20
Styczeń
2012
00:01

SEKS WEDŁUG JANDY

Seks według Krystyny Jandy

– Od dawna chciałam Dorotę Kolak i Mirosława Bakę ściągnąć do Warszawy, żeby u nas zagrali. Szczerze mówiąc, najpierw byli oni, a potem dopasowywaliśmy do nich tekst – mówi KRYSTYNA JANDA, która w Teatrze Wybrzeże reżyseruje komedię „Seks dla opornych”. Polska prapremiera sztuki już dziś w Sopocie.

«”Seks dla opornych” będzie pierwszym przedstawieniem wyreżyserowanym przez Krystynę Jandę w Trójmieście. Sztuka, która nosi oryginalny tytuł „Sexy Laundry”, to największy przebój kanadyjskiej dramatopisarki Michele Riml. Cala akcja, rozpisana tylko na dwie postacie, toczy się w pokoju hotelowym. Małżeństwo ze sporym bagażem doświadczeń i blisko trzydziestoletnim stażem zatrzymuje się tam na romantyczny weekend. Chcą pobudzić nieco wygasłą namiętność, w czym pomóc ma im tytułowy przewodnik. Jednak wyjazd staje się przede wszystkim pretekstem do momentami bolesnego rozliczenia się z ich związkiem.

Krystyna Janda, reżyserka „Seksu dla opornych”, to zdecydowanie jedna z największych polskich aktorek. Debiutowała (i to w jakim stylu) u Andrzeja Wajdy w „Człowieku z marmuru”. Do dziś na swoim koncie ma kilkadziesiąt dużych ról filmowych – także za granicą – oraz dziesiątki nagród za nie. Wśród obrazów, w których występowała, znaleźć można sporo tytułów silnie związanych z Gdańskiem, jak „Człowiek z żelaza” Wajdy czy „Wróżby kumaka” Roberta Glińskiego – czyli ekranizacja jednej z powieści Guntera Grassa.

Pomimo licznych sukcesów filmowych Krystyna Janda parę lat temu zdecydowała się w większym stopniu poświęcić teatrowi. A dokładniej: prowadzić jeden z nich. Teatr Polonia – pierwsza prywatna scena dramatyczna w III RP – rozpoczął działalność w 2006 roku, w budynku blisko warszawskiego placu Konstytucji, dawnej sali kina Polonia. W zeszłym roku pod szyldem Fundacji Krystyny Jandy na rzecz Kultury wystartowała druga scena, Och-Teatr na warszawskiej Ochocie. Krystyna Janda regularnie w obu teatrach występuje i reżyseruje, przez sceny – które nie mają stałego zespołu – przewijają się najsławniejsi polscy aktorzy. Już niedługo dołączy do nich gdański duet: Dorota Kolak oraz Mirosław Baka.

Ta para to największe gwiazdy Teatru Wybrzeże; aktorzy z tą sceną związani są nieprzerwanie od lat 80. zeszłego wieku. Wydaje się, że w Trójmieście ich sławę porównać można spokojnie z rozpoznawalnością reżyserki „Seksu dla opornych”. To zasługa dziesiątek wyśmienitych ról teatralnych i porywającej gry. Dorota Kolak i Mirosław Baka niejednokrotnie występowali na scenie razem (ostatnio pod koniec zeszłego roku w „Na początku był dom” Doris Lessing w reżyserii Anny Augustynowicz), nieodmiennie z doskonałym efektem. Niedługo przekonają się o tym widzowie w Warszawie: od 12 lutego „Seks dla opornych” grany będzie na deskach Teatru Polonia.

 

***

Rozmowa z Krystyną Jandą:

 

Mirosław Baran: „Seks dla opornych” jest bardzo prostą historią. Co w niej jest takiego, że postanowiła pani przenieść ją na scenę?

