Polska prapremiera w Teatrze Powszechnym w
Łodzi
Terapia na samotność i zagubienie
Rozmowa z Krystyną Jandą, reżyserką „Lekcji
stepowania”.
„Rz”: – Pani tańczy, stepuje?
– Nie tańczę. Byłam kiedyś w studiu
baletowym przy operetce
warszawskiej, ale na szczęście miałam problemy z kręgosłupem i rodzice mnie
stamtąd zabrali. Podziwiam
aktorki z naszej obsady, które nauczyły się tak dobrze
stepować.
– Stepowanie w sztuce Richarda Harrisa jest
terapią dla samotnych,
zagubionych, cierpiących. Jak nauka języka
w pani ulubionym filmie
„Włoski dla początkujących”.
– Dokładnie tak. Stepowanie ma w sobie dumę
i siłę, jak flamenco czy
taniec góralski. Aby mu sprostać, trzeba
się wewnętrznie przełamać,
nabrać rytmu, odwagi, nawet bezczelności. Dzięki temu być może zyskuje się
pewność siebie.
– Przedstawienie trafia celnie w czas, w
którym ludzie nie potrafią
sprostać wymogom życia. Wielu ich jest.
– Jest ich więcej, niż nam się wydaje. W
Polsce nie stepowanie jest
modne na kryzysy wewnętrzne, ale joga. Jej
ośrodki są oblężone. Żona
Marka Kondrata, która rok temu otworzyła
taki klub w Warszawie mówi, że
przychodzą tam – często kierowane przez
lekarzy – kobiety przemęczone,
z depresją. Tworzą grupę za grupą.
Społeczność grupową. Te wizyty są
dla nich niezwykle ważne, bo stymulują je
wzajemnie. Coś podobnego jest zapisane
w sztuce Harrisa.
– „Lekcje stepowania” zapowiada się jako
komedię. Ale czy nie jest to
aby dramat liryczny, obyczajowy?
– Raczej komedia psychologiczna, w której
będzie więcej refleksji,
mniej śmiechu. Tak to starałam się reżyserować.
Wycieniowywałam wszystkie żarty,
które wydawało mi się przeszkadzałyby w opowiedzeniu
skomplikowanej, często wzruszającej, akcji i ciągnęły ją
w stronę taniej komedii. W tych historiach
jest wiele drobiazgów
ułożonych polifonicznie.
– Polifonia wynika stąd, że zobaczymy
bohatera zbiorowego?
– Te kobiety osiągają sukces w grupie i –
co więcej – uświadamiają
sobie, że tylko przez rezygnację z egoizmu,
dzięki kompromisom, mogą
dojść do sukcesu. W jednej ze scen niektóre z
nich zwierza się, że
chciałaby zatańczyć solo. Instruktorka
odpowiada, że niestety
umiejętności żadnej z nich nie przyniosą
sukcesu, ale w grupie może im
się to udać. Od tego też zależy powodzenie
naszego spektaklu. Ale także od
odpowiedzi na pytanie: czy aktorkom uda się
głęboko, wrażliwie,
poruszająco opowiedzieć o kondycji
człowieka. Każda bohaterka ma jakieś
problemy: jedną bije mąż, druga choruje na
raka. Większość z nich
wykorzystują partnerzy. Myślę, że w tych
postaciach odnajdzie się co
najmniej połowa widowni.
Rozmawiał: Błażej Torański