Antoniny i Radosława - wszystkiego dobrego
Warto żyć, warto grać, warto prowadzić teatr żeby dostać taki list.
Dobrego dnia dla Wszystkich.
Teofila i Makarego - wszystkiego dobrego
Wiele spraw, wiele spotkań, miesza się wszystko, pomysły, teksty, nadzieje, emocje. Powrót do teatru, powrót do codzienności. Po trzech dniach „urzędowania” zastanowiłam się jak naprawdę wygląda moja codzienność , moje życie. Organizm zapomniał ten rytm, odzwyczaił się i co chwilę mam uczucie, że nie panuję nad sytuacją. Wieczorem dwie godziny na scenie to jak skok w przepaść, na szczęście, w przepaści stan nieważkości, zapominam o Bożym świecie. To mnie ratuje po całym dniu.
Po powrocie, powrót także do naszych dawnych baranów. I znów tego samego – jak mówiła moja gosposia z Dąbrowy Tarnowskiej. Otwieram telewizor i jakbym nie wyjeżdżała, bo nawet tematy i ton ten sam. Tylko buty u pani Olejnik się nie powtarzają.
Jeśli chodzi o buty, że nie można czerwonych i teraz będzie chodził w brązowych to nowością jest i abdykacja papieża, i „sposób” Jego odchodzenia do książek, jak sam powiedział, i to bardzo interesujące i zastanawiające. Budzi refleksję – jak mówi Jurek Karwowski, członek rady naszej Fundacji, który jeszcze zakładał Teatr Bim Bom i wiele rzeczy wciąż porównuje. Tam miałem Zbyszka Cybulskiego i Bobka Kobielę, tu mam ciebie, mówi do mnie. Bardzo mi z tym miło.
W połowie dnia mojego „urzędowania”, niekonwencjonalnego ale jednak urzędowania, wychodzę z psem na chwilę spaceru (sprzątam odchody zaznaczam), pies i ja wciągamy żółtko- jak mówiła z kolei moja babcia i …. wczoraj obok teatru napotkana wystawa w zakładzie fryzjerskim zatrzymała mnie w czasie, w locie, wystawa taka że aż stanęło mi serce uwięzione w młodości w PRLu, zobaczyłam tę wystawę i nie mogłam uwierzyć. (dołączam zdjęcia). Naprawdę ta wystawa jest w centrum miasta, zakład fryzjerski działa, bardzo ciekawe jak tam czeszą?
Postanowiliśmy zamieścić ankietę dla Państwa dla Widzów z zapytaniem o godziny spektakli.
Ankietę możecie Państwo wypełnić TU. Zapraszamy.
Życzę dobrego dnia.
Macieja i Bogusza - wszystkiego dobrego
I już…. w domu, dotarłam o północy, wieczorem idę do Teatru, w charakterze widza. Bardzo się cieszę, nie mogę się doczekać. Jutro gramy BOSKĄ! w Tarnowie a od wtorku w Teatrze Polonia DANUTA W. aż do następnego wtorku, z przerwą na sobotę, niedzielę. W weekend DANUTA W. w Łodzi na Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Festiwal w tym roku pod hasłem – Autorytety. Po powrocie z Łodzi zaczynamy próby w Och-Teatrze do MAYDAY 2 i tym samym zaczyna się radosny czas robienia nowej farsy. Uwielbiam to. Życie z zaludnianiem sceny nowymi , zabawnymi charakterami i sytuacjami to bardzo miłe życie, choć granie farsy i próby tego gatunku scenicznego, to praca jak w kopalni, wszystko musi się ruszać, biegać , zmieniać, puentować, błyszczeć, być w określonym rytmie. Od dawna obiecuję sobie że kiedyś założę krokomierz i będziemy także mierzyć sobie ciśnienie w trakcie grania WEEKENDU Z R. albo MAYDAYA. Farsa to także tempo. Biegamy wszyscy kilometry, szczególnie na długiej scenie Och-Teatru na której trzeba się pokazać publiczności jednocześnie z dwóch stron, a publiczność po obu stronach musi dostać te same informacje, zrozumieć akcje , każdy jej niuans i zobaczyć „należne miny” jak ja to żartobliwie nazywa. Ale generalnie miło. Chce się żyć , chce się grać , chce się bawić z ludźmi i dla ludzi.
W Weronie wczoraj na „podwórku” szekspirowskiej Julii, takie tłumy że przecisnąć się nie sposób, o zrobieniu zdjęcia nie było mowy, o napisaniu na bramie kogo się kocha, marzyć tylko. Turyści z całego świata wypisują tam każdego dnia swoje wyznania miłości, a służby miejskie o świcie zmywają to pod ciśnieniem, czego byłam kiedyś świadkiem. Dla ludzi nie ma to znaczenia, ważne żeby napisać i żeby napis trwał choć dzień. Julie z całego świata pod tym balkonem jakieś radosne, wzruszone, Romeowie, bo nie wiem jak to odmienić inaczej, w dużej ilości ale jakby trochę pijani, głośno śmiejący się, oburzeni, że z piwem nie wolno. Słychać język rosyjski. No Rosjanie to dopiero romantyczni kochankowie!
Dyskusja tu na stronie dotycząca ubierania się , między innymi ubieraniem się do teatru, trwa. W związku z tym musimy chyba też zapytać Państwa o której wolicie abyśmy grali spektakle, szczególnie w ciągu tygodnia w dni powszednie, kiedy praca kończy się o 18:00 i często na przebranie się i przygotowanie na wieczór nie ma czasu. Graliśmy od początku istnienia Fundacji spektakle o 20:00 , właśnie z powodu wydłużenia się dnia pracy. Potem na prośbę także widzów i w związku z narzekaniem na komunikację wieczorną zaczęliśmy grać o 19:30. Spektakle dłuższe dwu i pół godzinne gramy o 19:00, te które trwają dwie godziny (takich jest najwięcej), lub krótsze gramy o 19:30. Nie chodzi tu oczywiście o weekendy bo wtedy także gramy popołudniówki, które wprowadziliśmy w każdą prawie sobotę i niedzielą , na prośbę Widzów przyjeżdżających z innych miast, lub chcących obejrzeć dwa spektakle u nas jednego dnia, popołudniówkę i spektakl wieczorny, a takich, szczególnie przyjezdnych jest niemało. Dbamy też o to, żeby Widzowie oglądający popołudniówkę w jednym z naszych teatrów mieli czas na przejazd do drugiego naszego teatru na spektakl wieczorny, to ma znaczenie jak się okazało dla gości z Polski. Wprowadziliśmy też, (i ma to wielkie powodzenie), spektakle popołudniowe w Och-Teatrze połączone z zajęciami plastycznymi dla dzieci, prowadzonymi podczas spektaklu, przez Fundację Atelier. Te spektakle zaczynają się zwykle o 16:00 i wielu rodziców chcących obejrzeć spektakl z tej możliwości spokoju na sali podczas spektaklu korzysta, zostawiają dzieci pod opieką plastyków z Atelier i wszyscy są zadowoleni. Dzisiejszego popołudnia będzie na zajęciach z Atelier podczas popołudniu granego spektaklu „Mayday”, ponad dwadzieścioro dzieci.
Opisuję to wszystko, bo chętnie dowiedzielibyśmy się od Państwa jakie godziny spektakli Państwu odpowiadają , mimo że uzależnieni jesteśmy w wielu przypadkach od terminów naszych aktorów, ale ruch taki jak popołudniówka czy 16:00 czy 17:00? a może 15:00 ? jest do zrobienia. Gramy też czasem o 12:00 w niedziele i to wcale nie spektakle dla dzieci ale Czechowa choćby i paradoksalnie te południowe spektakle mają naprawdę dużą publiczność. Spektakle dla dzieci gramy w dni powszednie i weekendy, tu też chcielibyśmy znać opinię Państwa, które godziny są najlepsze 10:00? 11:00? 12:00? Wszystko to jest bardzo dla nas ciekawe. Chętnie usłyszelibyśmy opinie Państwa. !8:00? !9:00, 19:30 czy 20:00 latem choćby, a net 20:30 czy 21:00. Odezwijcie się Państwo.
Dobrego dnia.
Na liczne pytania o nowego pieska odpowiadam, że Sonia ma się świetnie. Przywitała mnie radośnie. Zaprzyjaźniona z domem, zwierzętami a przede wszystkim moją mamą , żyje wesoła i zadowolona z każdego dnia. Zakolegowała się nawet z kotem mojego syna , który nas tylko odwiedza a ma wyjątkowy, ekspansywny charakter.
