14
Kwiecień
2024
07:54

Justyny i Waleriana - wszystkiego dobrego

Oto tłumaczenie  piosenki MY WAY, którą kończę mój wieczór. Spektakl teatralny pod tym tytułem. Zamieszczam go na prośbę jednego z Widzów z przyjemnością. I pozdrawiam.
Dobrego dnia.
Cóż mam powiedzieć wam
Gdy stoję znów na dróg rozstaju
I tych widzę wśród was
Co każdy krok mój pamiętają
Że z dróg wybrałem tę
Utkaną z róż, powiedzieć mogą
Lecz ja szłam od lat
Mą własną drogą
I tak bywało, że
Myślałam , nie tędy droga
Że łatwiej mówić pas, niż
Skręcić kark na wysokich progach
I choć jak zbity pies, chciałam nie raz
Podkulić ogon
Wciąż gnał, gnał mnie bies
Mą własną drogą
Kręcił się świat, ja razem z nim
Raz tak, raz nie dobra byłam w tym
Traciłam grunt, myliłam krok
By znów bez tchu pędzić przez mrok
By złapać kurs i znowu
Iść mą własną drogą
Tyle słyszałam rad
By z boku stać i sztorm przeczekać
Lub by pochwycić wiatr
Do przodu gnać i nie zwlekać
To znów radzono mi
By oddać cześć nie swoim bogom
Lecz ja wolałam  iść
Mą własną drogą
I tak będę szła, choć drogi szmat
Choć z każdym dniem przybywa lat
Dopóki sił wystarcza by
Z tej ziemi pył przemieniać w sny
A żeby śnić, ja muszę iść
Mą własną drogą
Tłumaczenie Andrzej Ozga
29
Marzec
2024
06:33

Wiktora i Eustachego - wszystkiego dobrego

Wczoraj skończyliśmy nagranie ZAPISKÓW Z WYGNANIA dla Teatru TV, duże emocje i wysiłek, także fizyczny. Teraz zacznie się montaż i w maju podobno emisja. Oby wyszło. Jak wyjdzie to wejdzie jak mówił Piotr Machalica.

Dziś sto spraw codziennych , domowych. Zwierzęta. Dom. Od jutra świętujemy rodzinnie.

Dobrych Świąt.

Wieczorem o 20:00 nasze POROZMAWIAJMY O ŻE YCIU I ŚMIERCI w TVP1. Moja duma  i wspomnienia.

 

26
Marzec
2024
07:00

Teodora i Emanuela - wszystkiego dobrego

Wczoraj uroczystości pogrzebowe Ernesta Brylla. Piękny pogrzeb, pełen Jego poezji, przyjaciół, współpracowników. Kościół Dominikanów pełen ludzi i śpiewu.

Po południu spotkanie wielkanocne naszej fundacji w Och-Teatrze. Serdeczności, rozmowy, życzenia świąteczne. Wspominanie tych których z nami już nie ma. Przyjaźń i wdzięczność.

Dziś o 12:00 ZAPISKI Z WYGNANIA w Teatrze Polonia. Spektakl dodany z okazji przyjazdu autorki książki pani Sabiny Baral. Na sali będzie Sabina, Magda Umer, goście ście z zagranicy którzy przyjechali do rodzin już na święta.

Po południu wywiady z autorką, Magdą Umer i ze mną przed nagraniem telewizyjnym spektaklu.

Wieczorem  od dawna planowana SHIRLEY VALENTINE z nadkompletem widzów. Będziemy się bawić jak zwykle.

Od jutra w studio telewizyjnym. Nagranie ZAPISKÓW Z WYGNANIA. Dwa trudne dni dla wszystkich. Musimy znaleźć nowy, inny, język opowiadania kamerami, adekwatny do medium jakim jest telewizja. Zobaczymy.

Dobrego dnia.

20
Marzec
2024
13:43

Eufemii i Klaudii - wszystkiego dobrego

Mili Państwo, forum na tej stronie zamieniło się w tzw międzyczasie na tablicę ogłoszeniową i reklamową, rzadko tam wchodzę, bo już prawie nic tam do mnie bezpośrednio. No trudno. Czasem zaglądam, z tego forum czerpałam listy do felietonów do PANI, teraz już takich listów prawie nie ma, pewnie z powodu zmiany samego forum. No trudno, raz jeszcze. Pozdrawiam Państwa, jeśli społeczność tego forum jest sobie bliska i potrzebna, niech sobie żyje to miejsce.
Wszystkiego dobrego.

09
Marzec
2024
08:19

Katarzyny i Franciszki - wszystkiego dobrego

Przedwczoraj dwa spektakle „Zapisków z wygnania”, wczoraj „Biała bluzka”. Odreagowuje. Dziś i jutro „LIli”. W poniedziałek w TVP mój „Związek otwarty”, nie sądzę, żeby ludzie wrócili do oglądania Teatru telewizji tak szybko, ale bardzo się cieszę, ten spektakl to przyjemność, zabawa i moja duma. Ja sama nie oglądałam spektakli w telewizji publicznej osiem lat, nie wiem co tam się działo. Dziura w głowie, uciążliwa i męcząca. Dziś spotkanie w sprawie nagrania „Zapisków…” do telewizji, trudne zadanie, jeśli się uda , emisja powinna być w maju.

Kompletuje obsadę do „Końca czerwonego człowieka”, próby mają się zacząć w końcu sierpnia. To będzie „robota”! Czytam tekst i czytam, słucham tez „ Czasów secondhandu” Swietłany Aleksijewicz, według której została napisana adaptacja „ Końca czerwonego..” Obsada będzie miała kapitalne znaczenie w tej realizacji.

Upływa dzień za dniem, tygiel z Polska wrze. Każdego dnia dziesiątki informacji i zdarzeń, które lasują mózg. Ustawiłam się w roli obserwatora, spokojnego obserwatora. Trzeba dać teraz i historii, i ludziom i sobie czas. Powoli.

Staram się zwalniać, dbać o siebie, ale dużo tego wciąż. A z drugiej strony, tylko praca mnie interesuje i nie nudzi. Czasu coraz mniej, wybór książki do czytania to poważna decyzja, nie bardzo zgadzam się, żeby ktoś mi na marne zabierał czas albo go psuł. Wciąż czytam dużo sztuk teatralnych, z konieczności, to dopiero bezczelni złodzieje czasu! Dużo marnych historii, źle zapisanych, wszystko gadane, nic się nie dzieje, podejrzane filozofie, żadnych niespodzianek. Ale trafiają się i dobre teksty. Zobaczymy. Planuję sezon 2026 już w tej chwili.

Dzień Kobiet pod hasłem aborcja na życzenie! Prawa Kobiet! Nasze ciała, nasze życie, to nasza decyzja. No i definicja gwałtu. Tyle spraw do uregulowania. Podobno są na razie ważniejsze. Kobiety tupią nogami! Dla nas, na nasze sprawy nigdy dobra pora! Koniec tego!

Ścigany ma być gwałciciel i lekarz, który nie udziela pomocy, a nie wiecznie broniąca się i oskarżana o wszystko samotna kobieta.

Zaczęłam czytać trzecią Ernaux „Ciała”, wstrząsające, banalnie to formułując „na czasie”. Straszne.

Gwałtownie rośnie aktualność monodramu, który gra Marysia, wspaniałego przedstawienia z oszałamiającą jej rolą, o zgwałconej przez kolegę prawnika, prawnicze. Dziś w Teatrze Polonia, bilety wyprzedane.

