14
Sierpień
2012
06:51

Alfreda i Euzebiusza - wszystkiego dobrego

 

Ach z jaką przyjemnością wróciłam do grania! Wczorajszy „Weekend z R.” rozkosz. I gdyby nie stan Oli Zamachowskiej, która targana kłamstwami , intrygami i oszczerstwami , nawet na temat swoich dzieci, zdjęciami i relacjami o nowym  związku swojego byłego męża, niekończącym się serialu zamieszczanym w prasie brukowej, wszystko byłoby idalne. No ale cóż, dzięki Bogu, na scenie zapominamy o wszystkim,  nawet ona, choć schudła tak, że jej już prawie nie ma i słaba jest tak, że chwieje się jak trzcina na wietrze, nie ma siły nawet mówić. Mówię do niej – Matko czworga dzieci! Myśl o sobie! Pamiętaj, w samolotach uczą cię, w razie awarii, kiedy spadną maski tlenowe, nakładamy maskę najpierw sobie a potem dziecku, a nie odwrotnie, dla dobra dziecka!

Teatr leczy wszystkie bóle, jest zapomnieniem. Moim zdaniem terapeuci , psychologowie i psychiatrzy powinni założyc zespoły teatralne terapeutyczne i grać w nich fasy i komedie , jak najbardziej na serio.

Teatry po powrocie zastałam w dobrej kondycji, praca wre, próby trwają, do nowej premiery Teatru Montownia, na scenie Och- teatru. I tylko jakoś nowych żartów nie ma. Posucha, zawsze każde nowe spotkanie z kolegami po wakacjach to był rozwiązany worek z żartami a tu nie ma nic tym razem.

Gramy ” Weekend z R.” do piątku a Polonii ” Grube ryby” specjane spektakle dostosowane dla potrzeb ludzi z niepełnosprawnością wzroku i słuchu.

Dobrego dnia letniego z burzami i deszczami w tle.

Bardzo tu miło w tej Polsce!

12
Sierpień
2012
17:01

Klary i Hilarego - wszystkiego dobrego

 

Przyjechałam, rozpakowuję się, porządkuję, rzeczy, sprawy, płacę rachunki, rozmawiam o przysłowiowej …jak mówiła moja babcia….dupie Maryny i…zaglądam do poczty. A tu jakieś nieporozumienie! Jak to Teatr Polonia przestaje grać na ulicy?! Jakie….koniec sezonu letniego teatru Polonia ulicznego!? jakie …..spektakle obejrzało ponad 10 tysięcy osób, dwie nowe premiery, a teraz żegnamy do przyszłego roku, jeśli będzie dotacja w przyszłym sezonie!? … Ależ,  my gramy! Codziennie!  Jak na Placu Konstytucji , wszystkie tytuły po kolei , tyle że … na Grójeckiej! Przed Och-teatrem, do końca sierpnia,  a zahaczymy nawet o wrzesień! I jest pełno ludzi! Przed Ochem także! Dziś ” Kopciuszek” , był tłum, dużo dzieci….Gramy, nieustannie z radością i sukcesem ! No a poza tym, w prasie masę  deriere de Maryna…. Przeczytałam dziś świetną farsę, klasyczną, trzeba by to robić w kostiumie z lat XX , rozkoszna no i z wyższych sfer….a to lubią tygrysy i ja też. No zobaczymy. A! Wczoraj przeczytałam bardzo interesującą sztukę o dzieciach z probówki, wstrząsającą nawet, mimo że napisana z pomysłem na bardzo formalne rozwiązania sceniczne…. mimo to interesujące i chyba ważne, trochę zbyt „sztandarowe” przez tę formę, ale świetne role, gdyby aktorzy z talentem i reżyser nie za „ambitny” na awangardę czy inscenizację, mogłoby robić wrażenie…. Ukłony.

11
Sierpień
2012
22:55

Zuzanny i Filomeny - wszystkiego dobrego

Wróciliśmy. I jak zwykle, od dwóch lat, wchodzę do samolotu, nie mogąc się doczekać polskich gazet i na pierwszej stronie  – Tragedia smoleńska –  w krzywym zwierciadle.  Tym razem 39 dowodów na to że to nie był wypadek a zamach.  No ale dlaczego właściwie, na jakiej podstawie myślałam,  że tym razem, przywita mnie moja Ojczyzna czymś innym?

Dobrej spokojnej nocy Ojczyzno. Dziś już śpię opalona i stęskniona z Tobą.

Dosyć  tych upałów i lenistwa. Tutaj rześko,  powodów do żartów nie ma, uśmiech zamiera na ustach a lekkość bytu i radość życia znika mimo usilnych starań aby było inaczej.

10
Sierpień
2012
18:27

Borysa i Wawrzyńca - wszystkiego dobrego

 

Ostatni dzień na plaży. Tłum, można powiedzieć że włoski wakacyjny sierpień w pełni. Dziś tylko koło mnie doliczyłam się dwunastu kobiet w ciąży i to bardzo zaawansowanej. Wspaniały widok, kobiety tuż właściwie przed porodem w kąpieli słonecznej i morskiej w skąpych bikini, widok absolutnie zachwycający i uspakajający. Włoszki noszą te lciąże z ostentacją, dumą i czułością dla swoich zachwycających brzuchów, z rękoma złożonymi na nich, głaszcząc te jeszcze schowane dzieci, mówiąc do nich z czułością, nasłuchując i usmiechając sie ldo morza, nieba i świata. Niesamowite. Do tego takie piękne, dorodne kobiety, z długimi rozpuszczonymi włosami, pełnymi piersiami szypkującymi się do pracy , delikatymi stopami i dłońmi. Prawie przy każdej mąż lub rodzice, często matka, przyszła babcia a wszyscy zaglądają sobie do oczu i oczekują….. Dziś pożegnalna kolacja, rytuały kończące wakacje i koniec…. Powiem jedno, chłodny prysznic po plaży to jedna zajwiększych przyjemności jakie znam.  Potem zimny słodki arbuz i woda gazowana z lodówki z cytryną, rozkosz. Upalne noce, jutro rekordowe tu temperatury, jak podają media, nawet cykady chyba trochę zcichły umęczone. Nocą dziś nie mogliśmy spać z upału , siedzieliśmy na tarasie i opowiadaliśmy co komu przyszło do głowy, bardzo miło. Dobrego wieczoru.

