„Jestem na budowie” – tak najczęściej odpowiada ostatnio
wszystkim tym, którzy chcą się z nią zobaczyć. Cały czas czuwa nad
remontem. Nie ma w tym roku wakacji, nie może spać po nocach. Codziennie
w kalendarzu kilka urzędowych spotkań. Codziennie seria urzędowych
telefonów. W sprawie antresoli, łazienek, które być może załatwi jej
prywatna firma, nowego projektu sceny. – Włożyłam w ten teatr wszystkie
nadzieje, do realizacji marzeń zaangażowałam nasze prywatne pieniądze,
podjęłam wiele zobowiązań wobec firm i wielu ludzi i nie mogę niczego
zaniedbać – mówi Krystyna Janda.
W stronę kobiet
Od kilku dni stara się jednak, aby rytm pracy wyglądał trochę inaczej.
Rozpoczęła próby dwóch spektakli. „Ucho, gardło, nóż” według książki
Vedrany Rudan to monodram. Wybrała ten tekst dla siebie. W „Stefci Ćwiek
w szponach życia” chorwackiej pisarski Dubravki Ugresic tytułową rolę
zagra Agnieszka Krukówna, a w obsadzie są też Zofia Merle, Violetta
Arlak i Michał Piela. Krystyna Janda reżyseruje.
Trzy godziny na próbie, kilka godzin dziennie załatwiając sprawy teatru
na mieście, reszta dnia na budowie. Czy to można połączyć? – Teraz
akurat jest trudny moment, mąż robi film z panem Markiem Koterskim,
niespodziewanie wszystko spadło tylko na mnie. Ale przecież zawsze
robiłam siedem rzeczy na raz – śmieje się aktorka. – To tak, jakbym w
tym samym czasie robiła dwa filmy i próbowała dwa spektakle, no i może
jeszcze coś… tyle tylko, że większość spraw tu nie ma nic wspólnego z
tym, na czym się znam. To kłopot. Jestem w trakcie poszukiwań dyrektora
administracyjnego.
„Ucho, gardło, nóż” i „Stefcia Ćwiek…” będą mieć premiery już w
październiku. Na małej scenie – w foyer. To początek większego cyklu. –
Opowieści o kobietach – 30-, 40-, 50-letnich, które starają się odnaleźć
w nowej sytuacji życiowej – mówi aktorka. – Na początek sięgnęłam po
wydane w Polsce książki, ale im częściej mówię o moim projekcie, tym
więcej dostaję propozycji od tłumaczy. Zasypują mnie dramatami o
kobietach. Dostałam świetny tekst szwajcarski, a nawet afrykański.
Jak na razie w cyklu – prawdopodobnie jeszcze w grudniu – zobaczymy też
„Badania terenowe nad ukraińskim seksem” Oksany Zabużko. – Chciałabym,
aby bohaterkę „Badań…” zagrała Katarzyna Figura, to idealna rola dla
niej. To monodram, więc wolałabym, aby to ona zaproponowała reżysera –
dodaje Krystyna Janda. – Z kolei następną propozycję „Dark Room” ma
reżyserować Przemysław Wojcieszek i to on przedstawi obsadę.
„Bóg” otworzy dużą scenę
Jaki będzie Teatr Polonia? – Kieruję się własnym gustem i intuicją.
Zresztą, co będę się tłumaczyć i cokolwiek udawać, przecież tak
zachowuję się przez całe życie – śmieje się aktorka.
Duża scena Teatru Polonia będzie gotowa prawdopodobnie wiosną. Plany są
takie, aby otworzyć ją premierą „Boga” Woody’ego Allena. – To idealny
tytuł na początek – uważa Krystyna Janda – niezwykle zabawna opowieść o
teatrze, o istocie teatru, jego mechanizmach, magii, gwiazdach, o
teatrze od kulis. Materiał na świetne role dla młodych. Bo „Bóg”
powinien mieć gwiazdę i 17 młodych osób w obsadzie. Męską gwiazdę już
prawie namówiłam. A młodych? Mam wielką ochotę zaprosić tu młodzież. Co
prawda nie mamy aż tylu miejsc w garderobach, ale myślę, że jakoś się
pomieścimy. Zależy mi na tym, aby to właśnie młodzi ludzie otworzyli ten
teatr. Ci, którzy mają energię, entuzjazm. Ci, których jeszcze wszystko
cieszy. Zresztą w prowizorycznym biurze teatru jest już cała teczka ze
zgłoszeniami od młodych aktorów. Ofertami gotowości współpracy na
każdych warunkach.
– Myślimy też natychmiast o zrobieniu świetnego tekstu dla dzieci Alana
Aycbourna „Niezwykły dom pana A. czyli skradzione dźwięki” – dodaje
aktorka. – Repertuar dla dzieci to mój „zajob”; za dużo dzieci dookoła
mnie, żebym o nich nie myślała.
Krystyna Janda marzy też o premierze „Radosnych dni” Samuela Becketta. –
Myślę o tym tytule od jakiegoś czasu. Czuję, że można to fantastycznie
zagrać, „gryząc” od zupełnie innej strony.
Powstał także pomysł festiwalu „Czechow – inspiracje”. – To był mój
skromny pomysł na następne wakacje – zaznacza Krystyna Janda. – Chciałam
zaprosić kilka małych spektakli, które powstały dookoła Czechowa,
inspirowane Czechowem. Poprosiłam o zarys artystyczny przyjaciół i
nieoczekiwanie, kiedy ja zajmowałam się cegłami, betonem i stalą,
projekt rozrósł się. Będziemy musieli szukać współorganizatorów. Bo
raczkujący Teatr Polonia tego nie udźwignie.
Taki mój los
Czy Krystyna Janda musi aż tyle czasu spędzać na budowie, czy to
wszystko musi być na Pani głowie? – pytam aktorkę. – Taki już mój los.
Kiedy wzięłam ten „urlop” w Teatrze Powszechnym i wszyscy, absolutnie
wszyscy wiedzieli, że oto właśnie jestem „do wzięcia”, nikt mi niczego
nie zaproponował. Myślę, że taka osoba jak ja, tak silnie ukształtowana,
wyrazista, nie jest potrzebna żadnemu zespołowi – wyjaśnia. – Szybko
zrozumiałam, że muszę mieć swoje miejsce.
Aktorka tłumaczy, że właśnie dlatego zdobyła się na ten odważny ruch.
Dobrze wiedziała, co ją czeka. Jak wygląda prowadzenie prywatnego teatru
w naszych polskich warunkach.
– Mogłam, oczywiście, wycofać się, przestać grać i zrealizować moje
marzenie o domu w Toskanii. Nawet zaczęłam się rozglądać za wstąpieniem
to pewnej grupy teatralnej w Sienie, już kiedyś grałam po włosku w
teatrze, nie ma problemu, ale Teatr to moja miłość, a dla mnie to tu
jest czas, temat, publiczność, tu jest mój język, wspólne emocje,
przeszłość. A spokój i izolacja też mnie nie interesuje, na razie,
jestem w świetnej formie zawodowej i mam ochotę grać – opowiada.
Woli więc ponieść wszystkie konsekwencję swojej decyzji, spędzać czas na
budowie. – Wolałam postawić wszystko na jedną kartę, tworzyć ten mały
teatrzyk, od podstaw, niż się wycofać – tłumaczy. – Bo w gruncie rzeczy
wszystko da się opanować. Tylko spokojnie, rozsądnie i bez
histerii.
„Pierwsze próby w prywatnym teatrze Krystyny Jandy”
Dorota Wyżyńska
Gazeta Wyborcza – Stołeczna nr 187
12-08-2005