Marty i Małgorzaty - wszystkiego dobrego
Jesteśmy tu szczęśliwi. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Jest nas tu grupie 29 osób. Ja jestem z synami. Każdy robi co chce, co lubi. Rozmowom nie na temat nie ma końca, ale też każdy tu oprócz lektur pracuje w zaciszu pokoju nad czymś, co przywiózł ze sobą. Adaptacje, scenariusze, opracowania (jestem tu z dwoma dyrektorami teatrów warszawskich, reżyserem filmowym, operatorem), prace habilitacyjne i naukowe oraz konsylia telefoniczne (są wśród nas lekarze, profesorowie nawet), odbywają się konferencje internetowe (przedsiębiorcy i prawnicy) oraz komentarze, opracowania różnych tematów na bieżąco (ludzie telewizji i radia). Jeszcze inni fotografują i rysują (plastycy).
Co rano odprawa prze dniem sportowym na placyku, co wieczór sprawdzanie z dnia. Nikt tu nie przestał tak naprawdę pracować. Widocznie to kochamy.
Leona i Ludomiła - wszystkiego dobrego
Jestem we Włoszech. Merano. Sanatorium, a raczej gorące baseny siarczane. Na górze na lodowcu rodzina i przyjaciele jeżdżą na nartach, a ja biczuję się w siarczanych i gorących źródłach. I odpoczywam, i leczę się, i filozofuję, a nawet robię plany na przyszłość, w przyśpieszonym tempie, jak to zwykle ja.
Teatry pędzą rozpędzone beze mnie, Jerzy Stuhr „Kontrabasitą” święci zasłużone triumfy i pławi się w uwielbieniu publiczności. „Zemsta” uczy i bawi przy pełnych salach zadowolonej i wdzięcznej za Fredrę publiczności. Próby do „ Baby Chanel” trwają. A ja tu w błogostanie wieczorami na 2 tysiącach metrów, z rozrzedzoną krwią i zwolnionym tętnem robię ostateczną wersję naszego „Mayday 2”, którego próby zaczynamy tuż po mim powrocie.
I tylko trochę mi mało tego odpoczynku. Liczyłam na to, że podczas tego pobytu uda mi się zobaczyć dom Gabriele d’Annunzio nad jeziorem Garda, bo i postać, i życie, i temat na nowo budzi się do życia. Twórczość chyba nie, bo mocno manieryczna, ale tu w teatrze spektakl o Eleonorze Duse i z d’Annunzio i z tymże domem związanej. Chyba jednak nie tym razem te moje zwiedzania i tylko przed odlotem stanę znów pod balkonem Julii w Weronie, westchnę i tyle. Swoją drogą dawno tego Szekspira w Polsce nie było, ale wzorzec z Sevres film Zeffirelliego zawsze do obejrzenia.
Czytam, czytam. Wszyscy tu czytamy. Liczne towarzystwo z Polski z nadwaga bagażową z powodu książek. Czytam na nowo „Opętanych” Gombrowicza, bo mamy z tym związane teatralne plany, ale czytam także przynajmniej jedną sztukę dziennie, choć nie wszystkie utwory teatralne na to zasługują.
Jestem w „ważkim stanie”, jak powiedziała jedna z towarzyszek moich miłych włoskich wakacji nie mówiąca perfekcyjnie po polsku. Ważki stan, nawet wolę od stanu nieważkiego.
Serdeczne pozdrowienia z beztroski. Chyba po raz pierwszy od siedmiu lat istnienia naszej fundacji nic się nie zdarzyło niespodziewanego przed moim wyjazdem, żadna katastrofa, aż nie mogę w to uwierzyć. Spokój. Już zapomniałam, że tak może być.
Dobrego dnia.
Faustyna i Józefa - wszystkiego dobrego
Wczoraj w naszym teatrze, w OCH-TEATRZE odbyła się premiera sztuki Aleksandra Fredro – ZEMSTA, w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza. Podczas premiery czciliśmy także 40 – lecie a nawet 50- lecie pracy artystycznej naszego przyjaciela Wiktora Zborowskiego. Po premierze, na scenie odczytano list pochwalny i dziękczynny ZASPu czyli Związku Artystów Scen Polskich, odczytał go prezes Olgierd Łukaszewicz, a pani Wice Minister Małgorzata Omilanowska przypięła Wiktorowi medal GLORIA ARTIS w uznaniu za osiągnięcia i zasługi dla kultury Polskiej. Spektakl podobał się bardzo, warto mówić o interpretacji tekstu Fredry i o tym, że w tym spektaklu zgody na końcu, jak to jest u Fredry, nie ma, za to jest epilog z Pana Tadeusza o gorzkich łzach przyszłych pokoleń. W obsadzie spektaklu wspaniali artyści i naprawdę świetne role, Cześnik- Cezary Żak, Rejent nasz Wiktor Zborowski, Papkin Artur Barciś, Dyndalski – Wojciech Pokora, Podstolina – Viola Arlak, Klara- Zosia Zborowska a Wacław –Michał Piela, oraz dwóch „zdolniachów” czekających na swój moment zawodowy Otar Saralidze i Adam Serowaniec. Otara, można u nas zobaczyć w spektaklu „ Związek otwarty” , Adama Serowańca w spektaklu „ Trzeba zabić starszą panią”, a za chwile zaczyna próby w obsadzie do „Mayday 2” . . Jesteśmy dumni i z naszej pracy i z premiery „Zemsty”. Pewnie wywoła ona kontrowersje, na to liczymy, ale i niewątpliwie publiczność będzie miała wiele chwil przyjemności z wielu, wielu niezliczonych po prostu powodów.
Wczorajszy wieczór, Walentynkowy, połączony z tą premiera był radością. W Teatrze Polonia graliśmy „32 Omdlenia” , a ja po zbiegnięciu ze sceny, zostawiając „zaspokojoną” publiczność niemogącą ochłonąć po spotkaniu z Jerzym Stuhrem , przede wszystkim, pojechałam czym duch i bez zajmowania się sobą i swoim wyglądem , do Och-Teatru, bo tam przecież premiera i już skończyli i trzeba z nimi być, świętować z nimi. Wbiegłam w tłum zaproszonych gości, już po przedstawieniu i kończących go uroczystościach, gratulowałam, rozmawiałam, cieszyłam się i słuchałam uwag razem z aktorami i reżyserem. Wszystko to odbywało się miedzy 22:30 a 24:00. O 5:00 rano, jak zwykle przebudzona jakimś dziwnym niepokojem że trzeba coś robić i może o czymś zapomniałam, czegoś nie dopatrzyłam albo przeoczyłam, albo może na świecie podczas kiedy ja spałam zdarzyło się coś niezwykłego ( i zdarzyło się …deszcz meteorów nad Kalbińskiem), tak wiec obudzona codziennym zwykłym niepokojem i chęcią dalszego życia, otworzyłam komputer i jako pierwszą wiadomość alertu ustawionego na hasła związane z naszymi teatrami i moim nazwiskiem, przeczytałam ….nie – Premiera w Fundacji Jandy, nie Zemsta, nie … Wiktor Zborowski, nie Fredro, nie ….zresztą setki mogłoby być tytułów i wiadomości, bo duże było zdarzenie, wielu dziennikarzy i fotografów…otóż nie, nic takiego! Już o 5:00 rano, czyli nie minęło 5 godzin, a przeczytałam …KOSZMARNY STRÓJ KRYSTYNY JANDY i zdjęcia! Mili przychodzący do nas dziennikarze i fotografowie po prostu pracowali nocą, wyszli od nas i kiedy w Rosji nad Czelabińskiem spadał deszcz meteorów, oni …. elektryzujący negatywny news – KOSZMARNY STRÓJ…. I nawet nie wiadomo gdzie ten strój i z jakiej okazji, bo po co?
Tak rzeczywiście wyglądałam koszmarnie, po zbiegnięciu ze sceny w Polonii, nie zajęłam się sobą na moment nawet, zmazałam byle mokrą szmatką cześć mocnego makijażu, rozczesałam włosy spod peruki , nie dając się uczesać w ogóle, bo przecież koledzy czekają i muszę być z nimi, włożyłam na siebie szal bo mi było zimno i wybiegłam chcąc być jak najszybciej na miejscu. Wydawać by się mogło że premiera i to, co się dzieje jest najważniejsze. Ale jakże się myliłam! Po co zauważać sukcesy , i pozytywy. Nocą czyhają sępy na pierwsze kompromitujące zdjęcia , słowa , gesty i rozszarpują jak kruki i wrony rzucając na pożarcie maluczkim.
Mam to gdzieś. Nie zajmuje się swoim wyglądem „obsesyjnie”, tylko tyle, ile moim zdaniem trzeba, uważam, że mam obowiązek wyglądać „w rolach”, nie chodzę po sklepach, ubieram się w biegu i przy okazji, choć moim zdaniem nie byle jak. Ale też nie wydaję na stroje obłędnych pieniędzy bo jakoś mnie to nie bawi. Kiedyś powiedziałam do mojej przyjaciółki Magdy Umer, zdziwionej ilością mojej garderoby – jak na to kim jestem, garderobę mam niepozorną – i do dziś się z tego śmiejemy. Od jakiegoś czasu ubieram się prawie wyłącznie na czarno bo kolor mnie męczy… no i tyle o tym, bo po prostu nie ma o czym mówić.
