06
Sierpień
2010
00:08

Janda: Nie mam traumatycznych przeżyć

Janda: Nie mam traumatycznych przeżyć

6 września 2010

fot. Dominik Staniszewski/trojmiasto.pl

Krystyna Janda wystąpiła podczas widowiska Roberta Wilsona w Stoczni Gdańskiej. Przedstawienie „Biała bluzka” to drugie wydarzenie w ramach gdańskich obchodów 30. rocznicy Sierpnia ’80 z udziałem aktorki.

Przychodzili ludzie, pokazując rany postrzałowe po wydarzeniach Grudnia ’70 i krzyczeli, że powieszą nas na latarniach, jeśli w „Człowieku z żelaza” skłamiemy. Przychodzili też tacy, którzy mieli znaczek „Solidarność” odlany ze złota i nosili go jako największą relikwię. Ale nie mam traumatycznych przeżyć z tamtych czasów – o Solidarności i o tym, jak pokazać nowym pokoleniom wartości sprzed 30 lat z Krystyną Jandą, która w środę (8 września) wystąpi w spektaklu „Biała bluzka” zamykającym gdański festiwal Solidarity of Arts, rozmawia Łukasz Stafiej.

Co zadecydowało o tym, że postanowiła Pani wziąć udział w aż dwóch gdańskich wydarzeniach związanych z 30. rocznicą Sierpnia ’80 – w widowisku Roberta Wilsona w Stoczni i spektaklu „Biała bluzka”?

Krystyna Janda: Zaproszenie do udziału w tych uroczystościach to honor. Oba te wydarzenia zapowiadały się bardzo dobrze. Poza tym podkreślenie tego, ze jest się wiernym ideom dawnej Solidarności jest dla mnie bardzo ważne. Pomijając już radość, ze będę mogła zaprezentować „Białą bluzkę” widowni Wybrzeża.

Czy ma Pani jakieś znaczące wspomnienia lub doświadczenia z tamtych czasów, które w świetle uczestnictwa w obchodach nabierają nowych, ważnych dla Pani znaczeń?

Na szczęście nie mam żadnych osobistych traumatycznych przeżyć, natomiast podczas kręcenia „Człowieka z żelaza” byliśmy na Wybrzeżu pół roku po wydarzeniach i atmosfera tamtego czasu, rozmowy z przywódcami i uczestnikami ówczesnych strajków i w Szczecinie, i w Gdańsku pozostaną we mnie na zawsze. Przychodzili ludzie, pokazując rany postrzałowe po wydarzeniach grudniowych w 1970 roku i krzyczeli, że powieszą nas na latarniach, jeśli w tym filmie skłamiemy. Przychodzili też tacy, którzy mieli znaczek „Solidarność” odlany ze złota i nosili go jako największą relikwię.

„Biała bluzka” jest grana w Gdańsku po blisko 25 latach od premiery. Jak czuła się Pani po tylu latach wracając do tematu niesamowicie aktualnego wtedy, lecz teraźniejszemu odbiorcy już nie tak bliskiego.

Wiedziałam, ze robię ten spektakl dla nowych pokoleń. Dlatego też forma przedstawienia jest wymyślona z myślą o „tych nowych”, którzy nie pamiętają albo nie wiedzą. A ja, cóż, gram to inaczej. Wtedy byłam w wieku bohaterki i nieszczęśliwa miłość do opozycjonisty była przez mnie traktowana wprost. Dziś akcentuję inne aspekty opowieści, ale nadal jest to spektakl o tym, że w momentach niewoli, przymusu, tragedii, miłość jest uczuciem, które ratuje. Jeżeli jest możliwa, jak to śpiewam w ostatniej piosence.

Recenzenci pisali o tekście „Białej bluzki”, że Agnieszce Osieckiej „udało się zapisać stan umysłów, emocji i lęków wielu zwykłych ludzi w tamtym czasie”. Jak Pani myśli, o czym należało by współcześnie napisać, żeby miało podobny wydźwięk?

W moim Teatrze Polonia w październiku odbędzie się premiera nowego tekstu Przemysława Wojcieszka „Jeszcze będzie przepięknie”. Sztuka jest właściwie interwencyjnym zapisem kłopotów i emocji ludzi zadłużonych w bankach ponad granicę wszelkiej wypłacalności. Ludzi rozczarowanych nową Polską, ludzi bez nadziei. Może to jest jeden z takich tekstów, który zapisuje współczesność. Na szczęście bohaterami są ludzie naiwni, nie mogący służyć za przykład dla reszty.

Całe życie Pani grała i wciąż jest aktywna na scenie, ale również prowadzi własny teatr i fundację. Skąd Pani bierze siły na to wszystko?

Krąży w tej chwili taki żart: jeżeli masz problemy z dykcją, z jąkaniem się, idź do apteki po holomediquazicargoliberaplusmycynę. Jak jestem zmęczona, biorę coś takiego (śmiech).

trojmiasto.pl

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.