Wiosna jakaś wściekła, słonce przeraźliwe, bo przez przymrozki. Koty chorują, chodzę z nimi do weterynarza, przejedzone, wybredne, rozpuszczone. Lekarz mówi-przegłodzić.

7 kwietnia wybory samorządowe, ważne, żeby się kobiety nie obraziły i poszły. Referendum w spawie prawa do aborcji, to zły pomysł, nie mogą być poddawane referendum sprawy praw człowieka!

O wiosno! Przyjdź.

15
Styczeń
2024
05:33

Pawła i Izydora - wszystkiego dobrego

Jutro 14 urodziny Och-Teatru. Czternasta rocznica powstania tej sceny teatralnej. Czternaście lat temu podpisaliśmy długoterminową umowę najmu, wspaniałego acz zupełnie zaniedbanego, wymagającego natychmiastowego remontu, budynku dawnego Kina Ochota, niedziałającego już wtedy od lat.

Remont trwał rok, prowadziła go moja córka Maria Seweryn, otworzyliśmy teatr spektaklem „ WASSA ŻELEZOWNA” Gorkiego do którego, w prezencie, napisał nam muzykę Zbigniew Preisner. W obsadzie byli [Jerzy Trela], Jacek Beler, Tadeusz Chudecki, Monika Fronczek, Justyna Schneider, Joanna Kulig/Barbara Kurzaj, Szymon Kuśmider, Dorota Landowska/Bożena Stachura, Lidia Sadowa, Anna Smołowik, Bartłomiej Ostapczuk i ja.  Scegrafię zrobił nasz nieodżałowany  Maciej Putowski.
od tego czasu daliśmy około 80 premier i niezliczoną ilość wydarzeń jednorazowych, otworzyliśmy scenę Och-Cafe na której dziś panowie Szymon Majewski, Krzysztof Daukszewicz i od czasu do czasu zapraszani goście cieszą , bawią i wzruszają publiczność.
w tej chwili trwają próby sztuki CIEMNY GRYLAŻ  Jerzego Dobrowolskiego i Stanisława Tyma, premiera planowana jest w marcu.
DROGI OCH-TEATRZE, SZANOWNI ARTYŚCI specjalności różnych, DRODZY PRACOWNICY FUNDACJI, SZANOWNA RADO FUNDACJI I DRODZY WIDZOWIE na koniec, WSZYSTKIEGO DOBREGO, DŁUGICH LAT W SZTUCE I DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ. OBY NAM SIĘ…
Zamieszczam plakaty niegranych już, ważniejszych spektakli i pozdrawiam kj

 

06
Styczeń
2024
20:13

Kacpra i Melchiora Baltazara - wszystkiego dobrego

📸 https://www.facebook.com/share/p/JznxBKPtmy9yghrK/?mibextid=WC7FNe

Dokładnie sto trzydzieści trzy lata temu urodził się Stanisław Gruszczyński. Król tenorów, jeden z najwybitniejszych polskich śpiewaków operowych pierwszej połowy XX wieku! Artysta, który w mediolańskiej La Scali śpiewał największe partie operowe po polsku, miał wielki majątek, zbudował w Milanówku przepiękną willę; człowiek, którego sąsiedzi wynosili z pociągu i nieśli do domu, by oddać mu hołd. Miał wielki gest i serce. Bezinteresownie pomagał swoim młodszym kolegom-śpiewakom, chociaż przecież mógł obawiać się, że ich sława przyćmi jego własną. Jednym z nich był Jan Kiepura… Gruszczyński to także człowiek, który eksploatując swój największy dar – magiczny głos – utracił go, a potem… stracił wszystko inne. Dom, własne kąpielisko, konie, pieniądze… Umierał samotny i całkowicie zapomniany. Kto go dzisiaj pamięta?

Był synem rolnika, przyzwyczajonym do ciężkiej pracy w gospodarstwie. Rodzice posłali go do Szkoły Realnej w Wilnie – ukończył sześć klas, by w 1905 r. zostać wyrzuconym za czynny udział w słynnym strajku szkolnym, podczas którego domagano się wprowadzenia języka polskiego do szkoły. Dostał tzw. „wilczy bilet”. Nie zdążył nawet nauczyć się jeszcze nut…

Miał czternaście lat, kiedy przyszło mu rozpocząć pracę w fabryce czekolady Kazimierza Sztralla. Przez cały dzień musiał kręcić lody! Później pracował też jako kelner w cukierni Rudnickiego. Podobno już wtedy znano go w Teatrze Wileńskim – każdą wolną chwilę spędzał oglądając grane tam przedstawienia. Był przy tym niespokojną duszą, brał udział w manifestacjach politycznych, musiał się nawet ukrywać. Przeżył pierwsze zawody miłosne: został odrzucony przez Marię Niemczyk, którą kochał szczerze, nie udało mu się też zostać mężem jej siostry Michaliny, która co prawda odwzajemniała jego uczucia, ale na ślub z socjalistą nie zgodziła się jej matka. Wyjechał więc… do Warszawy. Kiedy po kilku latach powróci na gościnne występy już jako ceniony artysta Opery Warszawskiej, panny będą spoglądały tęsknie w jego stronę…

W Warszawie z miejsca został aresztowany, jednak z braku dowodów popełnionych przestępstw politycznych został wypuszczony. Carska policja otoczyła go wszakże swoją dyskretną „opieką”. Pracował jako robotnik, statystował czasem w Operze, marząc skrycie, by być najważniejszym z uczestników olśniewajacych przedstawień. W 1910 r. został kelnerem w sosnowieckiej cukierni Władysława Ciechanowskiego. To właśnie tam zaczął śpiewać, goście byli zdumieni słysząc fragmenty najsłynniejszych arii, wykonywane jakby od niechcenia. Gruszczyński brał już wówczas lekcje śpiewu, było ich oczywiście za mało i nauka trwała zbyt krótko. Miał jednak wielki talent i nadzieję, że uda mu się spełnić marzenia.

Śpiewał coraz więcej i więcej. W kawiarniach, na akademiach… w końcu usłyszał go ktoś, dzięki komu przeniósł się na stałe do Warszawy, by zacząc zarabiać głosem. Istnieje kilka wersji tej historii o kliencie cukierni, który zmienił życie Gruszczyńskiego (możecie Państwo poznać je wszystkie czytając biografię śpiewaka napisaną przez Justynę Reczeniedi, z której i ja czerpałem pełnymi garściami układając ten tekst), jak by jednak wtedy nie było, nasz bohater pojawił się w Warszawie. Uczył się u organisty kościoła pijarów – Antoniego Karnaszewskiego, później na prywatnych zajęciach u Stefana Dudzińskiego. Ciężko pracował, by zarobić na te lekcje.

Uchodził za przystojnego mężczyznę, blondyn o błękitnych oczach mógł się podobać. Był kelnerem w Hotelu Angielskim, który w wolnych chwilach biegał na lekcje śpiewu. Miał wielki tenorowy głos o rozległej skali i pięknej barwie. Do tego naturalne zdolności interpretacyjne i aktorskie – i jeszcze nieprzeciętną pamięć muzyczną. To, czego nigdy nie nauczył się w szkole muzycznej (nigdy w niej nie był) nadrabiał słuchając nagrań. Tylko kilka miesięcy zajmie mu przejście od śpiewania w kościele do osiągnięcia wysokiej pozycji zawodowej. W ciągu jednego tylko sezonu wykreował kilka znaczących partii operetkowych, a jego nazwisko zaczęło pojawiać się w prasie z adnotacją, iż oto narodziła się nowa gwiazda. Pięć miesięcy po debiucie na scenie operetkowej stał już na deskach Opery Warszawskiej! Repertuar operowy, do którego Gruszczyński okazał się wprost stworzony, przynosił mu niezrównaną dawkę emocji, wyczuwalnych i odwzajemnianych przez publikę. Stały angaż został mu zaoferowany praktycznie z miejsca.

