31
Marzec
2003
20:03

POROZMAWIAJMY O ŻYCIU I ŚMIERCI. Teatr TV 2003. Reż. Krystyna Janda

zobacz więcej zdjęć (30)

POROZMAWIAJMY O ŻYCIU I ŚMIERCI

Tytuł: POROZMAWIAJMY O ŻYCIU I ŚMIERCI

Rok: 2002

Dane techniczne:
Barwny. 55 min. Premiera: 31.03.2003

Opis:
Sztuka młodego, polskiego dramaturga. Obraz codziennej, miałkiej egzystencji ludzi pozbawionych zasad moralnych, niezdolnych do odczuwania uczuć wyższych, kierujących się egoizmem i żądzą zysku, posługujących się nawet w kontaktach z najbliższymi osobami nielojalnością, kłamstwem, zdradą, a jednocześnie głęboko skrywających dojmujące poczucie samotności i tęsknotę za wielką miłością.
Bohaterowie sztuki – ojciec, matka i dorosły syn – to rodzina, jakich wiele w całej Polsce. Żyją pośpiesznie, z „komórką” przy uchu, niby razem, ale zupełnie obok siebie, obojętni na cudze problemy, nieświadomi ich. Nawet nie rozmawiają ze sobą, bo trudno nazwać rozmową zdawkowe: „Wszystko w porządku? – Tak. – Chcesz czegoś ode mnie? – Nie.” On – prywatny przedsiębiorca w średnim wieku, właściciel warsztatu samochodowego, dorobił się pewnego majątku, jest kimś w lokalnej społeczności. Ma rozległe znajomości, potrafi „zakombinować”. Świetnie sobie radzi i jest dumny ze swej zaradności. Z żoną od dawna mu się nie układa, młodzieńcza miłość zniknęła bez śladu. Na szczęście, są kochanki. Jednej z nich kupił nawet domek na Mazurach. Weekendowe wypady pozwalają mu znowu poczuć się prawdziwym mężczyzną.
Ona – kobieta nadal atrakcyjna, świadoma swoich atutów i oczekująca wiele od życia. Lubi się podobać i nie ma skrupułów odbijając narzeczonego najlepszej przyjaciółce. Zresztą, o co tyle hałasu? Tylko się z nim przespała.
Wreszcie ich syn, Paweł – student, ale nauka mu nie w głowie. Znacznie bardziej zaprząta go robienie „kasy”. Chce się szybko ustawić. Handluje narkotykami, uwielbia zakrapiane imprezki, szybkie samochody, ostre panienki. Jedną ma na stałe, ale pech chce, że Kaśka zaszła w ciążę. Co gorsza, pragnie urodzić. Trzeba się z tego wyplątać, jeszcze nie pora na ślub i pieluchy. Paweł zapewnia dziewczynę, że ją kocha i ożeni się z nią, ale później. O swoich perypetiach opowiada kumplowi.
Nerwowych chwil los nie oszczędził także ojcu: na jego warsztat napadli bandyci, grozili bronią, niewiele brakowało, a znaleźliby forsę. Już po wszystkim mężczyzna relacjonuje koledze, co czuł w tych dramatycznych chwilach. Przed kimś musi się przecież wygadać. Prawdziwe nieszczęście spada na matkę: dowiaduje się, że ma raka piersi, konieczna jest operacja. Kobieta jest przerażona, wypłakuje się w słuchawkę przyjaciółkom. Po operacji wraca do domu już inna. Otarła się o śmierć, coś w niej pękło. Nie potrafi dłużej skrywać nienawiści, pogardy i rozżalenia wobec męża i syna. Oni nie pozostają jej dłużni.
Silnym kontrapunktem dla obrazków rodzajowych amoralnej, podłej egzystencji całej trójki są sceny męki Pańskiej – ofiary Jezusa złożonej dla odkupienia ludzkich win. Jakże nieskuteczna, niemal niepotrzebna wydaje się ta ofiara. Rozdźwięk pomiędzy sacrum i profanum podkreśla niespokojna, rozedrgana muzyka Krzysztofa Knittla towarzysząca pełnym ekspresji scenom pasyjnym w opracowaniu Ewy Wycichowskiej. [PAT]

Autor: Krzysztof Bizio
Scenariusz: Krystyna Janda
Reżyseria: Krystyna Janda
Współpraca reżyserska: Elżbieta Turska
Asystent reżysera: Justyna Kopik-Nagłowska (nie występuje w czołówce)
Zdjęcia: Edward Kłosiński
Operator kamery: Jan Holoubek
Współpraca operatorska: Igor Grątkowski , Sławomir Grinka ,Piotr Kryska , Henryk Bazydło , Artur Łapot , Piotr Kunowski
Scenografia: Maciej Putowski
Współpraca scenograficzna: Joanna Lelanow , Sophie Kumpera, Tadeusz Kołdyj
Współpraca kostiumograficzna: Marzena Wardzyk , Anna Kiljańska , Karolina Sawicka , Anna Rychlik
Muzyka: Krzysztof Knittel
Współpraca muzyczna: Jorgos Skolias
Choreografia: Ewa Wycichowska (sceny pasyjne)
Dźwięk: Michał Muzyka , Wacław Pilkowski , Zbigniew Sadowski ,Maciej Kuczkowski
Montaż: Milenia Fiedler
Współpraca montażowa: Dariusz Wężowski
Charakteryzacja: Magdalena Łęcka , Izabela Andrys
Opracowanie graficzne: Bartek Macias , Marek Andrychowski ,Wojciech Kukiełka
Redaktor prowadzący: Zbigniew Dzięgiel
Kierownictwo produkcji: Małgorzata Jurczak
Kierownictwo planu: Leszek Jarosz
Sekretariat planu: Rafał Rossa
Współpraca produkcyjna: Grzegorz Łozowski , Maria Stefaniak ,Anna Jakimiak , Henryk Bogusz
Producent wykonawczy: Paweł Rakowski
Produkcja wykonawcza: Skorpion Art
Produkcja: Telewizja Polska – Agencja Filmowa (Teatr Telewizji Program I TVP S.A.)
Obsada aktorska: Krystyna Janda (Matka Pawła), Jerzy Stuhr(Ojciec Pawła), Borys Szyc (Paweł), Krzysztof Raczkowski(Chrystus), Polski Teatr Tańca (pod dyrekcją Ewy Wycichowskiej)

Nagrody
2003 Krystyna Janda Sopot (Krajowy Festiwal Teatru Polskiego Radia i Teatru TV „Dwa Teatry”)-nagroda za reżyserię

EKSPLIKACJA REŻYSERSKA DOTYCZĄCA TEKSTU „POROZMAWIAJMY O ŻYCIU I ŚMIERCI” KRZYSZTOFA BIZIO.

