Zofii i Hieronima - wszystkiego dobrego
Byłam zamyślona. Wsiadła kobieta a ja zerwałam się i ustąpiłam jej miejsca, zdziwiona usiadła i podziękowała, kiedy się jej przyjrzałam okazało się że jest dużo młodsza ode mnie tylko dość tęga i wsiadała do autobusu niezręcznie, co błędnie zinterpretowałam. Kiedy indziej jako pierwsza rzuciłam się do pomagania matce z wózkiem i dzieckiem, mimo że koło mnie stali młodzi mężczyźni, jeden z nich, odsunął mnie łagodnie acz stanowczo i spokojnie pomógł tej pani podnieść wózek, a do mnie uśmiechnął się i powiedział ku mojemu zdumieniu – nie przesadza pani? Uznałam że przesadzam. Przesadzam bo zapominam że nie jestem już młoda. Zapominam. Wiek to nie jest sprawa wyglądu ale samopoczucia, a ja mimo że czuję się często źle, nie mam siły, nie mogę dźwigać wyrywam się …. co jest ze mną? Nie pamiętam że mam tyle lat co mam. Po prostu.
Nie pamiętam też że moja matka ma tyle lat co ma i wciąż mam dla niej jakieś polecenia, proszę żeby coś za mnie załatwiła, a jak zapomina czyjegoś nazwiska czy czegokolwiek, uważam że to roztargnienie, jak i u mnie. Wczoraj kiedy nie mogła sobie przypomnieć jakiegoś drobiazgu a ja zniecierpliwiona podpowiedziałam, szepnęła ze skruchą – ale ja mam 86 lat Krysiu. – No to co? – oparłam i w duchu zaklęłam, bo było nie podpowiadać, było poczekać, a zamiast tego powiedziałam – No to co? Gdybym Cię traktowała jak kogoś kto ma tyle lat, ile masz, byłabyś urażona. I to prawda. Obie mamy nawyk młodości. Nawyk aktywności. Nawet jak coś boli lub nie domagamy, nie zajmujemy się tym, uważamy że to chwilowe, że zaraz przejdzie, jak kiedyś. A nie przechodzi.
Spektakl „Shirley Valentine” zaczyna się zapomnieniem nazwiska piosenkarza, autor tak charakteryzuje wiek bohaterki. A ja? Nie pamiętam nawet imion moich dzieci i wnuków, właściwie dziś pamiętam tylko teksty ról, ze wszystkim innym są problemy. Każę mamie rozwiązywać krzyżówki, jako trening, a sama? Ostatnio wypełniając jakieś papiery zapomniałam jak mam na imię, podpowiedziała mi pani urzędniczka.
A już programowo zapominam numer roku w którym właśnie żyjemy, zdarza mi się z odruchu pisać rok 19… i liczyć w milionach, bo to pamiętam. Coś w tym jest. Nie przyjmujemy do wiadomości upływającego czasu. Luster w domu nie odnawiamy, są zadymione, jak za mgłą, światła mamy nastrojowe. Kiedy miałam około 40 lat, napisałam w jakimś felietonie, że dopóki zakłada się rajstopy na stojąco jest się młodym i wszyscy się z tego wtedy śmiali. Dzis 20 lat później wciąż wkładam rajstopy na stojąco, skacząc na jednej nodze, wbiegam po schodach zakładając jednocześnie sweter przez głowę. Robię to z przyzwyczajenia, nie jest to już łatwe, ale tego nie zauważam. Lepiej byłoby usiąść ale nie mam czasu, myślę o tym co będzie w ciągu dnia. Oby jak najdłużej.
Aurelii i Ładysława - wszystkiego dobrego
Rozmawialiśmy kilka dni temu o scenografii i świetle za oknami w spektaklu właśnie tworzonym w Teatrze Polonia. W „ Kolacji kanibali”. Realistyczne czy nie realistyczne, do jakiego stopnia realistyczne itd…i Borys Lankosz opowiedział w pewnym momencie taką historię. Któregoś z najwybitniejszych operatorów filmowych męczył dziennikarz – wspaniałe pan zrobił, zdjęcia, wspaniałe, ale skąd takie dziwne światło w tym lesie. Skąd takie światło? Skąd ono się bierze w tym lesie to światło? I wtedy operator bez namysłu odparł – Ono bierze się z tego samego miejsca co muzyka.
Dobrego dnia.
Dziś 150 Biała bluzka w Och-Teatrze. Jestem dumna. Pozdrawiam muzyków, którzy grają ze mną. Kłaniam się Wam Panowie głęboko.
Zastanawiam się ilu ludzi dziś wstając pomyślało – skończyło się kolejne lato.
Tekli i Bogusława - wszystkiego dobrego
Dziś urodziny Janusza Gajosa.
Janusz, składam Ci i ja i pewnie wszyscy Internauci najlepsze, najserdeczniejsze życzenia urodzinowe. Wszystkiego, wszystkiego dobrego.
Napisałam kiedyś taki felieton, jeszcze raz Cię za tę całą sytuację przepraszam..:
„Nic na to nie poradzę, stał się dużą częścią mojego życia, spędzam z nim wiele czasu, gramy razem, jeździmy razem, są tygodnie w czasie których prawie w ogóle się nie rozstajemy. Jest skromnym, ciepłym, pracowitym człowiekiem. Bardzo go lubię i szanuję.
Nie cierpi, kiedy się do niego mówi, Janek, jeszcze bardziej Janek Kos. Nie lubi jak się wspomina rolę w „ Czterech pancernych” jako jego sztandarowe osiągnięcie zawodowe, nie dziwię się, a jednak…..
*
Jechałam niedawno nocą samochodem do domu, jak zwykle słuchałam radia i niespodziewanie wysłuchałam reportażu o psie Szariku. Bez namysłu wykręciłam telefon Janusza a że była głęboka noc nagrałam się na sekretarkę:
– Janusz!!! Wiesz, że Szarik stoi wypchany w gablocie szklanej, w muzeum w Modlinie?!!! Musieli go włożyć do gabloty, bo go głaskali zwiedzający i łysiał?!!!
Mniej więcej po miesiącu poskarżyłam się w jego obecności, że mam głupie telefony, powiedział, że on tez, że niedawno jakaś kretynka nagrała mu się nocą w sprawie Szarika….nie przyznałam się że to ja. Cud, że mnie nie poznał. Musiałam być bardzo przejęta i zmienił mi się głos.