09
Sierpień
2012
17:48

Romana i Romualda - wszystkiego dobrego

 

Tu zmiana pogody. Upał nieziemski i wiatr od morza. Wiatr taki że siedzimy w czapkach i kapeluszach powiązanych chustkami. To się nazywa kąpiel słoneczna! Można powiedzieć że jestem osmagana wiatrem, dosłownie. Spacery w tym wietrze i słońcu brzegiem morza to jedna z największych przyjemności świata. Morze szmaragdowe i wzburzone. Jest tak pięknie! Ten wiatr zmienia ludzom kolor opalenizny na brązowo szary, dotychczasowe czekoladki zmieniły się w gorzkie czekolady.

Wczoraj Siena, przygotowania do Palio na 15 sierpnia trwają. Byłam u św. Katarzyny. Leżeliśmy jak co roku  na gorącym, nagrzanym w ciągu dnia Il Campo do późnwgo wieczora. Koło nas całujące się pary  i biegające dzieci., atmosfera absolutnej beztroski.

Jakś pami z Polski, wdała się ze mną w rozmowę, bywalczni naszych teatrów, pytała o plany na ten rok. Kiedy dowiedziała się że premierę ” zmierzchu długiego dnia” planuję na 18 grudnia , zawahała się a potem powiedziała cicho…to tydzień po końcu świata. – no trudno- odparłam i zamilkłyśmy obie w zadumie. Pożegnałyśmy się jak przed końcem świata na koniec.

Jeszcze tylko dwa dni wakacji.

PS. Zdjęcia włożę już w Polsce bo tu internet słaby jak pajęczyna.

08
Sierpień
2012
09:25

Emila i Cyryla - wszystkiego dobrego

 

Wczoraj dzień na plaży. Nasze towarzystwo, pochłania książkę za książką. Jakbyśmy je jedli . Swoją drogą z naszych rozmów można by ukręcić niezły niekonwencjonlany programik o literaturze. Mieszają się zainteresowania, opinie, przeplatają ze wspomniniami. Część autorów znamy od dziecka nawet.  Kacpra Bajona, tu mamy jego drugą z kolei książkę „Kklug”  i Zuzannę Głowacką ” Manhattan pod wodą” . Jerzy Pilch  ” Dziennik” , Miron Białoszewski ” Dziennik Tajemny” , Vladimir Nabokow „Nikołaj Gogol” ,  Mariusz Urbanek ” Broniewski – miłość, wódka, polityka”, i poezje obowiązkowo przy tej biografii,  Paulina Słowianiuk ” Ta piękna mitomanka” książka  o Izabelli Czajce Stachowicz, Zofia Kucówna ” Szara godzina” , Andrzej Makowiecki ” ja, urbanator – awantury muzyka jazzowego”  książka o Michale Urbaniaku, Danuta Wałęsowa” Marzenia i tejemnice” , Anna Janko ” Pasja według św. Hanki” , Marcin Szczygielski ” Poczet królowych polskich” , Truman Capote ” Portrety i obserwacje” ,  Ludwika Włodek ” Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów” , Manuela Gretkowska ” Agent” , Magdalena Miecznicka ” Złość”  no i Jerzy Stuhr ”  Tak sobie myślę” . Nadmieniam że wszystkie te książki przyjechały tu z nami w naszych walizkach i został opłacony nadbagaż bo lecieliśmy tanimi liniami lotniczymi.  Do tego ja, w wersji elektronicznej, czytam każdego dnia przynajmniej jeden tekst teatralny i zamęczam innych żeby przeczytali to co moim zdaniem rokuje nadzieje. Słodkie życie,  choć nie jemy słodyczy, czasem ktoś z nas pozwoli sobie na kulkę lodów, a westchnienie – jak urodzi mi się wnuczka, zjem puchar lodowy! – wprowadziło nas w ekstazę śmiechu. W ogóle jesteśmybw takim wieku że czytanie nam nie szkodzi a jedzenie i owszem. Podobno w Polsce zepsuła się pogoda, i wypisują głupoty w gazetach, ogólnie i szczegółowo. Wkładają nam w usta wypowiedzi i zdania, których nigdy nie mówiłyśmy.  Na przykład o mnie, że nie mogę sobie pozwolić w tym roku na urlop, bo teatr jest w tak złej sytuacji. Teatr ma się świetnie i po raz pierwszy od założenia fundacji i powstania tych teatrów mam spokojne wakacje i nie martwię się co będzie dalej. Gramy codziennie, publiczność wdzięczna i liczna, plany szalone i obiecujące, długi w rok spłacone, pieniądze na przyszłe produkcje odłożone, fundacja zreformowana po audycie, przejrzysta i stabilna, zdrajcy , psuje i kombinatorzy odeszli do państwowych teatrów gdzie ich złapali jak ciepłe bułeczki a wakacje trwają. Słońce tu stoi jak drut, a wiatr nad morzem tylko pieści. .

07
Sierpień
2012
06:41

Doroty i Kajetana - wszystkiego dobrego

 

Tradycją już podczas wakacji tutaj, stają się spotkania z towarzystwem spędzającym także co roku wakacje  w Toskanii , 60 kilometrów od nas. Kolorowa grupa związana z K. Warlikowskim, M. Szczęśniak i J. Poniedziałkiem. Wczorajszy wieczór, dodatkowo urodziny Jacka Poniedziałka, przepyszny. W gorącym wietrze, na wzgórzu. Oglądaliśmy film ” Kabaret”. Po latach przerwy, znów zrobił na mnie piorunujące wrażenie.  W nocy przyśniła mi się Liza Minelli śpiewająca piosenki z filmu Kabaret,  w pasiaku. I to był koszmar, widziałam we śnie dokładnie jej radość podszytą rozpaczą, zwielokrotnioną monstrualnie, tę która robiła i robi wciąż takie wrażenie kiedy się ją ogląda w tym filmie. Nadmierna radość, nadmierny wdzięk, nadmierny śmiech , nadmierny śpiew, a wszystko z rozpaczy i z tego że się zaczyna pojmować coś co jest nie do pojęcia. Wielki film. Dzieło sztuki doskonałe. Talent i inteligiencja ludzi którzy zrobili  ten film, rozhdziera ekran, okazało się  do dzisiaj, nocą, na małym ekranie komputera, stojącego na stole, między talerzami, na jedym ze wzgórz w Toskanii. Kiedyś kręcąc film ” Belladonna” mieszkałam w pensjonacie dotykającym ścianą do słynnego mostu z filmu ” Kabaret” , kiedy wracałam nocą po zdjęciach, stawałam, w tym samym miejscu co Liza Minelli i czekałam na pociąg, a kiedy nadjeżdżał krzyczałam jak ona, tyle że ja na szczęście ze szczęścia i dla zabawy. Myślę że nie byłam jedyną,  która się tak ” solidaryzowała”. Mój mąż za każdym razem chciał mnie powstrzymać, wstydził się za mnie, wyzywał od wariatek i próbował wciągnąć do hotelu zanim nadjedzie pociąg, ale ja się śmiałam i się nie dawałam. Ten protest , ten krzyk bezsilności, na który sobie pozwala Sally,  ukryta, zagłuszona hukiem nadjeżającego pociągu, to wielka scena. Wielka. Wracając do wpisów z poprzednich dni, Liza Minelli – Sally Bowles wciąż żyje. Nawet w tym roku zagrała w nowym filmie.