 

Krystyna Janda: Ta sztuka jest nie tylko prostą, ale wręcz banalną historią. Natomiast w bardzo precyzyjny sposób nazywa trudne czasem do wyrażenia rzeczy. Jest napisana naprawdę dobrym dialogiem, opowiadającym o sprawach, o których pewnie wszyscy wiemy, ale musimy czasem je sobie przypominać co jakiś czas. Szczególnie, jeśli chcemy z kimś przeżyć życie z sensem. Pracując nad przedstawieniem, oglądam w kółko próby i na nowo wciąż zaskakuje mnie ten tekst. Poza tym ta sztuka, napisanajako partytura dla dwójki dojrzałych aktorów, daje wielkie pole do popisu. Niewiele jest takich współczesnych tekstów.

Dyrektor Teatru Wybrzeże Adam Orzechowski zaproponował mi kilka tekstów do wyboru. Ponieważ spektakl będzie grany i w Trójmieście, i w Teatrze Polonia w Warszawie, to myślałam o czymś, co będzie dobre dla obu tych scen.

 

Sztuka Riml balansuje pomiędzy szlachetną komedią i farsą…

 

– U nas jest to komedia. Zupełnie zrezygnowaliśmy z rozwiązań farsowych, na coś zupełnie innego położyliśmy nacisk. Wyszedł nam w efekcie gatunek wjakiś sposób bliski komediodramatowi. Oczywiście żal nam wszystkich żartów sytuacyjnych, które wycięliśmy, ale zyskjest ogromny. Widziałam już spektakl z publicznością, i dokładnie jest tak, jak marzyłam. Publiczność wybucha śmiechem i cichnie momentalnie, kiedy sprawy stają się poważne czy wzruszające. Myślę, że ten tekst i spektakl będzie potrzebny ludziom. Zrobiłam już jeden zamknięty pokaz w Warszawie, dla ludzi z naszej fundacji. Zrobiło to na nich

wrażenie. Nawet jedna z pań chciała się od razu rozwieść (śmiech). Jestem zdumiona, bo przecieżjest to apoteoza małżeństwa i związków wszelkich.

 

Wybrała pani do obsady swojego spektaklu dwie największe gwiazdy Teatru Wybrzeże.

 

– Od dawna chciałam i panią Dorotę Kolak, i pana Mirosława Bakę ściągnąć do Warszawy, żeby u nas zagrali. Szczerze mówiąc, najpierw byli oni, ta obsada, a potem dopasowywaliśmy do nich tekst. A sztuka Riml jest jakby specjalnie wymyślona dla tego wspaniałego duetu aktorskiego. Jest to absolutna partytura koncertowa dla aktorów.

 

Gdy ogłoszono, że będzie pani reżyserować w Teatrze Wybrzeże, to była mowa o innym tytule – „Baby są jakieś inne” Marka Koterskiego. Co się stało, że do tej premiery nie doszło?

 

– Było dużo perypetii z tym tekstem. Pomysł na jego wystawienie pojawił się już dwa lata temu, zanim pan Marek zaczął pracę nad swoim filmem. Gdy przygotowania do produkcji filmu ruszyły, pan Marek Koterski powiedział, że woli, abyśmy poczekali z premierą w teatrze, aż „Baby sąjakieś inne” pojawią się w kinach. W międzyczasie zdecydowaliśmy się więc na „Seks dla opornych”.

 

Czy ten spektakl jest początkiem stałej współpracy Wybrzeża i Polonii?

 

– To jest współpraca, współprodukcja mojej fundacji i Teatru Wybrzeże. Jeśli chodzi o fundację i mnie, bardzo chętnie. Choć zrealizowanie tego spektaklu było możliwe tylko dlatego, że prawie wszystkie próby odbyły się w Warszawie, bo ja co wieczór gram. W związku z tym na dłuższą metę współpraca wymagająca mojej nieobecności w Warszawie jest niemożliwa. Teatr Polonia i Och-Teatr wymagają mojej ciągłej obecności. „Seks dla opornych” udało się przygotować, bo pani Dorota Kolak i pan Mirosław Baka mieli w Warszawie jeszcze inne zajęcia, zdjęcia, mogliśmy się więc w ciągu dnia spotykać na próby.

 

Pytam o współpracę, bo w Teatrze Wybrzeże już w lutym odbędzie się prapremiera „Ciał obcych” Julii Holewińskiej, zdobywczyni Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej 2010. A pierwotnie spektakl miał trafić na deski pani Teatru Polonia. To przypadek?