*
Po jakimś czasie jechaliśmy razem samochodem, wieziono nas na występy gdzieś w Polsce. Rano , przed wyjazdem , zobaczyłam przypadkiem w telewizji fragment pierwszego odcinka „ Czterech pancernych”.
W samochodzie po długiej ciszy, nagle mi się zapytało:
– Janusz, a ty go znalazłeś w Rosji ?
– Kogo ?
– No Szarika ?
– Tak.
– A dlaczego ?
– Bo byłem w Rosji. Odczep się ode mnie.
– Nie, przepraszam, ale ja nigdy tego pierwszego nie widziałam i , dopiero dziś rano , kawałek, i tak mnie to zastanowiło….Taką szarą kuleczkę w śniegu….
– Odczep się.
– Ale , Janusz wyobrażasz sobie ile ty dzieci nauczyłeś kochać zwierzęta ? Pamiętasz jak go znalazłeś ? Jak go przytuliłeś ?
– Wysiadam z samochodu !
– Oj, przepraszam ! Przepraszam !
*
Spektakl w Opolu. Od dawna zamawiany wywiad. Czekają na nas kwiaty , podziękowania że się zgodziliśmy na to spotkanie. Janusz ma rozmawiać pierwszy , ja później jak zrobię charakteryzację, bo niedługo zaczynamy. Z mojej garderoby słyszę jakiś niepokój na korytarzu, jakieś nieporozumienie . Wychylam się, zaglądam. Janusz zdenerwowany. Dziennikarz czerwony, nic nie rozumie. Proponuję mu żeby na rozmowę ze mną przyszedł już po spektaklu.
– Janusz nie denerwuj się . Zaraz wchodzimy na scenę. Uspokój się.
– Ty wiesz jakie on mi zadał pytanie ?! A tak długo rozkładał magnetofon, przygotowywał się. Kwiaty przysłał, dzwonił wcześniej cały miesiąc…
– No ale jakie było pytanie ?
– „Niech pan powie, ale tak z ręką na sercu, kogo pan wolał Lidkę czy Marusię?”
– Powinien powiedzieć, którą pan wolał, a nie kogo, bo tak jest niepoprawnie….
i uciekłam do siebie żeby nie zobaczył jak się zwijam ze śmiechu.
*
Wychodzimy z restauracji po wspólnej kolacji. Janusz z żoną, ja i moi synowie. Żegnamy się . Moi synowie osiem, dziesięć lat, dobrze ich znają, jeździmy razem na wakacje, całują się na pożegnanie. I nagle cos mi odbija:
– Chłopcy , czy wy wiecie że to jest Janek Kos, z „ Czterech pancernych „ ?
Dzieci spojrzały na mnie jak na wariatkę.
– Przestań! Nie wygłupiaj się mamo !
Spojrzeli z niedowierzaniem na Janusza.
– Naprawdę , to ty Janusz?
– Tak.
Janusz tak to jest. Mów co chcesz. Wszystko wiem. Rozumiem twój ból, ale nic się nie da zrobić. Co więcej, nie możesz na to poradzisz. Wszyscy wiemy że zagrałeś piękne, ważne role , w słusznych sprawach, ale ten film i ta rola to fenomen socjologiczny. A historie o kręceniu tego filmu, o tym co się działo dookoła, opowieści , które czasem można z ciebie wyciągnąć, są nieprawdopodobne. Ta, jak wymyślono że macie przejechać w mundurach, czołgiem przez Piotrkowską w Łodzi, w celu spektakularnego spotkania z publicznością i w rezultacie uciekaliście piwnicami przed oszalałym tłumem. Albo ta jak wieźliście czołgiem „ Rudy „ grudkę ziemi przez cała Polskę, z miasta do miasta, do Związku Radzieckiego. To wszystko jest warte książki. I nie denerwuj się. A popularność jaką wtedy miałeś, mieliście wszyscy, nie da się dziś porównać z niczym i z nikim. Powinniście kiedyś to wszystko opowiedzieć póki jeszcze jesteście. A pamiętasz tę panią ? – O! Janek Kos! E, ale wolałam pana blondynem !
przepraszam Cię, Kryśka.”
Sieradz 15. 11. 99
Justyna i Franciszki - wszystkiego dobrego
Tyle się dzieje, że muszę notować kolejne wydarzenia drukowanymi literami, żeby być tam gdzie trzeba, o tej godzinie o której trzeba i robić co trzeba… i tak…
19 września – Moja mama Janis monodram muzyczny Jolanty Litwin Sarzyńskiej w Teatrze Polonia
20 września – premiera sztuki Szymona Turkiewicza Stosunki prawne w Och-Cafe-Teatrze
25 września – 150 przedstawienie Biała Bluzka w Och-Teatrze
30 września – Jubileusz Joanny Kulmowej w Teatrze Polonia
7 października – 200 spektakl Boska! W Teatrze Polonia
18 października – premiera opery Straszny Dwór Stanisława Moniuszko w Operze Łódzkiej z okazji jej 60 -lecia.
29 października – 9 rocznica powstania Teatru Polonia
A jutro czyli 18- ego jestem w Szczawnie na „moim” festiwalu, który zaczynam wieczorem, spektaklem Shirley Valentine…ale… w głowie, dzień i noc huczy Straszny dwór, budzę się w nocy śpiewają, rano śpiewają, w ciągu dnia śpiewają, zamykam oczy śpiewają, jadę każdego dnia rano do Łodzi dalej w głowie śpiewają, jadę windą śpiewają, wracam z Łodzi śpiewają… tak może mi może zostanie już na zawsze? Nie jest to niemiłe… właściwie nie chciałabym się z tym rozstawać.
Cypriana i Bernarda - wszystkiego dobrego
Udałam się na grzyby i oto kolekcja muchomorów jaką zebrałam, na szczęście tylko w pamięci telefonu. Żadnych innych grzybów nie widziałam a może zbyt boję się otruć i już wszystkie wydają mi się podejrzane. Za chwilę zjem jednak dwie znalezione – moim zdaniem – kanie, a gdybym się nie odzywała to znaczy że nie żyję. Co prawda mama proponuje że ona spróbuje ich pierwsza, bo ma już 86 lat i jej mniej zależy a – ty masz zobowiązania – jak to nazwala, ale na Jej ofiarę nie pozwoliłam. Gdybym umarła, moja córka Marysia przejmie wszelkie zobowiązania i obowiązki, przygotowuję Ją do tego od jakiegoś czasu. Nie wiem czy jest już gotowa, ale w razie czego, musi sobie poradzić. Poza tym reszta ludzi w Fundacji też wie co robić. Trzymajcie się, dziękuję za wszystko. Idę jeść. A i jeszcze jedno, nie mam do nikogo o nic pretensji, niczego nie żałuję a sama wszystko wybaczam, wszystkim oprócz trzech osób.
