21
Grudzień
2001
07:47

Tomasza i Tomisława - wszystkiego dobrego

Św. Piotr Kanizy, kapłan, doktor Kościoła (1521-1597). Urodził się w Holandii, jako syn burmistrza. Studiował teologię w Kolonii. Wstąpił do jezuitów. Skierowano go do krajów germańskich, aby powstrzymał napór protestantyzmu. Głównie nauczał i był kaznodzieją. Założył i zreformował liczne uniwersytety, kolegia w Niemczech. Napisał wiele rozpraw. Jednym z jego popularnych dzieł był katechizm.

Leksykon Świętych autorstwa Ks. Wiesława Al. Niewęgłowskiego

Przeczytałam w nocy „Za chwilę”, zbiór wierszy Agnieszki Osieckiej, który dostałam od dobrego człowieka na urodziny. Jestem wstrząśnięta. Szczególnie zbiorem „Wyznania”.

Nie ratuj mnie, panie, nie tul,
Nie ciągnij na wódkę,
Ja już właściwie nie-tu,
Zebrałam szmatki… suknie…

Nie daruj mi w raju jabłek
Ni w celi – papieru i pióra.
Ja ci tak pięknie słabnę
Jak popołudnie w biurach.

Ach, lekko kamień mój dźwigać…
Lżej niż po innych – pierścionki.
Z nim umknę wniebowzięta,
Jak wniebobiorą skowronki.

CHOROBA CZWARTEJ RANO

O czwartej rano,
jak pożar,
budzi mnie ból.
Wstaję.
Czepiając się ścian wchodzę do łazienki.
Wątpię w istnienie Boga,
Dobrych ludzi,
Ciebie.
Dzwonię do zegarynki.
Jest.

NAJGORSI

Najgorsi są ci wrażliwi.
Co oni z nami robią –
Z ludźmi o grubej skórze,
Grubszym groszu,
Zdrowym sercu,
Żelaznej woli,
Stalowych nerwach
I wiecznym śnie sprawiedliwych…

I czuję już Bożą rękę jak wyciąga się po mnie… na wszystkie moje tęsknoty nie oddam duszy mej… nie pokłonić się w locie i nie opaść na dno… tą kolędą z pretensjami chcę ci dzisiaj dopiec… nie przychodź do mnie, życie, zbyt często… chodzimy sobie opici zapomnieniem… módlmy się za tych, którzy nie zrozumieli niczego… tylko się wierszem modlę, tylko się wierszem łaszę… bo cóż to za praca – umierać… szminka z odrobineczką melby… nieznany inteligent – toż przydałby się w mieście… być elfem czy mieć plac w Zielonce?… czasem chce się do człowieka… palnęłam szkolny błąd: pokochałam naprawdę… obiecać to i owo niepotrzebnym ludziom… tu automat telefoniczny, pana którego kochasz nie ma aktualnie w domu… serce mnie boli, serce mnie boli bo mija czas… jeszcze zdążę was przytulić…

Oj, dobrego dnia.

18
Grudzień
2001
05:42

Gracjana i Bogusława - wszystkiego dobrego

Św. Paweł Mi, Piotr Doung-Lac, Piotr Truat, męczennicy (+1838). Byli katechumenami. Gdy wybuchło prześladowanie chrześcijan w Wietnamie, aresztowano ich, wtrącono do więzienia, poddano torturom. Zamęczono ich przez uduszenie.

Leksykon Świętych autorstwa Ks. Wiesława Al. Niewęgłowskiego

Poprosił mnie niedawno przyjaciel z zagranicy o wyszukanie dla jego matki „przyzwoitego” domu starców w Polsce (co za ohydna nazwa – „Dom starców”!). Tym samym wplątałam się w zawiłe problemy i przypadki tego rodzaju przybytków. Temat rzeka. Temat niewyczerpany, bulwersujący i pouczający. Ale nie będę opisywać, jakie są moje konstatacje i spostrzeżenia. Chcę napisać o samotności. O potrzebie rozmowy, zainteresowania sobą, wymiany myśli z innym człowiekiem, co wydaje się być towarem najbardziej reglamentowanym i potrzebnym tym „starcom”. Mam uczucie, że pensjonariusze tych domów za chwilę rozmowy oddaliby wszystko.

Lubię starych ludzi. Mam do nich szacunek, lubię ich słuchać. Co chwila zdarza mi się trafić do domu któregoś ze znajomych, przyjaciół, gdzie podczas przyjęć mama, tata –  gospodyni czy gospodarza – opowiada mi swoje życie, podczas kiedy inni goście zabawiają się „aktualnościami”, a wdzięczność za takie wysłuchanie towarzyszy mi długo po tych wizytach. A panie domu dzwoniąc potem powtarzają mi „zdumiewająco polubiła cię moja mama, wciąż prosi, żeby cię pozdrowić”, a tylko my z jej mamą znamy tajemnicę, dlaczego tak jest.

