Mariana i Katarzyny - wszystkiego dobrego
Miłego wiosennego weekendu.
Grzegorza i Aleksandra - wszystkiego dobrego
Dostałam to w korespondencji:
Mąż pracujący za granicą napisał do żony:
Kochanie, nie mogę wysłać ci wypłaty w tym miesiącu, więc przesyłam 100całusów. Jesteś moim skarbem. Twój mąż, Marian.
Jego żona odpowiedziała… Mój najukochańszy, dziękuję za 100 całusów, poniżej jest lista kosztów:
1. Mleczarz zgodził się dostarczać mleko przez miesiąc za 2 całusy.
2. Elektryk zgodził się dopiero po 7 całusach..
3. Właściciel wynajmowanego przez nas mieszkania przychodzi codziennie po lub 3 całusy w zamian za koszt wynajmu.
4. Właściciel sklepu nie zgodził się na wyłącznie całusy, więc dałam mu jeszcze inne rzeczy…
5. Inne wydatki – 40 całusów.
Nie martw się o mnie, Mam jeszcze 35 całusów i mam nadzieję, że to mi wystarczy do końca miesiąca. A jak zabraknie to mam przecież jeszcze zupełnie niezły tyłek w zanadrzu. Daj proszę znać jak mam planować następny miesiąc!!!
A ode mnie – dobrego dnia.
Jerzego i Wojciecha - wszystkiego dobrego
Dziś imieniny Jerzego i Wojciecha, także urodziny Szekspira, jak przypomina mi prof. Jerzy Limon.
Wszystkiego dobrego.
Leona i Łukasza - wszystkiego dobrego
Paganini zdanie drwiące
zanotował, jadąc w łodzi:
że „sztuka jest jak słońce:
recenzentom nic nie szkodzi”.
(K. I. Gałczyński, Ostatnia metafora)
Dobrego dnia wiosennego.
Feliksa i Anzelma - wszystkiego dobrego
Konferencja prasowa " Tataraku" za nami.
Wczoraj na koniec dnia, poszłam sobie na wystawę Teresy Starzec. Z Teresą znamy się od jakiegoś czasu, radosne malarstwo, otwarta głowa, wspaniała kobieta. Natychmiastowa i gwarantowana poprawa nastroju.
Dobrego dnia.
Drodzy Przyjaciele i Uczniowie.
Już tylko do 23 kwietnia można oglądać moją wystawę w Galerii Klimy Bocheńskiej przy ulicy Ząbkowskiej 27/31. Jeśli ktoś z Was jeszcze jej nie widział to serdecznie zapraszam. Mój ostatni "dyżur" na wystawie odbędzie się w najbliższą sobotę, 18 kwietnia w godzinach 15:00 – 18:00 i szczególnie zapraszam właśnie tego dnia.
Pozdrawiam serdecznie,
Teresa Starzec
Czesława i Agnieszki - wszystkiego dobrego
Wadziłam wczoraj " Personę. Tryptyk. Marylin" Krystiana Lupy. Na mnie zrobił wielkie wrażenie. Usłyszałam co prawda 20% tekstu, raczej tony niż słowa, ale tekst w tym spektaklu do niczego mi nie był potrzebny. Świetna rola Sandry Korzeniak, Marylin Monroe. Wolałabym tylko żeby na końcu zapanowała ciemność, i żebym nie widziała prywatnych artystów zbierających się do braw, a główną bohaterkę uciekającą chyłkiem z gołą pupą, za kulisy, żeby wrócić z ohydnym kąpielowym deformującym ją szlafroku i tak się kłaniać w zażenowaniu. Panie Krystianie, niech pan wejdzie na końcu i otuli ją w szlafrok, jeśli już nie zgasił pan światła, po końcu roli. Ta artystka naprawdę na to zasługuje, a jest pan jej dużo winien. Ale może nie mam racji, może także o wstyd tu chodzi, w tej opowieści. Kostiumy i scenografia świetne. Gratulacje.