Wciąż nie znał nut, uczył się kolejnych partii ze słuchu, a cała Warszawa przychodziła do Opery, by wraz z nim odczuwać kolejne wielkie dzieła. Śpiewał zarówno lżejszy, operetkowy repertuar, jak i wielkie, arcytrudne partie operowe. Hipnotyzował publiczność jako Kazimierz w „Hrabinie” Moniuszki oraz tytułowy „Lohengrin” z opery Wagnera. Recenzenci donosili o spektakularnym sukcesie. A on, koncertował, koncertował, koncertował. Sam Jan Kiepura powie kiedyś: „Największym śpiewakiem na świecie był Stanisław Gruszczyński, a ja przy nim jestem… taki malutki”.

Wspaniały debiut pozwolił artyście ustabilizować także swoją sytuację ekonomiczną. Osiadł w Warszawie, mieszkał przy Nowym Świecie 47 (prowadząc tzw. dom otwarty). Podczas pierwszej wojny światowej dwukrotnie został aresztowany za śpiewanie podczas nabożeństw za poległych bohaterów. Udzielał się społecznie przez lata w setkach, jeśli nie tysiącach akcji społecznych.

W 1917 r. zaproszono go na występy w Operze Cesarskiej w Berlinie. Śpiewał Wagnera… po polsku! Przejechał całe Niemcy z tryumfalnym tournée. Za każdym razem oklaskiwano gorączkowo język polski niosący się ze sceny! Rok później do swojego dorobku śpiewak dodaje m.in. wybitne kreacje: Vasco da Gamy w „Afrykance” Meyerbeera, Don José w „Carmen” Bizeta, Eleazara w „Żydówce” Halévy`ego, Jontka w „Halce” Moniuszki. Krytycy padają na kolana, piszą o tym, że drugiego takiego nie znajdzie się w świecie.

Pasmo sukcesów trwa. Uwielbiany śpiewak żeni się z Janiną Smotrycką. Ta po jakimś czasie zacznie odczuwać zmęczenie zamiłowaniem męża do życia towarzyskiego i …wyścigów konnych. Tymczasem artysta uskrzydlony szczęściem w życiu uczuciowym objawia się warszawskiej publiczności w swojej życiowych rolach: tytułowego Otella z opery Verdiego i Cania z „Pajaców” Leoncavalla. Publiczność płacze w czasie jego występów, a później wiwatuje na cześć wielkiego śpiewaka. Śpiewaka, jak to mówiono, z Bożej łaski, bo przecież wszystko, co technicznie piękne, miał jakby z góry przyrodzone.

Występuje w filmach, jego twarz pojawia się w reklamach. Sypią się zaproszenia z całego świata. Stanisław Gruszczyński występuje w Teatrze Narodowym São Carlos w Lizbonie, później w Madrycie i Barcelonie. W 1922 r. śpiewa prapremierowo główną partię Młodego Króla w operze Karola Szymanowskiego „Hagith”. Biją się o niego teatry operowe w Parmie, Trieście, Mediolanie i Rzymie. Wystąpi w każdym z nich, choć recenzje nie będą entuzjastyczne. Trema. Po powrocie do kraju – znów nieprzerwane pasmo sukcesów. Gruszczyński jest idolem debiutującego Jana Kiepury. Kolejne sezony eksploatują głos śpiewaka ponad miarę, występy w Operze Warszawskiej, szereg wyjazdów do teatów operowych całej Europy, niezliczone koncery… Wielokrotnie przyjdzie mu śpiewać na żywo w audycjach radiowych. Za darmo zresztą…

W 1927 r. podbija Pragę, rok później – Bułgarię i kolejne miasta niemieckie. Śpiewa gościnnie w mediolanskiej La Scali. Wzbudza zachwyt, choć proponują mu tam uzupełnienie braków w edukacji, które mogłyby spotęgować mistrzostwo wykonawcze. Ktoś chce za to zapłacić. Gruszczyński odmawia. W Polsce czeka wierna publiczność, wielkie role, także filmowe. Jeden z najpiękniejszych głosów tenorowych urzeka śpiewaków i śpiewaczki, z którymi występuje, bo jest zawsze gotów pomagać, we wszystkim. Zarabia gigantyczne pieniądze, podobno dwukrotność pensji prezydenta.

Zaczynają się jednak pierwsze kłopoty z głosem. Nieśmiało napomykają o nich krytycy. Muszą mieć się jednak na baczności, ponieważ pierwszego, który ośmielił się źle napisać o Gruszczyńskim, ten beszta na ulicy. Dość powiedzieć, że konieczne było wezwanie pogotowia…

W 1930 r. śpiewak wybudował w Milanówku okazałą willę – Zacisze. Podobno najpierw powstał tzw. Domek Baletnic, w którym artysta chciał gościć koleżanki z teatru… Kupił mnóstwo ziemi, założył stajnię koni wyścigowych. Jeździł powozem. W jego parku nie brakowało dzikiej zwierzyny. Przez jego dom codziennie przewijały się tłumy gości: artystów, znanych postaci życia towarzyskiego Warszawy. Odchoruje to ciężko jego żona, która na całe lata zamknie się we własnym pokoju. Podobno będzie długie godziny czesała swoje piękne włosy, wpatrzona w lustro. Podobno…Po piętnastu latach przyjdzie im się rozstać.

W 1931 r. w Estonii rozpływa się w powietrzu jego brat. Nie wiadomo, co się z nim stało. Artysta coraz więcej pije, jego głos traci blask, problemem stają się trudniejsze arie. Śpiewa więc w warszawskich kabaretach, by podreperować finanse. Ale to już przecież nie to… Kolejne rewie szybko spadają z afisza, śpiewak przejdzie wtedy załamanie nerwowe. W 1935 r. traci swoje ukochane Zacisze – przejmuje je bank, gdy nie jest w stanie spłacać rat zaciągniętych kredytów. Upadał coraz niżej i nikt mu nie pomógł. Nagle wszyscy, o których tak dbał wcześniej, zaniewidzieli. W 1938 r., na ćwierćwiecze swoich występów, artysta planuje wydać książkę. Wysyła listy do ludzi, którzy go znali z prośbą o kilka słów, niewielu odpisze.

Przed wojną posiadał jeszcze ziemię w Milanówku, dom przy ulicy Plantowej i stawy. Urządził tam popularne kąpielisko. Później i to stracił. Musiał pracować jako furman i robotnik fizyczny. Brakowało mu jedzenia. Nowa mieszkanka jego dawnego Zacisza będzie mu je dawała za darmo. W 1945 r. Gruszczyński występuje w amatorskich przedstawieniach w Teatrze Letnim w Milanówku. Rok później wyprosi w Romie organizację jubileuszu trzydziestopięciolecia pracy. Nie było nawet orkiestry. Jego nazwisko już się nie liczyło. Przyznano mu stanowisko kierownika kółka teatralnego w Powiatowym Domu Kultury w Grodzisku Mazowieckim. Wytrzymał trzy lata, odszedł stamtąd na własną prośbę. Zmieniał mieszkania na coraz mniejsze. Nie bójmy się nazwać tego po imieniu – wegetował. Dzięki staraniom przyjaciół dostał posadę bibliotekarza w Teatrze Wielkim. Kilka lat przed śmiercią wystąpił raz jeszcze w Operze Warszawskiej – jako Stary Wiarus w „Hrabinie” Moniuszki. To rola niema… Nikt go nawet nie usłyszał. W 1958 r. przeszedł na emeryturę. Według przekazów – widywano go zbierającego butelki. Ratował go finansowo miejscowy szewc.

