06
Lipiec
2006
07:07

Teatr Porażki i sukcesy warszawskich scen w sezonie 2005/2006

Życie Warszawy
Nieświeża krew
Teatr Porażki i sukcesy warszawskich scen w sezonie 2005/2006

Kończy się sezon, który upłynął pod znakiem buńczucznych haseł bez pokrycia, nachalnej promocji słabeuszy i kłopotów niezależnych scen. Nudno już było. Tak głupio jak w tym sezonie – jeszcze nie.

Mijający sezon obfitował nie tyle w dobre spektakle, co w manifesty i listy otwarte ludzi teatru.

Orzeł nie poleciał

List otwarty Joanny Szczepkowskiej uchylał przed widzem drzwi do sali prób Teatru Powszechnego, gdzie doszło do awantury między aktorką a Zbigniewem Zapasiewiczem, reżyserem spektaklu „John Gabriel Borkman”. Po zerwaniu współpracy Szczepkowska ogłosiła listę swoich stanów emocjonalnych, których wykorzystanie w spektaklu uzna za plagiat. Lista ta, jako bezprecedensowa, przejdzie zapewne do historii polskiego teatru.

Nie przejdzie natomiast buńczuczna akcja „Trans-fuzja”, wzniecona przez studentów, którym zapału, by rewolucjonizować warszawskie sceny, starczyło na manifest i zapalenie paru zniczy pod wybranymi teatrami. Chcieli przetoczyć teatrowi świeżą krew i nim znaleźli na to choć jeden sensowny sposób, sami zasłabli. Tymczasem krew tryskała w teatrze Rozmaitości. Grzegorz Jarzyna urywał tu łeb orłu białemu, żeby – jak tłumaczył w stosownej odezwie – zobaczyć, co orzeł ma w środku i by wystawiać na podstawie tego, co tam zobaczy, spektakle o Polsce. Tak zrodził się projekt TR/PL. Jednak, jak pisał Wyspiański: „człek człekowi nie dorówna (…)/nie polezie orzeł w gówna”. I te piękne skrzydlate słowa najlepiej podsumowują efekty projektu TR/PL. Projektu, który zdeprecjonował najmocniejszą do tej pory warszawską scenę.

Galopada myśli

O Polsce nie mówiło się w Rozmaitościach wcale. W ogóle nie mówiło się zbyt wiele, jako że większość osób dopuszczonych przez Jarzynę do głosu nie była w stanie sklecić z sensem paru zdań. Na pięć wystawionych w tym sezonie spektakli tylko dwa nie urągały rozumowi. To „Benvolio i Rozalina” Redbada Klynstry (poza projektem TR/PL) oraz „Cokolwiek się zdarzy, kocham cię” Przemysława Wojcieszka.

Natomiast w efekcie wytężonej pracy dramaturgicznej na rzecz Rozmaitości powstało sporo kuriozalnych tekstów, z których aż trzy zostały zrealizowane. „Helena S.” Moniki Powalisz w reżyserii Aleksandry Koniecznej, „Weź, przestań” Jana Klaty i „Strefa działań wojennych” Michała Bajera w reżyserii Natalii Korczakowskiej to spektakle, dla których dotychczasowe kryteria, pozwalające opisać i ocenić spektakl, wydają się niewystarczające. Trudno bowiem przeanalizować treść sztuki pozbawionej treści i będącej wyrazem bezładnej galopady myśli, jaka nęka zwykle niezdrowo podnieconych nastolatków, a z czasem bezboleśnie przechodzi. Trudno opisać spektakl niemający konstrukcji, oparty na monosylabach i z trudem zahaczających o siebie dialogach, z postaciami obstalowanymi „na płask”. Mistrzem tej formy, poklepywanym obłudnie po plecach przez nieformalnych rzeczników prasowych, jest Jan Klata. Instytut Teatralny uhonorował go przeglądem Klata Fest.

Takiej imprezy jeszcze w Warszawie nie było. Ukazał się specjalny, monograficzny numer „Notatnika Teatralnego” poświęcony młodemu reżyserowi, odbyto także dyskusję panelową o jego twórczości. Ściągnięto do stolicy niemal wszystkie spektakle trzydziestolatka. Wychodzili z nich nie tylko ludzie teatru, których Klata nazywa „teatralnymi wujami”, ale i zwykli widzowie.

Pokaz siły

O sukcesach i porażkach mijającego sezonu nikt w Biurze Teatru nie chciał wczoraj rozmawiać – ani dyrektor Janusz Pietkiewicz, ani jego prawa ręka Katarzyna Kępińska. Nie jest to dla urzędników miejskich temat łatwy, biorąc pod uwagę, że jednym z najbardziej spektakularnych w tym sezonie posunięć miasta w dziedzinie kultury było zamknięcie kontrowersyjnej sceny Le Madame. Dla artystów występujących w Le Madame nie znalazłoby się też miejsce na kosztującej ponad 500 tys. zł paradzie teatrów, będącej pokazem siły i dobrobytu, w jaki opływają miejskie, coraz bardziej gnuśne, teatry.

Gorzej mają się sceny niezależne, których niedawny wysyp sygnalizował jakiś inny niż pozorny ruch na mapie teatralnej stolicy. Od kilku miesięcy nie działa Laboratorium Tadeusza Słobodzianka w kinie Przodownik (przy ul. Olesińskiej) z powodu trudności z uzyskaniem praw do lokalu. Ledwo trzyma się na powierzchni Wytwórnia w Koneserze, której fabryka grozi niebotycznymi czynszami, a burmistrz Pragi wykręca się z obiecanych na spektakle pieniędzy.

Nie ruszył też dawno planowany przez miasto remont teatru Rozmaitości. Scena ta, podobnie jak Współczesny, Roma i Ateneum, ma wciąż nieuregulowane sprawy własności, co uniemożliwia modernizację wszystkich tych miejsc.

Na kraterze

Ubyło stolicy Le Madame, przybyła za to Polonia założona przez lubiącą sporty ekstremalne Krystynę Jandę. I teatr ten jest niewątpliwie jednym z największych sukcesów tego sezonu. Powstał z prywatnych pieniędzy, dotrwał do wakacji i mimo że w miejscu, gdzie ma znajdować się scena, widnieje na razie dziura wielkości krateru, dał kilka interesujących premier. Niemal żaden z sowicie dotowanych teatrów z tego ostatniego, najważniejszego wobec widzów zobowiązania uczciwie się nie wywiązał.

Data: 2006-06-20

IZA NATASZA CZAPSKA

http://www.zw.com.pl/apps/a/tekst.jsp?place=zw2_a_ListNews1&news_id=89205

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.