Tekst pana Krzysztofa Bizio „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” wydał mi się interesujący, ponieważ rejestruje on jak się wydaje nasze wyobrażenie o współczesnym, małym, marnym, podłym człowieku, żyjącym gdzieś tu, obok nas. O człowieku bez zasad, moralności, wartości, niezdolnym do odczuwania uczuć wyższych i kierowania się w życiu wyższym celem i myślą. Co więcej prostota zapisu, trafność wyboru dręczących bohaterów problemów, język jakim się posługują, jest syntezą małego realizmu, codziennością tak dosłowną, że pozwala na myślenie o uogólnieniu i zachęca do podniesienia tego przykładu marnego, podłego życia, do wymiaru tragedii.

Czytając ten tekst przyszło mi do głowy, że gdyby dokonać zabiegu zderzenia go z symbolem, jakim jest śmierć Jezusa, męczeństwo Chrystusa, poniesione dla odkupienia win ludzkich, ustawiłoby to całość tekstu, jego wyraźne zresztą, przesłanie na zupełnie innym poziomie, a pociągające mnie uogólnienie i nadanie temu zapisowi wyższego sensu, byłoby w sposób czytelny i piękny zrealizowane.

Mielibyśmy trzy postaci Matkę, Ojca i Syna – troje małych, codziennych ludzi, posługuacych się kłamstwem, zdradą, nielojalnością, okrucieństwem, brakiem miłości, morderstwem- jakim jest w oczach kościoła usuniecie ciąży, na co dzień. Ludzi przypominających każdego z nas i każdego z tych, których mijamy na ulicy. Ludzi w tej interpretacji rozgrywających swoje podłości, na tle wielkiego dramatu, jakim jest Droga Krzyżowa odbyta przez Chrystusa, właśnie dla ich zbawienia.

Oczywiście wyraz, wymiar tej opowieści, poziom spotkania na ekranie tych dwóch dramatów, zależy całkowicie od przeprowadzenia tej myśli. Należy zachować proporcje spraw, takt i kulturę myślową i realizacyjną. Szansę na to widzę w przede wszystkim w wyraźnym oddzieleniu obu światów, świata biblijnego od świata współczesnego. Oddzieleniu absolutnym, przy jednoczesnym połączeniu, wymieszaniu ich znaczeniowym.

Wyobrażam sobie, że te trzy osoby naszego dramatu Ojciec, Matka i Syn, grają w sposób realistyczny, „boleśnie” prawdziwy, a w kontraście z tym cały wątek Chrystusa, XIV Stacji Męki Pańskiej byłby oparty na bardzo silnej stylizacji.

Do realizacji zaprosiłabym panią Ewę Wycichowską i część jej wybitnych tancerzy z Poznańskiego Teatru Tańca, przy czym nie ma tu mowy o tańcu w sensie stricte, a raczej o pięknej opowieści pasyjnej głęboko stylizowanej i opartej na najsłynniejszych przykładach znanych w malarstwie i rzeźbie, przedstawiających Drogę Krzyżową. Kostiumy, sposób fotografowania, oddzielanie tych dwóch światów a jednocześnie łączenie ich, moim zdaniem da niezwykle ciekawy rezultat, niosący piękne i ważne przesłanie.

Do współpracy poprosiłabym twórców z takim dorobkiem, i klasą, że nie sądzę, aby groziła nam pretensjonalność ( podstawowy grzech przy tego rodzaju pomyśle) głupota, czy naruszenie uczuć kogokolwiek.

Zdaję sobie też sprawę, że aby zrealizować tego rodzaju, prosty, wydaje się banalny pomysł, zderzenie codziennego grzechu, przypadkowej codzienności, z tak wielką ideą, myślą i symbolami zawartymi w kulturze judeo–chrześcijańskiej, należy mieć wiarę, przekonanie w sam sens tego zabiegu, w jego przesłanie. Ja ją mam, co więcej mam prawdziwą potrzebę postawienia tak myśli, przedstawienia w tak zdecydowany sposób problemu. Mimo że to zadanie trudne.

Zakończenie sztuki, to znaczy Przemiana bohaterów, powrót do miłości i dobra, jaki przeżywają na końcu, w obliczu śmierci i zagubienia byłby dużo mocnej wyakcentowany niż jest to zapisane w tekście pana Bizio. Na tym mi zależy. Myślę na razie niejasno, majaczy mi się scena, w której na końcu Chrystus siada z nimi, z tą doświadczoną samotną rodziną, przy stole. Mam zamiar zresztą, gdyby doszło do naszej realizacji, poprosić autora,( zachęcona przez niego samego zresztą) do wyraźniejszego zapisu końcowej sekwencji.

Krystyna Janda

Chiałabym, aby zdjęcia zrobił pan Edward Kłosiński. Scenografię Maciej Maria Putowski, Ojca zagrałby Marek Kondrat, Syna – ktoś młody, o wielkiej prawdzie, przypuszczam, że ewentualnie do tej roli musiałabym robić przesłuchania. Matkę zagrałabym ja sama. Jeśli chodzi o wątek Pasyjny zaprosiłabym jak wspominałam do współpracy panią Ewę Wycichowską i Poznański Teatr Tańca, konsultantem byłby ksiądz kanonik Robert Raczyński.

Całość realizowałabym w wielkim studiu dającym wszelkie możliwości dla odrealnienia wątku męczeństwa.

Teatr Telewizji jest jedynym miejscem, telewizja i jej możliwości techniczne jedynym medium dającym możliwości zrealizowania tego pomysłu, i w tym wypadku medium idealnym.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

POROZMAWIAJMY O ŻYCIU I ŚMIERCI
KRZYSZTOF BIZIO

RECENZJE:

Porozmawiajmy o życiu i śmierci

Krystyna Janda daje nam się poznać nie tylko jako aktorka, ale również utalentowana wokalistka i reżyser. Właśnie trwają prace na planie jej najnowszej sztuki „Porozmawiajmy o życiu i śmierci”.
«Są filmy i przedstawienia Teatru Telewizji, które oglądamy z zainteresowaniem, lecz dość szybko o nich zapominamy. Ale są i takie dzieła, które na długo zostają w naszej pamięci. Wszystko wskazuje na to, że tak będzie z przedstawieniem, które reżyseruje Krystyna Janda. Gra ona również jedną z głównych ról. Obok niej występują Jerzy Stuhr i Borys Szyc.
Jest to dramat oparty na współczesnym tekście Krzysztofa Bizio, opisującym w przerysowany sposób życie pewnej rodziny. Mąż zdradza żonę, żona zdradza męża, syn jest dealerem narkotyków i zmusza narzeczoną do usunięcia ciąży. Słowa w tym spektaklu są ciężkie, brutalne i wulgarne. Niestety, z takimi zwrotami często spotykamy się na co dzień. I dlatego takim językiem posługują się bohaterowie wymyśleni przez autora.
Krystyna Janda wpadła na iście szatański pomysł, aby te brutalne potyczki rodzinne, plugawość sytuacji i tekstu, zderzyć z drogą krzyżową Chrystusa. Ten kontrast wywołuje piorunujący efekt. Skandal murowany!
Janda zaangażowała też Teatr Tańca Ewy Wycichowskiej z Poznania. Stanowią oni tło dla wydarzeń przedstawianych w tekście. Przy obróbce materiału zostaną dodane efekty komputerowe, które mają wzmocnić wyrazistość przedstawienia.»

