,
by się złote pierścienie wygięły, skręciły,
by spłonęły tęsknoty, jak suknie z batystu,
i pękło serce z wielkiej słabości i siły.
Maria Pawlikowska Jasnorzewska
Marii i Wirgiliusza - wszystkiego dobrego
Jak już kiedyś wspominałam, pracuję ze studentami trzeciego roku Akademii Teatralnej nad " Mieszczanami" Gorkiego. Powoli się poznajemy i zaprzyjaźniamy. No cóż w lutym przyjdzie nam to zagrać, a na razie beztroskie wprawki, próby, żarty, opowieści. Ze mną Zygmunt Sierakowski. Gra ojca. I pomaga mi w tej pracy w nieoceniony spsób.
Dobrej nocy.
Marcina i Ambrożego - wszystkiego dobrego
RYCHO
Pożegnałem wczoraj przyjaciela, z którym zrobiłem kilka filmów. W domu pogrzebowym na katafalku stała otwarta trumna. Rycho spał. W kieszeni miał okulary, w nogach prasę codzienną i otwartą paczkę papierosów. Obok mnie stało dwóch małych chłopców. Rozmawiali głośno, nie zwracając uwagi na ciszę, która tężała wokół.
– Co robi Rycho w tej szafie?
– Głupi! To trumna!
– A co on tak długo śpi?
– Umarł! – No to co? Nie wstanie?
– Nie! Nigdy! Ty też umrzesz!
– Ja na pewno nie!
Cisza.
Takie momenty sprzyjają refleksji. Próbuję uporządkować wspomnienia. Nic z tego. Rycho przepracował 40 lat w telewizji. Filmował dokumenty, teatry tv, był dobrym człowiekiem. Uczynny, miał niezwykłą zdolność odczuwania stanów psychicznych innych. Jego przyjaciółce po wypadku ogolono pół głowy, by łatwiej było szyć rany. Góra w gipsie, w resztce włosów setki kawałków szkła, które kaleczyły skórę. Lekarze walczyli o jej życie, nikt nie zajmował się głupstwami. Rycho przybiegł do szpitala. Obejrzał ją, bez słowa poszedł do kiosku, kupił grzebień, przyszedł z miską. Wyczesał szkło z włosów, umył głowę. Bez słowa, przez nikogo nie proszony. Taki był Rycho.
Jest i go nie ma. Leży w trumnie. Śpi. Tyle mieliśmy wspólnych planów. Znowu stres miesza myśli. Miał rozsianego raka kości. Kilka miesięcy leżał bez możliwości wstawania z łóżka. Nie oglądał telewizji, nie czytał książek. Słuchał wyłącznie radia i przeglądał gazety. Zapalał jednego papierosa od drugiego i zawsze w ręku miał szklaneczkę whisky.
Byłem u niego kilka dni przed końcem. Jak zwykle żarty z polityków. Namawiałem go na korzystanie z internetu, którym się brzydził. Genialnie obsługiwał kamerę cyfrową, a nie umiał wysyłać smsów. Jego odejście nie zainteresowało nikogo w telewizji. W telefonie słyszeliśmy, że jest na emeryturze i nikogo to zainteresuje. Nie pozostał żaden fakt materialny, że poświecił swoje życie temu medium. Umarł. Koniec! Do worka z nim razem z innymi, którzy są ZAPOMNIANI I NIEPOTRZEBNI.
Wokół trumny najbliższa rodzina wraz z kilkoma kolegami zmarłego. Matka, 90- letnia staruszka podeszła do katafalku. Dotknęła głowy syna- Rychu, co ty robisz? Wstawaj! Czterech mężczyzn w ciemnych, jednakowych kurtkach podniosło wieko i zakryło trumnę. Zaczęli wynosić wieńce. Z jednego wypadła na podłogę czerwona róża. Zabłocony but nadepnął kwiat. Salka pożegnań opustoszała. Na podłodze pozostała rozdeptana róża.
Grzegorz Skurski( skurskig@interia.pl)
Franciszka i Ksawerego - wszystkiego dobrego
Wracam z Łodzi gdzie odebrałam Nagrodę przyznaną mojemu mężowi, na Festiwalu sztuki operatorskiej CAMERAIMAGE.