Dobrego dnia.
Bogusławy i Bogumiły - wszystkiego dobrego
Wczoraj byłam w Katowicach, w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego. Miałam spotkanie ze studentami. Starałam się jak mogłam, dwie i pół godziny " hakowałam" jak to ładnie mówi młodzież, mam nadzieję nie na marne.
W między czasie, nowe żarty, opowiadają mi je teraz wszyscy żeby mnie rozbawić. To miłe.
Dwie wersje.
Pierwsza wersja:
Pastor pyta księdza katolickiego
– Jak tam u was jest z tą spowiedzią? – Jak to jest?.
Na to ksiądz:
– Usiądź ze mną w konfesjonale i przekonasz się.
Usiedli. Puka kobieta
– Zdradziłam męża.
– Ile razy pyta ksiądz.
– Raz – odpowiada wierna.
– Zrób jedno okrążenie dookoła kościoła modląc się .
Puka druga kobieta:
– Zdradziłam męża.
– Ile razy – pyta ksiądz.
– Trzy – odpowiada wierna
– Zrób trzy okrążenia dookoła kościoła modląc się. Proś o wybaczenie.
Ksiądz katolicki musiał na moment wyjść. Pastor został. Puka kobieta.
– Zdradziłam męża.
– Ile razy – pyta pastor.
– Raz – odpowiada kobieta.
– To zrób trzy okrążenia dookoła kościoła modląc się i możesz jeszcze dwa razy wyskoczyć.
Druga wersja.
Jak wyżej, tyle że bez pastora w tej wersji historii. Trzecia kobieta zmierza do kościoła do spowiedzi i spotyka drugą modlącą się, okrążającą kościół.
Pyta:
– A co ty tak chodzisz?
– Byłam u spowiedzi. Zdradziłam trzy razy męża i ksiądz zadał mi zrobić trzy okrążenia dookoła kościoła, z modlitwą.
– O matko! To ja wracam po rower!
Cytuję tu te dwa żarty bo trochę się nad nimi zadumałam. Usłyszałam ostatnio wiele innych dowcipów także, ale mniej prowokują do zastanowienia.
Pan Grzegorz Skurski pozdrawia Państwa. Czuje się troszkę lepiej. Pani Zofia wróciła do domu ze szpitala. Także jest lepiej. Idzie ku dobremu.
Ja w rozpędzonej kampanii promocyjnej filmu "Tatarak" na skraju wyrozumiałości dla ludzi i mediów, ale biorę przykład z Andrzeja Wajdy, Jego pracowitości i niezmordowaniu w opowiadaniu o naszym "utworze". Jeszcze tydzień, jeszcze chwila. Następnym razem podpisując kontrakt będę uważniejsza w punktach dotyczących promocji. Ale rozumiem też że w obecnej sytuacji dystrybucyjnej, przy tym tłoku z premierami filmowymi w kinach, film jest na ekranach chwilę , parę dni, a potem kolej na następny. Interesem dystrybutora więc jest to aby jak największa ilość widzów chciała zobaczyć film tuż po premierze, bo potem prawdopodobnie nie będzie miała na to szansy. Rozumiem też, że film " Tatarak" zupełnie wyjątkowo, powinien być oglądany na dużym ekranie, wersje DVD, małoekranowe projekcje, odbierają mu siłę. Tak twierdzą znawcy. Może.
Pozdrawiam.
Dobrej soboty, niedzieli i w ogóle.
Justyny i Waleriana - wszystkiego dobrego
Za chwilę zaczyna się u nas Tydzień Muzyczny. Miedzy koncertami także Koncert Jubileuszowy pani Magdy Umer- 40 lecie pracy artystycznej! Kto by to pomyślał! Potem w weekend majowy ja gram Dancing, jednocześnie zaczynają się próby do "Bagdad cafe" – no śpiewom i muzykom nie będzie końca…
Wczoraj usłyszałam taki żart : Wychodzi Chrystus z IPN-u i mówi: – A ja dwa tysiące lat myślałem że to Judasz! – no cóż, poczucie humoru w Narodzie nie słabnie.