Witold Szczekowski, Tele Tydzień nr 36, 02.09.2002

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Misterium ludzkiego losu

Interesujący eksperyment chce zaproponować widzom Teatru Telewizji Krystyna Janda, występując znów w podwójnej roli – reżysera i aktorki. „Porozmawiajmy o życiu i śmierci”, spektakl na podstawie współczesnej sztuki Krzysztofa Bizio, rejestrowany był w wakacje, w hali zdjęciowej warszawskiej Wytwórni Filmów Fabularnych i Dokumentalnych. Do współpracy przy swym najnowszym przedsięwzięciu Krystyna Janda zaprosiła Ewę Wycichowską światowej sławy tancerkę i choreografa, dyrektora Teatru Tańca w Poznaniu, jej tancerzy oraz kompozytora Krzysztofa Knittla. W obsadzie aktorskiej reżyserce partnerują Jerzy Stuhr i Borys Szyc.
«Krystyna Janda, znakomita aktorka i reżyser (ostatnio nagrodzona za świetny spektakl Teatru TV „Zazdrość”), nieraz już udowadniała, że lubi eksperymentować i nie boi się ryzyka. Realizując „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” podjęła chyba jedno z najtrudniejszych wyzwań w swej reżyserskiej karierze. Najnowsze przedsięwzięcie artystki jest połączeniem różnych technik i środków wyrazu: telewizji, teatru, tańca, ikonografii, muzyki i multimediów. Akcja rozgrywa się równolegle w dwóch planach czasowych: współczesnym i historycznym. Wątek współczesny to historia zwykłej rodziny: małżonków (Janda i Stuhr) i ich dorastającego syna (Borys Szyc). Wiecznie zapędzeni, zajęci zarabianiem pieniędzy, z życiem rodzinnym i wzajemnymi relacjami zredukowanymi do minimum, słowem: typowi bohaterowie naszych czasów. Postawieni wobec dylematów moralnych, poddani próbom, zaczynają uważniej przyglądać się sobie i pytać o sens ich byle jakiej egzystencji. Odpowiedź widzowie znajdą w drugim wątku, którym jest Droga Krzyżowa – opowieść o cierpieniu i męce Chrystusa.
– Spodobał mi się zapis sztuki Krzysztofa Bizio, w której są niemal wyłącznie rozmowy telefoniczne – reżyserka opowiada o tym, jak narodził się pomysł spektaklu. – Prostymi środkami został w nim uchwycony styl naszego życia. Ale chciałam, żeby widz obejrzał nie tylko obrazek obyczajowy. Zaczęłam zastanawiać się, co zrobić, żeby tekst nabrał uniwersalnego charakteru. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, że bohaterowie są ludźmi, którzy w codziennym życiu, w drobiazgach, popełniają grzech za grzechem, w ogóle nie zastanawiając się nad tym. Wszyscy tak żyjemy i nikt nie ma o to pretensji do siebie ani do innych. Pomyślałam, że interesujące byłoby go zderzyć z Pasją, Drogą Krzyżową, z jej przesłaniem. Obrazy, stacje, Męka Chrystusa przypomną, że istnieje inny wymiar życia i spraw… Nie chcę uprawiać moralizatorstwa – obie te ścieżki idą obok siebie, a ja tylko próbuję pomóc ludziom myśleć. Mam nadzieję, że ten spektakl skłoni ich do zatrzymania się i namysłu. A nawet, że ich zdenerwuje, zbulwersuje, a tym samym skłoni do refleksji.
Inscenizację Drogi Krzyżowej reżyserka powierzyła Ewie Wycichowskiej. – Po przeczytaniu scenariusza wiedziałam, że to, co mamy wraz z tancerzami zrobić, musi być maksymalnie prawdziwe – mówi artystka. – Inscenizując poszczególne stacje Drogi Krzyżowej posłużyłam się cytatami z ikonografii: z obrazów Rubensa, Caravaggia, van Dycka, całej plejady najwybitniejszych malarzy, którzy wykorzystywali wątki biblijne. Są to więc obrazy w ruchu. Ale chodzi w nich nie o przedstawienie, tylko – o wrażenie i emocje.
Ewa Wycichowska podkreśla, że na planie tancerze mają też do wykonania odpowiedzialne i trudne zadania aktorskie, zwłaszcza Krzysztof Raczkowski, wcielający się w postać Jezusa.
– To jest teatr tańca, a nie balet – Krystyna Janda uzasadnia swój wybór artystów. – Ci ludzie zajmują się wyrazem, potrafią ciałem i ruchem pokazać emocje. Innym światem jest teatr, innym telewizja, jeszcze innym – taniec. Pomyślałam, że dodane do tych wszystkich elementów muzyczne wizje Krzysztofa Knittla, jego muzyczna wyobraźnia, zaowocują czymś ciekawym. Prawdziwą przyjemność sprawiło mi, że przy okazji realizacji spektaklu dla telewizji, instytucji skazanej na pośpiech, spotkałam się z artystami, którzy nie mówią ani o czasie, ani o pieniądzach, tylko zaczynają żyć czyimś pomysłem, biorą go za swój i którzy zwyczajnie kochają to, co robią.
Krystyna Janda przyznaje też, że radość sprawiła jej możliwość pracy: z tymi, z którymi na planie spotyka się nie po raz pierwszy, m.in. Jerzym Stuhrem. Z uznaniem wypowiada się też o grze Borysa Szyca, młodego aktora stołecznego Teatru Współczesnego. Szyc, który rok temu ukończył Akademię Teatralną, ma już całkiem duży dorobek – role teatralne m.in. w „Bambini di Praga” w reż. Agnieszki Glińskiej i „Wniebowstąpieniu” (reż. Maciej Englert), filmowe – w „Przedwiośniu” Filipa Bajona i „Stacji” Piotra Wereśniaka oraz telewizyjne – m.in. serial „Sukces”.
Ze względu na swą wielowarstwowość spektakl „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” realizowany był inaczej niż tradycyjne sztuki Teatru TV. Dało się to odczuć na planie w hali zdjęciowej WFFiD: aktorom i realizatorom podczas zdjęć towarzyszyło głośne bicie serca.
– Oba wątki połączone są wspólnym rytmem – wyjaśnia Krystyna Janda. – W wersji ostatecznej tym pulsem będzie muzyka, na razie mamy nagrane bicie serca. Robimy półprodukty – śmieje się reżyserka. Tło jest niebieskie, bo potem dodamy wzięte z obrazów „malarskie nieba”. Kolejne warstwy spektaklu zostaną przetworzone i połączone komputerowo.
Krystyna Janda, która realizując poprzedni spektakl – „Zazdrość”, znakomicie wykorzystała technikę telewizyjną, zrobiła następny odważny krok w tym kierunku. – Jeśli chce się z ludźmi rozmawiać o poważnych sprawach, a mnie na tym zależy, trzeba podjąć ryzyko.