EDWARD KŁOSIŃSKI – NAGRODA ZA WKŁAD W ROZWÓJ SZTUKI OPERATORSKIEJ
Edward Kłosiński ukończył wydział operatorski łódzkiej PWSFTviT, którą ukończył w roku 1967. Swoje pierwsze kroki w kinematografii stawiał jako operator kamery, współpracując m.in. Kurtem Weberem i Zygmuntem Samosiukiem. Jako samodzielny autor zdjęć zadebiutował w 1972 roku filmem Uciec jak najbliżej w reżyserii Janusza Zaorskiego, z którym Kłosiński spotkał się 10 lat później na planie Matki Królów.
W latach 70. i 80. stał się współtwórcą sztandarowych dzieł nurtu kina moralnego niepokoju. Pracował również z czołowymi polskimi reżyserami: m.in. z Andrzejem Wajdą (Ziemia obiecana, Człowiek z marmuru, Bez znieczulenia, Panny z Wilka, Człowiek z żelaza), Feliksem Falkiem (Wodzirej), Krzysztofem Zanussim (Iluminacja, Barwy ochronne – nagroda za zdjęcia na festiwalu w Gdańsku, Spirala – nagroda za zdjęcia na MFF w Panamie), Krzysztofem Kieślowskim (Dekalog 2, Trzy kolory. Biały).
Od początku lat 80. Kłosiński udzielał się również za granicą, zwłaszcza w RFN i Austrii. Zrealizował zdjęcia do filmów Dietera Wedela, Petera Keglevicia, Axla Cortiego, Bernharda Wickiego, znalazł się również wśród autorów zdjęć do Europy Larsa von Triera. Ostatni raz stanął za kamerą w 2007 pracując przy obrazie Jana Schüttego. Jego imponujący dorobek filmowy liczy sobie ponad 70 filmów, za które został uhonorowany wieloma nagrodami, w ostatnich latach m.in. Bawarską Nagrodą Filmową za Gloomy Sunday – Pieśń o miłości i śmierci czy też Golden Award na Worldfest Houston International Film Festival za Chopin. Pragnienie Miłości. W Polsce jego pracę nad obrazami Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową oraz Wszyscy jesteśmy Chrystusami doceniono nominacjami do Orła.
Za wybitne osiągnięcia w sztuce operatorskiej w 2008 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Wybrana filmografia:
1972: Uciec jak najbliżej, reż. Janusz Zaorski
1972: Iluminacja, reż. Krzysztof Zanussi
1974: Ziemia obiecana, reż. Andrzej Wajda
1976: Barwy ochronne, reż. Krzysztof Zanussi
1976: Człowiek z marmuru, reż. Andrzej Wajda
1978: Spirala, reż. Krzysztof Zanussi
1978: Bez Znieczulenia, reż. Andrzej Wajda
1977: Wodzirej, reż. Feliks Falk
1979: Panny z Wilka, reż. Andrzej Wajda
1981: Człowiek z żelaza, reż. Andrzej Wajda
1982: Matka Królów, reż. Janusz Zaorski
1988: Dekalog 2, reż. Krzysztof Kieślowski
1993: Trzy kolory. Biały, reż. Krzysztof Kieślowski
1999: Gloomy Sunday – Pieśń o miłości i śmierci, reż. Rolf Schübel
2000: Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową, reż. Krzysztof Zanussi
2002: Chopin. Pragnienie miłości, reż. Jerzy Antczak
2006: Wszyscy jesteśmy Chrystusami, reż. Marek Koterski
JESTEM ELEMENTEM DZIEŁA… 29.11.2005
Spotkanie z Edwardem Kłosińskim było wyjątkową okazją do rozmowy z współtwórcą wielkich sukcesów polskiej szkoły filmowej. Operatorem, bez którego nie byłoby takiego Wajdy, czy Zanussiego, jakich znamy. No i oczywiście twórcą zdjęć do prezentowanego w ramach przeglądu kina polskiego filmu "Persona non grata".
