Poszłam do fryzjera. Jak zwykle w pośpiechu, miedzy wieloma zajęciami, przed jakimś wywiadem do telewizji czy konferencją prasową. Wchodząc pomyślałam oto chwila dla mnie, przy okazji. Znają mnie w tym Salonie od lat, wiedzą że jestem klientką specjalną, a raczej specjalnej troski, zakręconą, rozkojarzoną, wiecznie się śpieszącą – mycie głowy szybko, pielęgnacja, czyli te wszystkie preparaty leczące włosy, nie koniecznie a jeśli już to szybko, czesanie ekspresem. Jestem ze skracania procedur znana, bywam bohaterką anegdot na ten temat, między innymi kiedyś w jednym ze szpitali, zarządzałam, aby kroplówkę, która normalnie musi trwać półtorej godziny, podano mi w czterdzieści minut, bo tylko tyle mam czasu i udało się. Tak, więc weszłam do salonu fryzjerskiego, ustaliłam, że będzie to trwało nie dłużej niż 35 minut, usiadłam i zamknęłam oczy żeby się zrelaksować. Niestety muzyka, która płynęła z głośników, dopadła mnie. Wesoła łupanina, drażniła mi nerwy. Przypomniałam sobie że w torebce mam płytę €žWyspiański”, którą właśnie dostałam w prezencie i nigdy jej nie słyszałam. Śpiew pani Wandy Warskiej zawsze mnie uspakajał, poprosiłam wiec żeby, specjalnie dla mnie, zmieniono na 30 minut płytę w odtwarzaczu na moją. Zgodzono się z radością, podałam płytę, zapadła wpierw cisza, a potem się zaczęło słynne słowa Wyspiańskiego
Jakżeż ja się uspokoję,
Pełne strachu oczy moje,
Pełne grozy myśli moje,
Pełne trwogi serce moje,
Jakżeż ja się uspokoję.
Słowa spłynęły na Salon, wielokrotnie powtarzane z muzyką Wojciecha Kilara, Zygmunta Koniecznego, Krzysztofa Pendereckiego, Zbigniewa Preisnera, Andrzeja Kurylewicza. A ja się uspakajałam, uspakajałam, uspakajałam
Po kilku minutach, słuchania z zamkniętymi oczyma, podczas mycia głowy, zrozumiałam, że dookoła mnie, coś się zmieniło. Zapadła po prostu grobowa cisza w rozgadanym, roześmianym zwykle salonie. Podniosłam głowę. Fryzjerki czesały w smutnym milczeniu, goście siedzieli speszeni, co chwila ktoś popatrywał na mnie. Pani, która czekała na swoją kolej do czesania piła kawę, nagle upuściła filiżankę i z hukiem, roztłukła ją na posadzce, nawet to pozostało bez komentarzy. Tylko Wyspiański. Pani Wanda śpiewała dalej pełne grozy oczy moje .Dwóch mężczyzn czekających na żony albo na strzyżenie, czytając gazety, złożyli gazety z hukiem i wyszli. Początkowo nie skojarzyłam, że chodzi o płytę, zamknęłam więc oczy delektując się dalej jej zawartością, podczas masażu głowy odżywką do włosów. Kiedy szłam do stanowiska czesania, już po wysłuchaniu Kilara i Koniecznego, a u początków Pendereckiego, wydawało mi się że salon zamarł, ale mnie to nie przeszkadzało, zdziwiło mnie tylko że fryzjerka z lękiem jakby zapytała mnie jak uczesać, a na moją odpowiedź – jak zwykle – spojrzała na mnie z niedowierzaniem. W między czasie Penderecki wypowiadał się poprzez muzykę, na dobre. Zamknęłam oczy. Wysłuchałam Preisnera i jego kwintetu smyczkowego Jakżeż ja się uspokoję, Pełne strachu oczy moje wysłuchałam monologu Racheli z „Wesela” w interpretacji pani Wandy ach ta chata, rozśpiewana, ta roztańczona gromada, zobaczy pan że się do poezji nada, jak pan trochę zmieni, doda
Przy Kurylewiczu, nastąpiło lakierowanie włosów, utrwalanie fryzury. Otworzyłam oczy. Wśród ludzi trwała cisza. Klientów jakby mniej. Fryzjerzy i fryzjerki, stali z opuszczonymi szczotkami i suszarkami w milczeniu. Trochę się speszyłam i zaniepokoiłam, ale robiąc dobrą minę do złej gry, uśmiechnęłam się niewinnie, wstałam i poszłam do wyjścia. Podano mi płaszcz. Muzyka zamilkła. Podano mi płytę wkładając ją do opakowania, w ciszy. Dziękuję. Do zobaczenia, powiedziałam wychodząc. Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. I głośno do wszystkich – szkoda, że nie podsłuchaliście Państwo do końca. Bo na końcu jest Górecki – dodałam z uśmiechem. Wyszłam. Na ulicy śnieżyca. Ludzie zgięci w pół biegli jak szaleni. Samochody szukały rozpaczliwie miejsc do zaparkowania, autobusy ochlapywały przechodniów brudną breją. W aptece kolejka, w spożywczym kolejka, kluczyki upadły mi w śnieg, z torebki wysypały się dokumenty .Jakżeż ja się uspokoję siadłam w samochodzie. Zapięłam pas, zapuściłam silnik, jak mówił mój ojciec i pomyślałam – po cholerę ja się tak śpieszę? Po jaką cholerę tak gonię ? Jakbym podcinała sobie żyły co chwila Po co? Dlaczego? Czy jest jakiś powód żeby tak żyć? Wyjęłam płytę z torebki, na obwolucie zauważyłam napis „Kulturze Narodowej”. włożyłam płytę do odtwarzacza. Nastawiłam numer 7 – Henryk Mikołaj Górecki, spojrzałam na czas utworu, 7:45 wyłączyłam silnik i w spokoju wysłuchałam.
Jakże ja się uspokoję,
Pełne strachu oczy moje,
Pełne grozy myśli moje,
Pełne trwogi serce moje,
Pełne drżenia piersi moje,
Jakżeż ja się uspokoję.
A potem powolutku, uważając żeby nikogo nie ochlapać błotem włączyłam się elegancko i spokojnie do ruchu