Ostatni list w życiu artysta wyśle do wciąż uwielbiającego go Kiepury. Opowie w nim, jak brakuje mu radia, ale poprosi tylko o zdjęcie z autografem. Dostanie telegram z zaproszeniem do Hotelu Bristol i na koncert Kiepury, zapewnienie, że nowe amerykańskie radio i leki na dusznicę już czekają. Do telegramu dołączony był przekaz na sporą sumę pieniędzy. Stanisław Gruszczyński nie będzie miał jednak już sił, by go zrealizować. Zostanie znaleziony w jego pokoiku. Zmarł biedny, samotny i nieszczęśliwy. Pochowano go, nie bez problemów, na Powązkach, a potem zapomniano…

Ciekawostka: jego „Zacisze” po latach stało sie domem Krystyny Jandy, która w swoich „Dziennikach” przypomni, że w czasie wojny działał tam m.in. szpital powstańczy. W jej dzisiejszej sypialni funkcjonowała „umieralnia”, której śladem są krzyże na milanowskim cmentarzu. Wielokrotnie działy się tam rzeczy, w które trudno uwierzyć. Być może zapomniany artysta opiekuje się nowymi domownikami?

Z lękiem oddaję Państwu tę opowieść o artyście, który zaznał wielkiego szczęścia i równie wielkiego nieszczęścia. Wiem, że według wszelkich internetowych standardów napisałem zbyt obszerny tekst, a i tak to tylko fragmenty niezwykłej biografii tego wielkiego tenora. Zastanawiam się, czy będzie się komuś chciało to czytać? Na pewno nie byłoby dzisiejszego postu, gdyby nie Justyna Reczeniedi, cudowna sopranistka, która kilka lat temu z okruchów wspomnień ludzkich i dokumentów odnalezionych w teatralnych archiwach utkała piękną książkę – „Stanisław Gruszczyński. Dzieje króla tenorów”. Ile tam można znaleźć jeszcze faktów, ile tajemnic, ile magicznych wspomnień. Elektryzująca lektura.

Jeśli Państwo dotarliście aż tutaj, proszę: nieście w świat informację o Stanisławie Gruszczyńskim. Nie tylko w dniu jego urodzin, także jutro, pojutrze i w inne dni. Bo to nie chodzi przecież, by wspomnieć rocznicowo wielkiego człowieka, ale by w ogóle pamiętać, że on był…

fot. w tytułowej partii w”Zygmuncie Auguście” Tadeusza Joteyki w Teatrze Wielkim w Warszawie w 1928 r. – Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygnatura: 3/1/0/11/11264/1, Domena publiczna

31
Grudzień
2023
18:19

Sylwestra i Sebastiana - wszystkiego dobrego

Dobrego roku

Szczęśliwego czasu

Dobrego zdrowia

Wiernych przyjaciół

Dobrego mądrego sprawiedliwego  kraju

Końca  wojen

Dobrego towarzystwa

Dobrego teatru

fiów, książek, muzyki…

i podziękowania za Tuska

(kolejność przypadkowa)

 

 

30
Grudzień
2023
09:26

Eugeniusza i Sabiny - wszystkiego dobrego

Mili Państwo, składam Wam życzenia wszystkiego dobrego na nadchodzący 2024.
Siły, zdrowia, cierpliwości, życzliwych ludzi, wiernych przyjaciół, niesłabnących uczuć i przede wszystkim mądrej, sprawiedliwej i spokojnej ojczyzny. Ukłony i serdeczności. 🎄
Przedstawiam Wam przy okazji mojego Bafiego. Znajdę, ze schroniska w Skierniewicach, które serdecznie pozdrawiam .
Dobrego roku❤️
W moim zdomu znalazło schronienie trzy psy i trzy koty. Zrezygnowałam z wszelkich zabaw i spędzę z nimi Sylwestra, bo ich strach i histeria z powodu wystrzałów są niewiarygodne, mimo leków uspakajających na tydzień przed.
Ludzie! Nie strzelajcie! Powstrzymajcie się! Okazujcie inaczej swoją radość!

20
Grudzień
2023
05:40

Bogumiła i Dominika - wszystkiego dobrego

Taka niespodzianka urodzinowa: Dawid Bronish na fb:

Odkąd pamiętam ciągnęło mnie do dużych miast. Zawsze siłą napędową była kultura. Fascynacje rodziły się dzięki filmom, książkom, muzyce. Kiedy jako nastolatek obejrzałem „Matkę swojej matki” w reż. R. Glińskiego – zwariowałem. Rola głównej bohaterki była dokładnie napisana pod mój odjechany, pełen buntu gust. Barwna, nieprzystosowana, na zmianę toksyczna i ujmująca, wyjęta rodem z filmów Almodovara, ale umieszczona w naszej juz niePRLowskiej, choć wciąż dość szarej Polsce. Następnie trafiłem na „Kochanków mojej mamy” R. Piwowarskiego, z jeszcze bardziej destrukcyjną, choć próbującą być szczęśliwą bohaterką, czy w końcu na jej debiut reżyserski, czyli „Pestkę”, opartą o powieść Anki Kowalskiej, gdzie wykreowała fatalnie zakochaną kobietę. Co to są za role! Co to są za filmy! Wyczekiwałem emisji w tv i wpatrzony w ekran przeżywałem każdą scenę. W końcu do mojego rodzinnego Kalisza, na najstarszy festiwal sztuki aktorskiej w kraju, przyjechała TA aktorka. Siedziałem w pierwszym rzędzie i nie wierzyłem, że za chwilę wyjdzie na scenę. Zobaczyłem monodram „Ucho, gardło, nóż”, gdzie zagrała kobietę przeżywającą posttraumatyczny syndrom po wojnie na Bałkanach. Wstrząsający tekst przepleciony komicznymi wstawkami. Utwierdziłem się, że taka skomplikowana narracja, ten rodzaj ekspresji, najbardziej mnie dotyka. Był maj 2008 roku. 15 lat temu – kiedy?! Jestem szalenie wdzięczny losowi, że od tego czasu mogłem oglądać na scenie Krystynę Jandę już wręcz trudną do zliczenia ilość razy. Kiedyś dobrnąłem do 30-tu. Później przestałem liczyć. Te sposobności są teraz znacznie rzadsze, ale podążanie za jej artystyczną drogą, obserwowanie odwagi decyzji, trzymania na głowie swojej Fundacji, słuchania absolutnie rozbrajającego humoru, ale i wzruszenie jaką wielką miłością i czułością darzy nestorki i nestorów sceny, jest dla mnie wyznacznikiem klasy i mądrości. Dzisiaj obchodzi swoje urodziny. Moje pielgrzymki za nią po Polsce mają wiele anegdot, które z radością kiedyś opowiem. Pani Krystyno, proszę nam trwać w zdrowiu, szczęśliwym kraju i wciąż z niegasnącym apetytem na życie oraz granie!