PS. Gdyby co…” Straszny dwór” niech skończy Emil Wesołowski. ” Upadłe anioły”- wszystko omówione, scenografia , kostiumy, światło, majstrowie zaangażowani, aktorzy tacy że poradzą sobie beze mnie. Plany repertuarowe na trzy lata zrobione, trzeba tylko na to zarobić.
Cypriana i Bernarda - wszystkiego dobrego
Marii i Gwidona - wszystkiego dobrego
Ze zdumieniem przeczytałam te słowa Meryl Streep. Jakby i z mojej głowy wyjęte. Lepiej bym tego nie ujęła.
“Nie mam już cierpliwości do pewnych rzeczy, nie dlatego, że stałam się arogancka, ale po prostu dlatego, że osiągnęłam taki punkt w moim życiu, gdzie nie chcę tracić więcej czasu na to, co mnie boli lub mnie nie zadowala. Nie mam cierpliwości do cynizmu, nadmiernego krytycyzmu i wymagań każdej natury.
Straciłam wolę do zadowalania tych, którzy mnie nie lubią, do kochania tych, którzy mnie nie kochają i uśmiechania się do tych, którzy nie chcą uśmiechnąć się do mnie. Już nie spędzę ani minuty na tych, którzy chcą manipulować.Postanowiłam już nie współistnieć z udawaniem,hipokryzją, nieuczciwością i bałwochwalstwem.Nie toleruję selektywnej erudycji, ani arogancji akademickiej.
Nie pasuję do plotkowania. Nienawidzę konfliktów i porównań. Wierzę, że w świat przeciwieństw i dlatego unikam ludzi o sztywnych i nieelastycznych osobowościach. W przyjaźni nie lubię braku lojalności i zdrady. Nie rozumiem także tych, którzy nie wiedzą jak chwalić lub choćby dać słowo zachęty. Mam trudności z zaakceptowaniem tych, którzy nie lubią zwierząt. A na domiar wszystkiego nie mam cierpliwości do wszystkich, którzy nie zasługują na moją cierpliwość.“ Meryl Streep
Dobrego dnia.
Jacka i Piotra - wszystkiego dobrego
Bądźmy ludźmi.
Piotra i Mikołaja - wszystkiego dobrego
W weekend zajrzałam do świata kultury i… przeciwko temu protestuję! Protestuję! Protestuję!
Monika Strzępka 31 sierpnia
BARBARO.ZET!!! TY PIZDO NIEMYTO!!!!WYPIERDALAJ!!!! ZE SWOIM MĘŻEM, KTÓREGO NAZWISKA JUZ NIE PAMIĘTAM – DO BRUKSELI!!!!!
Zdrojewska była osobą, której najbardziej zależało na tym, żeby wypierdolić Mieszkowskiego. Pytanie, czym on jej się tak bardzo naraził? jakie koalicje ona zrobiła? O co chodzi? Bo wcześniej go broniła, mimo, że jej śmierdział poprutymi dżinsami? mam dość śmierdzącej urzędniczej gnojówki. mam dość myślenia, że jednak warto rozmawiać. mam dość opowieści, że Barbara Zdrojewska jest zbulwersowana podartymi dżinsami dyrektora Mieszkowskiego, bo jednak w dżinsach na premierach to naprawdę nie wypada. I naprawdę o nic więcej nie chodzi, no może o to, że jest jakiś dupek, któremu trzeba zapewnić stanowisko dyrektorskie. Mam dość opowieści o gnoj Stryjeńskim, którego Mieszkowski zwolnił z funkcji swojego zastępcy, bo koleś jest jebanym homofobem, antysemitą i gnojem, który uważał, że aktorki są od tego, żeby dawać mu dupy. Gnój Stryjeński oddelegowany przez Urząd Marszałkowski do Teatru Polskiego był po to, żeby zrobić audyt i uzdrowić finanse teatru. Po roku przebywania w teatrze okazało się, że jedyne „uzdrawiające” patenty to: 1. nie grać przedstawień, 2. nie produkować przedstawień. dzisiaj ten skurwiel jest jednym z kandydatów na dyrektora teatru. z taką propozycją wyszła zakładowa Solidarność plus jeden aktor, który na scenie nie postawił stopy od lat ośmiu. Teatr jest niedofinansowany – o czym Mieszkowski trąbi od początku swojej dyrekcji, chodzi o 3 mln. Czym są te 3 mln przy 66 mln. wydanych na portal o Wrocławiu, który zresztą okazało się nie sprawdził się, nie zadziałał i trzeba było wywalić kolejne 33 mln. 99 mln na portal INFORMUJĄCY o tym co się dzieje w mieście. ale o czym ten portal będzie informował, jeżeli nie będzie Teatru Polskiego? Bo nie będzie. Bo władze nie mają żadnego pomysłu na ten teatr. co więcej, wydaje mi się, że urzednicy nie mają pojęcia co to kultura. Myli im się to z prawidłowym używaniem noża i widelca. Brednie o tym, że zaraz wyłączą prąd w teatrze, że PKP wypowiada dzierżawę Swiebodzkiego – są dowodem, w jakim charakterze występują media. Jak działają media we Wrocławiu. Mieszkałam tam przez parę lat. jakoś nieodpowiedzialnie kupiliśmy tam z Pawłem mieszkanie. W super okolicy, szczęśliwi, że nie mieszkamy w stolicy Polski, pamietam, z jakim zapamiętaniem krzyczałam na rozdaniu Warszawskich Wdech, których byliśmy laureatami: Cała Polska w cieniu Śląska!!. Dzisiaj już byśmy tak nie krzyczeli. O tym, czym jest ESK nie będe tu pisała, bo to jest opowieść na inny tekst, wiem jedno: Wrocław jest najbardziej obsraną stolicą niewiadomoczego, a my tam mamy mieszkanie na sprzedaż, bądź na wynajem, pewnie będzie dużo osób, które będą chciały wynająć (bądź kupić) mieszkanie, bo ESK, zapraszamy. 513163438 – to mój nr telefonu – odzywajcie się – my się z tego grajdoła właśnie wyprowadziliśmy…..https://www.facebook.com/monika.strzepka.5
I przeciwko temu też protestuję! Albo nie zapraszać, albo nie przeceniać, bo On na to nie zasługuje. A jak ktoś chce zarobić niech sprzedaje marchewkę.