Pozwolę sobie tylko skomentować zdjęcie które było dowodem na mój koszmarny wygląd.
Włosy – jak mówiłam rozkręcone z pierścionków , które robi się pod peruki rutynowo w każdej garderobie teatralnej, a potem nie wiadomo co z tym „baranem” zrobić. Gdybym chciała się uczesać trwałoby to co najmniej pół godziny, a zeszłam ze sceny w Polonii dokładnie wtedy, kiedy oni tam w Och-Teatrze skończyli grać. Włosy, niefarbowane , naturalnego koloru, co jest w Polsce nie lada odwagą i wyzwaniem. Fryzjerzy płaczą krokodylimi łzami nad moimi włosami, bo choć jest ich dużo i są zdrowe, ten purytanizm i decyzja o „noszeniu prawdy” jak uważają mnie postarza. A ja? Nienawidzę ufarbowanych na blond aktorek , w dziewiętnastowiecznym repertuarze czy w antyku a peruk nie znoszę. Makijaż jak mówiłam – resztki ze sceny, bo malowanie na nowo trwałoby znów jakiś czas, czas zbędny. Na szyi pamiątkowy ryngraf ze św. Teresą , z obrączką mojego męża i brylantem w oprawie art-deco , który mąż kiedyś kupił mi na urodziny. W uszach kolczyki z tego samego okresu, prezent także od niego. Dziś gram w nich często w teatrze. Są wyjątkowej urody. Szal, czerwony, prezent od śp. Feliksa Laskiego z Londynu, pomysłodawcy i fundatora warszawskich nagród teatralnych , słynnych Feliksów. Kiedyś w Londynie byłam smutna z jakiegoś powodu, przyjechaliśmy z Teatrem Powszechnym grać Męża i Żonę Fredry, po przedstawieniu dostałam w prezencie ten piękny czerwony kaszmirowy szal, w kolorze czerwonym na rozweselenie, jak dodał. Bardzo ten szal lubię i mam do niego niezwykły sentyment. Felka nie ma , nagroda trwa dalej , ja dostałam ją raz – już po śmierci Felka, za rolę w spektaklu „Ucho, gardło , nóż” . Jestem pewna, że gdyby Felek żył , nie pozwoliłby, żebym miała taki problem z naszymi teatrami jak czasem mam. Jestem tego pewna. No, ale Jego już nie ma.
Bluzeczka, to czarny, jedwabny sweterek , prezent od jednej z moich niemieckich koleżanek aktorek, prezent na imieniny. Spodnie , ulubione bo wygodne, do przewracania się po scenach na próbach i w ogóle. Najciekawsze są buty. Nie widać ich tu dokładnie, ale to buty gwiazd, jak powiedzieli moi synowie, i to młodszych gwiazd , jak zaznaczyli. Słynne ostatnio Chloe’s Susanna boots (gwiazdkowy prezent składkowy dla starej matki) , które, jak twierdzą moi synowie noszą teraz wszystkie gwiazdy na świecie i takie Ty musisz mieć ….no i mam. Pod spodem mam bieliznę z 32 Omdleń , której nie zmieniłam z pośpiechu i jestem bez skarpetek.
To tyle o premierze Zemsty w Och-Teatrze! Żeby Was wszyscy diabli wzięli ! Jak mówię w 32 Omdleniach w Oświadczynach. Mówię tam też „ Proszę natychmiast stąd wyjść!” i tupię nogą. No wiec tupię nogą ! !!!
Pies na smyczy z łańcuszka, jest tylko dla tego na smyczy z łańcuszka, że ten pies , a raczej ta suczka z którą mieszkam od niedawna, przegryza wszystkie smycze w sekundę . Dziennie średnio cztery. Więc zaczęłam kupować z łańcuszka. I to by było na tyle.
Grzegorza i Katarzyny - wszystkiego dobrego
Piszę w przeddzień premiery naszej Zemsty, Zemsty wg Waldemara Śmigasiewicza w Och-Teatrze i na trzy tygodnie przed premierą Zemsty w Teatrze Polskim. Dlaczego dwie Zemsty w tym samym czasie? I czy to dobrze? Czy to złośliwość? I po co? I dlaczego akurat…denerwuje się podobno środowisko…
Moi mili, w biegu ludzie! Nie złośliwość, porozumieliśmy się na ten temat, dwa teatry, już dawno, uznaliśmy że to dobrze, interesująco, że to dodatkowy prezent dla publiczności, w roku Aleksandra Fredry. Że teatr to nie tylko historyjka, to także interpretacja, wizja, aktorstwo, scenografia, muzyka, kostiumy , światło i pomysł reżysera, powód dla którego chce coś opowiadać. I że wielu wciąż na nowo wciąż, i znów, i wciąż przez wieki, historie teatru i świata, wciąż Hamleta, Trzy siostry, Sługę dwóch panów, czy Poskromienie złośnicy. Wesele czy Irydiona.
Są na świecie festiwale jednego tytułu teatralnego, festiwale na które zaprasza się wiele inscenizacji tej samej sztuki. Jedna z moich ulubionych płyt, to krążek na którym sa 23 wykonania piosenki Gloomy Sunday, wielu wykonawców, różne aranżacje, stylistyki, interpretacje. Kiedyś, kiedy byłam w Teatrze Powszechnym członkiem rady artystycznej, inscenizację Trzech sióstr Czechowa przygotowywała pani Agnieszka Glińska , a jej warunkiem była mała scena i odmłodzona obsada, w tym samym czasie zjawił się pan Andrzej Domalik z pomysłem na swoje Trzy siostry Czechowa , na dużej scenie z innymi starszymi aktorami z zespołu, uważałam że trzeba absolutnie zrobić oba spektakle, i grać tego samego dnia, o różnych godzinach , żeby publiczność mogą zobaczyć oba. To pokazałoby publiczności jednego wieczoru namacalnie, czym jest teatr, jak różnie można coś zobaczyć, zagrać , z jak różnych powodów coś chcieć opowiedzieć, a publiczność , i tego byłam pewna zobaczyłaby oba przedstawienia z ciekawością. Przez cztery lata graliśmy Szczęśliwe dni Becketa w Teatrze Polonia i jednocześnie od wielu lat grane były Szczęśliwe dni w Teatrze Dramatycznym, nie odebrało to publiczności ani nam ani im, co więcej spotkaliśmy się pewnego dnia, oba spektakle, oba zespoły, obie dekoracje na jednym Festiwalu Teatralnym i mówiono potem, że właśnie możliwość zobaczenia dzień po dniu tych dwóch, tak różnych spektakli, była najbardziej interesująca. Warszawa to 2 milionowe miasto, dla wszystkich teatrów, tytułów, gatunków, pomysłów znajdą się widzowie.
Ludzie nie chodzą do Teatru żeby obejrzeć tylko historyjkę, na szczęście, często tekst jest tylko pretekstem, na szczęście. Teatr to co innego, niż intryga, coś dużo mniej zdefiniowanego i tajemniczego. Marzę o tym żeby zobaczyć kilak przedstawień Hamleta na raz , jedno po drugim. W tej chwili, myślę można by zrobić w Polsce festiwale kilku tytułów teatralnych bo grane są granych równocześnie w wielu teatrach.
Moi Państwo, zapraszam na Zemstę do Och-Teatru, Zemstę reżysera Waldemara Śmigasiewicza, zobaczoną trochę inaczej, Zemstę biało-czerwoną , z fragmentami Pana Tadeusza, i symbolami z Wesela, Fredrę z połamanym wierszem i sensami wyciągniętymi w innych miejscach niż zwykle. Zapraszam też serdecznie na Zemstę do Teatru Polskiego, już za chwilę , nie wiem jaka to będzie Zemsta, mam wrażenie, że wspaniała. W obu teatrach świetni aktorzy, reżyserzy, energia , wiara. Przyjdźcie zobaczyć, porównać, zastanowi Was to może , zrozumiecie coś odmiennie, lepiej, głębiej, inaczej. Taki jest Teatr. Różny. Poddaje się interpretacjom. To jego uroda. To jego siła. Zemsta to klasyka polskiej literatury. Perła polskiej literatury teatralnej. Ile to już razy? Ile to już interpretacji? Ilu to już Cześników, Rejentów, Papkinów, Podstolin? Ilu Wacławów i Klar. Jakie nazwiska ?! Jak historia?! Jaka tradycja?! Ile szacunku do pana Fredry! I ile prób zburzenia tej tradycji, prób uaktualnienia, przybliżenia?! Ile radości, śmiechu, zabawy! Z nas samych. Z Polski. Ze świętości, Tyle wielkości i małości!