Samotność wśród ludzi. Samotność na starość. Samotność z braku zainteresowania nami. Ludzie po życiu. Ludzie passe, nieaktualni, od których już nic nie zależy, użyteczni często, ale już jakby niezauważani, nieinteresujący.

Patrzę na moją mamę. Rozmawia z dziećmi przede wszystkim, no i ma siostrę, swoją siostrę obok siebie, ciocię. Ciocia ratuje sytuację. Mają tysiące wspólnych tematów, wspomnień, zainteresowań. Ogarnia mnie wielka wdzięczność. 

Usłyszałam niedawno o udanych eksperymentach łączenia domów starców z domami dziecka. Podobno daje to niesamowite rezultaty. Okazuje się, że nawzajem są sobie potrzebni i użyteczni. Stają się sobie niezbędni, po jakimś czasie. Nazywa się to fachowo i znów brzydko „wzajemna stymulacja”. Podobno jest taki jeden dom i w Warszawie, gdzieś na Żoliborzu.

Kończę ten smutny temat. Dobrego dnia.

Dziś podobno moje urodziny. Tak jest w dowodzie osobistym. Mama twierdzi, że to było o drugiej w nocy, czyli jutro. Ale niech będzie dziś, skoro pielęgniarki wpisując datę się pomyliły. Podobno były komplikacje przy porodzie i jedna z nich uratowała mi życie. To ona w nagrodę wybrała mi imię. Zaproponowała Danuta lub Krystyna. Mama twierdzi, że bez namysłu wybrała Krystynę, bo Danusia to było imię pierwszej narzeczonej mojego ojca, o którą mama była wciąż zazdrosna.

A teraz realizując postulat moich czytelników WIĘCEJ ZDJĘĆ! Dołączam trzy zdjęcia z mojego wczesnego dzieciństwa. Dwa z ojcem i jedno z mojego chrztu z rodzicami chrzestnymi.

Jeszcze raz dobrego dnia.

17
Grudzień
2001
06:38

Olimpii i Łazarza - wszystkiego dobrego

Św. Łazarz, biskup (+I w.). Brat Marii i Marty. Mieszkali razem w Betanii, na wschodnim zboczu Góry Oliwnej. Chrystus darzył ich swoją przyjaźnią i bywał w ich domu. Kiedy Łazarz zmarł i został pochowany, Jezus przybył do Betanii i wskrzesił go. Ewangelista Jan opisuje także inny pobyt Jezusa w domu Łazarza na dzień przed jego wyjazdem do Jerozolimy. Według starej tradycji wschodniej Łazarz po Zesłaniu Ducha Świętego udał się na Cypr i tam był biskupem. Średniowieczna legenda głosi o skazaniu świętego rodzeństwa na wygnanie. Umieszczono ich na statku bez steru i odepchnięto od brzegu. Po wielu miesiącach przybyli do Marsylii, gdzie Łazarz był pierwszym biskupem.

Leksykon Świętych autorstwa Ks. Wiesława Al. Niewęgłowskiego

Strzelec

  • Typ – optymista.
  • Cechy charakteru, hobby i typowe skłonności: rebeliant, awanturnik, rewolucjonista, myśliwy, opozycjonista.
  • Znawca praw, miłośnik zwierząt, turysta, wędrowiec, odkrywca nowych krain, emisariusz, listonosz, futurolog.
  • Filozof, misjonarz, zakonnik.
  • Aforyzmy dla Strzelca:
  • Wiara uzupełnia mądrość.
  • Siłą człowieka są jego intencje.
  • Niektóre cechy przerastają samego człowieka – i na nich może się on wznosić jak ptak.
  • Pierwsze przykazanie uczciwości – obiecywać tyle, ile jesteśmy w stanie dać.
  • Tęsknota zamyka drogę przed ucieczką w samotność.
  • Uniesienia większe niż codzienność muszą być dzielone z innymi.
  • Duch stawia człowieka na nogi, przewracając najpierw w głowie.

Dziś pierwsza próba czytana Kto się boi Virginii Woolf. Obsada: Marek Kondrat, Agnieszka Krukówna, Rafał Królikowski, Krystyna Janda. Reżyser? Niespodzianka. Napiszę jutro, bo sama nie mogę w to uwierzyć.

Koło mnie, moje dziecko powtarza głośno, przed klasówką, jak powstają jaskinie. W jego interpretacji powstają bardzo szybko. Ciągle przypominam: A powolny proces erozji!!!????

Przysłowie na dzisiaj: Łatwiej na świecie o filozofię, niż o dobrą radę.

Dobrego dnia.