20.09.2009, Pałac Poznańskich, Łódź

Krystyna Janda TEATR POLONIA OCH-TEATR

#krystynajanda #ikona

08
Grudzień
2023
05:24

Marii i Wirgiliusza - wszystkiego dobrego

Dziś wyjazd do Łodzi i tam SHIRLEY VALENTINE a po spektaklu spotkanie z publicznością, jak my to nazywamy żartobliwie – spotkanie z ciekawym człowiekiem.

Czy ja jestem ciekawym człowiekiem?  Coraz bardziej zamkniętym, to pewne. Powolne ciemnienie malowideł – jak teraz nazywam swój czas. No ale dziś Shirley i radość dla wszystkich. Kulejąca Shirley, bo wciąż po złamaniu noga mi dokucza.

Jutro od rana próba w Teatrze Polskim, reżyseruję tam DOM OTWARTY Bałuckiego a o 15:00 w Muzeum Literatury na Starym Mieście, czytam listy Wisławy Szymborskiej do Kornela Filipowicza, których to właśnie dzisiejszej nocy robię wybór. O 14:00 inauguracja Roku Wisławy Szymborskiej a potem listy. Kocham, tęsknię, czy nic się nie zmieniło? …..ach te zakochane kobiety!

Wieczorem  POMOC DOMOWA w Och- Teatrze, w niedzielę też  a w poniedziałek i wtorek MY WAY.

Wszyscy czekają na poniedziałkowe obrady sejmu i na zmiany, ja..to co się stanie i jak to się stanie zobaczę w nocy, bo cały dzień pracuję.

Życzę  Państwu Nowej Polski, Dobrego grudnia, Miłych rodzinnych Świąt i Nowego Roku pełnego nadziei na przyszłość.
Oby nam się…. Tfu, tfu, na psa urok!

15
Listopad
2023
22:31

Alberta i Leopolda - wszystkiego dobrego

Zamieszczam nasz repertuar na grudzień. Zachęcam do przywitania z nami Nowego Roku.
Wszystkie bilety na stronach
www.teatrpolonia.pl

www.ochteatr.com.pl

Od kilku dni „ przyspawana „ do ekranu telewizora, nie mogę się oderwać. Jak wynika ze statystyk , Wy również.
Patrzę jaśniej w perspektywę przyszłości.
Serdecznie pozdrawiam .

Jutro zaczynam próby w Teatrze Polskim. Będziemy pracować nad DOMEM OTWARTYM Bałuckiego. Premiera planowana na 27 stycznia 2024.

Lubię 4 choć podobno moja cyfra to 9

Powoli  się starzeję ze spokojem i niejaką przyjemnością. Złamanie nogi, chodzenie o lasce przybliżyło mnie jednym skokiem. Dużo przemyślałam zatrzymana w biegu.
Wszystkiego dobrego.

W Teatrze Polonia trwają próby do NA RAUSZU w reżyserii i z rolą Marcina Hycnara.

Na początku grudnia zaczyna próby GENIUSZA Jerzy Stuhr.

W Och-Teatrze  wkrótce początek prób do CIEMNEGO GRYLAŻU Stanisława Tyma i Jerzego Dobrowolskiego w reżyserii Cezarego Żaka.

Jutro  gram SHIRLEY, pojutrze BIAŁĄ BLUZKĘ.

03
Listopad
2023
06:13

Sylwii i Huberta - wszystkiego dobrego

Chochlik kulturalny:

Trzydzieści trzy lata temu Krystyna Janda po raz pierwszy oficjalnie stała się „Shirley Valentine”. Niesłabnąca popularność tego spektaklu każdego artystę wprawiłaby w osłupienie. Bo w końcu ile razy można stawać się tą kobietą, która na przekór światu pojedzie do Grecji i bedzie wcinała oliwki, chociaż szczerze ich nie znosi? Ile ziemniaków można obrać na scenie, ile jajek usmażyć? Niby obudzona w środku nocy Janda mogłaby być Shirley na zawołanie, ale przecież to się może znudzić. Faktem jest jednak, że kiedy pojawia się na scenie, nie ma żadnych wątpliwości: to nie Janda a Shirley Valentine, Po prostu. Prawdziwa do bólu, trochę śmieszna, trochę smutna. Identyfikują się z nią kolejne pokolenia kobiet i mężczyzn. Wszystkim im Janda daje nadzieję, że jeszcze będzie piękniej.

Słuchając Shirley, jej opowieści o znienawidzonej, a potem ukochanej Marjorie Major, o dzieciach, mężu, o pierwszym wyjeździe do Grecji, niezależnie od tego, kim jesteśmy, łapiemy się na tym, że to przecież samo życie. I choćbyśmy nie wiem jak się śmiali, to w konsekwencji smutek z powodu pewnych zjawisk i zdarzeń i tak nas dopadnie. Ale jeśli chociaż jedną osobę na sali Shirley namówi, żeby spakowała paszport, bilet i pieniądze, po czym ruszyła na podbój świata, to niezależnie od tego, czy ktoś pojedzie do Grecji czy tylko do cioci pod Warszawę, będzie to znak, że Krystyna Janda zmieniła kolejne życie. Tak sobie myślę, że takich zmian ma już na koncie bardzo wiele.

Widziałem „Shirley” wiele razy, choć ostatnio notuję c przerwę…. Niby znam tekst prawie na pamięć, a wciąż trzymam kciuki, żeby tej kobiecie się udało i za każdym razem, gdy w drugim akcie podnosi się kurtyna, a Shirley jest tam, gdzie zawsze marzyła, by być, głośno wypuszczam powietrze z płuc. Ze szczęścia oczywiście.
Są takie spektakle, na które zawsze sprzedają się wszystkie bilety. Są takie artystki, które w ich popisowych rolach chce się oglądać po raz piąty, dziesiąty, piętnasty i więcej. Cóż, na wieki wieków Shirley! Co, nie, ściana? 😉

fot. Adam Kłosiński

21
Październik
2023
22:30

Urszuli i Hilarego - wszystkiego dobrego

PISARKA

O ŻYCIOPISANIU KRYSTYNY JANDY

Tom „Gwiazdy mają czerwone pazury”. Nie wiem, kto wymyślił ten tytuł, ale był bardzo dobry. „Pazury…” w moim przypadku były pierwsze (wcześniej był jeszcze wywiad-rzeka, „Tylko się nie pchaj”). Tak poznałem Jandę piszącą. Tak tak – piszącą.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że o Krystynie Jandzie czytamy zawsze w związku z jej rolami, premierami, ewentualnie z działalnością polityczną czy społeczną. Ale że pisanie? To jest oczywiste, ale o tym się nie wspomina. A już na pewno nie osobno. Podejrzewam, że sama bohaterka, usłyszawszy o pomyśle na ten tekst, uśmiechnęłaby się z przekąsem. Powiedziałaby zapewne: „pisarka to przesada, pisząca, potrafiąca pisać”.

Tak, potrafi. To również potrafi. I, wiem to na pewno, właśnie pisanie, obok aktorstwa, reżyserowania, uczestnictwa w życiu publicznym (o życiu rodzinnym nie wspominając), jest stałą i ważną częścią biografii artystki.