Telewizja, która prawie zawsze przypomina sobie o jakimś tytule teatralnym śpiącym w zasobach magazynów kiedy ma on premierę na scenach teatrów i wtedy nagle z czeluści wyjmuje i powtarza te archiwalne nagrania Teatrów Telewizji, powinna wyjąć wszystkie Zemsty jakie tam leżą, całego Fredrę, wszystkie spektakle i raczyć nas nimi bezustannie. Samych Ślubów panieńskich jest tam chyba w magazynach z dziesięć wersji. Pokazywać. Pamiętam kiedy wszedł na ekrany film Tatarak Andrzeja Wajdy, Telewizja Polska natychmiast wyemitowała dawną filmową wersję tego opowiadania. To było fascynujące. Porównanie, zmiana czasu, aktorstwa, myślenia , problemu, była fascynująca.
Niech tak będzie. W roku Aleksandra Fredry, jak najwięcej Zemst, Dam i Huzarów, Panów Jowialskich, Mężów i żon, Ślubów panieńskich i co tam pan hrabia, geniusz, jeszcze napisał. Wiwat! A na torcie co będzie? AF! Wiwat! Aleksander Fredro niech żyje!
Łazarza i Marii - wszystkiego dobrego
Na prośbę opowiadam:
Mam w tej chwili cztery psy i dwa koty. Zaczniemy od kotów, Napek czyli Napoleon ( tak go nazwał mój syn) i Wewiór (bo rudy). Oba koty mają po 14 lat.
Kot syjamski Napek, jest u nas z przypadku, był zezowaty i wyeliminowano go z reprezentacji w hodowli, kot rudy jest pierwszym potomkiem kotki którą przywieźli państwo Bryllowie z Irlandii, dostaliśmy go w prezencie. Oba koty są w świetnej formie. Napek ma moim zdaniem lekki zespół aspergera, często jest niekontaktowy, osobny, asperger z objawami braku czucia gdzie kończy i zaczyna jego ciało, bo uwielbia gniecenie, uciskanie, mocne głaskanie i tym podobne pieszczoty, delikatne rzeczy go nie interesują, mocne uświadamiają mu gdzie jest i jaki jest . Domaga się tych pieszczot agresywnie, wciskając łepek na siłę w brzuch zaczepianego, w rękę , nogę , głowę. „Napiera” – jak się u nas mówi w domu. Uparcie i bezkompromisowo, cokolwiek by to słowo oznaczało – napiera. Uwielbia kiedy się go na siłę odsuwa, odtrąca, odrzuca, przeciwnie spoufala go to jeszcze bardziej. W młodości był międlony i „wyciskany” bez przerwy przez moich synów i tak mu zostało. Lubi być „poniewierany”. Zez , podobno częsty u tej rasy, jest koncertowy, lubimy prosić żeby nam spojrzał w oczy, prosto w oczy.
Wewiór, ma wszystko gdzieś , jest indywidualistą najwyższej klasy, arystokratą kociej samotności i obojętności z pełną świadomością. Udaje że nic go nie interesuje, nic nie zauważa, wszystkim pogardza. I to jest jego wybór. Zdarzają mu się za to czasem dni kiedy, siada naprzeciw człowieka i zupełnie bezgłośnie miałczy patrząc w oczy, co wygląda naprawdę dziwnie. Jakby nieme wołanie. Są też chwile kiedy nagle przychodzi , najczęściej nad ranem do łóżka i jest bardzo rozmowny. Na każde słowo odpowiada ciągiem mruknięć , odgłosów, westchnień układających się w opowieści. Trzeba mu wtedy odpowiadać. Żadnego słowa rozmówcy on z kolei nie zostawia bez odpowiedzi. To trwa czasem długo, musi się nagadać. Kocie opowieści , pewnie czasem żale. Kiedy człowiek nie podejmuje tematu lub milknie, wskakuje na kolana, do łózka i zaglądając w oczy mówi głośniej. .
Teraz psy. Najstarsza jest Bella, która jest w tej chwili tak „gruba”, że moja mama ma zmywaną głowę o to każdego dnia przez wszystkich domowników. To mama ewidentnie odpowiada za nadwagę dwóch psich pań, Belli i Tesi. Rozumiemy ze z miłości, ale w pewnym sensie unieszczęśliwiała te psy, bo są bardzo ociężałe. Obie są z przytułku psiego w Milanówku, Bellę pewnego pięknego poranka, przerzucił ktoś przez mur. Była rozkoszna czarną niezdarna kulką, którą my, na prośby pani prowadzącej przytułek, wzięliśmy do nas. Jest miłym , łagodnym, spokojnym i ufnym psem. Zaryzykowałabym stwierdzenie , że szczęśliwym. Trochę jak byczek Fernando. Grzeczna do przesady. Nie lubi tylko listonoszy, rowerzystów, niespodziewanych gości, zbyt głośno zachowujących się ludzi i mężczyzn w długich powiewających płaszczach. Wtedy staje się agresywna i potrafi ugryźć, ale poza tymi wypadkami, to anioł. Jest tak towarzyska, że zdarzało jej się przywitać wielu ludzi z radością w ogrodzie a potem nie chcieć ich wypuścić . To jej się zdarza. Nie bywa wtedy miła, czasem chce żeby ktoś został i stał tam gdzie stoi i się nie ruszał i to ona zadecyduje, czy ten ktoś teraz wyjdzie czy nie. W większości jednak przypadków wypuszcza gości bez protestu. Za pogłaskanie po grubej szyi oddałaby życie, jest melancholijną stroiczką, filozofką. Kiedy psy domowe wychodzą do ogrodu, regularnie nie chce im pozwolić wrócić do domu, musimy wychodzić domowym psom na odsiecz. Nie rozumie dlaczego jedni są w domu, a inni mieszkają przy garażu, jak ona. Marzy o tym, żebyśmy wszyscy razem z naszymi gośćmi i zwierzętami byli cały czas w ogrodzie lub u niej w pokoju przy garażu . (W pokoju z kaloryferem i światłem, żeby była jasność, mama twierdzi, że brakuje tam tylko telewizora).
Tesia. Kiedyś zginął nam pies (nie ma go już, umarł na raka). Urwał się na spacerze, zakochany w jakiejś suce. Szukałyśmy go z mamą między innymi w schronisku. Poszłyśmy tam w sobotę. Na kanapie leżała bardzo brzydka, bardzo, suczka, prosto po sterylizacji. Naszego psa nie było (znalazł się chwile później). Kiedy wychodziłyśmy, pani doktor weterynarii jak się okazało zagadnęła – a może wzięłyby panie te suczkę, ma świeżo założone szwy, zaczął się weekend, trzeba jje pilnować, tu nie będzie nikogo, ona potrzebuje pomocy. Spojrzałyśmy po sobie i ….wzięłyśmy. Jest to dziś wierną towarzyszką mojej mamy. Nie grzeszy urodą, do tego mama ją utuczyła niemiłosiernie, za to jest najlojalniejszym, najwierniejszym, najbardziej subordynowanym towarzystwem… Tereska.. Tesia. Dziś starsza pani, ma swój fotel w pokoju mamy, swoje seriale w telewizji, ogląda je nawet kiedy mamy nie ma, włączamy jej telewizor i pilnie je ogląda ze swojego fotela. Za kawałek czekolady gotowa jest oddać honor i godność. Często jej mówię – Nie upokarzaj się tak! Masz brzuch większy niż twoje krótkie nóżki, niedługo nie będziesz nimi dostawała do ziemi, jesteś jak foka. Ale ona nie dba o urodę i sprawność.
Benek. To „ foksterierowaty” pies, którego jakaś pani znalazła w Milanówku w kontenerze na śmieci. Szczeniaka zamkniętego, już bez sił i prawie kompletnie zagłodzonego. Przyniosła go do nas.- No bo gdzie?- jak powiedziała. Zadzwoniła do bramy i tyle, mama się ulitowała. Benek ma niewątpliwie ADHD, biega, kręci się, nie ustaje. Nie jest w stanie usiedzieć ani minuty. Ma w ogrodzie setki zabawek, piłek, misiów, gumowych kurczaków , patyków, zakopanych kości, skarbów, ukradzionych plastikowych korków od napojów. Strzeże tego dzielnie. Jego ulubioną zabawą jest przynoszenie rzuconych mu piłek i gumowych jeży. Ta zabawa nudzi się nam szybko, bo co prawda przynosi , ale walka o to, żeby oddał jest męcząca, trzeba więc mieć w zapasie wiele przedmiotów do rzucania i tak to jakoś załatwiać . Na koniec kładzie się na nich wszystkich zgromadzonych i warczy. Benek jest naszym wiecznym uciekinierem. Ucieką dziurką do klucza. Ma przy obroży znaczek z wygrawerowanym telefonem i adresem i przynajmniej raz w tygodniu jedziemy go odebrać od jakichś ludzi , którzy go spotkali w jego podróżach. Zdarza mu się też, kiedy zgłodnieje wracać o najróżniejszych porach, także nocnych, i wtedy rozumie ze musi obudzić sąsiadów i prosić o wpuszczenie do naszego ogrodu, bo my go nie usłyszymy. Sąsiedzi dzwonią zatem – proszę wpuścić Benka, bo stoi pod furtką – i wszystko jest w porządku. Zakochuje się każdego roku beznadziejnie i nieszczęśliwie, chudnie wtedy niemiłosiernie i suki mu zazdroszczą linii. Benek co jakiś czas wpada do domu i obsikuje wszystkie kąty, bardzo się przy tym śpieszy żeby zdążyć obsikać wszystko, dosłownie wszystko. Śpieszy się bo wie, że zostanie wygoniony.