Dobrego dnia.
Przemysława i Hermenegildy - wszystkiego dobrego
Tragiczny koniec Świąt. Tylu pijanych, tyle wypadków, pożary, powodzie… Ide jeszcze dzisiaj grać " Boską", od północy została ogloszona żałoba narodowa…zobaczymy co z jutrem.
Michała i Makarego - wszystkiego dobrego
SPOKOJNYCH, MIŁYCH, UDANYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH. A Z ICH OKAZJI WSZYSTKIEGO DOBREGO, BRAKU KŁOPOTÓW, ŻYCZLIWOŚCI, WSPANIAŁOMYŚLNOŚCI, DOBROCI, WYROZUMIAŁOŚCI I MĄDROŚCI LUDZI. DOBREJ POGODY, MIŁEGO TOWARZYSTWA, SMACZNYCH DAŃ I DOBREGO SAMOPOCZUCIA. ODRODZENIA NADZIEI, ODNOWIENIA PRZYJAŹNI, POWROTU UCZUĆ, POWROTU SIŁ I OPTYMIZMU.
Kiedy się prowadzi teatr i szuka sie uciechy dla widzów i buduje sukces przyszłych inscenizacji, zdarzaja się przeróżne spotkania i nadzwyczajne okoliczności. Zamieszczam zdjęcia z negocjacji moich Marty i Kssi z panem Ando, artystą cyrku i Jego rodziną i zabawy z ich pupilem Lordem. Negocjacje przebiegały na Wyspie Wolin gdzie wczoraj dojechał Cyrk, a dokładnie w domu lwa.
Dobrych Świat. Serdeczne pozdrowenia od pana Grzegorza Skurskiego i pani Zofii Merle – oboje spedzą Święta niestety w szpitalu. Ja życzyłam im od Państwa zdrowia.
Dionizego i Januarego - wszystkiego dobrego
Widziałam wczoraj w Rozmaitościach " Miedzy nami dobrze jest" pani Masłowskiej i pana Jarzyny, bardzo mi się podobało. A Adaś Woronowicz cudo.
Spodobało też mi się zdanie z dzienników Mycielskiego …umysł podniecony nienapisaniem symfonii…
Dobrego dnia.
Wiosna jak cholera.
Donata i Rufina - wszystkiego dobrego
Od jakiegoś czasu, włączam telewizor na kanale AXN i oglądam regularnie " David Latterman Show", dobrze mi z tym i nie denerwuję się tak jak przy polskich programach informacyjnych. Trzeba się jakoś ratować.
Dobrego dnia.
Zobaczcie jaki ładny portret Achmatowej.
Wacława i Izydora - wszystkiego dobrego
Wczoraj byłam w teatrze nic nie zrozumiałam, kilka dni temu byłam w innym, zrozumiałam za dużo, to znaczy gdyby mi pozwolono zrozumiałabym więcej niż mi pokazano, po prostu było za dużo teatru w teatrze, wczoraj usłyszałam w radio że we Wrocławiu jeden artysta na międzynarodowym tam festiwalu teatralnym, powiesił homara na żyłce i ze 150 osobową widownią czekał na jego śmierć, nagłośnili za to bijące serce umierającego homara, co nie wydaje mi się możliwe, jeden widz zgłosił zawiadomienie do prokuratury o przestępstwie, po tym spektaklu, na innym festiwalu podobno, jeden artysta chory na AIDS, wchodzi na scenę i się rozkrwawia na oczach widzów….Nie wiem jak dziś odważę się zagrać "Shirley Valentine"
PS. Pan Grzegorz Skurski w szpitalu, nie przysłał nowego felietonu. Życzmy mu poprawy zdrowia.