Głównym wątkiem konferencji stała się dyskusja o relacjach operator-reżyser. Kłosiński opisywał je na najlepiej znanym mu przykładzie – jego własnej współpracy z Krzysztofem Zanussim. "Najważniejsze jest dla mnie zachowanie charakteru pisma reżysera. Sam jestem tylko jednym z elementów dzieła" – mówił Kłosiński. Jak mówią znawcy, Kłosiński nie jest wcale operatorem ulegającym reżyserowi. Zawsze – niezależnie czy pracuje z Wajdą czy Machulskim – proponuje własne rozwiązania twórcze stając się, jak to powiedział we wtorek w Łodzi Zanussi: "Realnym współtwórcą filmu." mówił Kłosiński. Jak mówią znawcy Kłosiński nie jest wcale operatorem ulegającym reżyserowi. Zawsze – niezależnie czy pracuje z Wajdą czy Machulskim – proponuje własne rozwiązania twórcze stając się – jak to powiedział we wtorek w Łodzi Zanussi – "Realnym twórcą filmu".
Między innymi dlatego zdarzały się w tym sławnym polskim duecie filmowym poważne sprzeczki. Jak przyznał gość festiwalu, częściowo z powodu jednej z nich ich wzajemne stosunki rozluźniły się na kilka lat. Nieporozumienie dotyczyło pracy kamery podczas kręcenia "Spirali". "Chciałem, aby w drugiej części filmu kamera była bardziej statyczna, a Krzysztof odparł, iż robi tak nudne filmy, że kiedy kamera nie będzie się ruszała, to już nikt nie będzie chciał ich oglądać".
Także dziś bardzo często ścierają się na planie, choć nie utrudnia to już ich współpracy, ponieważ potrafią w odpowiednio twórczy sposób wykorzystać to napięcie. W "Persona non grata" zdecydowali wspólnie o tym, żeby raczej powściągnąć formę w obrazie, który ma opowiadać o straconych złudzeniach, rozpadzie i śmierci. Najtrudniejszym pod względem formalnym filmem Zanussiego był jednak dla jego operatora pierwszy film, który wspólnie zrobili, czyli – "Iluminacja". Kłosiński wspominał jak wielkim wyzwaniem było dla niego, jako młodego filmowca łączenie w jedno ujęć robionych naprzemian kamerami 16mm i 35mm, wstawek dokumentalnych i sekwencji snu, i jak było to fascynujące. Żartował, że teraz długo by się zastanawiał zanim przyjąłby propozycję zrobienia takiego filmu. Za to pewnie chętnie zamieniłby się z operatorami pracującymi przy filmach "Struktura kryształu" i "Życie rodzinne", ponieważ są to jego dwa ulubione obrazy Zanussiego.
Inną kwestią, która została poruszona na konferencji były problemy z finansowaniem polskich produkcji i przyszłością polskiego kina. Edward Kłosiński stwierdził z żalem, że w dzisiejszych warunkach nic nie mogło się zachować z ducha legendarnego studia TOR, a jedyne na co można liczyć w polskim kinie, to "Canal Plus lub jakiś wariat z paroma milionami do stracenia". Tak więc niedługo pewnie będzie można za pieniądze Instytutu Filmowego kręcić jedynie "filmy z dwoma aktorami na plaży" – mówił polski mistrz kamery.
Pauliny i Balbiny - wszystkiego dobrego
ZABOBONY
Zabobon to wiara w magiczną siłę słów oraz tajemnicze i fatalne związki między zjawiskami. Człowiek zabobonny wbija szpilkę w lalkę woskową, albo wypowiada słowa, które mogą przynieść innemu nieszczęście. Boi się wstać lewą nogą, hamuje na widok czarnego kota /według wierzeń staroegipskich wysłannika szatana/, lub drży z niepokoju, kiedy piątek przypada na trzynasty dzień miesiąca.
Nie lubię słowa zabobon, wolę określenie przesąd lub raczej błędne myślenie. Zabobony najbardziej krzywdziły ludzi w czasie Wielkiej Inkwizycji w czasach, kiedy palono na stosach ludzi, niesłusznie oskarżonych o czarowanie. Dziś większość z nas, przynajmniej teoretycznie nie wierzy, bądź nie przyznaje się do ulegania przesądom. Ale czy zabobony naprawdę odeszły w zapomnienie? Czy dzisiejsze horoskopy nie są nowocześniejszą kontynuacją tych wierzeń? Wielki filozof, nasz rodak Józef Maria Bocheński, dominikanin, były rektor uniwersytetu we Fryburgu pisze: „w świecie filozofów przyjęto elegancko obchodzić się z najgorszymi nawet idiotyzmami. Kiedy jeden mądrala powiada, że świata nie ma, albo istnieje w jego głowie, kiedy drugi mędrek dowodzi, że ja nie mogę być pewny, że w tej chwili siedzę, a trzeci poucza nas, że nie mamy świadomości uczuć – mówi się, że to jest pogląd, mniemanie, filozoficzna teoria i wykłada się ją z namaszczeniem studentom”.