zdj. Magda Umer i Artur Burchacki

06
Sierpień
2012
09:14

Sławy i Jakuba - wszystkiego dobrego

 

I znów śmierć. Zmarł Erwin Axer. To ile zawdzięcza mu polski i nie tylko polski teatr, trudno opisać. Na portalach po Jego śmierci jedna wiadomość – wiesław Michnikowski dedykował mu swoją rolę w ” Seksmisji” a obok – gwiazdy Seksmissji- zdjęcia. Ach jakie marne jest to wszystko. Panie Erwinie, dystansował się Pan od kilku lat już zupełnie, był Pan wspaniałomyślnie osobny. I słusznie. To że po Pana śmierci,  główną w Internecie informacją było to , że skądinąd wspaniały aktor, aktor Pana teatru, dedykował Panu rolę to  prawdziwy chichot idiotów. Składam Panu głęboki ukłon szacunku i wdzieczności za to Kim Pan był i Jaki Pan był. Ale wiedzą to niestety tylko wtajeniczeni jak się okazuje. Dobrze że zostawił Pan przynajmniej swoje zapiski, wspomnienia i felietony. Bo teatr i to co w nim ginie w jedenj chwili. Nie zostaje nic. Zostaną tylko spektakle w głowach tych , którzy je widzieli, w Polsce na całym świecie, i legenda złotego okresu warszawskiego Teatru Współczesnego.

 

Dziś w południe w Warszawie odbył się pogrzeb Darka Kuca. Oto moje pożegnanie.


Mówił: – Mężczyzna musi zbudować dom. Dla rodziny, dla siebie, dla spokoju, żeby układać tam na półkach uczucia, plany, sukcesy i przedmioty.  Zbudował dom. Z ciepła i urody zwykłego życia. Z prawdy, miłości i lojalności, z poczuvcia obowiązku. Zbudował go też w zawodzie. Dom o solidnych fundamentach, z wiedzy, talentu i wrażliwości. Wszystko co robił miało sens, było pięknie wyważone i ludzkie. – Pokaż mi co będę fotografował – mówił. Oglądał w skupieniu i zaczynał to opowiadać. Światłem i kamerą z miłością i szacunkiem do ludzi. Był niezależny, tolerancyjny, milczący, za to lubił wariatów,  narwanych artystów, nielogicznych i nawiedzonych, porządkował ich bałagany. Sam wydawał  się nie podlegać  żadnym słabościom, a Jego  – NIE -było zawsze ostateczne i wszystko i wszystkich uspokajało. Był dumny ze swojego życia. Żony, dzieci, pracy, codzienności. Sam doszedł do wszystkiego, nawet do pewności i spokoju wewnętrznego, a ten spokój, wydawało się, był nienaruszalny. Pracowałam z nim, i ja i wielu, z poczuciem bezpieczeństwa i podziwu dla Jego wyobraźni i urody tego co stwarzał. Nigdy nie był PRZED tematem, sceną, filmem, był DLA….silnie, pięknie i suwerennie. Ostatnio często rozmawialiśmy , głównie przez telefon, zawsze ostatnio „niestety” miał czas na rozmowę –  od dwóch lat jestem człowiekiem szpitalnym -mówił, mam dużo czasu. Odbierał telefon zawsze pogodny,m głosem, spokojny, wysłuchwał i uspokajał. Mówił o tym żeby brać przykład z niego , że On postanowił wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje, także pośpiech , którego nie znosił .  – Z progu śmierci widać lepiej  – powiedział mi któregoś dnia. Złość nie ma sensu. Wierzył że będzie żył. Nie ośmielałam się wątpić. Nie  poruszał najboleśniejszych tematów, rodziny i tego co dla  nich znaczy Jego choroba.  Milkł. Ale czułam że za tym milczeniem jest otchłań obaw i bólu a On jak zwykle uważał,  że sam musi sobie z nią poradzić. Jesteśmy tylko ludzmi. Małymi ludzmi, ale Jego śmierć, kolejny raz, wywołuje bunt, chce się protestować przeciwko okrucieństwiu i niesprawiedliwości tego świata. A banalne pytanie – Dlaczego? staje się jeszcze nieznośniej banalne. Jestem pewna że dalej jest spokojny i się lekko uśmiecha, ale tym razem nie ma racji!  Nie da rady ! Bo nas zostawił z problemem – że Go nie ma, zostawił nas – bez siebie. I kto się teraz tym zajmie? Kto to opowie? Co ma pokazywać kamera i w jakim to będzie świetle? Darek! Nie odchodzi się w połowie!

05
Sierpień
2012
08:06

Marii i Stanisławy - wszystkiego dobrego

 

Wczoraj i Montalcino i Castello di Velona ( nigdy i nigdzie nie piłam tak dobrego wina jak tam, na dole pod zamkiem sklep ), i już nocą Pienza. Wino tak dobre, że chce się tam zostać na zawsze, tylko z tego powodu. Brunello Pietro Angelo czy coś tak. Boskie. Przez całą drogę, muzyka z Magdy telefonu przez bloutoouf na radiu samochodowym, cud techniki , Demarczyk i Demarczyk po rosyjsku. A Skrzypek Hercowicz połączony z zachodzącym słońcem w toskańskim krajobrazie, abstrakcja, sytuacja wystrzelona w kosmos. Rozmowy o książkach, każdy czyta co innego, gazety z Polski już w śmietniku. Z teatrów naszych wieści dobre. Na Mayday’u tłumy i zabawa jak trzeba. Wczhoraj pierwszy raz Matka Polka.- Terrorystka, na małej scenie Polonii , podobno publiczność zachwycona , a spektakl po ostatnim tygodiu prób, bardzo, bardzo…. Wczoraj zaczęliśmy też grać na ulicy, na Grójeckiej , przed teatrem. W tym miejscu, ludzie się z tym wakacyjnym ” wyjściem” na ulicę oswajają, choć w tamtym roku, graliśmy tylko cztery dni , było świetnie. Dziś niedziela. Czytelnia na plaży i kolacja pod białymi parasolami i …dyskusje, rozmowy, rozmowy… Ja czytam ” Poczet królowych polskich” Marcina Szczygielskiego. Wciąż się zamyślam i gubię w opowieści. Upały. Ludzie tu zaczynają żyć dopiero nocą. Wczoraj w Pienzy, o północy tłumy, pełno dzieci na ulicach. Pokazałabym ale nie mogę wkładać zdjęć, do dziennika, bo z tego Ipada jakoś się nie da. Za to ma inne zalety. Mama mówi że w Polsce, ani smutno ani wesoło, zwyczajnie. Bardzo mnie tym rozbawiła. W poniedziałek w Polsce pogrzeb Darka.