16
Grudzień
2001
09:48

Euzebiusza i Zdzisławy - wszystkiego dobrego

Św. Adelajda, cesarzowa (931-999). Córka Rudolfa II, króla Burgundii. Wcześnie wydano ją za Lotara II, króla Italii. Mieli córkę Emmę. Owdowiała mając 20 lat. Uwięziona przez Berengariusza II, pretendenta do tronu zdołała zbiec. Znalazła schronienie u Ottona I, który pojął ją za żonę. Miała z nim troje dzieci. Razem z mężem otrzymali od papieża koronę cesarską. Po śmierci Ottona, jako regentka, okazała niepospolite zalety umysłu i serca. Nazwano ją „najwybitniejszą kobietą X wieku”. W ostatnich latach życia usunęła się do klasztoru Selz nad Renem i tam żyła jako mniszka. Jej imię jest wybite na odwrocie monety Bolesława Chrobrego.

Leksykon Świętych autorstwa Ks. Wiesława Al. Niewęgłowskiego

Bardzo lubię dzisiejszą świętą. Święta Adelajda do dziś cieszy się wielkim szacunkiem i pamięcią. My kobiety jesteśmy z niej naprawdę dumne.

Przypomniało mi to niedawną wypowiedź Normana Daviesa, walijskiego historyka, znawcę historii Polski i Europy, autora świetnej, wydanej rok temu w Polsce książki Europa. Na zadane mu pytanie, co sądzi, jaki będzie wkład Polski do Europy Zjednoczonej, odparł bez wahania: „dwadzieścia milionów polskich kobiet”. Trzeba przy tym wspomnieć, że jego żoną jest Polka.

Jak się powszechnie, modnie mawia, nadchodzące stulecie będzie stuleciem kobiet. No zobaczymy.

Dobrego dnia.

Sprzątanie, porządki, zakupy, wypieki. Za tydzień święta. Muszę powiedzieć, że mimo usilnych starań Warszawa nie wygląda zbyt ładnie przed tymi świętami. Szczególnie po mojej niedawnej wizycie w Londynie i zapamiętanym obrazie jasnego, świątecznego, błyszczącego tysiącem świateł, ozdób, choinek, miasta widzę, że nasza stolica z tymi kilkoma „drapachami” udającymi choinki, ubranymi żałośnie w pogniecione papierki i ciągle psujące się światełka, wygląda naprawdę smutno. A słabo oświetlone ulice, lampy świecące jakby połową kryzysowej mocy, ściskają za serce.

Na świecie kreatorzy mody, plastycy, artyści prześcigają się w pomysłach na ozdobienie świata na te święta, tutaj żałosne starania od niechcenia, z obowiązku. Smutno. Kiedy się nadlatuje samolotem nad Warszawę i samolot zaczyna zniżać się do lądowania, ma się wrażenie, że za chwilę wpadnie do czarnej zagubionej w świecie dziury.

Jeszcze raz dobrego dnia. Dziś Helver ostatni raz w tym roku.

12
Grudzień
2001
08:46

Adelajdy i Aleksandra - wszystkiego dobrego

Św. Joanna Franciszka Fremyot de Chantal, baronowa, wdowa, zakonnica. (1572-1641). Urodziła się w Dijon. Ojciec był prezydentem parlamentu Burgundii. Mając niecałe dwa lata straciła matkę. Otrzymała staranne wykształcenie. Poślubiła Krzysztofa II barona de Chantal, z którym miała sześcioro dzieci. Owdowiawszy w 29 roku życia podjęła głębokie życie duchowe i poświęciła się wychowaniu dzieci. Zaprzyjaźniła się ze św. Franciszkiem. Ten przedstawił jej projekt zgromadzenia akcentujący umartwienie wewnętrzne. Zapewniwszy przyszłość dzieciom, opuściła dom. W Annecy założyła pierwszy klasztor zgromadzenia Sióstr Nawiedzenia NMP – wizytek. Przez następne lata założyła 87 fundacji. Do Polski zakon ten sprowadziła Maria Ludwika Gonzaga, żona Jana Kazimierza. Jest patronką sióstr wizytek.

Leksykon Świętych autorstwa Ks. Wiesława Al. Niewęgłowskiego

Nie mogę spać dziś w nocy. Do tego wyjątkowo nie lubię tej świętej. Obliczyłam, że zostawiła dzieci (sześcioro), kiedy one były naprawdę małe – najmłodsze mogło mieć góra 5 lat – i poszła zakładać ten zakon. To jakoś jest dla mnie okropne. Pal czort ten zakon, było pilnować dzieci! Jakoś nie mogę się z tym zgodzić. Jakoś nie mogę uwierzyć w jej głębokie życie wewnętrzne. Oj, drogie wizytki! Ale macie patronkę!

Nie mogę spać! Coś mnie męczy. Dręczy! Do tego sama nie wiem co! A właściwie wiem, ale Wam nie powiem, bo to zbyt osobiste. Tylko, że tak naprawdę nie wiem, czy to to, czy to w ogóle coś, sama nie wiem, co. „Weltschmertz” to się nazywa po niemiecku i nie ma polskiego odpowiednika. Ból świata? Światowy ból? Ból istnienia? Męka istnienia? Egzystencjalne niepokoje? Coś mnie w każdym razie kręci! Nie mogę też czytać. Nawet lektura mnie wkurza.