Warszawa. Zjedz kolację z Alem Pacino
MWProductions ma specjalną ofertę na wieczór z Alem Pacino w dniu 22 września o godzinie 19.30 w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej:
50 % zniżki na bilety na to wydarzenie.
Normalna cena biletów premium to 2500 i 2000 złotych na parterze oraz w amfiteatrze, oraz 1500 złotych na pierwszym balkonie a także pozostałe miejsca w cenie 1000 i 500 złotych.
Dla Państwa to odpowiednio 1250, 1000 oraz 750, 500 i 250 złotych za bilet.
Dodatkowo proponujemy zakup pakietu – kolacja z Alem Pacino w cenie 5.000 + 23 % VAT (6150 brutto) od osoby oferujemy : bilet premium na parterze od 1 do 4 rzędu przed sceną, kolacja z Alem Pacino – limitowana ilość osób – Hotel Bristol, Restauracja Malinowa o godz. 22.00 w dniu 22.09, która potrwa ok 90 minut.
Możliwość wspólnego zdjęcia, autografy, kolacja, open bar alkoholowy oraz limuzyna .
W stosunku do ceny rynkowej oszczędzacie Państwo 2500 złotych, gdyż w pakiecie dla Państwa jest dodatkowo bilet premium, którego nie ma w regularnej ofercie dla innych widzów i powyższa oferta kosztuje normalnie 8650 złotych brutto.
Co to za Świat? Co to za ludzie?
Dobrego dnia.
Beaty i Eugeniusza - wszystkiego dobrego
Jurek Radziwiłowicz w poniedziałek ma urodziny. Jak co roku spotkamy się z tej okazji. Jak co roku. Uświadomiło mi to, że jest taka grupa kolegów, z którymi stale nie tracę kontaktu, wiecznie się spotykamy i myślimy o sobie. Kiedyś z jakiś okazji napisałam felieton o kilku moich kolegach, ale jest ich więcej.
Oprócz Jurka Radziwiłowicza, Piotra Machalicy, Janusza Gajosa, Jurka Stuhra, Daniela Olbrychskiego, Janka Frycza z którymi grywałam najczęściej, są też Jurek Trela, Jan Peszek, Janek Englert, Wiktor Zborowski, Marian Opania, Wojtek Malajkat, Andrzej Seweryn, Krzysio Globisz, Czarek Żak, Zbyszek Zamachowski, Artur Barciś, Sławek Orzechowski, którzy grywają w naszej fundacji, jest także Marek Kondrat, Jurek Zelnik, Olgierd Łukaszewicz , Boguś Linda, Mariusz Benoit, Władysław Kowalski, Piotr Fronczewski i wielu innych z którymi jestem jakby duchowo, pokoleniowo, zawodowo razem, choć nie na co dzień. To dominujące uczucie, pewna wspólnota. Po prostu grałam z Nimi i to łączy cokolwiek by o tym nie mówić, na całe życie. Jeden z moich mężów ekranowych, już nie żyje, Krzysio Kolberger, bo z dwoma aktorami wzięłam na ekranie ślub, Krzysztofem i właśnie Jurkiem Radziwiłowiczem. Z Krzysztofem w „Modrzejewskiej” z Jurkiem w „Człowieku z żelaza” . Poza tym ślubów kościelnych nie miałam, także w życiu prywatnym, z różnych powodów zresztą.
Moi Panowie, uwielbiam Was, mogłabym o każdym z Was pisać i mówić długo. Czuję się Wam przynależna i Wam lojalna. Wszystkiego najlepszego z okazji wszelkich i urodzinowych i imieninowych okazji, także z okazji Waszych sukcesów i wszelkich chwał. A w dniach gorszych dzwońcie, jestem zawsze do dyspozycji. No i znajdziecie zrozumienie, a to niebagatelne.
Stefana i Juliana - wszystkiego dobrego
Koniec lata! Koniec lata za nami. Wczoraj odbył się ostatni spektakl plenerowy naszej Fundacji. W Och-Teatrze tradycyjnie już, ostatniego dnia września, jak co roku odbył się koncert i dancing – Pożegnanie lata. Dzieci poszły do szkoły, a w teatrach zapanowały pustki. Graliśmy Medeę , Danutę W., Szymona Majewskiego przy 60-70-80 osobach na widowni. Zaczyna się czarny początek września. I tak jest też co roku. Trzeba to przetrwać. Ludzie kupują tornistry, książki , wyprawki do szkoły i zajmują się też dziećmi intensywniej przed nowym rokiem szkolnym. Wydali pieniądze na wakacje a teraz jeszcze takie wydatki, nie bagatelne jak trąbią media, Polacy podobno biorą pożyczki żeby wyprawić dzieciaki do szkół. U nas w kasach w związku z tym akcje ze zniżkami cen biletów, bilety na koniec wakacji, bilety – dwa za jeden, bilety na koniec lata itd… Na szczęście wakacje mieliśmy dobre. Więcej publiczności niż w zeszłym roku, mimo że proponowaliśmy trudniejszy repertuar. Nasze spektakle plenerowe obejrzała rekordowa ilość widzów, szacujemy że każdego dnia przybywało 300, 400 nawet 500 osób. No ale to już ósmy rok, mamy 9 mocnych tytułów, w tym 4 dla dzieci. Zagraliśmy tego prawie 60 spektakli w plenerze. Ilość publiczności świadczy niestety także o zubożeniu ludzi i niebagatelne jest to że to teatr za darmo. Widać to było także w Muzeum Powstania, bilety po 14 złotych , tłumy, mogliśmy grać wiele, wiele razy, co dla Muzeum byłoby zbyt kłopotliwe. Teraz ludzie szukają tego spektaklu w naszych teatrach, pytają w kasach, ale dla nas byłby on zbyt kosztowny w eksploatacji.