Pisze od lat, pisze świetnie. Ostatnio coraz rzadziej. Zapytana przeze mnie o powody tej absencji, odpowiedziała, że rzeczywistość, brutalna i haniebna rzeczywistość polityczna, po prostu ją przerosła. Ucieka w pracę, praca ją uszczęśliwia (stałe powiedzenie: „jestem szczęśliwsza na scenie niż w życiu”), ale na pisanie nie starcza już siły. A przecież były lata, pamiętam je dokładnie, kiedy  pisała niemal codziennie, kilka razy dziennie, jej felietony, wspomnienia, komentarze, pojawiały się na stronie internetowej i były codzienną radością tysięcy czytających.

Dzienniki Krystyny Jandy, dzienniki internetowe, w których codzienność spotykała się z przeszłością, to była, to jest literatura. I tylko przez fakt, że autorką tych tekstów jest wielka aktorka, osłabiał być może nasze podejście do oceny meritum. „Ma tyle sukcesów w życiu zawodowym, że nagradzanie jej pisania, to już byłaby przesada”. Nie, to nie jest przesada. Lata regulują to wszystko z całą ostrością. Dawne wielkości literackie z czasem karleją, po głośnych powieściach sprzed dekady nie ma nawet śladu, tymczasem teksty Jandy, do których wróciłem na potrzeby tego tekstu, wciąż się bronią. Są zapisem czasu, zapisem jednej – wyjątkowej bardzo – osobowości, ale i świata wokół niej i świata wokół nas. Tak, to jest literatura. Tak, Janda jest pisarką. Nią również jest.

***

Pisanie Jandy jest jak jej spektakl „My Way”. Wielkość bez pretensji do wielkości, bezpretensjonalna wielkość.

Historie z życia. Opowieści o aktorach, żegnanie ich, witanie nowych talentów, czasami rozczarowania, czasami zachwyty.

Życiopisanie. Ta fraza z Białoszewskiego wdaje się konieczna, potrzebna, bo to jest właśnie clou. Krystyna Janda w felietonach, w dzienniku, także w wywiadach-rzekach, chociaż to zupełnie jednak inna kategoria, pisze sobą, poprzez siebie, poprzez życie.

Osiągnęła tak wiele, że nie musi wstydzić się skromności. Nie jest to jednak skromność afektowana – mnie nie wypada, takiej gwieździe – tylko prostota przyjrzenie się światu z całą ostrością i czułością jednocześnie.

Pisanie Jandy to także ostrość tonu. Ostrość, bo niewiele ma do stracenia, bo od dawna niczego już specjalnie nie musi udowadniać. Nie można jej ulepić na własne żądanie, albo sprawić, że zmieni poglądy, albo gust. Nie, już się nie zmieni.

Pisząc o politykach, o obyczaju, o przemocy w sferze publicznej, potrafi być kategoryczna. Ale to pisanie kobiety zrozpaczonej. Nie „Kobiety zawiedzionej” ze sztuki Simone du Beauvoir, którą  zagrała w spektaklu w reżyserii Magdy Umer i w Teatrze Telewizji, w reżyserii Andrzeja Barańskiego, ale kobiety zrozpaczonej, ponieważ wszystko, co budowała, o co walczyła, za czym tęskniła, rozpada się na jej oczach. Relacje międzyludzkie, system pogardy i język nienawiści, hejt, który stał się czymś powszednim, zwyczajowym.

Krystyna Janda dostrzega tę rzeczywistość w całej ostrości. Rzeczywistość poturbowaną latami rządów PiSu, covidem, wojną w Ukrainie i w Izraelu, przede wszystkim wojną polsko-polską, ludzko-ludzką. To przeraża ją najbardziej.

W tym kontekście dzienniki pisane w latach dwutysięcznych i wcześniej są zapisem szczęścia. Były problemy, były kłopoty, rozwiązanie współpracy z Teatrem Powszechnym, i spełniające się z wolna marzenie o otworzeniu własnego teatru, stresy, konflikty, obmowy, ale poza tym – szczęście.

Jandzie towarzyszył we wszystkim sprawdzony towarzyszysz życia, operator Edward Kłosiński, i nic nie zapowiadało, że to będą ostatnie ich szczęśliwe lata. Synowie mieszkali jeszcze z rodzicami,  i ukochana mama aktorki, i zwierzęta. Erozja zaczęła się później. Choroby, wyjazdy, śmierci. Milanówek z gwarnego i towarzyskiego miejsca-przystani, stał się z wolna samotnią wielkiej artystki, która pisać już nie chce. Ma dosyć.

Wielu rzeczy ma dosyć. Starannie decyduje się na to, co jeszcze daje jej satysfakcję. Teatr daje ją na pewno. Ale inne rzeczy już nie. Na pewno nie polityka. Na pewno nie w Polsce ad 2023.

***

Pisanie Krystyny Jandy, niekiedy prawdziwe perełki formy felietonowej, obserwacja ludzi i świata. I człowieka w świecie. Kogoś bliskiego.

Pięknie wita, jeszcze piękniej żegna. Zamiast bogatej metaforyki, dbałości o styl i ornamentykę wypowiedzi,  prawda o odchodzącym koledze aktorze, koleżance aktorce. O wspólnych latach. Bez wielu tytułów i dat, za to z pełnym empatii zrozumieniem dla tajemnicy wyjątkowości. Dlaczego portretowana, dlaczego portretowany, byli właśnie wyjątkowi? I na czym polegała ich wyjątkowość, w większym stopniu ludzka niż zawodowa.

Profesja, wiadomo, owacje, nagrody, a czasami całe lata milczenia, zawodowych pauz, wyczekiwania, i wtedy życie staje się ważniejsze. Życie się toczy, przetacza, przelewa, zawłaszcza chwilowo zawód, pozwalając łaskawie, żeby niekiedy wrócił falą, wrócił furią.

Ale Krystyna Janda, wspominając najważniejszych dla niej ludzi, jak Andrzeja Wajdę czy – z drugiej strony – niezrównaną opiekunkę domową, Honoratę, pisze o ludzkim charakterze. To bowiem charakter buduje osobowość. Charakter staje się z czasem niedościgłym wzorcem do naśladowania, albo krępującą przestrzenią dla milczenia, niedowierzania, niezgody.

Portrety wspomnieniowe Krystyny Jandy są odmienne niż jej teksty i obserwacje społeczne. Pisze niemal wyłącznie o tych, których lubi, szanuje, podziwia. O dobrych duchach fundacji, o starych najczęściej aktorach, dla których fundacja, teatry –  „Polonia” i „Och”, stały się przystanią na końcu drogi. Nawet jeżeli nie występowali na scenie, odwiedzali jej teatry, brali udział w wydarzeniach, premierach, opłatkach.

Czytając „Dzienniki” Krystyny Jandy, a wcześniej czytając je na bieżąco w internecie, uczyłem się poniekąd stosunku do starości, do starych, starszych ludzi.

Janda będąc dzisiaj sama – znowu cytując Mirona Białoszewskiego – „w okresie przedstarościowym” (nigdy nie ukrywała swojego wieku, a „My Way” to jej prezent na siedemdziesiąte urodziny), o starszych koleżankach i kolegach pisze wyłącznie czule i z wielką życzliwością. Wiek jest tylko umową. Liczy się zrozumienie dla tego, co nieosiągalne. Dawniej napisalibyśmy: „szacunek dla siwego włosa”. Było coś takiego, co dzisiaj, młodym zwłaszcza, wydaje się idiotyzmem, tym bardziej że ten włos często jest zafarbowany.

A Janda chce siwy włos (ten zafarbowany również) uszanować. W wielu wspomnieniach  pośmiertnych wylicza zasługi i znaczenie dla polskiej kultury, ale pisze przede wszystkim o tym, jakimi portretowani byli ludźmi. Pisze o ludzkim śladzie. O osadzie wspomnień.