Sonia, przyjechała niedawno, kilka dni temu, przygarnięta w Krakowie, wystawiona do adopcji w Centrum handlowym, nie znalazła amatora. Ulitowałam się . Dziś po 6 dniach, z grzecznego , zabiedzonego, odciętego podobno z łańcucha przy budzie na wsi, przepraszającego że żyje psa, zmieniła się w królową balu. Jeździ na razie ze mną wszędzie, bo koty na nią polują w domu, a poza tym nie chcę mamie przysparzać problemów. Zadomowiła się w teatrze, nic jej nie dziwne, ale w samochodzie włazi mi na kark i jeżdżę z żywym kołnierzem na szyi w postaci Soni. No cóż, jak to sierocie, wybaczam jej wszystko. Powoli, powoli, zaczyna mnie terroryzować. A ja? Sprawdzam Warszawę i ludzi na okoliczność tolerancji psa. Mogę już powiedzieć w których restauracjach w śródmieściu można z nią obiadować i nikogo to ani nie dziwi ani denerwuje, byłą ze mną u fryzjera, dentysty, w kilku sklepach (a propos, jest wiele sklepów które nie mają zainstalowanego nic do przywiązania przed nimi psów, a to błąd), nawet w księgarni . (Dla informacji w Centrach handlowych, można być z psem ale tylko na ręku lub w torbie, szkoda, bo to duże przestrzenie.) próbę Zemsty obejrzała z widowni nie mruknąwszy nawet (choć w warstwie dźwiękowej spektaklu są i psy, i koty, i kury).
Tyle. Opisałam z grubsza ten zwierzyniec. Psów i kotów było w naszym życiu i domu wiele. Od naszego, mojego z siostrą dzieciństwa. Nie wyobrażam sobie ani życia, ani wychowywania dziecka bez zwierząt. Mogłabym opisywać ich charakter i opowiadać o nich wszystkich godzinami. Galeria charakterów, przyzwyczajeń, dziwactw, śmiesznostek i egoizmów, ale przede wszystkim bez miary uczuć, sympatii, czułości . Także wiele chorób i psich a przez to naszych nieszczęść. Teraz w naszym domu cztery psy i dwa koty, u mojej siostry dwa psy i kot, u mojej córki kot i pies. Wszystkie przygarnięte. Kochające, tęskniące, wyrozumiałe i ufne. Gotowe na wszystko, byle razem.
Idę na pierwsza próbę generalną Zemsty z Sonią. Dziś już dekoracje, kostiumy i światła (pierwsze zdjęcia z próby medialnej.). I tak kolejna nasza premiera staje się. Która to już? Oby…
Dobrego wieczoru.
Cyryla i Apolonii - wszystkiego dobrego
Zdjęcia z próby ZEMSTY, za piec dni premiera, najmilszy czas. Pierwsza publiczność wchodzi we wtorek. Wszyscy w stresie, głównie reżyser. ja w siódmym roku działania fundacji dziwnie zaprawiona w bojach i nerwach przedpremierowych, ile to już razy?! W poniedziałek obejrzę w kostiumach i z dekoracjami.
Jak mam zły nastrój oglądam sobie Mela Gibsona z filmu „Czego pragną kobiety” scenę z początku filmu, w której tańczy do piosenki Franka Sinatry. Uwielbiam to. Dziś sobie obejrzałam dwa razy. Samego filmu nie lubię.
Dobrej nocy.
Jana i Piotra - wszystkiego dobrego
Dziś zobaczę próbę naszej ZEMSTY w Och-Teatrze. Nie mogę się doczekać!
Dobrego dnia.
Andrzeja i Weroniki - wszystkiego dobrego
Spotkałyśmy się w Centrum handlowym w Krakowie, wyjeżdżając w trasę teatralną zapomniałam kilku rzeczy. Przeszłam koło niej kilaka razy, za każdym razem ktoś ją głaskał, pocieszał, pytał o jej losy, mimochodem słyszałam. Po kilku godzinach, raz jeszcze, jadąc już do teatru tam weszłam, znów czegoś zapomniałam. Ona siedziała, smutna, koty które były do wzięcia w klatkach koło niej, ludzie pozabierali, a ona siedziała. Powiedziałam do pani z Fundacji ” Zwierzęta Krakowa”, proszę mi wypisać papiery adopcyjne, zabieram ją. – Ma na imię Sonia- powiedziała pani, była na łańcuchu przy budzie, wzięliśmy ją w ciąży, ma niecały rok, jest po pierwszych szczeniakach, umęczona. Ma szwy po świeżej sterylizacji, o tu, rozpuszczą się . odrobaczona. Musi pani odrobaczyć jeszcze raz i zbadać ja za miesiąc, powinien ja zobaczyć lekarz. Zabieram ją- powiedziałam. – Naprawdę? – zaniepokoiła się nagle pani z Fundacji, a będzie miała u pani dobrze? ( na swoje usprawiedliwienie mogę tu powiedzieć tylko tyle, że mnie nie poznała, byłam nieźle zakamuflowana) – Moim zdaniem będzie jej u mnie dobrze, obiecałam. No i tyle. Sonia podróżuje ze mną. Z Centrum Handlowego pojechała do teatru, gdzie czekała ( w swoim łóżeczku, bo dostałam z nią do kompletu jej łóżeczko),czekała aż skończę grać spektakl. Nocowała i jadła kolację w hotelu Rubinstein na ulicy Szerokiej w Krakowie na Kazimierzu, potem pierwszy raz w życiu jechała windą i mieszkała w apartamencie 502, najelegantszym w tym hotelu moich przyjaciół, państwa Pierścionków. W niedzielę była na spacerze, na obiedzie na krakowskim rynku, na wystawie Andy Warhola, i odbyła kolejne spotkania podczas spektaklu. Poznała między innymi w te dwa dni: panią prezydentową Danutę Wałęsę, pana Jana Peszka z żoną, pana Jerzego Stuhra z żoną i panią Krystynę Zachwatowicz, Kasie Gniewkowską i liczne osoby z Teatru Łaźnia Nowa i Wydawnictwa Literackiego. Wszystkich witała uprzejmie i ciepło, ale uznała że jest ze mną i dawała to do zrozumienia. Bardzo poweselała, dziś nawet rozrabiała w restauracji na śniadaniu i przegryzła smycz. Podczas spaceru porannego, jakiś krakowianin , chyba w nie najlepszym humorze, usłyszał jak wołam na nią Sonia, spojrzał i wycharczał przez zaciśnięte zęby: – Sonia! Sonia! w dupach się poprzewracało i jednej i drugiej! Uśmiechnęłam się do niego miło i odparłam: – Wie pan, że trafił pan w samo sedno! Jednym słowem zmiana życia. No i cóż….widocznie tak miało być. Boje się tylko sesji zapoznawczej z rezydentami Milanówka, ale jakoś to będzie.
Moja córka tez od niedawno, przygarnęła psa, rozbitka życiowego. Wyrzucono go z samochodu na autostradzie, biegł za samochodem swoich właścicieli tak długo że prawie padł. Tak go znaleziono. Leczy się teraz ten bardzo miły , młody pies z depresji, nie jest łatwo, ale jakoś będzie. Na razie nie może zostać sam ani na moment, boi się że znów zostanie porzucony. O ludzki i psi losie!
Dobrego dnia. Dzis Tarnów. Pozdrowienia.
Błażeja i Hipolita - wszystkiego dobrego
Kraków. Gramy DANUTĘ W. w Łaźni Nowej. Wczoraj była DANUTA W. znów na widowni. Oglądała spektakl po dwumiesięcznej przerwie. Znów wzruszenia, dla na obu. Gryzłam palce- powiedziała, bałam się że ty mnie widzisz- powiedziała. A ja denerwowałam się znów, czy będziesz ze mnie zadowolona – powiedziałam. Następny raz siądę na widowni dopiero na setnym przedstawieniu -powiedziała. Wczoraj zagraliśmy trzydzieste piąte.
Wystawa Andy Warhola w rynku. Życie jest upojne.