Przede mną stoi w ramce napis: – PRACA JEST MNIEJ NUDNA NIŻ ZABAWA, no, to pewne! Dostałam kiedyś ten napis w prezencie. Weszłam do księgarni w Sopocie, a pan sprzedawca oderwał się od kasy i powiedział na mój widok: – Oj, ja mam coś dla pani! W prezencie! I wręczył mi tę ramkę z tym hasłem w środku. Odtąd patrzę na to co dnia i myślę: – BANAŁ! Ale jak rzadko uświadamiany. Zresztą zależy jaka praca! Na miejscu tych w muzeach, co siedzą i pilnują, żeby nikt nie ruszył obrazów, wolałabym się bawić! Chociaż nie, ja tak uwielbiam obserwować ludzi! Ale z drugiej strony, ile można obserwować? I mnie się to przydaje do zawodu, a im? Do czego? Myślałam teraz w Londynie o tym. Czy oni zawsze pilnują tej samej sali? Tych samych kilku obrazów? Czy im to zmieniają? Żeby się nie znudzili i pewnego dnia nie rzucili się z pilnikiem do paznokci na Rembrandta za to, że im marnuje życie? Cały czas w muzeum, teraz w Londynie, miałam ochotę podejść i zapytać: – Czy pani, droga pani kustosz, czy nie wiem jak to nazwać, żeby nie urazić, podoba się ten na przykład obraz? A może ona się nad tym nigdy nie zastanawiała? Obraz to obraz. Wszystkiego można pilnować.

Boże! Co ja za głupoty wypisuję? Ale to z tego „niemożenia” spać.

– A czy pani, pani Krystyno, jest szczęśliwa? Czy pani jest zadowolona ze swojego życia?

– Tak, jestem szczęśliwa.

– A jakie jest pani największe marzenie?

– Nie mam marzeń.

– A może marzy pani o jakiejś roli?

– O nie, o żadnej specjalnie.

– Czy pani chciałaby coś zmienić w swoim życiu?

– Nic.

– A czy ma pani jakiś cel, do którego pani dąży?

– Nie, właściwie nie.

– A co by pani specjalnego chciała powiedzieć widzom?

– Nic, właściwie nic specjalnego. Tak coś zwyczajnie.

– A jaki prezent chciałaby pani dostać na gwiazdkę?

– Nie wiem. Chciałabym, żeby o mnie tylko pamiętano. Nic więcej.

– Boi się pani, że o pani zapomną?

– Nie, właściwie nie.

– To o co pani chodzi? Tak generalnie?

– Nie wiem.

– A może jest coś, co chciałaby pani, żeby się stało? Spełniło?

– Nic. Ach, tylko żeby żadne dziecko na świecie nie było nieszczęśliwe, głodne, niekochane, krzywdzone, lekceważone, poniżane.

– Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, że jest pani kretynką?

– Poniekąd tak. Ale mi z tym lepiej.

Idę spróbować zasnąć. A może mi się uda. Będę próbowała na siłę, bo inaczej nawypisuję tyle bzdur, że naprawdę będzie wstyd.

11
Grudzień
2001
09:50

Damazego i Waldemara - wszystkiego dobrego

Św. Damazy I, papież. (0k. 305-384). Urodził się w Hiszpanii. Wyjaśnił doktrynę katolicką wobec ówczesnych herezji. Na jego życzenie św. Hieronim opracował przekład Pisma św. na język łaciński, zwany Wulgatą. Stał się on od tego momentu urzędowym tekstem Kościoła.

Leksykon Świętych autorstwa Ks. Wiesława Al. Niewęgłowskiego

Wracam znów do zwykłej pracy. Dziś Shirley, jutro też, potem Callas itd. Wczorajsza projekcja Zazdrości w telewizji, chyba udana. W każdym razie mamie i siostrze bardzo się podobało.

Rano przy śniadaniu Jędrek zapytał: – Czy dostanę od kogoś w tym domu 6 i pół złotego? Na pytanie całej rodziny, na jaki cel będą przeznaczone pieniądze, oświadczył: – Tyle kosztuje zapis na olimpiadę matematyczną, a dzięki temu zapisowi poprawiam automatycznie ocenę z tego przedmiotu, bez względu na rezultat mojego udziału w tej olimpiadzie.

Pozdrawiam.