No nic. Życie trwa dalej, także jesienią. We wrześniu kolejna premiera w Och-Cafe-Teatrze , „ Stosunki prawne” o ludziach którzy postanowili zapisać uczucia i obowiązki małżeńskie w kontrakcie prawnym, rzecz wydaje się bardzo na czasie. W Teatrze Polonia wczoraj pierwsza próba Borysa Lankosza „ Kolacja kanibali” , premiera planowana jest w połowie listopada. Ja codziennie jeżdżę do Łodzi na próby „Strasznego dworu” do opery. A ludzie chcą kupować na to bilety u nas w kasach naszych teatrów. Wszystko im się trochę myli. Jakiś pijany, przyszedł na „ Flamenco namiętnie” pod Och-Teatr i z butelką rzucał się na obsługę bo chciał piosenek z powstania, w jego głowie jak wynikało z krzyków, błądziły jakieś echa wiadomości o „Pamiętniku z powstania warszawskiego” Białoszewskiego, mojego przedstawienia z Muzeum, z początku sierpnia. Trafili się także tacy, co chcieli zaśpiewać w karaoke z Magdą Umer, a wieczory „Karaoke w teatrze” przestaliśmy grać pięć lat temu. Co jakiś czas ktoś chce kupić bilety na „ Kobietę zawiedzioną” lub „ Callas”, nawet na „ Małą Steinberg”. Zaczęłam się zastanawiać jak się skuteczniej, bardziej klarownie, przebijać się z wiadomościami do ludzi, w panującym gąszczu informacyjnym. Uświadamiam sobie coraz wyraźniej jak ważna jest identyfikacja z miejscem, działalnością, nazwą. Jak ważne są loga, styl graficzny, plakaty ujednolicone w stylistyce, proste kojarzenie, nie mieszanie ludziom w głowach.
No nic…rozterki na początek jesieni teatralnej, zdominowały nawet niepokoje ogólniejsze, ukraińsko-polsko-rosyjsko- bliskowschodnio-europejskie. Ta wojna tuż obok, groźby użycia broni nuklearnej i oczy Wladimira nie patrzące w kamerę nawiedzają sny, straszą „podprogowo”. Od jakiegoś czasu kiedy wchodzę do naszych teatrów mówię niezmiennie, niby żartem – Gdyby wojna, to GRAMY! , żeby nie było wątpliwości. Zdecydujemy tylko które spektakle jeżdżą na front!
Dobrego dnia. Dobrego tygodnia. Dobrego życia. Dobrej, mądrej szkoły.
PS. 12 września w Och-Teatrze pożegnanie z „Miss HIV”, legendarnym spektaklem Maćka Kowalewskiego, powstałym jeszcze w Le Madame.
Augustyna i Patrycji - wszystkiego dobrego
Nie żyje Sława! Sławka Kwaśniewska! Cóż to była za aktorka! Co to była za człowiek! Co to była za kobieta! Uniwersum i skromność posunięta do przesady. Poczucie humoru, legendarne. Spotkałam się z Nią dwa razy w pracy, dwa razy grała w filmach moją matkę w „ Kuchni polskiej” Jacka Bromskiego i „ W zawieszeniu” Waldemara Krzystka. Każdego dnia biegłam na plan kiedy grała , kiedy przyjeżdżała grać z Poznania, na skrzydłach. Gadanie, opowiadanie, śmianie się, radość i grania i życia. Otwartość, bezceremonialność , energia, jasność. Podobno na chwilę przed śmiercią, na słowa – Sława , trzymaj się – odparła – No muszę się trzymać! Przecież nie mogę się puszczać!
Tony ról. I filmowych i teatralnych przede wszystkim i…. opowieści, opowieści. Ja pamiętam przede wszystkim te o wychowywanym wnuczku. Zabawne do łez. Boska! Jadła życie łyżkami a jednocześnie nieśmiało i cicho żyła.
Sława!!! Widzę Cię, jak stoisz w nieodłącznym turbanie na głowie, z papieroskiem w ręku, w korytarzu Teatru Nowego w Poznaniu, i mówisz na mój widok:- O! Córeczka przyjechała, będzie się działo!
Cezarego i Tymoteusza - wszystkiego dobrego
Najpierw w sklepie przede mną płacił pan lub pani z doklejonymi paznokciami i rzęsami. Potem szło dwóch młodych mężczyzn, obaj ufarbowani jeden na czerwono, drugi na żółto. Następnie zadzwonił telefon: – Prosimy wziąć udział w sondażu społecznym. Jeśli jesteś kobietą wybierz 1 , jeśli mężczyzną , wybierz 2. Wcisnęłam 1. – Gratulujemy. Dziękujemy za poświęcenie nam czasu. I się rozłączyło . I to wszystko w ciągu 15 minut. Potem weszłam do teatru, gdzie nikt nic nie udawał.
Próba „Strasznego dworu”, opera łódzka. Zdjęcia autorstwa Joanny Miklaszewskiej.
Bernarda i Sobiesława - wszystkiego dobrego
Najbliższa rodzina papieża zginęła w wypadku samochodowym, w tym dwoje dzieci. Jeden z najbogatszych ludzi na świecie, zmarł w wieku 62 lat na raka, w jednym ze szpitali londyńskich. W sprawach ostatecznych nie ma uprzywilejowanych. Martwmy się o siebie sami, nie liczmy na nic. Ludowe mądrości przychodzą do głowy każdego dnia.
Moja ulubiona gosposia Honorata, która zajmowałam się 12 lat naszą rodziną , kiedy byłam młoda, byłą mistrzynią zbawiennych sformułowań. Kiedy miałam na coś ochotę a było to według mnie zbyt drogie, było według mnie zbyt dużym kaprysem, fanaberią, czy żałowałam że sobie na coś pozwoliłam na co nie powinnam była – mówiła niezmiennie:- „Babo, kup se, nie żałuj! Majątku do grobu nie zabierzesz.” Albo:-„Nie żałuj se, używaj, nie wiesz babo czy jutro jeszcze będziesz żyła. Niezbadane są wyroki boskie! Nie żałuj niczego. ” Na szczęście mówiła tak do młodej matki, młodej osoby acz odpowiedzialnej, rozsądnej i oceniającej i siebie i swoje zachcianki dość surowo. I co więcej , życie minęło , Honoraty nie ma a ja dalej lubię i robię sobie rozmaite ograniczenia. Tak jest lepiej.
Zaczęłam próby w Operze łódzkiej. „ Straszny dwór”. Premiera 17 października z okazji 60–lecia opery. Jeżdżę codziennie do Łodzi. Wracam na spektakle. To będą ekscytujące miesiące. Dużo pracy. Ale za to jak interesującej!