Walerego i Radomira - wszystkiego dobrego
Przede mną Polska, tzn, wiele wyjazdów i granie gościnne w wielu miastach w Polsce. Bardzo to lubię i traktuję, szczerze mówiąc jak wakacje, bo to tylko telefony, odpowiadanie na e-maile i jeden spektakl dziennie bez codziennych obowiązków biurowych, spotkań, prób i problemów na miejscu. To swoiste wakacje i możliwość zajęcia się innymi tematami. Na miejscu czuwają inni a oba teatry idą pełną parą.
Dzis Poznań z Weekendem z R. w Operze , dwa razy – szkoła przetrwania z podrożą tego samego dnia i próba na miejscu na tej wielkiej scenie, ale miły dzień. Spotkanie z dawno nie widzianymi kolegami, miłymi sercu . Ostatnio z powodu nowych premier w Och-Teatrze nie gramy tak często ani Weekendu z R., ani Białej Bluzki. Wczorajsza Biała Bluzka po długiej przerwie i następna dopiero w kwietniu. W lutym szykujemy się do premiery Zemsty. Ja, ciekawa jak diabli, nie bywam na próbach i zobaczę dopiero na pierwszej generalnej. Waldemar Śmigasiewicz- reżyser w wiecznych wątpliwościach i zaniepokojeniu. Ciekawe. Ja szykuję realizacje Mayday 2, próby zaczynamy po premierze Zemsty, w początkach marca i to one mnie uziemią znów w Warszawie. Do obsady dochodzi Bogdan Łazuka, jako ojciec Stanleya. Szykuję się na miły czas, dużo zabawy i radości. Życie z takimi utworami scenicznymi, staje się po prostu upojne, optymistyczne i miłe. Niczego w tej chwili innego nie chciałabym robić, radosny teatr dla zabawy. W Teatrze Polonia próby Baby Chanel, Mikołaja Kolady, to dopiero zamieszanie, tyle kobiet i z takimi charakterami! Obserwujemy i słyszymy próby z oddalenia. Zanosi się na tsunami. Premiera tuż po świętach 5 kwietnia. Reżyseruje Iza Cywińska.
Na razie jadę do Poznania. Wszystko, spokojnie, małymi krokami i po kolei.
Dołączam zdjęcia z wczorajszej Białej…zrobione przez Anitę, szefową naszych bileterów, i jedną z najlepszych stewardess w Polskich liniach lotniczych, zdjęcia z telefonu… A propos, możecie Państwo do nas przychodzić spokojnie i nawet zasłabnąć, bo mamy w teatrze osoby przeszkolone nawet na okoliczność pierwszej pomocy i ratowania życia… zasłabnąć mam nadzieję z zachwytu lub śmiechu…
Pawła i Miłosza - wszystkiego dobrego
Ostatnio wróciłam do zainteresowań z mojej młodości z Liceum Plastycznego. pamiętam że wtedy najbardziej lubiłam lekcje malarstwa a jeszcze bardziej kompozycji. Teraz ” studiuję” reklamę, plakaty, ulotki, grafikę, także komputerową. Zagłębiona po uszy, obłożona książkami, opracowaniami na nowo „wpadłam”.Przejeżdżam Polskę śledząc plakaty, ulotki, zdjęcia na ulicy , analizuję co działa i jak działa, co mi się podoba co nie a ma siłę. To już natręctwo. Miłe. Interesujący temat. W tej chwili nasze plakaty teatralne robi Jerzy Janiszewski, mój kolega z Liceum plastycznego, kolega z jednej ławki. To on wymyślił i napisał pamiętnej nocy SOLIDARNŚĆ gdańskim gotykiem i dorysował chorągiewkę, zastanawiali się w którą stronę chorągiewka ma wiać, czyli w którą stronę świata idzie Solidarność, to im się wtedy wydawało najważniejsze w tym napisie. Jego litera i ten znak, strał się prawie tak znany na świecie jak COCA COLA.
Ciekawe zagadnienia. Plakat. Reklama. Informacja. Mniej czy więcej. Bogato czy skromnie. Wyraźnie czy eńigmatycznie. Udarzająco czy ntrygująco. Przekaz zgodny z trścią czy zupełnie nie, tylko wrażeńiowy.
Fascynujące.
Dobrego dnia i zdjęcie które zrobiłam w Słupsku.
Ildefonsa i Rajmunda - wszystkiego dobrego
Dojechaliśmy z DANUTĄ W. do Słupska. Gramy tu dziś wieczór w Filharmonii. Przygotowanie spektaklu trwa prawie cały dzień na nowej scenie. We wszystkich miastach, do których przyjeżdżamy szukamy muzeów, przewodników i zwiedzamy nasz piękny kraj. Jak mówią pracownicy naszych teatrów Z Kolbergiem po kraju, czyli z Fundacją po kraju. Miło, pouczająco, integracyjnie wewnątrz załogi i z Widzami.
Dziś w słupsku, od rana muzeum i wystawa Witkacego. Rozkoszna.
A teraz, a propos sztuki usługowej, zamieszczam
REGULAMIN FIRMY PORTRETOWEJ „S.I. WITKIEWICZ”
Motto:
Klient musi być zadowolony.
Nieporozumienia wykluczone.
Regulamin wydrukowany jest w tym celu, aby oszczędzić firmie mówienia po wiele razy tych samych rzeczy.
&1. Portrety wytwarza firma w następujących rodzajach:
1. Typ A.-rodzaj stosunkowo najbardziej „wylizany”. Odpowiedni raczej dla twarzy kobiecych, niż męskich. Wykonanie gładkie” z pewnym zatraceniem charakteru na korzyść upiększenia, względnie zaakcentowania „ładności”.
2.- typ B.- rodzaj bardziej charakterystyczny, jednak bez cienia karykatury. Robota bardziej kreskowa niż typu A, z pewnym podcięciem cech charakterystycznych, co nie wyklucza „ładności” w portretach kobiecych. Stosunek do modela obiektywny.
3.- typ B.+d.-spotęgowanie charakteru, graniczące z pewną karykaturalnością. Głowa większa niż naturalnej wielkości. Możliwość zachowania w portretach kobiecych „ładności”, a nawet jej spotęgowania w kierunku pewnego tzw. „Demonizmu”.
4.- Typ C, C+Co, Et, C+H, C+Co+Et, itp.- typy te wykonane przy pomocy C2H5OH i narkotyków wyższego rzędu – obecnie wykluczone. Charakterystyka modela subiektywna – Spotęgowana karykaturalnie tak formalnie, jak psychologicznie niewykluczone. W granicy kompozycja abstrakcyjna, czyli tzw. „Czysta Forma”.
5.-Typ D.- to samo osiągnięte bez żadnych sztucznych środków.
6.- Typ E i jego kombinacje z poprzednimi rodzajami. Dowolna interpretacja psychologiczna, według intuicji firmy. Efekt osiągnięty może być zupełnie równy wynikowi typów A. I B. – droga, którą do tego dochodzi jest inna, jako też sam sposób wykonania, który może być rozmaity, ale nie przekracza nigdy granicy (d). Może być również kombinacja E+d na żądanie.
Typ E. Nie zawsze możliwy do wykonania.
7.- Typ dziecinny (B+E)
Z powodu ruchliwości dzieci czysty typ B. jest przeważnie niemożliwy – wykonanie więcej szkicowe.
W ogóle firma nie zwraca wielkiej uwagi na wykonanie ubrania i akcesoriów. Kwestia tła należy tylko do firmy. – żądania w tym względzie nie są uwzględniane.
Zależnie od stanu firmy i trudności danej twarzy, portret może być wykonany w jedno, dwa, trzy do pięciu posiedzeń. Przy dużych portretach z rękami lub w całej figurze, liczba posiedzeń może dojść i do dwudziestu. Ilość posiedzeń nie przesądza o dobroci wytworu.
&2.- Zasadniczą nowością firmy w stosunku do przyjętych zwyczajów, jest możność odrzucenia portretu przez klienta, jeśli portret czy pod względem wykonania, czy podobieństwa nie odpowiada klientowi. Klient płaci wtedy 1/3 ceny, przy czym portret przechodzi na własność firmy. Klient nie ma prawa żądać zniszczenia portretu. Zasada ta stosuje się oczywiście tylko do Typów: A,B,i E. czystych, bez dodatku d. – to znaczy bez dodatku przesadnej charakterystyki, czyli do tzw. „Typów seryjnych”. Zasada ta została wprowadzona dlatego, że nigdy nie wiadomo, czym kogo zadowolić można. Pożądana jest dokładna umowa, na tle ściśle określonej decyzji modela co do typu. Album z ” próbkami” (ale nie „bez wartości”) jest do obejrzenia w lokalu firmowym. Gwarancją klienta jest to, że firma we własnym interesie nie wypuszcza wytworów, mogących popsuć jej markę. Może być wypadek, że firma sama nie uzna swojego wytworu.