06
Grudzień
2001
10:12

Mikołaja i Emiliana - wszystkiego dobrego

Św. Mikołaj, biskup (-343/352). Urodził się w Patras w Grecji. Był biskupem Miry na początku IV wieku. W działalności pasterskiej odznaczał się wrażliwością na ludzką biedę i nieszczęście. Swoją pomoc ofiarowywał dyskretnie i anonimowo. Był tematem wielu legend, jego postać jest jedną z najbardziej barwnych w hagiografii. W XIII wieku pojawił się zwyczaj rozdawania w szkołach pod patronatem św. Mikołaja stypendiów i zapomóg, przekształcił się on później w zwyczaj ofiarowywania prezentów, zwłaszcza dzieciom. Św. Mikołaj jest patronem Grecji, Rusi, Antwerpii, Berlina, Miry, Moskwy, Nowogrodu; bednarzy, cukierników, dzieci, flisaków, jeńców, panien, piekarzy, młynarzy, piwowarów, pielgrzymów, rybaków, studentów, żeglarzy, więźniów.

Leksykon Świętych autorstwa Ks. Wiesława Al. Niewęgłowskiego

Wczoraj odbyła się promocja nowej książki Anny Bojarskiej List otwarty do królowej Wiktorii. Bardzo lubię to, co Anna pisze. Lubię jej wyobraźnię, typ skojarzeń, niekonwencjonalność. Jestem z nią związana Modrzejewską, do której pisała razem z Janem Łomnickim scenariusz, a także wieloletnim już dziś przywiązaniem do jej książki pt. Ja, którą najpierw chciał adaptować i zrobić z niej film pan Zygmunt Hubner. Pracowałam wtedy razem z Nim nad tym pomysłem. Chciał, żebym zagrała wszystkie role w tym filmie, co było dość ryzykownym aczkolwiek mile łechcącym mnie i podniecającym dla mnie zadaniem. Od dawna jednak nie sądzę, że tak to powinno być zrealizowane. Myślę dziś, że grupa charakterystycznych, wyrazistych, szalenie różnych aktorów, aktorów jakby od Felliniego byłaby lepszą, ciekawszą obsadą. Później, po śmierci pana Zygmunta, najpierw starałam się doprowadzić sama do realizacji filmowej, nie bardzo mi się to udało, teraz napisałam zupełnie od początku adaptację dla telewizji, licząc na to, że elektronika, techniczne możliwości telewizyjnych kamer i trików, łatwo dostępne w tym medium, urealnią realizację projektu. Niemniej będzie to trudne. Jest to opowieść z ducha inteligencka, niezrozumiała dla wielu, już na poziomie założenia formalnego. W jednym nierealistycznym mieszkaniu mieszka grupa kilkunastu osób, w różnym wieku, różnej płci, o skrajnie różnych poglądach, temperamentach, charakterach, a wszystkie one składają się na portret jednej kobiety.

Zobaczymy, co z tego wyniknie. Na razie życzę Annie powodzenia z nową książką. Dla Was, wspaniałych prezentów na Mikołaja, a właściwie nie wspaniałych, bo drogie prezenty mnie złoszczą i żenują, raczej życzę Wam wielu drobiazgów, świadczących o tym, że ludzie Was lubią i o Was pamiętają. A ja zamieszczam początek mojej adaptacji Ja, może Was to przez moment zajmie. 

Dobrego dnia. 

ANNA  BOJARSKA

JA

Adaptacja Telewizyjna

zrobiona na podstawie książki Anny Bojarskiej

pod tym samym tytułem

KRYSTYNA JANDA

Panu Zygmuntowi Hubnerowi dedykuję 

Dach wysokiego domu. Kobieta wychodzi włazem. Prostuje się na płaskim dachu. Ma szary nieprzemakalny płaszcz. Wiatr. Podnosi kołnierz jej płaszcza. Kobieta zadziera głowę, patrzy w niebo. Jest zrozpaczona. Podchodzi do krawędzi dachu i patrzy w dół. Wiatr rozdyma płaszcz. Kobieta szuka czegoś w kieszeni, znajduje garść piasku, muszelkę, wysypuje piasek z dłoni. Znajduje pasek, szczelnie owija się i zawiązuje płaszcz, staje zupełnie na krawędzi dachu. W oknach pobliskiego wieżowca pojawiają się ludzie. Kobieta myjąca okna odłożyła ścierkę. Starucha oparta o kuchenny parapet wysuwa głowę do przodu. Mężczyzna w beżowym swetrze zamknął czytaną książkę, kobieta karmiąca dziecko zastygła. Wszyscy czekają. Kobieta przygląda się im, oni jej. Wdziera się dźwięk piosenki Edyty Bartosiewicz „Sen”. Ktoś krzyczy: – Skacz! Słychać śmiech. Kobieta rezygnuje. Cofa się do włazu. Znika.

Pojawiają się napisy tytułowe.

Kobieta idzie przez miasto, prowadzona długim obiektywem. Wielkomiejski, zajęty swoimi sprawami, śpieszący się tłum. Kobieta wchodzi na jakąś klatkę schodową, pnie się po schodach. Dochodzi do drzwi z krzywo przypiętym kartonikiem w miejscu, w którym inni wieszają mosiężne tabliczki pełne tytułów. Głupi, wyzywający napis: JA. Otwiera drzwi, wchodzi. Kamera zostaje na napisie JA, to jednocześnie tytuł tej opowieści.