PS2. W naszym teatrze, w sztuce " Dowód" w jednej ze scen, bohater ściąga z dachu but, dialogując, w roli, ktoś z widowni wszedł na scenę i za wszelką cenę chciał mu pomóc z tym butem…
PS3. Pewien reżyser teatralny zamyka aktorów z wódką i kamerą i filmuje to co oni tam zaprezentują pijani. Jak Andy Warhol. Te nagrania to mają być elementy spektaklu, potem.
Ps4. Słyszałam że w jakiejś góralskiej wiosce w Polsce, jest taki teatr amatorski, w którym raz w miesiącu wieś składa się na wódkę dla jednej z rodzin, oni siadają przy stole na scenie i się upijają, reszta mieszkańców siada na widowni i śledzi rozwój wypadków a potem bierze udział w ogólnej bijatyce, do krwi.
PS5. "Widzę krzesło- myślę krzesło – kończę się" – podobno mawiał Jerzy Grzegorzewski.
Zbigniewa i Grażyny - wszystkiego dobrego
Ostatni dzień zdjęciowy w filmie Rewers. Zastanawiałam się na palnie, która to już śmierć Stalina w moim życiu zawodowym. Dobrego dnia. Nie zapomnijcie że dziś Grażyny.
Amelii i Jana - wszystkiego dobrego
ZNACIE? TO POSŁUCHAJCIE!
Między jedną chemią a drugą postanowiłem zburzyć wszystkie ściany w mieszkaniu, które mam od 40 lat. Wariat? Taką diagnozę postawiono mi 3-lata temu, kiedy wkroczyłem do ekskluzywnego klubu chorych. Po chemii, sterydach, morfinie i hormonach wystąpi u pana otępienie mózgowe, które może ustąpi po zakończeniu leczenia. Moja doktorowa twierdzi, że wyleczyć mnie nie wyleczy, ale spróbuje utrzymać przy życiu. Taka perspektywa jest dobra tak dla niej jak i dla mnie.
Znalazłem ekipę, która pieściła mnie słowami od pierwszego spotkania. Wywieziemy wszystko z mieszkania do naszych magazynów, zostawi pan klucze i puste ściany, a my zrobimy co trzeba. W tym samym miejscu co zawsze będzie ulubiony pana fotel i jeszcze posadzimy pana w nim. Obiecanki nic nie kosztują, są miłe, ale rzeczywistość natychmiast weryfikuje słowa, nieopatrznie wypowiedziane.
Mam te samą partnerkę życiową od dwudziestu lat. Ostatnio telewizja krytykuje określenie konkubinat, które zresztą i mnie się nie podoba, bo przypomina kombinat, a to nie kojarzy się z przyjaźnią i wspólnotą dwojga osób. Mówiłem zawsze – Moja Kobieta i narzekałem, że nie mogę się z nią rozwieść, bo nie mamy ślubu. Ten nasz wieloletni związek wspaniale funkcjonował, bo mieszkaliśmy osobno. Teraz mieszkamy razem, na czas remontu. Jest mi dobrze, mam swój pokój i wszystkie zabawki ze swojego mieszkania. Ona ma gorzej, przyzwyczajona do samotności, ale nie daje mi tego odczuć, i udowadnia że takiego faceta jak ja można traktować naturalnie i z dystansem.
Syn Mojej Kobiety jest architektem i zaprojektował mój remont, moje zmiany. Ma talent i wyobraźnię, ale mój upór jest nie do pokonania. Ulubiony fotel ma być tutaj i koniec. Pokazał mi swój ostatni projekt, jego realizację, na samą „stolarkę” wydano 350.000 złotych, a wanna wykuta z jednego bloku kanaryjskiego marmuru też kosztowała kilkaset tysięcy. Nie lubię wanny, wolę prysznic i nie wiem jak się czuje właściciel, kiedy ma zamiar puścić „bulgotnika kąpielowego” po takich kosztach inwestycji.