& 3. -Wykluczona jest absolutnie wszelka krytyka ze strony klienta. Portret może się klientowi nie podobać, ale firma nie może dopuścić do najskromniejszych nawet uwag, bez swego specjalnego upoważnienia. Gdyby firma pozwoliła sobie na ten luksus: wysłuchiwania zdań klientów, musiałaby dawno zwariować. Na ten paragraf kładziemy specjalny nacisk, bo najtrudniej jest wstrzymać klienta od zupełnie zbytecznych wypowiedzeń się. Portret jest przyjęty, lub odrzucony- tak, lub nie, bez żadnego umotywowania. Do krytyki należy również konstatowanie podobieństwa, względnie niepodobieństwa, uwagi co do tła, zakrywanie ręką części narysowanej twarzy, w celu dania do zrozumienia , że to ta część właśnie się nie podoba, powiedzenia takie jak : „Jestem za ładna” , „Czy ja jestem taka smutna?” , „To nie jestem ja”, w ogóle wszystko i to tak pod względem dodatnim, jak i ujemnym. Po namyśle, ewentualnie po poradzeniu się osób trzecich, klient mówi tak (lub nie) i koniec – po czym podchodzi (lub nie) do tak zwanego „okienka kasowego”, tzn. Po prostu wręcz firmie umówioną sumę. Nerwy firmy , ze względu na niesłychaną trudność zawodu tejże, muszą być szanowane.
&4.- Niedozwolone jest pytanie się firmy o jej zdanie o wykonanym portrecie, jak też wszelkie rozmowy na temat rysunku znajdującego się w robocie.
&5.- Firma zastrzega sobie prawo rysowania bez świadków, o ile to jest możliwe.
& 6.- Portrety kobiece z obnażonymi szyjami i ramionami są o jedną trzecią droższe. Każda ręka kosztuje jedną trzecią ceny. Co do portretów z rękami, lub w całej figurze – umowy specjalne.
& 7.- Portret nie może być oglądany aż do ukończenia.
& 8.- Technika jest mieszaniną węgla,kredek, ołówka i pastelu. Wszelkie uwagi techniczne są wykluczone, jak również żądanie poprawek.
&9.- Firma podejmuje się wykonania portretów poza lokalem firmowym jedynie w wypadkach wyjątkowych (choroba, podeszły wiek,itp.) przy czym musi być gwarantowana firmie skrytka, w której można by pod kluczem przechowywać nieukończony portret.
&10.- Klienci są obowiązani zjawiać się punktualnie na seanse, gdyż czekanie źle wpływa na nastrój firmy i może źle wpłynąć na wykonanie wytworu.
&11.- Firma udziela rad co do oprawy i pakowania portretów, ale nie podejmuje się takowego. Dyskusja nad oprawą jest wykluczona.
&12.- Firma zostawia zupełną swobodę co do ubioru modela i stanowczo nie zabiera głosu w tej sprawie.
&13.- Firma prosi o uważne przestudiowanie regulaminu. Nie mając żadnej egzekutywy, liczy na delikatność i dobrą wolę klientów co do wypełniania warunków. Przeczytanie i zgodzenie się z regulaminem uważa się za równoważne z zawarciem umowy. Dyskusja nad regulaminem jest niedopuszczalna.
&14.- Umowa na raty lub weksle nie jest wykluczona. Ze względu na niskie i tak ceny, żądanie ulg nie jest pożądane. Przed zaczęciem portretu klient płaci jedną trzecią ceny, tytułem zadatku.
&15.- Klient dostarczający firmie portrety, czyli tzw. „Agent firmy” w razie dostarczenia tychże na sumę 1000 zł, dostaje jako premię portret własny, lub żądanej osoby w dowolnym typie.
&16.- Poleca się klientom niowijanie portretów po zawinięciu ich przez oddział pakowniczy firmy, i oddawanie ich natychmiast do oprawy, w celu uniknięcia zniszczenia takowych, co się niejednokrotnie zdarzało.
Firma „S.I.WITKIEWICZ”
Bardzo mi się podoba ten regulamin. Bardzo chętnie napisałabym taki dla naszych teatrów. My jesteśmy też w pewnym sensie Firmą (usługową) produkującą wytwory artystyczne. Tyle tylko że Widzowie kupując bilet, kupują w pewnym sensie ” kota w worku”. No ale z drugiej strony zawsze mogą wyjść lub gwizdać. Umowa jest w porządku.
Pozdrawiam. Dobrej nocy ze Słupska.
Fabiana i Sebastiana - wszystkiego dobrego
Dziewczyny ! Musimy się trzymać! Jak mówi Hubi, nasz fryzjer teatralny.
Rozmawiałam wczoraj ze wspaniałą kobietą, jednym z najskuteczniejszych polskich menadżerów, wyprowadziła upadającą firmę w pół roku z upadku, sukces graniczącuy z cudem, mężczyźni dookoła, bo jest to wybitnie męska specjalizacja, mężczyźni z którymi pracuje, komentują jej sposób ubierania , fryzury, obcasy, zwyczaje, o jej skuteczności i sukcesie nikt z nich się na co dzień nie zająknie.
Rozmawiałam też wczoraj z drugą kobietą, burmistrzem miasta , które doprowadziła do rozkwitu, ma kłopoty z wpływowymi mężczyznami w mieście, starają się ją lekceważyć, bagatelizować jej skuteczność.
Spotkałam też Polkę, dyrektora dużych zakładów w Szwecji. Powiedziała, że zaproponowano jej wysokie stanowisko w Polsce, odmówiła. Dałabym sobie radę, świetnie, to moja dziedzina, ale po co mi ten stres „kulturowy” .
Dobrej nocy.
I jeszcze dwa słowa pokłonu i szacunku dla Stanisławy Celińskiej.
Stasiu, słucham Twojej płyty, oglądam z Tobą wywiady w telewizji, słucham ich w radio. Czytałam, „Niejedno przeszłam” , widziałam wszystkie Twoje ostatnie role, chciałabym się dołączyć do chóru ludzi Cię podziwiających, także za bezkompromisowość i odwagę. Jesteś najmłodsza z najmłodszych, najbardziej twórcza z twórczych. Wielki szacunek i czułe pozdrowienia. Twoja dawna sąsiadka z warszawskich Stegien, protestująca przeciwko traktowaniu Cię jak zwykłej kobiety.
Marcelego i Włodzimierza - wszystkiego dobrego
Dziś mija trzy lata od otwarcia OCH-TEATRU. To dla nas wszystkich tu pracujących, dla Fundacji, bardzo ważny, uroczysty dzień. Powstanie Och-Teatru wiązało się z dużym ryzykiem, inwestycjami, remontem, zbudowaniem nowego odmiennego od Teatru Polonia profilu sceny, rozpoznaniem nowej publiczności i zaprzyjaźnieniem się z nią. To 3 lata niepokoju, eksperymentów, wysiłku, ryzyka, trwania z zaciśniętymi zębami „na minusie”, to także sukcesy, kolejne pokonywanie przeszkód , barier, zdobywanie zaufania , obrona naszych pomysłów repertuarowych, realizowanie kolejnych wielu, wielu akcji, artystycznych, społecznych, charytatywnych, różnorodnych. Od eksperymentalnych koncertów, przez imprezy żegnających kolejne pory roku, do dni Tybetu i festiwali. To otwarcie nowej sceny Och-Teatr Cafe, to wiele debiutów, wspaniałych ról, przyjaźni, niezwykłych wieczorów, rozstań i powitań, miłości i niechęci. Rozpaczy i triumfów.
Otworzenie tego teatru było nie lada wyzwaniem ale to przede wszystkim była- odwaga. Naprawdę trzeba było mieć szaleńczą odwagę, po kruchym sukcesie Teatru Polonia, czterech szczęśliwych latach działalności, ale też ledwo wywalczonej stabilności Teatru Polonia, rzucić się w to nowe „dzieło” nieznane, większe, obarczone dużo większym ryzykiem. Niczego z mojej pracy zawodowej tak nie pamiętam jak tego czasu kiedy w chłodzie, brudzie , pośród budowy, niemożności i remontu, robiliśmy próby do Wassy Żeleznowej, którą otwieraliśmy ten Och-Teatr.