Pojawia się napis:

Mieszkanie w tej opowieści jest osobą. Wszyscy jego lokatorzy to fragmenty tej osoby; ich losy są fragmentami tego samego losu.

Znajdujemy się w krętym, nierealnym korytarzu, z dużą ilością drzwi. Kobieta Maria, dostaje serię z karabinu maszynowego, trzymanego przez pijaną, rozwścieczoną Gudrun. Spogląda tylko obojętnie, zdejmuje płaszcz, chustkę. Z najbliższych drzwi wybiega dziecko Miś, przytula się do Marii. Maria bierze go na ręce, wtula się w niego i w jego zabawkę, pluszowego starego misia.

Wybucha płaczem. Wchodzi z małym na ręku do jego pokoju, wkłada go do starego łóżeczka z siatką, pełnego zabawek. Za nią wchodzi pijana Gudrun.

Gudrun: – Bawisz się? Po tym, co nam zrobiłaś? Szczeniak tego nie rozumie, ale my?

Miś: – Pobawisz się ze mną w zwierzęta? – pyta Marię.

Gudrun: – Dlaczego nie skoczyłaś?! – Podnosi butelkę do ust i pije

Miś: – Wolisz być człowiekiem?

Maria całuje małego i wychodzi. Pijana Gudrun idzie za nią.Gudrun: – Pomóż mi jakoś! Daj mi jakieś proszki. Coś, żebym się uspokoiła. Ja muszę się uspokoić!

Maria: – Chciałam to zrobić, chciałam skończyć tę mękę i dla ciebie.

Maria podchodzi do kolejnych drzwi. Zagląda przez dziurkę od klucza. Pobielony pokój, żelazne łóżko, krzyż. Ksiądz modli się. Ukrył twarz w dłoniach.

Maria odchodzi. Po niej pochyla się do dziurki od klucza Gudrun. Prostuje się i kopie w drzwi. Jednocześnie Adela, oblepionymi ciastem rękoma wciąga Marię do kuchni.

Adela: – Jeżeli się ma zmartwienie, trzeba coś zjeść. Zjeść coś dobrego. Nie ma lepszego lekarstwa. Smażę faworki. Specjalnie dla ciebie.

Faber: – Boże! Jakie idiotki! 

Faber siedzi w kuchni, z nogami założonymi na stół, z rozłożoną gazetą, na stole stolnica, mąka i stos przeczytanych gazet. Kuchnia jest pomieszczeniem zbudowanym z blou-boxu, na każdej ze ścian cały czas idzie jakby program telewizyjny. Różne audycje, wiadomości, zdjęcia i materiały dokumentalne, krajobrazy, obrazki z wojny, z katastrof z całego świata. Fragmenty rewii.  Biało-czarne. Na środku ogromny stół z ośmioma krzesłami. Dookoła szafki, kuchnia gazowa itd. Meble i przedmioty w kuchni są stare, zniszczone. Jest to biedne inteligenckie mieszkanie, odziedziczone po rodzicach albo rodzinie, w którym od dawna nic się nie zmieniło. Wszędzie przewracają się książki, szpargały, stare gazety, płyty.

Adela: – Masz, tak sobie zjedz palcami, tu masz, cieplutkie. A może wolisz rybki? Tak lubisz rybki? Potem poczytasz sobie jakiś kryminał. Telewizor, na noc weźmiesz proszek. Rano będziesz nowo narodzona. Zobaczysz. Tylko musisz cały czas jeść. To cię uspokoi. Zaraz, zaraz, gdzie ja miałam czekoladę. 

Faber: – Ksiądz wyżarł. Nie, nie przeżyję tego. Ona daje samobójcy szprotki w oliwie!

Gudrun w tym czasie siadła na szafkach, popija alkohol z butelki. Faber patrzy na nią z politowaniem, odwraca się plecami.

Faber: – Śmierdzisz, odejdź ode mnie. 

Gudrun znów pociąga z butelki i zaczyna płakać. Adela ją obejmuje. W progu staje Kristina. Przeciąga się. Jest popołudnie, właśnie się obudziła.

Kristina: – Zamknij się Faber! Zostaw ją! Co jest do żarcia!?

Do Marii, która pisze coś na brzegu gazety: – No, niezły cyrk odwaliłaś, mnie i tak wszystko jedno, ale oni?  Potrzebny im teraz na gwałt psychiatra.
Faber: – Boże miłosierny! Przecież ona przez was chciała się zabić! Nie rozumiecie bydlaki?!

Ja was wszystkie stąd wyrzucę, własnymi rękami, wykopię was z tego mieszkania i zmienię zamki, ona ma rację, tak dalej żyć nie można!

Do Marii: – A Ciebie trzeba izolować! Ty jesteś niebezpieczna! Jeszcze moment i by nas nie było! Bogu dzięki, że ten jest z nami od czasu do czasu!