O tym, co zostaje. Co w efekcie jest najważniejsze.

***

Półka z książkami z nazwiskiem Krystyny Jandy. Stoją obok siebie. Wywiady-rzeki, rozmowy z Bożeną Janicką i z Katarzyną Montgomery, „Moja droga B” – listy do przyjaciółki, Bożenny Biskupskiej, tom felietonów „Różowe tabletki na uspokojenie”, dzienniki pomieszczone w tomach „www.małpa.pl” oraz „www.małpa2.pl”, zapis rozmów „Moje rozmowy z dziećmi”, biografia „Zawodowiec kameleon”, pełna wersja „Dzienników”, czyli wydane w kilku tomach zapiski Krystyny Jandy z lat 2000-2006.

Sporo tego, a  nie jestem pewien, czy to już wszystko. Wierzę, że Krystyna Janda jeszcze nam o sobie pisarsko przypomni. Może dramatem? Może powieścią? Albo – uważam że byłby to świetny pomysł – tomem wspomnień o starych aktorach. Bo nikt, tak jak ona, nie potrafi o aktorach opowiadać.

Czekam na pisarstwo Krystyny Jandy inaczej niż na jej role filmowe czy teatralne. To zupełnie inny rodzaj oczekiwań. W teatrze ikona, siła kobiet i potęga. W pisaniu: malinowa herbata, papieros, czasem pet, psy i koty w Milanówku, i dzieci, i mama, i Edward, i życie, i złość na życie, że takie stało się w końcu dokuczliwe, i radość, że udało się je nam opowiedzieć tak, jak na to zasługiwało. Z wielkim śmiechem  i wcale nie mniejszą troską.

Wybierzcie, co wam pasuje.

Łukasz Maciejewski

07
Październik
2023
09:24

Marii i Marka - wszystkiego dobrego

Krystyna Janda: mam depresję narodową

Magdalena Rigamonti
04
Październik
2023
09:27

Rozalii i Franciszka - wszystkiego dobrego

OSTATNIA PROSTA DO WYBORÓW. To jest tym razem naprawdę walka o wszystko. Podobno najważniejsze , żeby uaktywnić KOBIETY. Moje zdziwienie, że trzeba je uaktywniać, nie ma granic. Przecież ta władza, boleśnie uderza właśnie w kobiety przede wszystkim. No nic, czekamy na 15 października z niepokojem i nadzieją na przebudzenie. Oby…

Ja ze złamaną noga , to zupełnie nowe istnienie. Wycofana z zabawy w życie, nie umiem się odnaleźć, staram się ale kuleję duchowo jak i fizycznie. Podobno do pewnego powrotu formy daleko, nawet po zdjęciu obowiązkowej w tej chwili ortezy. Po 1 listopada mam zacząć niby żyć na nowo aktywnie, wracam do grania i codziennych obowiązków w pełnym zakresie. Zobaczymy. Ciągle boli i spędzam z tego zupełnie już teraz nieprzespane noce.

Czytam, czytam, czytam. To moja jedyna pociecha. Pamiętniki, literatura związana z kobietami,  wróciłam do Erici Jang, (choć i ona dziś anachroniczna, tyle się zmieniło w naszych głowach). Czytam sztuki teatralne, no cóż, nie wile się nadaje do grania, choć na nasze możliwości zrobienia sześciu premier rocznie i tak tytułów godnych produkcji jest więcej. Ale to „las” do przeczesywania. Do końca roku jeszcze dwie premiery ” Władca much” Och-Teatrze i ” Na rauszu” w Teatrze Polonia, obie rzeczy bardzo interesujące. Po niewątpliwie wspaniale zrealizowanymi ” Na pierwsze rzut oka” z naprawdę wybitną rolą mojej córki i po ostatnim ” Pogo” ze wspaniałym do zdumienia Marcinem Hycnarem, poprzeczka poszybowała wysoko, mam nadzieję , że i te nowe premiery na które czekamy będą tak udane. W przyszłym roku 2024 zaplanowaliśmy jak zwykle sześć premier, a to także rok jubileuszy, Jerzego Stuhra, który ma się żegnać z widownią „Geniuszem” pana Słobodzianka, potem „Ciemny grylaż” wspaniały tekst sprzed lat Stanisława Tyma, nowy tekst Szymona Majewskiego, jeszcze nie skończony , no i jubileusz Janka Peszka który będziemy święcić przedstawieniem według tekstu Jarosława Mikołajewskiego ” Sztuka wywiadu”, w Och-Teatrze „Czułe słówka” i  „Amatorki” Jelinek…będzie się działo. Zobaczymy co to będzie za czas, w jakiej rzeczywistości. Wszystko zależy od tego 15 października.

Słuchamy wszyscy ( wszyscy myślę mĻj krąg znajomych i przyjaciół) na Youtoubie, wykładu inauguracyjnego nowy rok akademicki w SGGW, wykładu profesora Andrzeja Krakowskiego i zachwycamy się. Każdy powinien tego wysłuchać, szczególnie młodzież.

Dziś pierwsza próba czytana ” Na rauszu” w Teatrze Polonia, pójdę posłuchać z przyjemnością a Państwu życzę dobrego dnia.

28
Wrzesień
2023
12:31

Marka i Wacława - wszystkiego dobrego

tak, tydzień temu złamałam nogę, w jak się okazało dość skomplikowany sposób. Kości śródstopia z lekkim przemieszczeniem. Bez konieczności operacji ale to zostanie ocenione w poniedziałek, po kolejnej konsultacji. Zostały odwołane wszystkie moje czy ze mną przedstawienia, jedyne co mogę grać to MY WAY na siedząco. Te spektakle teraz, to jedyna moja pociecha, poza tym nieruchomość to najlepsze lekarstwo w tej chwili.
siedzę patrzę w jesienny ogród, czytam, planuję a przede wszystkim czekam na 15 października na wynik wyborów, jak wszyscy.
pozdrawiam i wszystkiego dobrego. Uważajcie Mili na siebie, mój wypadek to pośpiech i nieuwaga.