04
Sierpień
2012
01:16

Dominika i Protazego - wszystkiego dobrego

 

Przeszłam przez pierwszą wersję „Zmierzchu długiego dnia” O’Neilla. Wspaniały , monumentalny bardzo już „zestarzały” utwór. Przestarzały w języku, sposobie obrazowania, dialogach…tylko sprawa, wciąż żywa, i nie zestarzeje się nigdy. Wspaniałe cztery role , ocean do zagrania i piekło trudności z tym , żeby dziś było to poruszające i ważne. Oczywiście klucz jest w sposobie grania , także i dobrym „przypkrojeniu” tekstu, trzeba dokonać wielu wyborów. Zdaje się że wpadłam dziś na pomysł, na drogę, jaką trzeba by pójść z tą historią. No nic, premiera ma być dopiero w grudniu, no ale tekst do pracy i ” koncepcja” powinna być gotowe na początek września. Ostatnia scena może być wspaniała, jej zejscie ze ślubną suknią w ręku i szukanie czegoś co zgubiła…zobaczymy. Centralnym elementem sceny na pewno są schody. Schodzi wchodzi. Boją się że zejdzie, w jakim będzie stanie? Weszła. Po co? Co tam robi? Chodzi. Czy zejdzie ? Gra? Na fortepianie? Na górze. Może już tego dnia nie zejdzie. Może zaśnie. Schodzi. Inna. Niobecna. Zmieniona. Są artystami, aktorami, mąż i dwóch synów. Cytują Szekspira. Mówią o zawodzie, o przekleństwie tego zawodu. Oni są dobrymi aktorami? Byli dobrymi? Zanim zaczęli pić? Dlaczego ona nie trafiła na scenę? Byłaby złą aktorką. Złą pianistką. Złą matką. Żoną. Jeśli ktoś jest dobrym artystą, można mu wybaczyć wszystko, picie, skąbstwo, małość, kłamstwa, charakter….wszystko. Jeśli ktoś jest artystą złym, niezdolnym, marnym a porywa się na ten zawód, powinien umrzeć, nie wybaczone mu będzie nic. To ona mówi ostatni wiersz ? W ostatniej scenie? Dlaczego? Mówi go źle, to pewne, a oni słuchają. Niech umrze tylko niech przestanie źle mówić wiersz…

Dziś San Stefano i wspaniały po prostu zmierzch. Na purpurowo zachodzące słońce nad morzem a potem pełnia księżyca . Sentymentalne powoty, do miejsc w których się było, wspomnienia. Po San Stefano, Porto Ercole. Stąd kiedyś małe dzieci wypływały z Nikodemem na rejs. Tu jedliśmy pożegnalną kolację. W tym barze były najlepsze lody. Wszystko się zmienia a tu wszystko trwa, po staremu. Lody są na swoim miejscu, dalej najlepsze. Tylko prawie nie ma mew. Nie wiadomo co się z nimi stało.

Dzwoni do mnie syn:

– Mamo, podobno masz jakieś zapalenie w nodze, mówiła babcia, i poszłaś z tym do dentysty?

– Nie dziecko, jest tu wsród nas dentysta.

– I on cię leczy?

– Tak. Już wyleczył.

– Mamo jedź do szpitala!

– Nie, już wszystko dobrze.

– Tobie zawsze przydarza się to co postaci , którą zamierzasz grać.

– Ale ona była morfinistką, a tu ewentualnie tylko zapalenie żyły w nodze. I chyba też nie, raczej się sforsowałam.

– Tak mówi ten pan dentysta?

– No tak, że niby nie ten lekarz….sprawy z lekarzem… Tak , tam winien był niby lekarz…..to on jej dał morfinę.

 

Jutro plaża, książka i wino. Montalcino.

02
Sierpień
2012
16:44

Gustawa i Alfonsa - wszystkiego dobrego

 

Targ w Grosseto. Pierwszy raz w te wakacje. Te same stragany, sprzedawcy, powitania . Una cantatrice, atrice i direttore czyli M. Umer ja i Zuzia Olbrychska, a wszystkie na czarno. Obłęd. Na elektronicznych wyświetlaczach ostrzegają że jest pond 40 stopni ciepła. Psy jak zdechłe leżą w cieniu ( bardzo dużo psów w tym roku) , w kawiarnich , przy nogach właścicieli a kelnerzy przynoszą wodę dla ludzi i wodę dla psów. Na krawężniku siedzi grubo ubrany włóczęga, śmierdzi tak, że wszyscy go omojają dużym łukiem, tylko młoda właścicielka baru wynosi dla niego zamrożoną wodę mineralną, on zdziwiony przyjmuje i pije od razu. Młodzi ludzie zaczepiją namawiając do podpisania petycji o pomoc dla narkomanów i chorych na Aids. Mówię podpisując że ja z Polski. Kotański ! – krzyczą. . – Znałaś go?  W kościele chłodno. Jak co roku zapalam świeczkę i staram się nie myśleć broń Boże, w jakiej inteuncji, za każdym razem mam z tym problem. Potem dręczę się że nie zapaliłam za tego…za tą…za to , albo tamto. Koszmar. Nie mogę potem spać i myślę za co nie zapaliłam i jak ułomny jest człowiek i pamięć ludzka. Magda mówi mi – przestań, gdybyś nawet zapaliła wszystkie czekające świeczki w kościołach do których wchodzisz, i tak dręczyłabyś się że o czymś , o kimś, zapomnialaś, jesteś jak dziecko… Wszyscy jesteśmy jak dzieci, boimy się teraz każdego następnego dnia, po tym co nas spotyka. Jak tu być dorosłym? Na koniec w upalnym słońcu kupuję gruby pikowany płaszcz, bo mi się wyjątkowo podoba i wywołuję tym zakupem zbiorowy śmiech , wszystkich moich przyjaciół. Idę z tym płaszczem liżąc loda. – No co ona może kupić, w taki upał? – pytają. – tylko puchówkę! Idz, tam dalej są futra- radzą. Nie idę na plażę, nie mam siły. Biorę cztery razy prysznic pod rząd, perfumuję się wodą toaletową z Elby osiem razy pod rząd . Kładę  się w cieniu z laptopem i oglądam film Woody Allena – byle nie myśleć. Wieczorem kolacja na plaży. I niech wszyscy coś mówią, opowiadają byle co, żeby tylko nie było ciszy. Cisza będzie w nocy.