W każdym razie ja, mam skromnie uciułaną kwotę na remont i musi to wystarczyć.
Mój wykonawca ma dostęp do wszystkich materiałów budowlanych, ma firmę hydrauliczną, elektryczną, stolarską. Mówi do mnie – panie Grzesiu, nic pana nie obchodzi! Ale… jego ceny, w porównaniu do cen internetowych są o połowę wyższe. Mam trudności z chodzeniem, ale muszę jeździć po sklepach, wybierać, i negocjować ceny z wykonawcą, który niechętnie idzie na kompromisy. To są jedyne moje pieniądze i muszę je wydać rozsądnie, bo nie dokończę remontu. Przyzwyczajony do braku aktywności ruchowej, nagle jestem „na nogach” od 6 rano do 12 w nocy.
Bezpośrednio przed remontem pakowano kartony. Starałem sie opisywać każdy karton. Do małego pudełka włożyłem najcenniejsze rzeczy, które zabieram wyprowadzajac sie na czas remontu. Profesjonalny magnetofon cyfrowy, obiektywy do kamery, GPS, i inne elektroniczne zabawki. Odłozyłem na bok.
Przez 40 lat obrosłem przedmiotami, które nie były do niczego potrzebne. Kartonów było kilkadziesiąt. Nie byłem w stanie zapanować, co gdzie idzie. Mała część szła do mojego miejsca obecnego pobytu, reszta do pomieszczeń firmy remontującej moje mieszkanie. Sprawdzaliśmy wszystko po kilka razy z Moją Kobietą. Elektronika znikła. Jadę do magazynów firmy. Rozcinam karton za kartonem. W końcu, po kilku godzinach znajduję mały kartonik z elektroniką, który ktoś wrzucił do dużego, gdzie były gliniane figurki z odpustów.
Mam trudności z oddychaniem, ale robię wszystko, co do mnie należy, bo muszę. Postanowiłem przenieść Internet do innej dzielnicy Warszawy, gdzie teraz przebywam. Korzystam z Neostrady i wydawało mi się, że przesieniesienie tego to nic prostszego, to tylko na parę miesięcy przełączyć modem na inny numer telefonu. Nie! Nieeeeeeee… ma takiej opcji. Poszedłem do Ery, gdzie można kupić modem uniwersalny /wszędzie jest zasięg/ za opłatą 45 złotych miesięcznie, ale… trzeba podpisać umowę na dwa lata. Trudno, płacę kaucję 400 złotych, biorę modem na próbę. Montuję sterownik, komputer informuje mnie, że nie ma połączenia z siecią. Wracam do informatyka w Erze. Trzy godziny trwa wymiana modemów, synchronizacja, i kończy się stwierdzeniem – ma pan zły komputer, nic z tego. Zabieram kaucję, nie dyskutuję, bo chronię ostatek energii na inne niespodzianki.
Wracam na „plac budowy”. W drzwiach wetknięta kartka: Moja żona jest nerwowa i chce godnie żyć. A tu ciągłe huki i walenie. Panu się wydaje, że jak pan pracuje w telewizji, to panu wszystko wolno? Pan ma nasrane we łbie.
To jest opis tylko kilku zdarzeń po rozpoczęciu remontu. Przede mną dwa, do trzech miesięcy. Moi rówieśnicy narzekają na nudę, brak realnych planów, czekają na jakąkolwiek zmianę. A u mnie? Świat kolorowy, intensywny, pełen niespodziewanych zwrotów akcji.
Choćby takich – Moja Kobieta dzwoni, że u niej, gdzie jak pisałem , mieszkam na czas remontu, zepsuła się winda a przy mojej niedyspozycji nie wejdę na 12 piętro. Dzwonię więc do przyjaciółki, z którą romansowałem wiele, wiele lat temu, czy może mnie przyjąć na jedną noc. – Oczywiście – słyszę w telefonie. Każdego dnia i o każdej porze.