Kiedyś wrócę do mojego guru, którym jest dla mnie ten Człowiek w białej sutannie. Myślę z nostalgią, że uzyskał dyplom pilota będąc w moim wieku.
Niby pojęcie zabobon jest wstydliwe i rzadko się je używa, ale drżą ręce kiedy stłucze się lustro, nie otwieramy powtórnie drzwi by zabrać telefon komórkowy i oczekujemy ataku ze strony rudowłosej kobiety. Każdy rozumie siebie i świat wedle własnych możliwości intelektualnych, a nie ma istoty ludzkiej dla której wszystko jest jasne i wytłumaczalne, wobec takiego stanu rzeczy, próbujemy wszystko wyjaśniać, dostosować do naszego ograniczonego sposobu pojmowania. Takim "ratunkiem" są zabobony, czyli jak mówi jeden zaprzyjaźniony menel – „pierdoły", wnioski bezzasadne, nie oparte na faktach, które można poznać i je przeanalizować.
„Miej w domu więcej kiełbasy i sera, bo spodziewasz się niespodziewanych gości”, " w y miesiącu spotkasz partnera na całe życie" – czytasz w swoim horoskopie i próbujesz zaklinać rzeczywistość. Jednym z zabobonów jest tłumaczenie snów. Senniki. Moja ulubioną, jest następująca interpretacja: Czesanie tygrysa na schodach – nieporozumienie w pralni.
Najlepszą książkę, jaką czytałem to biblia. Reszta to plagiaty, powtórzenia i nieudolne rozwinięcie tego, co dotyczy losu ludzkiego. W księdze ksiąg zostało już wszystko opisane w sposób jasny, krótki i zrozumiały. Księga Izajasza tłumaczy zabobony: "Niechaj się stawią, by cię ocalić, owi opisywacze nieba, badający gwiazdy i przepowiadający na każdy miesiąc, co ma się z tobą wydarzyć. Oto będą jak źdźbła słomiane, ogień ich spali. Nie uratują własnego życia z mocy płomieni". Zachęcam do czytania biblii, kiedy głupiejemy po kilkugodzinnym oglądaniu naszej telewizji.
Kiedyś zrobiłem film o młodym pokoleniu. Kilkudziesięciu młodych ludzi odnosiło się do takich pojęć jak: poczęcie, patriotyzm, tolerancja, sens życia, przyszłość i śmierć. Jeden z bohaterów, bo sporej dawce „kompotu” powiedział, że dwie rzeczy zmieniły jego życie: biblia i jointy. Refleksja godna analizy. Korzystanie z horoskopów, astrologii, chiromancji, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium w trudnych sprawach, jest przejawem chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy.
Po wielu latach mamy demokrację. Można bez konsekwencji głosić teorię Ptolomeusza, który twierdził, że słońce obraca się wokół ziemi. Ale trudno sobie wyobrazić, że tym zabobonem zainteresuje się jakikolwiek instytut astronomiczny i pozyska się fundusze na badania. Po napisaniu tego felietonu wyjrzałem przez okno. Słońce przesunęło się w stronę zachodu. Zaczynam znowu mieć wątpliwości.
Grzegorz Skurski (skurskig@interia.pl)
Grzegorza i Zdzisława - wszystkiego dobrego
2 grudnia (wtorek) o godz. 17.00,
w Teatrze POLONIA, odbędzie się promocja książki
"MOJE ROZMOWY Z DZIEĆMI".