Heleny i Bronisławy - wszystkiego dobrego
Z tą książką spędziłam uśmiechniętą acz zimną soboto-niedzielę na wsi. Książki autorki, pamiętniki Adriana Mola, były silnym elementem edukacyjnym czy raczej wychowawczym moich synów, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Teraz ta książka, jako ostatnia i autorka umarła. Znowu to samo zakończenie życia, staje się to już obsesyjne i męczące. Ilu ludzi z którymi cokolwiek mnie łączyło umarło w tym tygodniu?
Dobrego tygodnia.
PS. W ramach obsesji zamówiłam perfumy Carven Ma Griffee których używała Halina Poświatowska.
Heleny i Bronisławy - wszystkiego dobrego
Z tą książką spędziłam uśmiechnięta zimną soboto-niedzielę na wsi. Książki autorki, pamiętniki Adriana Mola, były silnym elementem edukacyjnym czy raczej wychowawczym moich synów, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Teraz ta książka, jako ostatnia i autorka umarła. Znowu to samo zakończenie życia, staje się to już obsesyjne i męczące. Ilu ludzi z którymi cokolwiek mnie łączyło umarło w tym tygodniu?
Dobrego tygodnia.
Romana i Romualda - wszystkiego dobrego
16 lat temu, przeczytałam w gazecie ogłoszenie…koty syjamskie sprzedam. Przypomniałam sobie kota , który był lata w naszej rodzinie, kiedy byłam mała. Jadę , pomyślałam. Weszłam do jakiegoś mieszkania na Ursynowie , po pokoju chodziło kilka kotów i siedział jeden, zezowaty, chudy, niechętny, zamyślony. Oczywiście wyszłam z tym kotem. Zez to częste w tej rasie, usłyszałam, było mi wszystko jedno zapłaciłam i wyszłam. Był piękny, tylko te oczy. Mąż i moi rodzice przyjęli go nieprzychylnie, dzieci były zachwycone. 16 lat był z nami. Nigdy nie wiedzieliśmy jak ma na imię , bo każdy upierał się że inaczej, Napoleon, Przemek, Napek, Szary, Bury, Beżowy, Zezowaty, Snuj, Smutny, Stylowy….chodził swoimi drogami, był osobny, delikatny, powolny, wszystko robił z namysłem, a kiedy ktoś się do niego zwracał stawał przypatrywał się tymi zezowatymi oczami i słuchał, uważnie słuchał, potem przetwarzał w swojej pięknej stylowej główce i powoli obojętny odchodził. Jadł specjalny pokarm dla kotów syjamskich, bo ta rasa ma coś innego z językiem i pokarm musi mieć specjalny kształt, lubił surowe mięso i przed każdym przygotowywaniem obiady wyrastał spod ziemi. Lata całe nie wydawał z siebie żadnego dźwięku , przez ostatni rok , na starość, nocami błąkał się po domu i krzyczał jak dziecko. Od kilku miesięcy był całkowicie niewidomy, chodził w kółko, nie wiedział gdzie iść, wchodził wciąż miedzy drzwi i ściany i nie rozumiał że tam nie ma wyjścia, po jakimś czasie trzeba go było wziąć na ręce i postawić w innym miejscu. Nosiliśmy go po domu, kładliśmy na jego posłaniach, ale już nie chciał leżeć, siedzieć, stać, musiał chodzić i czegoś szukać niespokojnie. Krążył, obijał się o ściany, nogi od mebli, wylewał wodę z misek, mam zaczęła nosić długie spódnice, bo wtedy one były jego drogowskazem, za nimi szedł. Nie sypiał, nie jadł, płakał. Wczoraj odszedł. Pochowaliśmy go w ogrodzie na naszym zwierzęcym przydomowym cmentarzyku. Dziwnie nam cicho. Nie ma już niespokojnego ducha tego domu, nocą nikt nie płacze, nie skarży się, nie rozpacza, nie zjawia się nagle i nie stoi nie wiedząc co ze sobą zrobić. Smutno. 16 lat to kawał życia. Wspólnego życia, pozornie tylko osobnego. Smutno. Został drugi kot, równie wiekowy, 16 latek, w lepszej kondycji bo nie rasowy, kot kundel. Śpi całymi dniami. Nie zauważył że Snuja nie ma, albo udaje że nie zauważył. Też już ze starości jest obojętny na wszystko. Kot WszystkoMuJedno, byle go nie budzić. Nie budzimy. Kiedy podchodzę i go głaszczę , nawet już nie podnosi głowy, wydaje tylko z wewnątrz starego, uśpionego ciała pomruk. Smutno.
Sławy i Jakuba - wszystkiego dobrego
Koniec projektu „ Pamiętnik z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego dla Muzeum Powstania. Wczoraj ostatni spektakl. Teraz jeszcze nagranie płyty i już…. jakby napisał Białoszewski. To był dla nas czas „wyjątkowy” , stan „wyjątkowy”, będziemy tęsknić do stanu robienia czegoś „ważniejszego” …
Przygotowuję jesień w Fundacji. Gramy codziennie, ludzie wyjeżdżają na wakacje rotacyjnie. Za chwilę zaczynamy grać także przed Och-Teatrem na Grójeckiej 65. A jesień, jak zwykle u nas będzie intensywna. A wiosna jeszcze intensywniejsza według planów.
Siedzę w biurze , „dyrektoruję”, artyści, błąkający się artyści, niezależni producenci spektakli których nie mają gdzie grać, ludzie z wizjami nowych projektów, dramaturdzy, scenografowie, dużo poczatkującej młodzieży. Nasze teczki pękają od złożonych CV. Narobiło się szkół aktorskich, prywatnych , kursów, także dramatopisarstwa i przybywa spragnionych „próby”. A my chyba nie jesteśmy najlepszym adresem , bo na ryzyko na nie bardzo stać, a i tak ilość debiutów w naszej Fundacji jest imponująca. Nie mniej staram się rozmawiać ze wszystkimi a w każdym razie przejrzeć projekty. Jakoś wszystko to napawa mnie smutkiem i bezradnością. Przychodzą szefowie fundacji, zajmujący się pomocą wszelką , chcą z nami współpracować, lub choćby zdobyć pulę biletów dla podopiecznych, przychodzą zapomniani nestorzy, marzą o jubileuszach, o zorganizowaniu ich na naszych scenach, pod naszym „parasolem”. Bardzo nam miło, ale pytam , dlaczego nie teatry państwowe? Nie ZASP? Wszyscy chórem odpowiadają że nikt z nimi nie chce rozmawiać, ani się spotkać , tak mówią wszyscy od młodych do starszych „zasłużonych”. I co to robić?