Ja to mam szczęście!!!
Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl)
Wiktora i Eustachego - wszystkiego dobrego
Mamy nowych lokatorów, przybyszy z Przytułku Dla Bezdomnych Zwierząt w Milanówku…Bolek i Bella. W ogrodzie wiosna , duże zmiany…Jagoda zdechła jakieś dwa miesiące temu, zeszła na dziwną chorobę związaną z trzustką i jelitami, na którą była leczona przez ostatni rok… no cóż. Teressa i Kotty przyjęły nowych ze spokojem wartym lepszej sprawy…
Dobrego dnia.
Lidii i Ernesta - wszystkiego dobrego
NAJSERDECZNIEJSZE WIOSENNE ŻYCZENIA WSZYSTKIEGO DOBREGO DLA KOLEGÓW, TEATRÓW I WIDZÓW, W DNIU TEATRU. Serdeczności.
Marii i Wieńczysława - wszystkiego dobrego
Trochę zdjęć z planu filmu " Rewers" , na prośbę … Dobrej nocy.
Bogusława i Katarzyny - wszystkiego dobrego
DLA MNIE TO BYŁA WIELKA, MĘSKA ZABAWA
Wiele lat temu włócząc się po Europie trafiłem w Paryżu na Jacka Winklera, który walczył w latach 80-tych w Afganistanie. Alpinista, artysta i wojownik. Zanim postawiłem przed nim kamerę, powiedział mi, że chciałby zginąć w czasie wspinaczki. Kochał góry. Tekst, który jest poniżej spisałem z taśmy filmowej, nikt nigdy się nią nie zainteresował.
Wojna to jest kwestia pewnej konwencji, estetyki. Dla mnie to była wielka zabawa. W każdym mieszka trochę dziecka., a to była moja prywatna wojna ze Związkiem Radzieckim, szukałem szansy na spotkanie Wielkiego Smoka. Jako dziecko niewiele rozumiałem, ale upokorzenie jakie przeżyliśmy po tak zwanym wyzwoleniu, było jak policzek który palił przez lata. Po wojnie wielu ludzi uznało, że stare zasady normalnej uczciwości przestały obowiązywać.
Kiedy w roku 1980 Armia Czerwona przestała wyrabiać się w Afganistanie, dostałem stanu podgorączkowego. Od tego momentu wiedziałem, że muszę tam pojechać. Starając się o wyjazd mieszkałem w Paryżu. Zajęło mi 4 lata, robiłem to na rożne sposoby. Namalowałem obraz, na którym helikopter sowiecki bombarduje szpital afgański i dałem napis Chwała Bohaterskiej Armii Czerwonej. Postawiłem koło Bastylii, w czasie jakiejś demonstracji. Skończyło się pobiciem przez żandarmów. Zabawa była doskonała. Rzecz, która była najbardziej zauważona, to wniesienie flagi biało czerwonej z napisem Solidarność na Mont Blanc. Zdjęcie z moim nazwiskiem ukazało się w New York Times. Już wtedy kompletowałem mapy, uczyłem się języka i co roku występowałem do ambasady pakistańskiej o wizę. Odmawiano. W końcu spreparowano mi dossier, jako artysty i działacza katolickiego. Pozostała sprawa paszportu francuskiego, który przez różne środowiska bandyckie, za sporą sumę pieniędzy otrzymałem. Wyjechałem z Amsterdamu, aby celnicy nie sprawdzali moich dokumentów.
