Tak samo, nie spodobałam się sobie bardziej, choć bardziej się lubię niż wtedy. Przez 45 lat swojej pracy zawodowej pocieszam się, że ważniejsze jest co i jak gram. Gram też szybko, żeby nikt nie zauważył, że jestem brzydka. Ale dla aktorki uroda ma kapitalne, podstawowe znaczenie. I w gruncie rzeczy kategoria brzydka, ładna przestaje funkcjonować, jeśli kobieta jest zadbana, elegancka i w zgodzie ze sobą. Patrzy się na nią przyjemnie i czuje się harmonię.
Latem, nieumalowana, na wakacjach. Wypoczęta i ze zmartwieniami schowanymi na chwile.
Coraz częściej zauważam, że im dalej jeśli chodzi o wiek, tym mniej makijażu działa korzystnie. Ostatnio zauważyłam, ze tylko korekty kolorytu skóry wystarczają, umalowane oczy i usta. W zasadzie przestalam używać podkładu, używam go tylko w teatrze, a jeżeli już, to wybieram najcieńszy z możliwych. Czyli dobry wygląd to jest prysznic, maseczka, wysuszone świeżo włosy, tusz do rzęs i szminka.
Dzisiaj po 45 latach makijaż jest dla mnie powtarzającym się rytuałem, niezależnie od tego kto mnie maluje, wszyscy postępują podobnie. Różnice miedzy charakteryzatorami polegają na dłuższym lub krótszym przygotowaniu twarzy do makijażu, a potem na ich talencie. Ale jedno zawsze stosuje – dokładne wyczyszczenie twarzy, dobry produkt pod podkład, prawidłowa umiejętność rozłożenia fluidu czy szminki na twarz, bo tych technik jest tysiące, każdy charakteryzator ma inną i potem makijaż jak najskromniejszy, bez błyszczących produktów.
Moja mama nie malowała się, babcie i siostry mojej mamy nie malowały się nigdy. Moja mama używa do dziś tylko szminki do ust i dobrych kremów. Nawet kiedy była w najbardziej intensywnej aktywności zawodowej i spotykała się z wieloma ludźmi, ani nie farbowała włosów, ani nie malowała oczu. Tylko usta. Ciągle mi powtarzała, że grubo sklejone tuszem rzęsy i zmieniające twarz duże, ciemne cienie na powiekach to okropne. Pamiętam z młodości (nie byliśmy bogaci), był taki krem, który się nazywał ‘Górski’. Mama używała go namiętnie i mnie do niego przekonała. Dzisiaj wspominam go jako cudotwórczy, bo znikały po nim przebarwienia i rozjaśniał skórę. Nie wiem co to było, ale to musiał być jakiś zajzajer, bo potem musiałyśmy używać innych kremów, żeby złagodzić jego skutki. Używałyśmy zawsze tych kremów, które robiły koleżanki mamy, farmaceutki w aptece. Odkąd pamiętam wszystkie te panie robiły kremy na własny użytek. Dla mnie studentki, uczennicy, mającej problemy ze skórą, robiły, na prośbę mamy, kremy specjalne. Kiedy moi synowie niedawno zaczęli mieć problemy ze skórą, a byliśmy we Włoszech na nartach, nie szukałam specyfików w drogeriach. Poszłam z odruchu do apteki i poprosiłam o zrobienie jakiegoś specyfiku. Farmaceuta powiedział bez zdziwienia, że mam przyjść jutro i następnego dnia podał mi dwie tajemnicze buteleczki. Po dwóch tygodniach wszystko przeszło jak ręką odjął.