Trwamy. Przetrwaliśmy, choć naprawdę było czasem ciężko, choć było krytycznie. Gramy, pracujemy, mamy plany, próby do nowych spektakli trwają. Te 3 lata to ciągłe szaleństwo, wiele nocnych montaży dekoracji, ustawiania świateł, awarii dachu, prądu, ciekących sufitów w starym zaniedbanym latami degradującym się budynku, po dawnym kinie. To wiele niechęci w stosunku do nas, pomówień, ataków, złośliwości rekompensowanych zachwytami widzów, ich śmiechem, wzruszeniami, serdecznością i obecnością na sali, nawet kiedy mdleliśmy wszyscy, my na scenie a oni na widowni pierwszego upalnego lata, bez wentylacji, nawet kiedy było zimno bo przejście z ogrzewania gazowego na miejskie odbywało się w biegu, w trakcie grania, nawet wtedy kiedy proponowaliśmy rzeczy na scenie, skomplikowane, smutne, trudne, abstrakcyjne, wymagające i według niektórych zbyt odważne obyczajowo. Dziękujemy. Dziękujemy bardzo , bardzo i Wam , widzom, przyjaciołom, tym, którzy trwali z nami zawsze i dodawali ducha, tym którzy pracowali tu ponad siły, ponad czas i często rozsądek. Nasi reżyserzy, aktorzy, scenografowie, technicy, nasi ludzie od światła, dźwięku, projekcji, obsługa sceny, biura, kawiarnia, garderobiane, fryzjerki, stróże nocni , kasjerzy, panie sprzątające. Krew, pot i łzy – jak lubi mówić o tym fachu, zawodzie, życiu ,mój ulubiony reżyser Andrzej Wajda.
Ten teatr, ta scena, dziś to wiemy, to miejsce niezwykłe. Uwielbiamy tu grać. Mieliśmy tu tylu odradzaczy, malkontentów, niewiarków , mówiących nam że teatr z tym układem sceny i widowni nie może funkcjonować, nie może się udać, że natychmiast powinniśmy przebudować tę salę, na scenę i widownię pudełkową( nie można tego zrobić bo budynek jest wpisany do rejestru zabytków). Udało się . Gra się tu inaczej, jest nieprawdopodobna jakaś inna, energia, emocje, tempo, „czad”. „Obsługiwanie” publiczności siedzącej po obu stronach sceny, uruchomiło odwagę, dezynwolturę i podpowiedziało nowe środki wyrazu, a publiczność która zasmakowała w oglądaniu sztuk w tym układzie sceny i widowni, wraca i dziwi się że może być w teatrze ogóle inaczej.
3 lata. 19 premier, 56 koncertów i nie wiem ile imprez, zdarzeń, konferencji, warsztatów TEATR-OPERA-KINO-BALET, spektakli przed teatrem , na ulicy, akcji plastycznych na dachu, na chodniku przed teatrem , w okolicy , na Ochocie….
LUDZIE! Udało się ! Pokonaliśmy kłopoty, biedę, niepowodzenia ogólne i szczegółowe. JEST WSPANIALE. Repertuar błyszczący a plany śmiałe …
Chciałabym podziękować wszystkim także od siebie. Uwielbiam ten teatr i kocham w nim grać, planuję reżyserować tu i grać dalej. Dziękuję wszystkim pracownikom Fundacji i aktorom. Szczególnie Marysiu ( piszę do mojej córki, szefowej tej sceny), chciałabym podziękować Tobie. Dziękuję . Dla Ciebie i Twoich dzieci jest to drugi dom, nie wiem czy nie ważniejszy niż ten pierwszy.
Och-Teatr.
www.ochteatr.com.pl
Wejdźcie na stronie teatru w zakładkę , spektakle , także w archiwum. Niewiarygodne że tyle mogło się tu zdarzyć przez 3 lata.
Pawła i Izydora - wszystkiego dobrego
W programie szkół podstawowych, lub gimnazjalnych, nie wyżej, jest takie zadanie domowe – zrób wywiad ze znaną osobą. Im bardziej znana będzie to osoba, tym ocena wyższa jak rozumiem i świadczy to o dziecka przebojowości i radzeniu sobie z trudnymi zadaniami. Dotyczy mnie to i żywo bulwersuje, bo wciąż zgłaszają się do mnie ludzie, znajomi, sąsiedzi, pan z kiosku, nieznajomi, przychodzą do teatru, piszą listy, dzwonią… z błaganiem o udzielenie wywiadu, wnuczkowi, córeczce znajomych, synkowi, wnuczkowi koleżanki itd. itp. Trudno mi odmawiać, a z drugiej strony jestem oburzona. Przecież to nie te dzieci docierają do mnie, nie one ze mną rozmawiają, nie one zadają pytania. Odpowiadam na pytania napisane na kartce, rozpoznając je jako pytania napisane przez dorosłych z otoczenia tych. Co to za absurd! Tłumaczę babciom, matkom, dziadkom i rodzicom, że dzieci powinny przeprowadzić wywiad z nimi, z mamą, tatą, panią w sklepie, panem co pilnuje parkingu, o ile byłoby to pożyteczniejsze, nie mówiąc już o tym że pewnie dowiedziałyby się te dzieci o swoich ojcach, matkach, babciach, ludziach wśród których żyją, rzeczy bezcennych, zbliżyłyby się do nich i sformułowały pytania, których pewnie na co dzień nigdy by nie zadały. Ile korzyści za jednym zadaniem? Nieocenionych korzyści. A z napisanego przeze mnie odpowiedzi, na zadane, prawie zawsze te same banalne pytania, jaka korzyść? Co to za absurd? Co jest promowane, wywiad? Odpowiedzi? Pytania? Przebojowość? Kto dostaje ocenę w szkole i za co? I kogo obchodzą moje odpowiedzi? Pierwsze pytanie zawsze, zawsze brzmi – jak został pani aktorką , potem następuje – czy trudno nauczyć się tyle tekstu na pamięć, po czym jak jest moja ulubiona ( własna!) rola i czy będę grała w jakimś serialu. Na koniec cos śmiesznego ze sceny, jakaś pomyłka lub wpadka przed kamerą. Koszmar.
Piszę o tym bo oto, jaki list dostałam na pocztę e-mailową teatru. Najpierw była to prośba o podanie mojego prywatnego numeru telefonu. A na moje zapytanie w jakim celu, taką dostałam odpowiedz:
Sprawa jest taka, że na zajęciach z podstaw warsztatu dziennikarskiego mi było zadane zdobyć numer osobisty Pani Krystyny Jandy. Ten numer jest mi potrzebny do zaliczenia, dla praktyki dziennikarskiej. No i wiadomo że dla dziennikarza początkującego liczy się ilość numerów osobistych najciekawszych osób. Czyż mogłaby Pani pomóc mi w takiej sprawie i podać swój numer?
Najbardziej podoba mi się to CZYŻ, początkującej dziennikarki.
Dobrego dnia.
Feliksa i Hilarego - wszystkiego dobrego
Pojechałam w podróż samochodem , którego nie znałam. Wręczono mi kluczyki i powiedziano, wszystko jest w nim tak jak zwykle, jest tylko jedna rzecz, jeśli będzie pani zmęczona , zacznie popełniać pani błędy czy dawać jakieś sprzeczne polecenia, wyświetli się filiżanka , co oznacza że samochód , a raczej komputer pokładowy uważa ze powinna się pani zatrzymać i odpocząć , napić kawy. Zdumiało mnie to , wprawiło w niekłamany podziw nad samochodem, oraz sympatię i ….. pojechałam. Ledwo ruszyłam zauważyłam ze filiżanka już się wyświetliła i co więcej nie znika. Filiżanka wyświetlała się cały czas, a mój kompleks stres że źle prowadzę, jestem niezborna, nienormalna i beznadziejna, rósł. Zaczęłam sobie przypominać wszystkie moje życiowe pomyłki, ostatnio popełnione gafy, źle wysłane korespondencje emaliowe, spóźnienia, nieprozumienia , których byłam sprawcą. Po prostu podróż tortur i rachunków sumienia. Widziałam siebie bujającą się bezmyślnie w fotelu , samotną i odrzuconą przez wszystkie aktywności życiowe , z powodu moich nieodpowiedzialnych, nieprawidłowych, opóźnionych reakcji. Do tego samochód skanował przez całą podróż znaki drogowe i wyświetlał je obok filiżanki, jakby mnie upominając żebym je respektowała. Pojechałam, wróciłam a moja pogarda do samej siebie i lęk o moja sprawność i dyspozycyjność życiową, osiągnęła szczyt. Zadzwoniłam do serwisu, właściciela samochodu. Umarli ze śmiechu , powiedzieli że filiżanka pali się cały czas a jak samochód się zaniepokoi to zacznie mrugać , sygnalizować i krzyczeć o odpoczynek , kawę i postój. Podczas całej podróży, nigdy się to nie zdarzyło. Na nowo odzyskałam równowagę.
Dobrego dnia.
Weroniki i Juliana - wszystkiego dobrego
Zapisałam szybko moje aktualności a Państwu życzę dobrych dni. Idzie zima.
News z ostatniej chwili, zjadłam jabłka w cieście. Dwa, dwu centymetrowej grubości krążki Szarej Renety tylko na moment zamoczone w cieście naleśnikowym, chwilę smażone i posypane cukrem pudrem. Było to pyszne danie, znacznie zelżyło mój byt.