Wędrowałem jak Koziołek Matołek z miejsca na miejsce, aż dotarłem do Peszawaru, skąd miał nastąpić przerzut do Afganistanu. Obok toczyła się wojna a tam przepływały gigantyczne pieniądze przeznaczone dla uchodźców, zajmowano się dystrybucją broni, robiono różnego rodzaju szwindle, handel narkotykami i kamieniami szlachetnymi. Mieszały się ze sobą misje humanitarne, różnej narodowości mafie i dziennikarze z całego świata. Tam było tak, jak w czasie akcji kolonialnych w Rodezji i w Wietnamie.
W końcu dojechałem na wojnę.
Jednym z problemów który mnie prześladował, to pytanie jak oni traktują jeńców. Wiadomo że na wojnie stosuje się bicie i wymuszanie. To jest kwestia czysto robocza, stosuje się tortury żeby zdobyć informację, które uratują innych. Ja nie jestem dostatecznie twardy i nie mam wprawy, w związku z tym myślałem, że to dla mnie, może być rzecz nie do przebrnięcia. Przez całe miesiące czekałem że może coś się zdarzy. I w końcu trafiłem na taką sytuację, kiedy zdejmowaliśmy fort wysoko w górach. Było tam bieganie przez pole minowe, ale nikt nie wyleciał w powietrze. Zlikwidowaliśmy grupę kilkunastu ludzi. Strzelanie do człowieka, jest uzależnione od dystansu z jakiego naciska się spust. Na ogół mierzy się z paruset merów. W Tunelu Salang, likwidowałem przeciwnika z kilkudziesięciu metrów. Kiedy w 87 zdobywaliśmy duży fort, było ciasno jak w apartamencie. Wtedy zwyczajnie robisz to co trzeba. Nie ma nic takiego, że ręka ci drży. Nawet zdjęcia próbowałem robić, kiedy wyskakiwali z płonących czołgów, ale wszystkie były czarne. Poza tym tamci są uzbrojeni i to często lepiej uzbrojeni. To są żołnierze którzy mają takie same zadanie jak ty. To co było naprawdę ciężkie, to skoki temperatury. Siedziało się czasami miesiąc od świtu do nocy. Jak słońce wychodziło to grzało jak w Afryce. A w nocy mróz. I do tego malaria, którą miałem kilka razy. Na tym polegała ich siła. Siedzieli i czekali jak myśliwi, aż zwierzyna pojawi się. Całymi tygodniami. Była to partyzantka prymitywna, chłopska pozbawiona kadr. Mudżachedini ograniczali się do napadów na konwoje. Przed zasadzką ustalali jak zostaną podzielone łupy. Ale o strategii nie było mowy. Masud był jedynym dowódcą, który stosował zasady gerriili nowoczesnej, według szkoły Mao Zedonga. Był to człowiek wybitnej inteligencji i bardzo sprawiedliwy. Jego mądrość objawiła się w tym, że kiedy zapytałem go, co będzie po wojnie-odpowiedział – będziemy z nimi handlowali bo to nasi sąsiedzi. Sowieci robili tam rzeczy straszliwe, dzikie. Wrzucili kiedyś jakiś substancję palną do kanału irygacyjnego gdzie schowali się ludzie i spalili ich żywcem. Na wojnie miałem poczucie piękna. Ludzie teraz wszystkiego się boja, ubezpieczają się, mają emerytury, chodzą do biur. Tam gdzie ja byłem nie było cywilów ani kobiet, nie było starych zabytkowych domów. Tam bili się ze sobą mężczyźni i to było bardzo piękne.
Ciało Jacka Winklera odnaleziono 12 października 2002 roku w górnej części Mont Maudit, góry która jest częścią masywu Mont Blanc. Przeglądam nagrane rozmowy, notatki i poczucie coraz większej bezradności wobec losów ludzkich wzrasta. Losów, których nigdy nie uda mi się opowiedzieć. Grzegorz Skurski ( skurskig@interia.pl)
Zbigniewa i Partyka - wszystkiego dobrego
Wczoraj w Łodzi bardzo miło. Bardzo wzruszający dla nas dzień. Ta Gwiazda jest dla mnie ważna.