 

– Faktycznie, byliśmy już umówieni na premierę w Warszawie. Wielkim zwolennikiem tego tekstu jest Jerzy Stuhr, który miał go zresztą reżyserować. Ja miałam w nim grać główną rolę – mężczyzny, który chce zmienić płeć. Jak wiadomo, pan Jerzy z powodu choroby musiał przerwać pracę; zobaczymy, jakie będą rezultaty jego leczenia. „Ciała obce” to tekst bardzo gorący. Gdy zwrócił się do mnie dyrektor Teatru Wybrzeże z pytaniem o ten tekst, rozumiałam, że nie możemy dalej blokować jego wystawienia, bo zasługuje on na jak najszybszą premierę. W efekcie zwolniliśmy tekst bez żadnych warunków.

 

Jak pani, wybitnej aktorce, pracuje się nad reżyserią spektakli?

 

– To zawsze dla mnie trochę dziwna sytuacja, ale i radosna. Niestety, często wchodzę na scenę w trakcie prób i „pokazuję”, zamiast opowiadać, bo dla mnie to dużo prostsze, a poza tym grając, można moim zdaniem dużo więcej przekazać intencji i odcieni, niż opowiadając o nich. Skraca się czas. Ale karcę się za to i staram się robić to jak najrzadziej, zostawiać aktorom wolność. Uwielbiam pracować z aktorami, kolegami. W pracy w teatrze nie bawią mnie wielkie inscenizacje. To lubię wykorzystywać przy pracy w Teatrze Telewizji, jak to zrobiłam chociażby w „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” czy „Związku otwartym”. Technika telewizyjna daje takie możliwości i jest bardzo inspirująca. Ale w teatrze zawsze stawiam na aktorów. Cała moja reżyseria polega przede wszystkim na ustaleniu tematu akcentowanego, charakterów, wymowy całości, wspólnego gustu, priorytetów, także światopoglądowych. Gdy to się uda, cala resztajest już czystą przyjemnością. No a tzw. reżyseria to już rzemiosło, które posiadam.

 

Jest pani ulubioną aktorką Andrzeja Wajdy, który właśnie w Gdańsku kręci film o Lechu Wałęsie. Nie żałuje pani, że w nim nie występuje?

 

– Nie znam scenariusza. Jeżeli Andrzej mnie nie zaprosił, to pewnie nie byłam mu tym razem potrzebna. Myślę, że to trudny film… i bardzo ważny. Wstrzymałam oddech…

 

Trudny jak temat i bohater.

 

– Dobrze, że ten film robi właśnie Andrzej Wajda. I w tym sensie żałuję, że nie mogę się też pod nim podpisać, nie grając. Myślę, że należymy oboje z panem Wajdą do tych, którzy Lecha Wałęsę oceniają jednoznacznie pozytywnie, nie mamy w tej kwestii żadnych wątpliwości. Ten punkt widzenia był już widoczny w „Człowieku z żelaza”. Poza tym ten film silnie związał nas emocjonalnie i z Wałęsą, i z Solidarnością, i z Wybrzeżem. Wiem, że Andrzej Wajda, choćby nie miał sił, to „Wałęsę” i tak nakręci, bo uważa, że to jego obowiązek.

 

Mówiła pani o wielu obowiązkach w pracy w teatrach. Jak udaje się pani łączyć je z grą w filmach?

 

– Nie udaje mi się.

 

Jak to? Przecież zobaczymy panią chociażby w nowym filmie Małgorzaty Szumowskiej „Sponsoring”.

 

– W przypadku „Sponsoringu” to był zaledwie jeden czy dwa dni zdjęciowe, mały epizodzik. Poleciałam na plan do Kolonii, zagrałam i wróciłam do Warszawy. Teatry zmusiły mnie do całkowitej rezygnacji ze wszystkiego innego. W tym roku odmówiłam już kilku rzeczy. Trudno.

 

Nie szkoda pani?

 

– Nie. Jestem dorosła, podjęłam taką decyzję.»

„Seks według Krystyny Jandy”
Mirosław Baran
Gazeta Wyborcza – Trójmiasto nr 16
20-01-2012
© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.