Wskazuje na Księdza stojącego w progu. Ten błogosławi ich wszystkich, na końcu macha ręką.

Ksiądz: – Wiara to nie szkarlatyna, nie zarazi się nią nikogo, wbrew woli. A przecież to jedyny ratunek.

Kristina i Gudrun  /jednocześnie/:  – Ja wychodzę.

Ksiądz: – Czy wyjęłaś nasze wszystkie oszczędności z banku?

Nikt nie rozumie, o co chodzi. Wszyscy się zatrzymują, nawet Adela.

01
Grudzień
2001
09:01

Natalii i Eligiusza - wszystkiego dobrego

Św. Edmund Campion, kapłan, męczennik (1540-1581). Urodził się w Londynie. Był synem księgarza. Studiował w Oxfordzie. Był diakonem anglikańskim. Studium Ojców Kościoła przekonało o autentyczności Kościoła katolickiego, do którego wstąpił. Zagrożony aresztowaniem uciekł z Anglii, pojechał do Rzymu, gdzie wstąpił do jezuitów. Potem wykładał retorykę w Pradze. Był świetnym mówcą. Wiele pisał. Wiersze, dramaty dla teatrów jezuickich kolegiów. Później wysłany przez papieża z misją do Londynu, na skutek zdrady został tam ujęty i więziony w londyńskim Tower. Po odmowie powrotu na anglikanizm, torturowany, sądzony i skazany przez Elżbietę I na śmierć.

Leksykon Świętych autorstwa Ks. Wiesława Al. Niewęgłowskiego

Moi Drodzy. Dokładnie dwa lata temu napisałam taki felieton, który zresztą znajduje się w „Mojej drogiej B.”

 

Moja droga B! Czy wiesz, że ta mała, miła pani, przyszła cesarzowa Japonii, poroniła? Biedactwo! A już ostatnio uśmiechała się szerzej, chodziła pewniej i patrzyła ludziom w oczy, wydawała się być już nie tak zalękniona. Od jakiegoś czasu wszystkie kretyńskie gazety i telewizje krzyczały, że jest w ciąży, stało się, udało się, a ona i mąż uśmiechając się po cichutku, skromnie spuszczali głowy. Sekundowałam im w tej ciąży jak nikt, i nagle, wczoraj, klęska, tragedia, koniec szczęścia. Co ona teraz musi biedna przeżywać, jak jej musi być źle. Chciałabym móc do niej zadzwonić. Biedactwo!

Najpierw pokazywali jego w sztuczkowych spodniach i żakiecie, następcę tronu, który nie może znaleźć żony. Potem ją, miłą, w dżinsach, uśmiechniętą, absolwentkę dwóch uniwersytetów angielskich, wybrankę, nadzieję na potomka i szczęście rodziny cesarskiej. Później świat długo widywał ich razem, uśmiechniętych, jego w sztuczkowych spodniach, ją w kimonie, i wszyscy zastanawiali się, czy jest dobrą żoną, czy nie zanadto zeuropeizowaną i wykształconą, oraz nad tym, jak ona właściwie czuje się w tym kimono. Od kilku lat obojgu sztucznie uśmiechniętym, jemu w sztuczkowych spodniach, a jej zalęknionej, towarzyszył wieczny komentarz: „Ciągle nie!… Jeszcze nie!… Oto ta, co nie może!… Kobieta, która nie może mieć dzieci!!!” Czytał to i oglądał ją cały świat, a ona była coraz smutniejsza, z coraz bardziej wykrzywionymi na siłę w uśmiechu ustami. Niedawno radość, nagłe szczęście, wczoraj poronienie.

Wzięłam do ręki książkę pt. „Medycyna Chińska”, zaczęłam szukać: poronienie, dlaczego? Jak mu zapobiec? O co tu chodzi? Gdzie lekarstwo? Okazało się, że to dusza, że to z jej „czi” nie jest dobrze. Od początku to wiedziałam. Chińska medycyna – czytałam – nie oddziela ciała od duszy. Jedno jest od drugiego zależne. Cała medycyna zachodnia, która jest ofiarą Kartezjusza, lub jak kto woli, wszystko mu zawdzięcza, oddziela absolutnie ciało od duszy i leczy tylko ciało, albo tylko duszę, a tę w znikomym stopniu, bo nie umie (komentarz mój)… W medycynie chińskiej funkcje ciała i umysłu są nierozerwalne i stanowią wyraz „czi”. „Czi” to jądro, motor życia. To życie. Wszystko – działanie zmysłów, myślenie, odczuwanie, trawienie, zdolność do ruchu i rozmnażanie – to „czi”. Jest podstawą, tajemnicą i cudem. Pytam więc, co się dzieje z „czi” przyszłej cesarzowej? Coś jest nie tak, od początku to czułam, widziałam to na zdjęciach.