Agnieszka Kwiecień, TeleRzeczpospolita nr 39, 27.09.2002

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Dwa teatry (fragment)

(…) Inaczej rzecz się ma w „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” Krzysztofa Bizio, który wie, o czym pisze, bo wiedzę o świecie swoich bohaterów czerpie nie tylko z jakiejś kilkudniowej wycieczki.
Historia tak zwanej normalnej rodziny jest poruszająca i smutna, chociaż pozornie wszystko jest tam w najlepszym porządku. Cała trójka – ojciec (Jerzy Stuhr), matka (Krystyna Janda) i syn nie rozmawiają ze sobą, bo od dawna nie mają o czym. Jak symboliczny refren powracają kwestie: „Co słychać? Wszystko w porządku”, „No to cześć”, „No to cześć”, właściwe jedyne, co mają sobie wzajemnie do powiedzenia. Prawdziwe rozmowy odbywają za to przez telefon, ze znajomymi. To stąd dowiadujemy się, że ojciec, właściciel warsztatu samochodowego, kombinator, który umie tanio kupić i drogo sprzedać, zdradza żonę, żona zdradza męża z kochankiem przyjaciółki, a syn – handlujący narkotykami, zmusza dziewczynę, której zrobił dziecko, do przerwania ciąży. Jednocześnie, chociaż pewnie trudno w to uwierzyć, tekst Bizia jest tak wymyślony, żeby nie epatować nadmiarem zła. W bohaterach „Porozmawiajmy…” jest też sporo naiwności, zwykłej głupoty i banału. Dlatego są wiarygodni.
W przedstawieniu wyreżyserowanym przez Krystynę Jandę pojawia się jednak pomysł, który wprawia w osłupienie. Całe to nikczemne i nieciekawe życie komentują w drugim planie żywe obrazy z męki Chrystusa zainscenizowane specjalnie przez Ewę Wycichowską, których w tekście Bizia nie ma nawet śladu, są one mianowicie w całości pomysłem reżyserskim. Kiedy ojciec wrzeszczy na kolegę, z którym prowadzi lewe interesy, Chrystus upada pod krzyżem, kiedy syn opowiada jednemu z kolegów, ile wysiłku kosztowało go namówienie swojej głupiej dziewczyny do przerwania ciąży, Chrystus upada pod krzyżem po raz drugi.
Pierwsza myśl jest oczywista – reżyser przedobrzyła. Z samej litery dramatu jasno przecież wynika, że bohaterowie Bizia mają do dziesięciu przykazań Bożych stosunek swobodny, że kochają przede wszystkim siebie samego zamiast bliźniego, po cóż więc podkreślać jeszcze tę oczywistość? Tymczasem pomysł Jandy nieoczekiwanie daje przedstawieniu nową perspektywę. Powoduje, że zdarzenia opisane przez Bizia nabierają, może nie religijnego, ale z pewnością jakiegoś absolutnego charakteru, przekładają dramat młodego autora na wyższy poziom uniwersalności, ale nie głuszą przy tym głównej warstwy tekstu.
Zawsze, gdy Teatr Telewizji zabiera się za dramaturgię współczesną, szuka usprawiedliwienia, jakby pomysł realizacji prapremierowego tekstu był jakąś winą. Funkcję najnowszej pełni więc dramaturgia Janusza Głowackiego, i to akurat ten jego tekst, który dla polskiego widza jest chyba najmniej ciekawy. Kiedy już dochodzi do realizacji naprawdę ciekawego polskiego tekstu współczesnego, telewizja staje natychmiast, jakby na wszelki wypadek, za barykadą popularnych nazwisk, aktorów i reżyserów. Z tych zapewne obaw zrodził się pomysł oddania tekstu Bizia Krystynie Jandzie, na szczęście z bardzo dobrym efektem (…)