Do tego aktorki porzucone przez mężów, płaczące, aktorzy porzuceni przez żony, smutni. Zaczyna się nowy sezon, wszyscy albo chcą się jakoś „umościć” albo zrealizować wizje. I miłe to i powodujące bezradność. Jakoś nie umiem się odnaleźć w tym „dyrektorowaniu”, od tej strony.
A oto jeden z wielu, wielu listów…
Dobry wieczór Pani,
nazywam się ………., mija piąty rok od zakończenia moich studiów w Akademii Teatralnej. Przyznam szczerze, że od tamtej pory niczego szczególnego nie udało mi się osiągnąć w kwestii zawodowej. Oczywiście jestem wdzięczny za wszelkie doświadczenia które mnie napotykały i napotykają. Nie mniej jednak zdarzają się one sporadycznie i nie zaspokajają mnie w podstawowym stopniu. W związku z tym postanowiłem stworzyć coś sam, skrzyknąć ludzi, przedstawić im materiał i zachęcić do zrealizowania go za darmo. Tak powstał spektakl …….. Próby trwały ok. 5 miesięcy od rana do wieczora. Poczułem wtedy wielką ulgę, że oto ja szarak po szkole teatralnej w końcu robię materiał, na którym mi zależy, z zaufanymi ludźmi. Nie dostaję za to pieniędzy i mimo wszystko czuję się wspaniale, spełniam marzenie, rozwijam się, a wszystkie trudności, było ich nie mało, stanowią dla mnie motywację do dalszego działania.
Kiedy projekt zostaje ukończony okazuje się, że poza nim nie mamy ani pieniędzy, ani miejsca do grania. W tym momencie zaczyna się gehenna. Spektakl cały czas wisi nade mną, śni mi się po nocach, czas wydłuża mi się w nieskończoność. Spotykam się z różnymi ludźmi i wszędzie napotykam opór. Każdy mówi:” proszę mi to pokazać, ale nie u mnie w teatrze. „Albo: „Ile to kosztuje?” Mówię ile, i mam przekonanie, że nawet gdybym powiedział: „symboliczną złotówkę” to dostanę odpowiedz: Nie stać mnie! Przykro mi… ()
Niestety w tym martwym punkcie trwam do dziś. Nawet nie wiem czy rzecz, której poświęciliśmy tyle czasu jest dobra. A całą sytuację utrudnia mój upór i determinacja. Dziwne poczucie, ze czegoś nie zamknąłem. Dodatkowo przestaję wierzyć w coś takiego jak „sztuka”. Bo przecież nie pieniądze decydują o jej powodzeniu, tylko jakość. Przynajmniej tak powinno być. Tak mnie uczono. Nie można ocenić poziomu, treści i estetyki przedstawienia po kosztach jego wyprodukowania! Być może to co piszę jest górnolotne, ale mam nadzieję, że prawdziwe. Według mnie wszystko zależy od dobrej woli, chęci podania młodym artystom pomocnej dłoni, szansy. Każdy twórca, który dzisiaj gra, reżyseruje, buduje scenografię, pisze muzykę etc. musi ją otrzymać i zastanawiam się dlaczego to nie możemy być my? To tak niewiele kosztuje. ()
W załączniku wysyłam materiały dotyczące naszego projektu, scenariusz, kilka zdjęć z prób oraz fragment muzyki skomponowanej specjalnie do naszego spektaklu.
Proszę mi wybaczyć, że obarczyłem Panią moimi problemami, ale tylko człowiek człowiekowi może się zwierzyć. A ja właśnie do człowieka piszę. Mam nadzieję, że nie obraziłem Pani w najmniejszym stopniu, jeśli tak, to przepraszam, nie miałem takiego zamiaru.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za Pani pracę.
Dominika i Protazego - wszystkiego dobrego
Jesteśmy w połowie projektu ” Pamiętnik z powstania warszawskiego”. Gramy jeszcze tylko dwa razy i zaczęliśmy nagranie płyty. Za chwilę wszystko się skończy. To było, to jest dla mnie wszystko ważne.
Zdjęcia z premiery autorstwa Zbigniewa Furmana.
Piotra i Justyny - wszystkiego dobrego
Dziś o północy premiera w Muzeum Powstania Warszawskiego. Wczoraj ostatnia generalna już z publicznością. Gramy do 5 sierpnia, a potem cisza i koniec i już… używając figury stylistycznej Białoszewskiego. To była praca, przeżycie… znaczące, mam nadzieję, że nie tylko dla mnie.
Dla mnie dziś to ważny, trudny dzień. Ta premiera.
Pamiętajmy dziś wszyscy, żeby o 17:00, o godzinie „W”, zatrzymać się na chwilę, gdziekolwiek byście nie byli, cokolwiek byście nie robili.
W naszych teatrach spektakle, spektakle, praca, wyjazdy ze spektaklami w Polskę. Wystawianie na Palcu Konstytucji na ten rok zakończone, za chwilę zaczynamy cykl grania na Grójeckiej 65 przed Och-Teatrem.
Na koniec zamieszczam link do jednej ze stron, zamieszczających zasady bezpieczeństwa w trakcie burzy. Idą podobno burze. Jedną z głównych opowieści w naszej rodzinie, jest uderzenie pioruna w rodzinny dom. Była burza, wszyscy grali w karty na parterze, piorun wpadł przez komin, spalił całą instalację elektryczną i wypadł, ja podobno w wózku spałam na mansardzie, mama nie wiadomo dlaczego wsunęła wózek pod stół i tam, jak się okazało byłam najbezpieczniejsza. Kiedy do mnie dobiegli spałam spokojnie w kompletnie zrujnowanym dookoła pokoju. http://lowcyburz.pl/2012/03/09/zasady-bezpieczenstwa-podczas-burz/
Zamieszczam fragment adaptacji do naszego wieczoru w Muzeum…
1-go sierpnia 1944.
1-go sierpnia 1944.
1-go sierpnia było niesłonecznie.
Było mokro.
Było święto słoneczników.
Żółty kolor. W czerwonych tramwajach.
1-go sierpnia 1944 mama powiedziała że „trzeba iść po chleb.”
Mama powiedziała – „taki spokojny dzień.
Taki spokojny dzień.”
I wiadomość – Piąta godzina „W”,
godzina „W”,
godzina „W”
siedemnasta godzina W.
„Powstanie. Powstanie. Powstanie.”
To słowo.