01
Sierpień
2012
09:24

Piotra i Justyny - wszystkiego dobrego

29 lipca 2012

Pierwszy dzień wakacji. Znów po roku leżę na granicy morza i piasku, jak skóra z diabła, jak wyrzucony przez morze ze zwłok. Leżę bezmyślnie, na brzuchu, morze obmywa mi nogi, czasem sięga twarzy. Ja z policzkiem opartym na łokciu, kapelusz ogranicza pole widzenia i  świat zmniejsza do tego, co widzi lewe oko pod kapeluszem – włoski na przedramieniu, ziarna piasku, muszelka, źdźbło mokrej trawy zakręcone w esflores, czasem pod kapelusz, do mojego małego świata wejdzie jakaś dziwna plażowa mokra mucha. Kiedy przewrócę się na plecy i uniosę głowę, świat mieści się z kolei między uniesionymi kolanami. Widzę turkusową linię wody znaczącą horyzont i nic więcej. Pusto. Czasem w linię horyzontu miedzy kolanami, wpłynie żaglówka. Głowa opada na mokry piasek, zamykam oczy, pustka, zero, nic. Ulga. Tylko słony smak w ustach. Leże tu na plaży od dwóch godzin, a jakbym leżała dwa tygodnie. Przez zwolnienie czas płynie wile razy wolniej. Można się nie śpiesząc przyjrzeć nowemu miłemu gościowi pod kapeluszem, czarnemu robakowi. Znów zamykam oczy. Po co? Po nic. Bo mi się tak chce. Bo nie mam zobowiązań na zewnątrz otwartych oczu. Jak mi się będzie chciało, to je otworzę, także po nic. Lekki wiatr jest rozkoszą. Rozkładam ręce, wydrapuję dwa mokre dołki w piasku z dźwiękiem szorowania, który jest tak wyraźny i głośny, jak nic w ostatnim roku. Szorstki mokry piasek chrzęści kiedy drapię dołki. W ciągu roku byłam głucha, kiedy byłam zmęczona nie słyszałam, co ludzie mówią dookoła. Udawałam, że słyszę i uśmiechałam się tajemniczo nic nie rozumiejąc , wstydząc się po raz kolejny zapytać – słucham?  Teraz słyszę piasek, morze, ptaki, śmiech dzieci z daleka, rozmowy gdzieś na końcu plaży.  Nic nie rozumiem, jaka ulga mówią po włosku, nie muszę rozumieć. Jestem tu obca. Nieważna,  niewidzialna. Mogę zamknąć i otworzyć oczy kiedy chcę, bez żadnych konsekwencji. Wakacje.

Poniedziałek 30 lipca 2012

Położyłam sienna brzegu mora, w samo południe, słonce było w zenicie,  w pozycji znanej z grafik Leonardo Da Vinci i postanowiłam się połączyć z Kosmosem. Skupiłam się , zacisnęłam oczy, myśl poszybowała, naprężyłam, napięłam, leżałam, czas mijał, zaczęłam tracić świadomość i poczułam, że połączenie blisko i nagle jakaś zabłąkana, wściekła fala, która pojawiła się nie wiadomo skąd, bo wczesnej fal  w ogóle nie było, walnęła mnie wściekle, uderzyła zimną wodą, jakby w twarz, jakby policzek, jakby lincz! Fala przesunęła mnie złośliwie ze dwa metry, uderzyłam głową, zerwałam się na równe nogi, a fala spokojnie odeszła i żadna inna się już nie pojawiła. A to dostałam nauczkę  – zreflektowałam się. Żartów nie ma. Spadły ze mnie muszelki, wypłukałam piach i grzecznie wróciłam do rzędu, na swój leżak, pod parasol, jak nie pyszna. A widzisz?! A to ci się zachciało! A siedź spokojnie i czytaj książkę albo zaśnij. Znaj swoje miejsce.

Darek Kuc umarł rano.  Zrobił zdjęcia do wielu , wielu rzeczy w których grałam , był moim operatorem kiedy reżyserowałam, przyjacielem, bardzo ważnym człowiekiem w moim życiu. Zostawił żonę i dwóch synów. Umarł po przeszczepie. Wtedy, kiedy uważał, że to koniec choroby, zwycięstwo po pond dwuletniej walce. Ostatnie nasze spotkania, radosne i miłe były z okazji reklamy Sorayi. W dwa tygodnie po nakręceniu pierwszej reklamówki, ponad dwa lat temu, dowiedział się ze ma białaczkę, żeby nakręcić drugą reklamówkę z Marysią, moja córką, wyciągnęliśmy ze szpitala, w którym czekał na przeszczep. Czuł się świetnie, jest w Internecie filmik o tym jak robiliśmy tę reklamówkę i Darek jest tam w świetnej formie.

Spotkaliśmy się przy „W zawieszeniu” Waldemara Krzystka,  debiut i Waldka i Darka. Darek wcześniej pracował z moim mężem, był jakby jego uczniem. Potem kiedy debiutowałam w reżyserią „ Heddy Gabler” w Teatrze Telewizji, Darek robił zdjęcia. Potem dla telewizji wspólny „Cyd” „ Klub kawalerów” „Rosyjskie konfitury” . Zawsze z nim pracowałam kiedy Edward nie mógł. Ostatnia rzecz większa razem , to  film Andrzeja Barańskiego „Parę osób , mały czas”.  Robił światła do naszych przedstawień teatralnych, „ Boga” Woody Allena, w Teatrze Polonia, do „Weekendu z R.” w Och-teatrze. Był podczas pracy spokojny, gasił moje pożary,  uspokajałam się przy Nim i cichłam.  Jego poczucie piękna, harmonii i sensu, rzeczy które robił, malowały pięknym światłem, Jego kamera oglądała świat kreowany, świadomie i interesująco.

Od dwóch lat był „ człowiekiem szpitalnym” jak sam to nazywał. Rozmawialiśmy co jakiś czas przez telefon.  Przez te dwa lata nabrał filozoficznego stosunku do świata. Niedawno zadzwonił z radością  – już , koniec, będę miał przeszczep, znaleźli dawcę. Kidy mam zadzwonić – zapytałam. Kiedy chcesz, w każdej chwili. Ostatnie rozmowy moje z Nim polegały na moim narzekaniu na świat i ludzi i Jego  spokojnym powtarzaniu, że denerwować się na innych nie ma sensu, że postanowił jakiś czas temu, już tylko się uśmiechać i niszczyć w sobie złe emocje. Nie wszystko jest tu na tym świecie dobre, miłe czy sprawiedliwe,  widać to z progu śmierci, ale przejmować się tym i tracić na to czas, nie ma sensu mówił mi w jednej z ostatnich  rozmów, po wysłuchaniu moich  żalów.

Przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia, zadzwonił do mnie i poprosił – ty dużo możesz, wyciągnij mnie na święta ze szpitala do domu, chce być  z żoną z dziećmi, zadzwoń do lekarzy, którzy mnie tu leczą, nie chcą mnie wypuścić. Zadzwoniłam . – Co pani sobie wyobraża – mówił lekarz – że będzie pani organizowała nasze życie szpitalne! Wypuścili Go na święta. Potem zadzwonił do mnie – Dziękuję. Teraz wracam znów na szpitalne korytarze. – Nudzisz się tam, jest ci źle? – Nie, przeciwnie, bardzo interesująco, nawet to polubiłem. Nigdy nie skarżył się na nic. – Dzwoń w każdej chwili- powiedział kilka dni temu. – Teraz już będzie dobrze.

Dziś Jego żona napisała do mnie – Nastąpiło gwałtowne pogorszenie. Rano umarł. – No cóż, całuję mocno i Panią i dzieci, na tym jedynym ze światów,  jakie mamy do dyspozycji.

Znów całą noc nie spałam. Jadę po leki przeciwbólowe i nasenne bo nie dam rady dalej z tymi rozstaniami. W Polsce, trąby powietrzne, ulewy, burze i pogrzeby. Mama mówi – nie daje się oddychać- jakby miał być koniec świata. Odpoczywaj tam, na siłę, myśl o sobie, bo wszyscy z ciebie żyjemy. A ty zupełnie o sobie nie myślisz. Mamo, jak dobrze że jesteś…dziękuję.

Wtorek 1 sierpnia 2012

Znów nie mogę spać, tyle że dziś nie śpię na Elbie. Co za różnica gdzie nie śpię. Męczy mnie śmierć Darka Kuca, morduje, przekręca, rzuca mną nie daje spokoju…O świcie poszłam na spacer,  widziałam wschodzące słońce, kicz nad kicze. Nie miałam baterii w aparacie, zostawiła m w hotelu ładującą się….  jesteśmy w porcie Marciana Marina na Elbie w Hotelu Yacht Club, bardzo miło a mnie przeraźliwie smutno.

Nie chce mi się pisać.

Przeczytałam moim współtowarzyszom wakacyjnych dni adaptację „ Danuty W.” Zostawiłam ich pod wrażeniem. Czytam to teraz chętnie, każdemu, bo mogę głośno, sprawdzam język, długość zdań, szyk słów z zdaniach i to, jak się to będzie mówiło. Chcę osiągnąć pewien efekt i to w dużej mierze zależy od rytmu, zapisu, tego gdzie jest silne słowo w zdaniu. Starałam się pisząc tę adaptację,  żeby zdania nie miały więcej niż 5, 6 słów.

Darek umarł, a mówił mi – mam wszystko za sobą , jestem zdrowy, nauczyłem się myśleć dobrze o wszystkim co mnie spotyka, także o ludziach, musisz się tego nauczyć – mówił- uśmiecham się do wszystkiego na siłę – mówił. Żona napisała  – rano nastąpiło gwałtowne pogorszenie…

Kamienie, tyle tu pięknych kamieni. Lubię kamienie – mówi Danuta W. – zbieram je, znoszę i układam w ogrodzie, jest w nich tyle siły.

Smutne słońce pali jak wściekłe.

 

MAKING OF SORAYA z Dariuszem Kucem.

27
Lipiec
2012
04:11

Julii i Natalii - wszystkiego dobrego

Dostałam w poczcie wczoraj niezwykłe zdjęcie. Cztery z kolumn na których stał mój świat. Nie ma ich. coraz bardziej wiszę w próżni.

25
Lipiec
2012
06:21

Jakuba i Krzysztofa - wszystkiego dobrego

Frekwencja i atmosfera w tym roku na Palcu Konstytucji, nieprawdopodobna. Od początku, od pierwszego spektaklu. Tłumy, ludzie reagują żywiołowo, śmieją się , krzyczą , dopowiadają, płaczą, na „ Lamencie” płaczą niepohamowanie. Po spektaklach wstają, bija brawa na stojąco – na ulicy. Dziękują aktorom, są następnego dnia i jeszcze następnego, przynoszą kwiaty, potem malutkie prezenciki, słoik własnych konfitur, upieczoną bułeczkę, zrobione przez siebie kolczyki z koralików. Ten teatr na ulicy to fenomen. Każdego roku coraz więcej ludzi i atmosfera się wzmaga, tak bym to nazwała. W weekendy, kiedy spektakle dla dzieci, także tłumy, rodzice bawią się nie gorzej od dzieci, dzieci wchodzą do aktorów, dotykają dekoracji, rodzice rzucają się do fotografowania….Obłęd.

To wszystko jest zdumiewające, wzruszające, ważne, potrzebne, niezbędne. Teatr- moim zdaniem- jest artykułem pierwszej potrzeby- i dlatego dzielimy się nim za darmo, także z tymi , których na niego nie stać. Głodnych teatru, okazuje się dużo , naprawdę dużo. Każdego dnia ostatnio jest od 300 do 500! Osób. Ludzie! W sierpniu , przenosimy się ze wszystkimi spektaklami na Grójecka , przed Och-teatr, nie wiem jaka tam będzie frekwencja, bo tam ludzie mniej z nami oswojeni w tamtym miejscu, ale nawet jeśli będzie mnie, to w tym roku nasze spektakle na ulicę obejrzy 12 000 do 16 000 osób!  A jest ich już sześć spektakli.  Sześć tytułów, różnorodnych, wesołych, smutnych, zabawnych , refleksyjnych, tekstów literackich także, bo Bizio, Dario Fo i Esther Vialar to jest literatura teatralna pełną gębą.  W tym roku daliśmy premierę „ Związku otwartego” i „ Kopciuszka” Brzechwy. Mamy także w repertuarze „ Pchłę szachrajkę” .

Ludzie dziękują , piszą listy, przychodzą tłumnie, dopytują się, przyprowadzają znajomych. W tym roku wielu niepocieszonych bo nie możemy grac „ Flamenco namiętnie” Anna Ibarszer jest w ciąży, a było wielu wielbicieli tego specjalnie spektaklu.

