Uroczystość nadania przez Akademię Sztuk Teatralnych im. S. Wyspiańskiego w Krakowie tytułu Doktora Honoris Causa pani Krystynie Jandzie
30 września 2019 roku
Moje słowo:
Szanowni Państwo, Szanowni Zgromadzeni Goście, Drodzy Studenci, Przyjaciele.
Przyznanie mi tytułu Doktora Honoris Causa, przez Szanownych Państwa, Panią Rektor i Członków Senatu tej wspanialej uczelni, uczelni z wielkimi tradycjami, uczelni owianej legendą, jest wydarzeniem w moim życiu tak niezwykłym i niespodziewanym, że odbiera mi i mowę i spokój. Dlatego będę czytać.
Nigdy nie traktowałam siebie ani mojej pracy zbyt poważnie, a raczej nigdy nie brałam tego co robię, za pracę. Przez cale życie była to przyjemność i zabawa. Odpowiedzialność i często poświęcenie także, bo zawsze uważałam, że to zawód obarczony społecznymi obowiązkami i odpowiedzialnością, ale przede wszystkim, dla mnie, był to sposób na życie udane, pełne wrażeń, sensu i niespodzianek.
Każdy rodzaj twórczości, możliwość tworzenia, uważam za szczęście. A ostatnio ta możliwość jest dla mnie wielkim ratunkiem. Przez ostatnie lata, rozczarowań tym co się zdarza w sferze publicznej, często myślę i mówię, że – łatwiej tu teraz grać, niż żyć. Że ta praca, zawód, teatr, sztuka, publiczność, radość grania, reżyserowania i planowania nowych sezonów w teatrach naszej fundacji, ratuje mnie przed wielkim poczuciem straty, jakie ostatnio odczuwam. I wiem, że nie jestem w tym osamotniona, dzielę je z wielką częścią publiczności teatralnej.
Nigdy nie byłam na uroczystości związanej z nadaniem tytułu honoris causa, nie wiem jak i co, podejrzewam tylko, i co się mówi przy takiej okazji oprócz oczywistych podziękowań?Czy wolno o sobie i jak długo? Czy wykład? Ja nie jestem od wykładów i nie umiem usystematyzować myśli. Ośmielam się jednak twierdzić, że my artyści, mamy specjalne prawa, a ja nigdy nie byłam ani typowa ani poprawna ani „uczesana”, wiec wybaczcie ewentualne niezręczności. Zresztą przez 45 lat mojego zawodowego życia i obecności z życiu publicznym, nawygadywałam masę bzdur, nawyczyniałam szaleństw, zrobiłam wiele błędów, a mimo to spotkało mnie wiele uznania i czasem mam poczucie, aż nadmiar miłości ze strony publiczności. Może właśnie dlatego. Za niepoprawność. I niech już tak zostanie.
W moim życiu nigdy nie było wielkich planów, brałam to co życie przynosiło i starałam się to zamienić na kamienie szlachetne, a kilka razy mi się to nawet udało. Publiczność zawsze była moim najbliższym partnerem. To dla niej, o niej, wobec niej, z jej powodu wszystko co robiłam, a lata obserwacji,
nauczyły mnie też, że sztuka może zmieniać ludzi, życie, kraj, że ma znaczenie, a życie bez sztuki byłoby marne i głupsze.
Miałam szczęście, spotkałam wspaniałych reżyserów, scenografów, dyrektorów teatrów, pisarzy, poetów, autorów sztuk, tłumaczy, partnerów scenicznych, ludzi światłych i mądrych, uwielbiałam ich słuchać, uczyć się od nich i doceniać że mam szczęście z nimi obcować. I że żyję w czasach w których Oni wyznaczają normy, tematy i wagę spraw. Na czele tej listy znakomitości, umieściłabym pana Andrzeja Wajdę, który w pewnym sensie mnie stworzył. Miałam też, często niedoceniane szczęście, że nigdy z ekranu i sceny nie byłam zmuszona powiedzieć czegoś, co naruszało by moją godność osobistą, kobiecą czy zawodową. Także, co dla mnie ważne, godność obywatelską. A byłam przecież twarzą kina moralnego niepokoju.
