«Dzień czwarty – „kobieta zawiedziona”. Kawał życia w ciągu czterech dni. W takim tempie mogła go pokonać tylko jedna kobieta. Państwo się domyślacie kto?
Krystyna Janda ma wyjątkową intuicję artystyczną. Nie tylko w wyborze literatury, którą nas raczy po przefiltrowaniu przez swoją osobowość, ale także w doborze współpracowników. Nieprzypadkowo jej wybór padł na Magdę Umer. Obie panie potrafią znakomicie posługiwać się subtelnościami Wywołują podobne klimaty.
Powieść napisana w formie pamiętnika będącego wiwisekcją uczuć, stanów gorączkowych duszy, przedstawiona w sposób najprostszy z możliwych. Janda przez dwie godziny stoi przed mikrofonem, my siedzimy wygodnie w fotelach i wydaje nam się. że jej opowieść trwa tylko chwilę. Ale żeby nie umknęło nam z tej chwili choć jedno mrugnięcie powieką, jeden grymas, jedna łza -pomaga nam kamera i ekran. Techniczny zabieg, na który żachnąłem się w pierwszej chwili, szybko jednak zrozumiałem jego sens. Bo nie chodzi tu o jakieś sztuczki czy wydziwianie dla wydziwiania.
Cała opowieść została skąpana w klasycznych już dziś francuskich piosenkach Francisa Lai, Charlesa Aznavoura, Henri Betti (C’est si bom!), Jacquesa Preverta. Michela Legranda, itd… ze świetnymi polskimi tekstami Wojciecha Młynarskiego i Jeremiego Przybory. Te piosenki, trochę liryczne komentarze, trochę sentymentalne wspomnienia, wspaniale wkomponowane w narrację (i mniejsza o to jak je Janda śpiewa), też pewnie spowodują, że kto był, wysłuchał, pewnie na długo zachowa w pamięci spotkanie z Moniką wymyśloną przez Simone de Beauvoir, a w sposób niezwykle autentyczny (to słowo w lej opowieści pada parę razy) zagrane przez Jandę.»
Krzysztof Kucharski
Gazeta Robotnicza nr 114
16-06-1994