Zacznijmy od wieczora, od przyjścia z teatru. Bardzo długo rozmalowywałam się z makijażu teatralnego specjalną szczotką elektryczną i mydłem do mycia skóry twarzy. Bez takiego zabiegu miałam uczucie, że makijaż jest nie do końca zmyty. Uwielbiałam te wszystkie wynalazki, te szczotki elektryczne, te mydła, musy, piany. Szczotki ręczne, elektryczne, obrotowe, bardziej gęste, mniej gęste, pilingujące. Od dwóch lat zauważyłam, że moja skóra już nie znosi tak intensywnego działania. Zaczęłam się rozmalowywać specyfikami na bazie oleju, tłuszczu, śmietanami, specjalnymi kremami, absolutnie bez detergentów. Przestałam w ogóle do mycia twarzy używać wody z kranu. Ale wieczorne przygotowanie skóry do snu, moim zdaniem, ma podstawowe znaczenie. Po dokładnym rozmalowaniu używam kremu pod oczy, kremu na noc, a ostatnio coraz częściej kremu pod oczy i maseczki, którą zostawiam na całą noc. Te maseczki są różne, każdego dnia używam innej, nakładam je grubo i ze zdziwieniem obserwuję, że wszystkie wsiąkają po jakimś czasie. Rano skóra jest naprawdę wypoczęta. Głównie są to maski nawilżające. Rano znów rozmalowuję twarz jakimś specyfikiem, używam toniku, kremu porannego, typu ‘żelazko zmarszczek’, to znaczy ukrywającego nierówności skóry i odbijającego światło. Używam trochę korektora dookoła oczu, żeby zmniejszyć sińce pod oczami, maluję lekko oczy, usta. W ciągu dnia zdarza mi się dwa albo trzy razy nakładać trochę kremu na twarz, bo czuję dyskomfort. Pomieszczenia są wysuszone, skóra reaguje na takie wysuszone powietrze histerycznie i trzeba dodać jej trochę witamin. Oczywiście wieczorem prawie każdego dnia zmywam się i nakładam bardzo ciężki makijaż teatralny. W sztuce ’32 Omdlenia’ zmieniam makijaż trzy razy w trakcie wieczoru. Po spektaklu w teatrze zmywam makijaż wstępnie, jadę do domu i tam na nowo zaczynam wieczorne rytuały. Ale wszystko nie trwa długo, wszystko to jest tylko kilka, kilkanaście minut, nie zajmuję się sobą i swoją skórą przesadnie.
Mam w małych opakowaniach wszystko to, o czym wcześniej mówiłam.
Tak, bardzo często przywożę coś na próbę. Nie należę do osób, które spędzają w sklepach z kosmetykami godziny, bo mnie to nudzi, ale zdarza się, ze sprzedawczynie polecają mi coś wyjątkowo, nowości. Wtedy kupuję i próbuję przynajmniej przez kilka dni, sprawdzam jak działa. Ostatnio we Włoszech spotkałam dwa produkty, które się stosuje jednocześnie. Maska, która wyjątkowo złuszcza skórę i organiczny krem, który potem się nakłada. Podobno kiedyś w Polsce była taka maska, to cos w rodzaju gumki do twarzy. Bardzo to widowiskowe.
Ja nie mam takiej opinii o Polkach. Mówi chyba Pani o bardzo wąskiej grupie kobiet. Nie jestem przeciwna zabiegom chirurgii plastycznej. Najczęściej rezultaty bywają naprawdę dobre i w wielu wypadkach niezauważalne. Zawsze znajdzie się jakaś grupa kobiet, która się od tego uzależnia czy chce, lepiej, więcej i efektowniej. Nie mają umiaru. No ale to cecha osobowościowa. Myślę, że zabiegi chirurgii kosmetycznej nie są niczym złym, jeśli są sensowne, niezmieniające diametralnie wyglądu, no i jeżeli kobiety na nie stać. Ja osobiście patrzę z większą przyjemnością na twarze kobiet, które nigdy nie miały takich zabiegów, a często są naprawdę piękne razem ze swoimi zmarszczkami, śladem minionych lat, jest w tym coś wzruszającego i naprawdę pięknego. Mówię na przykład o twarzy Danusi Szaflarskiej czy choćby twarzy mojej mamy.