Marek Radziwon, Teatr nr 3, 01.03.2003

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Pasja codzienna

Trzech bohaterów, trzy życia, jeden telefon – tak najkrócej można streścić sztukę Krzysztofa Bizio, którą na ekran przeniosła Krystyna Janda. To historia rodziny, w której wszelkie związki emocjonalne uległy zniszczeniu – ojciec, matka i syn prowadzą osobne życie w zupełnej izolacji od siebie. „Masz coś do mnie? Nie. W porządku? Wszystko w porządku” – to jedyne słowa, którymi wymieniają się w drzwiach.
«Dramatów o rozpadzie współczesnej rodziny jest wiele, ten pokazuje kryzys w szczególnie wymowny sposób: jedynym słuchaczem, powiernikiem i konfesjonałem bohaterów stał się telefon, przez który rozmawiają ze znajomymi i przyjaciółmi. To z tych rozmów dowiadujemy się, że pod warstwą pozorów narasta dramat: ojciec – biznesmen w średnim wieku (Jerzy Stuhr) – prowadzi lewe interesy i bez skrupułów zdradza żonę, matka (Krystyna Janda) odbija kochanka swej najlepszej przyjaciółce, a syn (Borys Szyc) – dealer narkotykowy i początkujący gangster zmusza swoją dziewczynę do skrobanki.
Wszystko w porządku? Nic nie jest w porządku. Kiedy w ich życiu następuje kryzys i załamanie, nie mają się na kim oprzeć. Telefon zaufania nie wystarcza i ze swoim dramatem zostają sami.
Tę opowieść o samotności i moralnej pustce Krystyna Janda wraz z operatorem Edwardem Kłosińskim zderzyli w spektaklu z Pasją Chrystusa. Kiedy na pierwszym planie bohaterowie przeżywają swoje małe tragedie z telefonem w ręku, w tle aktorzy Polskiego Teatru Tańca Ewy Wycichowskiej odgrywają sceny z Drogi Krzyżowej: Upadek Pierwszy, Spotkanie z Matką, Upadek Drugi, Chusta Św. Weroniki, Szymon Cyrenejczyk, Upadek Trzeci, Ukrzyżowanie. Gdy po raz pierwszy usłyszałem o tym pomyśle, uznałem go za szalony: komentarz religijny nie pasował do tej w gruncie rzeczy obyczajowej historii. Ale po zmontowaniu okazało się, że to rozwiązanie potęguje działanie dramatu. Pasja jest punktem odniesienia do życia bohaterów i przenosi całą historię ze sfery obyczaju w sferę spraw ostatecznych, o których mówi tytuł sztuki. Bo w obu tych historiach bohaterem jest przecież rodzina: ojciec, syn i matka, w obu chodzi o życie i śmierć, w obu stawia się ostateczne pytania o sens ofiary i cierpienia. Tyle że o ile jedna rodzina zbudowana jest na miłości i prawdzie, w drugiej miłość umarła, a ludzie żyją w kłamstwie.
To kłamstwo Janda demaskuje, zderzając z okrutną ironią obrazy Męki Pańskiej z obrazami codziennego życia bohaterów. Najbardziej ostre jest zestawienie ćwiczeń syna w siłowni z dźwiganiem krzyża i pucowania samochodu z drogą na Golgotę. Sceny z Ewangelii są przy tym wysmakowane plastycznie, nawiązują do ikonografii chrześcijańskiej, wszystko dzieje się pod dramatycznym niebem z obrazów El Greca, w pustym krajobrazie Giotta, co jeszcze bardziej pogłębia efekt obcości. Ale najbardziej wstrząsający jest finał. W ostatniej scenie cała rodzina w końcu spotyka się przy stole, ubrana jak do kościoła. Wyglądają na szczęśliwe stadło, ale to tylko złudzenie, w istocie dzieli ich jeszcze więcej niż na początku. To, co mają sobie do powiedzenia, to tylko wzajemne oskarżenia. Pomiędzy nimi siedzi Chrystus przez nikogo nierozpoznany. Tak jak w Ewangelii.
Ten spektakl w sposób przejaskrawiony pokazuje rzeczywistość, w której takie słowa jak miłość, prawda, piękno stały się pustym frazesem, a religia – rutyną. Tak naprawdę jedyną wartością jest tu seks, posiadanie pieniędzy, drugiego człowieka. „To czasy radykalnej zmiany. Nic już nie będzie takie jak przedtem” – mówi jeden z bohaterów, a jego słowa brzmią jak gorzki komentarz do wydarzeń ostatnich lat.
Sztuka Krzysztofa Bizio w reżyserii Krystyny Jandy to kamień wrzucony w mętne wody polskiego społeczeństwa, w którym mimo tak wielkich wpływów katolicyzmu zasady Dekalogu są łamane i lekceważone na każdym kroku. Dlatego nie rozumiem zupełnie, czemu telewizja zakwalifikowała ten spektakl jako „tylko dla dorosłych”. Co jest w nim takiego, co mogłoby zdemoralizować nieletnich? Czy analiza rozpadu rodziny? Portret męża, który w bezczelny sposób zdradza żonę? Syna, który wysyła swoją dziewczynę na skrobankę? Matki, która ma raka? A może tym, co mogą oglądać tylko dorośli, jest śmierć Chrystusa na krzyżu? W świetle niezliczonych zbrodni, pokazywanych na co dzień w telewizji, ta nagła
troska o moralność publiczną jest groteskowa. Bo jeśli szukać jakiegoś sposobu na moralną naprawę naszego życia, to spektakl Jandy jest jednym z niewielu, które taką próbę podejmują.

KRZYSZTOF BIZIO
Trzy lata temu do redakcji „Dialogu” nadeszła pocztą sztuka pod tytułem „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” bliżej nieznanego autora Krzysztofa Bizio. Redaktorom tekst bardzo się spodobał, zapadła decyzja o druku, okazało się jednak, że zaginęła koperta z adresem dramaturga. Rozpoczęto poszukiwania, „Dialog” dał ogłoszenie do prasy, ale tajemniczy autor się nie zgłaszał. Dopiero kiedy jego sztuka ukazała się w grudniu 2000 roku, odnalazł się… w Szczecinie. Bizio ma 31 lat i jest architektem, oprócz dramatów pisze minipowieści i opowiadania. Wynajmuje pracownię w budynku szczecińskiego Teatru Współczesnego. Któregoś dnia zamiast do pracy trafił piętro wyżej, do gabinetu Anny Augustynowicz, której pokazał swój debiutancki tekst i od tego spotkania zaczęła się jego kariera dramaturga. Po prapremierze „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” na scenie kameralnej Teatru Współczesnego następną sztukę Bizio – „Lament” – wystawił Teatr Powszechny w Łodzi. Obie reżyserował młody reżyser Tomasz Man. Kolejną – „Toksyny” – ma wystawić w tym sezonie łódzki Teatr im. Jaracza. Autor jest zapraszany na międzynarodowe festiwale, publiczne czytania jego dramatów odbyły się m.in. w Warszawie, Pradze i Wiedniu. Każda z jego sztuk oparta jest na innym formalnym pomyśle. „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” to montaż rozmów telefonicznych, „Toksyny” tworzy pięć rozmów między dwoma mężczyznami, którzy grają wobec siebie role kata i ofiary, dealera i narkomana, ojca i syna, natomiast „Lament” składa się z monologów trzech kobiet: babki, matki i córki. Pierwsza rozmawia z nieżyjącym mężem, druga mówi o swojej depresji po utracie pracy, a trzecia – o modnych ciuchach, które wyznaczają horyzont jej życiowych ambicji. – Świat się zmienia i powinna też się zmieniać forma dramatyczna. W tym sensie moje teksty są nietypowe. Sedno teatru to dialog, relacja człowiek – człowiek, a nie to, że bohaterowie na przykład jedzą kolację – komentował autor w jednym z wywiadów.

Roman Pawłowski, Gazeta Telewizyjna nr 74, 28.03.2003

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Porozmawiajmy o życiu i śmierci

Debiut dramaturgiczny Krzysztofa Bizio na mały ekran przeniosła w 2002 r. Krystyna Janda. Bohaterami sztuki są matka, ojciec i syn – każde zajęte wyłącznie sobą. Nieodłącznym towarzyszem ich zagubienia jest… telefon komórkowy. Zwierzają się z wątpliwości i oczekują pocieszenia, często gęsto mijając się z prawdą. Ze sobą nie rozmawiają wcale. Mijając się, rzucają jedynie agresywne komunikaty: „Masz coś do mnie?” „Nie, wszystko w porządku”. Czy na pewno? Matka (Janda) najlepszej przyjaciółce odbija narzeczonego. Ojciec (Jerzy Stuhr), właściciel warsztatu samochodowego, buduje nad jeziorem dom dla kochanki. Syn (Borys Szyc), zamiast studiować, robi narkotykowe interesy. Kochającą go dziewczynę zmusi do skrobanki. Kiedyś jednak bohaterom przyjdzie zdać rachunek. Osamotnieni i pogubieni spotkają się w poruszającej finałowej scenie, w której matka wygarnie wreszcie mężowi i synowi, co o nich myśli. Pierwszy krok został zrobiony. Egzystencję współczesnych nowobogackich inscenizatorka niezbyt szczęśliwie skontrastowała z obrazami Męki Pańskiej. Sceny pasyjne – w opracowaniu Ewy Wycichowskiej i w operatorskim ujęciu Edwarda Kłosińskiego – budzą mój sprzeciw. Nawet nie dlatego, że nieudolne i kiczowate, lecz z powodu narzucającego się skojarzenia męczeństwa Zbawiciela z cielesno-moralnymi udrękami cywilizacyjnych troglodytów.