Wpis na FB pani MAŁGORZATY NATALII

Są takie momenty, kiedy słowa stają się za ciasne, żeby za ich pomocą wyrazić czy opisać jakieś zdarzenie.
27/09/2023, w środę, w Teatrze Polonia, w zastępstwie odwołanych „Alei zasłużonych” do repertuaru dołącza dodatkowy spektakl „My way”. Wiemy już, że Pani Krystyna uległa kontuzji nogi, ale podejmuje decyzję, by kontynuować wieczory ze swoim monologiem w roli głównej w całej Polsce. W scenografii pojawia się dodatkowy element – krzesło. Patrzę na to stojące, puste krzesło i trzęsę się jak galareta. Wcześniej go nie było a teraz jest i wiem co oznacza. To krzesło boli… Pani Krystyna wchodzi na scenę samodzielnie, powolutku dociera do swojego krzesła. I zaczyna na tym krześle „rozrabiać” tak, że znikają i problemy z nogą jak i wszystkie inne. Na chwilę znikają. I ten wieczór staje się dziwnie inny, przez co wyjątkowy. Łączy nas jakieś spoiwo, jakaś jedność, czuć ją na sali, wokół, nagle jest tak kameralnie, tak intymnie i spokojnie jak nigdy wcześniej na tej sali. Nawet w naszym śmiechu jest coś subtelnego i delikatnego. Coś takiego się wydarza, otwiera, czego nie da się opisać nie będąc częścią tego doświadczenia. Publiczność odpowiada tym samym językiem, wspiera, rozumie znaczenie ważnych słów. Siedząca obok mnie starsza Pani na dźwięk muzyki układa ręce w koszyczek, podsuwa je pod brodę i delektuje się zakończeniem. Jeszcze przed wejściem na widownię doczytuję kilka zdań z dziennika Pani Krystyny i trafiam na takie pod datą 21 kwietnia 2003: „Patrzenie w przyszłość stało się przyjemne, od kiedy już minęło mi młodzieńcze napięcie, a zastąpiła go radość z pracy i życia. Jaka to ulga być dorosłym, a raczej dojrzałym”. I ta radość, ta ulga, ta dojrzałość dokładnie się zjawiła i udzielila. Poniosła, udźwignęła rzeczy, których nie da objąć jedynie logicznym myśleniem. Udowodniliśmy wspólnie, że teatr jest i znaczy dla nas dziś już coś więcej i nie kończy się po opadnięciu kurtyny i zgaszeniu świateł.
Pani Krystyno, dziękuję dzielna Calineczko, niech do czasu wyzdrowienia ta dzielna moc niesie Panią lekko na skrzydłach po całej Polsce
Teatr Polonia, Kinga Smolińska, Krzysztof Wołyniec – dziękuję za piękne zaopiekowanie się Panią Krystyną
Widzowie owego spotkania – byliście piękni. Pozostawcie, proszę od siebie Pani Krystynie miłe słowo, wyślijcie serduszko, światełko, pokażcie, że jesteście, wesprzyjcie, podziękujcie. Każdy z tych gestów będzie ważny i potrzebny.
Krystyna Janda
TEATR POLONIA

16
Sierpień
2023
06:56

Rocha i Joachima - wszystkiego dobrego

Pozwalam sobie zamieścić i tutaj. Pan Sylwester Kostecki:

Wczoraj byłem w nowym Teatrze Polskim w Szczecinie na fenomenalnym spektaklu Krystyny Jandy „My way”.
Ok. 2 godz. tzw. monologu, ale to nie był monolog, to był cały TEATR.
Serce, dusza, emocje, radość i wzruszenie, narodziny i śmierć, śmiech i łzy – całe życie jak na dłoni. Ani chwili nie odpuściła widowni. Cała widownia (po raz czwarty w ciągu dwóch dni pełniutka) od pierwszych słów „chwycona za twarz” i nie odpuszczona nawet na moment.
Wielka SZTUKA, wielka AKTORKA, piękny CZŁOWIEK.
W nocy śnił mi się jakby ciąg dalszy.
Do tej chwili jestem pod wrażeniem, nie mogę przestać o tym myśleć.
Chce mi się krzyczeć jak najgłośniej:
Krystyna Janda – KOCHAM CIĘ !!!
❤️❤️❤️🥰❤️❤️❤️
(fot. Internet)

13
Sierpień
2023
09:18

Hipolita i Diany - wszystkiego dobrego

Jestem w Szczecinie, gram MY WAY w nowo otwartym po przebudowie, wspaniałym Teatrze Polskim, 4 spektakle w dwa dni, jestem zmęczona, schodzę ze sceny nieżywa. Czy to już tak będzie?

13
Lipiec
2023
15:43

Ernesta i Małgorzaty - wszystkiego dobrego

Oto panna Kociołek. Kociołek jest w żałobie od 19 czerwca 2023 roku, kiedy umarła jej pani, chociaż określenie „czyjaś pani” do Marii Bojarskiej nie pasuje, raczej przyjaciółka czy opiekunka. Już ponad miesiąc smutna Kociołek nie rusza się prawie, siedzi zamyślona, boi się każdego szelestu, ale wydaje mi się, że z dnia na dzień, nabiera bardzo filozoficznej postawy, do świata i otoczenia. Tym otoczeniem jestem ja i moje trzy koty. Psy do niej nie zaglądają, ale ona pewnie wie, że gdzieś w pobliżu są też one. Kociołek ma 10 lat i nigdy nie wychodziła z warszawskiego mieszkania Marii. Była kotką Marii, po Jej śmierci zamieszkała w Milanówku. Oddałam jej pokój i chronię jej samotność. Dotąd z tego pokoju nie wyszła. Otacza ją smutek czy melancholia, rozumiem ją.

Siostry Bojarskie, Anna I Maria przed laty napisały scenariusz do serialu Modrzejewska. Spotykałyśmy się wtedy i potem często. Byłam sąsiadką Jana Łomnickiego, reżysera serialu, brata Tadeusza Łomnickiego męża Marii. Tadeusz i Siostry B. odwiedzali nasz zakątek Warszawy często, opowieściom, żartom, przytykom i złośliwościom z wielką miłością, szacunkiem i sympatią w tle, nie było końca. Siostry się nie rozstawały, jak mówił Tadeusz -są nierozłączne do tego stopnia, że pewnego dnia wpadły razem pod autobus na trasie W-Z, a ja nie wiem czy jestem mężem jednej czy dwóch.

Anna była pisarką o burzliwym życiorysie, marzyłam kiedyś i przygotowywałam się do zrobienia filmu, a potem teatru TV, z Jej książki „JA”. Nie pozwolono mi na to. Maria była teatrolożką i pisarką, autorką świetnej książki o Mieczysławie Ćwiklińskiej i uwielbianej przeze mnie książki „Król Lir nie żyje” napisanej po śmierci męża, Tadeusza Łomnickiego. Była często gościem naszych premier w Teatrze Polonia. Zmarła niespodziewanie.

Była taka noc, zadzwoniła Anna z Paryża, rozmawiałyśmy, w trakcie rozmowy nagle zrozumiałam, że zamierza popełnić tej nocy samobójstwo, zadzwoniłam do Marii, która była tak jak ja w Warszawie. Maria zadzwoniła dalej. Wysłała kogoś nocą do Anny w Paryżu. Potem usłyszałam – uratowałaś jej życie. Nie wiem. Wszystko to było wtedy, tak skomplikowane.

Dziś nie ma obu Sióstr B. (jest książka, autorstwa obu, pod tym tytułem) Kobiet niezwykłych, intrygujących. Kiedy myślę o nich obu widzę drżenie i słabość a jednocześnie odwagę i moc. Co mogę zrobić oprócz pamięci, zaopiekować się 10 – letnią kotką – żałobnicą. Podobno o trudnym charakterze.

…Panno Kociołek, wracam z pogrzebu twojej Marii, żałuj, że cię tam nie było. Było niezwykle. Pięknie i oryginalnie. W trakcie pożegnania rozpętała się nad cmentarzem afrykańska burza z piorunami. Przyjaciele mówili piękne, czułe słowa, przypominano zdania i czytano fragmenty twórczości. Maria – kto ma odwagę nosić to imię? Jestem jednoosobową odmiennością – mówiła. Każdy jest jednoosobową odmiennością. Panno Kociołek, była muzyka, wybrana przez samą Marię na okoliczność ewentualnego pogrzebu, w końcu zaniesiono Jej prochy do grobu, tak jak przed laty prochy Jej męża, w akompaniamencie tej samej piosenki „Dance Me” Cohena. Złożono prochy w grobie obok niego, w strugach gorącego deszczu. Są razem. Spokojni.

Panno Kociołek, jak długo będzie trwała twoja żałoba i lęk? Wyjdziesz kiedyś z tego pokoju? Twoja nowa przyjaciółka.

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.