Jedna z moich przyjaciółek, lekarka, powtarzała mi zawsze: głowa, najważniejsza jest głowa, i opowiadała historię o trzech braciach chorych na gruźlicę, z których dwóch przeżyło a jeden zmarł. – A dlaczego zmarł? – pytała zawsze moja znajoma. A dlatego, że jednocześnie przeżywał zawód miłosny! Proste. Duszy od ciała nie da się oddzielić! Biedna, smutna, nieszczęśliwa cesarzowa.

Moja B, dlaczego do Ciebie o tym piszę? Bo, po pierwsze, od razu Ty mi przyszłaś do głowy, po drugie, kiedyś Twoje wyznania dotyczące macierzyństwa wprawiły mnie w osłupienie, po trzecie, nie masz dzieci i pewnie już mieć nie będziesz, a to wszystko razem to Twoja osobista sprawa i Twój własny wybór, w odróżnieniu od małej nieszczęsnej cesarzowej. I na tym polega niesprawiedliwość, że jej potomstwo zupełnie nie jest jej osobistą sprawą. To właśnie wpędza mnie w taką depresję. Rozkrzyżowują ją ciągle nagą przed światem i krzyczą: „N i e m o ż e! To ta, co n i e m o ż e… Wy możecie, jesteście lepsi, albo, jeśli też nie możecie, nie jesteście gorsi…” Ohyda. Pewnie zobaczę ją znów, gdzieś, niedługo, obok swojego męża, niezdradzającego żadnych uczuć, jak na Japończyka i przyszłego cesarza przystało. Zobaczę, jak kiwają śmiesznie i nieśmiało małymi rączkami, pozdrawiając i przepraszając lud Japonii. Nie wiem, czego Pani życzyć, Pani Cesarzowo? Życzę wszystkiego, wszystkiego dobrego, albo tego, żeby Pani może lepiej już nie była tą cesarzową? Mam koleżankę, kochaną B., ona nie chce mieć dziecka, nigdy nie chciała i wie Pani… ona może sobie na to pozwolić, a gdyby Pani wiedziała w dodatku, jakie są jej argumenty w tej sprawie!? Twierdzi, że nie przygotowana, że nigdy do tego nie dorosła, że ma takie problemy ze sobą samą, iż nie może wziąć odpowiedzialności także i za dziecko. Czy Pani sobie wyobraża coś takiego? To wszystko głowa! Ona też ma coś z głową, tylko w całkiem odwrotną stronę niż Pani! To tyle. Pozdrawiam.

A teraz pozdrawiam i Ciebie, moja B., mam nadzieję, że mimo wszystko jesteś szczęśliwa. A zresztą radźcie sobie same, moje dzieci kaszlą i mam nadzieję, że to zwykłe kartezjuszowskie przeziębienie, a nie rezultat jakichś kłopotów duchowych.

Całuję, Twoja K., matka trojga dzieci, będących rezultatem świadomego wyboru i – jak u cesarzowej – ogromnych starań, tyle tylko, że zakończonych powodzeniem. Ale świat o tych zmaganiach nie wiedział.

Wtedy, dwa lata temu, chwilę po napisaniu tego felietonu dowiedziałam się z prasy niemieckiej, że japoński dwór cesarski oskarżył media o spowodowanie swoją niedelikatnością i natarczywością kolejnego poronienia cesarzowej.

Wczoraj jadąc do Teatru o 18.00 usłyszałam w radio wiadomość, że oto właśnie cesarzową przewieziono do szpitala. Poród, ma to być dziewczynka, spodziewany jest za około godzinę. Grałam wczoraj Helvera myśląc co chwilę, że ona tam właśnie rodzi. Do dziś rana żadna z rozgłośni stacji telewizyjnych nie podała czy urodziła szczęśliwe, i czy wszystko z nią w porządku. Mam nadzieję, że tak, bo trzymałam kciuki. Jak się czegoś dowiem, to Wam napiszę. Za chwilę, jak zrobi się jakaś cywilizowana do telefonowania godzina, zadzwonię do Niemiec do przyjaciół, oni tam to pewnie podali. A u nas tylko Lepper, jak młotkiem, w kółko.

Jadę za chwilę do Rzeszowa na festiwal teatralny, organizowany tam co roku. Gramy trzy razy Opowiadania zebrane. Pojadę sobie na wycieczkę do Łańcuta. A Was żegnam chyba aż do wtorku. Dobrego czasu.

PS. Ach, bardzo mi się podoba apel znanych kobiet świata, żeby dziś pościć na znak solidarności z kobietami afgańskimi, które walczą w tej chwili o swoje prawa w przyszłym państwie afgańskim. Postanowiłam pościć.

PS 2. Dziś dzień walki a AIDS. Miałam przyjaciela, który już nie żyje. Był fantastycznym człowiekiem. Był z grupy podwyższonego ryzyka. Ale i Wy uważajcie.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.