Janusz R. Kowalczyk, TeleRzeczpospolita nr 13, 28.03.2003

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Porozmawiajmy o życiu i śmierci

Poniedziałek, TVP1,21.35 spektakl teatralny, premiera, Polska 2002, autor Krzysztof Bizlo, reż. Krystyna Janda, wyk.: Krystyna Janda, Jerzy Stuhr, Borys Szyc, Krzysztof Raczkowski i tancerze Polskiego Teatru Tańca pod dyrekcją Ewy Wycichowskiej,
«Sztuka młodego, polskiego dramaturga. Obraz codziennej, miałkiej egzystencji ludzi pozbawionych zasad moralnych, niezdolnych do odczuwania uczuć wyższych, kierujących się egoizmem i żądzą zysku, posługujących się nawet w kontaktach z najbliższymi osobami nielojalnością, kłamstwem, zdradą, a jednocześnie głęboko skrywających dojmujące poczucie samotności i tęsknotę za wielką miłością.
Bohaterowie – ojciec, matka i dorosły syn – to rodzina, jakich wiele w Polsce. Żyją pośpiesznie, z komórką przy uchu, niby razem, ale zupełnie obok siebie, obojętni na cudze problemy. Nawet nie rozmawiają ze sobą, bo trudno nazwać rozmową zdawkowe: „Wszystko w porządku? – Tak. – Chcesz czegoś ode mnie? – Nie”. On – prywatny przedsiębiorca w średnim wieku, właściciel warsztatu samochodowego, dorobił się pewnego majątku, jest kimś w lokalnej społeczności. Z żoną od dawna mu się nie układa. Na szczęście są kochanki. Ona – kobieta nadal atrakcyjna, świadoma swoich atutów i oczekująca wiele od życia. Lubi się podobać i nie ma skrupułów odbijając narzeczonego najlepszej przyjaciółce. Wreszcie ich syn Paweł – student, ale nauka mu nie w głowie. Znacznie bardziej zaprząta go robienie „kasy”. Silnym kontrapunktem dla obrazków rodzajowych amoralnej, podłej egzystencji całej trójki są sceny Męki Pańskiej – ofiary Jezusa złożonej dla odkupienia ludzkich win. Jakże nieskuteczna, niemal niepotrzebna wydaje się ta ofiara. Rozdźwięk pomiędzy sacrum i profanum podkreśla niespokojna, rozedrgana muzyka Krzysztofa Knittla towarzysząca lipnym ekspresji scenom pasyjnym w opracowaniu Ewy Wycichowskiej.»

„Porozmawiajmy o życiu i śmierci”, Trybuna nr 75, 29.03.2003

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Bizio wg Jandy

Sztukę szczecińskiego dramaturga Krzysztofa Bizia „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” pokaże dziś Teatr Telewizji. Reżyserem spektaklu jest Krystyna Janda.
„Porozmawiajmy o życiu i śmierci” to montaż rozmów telefonicznych, jakie prowadzą członkowie współczesnej rodziny, w której zatraceniu uległy ich wzajemne emocjonalne relacje. Opowieść Bizia Krystyna Janda i operator Edward Kłosiński dopełnili obrazami Pasji Chrystusa. W rolach głównych występują: Krystyna Janda (żona), Jerzy Stuhr (mąż) i Borys Szyc (syn). Dwa lata temu prapremierę tej sztuki dla Teatru Współczesnego w Szczecinie przygotował Tomasz Man. Kariera Krzysztofa Bizia nabiera coraz większego blasku. Nieczęsto zdarza się, by sztuki młodego dramaturga ukazywały się w wydaniu książkowym. A właśnie w ramach „Biblioteki miesięcznika Teatr” ukazał się zbiór zawierający trzy dramaty szczecińskiego autora: „Lament”, „Toksyny” oraz „Porozmawiajmy o życiu i śmierci”. Zbiór poprzedza wywiad z autorem, jego portret nakreślony przez Tomasza Mana oraz komentarz Wojciecha Majcherka.