Nie, nie byłabym chyba gotowa na takie zmiany. Szczerze mówiąc boję się skutków takich drastycznych posunięć. To jest bardzo poważna decyzja i wielka zmiana, a w zasadzie nikt do końca nam nie zagwarantuje jakie będą rezultaty, nawet najlepszy chirurg plastyk. Twarz aktorki to podstawowy środek wyrazu, warsztat pracy. Bardzo często się zdarza, że operacje plastyczne zmieniają mimikę. Bałabym się tego panicznie. Moje brwi, czoło, usta, oczy wyrażają czasem bardzo dużo. Boję się, że to mogłoby ten alfabet zmienić.
Ines de La Fressange, Diane von Furstenberg, Milva, Jil Sander, Sonia Rykiel, Vivienne Westwood, Maggie Smith, Wiesia Mazurkieiwcz.
Nie wiem, każda. Choć ja lubię Empire.
Nie, myślę, że to chwilowa fala, odmiana. Niestety młodość zawsze triumfuje, a chęć sprzedania czy uatrakcyjnienia jakiegokolwiek produktu wiąże się z młodością. Jednocześnie nie zapominajmy, ze konsumenci w przeważającej części są to ludzie coraz dojrzalsi. Oblicza się, że już niedługo główny target to będą nie 30-latkowie, 50., 60-latkowie. Przemysł, reklama, kultura, już się na to przygotowują.
Nie, nigdy nie miałam takich propozycji, to była pierwsza, na dodatek od człowieka, którego znam, który jest fachowcem w tej dziedzinie, do którego mam zaufanie, że produkty przez niego stworzone będą dobre, że nie muszę się niczego obawiać.
Pan Jarosław Cybulski, z którym pracuję od kilku lat, jest jednym z najbardziej znanych ludzi w tej branży. I wszystko to nie wzięło się z sufitu, a z doświadczenia, obserwacji i potrzeb.
Nie, kilka lat temu poprosiłam Pana Cybulskiego o krem dedykowany mnie specjalnie, zrobiony dla mojego typu skóry i mojego rodzaju aktywności i powstał wtedy taki krem. Dziś jest to unowocześnione JANDA nr 1.
16. Do jakich kobiet kierowane są kosmetyki Janda?
Do wszystkich, ale oczywiście mówimy o kobietach dojrzałych. Za chwilę pojawią się kosmetyki +40 i kilka produktów dla młodych kobiet. Niektóre z dotychczasowej palety też nadają się do młodych skór, choć nie są pielęgnacyjne, a upiększające.
17. Dlaczego tak bardzo zależało Pani na przystępnej cenie produktów firmowanych Pani nazwiskiem? Wszak skład kosmetyków Janda usprawiedliwiłby dużo wyższą cenę.
Tak, to było pierwsze co pamiętam, że zastrzegłam. Jestem aktorką dość popularną, mam ambicje, żeby być aktorką dla wszystkich, zrobiłam teatry, które – mam nadzieję – są dla wszystkich, i wszystko to jest jednak na moich warunkach. Dostępność do tego, co robimy, jest podstawową rzeczą. Nasze teatry nie mają wygórowanych cen biletów, i od początku mi na tym zależało. W Teatrze Polonia można wejść na salę za bilet od 30 złotych, a w obu teatrach wejściówki są tańsze, choć nie za złotówkę czy 2 złote, jak w niektórych teatrach państwowych. Na to nas nie stać. Ale robimy różne akcje dla studentów, emerytów, gramy taniej, aby zdobyć nowych przyjaciół, wszystko to ma dla nas priorytetowe znaczenie. Dobre to nie musi oznaczać tak drogie, że nie można sobie na to pozwolić. Jeżeli bilet do teatru czy pudełko kremu jest tańsze od butelki wódki, to ja się poza tym wypisuję.
18. Czy Pani córka również używa kosmetyków Janda?
Na razie wyszły serie dla kobiet 50+, 60+, 70+. Myślę, że Marysia ma jeszcze chwilę. Ale nie zapytała mnie Pani czy ja używam tych kosmetyków. Używam. I to na wszystkich etapach, testowania również. Uważam, że są świetne.