To dziwne słowo. „Powstanie”.
„Padał deszcz.
Front rosyjski stał na Wiśle.”
Pierwszy powstaniec.
„Ja bym mu się oddała” – powiedziała Irena..
Na Mazowiecką wjechało 1000 naszych na koniach. Szeptano.
A czołgi były jak kamienice. Szeptano.
Na Ogrodowej zabili dwóch Niemców. Szeptano.
Ludzi było dużo- szeptano
Było zamieszanie-szeptano
Cały czas nie było spokoju.
Warszawa w dzień powstania. Serie strzałów. Bliższe, dalsze , po niebie.
Padał deszcz.
Powstanie.
Blokowi. Dyżurni. Kucie piwnic. Przekłuwanie podziemnych przejść.
Nocami. Całymi nocami.
Zebrania. Barykady. Na podwórkach narady
– Kto ? Co?
Powstańcy. Powstańcy. Powstańcy.
Samoloty. Karabiny.
Nadzieja na niemiecko – rosyjski front.
Huki. Bomby. Karabiny.
Ktoś ranny. Ktoś zabity.
Na rogu Chłodnej i Żelaznej (Blokowi,dyżurni, kucie piwnic.
z drugiego piętra szafy, krzesła, stoły i na barykadę. Przekłuwanie podziemnych przejść.
Wyrywane płyty z chodników. Bruk. Nocami całymi nocami.) 3X
Tramwajarze rozdawali łomy.
W deszczu.
Pochmurne dni z deszczem. Z bombami. Z pożarami.
ze zbieganiem na dół. Do piwnic. Do schronu.
Bo bomby. Bo Narady
Wywiesić flagę!
Zawiesić flagę!
Wywiesić flagę!
Baczność! Jeszcze Polska nie zginęła!
Jeszcze Polska nie zginęła… (śpiew)
Co nam obca przemoc wzięła
Niemcy strzelali we flagę. Szablą odbierzemy
Ulice w chmurach rudych i burych. Marsz, marsz Dąbrowski
Rudoszary pył na drzewach. Z ziemi włoskiej do Polski………
I deszcz.
Zmiana na niespokojnie.
Zmiana na coraz gorzej.
Barykady całe w ogniu.
Wszystko żywym płomieniem.
Pomidorowym. Święto pomidorów.
Pomidorowo zachodziło słońce.
Ceglanego pyłu na liściach na centymetr.
Głosy, Głosy. Szeptanie.
Ukraińcy idą od Woli i rżną. Szeptano. Głosy, Głosy. Szeptanie.
I palą. Na stosach. Szeptano. Głosy, Głosy. Szeptanie.
Jedna pani w jednej ręce cegłę na barykadę w drugiej torebkę.
Podcinanie drutów tramwajowych, żeby się czołgi zaplątały.
Podcinanie drutów tramwajowych, żeby się czołgi zaplątały.
Niemcy gnają ludzi przed czołgami!
Czołgi. Na powstańców. Czołgi
Matka w żałobie miała jasne włosy.
Matka w żałobie miała jasne włosy.
Krakowskie Przedmieście spalone.
Smutno.
Coraz smutniej.
Coraz gorzej i śmiech.
Papierosy. W takiej chwili. Zawstydzili się .
Papierosy? W takiej chwili. Wstyd.
Na taczkach trupy Niemców.
Rozebrani do połowy.
Wystające brzuchy z taczek.
Pochować i nie robić krzyża.
Pochować i nie robić krzyża.
Pochować i nie robić krzyża.
BAS.
Bomby! Trupy lecą w dół.
Pańska zbombardowana!
Prosta zbombardowana.
Żelazna. Tłok i uciekanie.
Harcerzyki rządkiem. W zielonych mundurkach. Z butelkami z benzyną. Cichutko.
Skąd się pani tu wzięła!!!
Ach, co to było…!!!! Co to było!!!
Trzymała za rękę małą dziewczynkę. Już nieżywą.
Trzymała za rękę nieżywą dziewczynkę i płakała.
Ach, co to było…!!!! Co to było!!! co to było…!!!! Co?
Na Żoliborzu.
Nic z kojenia.
Nic z ukojenia.
Nic ze spokoju.
SMYKI
Żydówka. Idzie, głowę krzywi i bokiem idzie.
Żelazna Brama. Ludzie klęczą.
Będą rozstrzeliwać. Szeptano.
Pogorszenie i piekło.
Na Górczewskiej, na Wolskiej, Na Bema, na Młynarskiej. Ludzie paleni na stosach. Szeptano.
RYTM
Ludzie. Z dachów, martwi, w dół.
I wydobywanie. – Najświętsze serce
I odsypywanie.. Jezusa
I gaszenie . zmiłuj się nad nami.
I nowe bomby. I krzyk.
Wycie samolotów i bomb.
– Najświętsze serce Jezusa…zmiłuj się nad nami…
I huk! I koniec!
Wszystko zmienione.
Wszystko posiwiałe, czarne, posypane.
Okna w drzazgach.
Piekło, bez ustanku.
I źle. I źle . I źle.
– Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
– Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
I śmiech.
I całowanie.
Tłumy. W popłochu.
Z pakami. Tobołami.
Do bramy.
Straszny krzyk.
– Niosą trupy!
– Trupy kładą!
Krzyk.
Czyj krzyk?
– Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
– Syna zabito! – Był na uniwersytecie!
– Krzyk.
– Syna zabito! – Syna zabito!
– Krzyk.
– Syna zabito w szkole na Lesznie!
– Krzyk.
W kącie dwie kobiety.
Jedna dzieci zostawiła na Pradze.
Druga stawiała karty.
Jak sowy siedziały.
Dzieci zabite wróżyła.
Dziś Przemienienie Pańskie.
Może Pan Bóg coś przemienia na lepsze.
– Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
I nagle krzyk-
Powstanie upadło!
– Mój Boże !
Nieprawda. Szeptano.
Mój Boże
Powstanie upadło?
Mój Boże
Zerwały się piwnice. Schody. Baby. Tłumy. Tyle wysiłku na marne!
Mój Boże!
Niemożliwe.
Mój Boże
Załamywali ręce.
Mój Boże.
To niemożliwe!Krzyczeli w podwórzach.
Rozpacz i krzyk.
Rozpacz i płacz.
Rozpacz i szept.
I nagle krzyk – Nieprawda!
Nieprawda! Nieprawda! Nieprawda!
Co za radość! A niedziela zaczęła się dopiero.