EP, Gazeta Wyborcza – Szczecin nr 76, 31.03.2003

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Pasja bez pasji

W miniony poniedziałek pierwszy program TVP wyemitował zrealizowaną w 2002 roku przez Krystynę Jandę sztukę Krzysztofa Bizia – „Porozmawiajmy o życiu i śmierci”. Tekst szczecińskiego autora, podobnie jak podczas premiery w Teatrze Współczesnym (reż. Tomasz Man), ujawnił swe walory: prostotę i sugestywność opisu rozpadu więzi międzyludzkich, samotności i próby scalenia rodziny. Ta smutna sztuka o ludziach zdradzających się, gardzących sobą i prowadzących tasiemcowe rozmowy telefoniczne (telekomunikacja zastępująca międzyludzką komunikację jest tu wyraźnym akcentem) ma jednak delikatnie optymistyczny finał. Rodzina zaczyna ze sobą rozmawiać, chora na raka żona wygarnia „całą prawdę” mężowi i synowi, którzy nie pozostają jej dłużni. Bizio nie sugeruje tego jednoznacznie, ale odbiorca może domniemywać, że jakieś resztki rodzinnego ciepła gdzieś się tu tlą. Że grzechy zostały odkupione (choroba żony, porażki finansowo-romansowe męża, zemsta narkotykowej mafii na synu) i jest szansa na odrodzenie…
Sztukę Krzysztofa Bizia można – tak jak to zrobił w szczecińskiej prapremierze Tomasz Man – pokazać na scenie w sposób zwyczajny, szary, potoczny – było to proste odzwierciedlenie tego, co kreuje tekst sztuki (znaczącą kreację stworzyła w Szczecinie Beata Zygarlicka). W swej istocie jest jednak „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” rzadkim w polskiej dramaturgii współczesnej moralitetem. I to nie nachalnym, nie filtrującym rzeczywistości przez światopogląd… Krystyna Janda może nawet dostrzegła ów wymiar moralitetu w większym stopniu niż Tomasz Man. Niestety, jak się wydaje, inscenizatorka poszła w swej chęci „użycia” tekstu początkującego dramaturga zbyt daleko. Zderzyła tekst sztuki z choreograficznymi scenami Męki Pańskiej często w jednym kadrze. Owszem, kamera Edwarda Kłosińskiego wyczarowała nierzadko piękne, malarskie obrazy, ale sam zamysł budzi duże wątpliwości. Zbyt łopatologiczne i naciągane to było moralizatorstwo – drażniące tym bardziej, że tekst Bizia nie potrzebuje przecież i nie skłania do religijnych skojarzeń. A widz też powinien mieć swobodę interpretacji i ewentualnych odniesień. Po co Janda zdecydowała się na ten ryzykowny i rozbrajający w swej banalności zabieg? Żeby podważyć pewną drastyczność tekstu, która jest właśnie jego silą? Aby mógł przed emisją sztuki pojawić się na ekranie ksiądz i powiedzieć, że „Porozmawiajmy” podobało się klerykom? Ale przecież mogło chyba (i powinno) dawać do myślenia osobom duchownym nawet bez religijno-kiczowatego sztafażu.
Sam spektakl był bardzo dobrze zagrany przez Jandę (Żona), Jerzego Stuhra (Mąż) i Borysa Szyca (Syn), w wielu momentach bardzo ciekawy realizacyjnie i rzeczywiście świetnie poprowadzony przez Jandę od strony czysto reżyserskiej. Po odjęciu dosłowności scen pasyjnych zainscenizowanych przez Ewę Wycichowską i zachowaniu pewnej ciekawie tu wprowadzonej poetyki biblijnej (kolory, kompozycja kadru, niektóre pozy aktorów) – telewizyjna wersja „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” byłaby bardziej przekonującą interpretacją tekstu Krzysztofa Bizia.
Dlaczego wreszcie Krystyna Janda postanowiła „poprawiać” cudzy tekst? – mogła go napisać sama lub np. poszukać innego. Bez przekonania do materiału literackiego i prawdziwej pasji szczerego teatru robić się nie da.. Szczerość rozmowy o życiu i śmierci, jaką proponuje Bizio, spektakl Jandy cokolwiek naruszył.
Krzysztof Bizio – „Porozmawiajmy o życiu i śmierci”. Scenariusz tv i reżyseria – Krystyna Janda, zdjęcia – Edward Kłosiński. Emisja: 31.03.2003

Maciej Deuar, Kurier Szczeciński nr 65, 02.04.2003

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Irreligia w Teatrze Telewizji

Irreligia w teatrze – tak najkrócej można scharakteryzować widowisko „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” wyreżyserowane przez Krystynę Jandę, które zaprezentowała w ostatni poniedziałek publiczna telewizja. Sztuka Krzysztofa Bizia oparta została na pomyśle telefonicznych rozmów, które z nieobecnymi odbiorcami prowadzi troje bohaterów, niejako z przypadku stanowiących współczesną rodzinę.
Tego, że spektakl został wyemitowany w Wielkim Poście, nie można odczytywać inaczej niż jako prowokację. Scenerię dla przedstawienia stanowi misterium męki Jezusa Chrystusa, ale to, co mogliśmy zobaczyć na pierwszym planie, ma tyle wspólnego z tematyką religijną, ile mają z nią wspólnego obrazy Nieznalskiej czy innych „artystów” wpisujących się w zjawisko irreligii. Wyzwiska i przekleństwa, obecne niemal w każdym zdaniu, nie licują z wzniosłym tłem przedstawienia i są po prostu bluźnierstwem. Natomiast czerwony znaczek podkreślający, że przedstawienie przeznaczone jest tylko dla dorosłych, był już właściwie tylko próbą ukrycia prawdy. A jest nią dowód, zresztą nie pierwszy, że łatwo jest przenieść rynsztok uliczny do teatru. Trudno jest natomiast tworzyć sztukę. Udowadnia to sam Bizio, którego dramat i bez tła pasyjnego jest dostatecznie wulgarny nawet jak na teatr współczesny.
Z dawnego Teatru Telewizji, prezentującego ambitną klasykę, niewiele dziś już pozostało. Myślę, że poniedziałkowe przedstawienie nie powinno ujść uwadze płatników abonamentu telewizyjnego, w większości tworzących zdrowe rodziny, których codzienność naznaczona jest troską o najbliższych. Tak nie rozmawiają ze sobą normalne rodziny.

Piotr Mazur, Nasz Dziennik nr 79, 03.04.2003

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Płaczesz, więc jesteś człowiekiem

Jan Paweł II rzekł kiedyś, że święci są po to, żeby zawstydzać. A sztuka? Najczęściej myślałem, że po to, by zachwycać. To prawda, bo po obejrzeniu spektaklu Krzysztofa Bizio „Porozmawiajmy o życiu i śmierci” w reżyserii Krystyny Jandy, byłem zachwycony. Ale bardziej – wstrząśnięty. Zderzenie formy. Malarskiej, monumentalnej Drogi Krzyżowej, z tradycyjnymi stacjami monotonnego życia współczesnej „świętej” rodziny (matka, ojciec, syn). Bohaterowie niestety zbyt głęboko ugrzęźli w egoizmie, czyli życiu pozorowanym. Jak u Herberta: „Jak zwykle handel i kopulacja” (z tomu „Pan Cogito”). Czy zatem jest dla nich, dla nas ratunek? Tak, to cierpienie. Ono może zbawić, bo wyzwoli z życia na pozór. W powieści Juliusza Verne’a „Tajemnicza wyspa” inżynier Smith mówi do przestępcy Ayrtona: „Płaczesz, więc jesteś człowiekiem”. Lecz przed cierpieniem (Chrystusa i naszym) wypada tylko klęknąć. I na koniec wątek osobisty. Od lat cierpię widząc, jak umiera moje miasto, Starachowice. Dlatego cieszę się, że pochodząca właśnie ze Starachowic Krystyna Janda przywraca mi wiarę w moje miasto.