Będzie to rodzaj spotkania autorskiego, ze mną, prowadzonego przez panią Katarzynę Montgomery. Nie będzie nic więcej. Ani jedzenia, ani występów, ani innych atrakcji. Będzie pani Katarzyna, ja, rozmowa, możliwość pytań z sali, książka w sprzedaży (35 zł), no i podpisywanie książek na koniec na małej scenie, bo duża będzie się szykować do wieczornego spektaklu. Tak więc wielkich atrakcji nie będzie, wstęp jest wiec wolny, jednak obowiązuje
rezerwacja miejsc pod telefonem +48 22 6222132.
Aha, będzie bufet, ale za pieniądze.
Książka, od 2 grudnia właśnie, będzie sprzedawana tylko w Teatrze POLONIA, bezpośrednio w kasie lub u bileterów albo za pośrednictwem strony internetowej www.teatrpolonia.pl
"MOJE ROZMOWY Z DZIEĆMI" to zbiór felietonów z ostatnich kilku lat pisanych dla „Dziecka" oraz „Poradnika domowego".
Łącznie 280 stron rozmów z Jędrkiem, Leną i Adamem i innymi dziećmi, rozmów przeplatanych rodzinnymi zdjęciami (autorstwa Roberta Jaworskiego albo z moich prywatnych zbiorów).
Książkę wydaliśmy w miękkiej okładce (ze skrzydełkami), format 130 x 200 mm, "do torebki".
Serdecznie zapraszam i życzę sobie i Państwu, aby to szybko minęło. A potem można sobie już książkę czytać, mam nadzieję z przyjemnością, bo podobno jest zabawna, co mnie dziwi, bo dla mnie jest zabawna mniej. Tu chodzi o wychowanie dzieci, a to zupełnie zabawne nie jest, jest ważne, poważne, przysparza wielu problemów, jest jednym z podstawowych zadań, jakie stawia przed nami życie i tyle.
Dobrego dnia.
Materiały filmowe jakie nadchodzą z Bombaju są tak drastyczne ze telewizja aby je pokazać musi je cenzurować. Zobaczymy co przyniesie dzień. Dalej w ośmiu miejscach w mieście trwają działania. Terroryści są z Pakistanu. To oznacza konflikt międzynarodowy. Mogą być poważne konsekwencje.To dopiero początek, jak twierdzą specjaliści. Krwawy grudzień? Przełom roku?
Dobrego dnia.
Konrada i Sylwestra - wszystkiego dobrego
Wczoraj znów w korespondencji do mojego męża zawiadomienia, zaproszenia, promocje, no cóż przyzwyczaiłam się, dziwią mnie tylko takie zaproszenia jak to które zeskanowałam. Dziękuję za zaproszenie, ale…Ze środowiska? Filmowa impreza? Czy nie przesadzacie?
Dobrego dnia.
Erazma i Katarzyny - wszystkiego dobrego
Kiedy mam chwilę , miedzy odpowiadaniem na e-maile, czytaniem scenariuszy czy sztuk, pisaniem wywiadów czy wypowiedzi na najróżniejsze tematy, staram się odpowiadać w miarę regularnie na listy państwa, na Forum i …od jakiegoś czasu męczy mnie ubogość naszego języka w formy grzecznościowe. Jest tego niewiele i są bardzo ogólnikowe. Pozdrawiam. kłaniam się , wysyłam pozdrowienia, serdeczności, miłe myśli, uśmiechy, ukłony, wyrazy sympatii, dziękuję za pamięć, za miłe słowa, uprzejmość, łączę wyrazy szacunku, przyjaźni…można dodawać przymiotniki m- miłe, gorące, serdeczne, najlepsze, najszczersze, szczere, głębokie,…ale …ja lubię prostotę. Może Wy znacie więcej? Zachodzę w głowę – jak mawia jeden z moich przyjaciół Piotr Machalica i nic tam w tej głowie nie napotykam.Mój licealny przyjaciel J. Janiszewski przysłał mi dziś – super serdeczne pozdrowienia – jak je nazwał, z Hiszpanii i mnie tym "super" rozśmieszył.
Otworzyli trumnę gen. Sikorskiego dziś i co? To był on? Jak umarł? Co odkryli? Nic nie mówią.
Dobrego wieczoru, l łączę najserdeczniejsze pozdrowienia wieczorne oraz najszczersze życzenia wszystkiego dobrego. Dobrej nocy.