Oj Ludzie , Ludzie,  Ludzie!  Fajnie!

22
Lipiec
2012
00:01

Magdaleny i Bolesława - wszystkiego dobrego

Kochałyśmy się w Nim wszystkie. Wszystkie studentki szkoły teatralnej, wszystkie aktorki, wszystkie kobiety w Polsce. Uosabiał marzenia kobiet. W PRL-owskich siermiężnych czasach był symbolem światowości, elegancji, taktu, wolności osobistej. Nigdy nie uprawiał zawodu aktora, reżysera, profesora, felietonisty, adaptatora, dyrektora, w pocie czoła. Zawsze to było jakby mimochodem, z lekkością , przyjemnością, przymrużeniem oka i mądrością. Wdzięk, poczucie humoru, inteligencja, przyjemność życia  i umiejętność dialogowania. Rozumiał i reżyserował kobiety tak, że były oryginalnymi pięknymi kwiatami o niezwykłych zapachach. Kochał kobiety i życie, sztukę jako przyjemność. Był moim profesorem i u Niego debiutowałam w „ Dorianie Grayu” Osborne’a grając Doriana właśnie. Mówił mi reżyserując, żebym się nie śpieszyła, nie krzyczała, eliminowała zbędny wysiłek a przede wszystkim nadmierne środki wyrazu. Zbyt , cokolwiek „zbyt” było w złym guście dla Niego , w złym tonie. Żeby opowiedzieć to co chcemy opowiedzieć – mówił – potrzebny jest tylko namysł i spokój. Krew pot i łzy, niekonieczne. Uczył i udowadniał że teatr jest przyjemnością i miłą radością.  Dla niego aktor się nie pocił, nie męczył, nie brudził, upijał jak tylko On potrafił w „ Salcie” Konwickiego, nie tracąc panowania nad rzeczywistością. Był niezwykłym aktorem. Umierał  ironizując, kochał z uśmiechem w kąciku ust, ginął za ojczyznę z lekkością, wyższością i pogardą dla śmierci. Chamstwo, prostactwo, brutalność, zbytnia dosłowność, ekshibicjonizm, wszystko to było mu obce. Starość, choroba, niesprawność, nie pasowały do Niego. Jego słabości sprawiały nam wszystkim przykrość. Wspaniały człowiek. Wspaniały aktor. Wspaniały, piękny i niewierny mężczyzna. Wierny był tylko sobie i zawodowi uprawianemu na Jego warunkach. Wyobraziłam sobie przez moment, co by było gdyby Go nigdy nie było…..to niewyobrażalne.

Wszystkie spektakle wczoraj na naszych scenach dedykowaliśmy Andrzejowi Łapickiemu.

18
Lipiec
2012
14:17

Kamila i Szymona - wszystkiego dobrego

No i po premierze! ” Związek otwarty” jest świetny! Publiczność cieszy się jak dzieci, zapisują na karteczkach cytaty, mężczyźni śmieją się po cichu, kobiety głośno z satysfakcją . Szał. Wczoraj z powodu ulewy niestety musieliśmy odwołać, za to w piątek dwa spektakle 0 17:00 i 18:00, bo trwa spektakl 40 minut.

Z cmentarza, z grobu, ktoś ukradł wielki, wielki kaktus , który tam stał od dwóch lat. Ludzie to prawdziwe świnie – skwitowała uprzejmie moja mama. W ogóle ludzie ludziom teraz wilkami. Sami zdrajcy i gangsterzy, a pojęcie honoru, lojalności nie istnieje. Co więcej dawniej takiemu się nie podawało ręki i nie kłaniało, dziś jakby nic się nie zdarzyło, bo tak wygodniej, a nazywa się ta hipokryzja, dobrym wychowaniem.

Dobrego dalszego ciągu dnia.

Zdjęcia z premiery ” Związku otwartego” na Placu Konstytucji, autorstwa Roberta Jaworskiego. Na nich bohaterowie Weronika Nockowska i Otar Saralidze.

15
Lipiec
2012
07:51

Henryka i Włodzimierza - wszystkiego dobrego

Jestem w królewskim, jak tu wszyscy podkreślają, mieście Darłowie. Miałam spotkanie z publicznością i zagrałam Shirley w miejscowej sali kina. Czas wolny spędzam nad komputerem i kolejną wersją adaptacji ” Danuty W.” Miły czas. To może być ważne. to da się uogólnić. To może być wzruszające, a na pewno jest poruszające, proste, szczere, prawdziwe i przez logikę i prostotę zdumiewa. I dotyczy nas wszystkich. I o nas opowiada. Dostałam dwa listy od Andrzeja Wajdy, bardzo ważne, z Jego przemyśleniami i radami jak to robić….

Wczorajszy dzień nadzwyczajny . Fundacja zagrała 6 spektakli, 2 na Palcu Konstytucji, ” Kopciuszek” premiera i i następny spektakl po godzinie , w sumei zgromadziło sie około 400 osób, dzieci, dziadkowie , rodzice, podobało sie , w Teatrze Polonia ” Przygoda” przy całkowicie wypełnionej sali 270 osób i wieczorem na małej scenie ” Ojciec Bóg” , w Och -teatrze ” Trzeba zabić starsza panią ” przy 470 widzach i owacjach na stojąco ija tu w Darłowie spektakl w małej salce ale za to nabitej do granic możliwości , około 300 osób, Jak wieczorem w raportach do mojego telefonu pracownicy donieśli – Pani Krystyno Fundacja dziś, „obsłużyła” w sumie koło 1500 osób.  Aktorzy którzy dołączają do nas i zaczynają z nami pracować i żyć , są w szoku. Pan Wojciech Pokora ogląda nasz repertuar na lipiec , liczy spektakle, wychodzi Mu miesięcznie ponad 100 spektakli, nie wierzy, liczy jeszcze raz , kręci głową i mówi – Wariatka! Wariatka!

Tak, jestem wariatką , niegroźną. Nieuleczalnie chorą optymistką i narwańcem na prace i życie. Ale szczerze mówiąc mam uczucie że zachowuje sie trochę jak ten kot z kreskówki, nad którym już wisi patelnia, już ma go ktoś tą patelnia walnąć w łeb, a on zaciska oczy i liczy na to że go to ominie. Czekam z zaciśniętymi oczami na cios patelnią , a on nie spada, otwieram oczy i słyszę brawa publiczności. Traktuję to w kategorii cudu.