Przeszłam przez życie jak przez bal, grając jakbym tańczyła, oddychając pełną piersią, nie przymuszana nigdy przez nikogo do niczego na co nie miałabym ochoty. A z drugiej strony, z mojego płaczu, śmiechu, krzyku, rozpaczy, łez, energii, którą wydobyłam z siebie na scenach i przed kamerą przez te wszystkie lata, można by uformować wielką chmurę. Mówiono o mnie, że jestem elektrownią atomową, ogrzewającą wiele serc. Jeśli to prawda, warto żyć. Gram prawie codziennie, od lat, publiczność jest mi ciągle najbliższa.
Wielokrotnie mówiłam beztrosko, że ten zawód to cud, że tego zawodu się nie da nauczyć, że można się nauczyć techniki, dykcji, ale nie serca i człowieczeństwa, które jest najważniejsze i dyktuje wszelkie interpretacje. Dziś po tylu latach wiem już też na pewno, że nie interesują mnie też żadne kombinacje, spekulacje, cwaniackie konstrukcje i socjotechniki w świecie sztuki. Interesuje mnie czysty ton, szlachetne intencje i głębokość i złożoność humanizmu. Kocham Człowieka i go nienawidzę, ale wydaje mi się że Go rozumiem. Gram, reżyseruję i układam repertuar, bo kocham i chciałabym żebyśmy byli lepsi, mądrzejsi, bliżsi sobie. To może naiwność i zbyt wielkie słowa, ale odważać się tak myśleć, wydaje się dziś ważne.
Świat się skomplikował, nie odróżnia się dobra od zła. Kłamstwa od prawdy, wartości od miałkości, sztuki od podróbki. Bałagan w gustach, stylach i estetyce, gąszcz cytatów, naśladowań, wszystko jest – jak coś, jak ktoś, wszystko już było. Miesza się wszystko ze wszystkim a kryteriów brak, autorytetów brak, doskonałości brak. Ideały pogardzone, wartości upadły, szlachetność wykpiona, klasyka ośmieszona. Ale to jest nasz czas. Nasza rola, po której ciągniemy swój pług.
Jestem rozpędzona, mam w tej chwili 10 ról w repertuarze teatralnym, za chwilę w nowym sezonie zrobię dwie nowe. Stworzyłam dwa teatry, których jestem opoką, ale gra w nich w tej chwili 400 aktorów z całej Polski. Gramy 900 razy do roku i uważam to za podstawową usługę dla społeczeństwa. Najważniejsze grać, pracować – to było zawsze moją dewizą.
Minęło, niepostrzeżenie 45 lat mojej pracy zawodowej, nie chciałam o tym mówić, nie chciałam jubileuszy, nagle ten honor od Państwa, honor nad
honory. Laudacje brzemienne słowami które mnie zawstydziły, pochwałami nie do uwierzenia. Przeczytałam w Wikipedii- tytuł Doktor honoris causa- to akademicki tytuł honorowy nadawany przez uczelnie osobom szczególnie zasłużonym dla nauki i kultury. Nie wymaga posiadania formalnego wykształcenia, ale nadawany jest zazwyczaj osobom o wysokim statusie społecznym lub naukowym.
Czy ja coś umiem? Zastanawiam się. Nie wiem. Jednego jestem po tych 45 latach pewna – umiem zagrać człowieka, opowiedzieć o człowieku, i być może z tego powodu zasługuję na honor , którymi mnie Państwo obdarzacie.
Moi Drodzy Państwo, składam Wam wszystkim najlepsze życzenia, wszystkiego dobrego w życiu zawodowym i osobistym, i serdecznie dziękuję.
Kiedy zabierałam się do pisania tego wystąpienia, przychodziły mi do głowy tylko śmieszne rzeczy. Kocham się śmiać i kpić z siebie. Kiedyś, kiedy budowaliśmy z mężem Teatr Polonia, 15 lat temu, stawiając wszystko na jedną kartę, po stworzeniu fundacji, kupnie budynku dawnego kina itd. itd., mieliśmy przeciwko sobie, a głównie ja, wielu ludzi, i w środowisku i dookoła, także wśród lokatorów Placu Konstytucji w Warszawie, gdzie powstawał teatr. Jak wiadomo jest to dzielnica wybudowana w latach stalinowskich i obsadzono tam w mieszkaniach funkcjonariuszy tamtego systemu, dziś to bardzo starsi ludzie, ale okazało się że krew w nich wrze jak dawnej. W jednej z utarczek podwórkowych, kiedy starszy pan nie chcąc wpuścić na podwórko naszej betoniarki, krzyczał do mnie na całą Warszawę- kim pani jest? Kim pani jest? W zakłopotaniu, nie wiedząc co odpowiedzieć, wiedząc, że moje nazwisko nic mu nie powie, krzyknęłam – ja jestem w encyklopedii!!!