Ks. Adam Zelga, Tele Tydzień nr 15, 07.04.2003

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Terapia wstrząsowa

Co dzieje się z człowiekiem, który wskutek fałszywych wyborów gubi głębszy sens swojego istnienia? Gdy jedyną receptą na życie staje się filozofia moralnej łatwizny, przyjemności, użycia za wszelką cenę?
Wydaje się, że wielu ludzi nie ma dziś w ogóle ochoty zaprzątać sobie głowy tego rodzaju problemami, a tym bardziej o nich rozmawiać, dyskutować. Nawet w kręgu rodzinnym rozmowy dotyczące wartości wyższych, duchowych (w tym również spraw ostatecznych, jak śmierć, zbawienie, życie wieczne) nierzadko uważane są za fanaberie lub zwykłą stratę czasu. Człowiek współczesny panicznie lęka się i wstydzi tego rodzaju tematów, usuwa je ze swego codziennego horyzontu, a powstałą wokół siebie pustkę próbuje zapełnić prymitywnym komfortem bogactwa, sytości i niczym nieograniczonej swobody w sferze seksu.
Dlatego już sam tytuł sztuki Krzysztofa Bizio „Porozmawiajmy o życiu i śmierci”, pokazanej ostatnio w programie 1 TVP i wyreżyserowanej przez Krystynę Jandę, można uznać za prowokację do dyskusji nad wspomnianymi wyżej problemami. Twórcy spektaklu, świadomi zobojętnienia współczesnego widza na tzw. przesłania moralne, sięgnęli – zarówno w warstwie słownej, jak i wizualnej – po bardzo jaskrawe, chwilami wręcz drastyczne środki wyrazu. Wiadomo, że tego rodzaju przedsięwzięcia są zazwyczaj ryzykowne. Jednak tym razem się udało. Właśnie dzięki przerysowaniu obraz rozpadu rodziny nabrał dramatyzmu i stał się przekonujący. Język, pełen przekleństw i wulgaryzmów, nie był tu celem samym w sobie, lecz wiernie odzwierciedlał stany emocjonalne bohaterów, ich duchową i intelektualną pustkę. Znakomitym symbolem zaniku więzi międzyludzkich okazał się telefon komórkowy. Ojciec (Jerzy Stuhr) – biznesmen w średnim wieku, matka (Krystyna Janda) i syn (Borys Szyc) – dealer narkotykowy i początkujący gangster nie tylko rozmawiają przez „komórkę” ze swymi znajomymi, ale z „komórką” przy uchu wielokrotnie mijają się na planie, zupełnie na siebie nie patrząc. Są absolutnie zasklepieni w swoim egoizmie. Można wręcz zażartować, że jest to sztuka o życiu „jednokomórkowców”, które z fazy materializmu dialektycznego przeszły w fazę materializmu praktycznego.
Najbardziej ryzykowny w całym przedsięwzięciu mógł początkowo wydawać się pomysł wprowadzenia scen z Drogi Krzyżowej: Upadek Pierwszy, Spotkanie z Matką, Upadek Drugi, Chusta św. Weroniki, Szymon Cyrenejczyk, Upadek Trzeci, Ukrzyżowanie. Ale i tutaj realizatorzy, choć balansowali na granicy kiczu, wyszli obronną ręką. To bowiem, co w pierwszym momencie mogło sprawiać wrażenie bluźnierczego gestu, okazało się głęboko przemyślanym zabiegiem dramaturgicznym.
„Pasja – jak słusznie zauważa Roman Pawłowski – jest punktem odniesienia do życia bohaterów i przenosi całą historię ze sfery obyczaju w sferę spraw ostatecznych, o których mówi tytuł sztuki. Bo w obu tych historiach bohaterem jest przecież rodzina: ojciec, syn i matka, w obu chodzi o życie i śmierć, w obu stawia się ostateczne pytania o sens ofiary i cierpienia. Tyle, że o ile jedna rodzina zbudowana jest na miłości i prawdzie, w drugiej miłość umarła, a ludzie żyją w kłamstwie”.
Podczas dyskusji na temat spektaklu ks. Andrzej Luter uznał go za świetny materiał do prowadzenia rekolekcji. Warto się nad tym zastanowić. Może naszym polskim sumieniom potrzebne są takie właśnie, brutalne terapie wstrząsowe?

Andrzej Babuchowski, Gość Niedzielny nr 15, 13.04.2003

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Porozmawiajmy o życiu i śmierci

Debiut dramaturgiczny Krzysztofa Bizio na mały ekran przeniosła w 2002 r. Krystyna Janda. Bohaterami sztuki są matka, ojciec i syn – każde zajęte wyłącznie sobą. Nieodłącznym towarzyszem ich zagubienia jest… telefon komórkowy. Zwierzają się z wątpliwości i oczekują pocieszenia, często gęsto mijając się z prawdą. Ze sobą nie rozmawiają wcale. Mijając się, rzucają jedynie agresywne komunikaty: „Masz coś do mnie?”. „Nie, wszystko w porządku”. Czy na pewno?
Matka (Janda) najlepszej przyjaciółce odbija narzeczonego. Ojciec (Jerzy Stuhr), właściciel warsztatu samochodowego, buduje nad jeziorem dom dla kochanki. Syn (Borys Szyc) zamiast studiować, robi narkotykowe interesy. Kochającą go dziewczynę zmusi do skrobanki. Kiedyś jednak bohaterom przyjdzie zdać rachunek. Osamotnieni i pogubieni spotkają się w poruszającej finałowej scenie, w której matka wygarnie wreszcie mężowi i synowi, co o nich myśli. Pierwszy krok został zrobiony. Egzystencję współczesnych nowobogackich inscenizatorka niezbyt szczęśliwie skontrastowała z obrazami Męki Pańskiej. Sceny pasyjne – w opracowaniu Ewy Wycichowskiej i w operatorskim ujęciu Edwarda Kłosińskiego – budzą mój sprzeciw z powodu narzucającego się skojarzenia męczeństwa Zbawiciela z cielesno-moralnymi udrękami cywilizacyjnych troglodytów.

Janusz R. Kowalczyk, Tele Rzeczpospolita nr 51, 29.02.2008

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

RAZEM, ALE OSOBNO

Trzech bohaterów, trzy życia, jeden telefon – tak najkrócej można streścić tę sztukę. To historia rodziny, w której związki emocjonalne uległy zniszczeniu. Takich dramatów jest wiele, ale ten pokazuje kryzys w szczególny sposób: jedynym powiernikiem bohaterów stał się telefon, przez który rozmawiają ze znajomymi i przyjaciółmi. Z tych rozmów dowiadujemy się, że pod warstwą pozorów narasta dramat: ojciec biznesmen prowadzi lewe interesy i zdradza żonę, matka odbija kochanka przyjaciółce, a syn, początkujący gangster, zmusza dziewczynę do skrobanki.
Tę opowieść o samotności i moralnej pustce Krystyna Janda i jej mąż, operator Edward Kłosiński zderzyli z Pasją Chrystusa. Kiedy bohaterowie przeżywają swoje małe tragedie, w tle aktorzy Polskiego Teatru Tańca odgrywają sceny z Drogi Krzyżowej. Pasja przenosi całą historię ze sfery obyczaju w sferę spraw ostatecznych. Bo w obu tych historiach bohaterem jest przecież rodzina: ojciec, syn i matka, w obu chodzi o życie i śmierć, w obu stawia się pytania o sens ofiary i cierpienia. Tyle że jedna rodzina zbudowana jest na miłości i prawdzie. W drugiej miłość umarła, a ludzie żyją w kłamstwie.

Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza. 30.03.2012

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.