13
Lipiec
2012
04:01

Ernesta i Małgorzaty - wszystkiego dobrego

Tekst Związku otwartego, cieszy mnie i bawi nieodmiennie. Aktorzy w zasadzie gotowi do poniedziałkowej premiery. Zaczynają mieć problemy z głosem, jak zwykle przed premierami. To wydaje się stałym punktem programu, przed wszystkimi premierami, jeśli artyści są zaangażowani w pracę uczuciowo. Ci którzy nie mają problemów z głosem to albo doskonali technicy, albo nie zaangażowali się .

Oba teatry pracują pełną parą, na obu scenach gramy codziennie i publiczność jest z nami. Spektakle na Placu Konstytucji, rozpędzone. Jak co roku tłumy. Jesteśmy po tygodniu grania „Hej Joe!” w tym tygodniu „Starość jest piękna” Esther Villar w reżyserii Łukasza Kosa i jak co roku luzie wzruszeni, starzy ludzie popłakują i po spektaklu przytulają się do jedynej starszej aktorki grającej w  tym spektaklu bo reszta aktorów to młodzież. W ten weekend premiera ” Kopciuszka” Brzechwy w reżyserii Marii Ciunelis, a w poniedziałek premiera ” Związku otwartego” z zachrypniętymi aktorami. Na koniec miesiąca tydzień „lamentu” naszego pierwszego spektaklu an Plac, gramy go już 4 lata przed niesłabnącym w entuzjazmie  gronem wielbicieli. Monologi córki, matki i babci i ich problemy poruszają widzów- przechodniów zdumiewająco gorąco. To tekst Krzysztofa Bizo, udało mu się w bardzo celny sposób scharakteryzować problemy współczesnych kobiet. Na sierpień przenosimy sie ze wszystkimi spektaklami na ulice Grójecką, przed Och-teatr, a publiczność z ławek na trawę.

Oba powoli zaczynają się tez przygotowywać do jesiennych premier. W och-teatrze pierwsze spotkania Macieja Kowalewskiego i Teatru Montownia. „Wąsy” rzecz o Polakach , Polsce i grillowaniu. Rozmowy, mądrości, sentencje  wygłaszane przez czterech filozofów, mądrali, cwaniaków i ich żon. Tytuł w zasadzie powinien brzmieć – Polskie wąsy, ale mamy już chyba za dużo sztuk które maja w tytule Polskę. Sztuka ma zaskakujące zakończenie – koniec świata. To nowy satyryczny, śmieszno-gorzki tekst Maćka Kowalewskiego. Panowie, aktorzy z Teatru Montownia zagrają i mężów i żony. premiera planowana jest na 20 września.  W Polonii pracujemy nad adaptacją książki pani Danuty Wałęsowej do spektaklu „Danuta W.” Reżyserem spektaklu jest Janusz Zaorski. Znamy się od dawna , lubimy, jest z nami także Andrzej Wolf, autor chyba najważniejszych materiałów dokumentalnych z najgorętszych momentów i lat naszej historii. Czytamy, rozmawiamy jesteśmy zaskoczeni jak mocno brzmi ten tekst. Jak jest obezwładniająco prosty i szczery. premierę planujemy na 11 października.

W sierpniu jeszcze wchodzi na scena Fioletowe pończochy, na małą scenę Teatru Polonia, spektakl „Matka Polka terrorystka”. Tekst Katarzyny Wasilewskiej, debiut teatralny, napisany dla pani Anety Perchuć i ja zobaczymy na scenie. Spektakl miał już premierę w Warszawie, w tak zwanych przestrzeżeniach teatralnych nieformalnych i zyskał od razu gorących zwolenników. Od pierwszego weekendu sierpniowego zadomawia się na naszej małej scenie w Polonii.

Niedługo ruszam an dwutygodniowe wakacje z komputerem nabitym tekstami teatralnymi, z walizką książek i wrócę w połowie siernia z do końca zaplanowanym sezonem na obie sceny. Powoli wpadam w rutynę i trzeba coś zmienić. Nowe otwarcie od września. Na razie rozmowy, spotkania, propozycje. Myślenie co w Sylwestra na obu scenach i co w rocznicę powstania Polonii, jaka wiosna i z czym w wakacje przyszłoroczne… Agencje, autorzy, czekanie na odpowiedzi aktorów. Spotkania z reżyserami i ich marzeniami. Tylu przyjaciół. Tylu artystów, scenografów, kostiumologów, muzyków… od kilku miesięcy już trwają poszukiwania wykonawców do spektaklu „Czas nas uczy pogody” spektaklu który ma robić Krzysztof Materna na scenę Ochu. Średnia wieku planowanej obsady, 75 lat, starzy ludzie śpiewają największe polskie przeboje. To będzie Sylwester tego roku a potem bal…

Na razie ja do Darłowa z „Shirley” a w sobotę i poniedziałek premiery na Placu…

zdjęcia – próba 1 generalna ” Związku otwartego”.

10
Lipiec
2012
09:52

Filipa i Amelii - wszystkiego dobrego

Co się stało z naszym teatralnym środowiskiem? Procesy, procesy, procesy…nigdy tego tyle nie było, nigdy też nIe było chyba tyle nienawiści, albo mnIe się tak wydaje. Z powodu wieku , upiększam minione lata, łagodnieją, pięknieją, może to taka prawidłowość.

Dobrego dnia.

09
Lipiec
2012
06:16

Zenona i Weroniki - wszystkiego dobrego

Od dziś znów siedzę na planie serialu ” Bez tajemnic”.

Wczorajszy wieczór w Krakowie, naprawdę niezwykły, upalna niedziela lipcowa, gmach opery, sala wypełniona po brzegi, burza na zewnątrz, pioruny, błyskawice, a ja zapomniałam o bożym świecie, muzycy zresztą też, graliśmy w zapamiętaniu. Czasem myślę że gram na zatracenie. Wracałam nocą w błyskawicach i piorunach jakby świat się kończył. Co chwila horyzont wybuchał. Jechałam, patrzyłam na tę wściekłość natury, na ten jakiś protest i krzyk i zaczęłam się bać. W Warszawie trwał bankiet popremierowy w Och-teatrze, wszystko było dobrze, brawa krakowskie jeszcze miałam w głowie, lęk narastał. Przypomniały mi się wszystkie niby banały o człowieku jak ziarenku piasku, o marności i źdzble na wietrze o kruszynkach które czują , pyłkach marnych i nie mogłam wyjść z egzaltacji. Koszmar. Przywołał mnie do porządku widok kota zamkniętego w tę burzę i noc na tarasie i wdzięczący się do mnie o 2 w nocy, kotlet mielony na patelni zostawiony przez mamę. Ominęłam go z wyższością i pogardą i poszłam przytulając mokrego jak ścierka kota, śnić o szczęściu.

Dobrego dnia.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.