Dziękuję Państwu, jestem w encyklopedii od dziś, dzięki Państwa uznaniu, dużo bardziej zasadnie.
A teraz do Was Drodzy studenci…
Przyszło Wam uczyć się tego zawodu i wchodzić w środowisko i świat sztuki, mediów i show biznesu, w czasach bardzo, bardzo trudnych. Z jednej strony jesteście obywatelami Europy, dziedzicami sztuki nie tylko polskiej ale także światowej, do której macie w tej chwili, wydaje się, dostęp nieograniczony. Wchodzicie w najwspanialszy świat sztuki, wyobraźni i najcudowniejszy z możliwych dialog z ludźmi. Pamiętajcie o uważności w waszych wyborach artystycznych. Pamiętajcie, że tak samo ważne jest to – jak się gra, z tym – co się gra, z kim i dla kogo i co z tego ma wynikać, jakie jest przesłanie. Sztuka dla sztuki, w tych czasach światowego zamętu, prawie nie istnieje. To wielkie nieszczęście dla artystów, ale moim zdaniem najwyższy czas to sobie uświadomić.
Zanim zostaniecie artystami, musicie sobie odpowiedzieć na podstawowe pytania, kim jesteście, co myślicie, jaki jest wasz światopogląd, co chcecie ludziom powiedzieć i gdzie jest granica kompromisu. Podpisujecie swoje role i dzieła. W tym świecie kłamstwa, czy bardziej elegancko acz pokrętnie to nazywając, świecie post prawdy, artyści mogą sobie pozwolić na prawdę i prawda to jest ich obowiązkiem. Przywilej interpretacji tego świata ma każdy artysta, musicie być do tego, każdy z Was z osobna, przygotowani. Nie może Wam być wszystko jedno.
I chcę Wam powiedzieć jeszcze coś, czego niestety musiałam użyć kilka razy w życiu, w obronie innych, moich kolegów, podczas naszej, często konfliktowej pracy – nie ma takiego filmu, spektaklu, roli, sceny, premiery, dla której warto byłoby upokorzyć człowieka. Nie ma. Tego jestem pewna. Nasza sztuka nie jest cenniejsza niż godność. Musicie mieć w tej pracy szacunek, także do siebie samych.
Wolność, tworzenia, wolność słowa, jest rzeczą najcenniejszą. Nie pozwólcie sobie jej odebrać! I pamiętajcie, artysta ma prawo: prowokować, krzyczeć, ostrzegać, stawiać pytania, na wszystkie artystyczne sposoby, znane i nieznane. I to jest i wasze prawo i obowiązek. Korzystajcie z tego z pełną determinacją. Namawiam Was do odwagi i ryzyka we wszystkim. Bo kto jak nie Wy. Odradzam koniunkturalizm artystyczny i podlizywanie się publiczności. Sztuka uczy i bawi ale także pobudza do nowego, do pójścia naprzód.
Zazdroszczę Wam, jesteście na początku, tyle możliwości i czasu przed Wami, tyle rozkoszy jaką daje kontakt z ludźmi przez sztukę.
Bądźcie artystami, bądźcie doceniani, kochani i szczęśliwi. Ale pamiętajcie też, że musi Was być słychać, widać i musicie grać i mówić zrozumiale, to elementarna podstawa sukcesu.
I jeszcze jedno… bo muszę…nie bądźcie nudni! To pierwszy jakże częsty grzech. Zakończę anegdotą kiedyś usłyszaną od Tadeusza Łomnickiego, opowiada o słynnym nauczycielu aktorstwa Iwo Gallu. Gall tak tłumaczył studentom co to jest dramaturgia: zostawiono go kiedyś z wnuczką, nie bardzo wiedział jak się zajmować dziećmi, zaczął wiec opowiadać bajkę : dawno, dawno temu, była sobie dziewczynka, która postanowiła iść do lasu, założyła kaloszki, kapturek, kurteczkę, rękawiczki, szaliczek. Weszła do lasu i szła, szła, szła długą drogą, świeciło słonko a ona oglądała drzewa, krzaczki, kwiatki, paprocie, mchy, żuczki, listki, ptaszki, gałązki, kamyki, mrówki…. i w tym momencie wnuczka zakrzyknęła – aż tu nagle!!! I to jest dramaturgia.
Kocham Was wszystkich. Kłaniam się. Dziękuję. Wszystkiego dobrego.